Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Strategiczna pułapka Putina i Łukaszenki zastawiona na Polskę

Łukaszenka poprzez kryzys graniczny chce osłabić Polskę i uzyskać kartę przetargową w Europie. Nie wydaje się jednak, by w długofalowym interesie Białorusi leżała neutralizacja Polski, o którą chodzi Rosji
Wesprzyj NK

Kryzys na granicy polsko-białoruskiej coraz bardziej eskaluje. Za sprawą działań Mińska (i po trosze też już zapewne w wyniku samej dynamiki sytuacji i zachowania zgromadzonej w trudnych warunkach ludności), z częściowym przynajmniej przyzwoleniem i wsparciem Rosji. Jesteśmy świadkami kolejnych prowokacji, strzałów, fizycznych ataków na polskich funkcjonariuszy, i oczywiście coraz śmielszych prób siłowego forsowania granicy. Bieżące emocje nie powinny jednak przesłaniać faktu, że są to wszystko ewidentnie jedynie elementy większego planu politycznego, realizowanego przez Mińsk i Moskwę. Warto się zastanowić na chłodno nad strategiczną stawką tej gry.

Putin paraliżuje Polskę

Powstrzymanie ostatecznego anschlussu kraju nad Niemnem przez Rosję – o ile wciąż jeszcze możliwe – jest krytyczne z punktu widzenia polskiej racji stanu

Co jest celem Rosji Putina w tym kryzysie? Jej elitę przywódczą tworzą realiści, rozumujący w kategoriach przetrwania i akumulacji potęgi. W ostatnich latach ich największymi problemami są: wzrost siły Chin i zależności od nich, częściowa izolacja międzynarodowa i konflikt z Zachodem po agresji na Ukrainę, narastające problemy wewnętrzne. Nie mogąc na razie nic poradzić na wzrost potęgi Państwa Środka i odnosząc wiele porażek w walce ze strukturalnymi trudnościami w obrębie kontynentalnych rozmiarów kraju (takich jak zapaść demograficzna, zacofanie gospodarcze, coraz mniej stabilna struktura społeczna), Rosja siłą rzeczy dąży do zwiększenia sobie pola manewru na innych frontach. W szczególności w Europie Środkowo-Wschodniej, na Morzu Czarnym i Kaukazie, a także w Arktyce. Co do Polski i innych krajów wschodniej flanki NATO, Władimir Putin raz po raz publicznie mówi o neutralizacji rzekomych zagrożeń z ich strony. Warto rozpatrywać te słowa na poważnie – i w szerokim kontekście – jako że rosyjski prezydent nierzadko robi w polityce zagranicznej właśnie to, co oficjalnie mówi (jakkolwiek zaskakujące może się to wydać wielu osobom nad Wisłą).

Jeśli więc celem Kremla jest strategiczna neutralizacja Polski (a także krajów bałtyckich i Rumunii), to oznacza to dążenie do sparaliżowania jej zdolności sprawczych w polityce europejskiej i transatlantyckiej – a w szczególności w krytycznej dla Moskwy polityce wschodniej. Można to osiągnąć na dwa główne sposoby. Po pierwsze – poprzez destabilizację wewnętrzną; po drugie – poprzez rozgrywkę międzynarodową prowadzoną tak, aby marginalizować wpływ Warszawy na kształt stosunków europejskich. Nawiasem mówiąc, niebagatelnym wsparciem w tym dziele jest dorobek polskiej elity politycznej, która przez przeszło 30 lat nie podołała elementarnemu zadaniu budowy sprawnego państwa, w tym efektywnej polityki wschodniej.

Krótkofalowo Łukaszenka wydaje się dążyć do uzyskania karty przetargowej w grze europejskiej i być może do zarobku

Z tej perspektywy rodzaj hybrydowej agresji, jaki obserwujemy na granicy polsko-białoruskiej, to użyteczne dla Kremla wydarzenie – i narzędzie. Wpycha Polskę w trudną sytuację z bardzo ograniczonym polem manewru. Reakcja zbyt miękka grozi zwiększeniem presji migracyjnej, pewną destabilizacją wewnętrzną i zdaniem na pomoc zewnętrzną. Reakcja zbyt twarda – zbyt daleko idącą eskalacją, której obiekt agresji nie podoła (np. poprzez wciągnięcie w wymianę ognia z funkcjonariuszami ze wschodu) oraz obciążeniem zarzutami o spowodowanie tragedii ludzkich. Słabe państwa z reguły nie potrafią działać efektywnie, antycypacyjnie i proaktywnie w takich sytuacjach i tak też było jak dotąd z Polską. Dotychczasowy bilans tego kryzysu nie jest przy tym tak zły, jak można by się spodziewać: granice są chronione, rosnącą presję migracyjną udaje się hamować, jednocześnie zapewniając pewną opiekę realnym uchodźcom, a Warszawa ma wsparcie UE i NATO. Z drugiej strony: Polska działa reaktywnie i defensywnie, jedynie się broniąc i grając według reguł agresora. Udało się wschodnim sąsiadom wywołać nad Wisłą kryzys polityczny na tym tle, doprowadzić do znacznego pogłębienia podziałów wewnętrznych (znacznie większego niż w krajach bałtyckich), obnażyć nieudolność polskich władz (vide niesławna konferencja konstytucyjnych ministrów pokazujących pornografię pedofilską i zoofilską), jednocześnie obciążając je zarzutami o okrucieństwo. Z kolei mnożące się w ostatnich dniach konsultacje przywódców zachodnioeuropejskich z Putinem obrazują efekt podzielenia Europy i potencjał załatwiania spraw z zachodnimi potęgami bez istotnego udziału Polski i państw bałtyckich – ofiar ataku. Agresor uzyskuje tu także bardzo praktyczną wiedzę o realnych zdolnościach reagowania polskiego państwa. Rosyjski prezydent zajął przy tym bardzo wygodną pozycję: formalnie odżegnuje się od jakiejkolwiek współodpowiedzialności, jednocześnie występując jako ten, który może pomóc rozwiązać kryzys. Oczywiście w kontakcie z władzami największych państw europejskich, nie Polski.

Odpowiadanie na eskalację polskimi lub unijnymi sankcjami gospodarczymi niesie ryzyko pogłębienia źródłowego problemu, czyli uzależnienia Białorusi od Rosji

Biorąc pod uwagę skromność zaangażowanych środków, można to uznać za wyraźny sukces Kremla. Skądinąd potwierdziło się wyrażane na tych łamach przekonanie, że polskie reakcje na wstępną fazę tego kryzysu zachęcają do jego eskalacji, którą przecież właśnie w kolejnych tygodniach obserwujemy. Warto to natomiast widzieć we właściwych proporcjach. Nie jest to – jak na razie przynajmniej – zwycięstwo miażdżące, bo cała operacja wydaje się mieć z natury bardzo ograniczony charakter, a na podstawowym poziomie polskie państwo sobie radzi. Jest to jednak kolejny postęp Kremla w dążeniu do jego celów strategicznych. Prof. Richard W. Maas, amerykański politolog, opisał niedawno politykę Moskwy w odniesieniu do Europy – w szczególności naszej jej części – jako strategię salami. Polegającą na małych krokach, stopniowo mających złożyć się na większą zmianę międzynarodowego status quo (pisał o tym ciekawie w portalu wpolityce.pl Marek Budzisz). Skądinąd podobną metodę testowali w ostatnich latach z dużym powodzeniem Chińczycy na Zachodnim Pacyfiku. W tych kategoriach – a więc dążenia do neutralizacji Polski i szerszej zmiany status quo w Europie za pomocą strategii salami – warto patrzeć na obecny kryzys graniczny.

Łukaszenka wychodzi z izolacji

Cele Białorusi wydają się bardzo (ale nie całkowicie) zbieżne krótkofalowo. Nie jest przy tym jasne, jaki stopień podmiotowości w relacji z Moskwą udało się utrzymać dyktatorowi Aleksandrowi Łukaszence. Z jednej strony: szybko rośnie jego zależność od Rosji, a penetracja przez nią od czasu ostatniego kryzysu politycznego nad Niemnem znacząco się zwiększyła. Z drugiej: nie osiągnęły one wciąż punktu ostatecznego. Najnowszym przykładem rozbieżności jest groźba wstrzymania tranzytu gazu do Unii Europejskiej, sformułowana przez Łukaszenkę – i szybko skontrowana przez Kreml. Trudno więc obecnie ściśle rozstrzygnąć, w jakim stopniu w samym kryzysie granicznym białoruski przywódca gra rolę precyzyjnie rozpisywaną w Moskwie, a w jakim działa na własną rękę. Jednocześnie wydaje się jasne, że jego podmiotowość jest już zbyt mała, aby popadł w jakąkolwiek większą sprzeczność z interesami rosyjskimi. A zarazem Putin i jego otoczenie z pewnością chcieliby tak sterować sytuacją, aby jeszcze bardziej – najlepiej całkowicie – podporządkować sobie Białoruś. Należałoby o tych niuansach pamiętać, bo powstrzymanie ostatecznego anschlussu kraju nad Niemnem przez Rosję – o ile wciąż jeszcze możliwe – jest krytyczne z punktu widzenia polskiej racji stanu. Jednocześnie powodują one szereg niejasności w oglądzie strategicznym całej sytuacji.

Potencjalnie Polska jest ze względów strategicznych przyszłym przyjacielem Mińska. I ta opcja jest zasadniczą rozbieżnością w prawdopodobnych długofalowych kalkulacjach elit białoruskich i rosyjskich

Krótkofalowo Łukaszenka wydaje się dążyć do uzyskania karty przetargowej w grze europejskiej i być może do zarobku – o ile przychody z wyłudzanych od imigrantów opłat przeważają nad kosztami operacji, i o ile przywódcy UE zdecydują się na suflowaną im ze wschodu opcję „turecką”, czyli pieniądze w zamian za wstrzymanie presji migracyjnej. Ostatnia rozmowa osobista z kanclerz Niemiec, Angelą Merkel, realizuje jego cel częściowego wyjścia z izolacji w Europie. A sama sytuacja – czyni niebagatelnym czynnikiem w europejskiej polityce. Ponownie: pytanie, w jakim stopniu w roli marionetki Kremla, a w jakim – samodzielnego gracza. Na pewno łączy go z Moskwą dążenie do osłabienia Polski, która jest z jego perspektywy państwem wrogim, dążącym do jego obalenia przy każdej okazji. Skądinąd kryzys graniczny wydaje się służyć utrzymaniu przezeń władzy w kraju – im jest ostrzejszy, tym bardziej – poprzez naturalną w takich sytuacjach konsolidację wokół przywódcy. Jak również poprzez potencjał wydobycia go z międzynarodowej izolacji – częściowo już, jak widzieliśmy, zrealizowany.

Polska: potencjalny przyjaciel Mińska?

Jednocześnie nie wydaje się, aby w długofalowym teoretycznym interesie Białorusi leżała neutralizacja Polski, o którą chodzi Rosji. Oznaczałaby ona bowiem utratę jednego z najbardziej obiecujących lewarów na rzecz własnej podmiotowości w relacji z Kremlem. Polska – obok Ukrainy – jest jedynym istotnym czynnikiem w Europie, któremu powinno bardzo zależeć na niezależności Mińska od Moskwy. Że tego swojego strategicznego interesu dotąd nie realizowała (nieraz działając wręcz przeciwnie), to z jednej strony osobna historia, z drugiej: polityczny fakt będący z pewnością przedmiotem wnikliwej uwagi i na Białorusi, i w Rosji, a zarazem jedną z przyczyn obecnej sytuacji. Jednak potencjalnie Polska jest ze względów strategicznych przyszłym przyjacielem Mińska. I ta opcja jest zasadniczą rozbieżnością w prawdopodobnych długofalowych kalkulacjach elit białoruskich i rosyjskich. Znów: o ile te pierwsze dysponują wciąż zdolnością prowadzenia samodzielnej polityki.

Kluczowe jest również odzyskanie zdolności dyplomatycznych przez Polskę i niedopuszczenie do tego, aby kryzys był politycznie negocjowany bez udziału Warszawy. W tym celu musimy odzyskać możliwość prowadzenia rozmów z Białorusią, a także z Rosją

Wszystko to razem wzięte czyni kryzys graniczny rodzajem strategicznej pułapki zastawionej na Polskę. Postawa defensywno-reaktywna wpycha Warszawę w nieefektywną logikę minimalizacji strat w grze, która realizuje długofalowe cele Rosji i przynajmniej krótkofalowe cele Białorusi. Jednak przejście do polityki bardziej proaktywnej i antycypacyjnej także niesie niebezpieczeństwa. Na przykład odpowiadanie na eskalację polskimi lub unijnymi sankcjami gospodarczymi niesie ryzyko pogłębienia źródłowego problemu, czyli uzależnienia Białorusi od Rosji. Z kolei ofensywność w samych przepychankach na granicy grozi nadmierną eskalacją, o czym była już mowa. Optimum wydaje się znalezienie sposobu na to, aby uczynić kolejne akty hybrydowej agresji zbyt kosztownymi, aby się opłacały, a jednocześnie nie wpychającymi Mińsk głębiej w ramiona Moskwy poprzez dalszą izolację polityczną i/lub osłabienie gospodarcze. Przykładem takiego działania mogłyby być cyberataki na białoruskie instytucje publiczne. Czy też – w raczej ograniczonym, siłą rzeczy, zakresie, ale wciąż nie do pogardzenia – zdolność do częściowego odwrócenia strumienia migracyjnego. Kluczowe jest również odzyskanie zdolności dyplomatycznych przez Polskę i niedopuszczenie do tego – czego sygnały już widzimy – aby kryzys był politycznie negocjowany bez udziału Warszawy. W tym celu musimy odzyskać możliwość prowadzenia rozmów z Białorusią, a także z Rosją. Inaczej dyplomatyczna konsumpcja efektów ewentualnej bardziej skutecznej polityki będzie niemożliwa.

Stawką podstawową jest natomiast niedopuszczenie do osłabienia Polski i tym samym przybliżenia rosyjskiego celu neutralizacji naszego państwa oraz szerszej przebudowy status quo w Europie na korzyść Kremla.

Wesprzyj NK
Bartłomiej Radziejewski – prezes i założyciel Nowej Konfederacji, ekspert ds. międzynarodowych zainteresowany w szczególności strukturą systemu międzynarodowego, rywalizacją mocarstw, sprawami europejskimi. Autor książki "Nowy porządek globalny", a także "Między wielkością a zanikiem", współautor "Wielkiej gry o Ukrainę", opublikował także setki artykułów, esejów i wywiadów. Pomysłodawca i współtwórca dwóch think tanków i dwóch redakcji, prowadził projekty eksperckie m.in. dla szeregu ministerstw, międzynarodowych korporacji, Komisji Europejskiej. Politolog zaangażowany, publicysta i eseista, organizator, dziennikarz. Absolwent UMCS i studiów doktoranckich na UKSW. Pierwsze doświadczenia zawodowe zdobywał w Polskim Radiu i, zwłaszcza, w "Rzeczpospolitej" Pawła Lisickiego, później był wicenaczelnym portalu Fronda.pl i redaktorem kwartalnika "Fronda". Następnie założył i w latach 2010–2013 kierował kwartalnikiem "Rzeczy Wspólne". W okresie 2015-17 współtwórca i szef think tanku Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. W roku 2022 współtwórca i dyrektor programowy Krynica Forum. Publikował w wielu tytułach prasowych, od "Gazety Wyborczej" po "Gazetę Polską".

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Jedna odpowiedź do “Strategiczna pułapka Putina i Łukaszenki zastawiona na Polskę”

  1. acid_drinker pisze:

    Dyplomację to my moglibyśmy prowadzić tylko w przypadku gdyby była możliwość sklonowania Marka Magierowskiego… tak ze 20 razy. O wtedy to tak. Niestety ale prawda jest taka że to chyba jedyny nasz klasowy dyplomata. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo