Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Koronawirus – agresor w Pałacu

Pandemia nie jest wojną, ale może mieć skutki głębsze niż niejeden konflikt zbrojny. Oznacza powrót do pierwotnej polityczności. Uderza w „cywilizację rozpieszczenia” i jej ideę, że udało się w trwały sposób uchronić ludzi przed gwałtowną śmiercią
Wesprzyj NK

English version

„Jesteśmy na wojnie” – powiedział w telewizyjnym orędziu z 16 marca 2020 prezydent Francji Emmanuel Macron, komentując nadzwyczajne środki wprowadzane w związku z sytuacją epidemiczną w kraju.  „To jest «wojna» – tylko taka, podczas której ludzie masowo nie giną ani dobra materialne nie są niszczone” – wtórował mu były premier i szef Narodowego Banku Polskiego Marek Belka. „Punktem odniesienia – jeśli epidemia będzie głęboka i długa – powinna być raczej gospodarka wojenna niż odbudowa po klęsce żywiołowej” – stwierdził z kolei znany ekonomista Ignacy Morawski.  Podobne określenia mnożą się w wielu krajach.

Superżołnierz SARS-CoV-2

W jakim sensie walka z wirusem może być wojną? Czy to tylko metafora czy coś więcej? Pomińmy wariant ataku bronią biologiczną, niewykluczony, ale pozbawiony na dziś przekonujących dowodów i jasnych beneficjentów. Już wskazywane przez ekonomistów podobieństwa skutków gospodarczych pandemii pokazują, że nie jest to jednak tylko przenośnia. Z drugiej strony wojna to stan stosunków między państwami, a co najmniej między ludźmi (jak w przypadku „wojny z terroryzmem”). Drobnoustrój o nazwie SARS-CoV-2 nie spełnia oczywiście tych kryteriów, a jednak jawi nam się coraz bardziej jako mikroskopijny superżołnierz, przełamujący nie tylko indywidualne, ale i społeczne systemy odpornościowe. Patrząc na coraz bardziej gwałtowne, chaotyczne i paniczne reakcje przywódców Stanów Zjednoczonych, Francji czy Hiszpanii, którzy jeszcze niedawno tego wroga ostentacyjnie lekceważyli, na skalę przeciwdziałań, na drastyczność możliwych skutków – trudno zaprzeczyć, że wirus rzucił świat zachodni na kolana.

Patrząc na coraz bardziej gwałtowne, chaotyczne i paniczne reakcje przywódców Stanów Zjednoczonych, Francji czy Hiszpanii, którzy jeszcze niedawno tego wroga ostentacyjnie lekceważyli, na skalę przeciwdziałań, na drastyczność możliwych skutków – trudno zaprzeczyć, że wirus rzucił świat zachodni na kolana

W samych Włoszech już uśmiercił ponad dwukrotnie więcej osób niż zamachy terrorystyczne w latach 1998-2017 w całej Europie, i liczba ta szybko rośnie. Wirus paraliżuje systemy opieki zdrowotnej, grożąc katastrofami humanitarnymi w samych sercach najbardziej rozwiniętych krajów. Prowadzi do wyłączenia znacznych części gospodarek, zamykania granic, zrywania globalnych łańcuchów produkcji. Jest bardzo groźnym wrogiem.

W przeszłości wielkie epidemie też dotykały najbogatszych krajów, powodując ciężkie skutki, ale nie wywołując takiego szoku jak obecny koronawirus. Pojęcia z głównego nurtu debaty nie wystarczą do opisania tego zjawiska. Tu trzeba filozofii politycznej.

Śmiercionośna pandemia to zjawisko z dziedziny pierwotnej polityczności. Nowoczesne państwa powstały przede wszystkim po to, aby chronić mieszkańców przed gwałtowną śmiercią – argumentował Tomasz Hobbes. Nie całkowicie, uściślijmy; chodziło tylko i aż o znaczne ograniczenie skali tragedii. Carl Schmitt dodał, że źródłowy motyw państwa i polityki to możliwość wojny oraz związanej z nią perspektywy gwałtownej śmierci z rąk wroga. Ale żaden z nich nie miał na myśli chorób zakaźnych i zarazków, które je roznoszą. Te ostatnie nowoczesne państwa nauczyły się z bezprecedensową skutecznością zwalczać dopiero w XIX-XX wieku, osiągając w tym z czasem biegłość, pozwalającą wyeliminować wielkie epidemie wśród społeczeństw wysokorozwiniętych. W ten sposób podniesienie poziomu życia wkomponowało bezpieczeństwo zdrowotne w repertuar elementarnych funkcji państwa. Ostatnim wyraźnym zagrożeniem był na Zachodzie wirus HIV w latach 80. i 90., ale jego bardzo ograniczone możliwości zakażania nie pozwalały bać się go na równi z dawną dżumą, ospą, czy grypą hiszpanką.

Koniec postpolityki?

Utrwalone dekadami doświadczeń poczucie bezpieczeństwa uśpiło czujność Zachodu, a Europy – w szczególności. Dotyczy to tak klasycznej agresji zbrojnej (z wyjątkiem terroryzmu), jak i „wojny” z zarazkami. Śmiercionośne pandemie, wciąż przecież szalejące w Azji i Afryce, uznano za zagrożenie zasadniczo opanowane. „W Europie myślano, że scenariusz azjatycki Covid-19 nam nie grozi. Poczucie bezpieczeństwa obniżyło czujność. Dopiero dramat Włoch zmienił narrację «takie rzeczy to w krajach rozwijających się»” – mówi współpracująca z „Nową Konfederacją” ekspertka ds. zdrowia Maria Libura.

Mówiąc inaczej: Zachód, a zwłaszcza Europa, wszedł – podczas długotrwałego okresu bezpieczeństwa i dobrobytu, z punktem kulminacyjnym po triumfie w zimnej wojnie – w fazę postpolityki. Źródłowy motyw polityki, jakim jest zmierzenie się z perspektywą gwałtownej śmierci, został uznany za nieaktualny; otwarła się więc długa lista pomniejszych spraw do załatwienia. Jak powiada André Glucksmann: „koniec ideologii, żegnajcie wzniosłe sprawy” – odtąd liczą się już tylko aktorzy „troszczący się o wzrost i rozwój”. „Po przełomie słabe powody, takie jak czysty kaprys i osobisty gust, musiały przejąć rolę mocnych powodów, w które wcześniej wcielał się władczy niedostatek” – dodał Peter Sloterdijk. Skoro tak, można było oddać się orgii konsumpcji, a debatę publiczną skoncentrować na tym, jak tę orgię ulepszać. Tak też się stało. Proces niewątpliwie wzmocniły wciąż kultywowane przekonania o własnej cywilizacyjnej wyższości (dawniej mające charakter stricte rasistowski).

Problem w tym, że ta rewolucja nigdy nie zaszła w samej naturze polityki, a jedynie w wyobraźni politycznej ludzi Zachodu. Fałszywie zuniwersalizowała ona to, co partykularne, i przekształciła w wieczne to, co czasowe, historyczne. Długi czas pokoju na Zachodzie wynikał przede wszystkim z tego, że nikt nie miał interesu w tym, żeby wszczynać wojnę. Wyciągnięto z tego nieuprawniony wniosek, że czas wojen w rozwiniętym świecie na zawsze minął. Antyzachodni terroryzm – będący quasi-wojenną formą przemocy słabszych przeciwko silniejszym – od dawna zadaje temu kłam, ale zbyt słabo, by zburzyć piramidę złudzeń.

Postpolityczna pycha Zachodu, tak widoczna w wypowiedziach Donalda Trumpa, Emmanuela Macrona i innych przywódców w trakcie pierwszej fazy epidemii, sprawiła, że – to już jasne – ten etap „wojny” z SARS-CoV-2 świat zachodni przeszedł znacznie gorzej niż Azja Wschodnia

Podobnie ma się rzecz z zarazkami. Skokowy postęp medycyny pozwolił zminimalizować ryzyko wielkich epidemii i skupić się na chorobach cywilizacyjnych. Ale bakterie i wirusy ewoluują, doskonaląc swoje metody ataku na nasze organizmy, jak barbarzyńcy ulepszający sztukę oblegania murów. Jak mówi „Nowej Konfederacji” ekspert ds. ochrony zdrowia, dr Stanisław Maksymowicz, możliwe że weszliśmy w fazę cyklu biologicznego, w którym odwiecznej walki człowieka Zachodu z zarazkami dotyka odwrócenie ról: piłka jest znów po stronie mikroorganizmów. To oznaczałoby dwie fundamentalne konsekwencje. Po pierwsze – powrót do sytuacji, w której groźne epidemie co jakiś czas pustoszą nasze kraje. Po drugie – konieczność podjęcia na nowo „wyścigu zbrojeń” z wirusami i bakteriami. Zarówno gdy idzie o „arsenał” farmaceutyczny i medycynę kliniczną, jak i zarządzanie antykryzysowe.

Postpolityczna pycha Zachodu, tak widoczna w wypowiedziach Donalda Trumpa, Emmanuela Macrona i innych przywódców w trakcie pierwszej fazy epidemii, sprawiła, że – to już jasne – ten etap „wojny” z SARS-CoV-2 świat zachodni przeszedł znacznie gorzej niż Azja Wschodnia. Gdy piszę te słowa, 18 marca 2020 r., w Japonii, Korei Południowej, Tajwanie, Singapurze i Mongolii, zamieszkanych przez 206 milionów ludzi, zanotowano 114 zgonów w wyniku tej pandemii. W podobnie zaludnionych (212 milionów) Włoszech, Francji i Niemczech – 2 705 zgonów. A Stary Kontynent jest jeszcze przed szczytem zachorowań, i ich liczba z dnia na dzień szybko rośnie. W dodatku miał całe tygodnie na obserwację doświadczeń azjatyckich, uczenie się i przygotowania. Być może obraz sytuacji zmienią kolejne fale epidemii, ale pierwsza faza wygląda właśnie tak.

Kryształowy Pałac drży w posadach

Powrót ryzyka gwałtownej śmierci – a raczej wyraźne przypomnienie o nim – oznacza powrót klasycznych pytań politycznych. Po co nam państwo? Po co nam polityka? Jak zapewnić ludziom bezpieczeństwo? Jak to pogodzić z wolnością? Czy potrafimy zaakceptować ryzyko gwałtownej śmierci? Jak na nie odpowiemy? Pogrążony wciąż w postpolitycznej drzemce Zachód jest w gorszej niż Azja pozycji do udzielania dobrych odpowiedzi.

Żeby to lepiej zobrazować, wróćmy do Sloterdijka. Tworząc w „Kryształowym Pałacu” filozoficzną teorię globalizacji, opisał on jej wysokorozwinięte centrum jako wielką cieplarnię. Symbolizuje ją tytułowa metafora, zaczerpnięta od Fiodora Dostojewskiego. Zobaczywszy w 1862 r. na Wystawie Światowej w Londynie gargantuiczny budynek ze szkła i stali, do którego pragnął się wedrzeć wielotysięczny tłum, Dostojewski zrozumiał, na czym polega najważniejsza obietnica zachodniej nowoczesności. To wprowadzenie całej populacji do Kryształowego Pałacu właśnie. Do monumentalnej cieplarni, strefy wiecznego komfortu, gdzie odwieczny problem niedoboru będzie raz na zawsze rozwiązany.

Sloterdijk opisał projekt już realizowany – po II wojnie światowej, a zwłaszcza po powstaniu Unii Europejskiej. „Owa gigantyczna cieplarnia odprężenia poświęcona jest pogodnemu, acz gorączkowemu kultowi Baala, który XX wiek zaproponował nazwać konsumpcjonizmem. (…) Nową naukę o rzeczach ostatecznych formułuje się tu jako dogmatykę używania”.

Piętro pierwsze to bezprecedensowy dostęp do pieniądza, powiązany z przymusem kupowania. Mieszkaniec Kryształowego Pałacu staje przed „obfitością opcji, która bezwzględnie przelicytowuje ewentualny wkład własnego wysiłku – w skrócie: kupować i pieprzyć się – dopóki spełnia on warunki pobytu w przestrzeni dobrobytu, czyli dysponowania siłą nabywczą”.

Powrót ryzyka gwałtownej śmierci – a raczej wyraźne przypomnienie o nim – oznacza powrót klasycznych pytań politycznych. Po co nam państwo? Po co nam polityka? Jak zapewnić ludziom bezpieczeństwo? Jak to pogodzić z wolnością?

Na drugim poziomie rozpieszczenia następuje stabilizacja dobrobytu, poprzez wykluczenie gospodarczych stanów wyjątkowych. Legitymizacją „skrystalizowanego” państwa nie jest już, jak mówił Hobbes, uwolnienie jednostki od perspektywy gwałtownej śmierci, lecz zapewnienie „wzrostu i rozwoju”.

Na trzecim piętrze „wyśrubowane oczekiwania co do bezpieczeństwa są uogólniane i rozszerzane na zakłócenia i ryzyka związane z życiem prywatnym, takie jak wypadki, choroby, udział w kataklizmach itp.”. Wszechobecność i przymusowość ubezpieczeń zdejmuje z jednostki odpowiedzialność za własny los.

Czwarty poziom rozpieszczenia związany jest z nowymi mediami, zdającymi się znosić potrzebę wytrwałej edukacji na rzecz łatwego dostępu do wiedzy i zrównania ważności wszelkich treści. Najbardziej banalna ekspresja postmodernistycznej świadomości znaczy tu tyle samo, ile ambitny traktat filozoficzny. Towarzyszy temu daleko idące zastąpienie dyskursu słowa przez dyskurs obrazu, nieuchronnie wiodące do zaniku abstrakcyjnego i logicznego myślenia.

Na piątym poziomie rozpieszczenia następuje oderwanie zasługi od sławy i prestiżu. Klasa medialnych celebrytów, „znanych z tego, że są znani”, jest tu symboliczna. Ten wymiar rozpieszczenia wyklucza merytokrację, w której sława i podziw publiczności są nagrodą za zasługi.

Wygnani z wielkiej cieplarni

Jeśli opis naszej cywilizacji rozpieszczenia autorstwa Sloterdijka jest trafny (a moim zdaniem jest jednym z najtrafniejszych), po chwili zastanowienia zrozumiemy, że ta epidemia uderza we wszystkie najważniejsze elementy zachodniego stylu życia w obecnej postaci. We wszystkie piętra Kryształowego Pałacu.

Po pierwsze, gwałtownie ogranicza dostęp do pieniądza. Problem niedoboru zasobów już jest wyraźny, a jeśli proces potrwa wiele miesięcy, będzie drastyczny.

Po drugie, obala ideę, że udało się w trwały sposób uchronić jednostki przed gwałtowną śmiercią, w związku z czym można się skupić na „wzroście i rozwoju”. Tak samo z zabezpieczeniem przed gospodarczymi stanami wyjątkowymi.

Po trzecie, zdjęcie z jednostki odpowiedzialności za własny los poprzez działalność systemów ubezpieczeniowych – zostaje zakwestionowane.

Po czwarte i najbardziej problematyczne: na powrót klasycznej kultury pisemnej i związanego z nią logicznego myślenia się akurat nie zanosi. Jednak funkcjonalność medialnego infotainment i idei, że edukacja jest niepotrzebna, skoro mamy internet, zostanie poddana ciężkiej próbie. W warunkach walki o elementarne bezpieczeństwo w cywilizacji rozpieszczenia z pewnością będą się szerzyć szaleństwa i fałszywi prorocy, ale na koniec dnia dostęp do rzetelnej wiedzy będzie znacznie ważniejszy niż dotąd.

Po piąte, nastąpi ponowne związanie zasług z prestiżem i sławą. W logice walki i gospodarowania szybko (może dramatycznie szybko) kurczącymi się zasobami będzie więcej miejsca dla bohaterów i ludzi elementarnie użytecznych, mniej – dla „znanych z tego, że są znani”

W polityce oznacza to w pierwszym rzędzie zastąpienie partii „wzrostu i rozwoju” przez „partię niedostatku i powagi”. Myliłby się jednak ten, kto oczekiwałby w związku z tym prostego triumfu rozumu i odpowiedzialności. Utrwalone interesy i nawyki naturalnie dążą do odtwarzania warunków, w których mogą istnieć. Jeśli szok będzie krótkotrwały (najbardziej optymistyczne ze znanych mi, wiarygodnych prognoz mówią o 2,5-3 miesiącach), okaże się zbyt słaby, by wywołać trwałe zmiany strukturalne. Traumy tych dni zostaną zapamiętane jako anomalia, zły sen.

Nastąpi ponowne związanie zasług z prestiżem i sławą. W logice walki i gospodarowania szybko (może dramatycznie szybko) kurczącymi się będzie więcej miejsca dla bohaterów i ludzi elementarnie użytecznych, mniej – dla „znanych z tego, że są znani”

Jeśli szok będzie długotrwały lub wielokrotnie powtarzalny, zmiana będzie zasadnicza. Wciąż jednak dawne układy interesów i filtry poznawcze będą – coraz bardziej desperacko pod wpływem trudnej sytuacji – dążyć do odtworzenia warunków, w których mogą uchodzić za użyteczne. Warto przy tym pamiętać o dictum Mussoliniego o faszyzmie jako horrorze prowadzącym do dobrobytu. Idee łaskawego „pozwalania im umrzeć” dla dobra własnego i wspólnego pozostają obecne w naszej kulturze.  Jednocześnie logika kurczących się zasobów doprowadzi do brutalnej walki o nie.

Scenariusz pośredni oznaczałby szok na tyle silny, by wywołać głęboką autorefleksję oraz systemowe zmiany, i na tyle słaby, by nie zniszczyć struktury świata, jaki znamy.

Walka z SARS-CoV-2, o ile nie jest częścią wojny biologicznej, nie jest wojną. Sam wirus nie jest wrogiem w Schmittiańskim sensie tego słowa. To określenia zarezerwowane  dla stosunków między istotami rozumnymi. Nazywanie tak wirusa i epidemii to dobra metafora lub kolejny element dewaluacji pojęć typowy dla cywilizacji rozpieszczenia.

Może mieć jednak skutki głębsze niż niejedna wojna. Oznacza powrót pierwotnej polityczności. W związku z tym ostatnim: ma ścisły związek z gotowością – lub niegotowością – wspólnot politycznej do dosłownej, klasycznie rozumianej wojny. Jest bowiem, jak ona, a nawet bardziej, ryzykiem gwałtownej śmierci. Świat zachodni zapomniał, że to w ogóle możliwe.

English version

Wesprzyj NK
Bartłomiej Radziejewski – prezes i założyciel Nowej Konfederacji, ekspert ds. międzynarodowych zainteresowany w szczególności strukturą systemu międzynarodowego, rywalizacją mocarstw, sprawami europejskimi. Autor książki "Nowy porządek globalny", a także "Między wielkością a zanikiem", współautor "Wielkiej gry o Ukrainę", opublikował także setki artykułów, esejów i wywiadów. Pomysłodawca i współtwórca dwóch think tanków i dwóch redakcji, prowadził projekty eksperckie m.in. dla szeregu ministerstw, międzynarodowych korporacji, Komisji Europejskiej. Politolog zaangażowany, publicysta i eseista, organizator, dziennikarz. Absolwent UMCS i studiów doktoranckich na UKSW. Pierwsze doświadczenia zawodowe zdobywał w Polskim Radiu i, zwłaszcza, w "Rzeczpospolitej" Pawła Lisickiego, później był wicenaczelnym portalu Fronda.pl i redaktorem kwartalnika "Fronda". Następnie założył i w latach 2010–2013 kierował kwartalnikiem "Rzeczy Wspólne". W okresie 2015-17 współtwórca i szef think tanku Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. W roku 2022 współtwórca i dyrektor programowy Krynica Forum. Publikował w wielu tytułach prasowych, od "Gazety Wyborczej" po "Gazetę Polską".

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo