Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Niepotrzebny konserwatyzm

Konserwatyzm polityczny poniósł w Polsce porażkę. Całkowicie zastąpił go rzewny tradycjonalizm, pozbawiony ambicji innych niż kulturowe. Cieszący się z pisowskiej ofensywy w sprawie aborcji i klerykalizacji szkoły
Wesprzyj NK

Konserwatyzm polityczny stał się w ostatnich latach czymś nikomu niepotrzebnym. Rządzącej postmodernistycznej prawicy wystarczy konserwatyzm kulturowy, redukowany zresztą często do prostego obyczajowego tradycjonalizmu. Pozwala on umacniać więź między PiS a najbardziej nieufną wobec zmian obyczajowych częścią społeczeństwa. Pozostałe elementy konserwatyzmu można pominąć jako niepotrzebne skrupuły lub wątpliwej jakości wyobrażenia na temat państwa i ładu politycznego.

Krótka kariera konserwatyzmu po 1989

Konserwatyzm polityczny, który zrodził się pod koniec lat osiemdziesiątych, był próbą wyjścia poza język rządzącej PZPR i pryncypializm ówczesnej opozycji. Był poszukiwaniem rozwiązań politycznych, gwarantujących ciągłość państwa i zasadniczą zmianę ustrojową, odbudowę siły społeczeństwa poprzez restytucję własności prywatnej. Miał być nadzieją na zachowanie tradycyjnych obyczajów bez powrotu do dominacji politycznej Kościoła i klerykalizmu. Popełnił sporo błędów, ale by je sprawiedliwie ocenić, warto usiąść do gazet z tamtego okresu, porównać inne raczkujące ideologie, tworzone przez dwudziesto- czy trzydziestolatków.

Konserwatyzm kulturowy nie chciał ani silnego państwa, ani sprawnych instytucji. Pachniało mu to jakimś niebezpiecznym importem

Był ambicją zbudowania porządku instytucjonalnego, który imitowałby jakoś porządki przedkomunistyczne, a właściwie nawet nigdy w Polsce nieistniejące. Trudno bowiem byłoby rekonstruować w latach 90. dwudziestego wieku autorytarny ustrój Polski pomajowej. Jeszcze trudniej – chwiejne porządki z okresu konsolidacji państwa między rokiem 1921 a 1926. Był to zatem konserwatyzm konstruktywistyczny, radykalnie krytyczny wobec społecznego i instytucjonalnego status quo końcówki PRL, nieufny wobec solidarnościowego mainstreamu, a zarazem widzący potrzebę skonstruowania nawet ad hoc jakichś elit nowego państwa.

Znalazł oparcie właściwie tylko w wąskich grupach inteligencji, dogadał się na chwilę z krytykami kulturowego postmodernizmu. Ale jego kariera zakończyła się właściwie w epoce późnego AWS. Nowa polityka, realizowana przez liderów PiS i PO, była poddana wyraźnej korekcie populistycznej. A ponieważ terminem tym określa się dziś zbyt wiele, to może warto wyjaśnić, że był to populizm oparty na pewnej oportunistyczno-pragmatycznej kalkulacji. W przypadku PO, stworzonej na bazie krytyki partii politycznych i „klasy próżniaczej” – wyposażony w idee zmniejszenia parlamentu, wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, a kilka lat później „rządzenia z dala od polityki”. PiS mówił dialektem antyestablishmentowym, a za sprawą wyraźnych przekonań Kaczyńskiego – pozbawionym antypartyjnej retoryki. Dla tej narracji kluczowe było pozbycie się tej części elit, która dominowała w latach 90. i na początku XXI wieku i którą obciążano winą za wszelkie niedokonania Trzeciej Rzeczypospolitej.

W społeczeństwie, które chciało świętego spokoju – lub, jak mówił Paweł Śpiewak, chciało wreszcie pójść na grilla, konserwatyzm psuł humor, wydawał się natrętnym nudziarstwem

Dlaczego konserwatyzm przegrał?

Właśnie na gruncie walki z establishmentem doszło do sojuszu konserwatyzmu kulturowego z PiS. Do zbudowania ośrodków prawicowej publicystyki, dla której konserwatyzm był tylko protestem przeciwko zmianom obyczajowym. Konserwatyzm kulturowy nie chciał ani silnego państwa, ani sprawnych instytucji. Pachniało mu to jakimś niebezpiecznym importem. Przeszczepem dokonanym  w organizmie jakoś tam funkcjonującego społeczeństwa, które, uwolnione od ciężaru kompradorskich elit, „da sobie radę”. Owo „jakoś tam będzie” było zresztą ukrytym programem obu populizmów – tego antypartyjnego głoszonego na początku przez PO, jak i antyestablishmentowego PiS – w chwili, gdy dochodziły one do władzy. I do pewnego stopnia jest nim do dziś.

Konserwatyzm polityczny miał zły kod kulturowy, który nie pozwolił mu przetrwać w społeczeństwie zmęczonym transformacją, zniechęconym do elit, słusznie nieufnym wobec ich kompetencji. W społeczeństwie, które chciało świętego spokoju – lub, jak mówił Paweł Śpiewak, chciało wreszcie pójść na grilla. Konserwatyzm ze swoim niepokojem dotyczącym słabnących instytucji psuł humor, wydawał się natrętnym nudziarstwem.

Największą stawkę przegrał konserwatyzm na prawicy. Nie był w stanie podzielać spiskowych teorii, nie mógł budować na niszczeniu instytucji, na podgrzewaniu emocji skierowanych przeciwko współobywatelom, na destrukcji resztek zaufania do państwa jako dobra ponadpartyjnego

Ale największą stawkę przegrał konserwatyzm na prawicy. Nie był w stanie podzielać spiskowych teorii, nie mógł budować na niszczeniu instytucji, na podgrzewaniu emocji skierowanych przeciwko współobywatelom, na destrukcji resztek zaufania do państwa jako dobra ponadpartyjnego. Przegrał też w wymiarze diagnoz międzynarodowych. Chciał Polski osadzonej we wspólnocie euroatlantyckiej i imponowały mu polityczne sukcesy Thatcher i Reagana. Wydawały się one nie tylko wyzwaniem rzuconym blokowi sowieckiemu, ale także pewnej gnuśności Zachodu. Konserwatyzmowi takiemu można raczej zarzucić pewną naiwność w ocenie spójności i jakości wspólnoty euroatlantyckiej niż dominującą dziś na prawicy nieufność do wszystkich, przyjmujących w lepszym wydaniu koszmarną maskę realizmu, a w gorszym – antyniemieckiej lub antyunijnej histerii. Dziś znowu patrzymy inaczej na dokonania anglosaskiej rewolucji konserwatywnej. Ale jak szybko spłowiały sztandary lewicy a la Schroeder i Blair, tak słabym okazał się impuls europejskiej liberalnej rewolucji Macrona. Sceptycyzmu dobrze uczą ludzie doświadczeni, a nawet jeżeli najstarsi reprezentanci wspominanego tu konserwatyzmu w najlepszym wypadku dobiegali czterdziestki, to mogli się pochwalić najwyżej kilkuletnim doświadczeniem w instytucjach politycznych.

Ten konserwatyzm polityczny zaczął przegrywać z prawicą pesymistyczną wobec dokonań Zachodu, mającą silne poczucie misji w kwestionowaniu liberalizmu i obyczajowego permisywizmu. Z prawicą chętnie wypowiadającą się na antenie Radia Maryja, wspierającą głośne akcje na rzecz zaostrzenia prawa aborcyjnego, krytykujących Unię ostrzej niż brytyjscy niepodległościowcy od Nigela Farrage’a, bo jeszcze z silnym komponentem religijnym. I choć Tadeusz Rydzyk popierał zrazu raczej LPR i nawet po wyborze Lecha Kaczyńskiego na prezydenta wyrażał się o jego małżonce gorzej niż najbardziej krytyczne wobec PiS media liberalne, to jednak dokonał rewizji strategii i związał się z PiS. To właśnie takiego duchowego patrona przyjęła prawica po katastrofie smoleńskiej. Wszystko się ze sobą zlało.

Konserwatyzm polityczny został z głównych partii wyparty. Plącząc się w początkach nowego stulecia na obrzeżach PO i PiS potem próbował jeszcze wrócić kilka razy, tworząc ugrupowania niezdolne do samodzielnego pokonania progu wyborczego. Miał jednak coraz słabsze zdolności do tego by stawiać własne warunki. W końcu całkowicie zastąpił go rzewny tradycjonalizm, pozbawiony ambicji innych niż kulturowe. Cieszący się z pisowskiej ofensywy w sprawie aborcji i klerykalizacji szkoły, z polityki historycznej rodem z kolejnych zeszytów pisma „Arcana” i telewizji publicznej z marzeń „Gazety Polskiej”. Największe triumfy święcił ów tradycjonalizm, widząc porażki i protesty środowisk liberalnych. Ta zemsta za lata upokorzeń, a czasami też lata bezradnego i wstydliwego milczenia była słodka. Pierwsza kadencja PiS była spełnieniem marzeń, których normalni ludzie raczej się wstydzą. Slogan „Słychać wycie? Znakomicie!” zapamiętamy najlepiej z tego prawicowo-tradycjonalistycznego karnawału.

Konserwatyzm polityczny zaczął przegrywać z prawicą pesymistyczną wobec dokonań Zachodu, mającą silne poczucie misji w kwestionowaniu liberalizmu i obyczajowego permisywizmu. Z prawicą chętnie wypowiadającą się na antenie Radia Maryja

Z dzisiejszej perspektywy dziwne wydaje się nie to, że konserwatyzm polityczny przegrał, ale raczej, że w ogóle zaistniał. Był pewną pokoleniową reakcją na politykę drugiej połowy lat osiemdziesiątych i następnej dekady. Próbą mówienia i myślenia innym językiem niż te zakorzenione w doświadczeniu PRL, a zatem do pewnego stopnia sztucznym. I dla szerszej publiczności trudnym. Był próbą wspięcia się na palce po to, by dorosnąć do wyzwań, co było dość powszechną postawą w generacji reformatorów. Zrobić państwo na miarę współczesnej Europy, zrobić je po swojemu i nie jako imitację sklejoną z importowanych podzespołów.

Takie formacje zdarzały się także w innych krajach, by wymienić choćby zaprzyjaźnioną z polskimi konserwatystami czeską ODA, czy szerzej – nurt w polityce tego kraju nawiązujący do prezydentury Havla. Podobne grupy majaczyły na horyzoncie polskiej polityki, choć już bez nawiązania do konserwatywnych haseł – by wymienić choćby nurt republikański, zrodzony po klęsce postkomunistów w 2003 i 2004 roku z nadziei na jakąś naprawę państwa, pod przewodem koalicji PO-PiS. Sił, które umówiły się – jak się wydawało – na konieczność podjęcia walki z korupcją, z upadkiem publicznych mediów, zawłaszczaniem państwa przez partie. O tym, co z tej umowy wyszło, napisano już tomy. Po sześciu latach rządów PiS nie sposób znaleźć pomysł na inną prawicę. Choć taka, jaką jest PiS, jest karykaturą wszystkiego, co po 1989 roku za prawicę uchodziło. Krytykami tej formacji są dziś nawet jej prawoskrzydłowi – Roman Giertych i Michał Kamiński, Ludwik Dorn i ostatni czynny politycznie konserwatysta z prawdziwego zdarzenia – Kazimierz Ujazdowski. Nikt z nich nie ma politycznych naśladowców w młodym pokoleniu.

Pierwsza kadencja PiS była spełnieniem marzeń, których normalni ludzie raczej się wstydzą. Slogan „Słychać wycie – znakomicie” zapamiętamy najlepiej z tego prawicowo-tradycjonalistycznego karnawału

Dzisiejsza polityka uprawiana jest z dala od intelektualnych konstrukcji, jakkolwiek pokrewnych wielkim tradycjom konserwatywnym, liberalnym czy socjalistycznym. Tę ostatnią próbuje jeszcze podejmować Partia Razem, ale bez większych politycznych sukcesów, mimo rosnącej koniunktury dla lewicy. Na obrzeżach polityki powstają co rusz próby ożywienia takiej czy innej politycznej idei, z równym brakiem szans na powodzenie. Konserwatyzm stał się niepotrzebny nawet jako kostium. Ci, którzy chcieli uczestniczyć w prawdziwej polityce wchodząc do rządów PiS, musieli zrezygnować nawet z jego ram intelektualnych, z narzędzi analizy politycznej, które podpowiadał. Zaczęli mówić prawicowym volapukiem poskładanym przez spindoktorów z przemówień Kaczyńskiego i „przemyśleń” prawicowych propagandówek. Sprawili, że ktokolwiek chciałby do konserwatyzmu wracać będzie miał trudniej niż w końcówce PRL.

Wesprzyj NK
politolog, autor m.in. "Konserwatyzmu po komunizmie" i "Wyjścia awaryjnego", twórca idei IV Rzeczypospolitej

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Jedna odpowiedź do “Niepotrzebny konserwatyzm”

  1. szeligap pisze:

    Dobry tekst złożony z potrzebnych (!) w dzisiejszych czasach uproszczeń i uogólnień. Tak, nie mylę się – uproszczeń niezbędnych przecież do wzajemnej komunikacji. Trudną drogę ma dziś konserwatyzm bo brak mu siły i umiejętności tworzenia, jak pisze Autor, „intelektualnych konstrukcji”. Czy to brak ludzi na rynku idei, czy może strach przed polemiką ze strony współczesnych manipulatorów wyjątkami? Niewątpliwie przyczyną słabości jest brak „zasiedziałej” bazy społecznej, której potrzebne są idee konserwatywne. Trudność przyznajmy nie do pokonania w krótkim czasie. Co zatem robić? Trzeba śmiało wywieść propozycję konserwatywną z braków dzisiejszej polityki: krótkowzroczności, niskiego społecznego zaufania do klasy politycznej, narastającej agresji i chaosu oraz nieobecnej perspektywy dla zbiorowości, której polityka dotyczy. Te deficyty (oraz inne) czy raczej puste naczynia można napełnić konserwatywnym językiem a może raczej konserwatywnym programem skupionym na różnego rodzaju bezpieczeństwach i koniecznej przewidywalności życia w dzisiejszej Polsce. Inspiracją może być w warstwie idei raczej konserwatyzm anglosaski (indywidualny) niż kontynentalny (społeczny). To wszystko rzecz jasna osadzone w typowym dla zachowawców realizmie czyli świadomości o pretendowaniu do siły ograniczonej niezbyt dużą liczebnością.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo