Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
W spolaryzowanym, zdawałoby się, do granic możliwości polskim społeczeństwie roku 2020 doszliśmy do momentu, w którym dwie główne, walczące na śmierć i życie siły polityczne, odwołują się do tego samego hasła i tego samego przesłania. Jest to przesłanie solidarności. Po stronie PiS pojawiło się ono już przy w 2005 r., kiedy to politycy tej partii przeciwstawiali „Polskę solidarną” „Polsce liberalnej” (to przeciwstawienie przywoływali w ostatnich latach prawicowi dziennikarze). Jednak także Rafał Trzaskowski, aspirujący do miana lidera opozycji, ruch swój nazwał „Nową Solidarnością” i buduje swój program wokół społeczno-gospodarczego solidaryzmu, stawiając, przynajmniej w sferze retorycznej, raczej na rozumianą socjaldemokratycznie wzajemną społeczną odpowiedzialność niż na liberalny dyskurs wolności i osiągnięć.
Czy użycie hasła „solidarność” ma być przede wszystkim odwołaniem do historii niezależnego związku zawodowego pisanego przez duże „S”? Wydaje się, że nie tylko, zwłaszcza że wśród młodszych pokoleń te wspomnienia nie wywołują już szybszego bicia serca i nie motywują do głosowania. Solidarność przez małe „s” jest zaś w ostatnich latach bliska sercu Polaków w różnym wieku – a to wynika z obecnego stanu rywalizacji dwóch żywiołów, nadających kształt polskiemu społeczeństwu.
We współczesnym Polaku zmagają się ze sobą dwie dusze. Wbrew narzucanemu nam dyskursowi medialnemu nie jest to walka duszy lewicowej z duszą prawicową, czy też pisowskiej z platformerską. Rywalizacja toczy się między duszą indywidualistyczną a kolektywistyczną (albo, choć to słowo zdaje się mniej obiektywne, wspólnotową). I ostatnie lata wskazują na ponowny tryumf żywiołu kolektywistycznego.
W okres transformacji ustrojowej Polacy weszli zatem w fatalnym stanie, jako społeczeństwo realnie zatomizowane i rozbite, jednocześnie przepełnione ogromnym głodem dóbr konsumpcyjnych i osobistych wolności. Nie należy się więc dziwić, że lata 90. były eksplozją indywidualizmu i konsumpcjonizmu
Zmaganie między tymi dwoma żywiołami przebiega często w ukryciu, w cieniu innych sporów naświetlanych przez media głównego nurtu; nieraz zgodnie z głównymi liniami podziału politycznego, a czasami zupełnie w poprzek tych linii. Jednak przemiany społeczne i polityczne bardzo silnie reagują na to, która tendencja w danym momencie przeważa – a z kolei na przewagę postawy indywidualistycznej lub kolektywistycznej i ich kształt wpływają globalne przemiany społeczne i technologiczne.
Do wartości indywidualistycznych należą autonomia jednostki, wolność, niezależność, osobiste sukcesy i osiągnięcia, zaś do kolektywistycznych – solidarność wewnątrzgrupowa, obowiązek wobec wspólnoty, społeczna harmonia, podporządkowanie normom grupowym. Każda z postaw ma też swoje ciemne strony – w przypadku indywidualizmu są to postawy egoistyczne, hedonistyczne i konsumpcjonistyczne oraz brak szacunku dla dobra wspólnego, a w przypadku kolektywizmu – konformizm, ograniczanie wolności i krytycznego myślenia jako cena ładu. Już ten krótki przegląd wartości bliskim obu postawom wskazuje, że w polskim społeczeństwie znajdujemy przejawy i jednego, i drugiego sposobu bycia. Z jednej strony z badań od lat wynika silne przywiązanie Polaków do tradycyjnych wspólnot takich jak rodzina czy naród, z drugiej – polskość kojarzona jest z silnym akcentem położonym na wolność jednostki („Uważam, że dusza polska jest z natury swej liberalna, wolnościowa, anarchiczna (…) Tego ducha anarchii, który jest elementem polskiego liberalizmu, warto pielęgnować (…) celem istnienia państwa powinno być zabezpieczenie wolności jednostki” – mówił dwa lata temu w wywiadzie dla „Nowej Konfederacji” Wawrzyniec Rymkiewicz). Czy współczesny Polak jest indywidualistą, czy kolektywistą? Jaki to indywidualizm i kolektywizm?
Słowa „kolektywizm” nie używam tu w znaczeniu pejoratywnym. Jak wskazuje Krystyna Skarżyńska, „Pewne elementy kolektywistycznego myślenia o świecie, takie jak poczucie obowiązku wobec wspólnoty, solidarność, tłumienie tendencji egoistycznych, mogą ułatwiać życie społeczne” („My. Portret psychologiczno-społeczny Polaków z polityką w tle”). Jednak dziś słowo to zwłaszcza pokoleniom, które pamiętają PRL, kojarzy się negatywnie. Po II wojnie światowej tradycyjna, rodzinno-sąsiedzka wspólnotowość polskiego społeczeństwa zderzyła się bowiem z peerelowskim, narzucanym odgórnie kolektywizmem. Ten ostatni narzucano skądinąd z miernym skutkiem (w porównaniu z innymi krajami bloku wschodniego), na co wskazuje choćby fakt zachowania, w dużej mierze, rolnictwa indywidualnego. Jednak tradycyjne wspólnoty były konsekwentnie osłabiane, zamierały lub funkcjonowały w formie przetrwalnikowej, a w ich miejsce, nie udało się zbudować nowego, socjalistycznego kolektywu. Mimo pozorów wspólnotowości (zawartych w samym słowie „komunizm”) czasy PRL-u były raczej okresem atomizacji społeczeństwa. Jak twierdzi Zofia Kinowska, spuścizną tych lat był „wysoki poziom nieufności, (…) wykorzenienie z tradycji i wzorów obywatelskich, zaszczepienie postawy roszczeniowej wobec państwa i innych obywateli oraz skompromitowanie pojęcia pracy społecznej”. Pozornie (formalnie) kolektywistyczne społeczeństwo okazało się pozbawione (w skali masowej) impulsu wspólnototwórczego, w związku z czym de facto rozwijał się w nim indywidualizm w najgorszym możliwym rozumieniu.
Narastaniu postaw egoistycznych i konsumpcjonistycznych sprzyjały przemiany lat 70. i 80. Najpierw paliwa dostarczyła im epoka Gierka, będąca czasem względnego dobrobytu i częściowego otwarcia rynku (czego symbolem była dostępność w Polsce Coca-Coli, papierosów Marlboro i produkcja osobowych fiatów) – aspiracje, które urosły w tym czasie, zderzyły się z degrengoladą i kryzysem społeczno-gospodarczym lat 80. (po zakończeniu „karnawału Solidarności”). Rozwijała się wówczas w Polsce postawa, którą Elżbieta i Jacek Tarkowski nazywali „amoralnym familizmem”, będąca toksycznym koktajlem resztek wspólnotowości i wymuszonego indywidualizmu: lojalność i wzorce moralne obowiązują wówczas jedynie wobec najbliższego kręgu (przede wszystkim rodzinnego, choć jak wskazują Tarkowscy, nieraz także kręgu sąsiedzkiego lub grupy przyjaciół), zaś korzyści dla siebie i tego kręgu uzyskuje się kosztem innych i dobra wspólnego. Amoralny familizm prowadzi w konsekwencji do korupcji, nepotyzmu i kumoterstwa oraz zaniedbania sfery publicznej, uważanej za niczyją.
Dziś, po kilku latach rządów PiS, hasła solidaryzmu próbują przejmować, jak wskazywałem na początku, także opozycyjni wobec rządzącej ekipy gracze tacy jak Szymon Hołownia (mówiący też dużo o wspólnotowości) i Rafał Trzaskowski, co oznacza, że indywidualizm ciągle jest w odwrocie
W okres transformacji ustrojowej Polacy weszli zatem w fatalnym stanie, jako społeczeństwo realnie zatomizowane i rozbite, jednocześnie przepełnione ogromnym głodem dóbr konsumpcyjnych i osobistych wolności. Nie należy się więc dziwić, że lata 90. były eksplozją indywidualizmu i konsumpcjonizmu. Popkulturową ilustracją tamtych czasów, sporządzoną po latach, jest tekst Taco Hemingwaya: „W latach 90. nie miałaś tożsamości / Zachód pędził do przodu, zachód nie miał litości / Trzeba się było wspomóc, by nie wyminął nas pościg / A świat eks-wrogów przewidział: będziemy głodni / Zapuszczał do nas oczko, byśmy przestali pościć / A myśmy byli w szoku – w sklepach tyle nowości / Plastikowe zabawki, fajne nowe pornoski / Farby w kolorze malin, bananów, jagód i brzoskwiń” („Polskie tango”).
Indywidualizm dominował także w sferze dyskursu publicznego. Został on zdominowany w dużej mierze przez środowiska liberalne (istotny był tu wpływ Leszka Balcerowicza i gdańskich liberałów z otoczenia Jana Krzysztofa Bieleckiego i Donalda Tuska), głoszące hasła indywidualistyczne i kapitalistyczne (jedną z niewielu postaci, łagodzących ten przekaz, był w pierwszych latach transformacji Jacek Kuroń). Przekaz kierowany do Polaków obfitował w zachęty do zakładania własnego biznesu i rywalizacji na rynku pracy. Miało to zarówno dobre efekty w postaci eksplozji przedsiębiorczości, jak i negatywne: „Skutkiem dominującego modelu stała się atomizacja i przesadny indywidualizm w złym stylu, niszczący wspólnotowe wymiary życia społecznego” – mówił o transformacji prof. Krzysztof Jasiecki, choć tak naprawdę społeczeństwo, jak wskazałem, było zatomizowane już wcześniej i brakowało impulsów w kierunku budowania kapitału społecznego.
Przez wiele lat w polskim dyskursie publicznym dominował indywidualizm. Od pewnego momentu zaczęły narastać tendencje odwrotne. Istotnym czynnikiem była globalna recesja liberalno-kapitalistycznego modelu społeczno-gospodarczego, które nasiliło się po międzynarodowym kryzysie finansowym lat 2007-2008 (jego wyrazem w świecie intelektualnym była ogromna popularność książek takich jak „Doktryna szoku” Naomi Klein czy „Kapitał w XXI wieku” Thomasa Piketty’ego), jednak w Polsce przybrało szczególne oblicze w postaci klęski Platformy Obywatelskiej (wraz z jej liberalną wizją społeczeństwa). W społeczeństwie narastała niechęć do indywidualistycznych i globalistycznych wartości, nastawienia na sukces, a jednocześnie pojawiła się tęsknota za uznaniem tradycji jako budulca wspólnoty. Te potrzeby skonsumował politycznie PiS, który wygrał wybory w 2015 r., odwołując się do solidaryzmu społecznego. Jednocześnie przejął – z gospodarczo-społecznego punktu widzenia – rolę lewicy, która, skupiona bardziej na kwestiach tożsamościowych, nie odczytała trafnie ówczesnego zwrotu w stronę kolektywistyczną. Dziś, po kilku latach rządów PiS, hasła solidaryzmu próbują przejmować, jak wskazywałem na początku, także opozycyjni wobec rządzącej ekipy gracze tacy jak Szymon Hołownia (mówiący też dużo o wspólnotowości) i Rafał Trzaskowski, co oznacza, że indywidualizm ciągle jest w odwrocie.
Przy okazji warto zauważyć, że okres rządów PO nie był jedynie czasem promocji indywidualizmu – przy wsparciu ze środków unijnych podejmowano w tym okresie wiele działań mających na celu rozwój nowej formy wspólnotowości, jaką miało być społeczeństwo obywatelskie, oparte przede wszystkim na formalnych organizacjach pozarządowych i współpracujących z nimi wspólnotach samorządowych. Nie był to rzecz jasna pomysł Platformy Obywatelskiej – działania w tym kierunku podejmowały też poprzednie ekipy, włącznie z pierwszym rządem PiS i związaną z nim ekipą (to Lech Kaczyński jako prezydent Warszawy tworzył podwaliny dzisiejszego systemu dialogu obywatelskiego między miastem a NGO-sami).
Mimo wielu udanych inicjatyw i powstania wielu nowych organizacji, ten projekt społeczeństwa obywatelskiego nie do końca się powiódł – z kilku powodów. Jednym z nich jest większe przywiązanie Polaków do nieformalnych działań społecznych (badanie Eurostatu z 2015 r. wskazuje, że o ile pod względem uczestnictwa w nieformalnej pracy wolontarystycznej Polska jest na piątym miejscu wśród krajów UE (w taką działalność angażowało się 50,6% Polaków), o tyle w przypadku formalnego wolontariatu (w organizacjach) było to już 17. miejsce i jedynie 13,8%). Drugą przyczyną jest brak stabilizacji finansowej i trwałych źródeł finansowania organizacji pozarządowych (istnieje wiele funduszy, ale zapewniają głównie okresowe finansowanie projektowe; braki majątkowe Polaków utrudniają natomiast stworzenie silnej kultury prywatnego mecenatu). Tradycyjne, sformalizowane, trwałe organizacje pozarządowe, posiadające własne biura i kadrę coraz częściej też ustępują akcyjnym, jednorazowym działaniom społecznym organizowanym w internecie.
Gdzie w tym wszystkim plasuje się statystyczny Polak AD 2020? Czy wierzy jeszcze w indywidualizm, którym karmiono go w latach 90., czy też powraca do wspólnotowości, a jeśli tak, to jakiej?
W badaniu European Social Survey respondenci od 16 lat pytani są o przywiązywanie wagi do szeregu różnych wartości. Część z nich (bogactwo i posiadanie drogich przedmiotów; osiąganie sukcesu; pokazywanie własnych zdolności i bycie podziwianym; szukanie przygód i ekscytującego życia) można zakwalifikować jako indywidualistyczne, część (lojalność wobec bliskich i przyjaciół; kultywowanie tradycji i zwyczajów; wykonywanie nakazów; skromność i pokora (niewyróżnianie się)) – jako kolektywistyczne.
Skłonność Polaków do konsumpcjonizmu potwierdza wiele innych badań. Jest ona przyczyną coraz większego zadłużenia. Jak wskazują dane Grupy Kruk, w I półroczu 2019 r. 4 mln obywateli miało zaległości w płaceniu rat kredytów, pożyczek i rachunków; aż 77% Polaków bierze kredyty, żeby kupić sprzęt RTV lub AGD. Z kolei jak wskazuje badanie Aleksandry Radziszewskiej z Politechniki Częstochowskiej, 42% mieszkańców naszego kraju kupuje więcej niż potrzebuje
Przy analizie danych z najnowszej, 9. edycji, z 2018 roku, już na pierwszy rzut oka uderza to, jak bardzo ważną wartością dla Polaków (na tle innych krajów) jest bogactwo i posiadanie drogich przedmiotów. 17,5% Polaków wskazało, że wartość ta jest im bardzo bliska lub bliska. Nie wydaje się to dużo, ale średnia dla 27 badanych krajów Europy wyniosła 10,6%, a Polska plasuje się tu na czwartym miejscu, po Czechach, Słowacji i Węgrzech (piąte miejsce zajmuje Czarnogóra). Najmniej ważna jest ta wartość dla Portugalczyków, ale też dla zamożnych Finów, Szwedów, Francuzów i Norwegów.
Skłonność Polaków do konsumpcjonizmu potwierdza wiele innych badań. Jest ona przyczyną coraz większego zadłużenia. Jak wskazują dane Grupy Kruk, w I półroczu 2019 r. 4 mln obywateli miało zaległości w płaceniu rat kredytów, pożyczek i rachunków; aż 77% Polaków bierze kredyty, żeby kupić sprzęt RTV lub AGD. Z kolei jak wskazuje badanie Aleksandry Radziszewskiej z Politechniki Częstochowskiej, 42% mieszkańców naszego kraju kupuje więcej niż potrzebuje.
Wśród indywidualistycznych wartości mniej istotny jest jednak dla Polaków sukces i uznanie własnych osiągnięć – plasują się w tym rankingu na 17. miejscu, czym odbiegają od okupujących czołówkę tabeli państw byłego bloku wschodniego takich jak Słowenia, Czarnogóra, Serbia, Chorwacja czy Bułgaria.
Wyniki badania nie potwierdzają tezy Wawrzyńca Rymkiewicza o wolnościowym charakterze polskiej duszy. O ile podejmowanie własnych decyzji i bycie wolnym jest zasadniczo ważne dla Europejczyków, to Polska plasuje się na 16. miejscu na 27 państw (wartość tą jako „bardzo bliską” lub „bliską” wskazało 63,5% Polaków wobec np. ponad 80% Słoweńców, Szwajcarów czy Holendrów). Wolność jest też dla nas mniej ważna niż w 2002 r. (wówczas jako bardzo bliską lub bliską wartość uznało ją 73% badanych). Na tle innych państw stereotypowo awanturniczy Polacy bardzo rzadko szukają przygód i ekscytującego życia (14%, 25. miejsce wśród państw UE).
Niewątpliwie kolektywistyczna wartość, jaką jest kultywowanie tradycji, jest natomiast dla Polaków ważna od lat (w 2018 r. – 5 miejsce po Cyprze, Serbii, Bułgarii i Włoszech). Natomiast jeśli chodzi o wykonywanie nakazów, stosowanie się do zasad i przepisów, to Polacy są (i byli już w 2002 r.) społeczeństwem, którym wartość ta jest najbliższa ze wszystkich badanych krajów (jako „bliską” lub „bardzo bliską” oceniło ją 50,7% badanych wobec średniej 35,4%). Stosunkowo wielu obywateli kraju nad Wisłą uważa też, że ważne jest dla nich bycie skromnymi i niewyróżnianie się.
Wyniki European Social Survey ukazują więc Polskę jako społeczeństwo – na tle Europy – stosunkowo kolektywistyczne, i skłonność ta pogłębia się na przestrzeni ostatnich lat. Jedyną wartością, kojarzoną z indywidualizmem, która jest dla Polaków relatywnie ważna (w porównaniu z innymi narodami Europy), jest bogactwo i konsumpcja – jednak nie towarzyszy temu pęd do wolności. Istnieje wprawdzie grupa osób, którym bliższe są wartości indywidualistyczne, pochodząca częściej z dużych miast i z młodszych pokoleń, zarówno po lewej jak i po prawej stronie sceny politycznej (wśród zwolenników Razem, Kukiza i partii Wolność; gdy badanie było prowadzone, nie istniała jeszcze Konfederacja). Jednak wbrew tradycyjnej skłonności młodych ludzi do indywidualizmu i nonkonformizmu, np. badanie Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność wskazuje, że dylemat „wolność czy bezpieczeństwo” coraz częściej młodzi ludzie rozstrzygają na korzyść bezpieczeństwa.
Socjologowie często zdają się nie widzieć tendencji powrotu kolektywizmu i wskazują, że przemiana w stronę indywidualizmu jest nieodzownym elementem postępu w świecie Zachodu. „«Przesuwamy się» ku indywidualizmowi dzięki postępującym procesom industrializacji, urbanizacji, wzrostowi zamożności, alfabetyzacji i mobilności społecznej” – pisze Skarżyńska. Jednak wszystko wskazuje na to, że nowy kolektywizm nadchodzi wielkimi krokami, choć przybiera inne formy niż dotąd. Już dziewięć lat temu na łamach książki „Polska, czyli….” Bartłomiej Radziejewski powoływał się na Michela Maffesolego, który już w latach 80. ubiegłego wieku ogłosił, że świat wchodzi w epokę nowego trybalizmu. Odrodzenie wspólnotowości w tej formie ma mieć charakter plemienny – w miejsce tradycyjnych grup i wspólnot (rodzinnych, sąsiedzkich, narodowych) pojawiać się mają zdaniem Maffesolego niewielkie, nietrwałe grupy, o przynależności do których „decyduje podobieństwo emocji i gustów, tradycyjne wartości schodzą zaś na dalszy plan”, a „przedmiotem neotrybalnej identyfikacji może być niemal wszystko: od upodobań seksualnych po poglądy polityczne”.
Socjologowie często zdają się nie widzieć tendencji powrotu kolektywizmu i wskazują, że przemiana w stronę indywidualizmu jest nieodzownym elementem postępu w świecie Zachodu. „«Przesuwamy się» ku indywidualizmowi dzięki postępującym procesom industrializacji, urbanizacji, wzrostowi zamożności, alfabetyzacji i mobilności społecznej” – pisze Skarżyńska. Jednak wszystko wskazuje na to, że nowy kolektywizm nadchodzi wielkimi krokami, choć przybiera inne formy niż dotąd
Lata, które minęły od artykułu Radziejewskiego, potwierdzają, że prognoza Maffesolego sprawdziła się – funkcję nowych plemion pełnią bańki społeczne i informacyjne w mediach społecznościowych, które stały się powszechne (w 2018 r. z samego Facebooka korzystało ponad 16 mln Polaków powyżej 13 roku życia). Wewnętrzną spójność tych grup wzmacniają algorytmy, które dostarczają użytkownikom przede wszystkim treści pochodzące z ich baniek (od osób, na których wpisy najczęściej reagują) i zgodne z ich poglądami. Trafności prognozy Maffesolego i Radziejewskiego dowodzi także silna eksplozja polityki tożsamościowej, stymulowana poprzez nakręcania wojny kulturowej (bazującej w dużej mierze na emocjach i estetyce) w mediach głównego nurtu i przez polityków (około 2015 i 2016 r. – głównie wokół kwestii imigrantów, w tym uchodźców, obecnie – wokół kwestii LGBT). Podział polityczny, przez dłuższy czas opisywany w kategoriach duopolu PiS i PO, dziś rozbija się na więcej grup (walczące ze sobą mniej lub bardziej radykalne bańki społeczne wśród konserwatystów – np. zwolennicy różnych frakcji PiS i Konfederacji – i liberałów oraz lewicy), jak to przewidział Maffesoli, mówiąc raczej o wielości małych grup niż o duopolach.
Jeśli więc w świecie neoplemiennym mamy faktycznie do czynienia ze wspólnotowością, to jest to wspólnotowość zupełnie innego typu niż dawniej. Trudno mieści się ona w klasycznym podziale Ferdinanda Tönniesa na tradycyjną wspólnotę (Gemeinschaft), opartą na więzach krwi i emocji, i stowarzyszenie (Gesellschaft), którym jest także współczesne społeczeństwo obywatelskie, oparte na stosunkach formalnych i racjonalnych. Podział ten Skarżyńska opisuje następująco: „we wspólnocie ludzie wzajemnie należą do siebie, użytkują wspólne dobra, mają wspólnych przyjaciół i wrogów, wspólne przykrości i radości (…). W stowarzyszeniu ludzie żyją obok siebie, ale w istocie nie są ze sobą związani”. Członkowie neoplemienia – bańki społecznej z jednej strony mają wspólnych przyjaciół i wrogów (często jest to główny „klej społeczny”, spajający grupę), mają wspólne przykrości i radości, ale nie można powiedzieć, by należeli wzajemnie do siebie, rzadko też użytkują wspólne dla grupy dobra. Podobnie jak w Tönniesowskim stowarzyszeniu – żyją obok siebie, a jednak znacznie wiążą ich emocje, znacznie silniej niż członków Gesellschaft. Jednocześnie, o ile dawniej nastawienie na konsumpcjonizm było wprost kojarzone z indywidualizmem, o tyle w przypadku wspólnot neotrybalnych współistnieje z typowym dla nich rodzajem wspólnotowości, gdyż cyfrowe neoplemię, ze względu na dystans między członkami, wymaga od nich zazwyczaj dużo mniejszego zaangażowania, zobowiązań i poświęcenia dla grupy (wyjąwszy żarliwość i nieugięcie w wyrażaniu poparcia dla przedmiotu neotrybalnej identyfikacji, symboli i liderów grupy – jeśli tacy istnieją). Może to być jedno z wyjaśnień fenomenu Polski będącej – jak wskazują przytoczone badania – krajem konsumpcjonistycznym i jednocześnie coraz bardziej kolektywistycznym.
Społeczeństwo obywatelskie z założenia powinno być formą życia kolektywnego, przekraczającą bańki i plemiona. PiS kontynuuje działania poprzednich ekip w tym obszarze, choć nie da się uniknąć wrażenia, że polityka w tym zakresie jest nacechowana neotrybalizmem. Niejako w kontrze do struktur i sieci organizacji tworzonych i wzmacnianych w czasach PO, środowiska związane z PiS lub mu bliskie tworzą własne sieci, własne wydarzenia (np. Kongres Polska Wielki Projekt), a przede wszystkim tworzą i wspierają własne organizacje (Polska Fundacja Narodowa, Ordo Iuris itp.). W efekcie może się okazać, że zamiast jednego społeczeństwa obywatelskiego, w Polsce będzie funkcjonować równolegle kilka baniek obejmujących organizacje i nieformalne ruchy. Pytanie, czy można wtedy będzie jeszcze nazywać te struktury społeczeństwem obywatelskim?
Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach tendencje neokolektywistyczne i neotrybalne będą się pogłębiać. Jest to odpowiedź na rzeczywiste potrzeby. Widoczny, i równie zrozumiały, jest głód wspólnotowości i solidarności
Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach tendencje neokolektywistyczne i neotrybalne będą się pogłębiać. Jest to odpowiedź na rzeczywiste potrzeby. Widoczny, i równie zrozumiały, jest głód wspólnotowości i solidarności. Zrozumiałe jest też zniechęcenie do marketingowo-coachingowej kultury indywidualistycznej, która ponosi coraz częściej klęskę wobec złożonych wyzwań świata. Jednak nowe, rozwijające się formy kolektywizmu niosą ze sobą także wiele zagrożeń. Często zastępują autentyczną wspólnotowość i głębokie więzi powierzchownymi i nietrwałymi relacjami opartymi często o płytkie wartości. Jeżeli nie zostaną stworzone nowe formy wspólnotowości na poziomie lokalnym i narodowym, i jeśli jednocześnie postępować będzie zanik tożsamości indywidualnej na rzecz grupowej, możemy obudzić się w społeczeństwie pozornie wspólnotowym, a w istocie – silnie zindywidualizowanym i zantagonizowanym. W społeczeństwie neokolektywistycznych baniek.
Świeża publicystyka. Wartość. Dzięki
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Zwycięstwo Trumpa w USA jest również wielkim sygnałem, że zwykli obywatele chcą „starej dobrej Ameryki”, szans na sukces materialny jak w złotych latach 80. i 90. oraz kontroli przepływu obcokrajowców
Czy narody i państwa są śmiertelne jak ludzie? Wiemy, że mogą umrzeć – ale czy muszą umrzeć? Czy narody mają jakąś określoną siłę życiową i wyznaczoną długość życia, po której upływie zostają wymazane z powierzchni Ziemi, a ich państwa wraz z nimi?
Aby dorosnąć, prawica musi wyjść z bawialni i wejść w jakiejś formie do salonu. Ale stamtąd przecież dopiero co ją ktoś wyrzucił. Czy ktoś może zaprzeczyć, że KO ma nad PiS-em istotną przewagę na salonach europejskich i amerykańskich?
Ład międzynarodowy według Radziejewskiego tworzą: kreatorzy („definiują reguły gry”), moderatorzy (mogą je zmodyfikować) oraz odbiorcy (są obiektami reguł gry). Polska może i powinna być moderatorem, niestety na razie jest odbiorcą
W jaki sposób inteligentny człowiek może zachowywać się tak irracjonalnie? Przypuszczalnie odpowiada za to jego narcystyczno-megalomański odlot, którego pogłębianie obserwuję od lat
Prezes Mikosz nie życzy sobie, by znaczki Poczty Polskiej projektowały jakieś korkucie. I nie zawaha się w tym celu sięgnąć po flipnięte w lustrze grafiki stockowe
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie