Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Jaka jest liczebność polskiej armii? Udzielenie odpowiedzi na to – zdawałoby się – proste pytanie nie jest w naszych realiach łatwe, a nawet może stać się przedmiotem ostrych kontrowersji. Rządzący mają skłonność do podkreślania swoich sukcesów w odbudowie potencjału kadrowego i zdolności sił zbrojnych, z kolei opozycja zarzuca kierownictwu resortu obrony statystyczne sztuczki w postaci zaliczania do stanu osobowego armii pracowników tyłów w rodzaju obsługi medycznej czy administracyjnej.
>>POSŁUCHAJ ARTYKUŁU W WERSJI AUDIO<<
Odpowiedzi na to pytanie nie ułatwia też panujący w Polsce kult tajności, co powoduje, że – inaczej niż w przypadku naszych sojuszników ze Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii – nie ma u nas zwyczaju regularnego publikowania porównywalnych i wiarygodnych danych.
Obóz rządzący podtrzymuje zapowiedzi rozbudowy naszych sił zbrojnych do poziomu 250 tys. żołnierzy oraz oficerów i dodatkowo 50 tys. w wojskach obrony terytorialnej i deklaruje, że jest na najlepszej drodze do realizacji tego celu. Nasi sojusznicy poważnie traktują te deklaracje, upatrując w Polsce rosnącą, a nawet największą w zakresie sił lądowych, potęgę kontynentalnej części NATO. A jak jest naprawdę? Oficjalnie MON twierdzi, że obecnie mamy „pod bronią” 172 tys. żołnierzy, co ma nas pozytywnie odróżniać od sytuacji roku 2014, kiedy to w wyniku redukcji stanów osobowych i likwidacji garnizonów „mieliśmy w wojsku 95 tys. żołnierzy”.
Z danych NIK wynika, że na koniec 2022 roku liczba żołnierzy zawodowych w polskich siłach zbrojnych wynosiła 118 340, a służących w Wojskach Obrony Terytorialnej (WOT) – 31 370. Te ostatnie dane nie obejmują żołnierzy zawodowych WOT, których na koniec ubiegłego roku wedle szacunków (utajnione dane – MB) było ok. 4,3 tys. To oznacza, że w ciągu 2022 roku liczba żołnierzy zawodowych wzrosła o 4754 osoby, służących w Terytorialnej Służbie Wojskowej (głównie WOT) – o 3652, a do tego rachunku należy dodać (tak czyni MON) tych, którzy w ubiegłym roku wstąpili do zasadniczej służby wojskowej i po 30 dniach szkolenia i złożeniu przysięgi traktowani są jak pełnoprawni wojskowi. Łącznie w świetle danych NIK na koniec 2022 roku w naszych siłach zbrojnych służyło 166,5 tys. żołnierzy, choć przyrost kadrowy wśród pełniących służbę zawodową był więcej niż umiarkowany.
Oficjalnie MON twierdzi, że obecnie mamy „pod bronią” 172 tys. żołnierzy, co ma nas pozytywnie odróżniać od sytuacji roku 2014
Jeszcze inne dane podał GUS, według którego stan kadrowy naszych sił zbrojnych na koniec ubiegłego roku w grupie żołnierzy zawodowych wyniósł 118,3 tys. Porównując, jak zmieniały się stany osobowe między rokiem 2015 a 2022 w naszych siłach zbrojnych, można stwierdzić, że w ciągu 7 lat odnotowano przyrost łącznie o 52 688 żołnierzy, w tym w grupie żołnierzy zawodowych o 22 118, w Terenowej Służbie Wojskowej odnotowano wzrost o 31 700 osób, zaś w Narodowych Siłach Rezerwowych mieliśmy do czynienia ze spadkiem o 12 455 osób. A zatem w grupie żołnierzy zawodowych, którzy są trzonem naszej armii, w ciągu ostatnich 7 lat mieliśmy do czynienia z 23-procentowym wzrostem, co oznacza, że utrzymując dotychczasowy trend, osiągniemy zakładany poziom 250 tys. w służbie w połowie lat czterdziestych tego stulecia. Mamy oczywiście do czynienia z przyrostem służących w WOT i skokowym wzrostem liczby osób odbywających roczne przeszkolenie w ramach dobrowolnej służby zasadniczej, ale to jednak nie to samo co wzrost liczebności żołnierzy zawodowych.
Wyniki naszej polityki w zakresie rozbudowy sił zbrojnych oceniają też stale eksperci z zachodnich think tanków strategicznych. W jednym z ostatnich, opublikowanych w czerwcu br. raportów IISS, autorzy opracowania poświęconemu europejskim siłom lądowym stwierdzili, że nasze zdolności, w komponencie bojowym wynoszą obecnie 68 batalionów, podczas gdy w 2014 roku było ich 66. To i tak ponad dwukrotnie większy potencjał niż w przypadku Niemiec, postęp też jest zauważalny, ale trudno mówić o przełomie. Rozbudowa naszych sił lądowych idzie powoli, z pewnością wolniej niż hurraoptymistyczne zapewnienia Ministerstwa Obrony, pytanie tylko, czy w tempie adekwatnym do rysujących się zagrożeń.
Warto też zwrócić uwagę na kolejny problem, a mianowicie poziom wyszkolenia tego nowego narybku naszych sił zbrojnych. Jak na początku czerwca br. p. minister Błaszczak powiedział, a jego słowa przytoczono w oficjalnym portalu resortu, że ci, którzy „ukończyli szkolenie podstawowe w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej” i złożyli przysięgę wojskową, są już traktowani przez nasze siły zbrojne w kategoriach „przeszkolonych rezerwistów”. Wielce to intrygująca informacja, bo jak wynika z innych, ale też rządowych źródeł, szkolenie podstawowe jest dwuetapowe. Pierwsza faza, która kończy się złożeniem przysięgi, trwa 28 dni, a to oznacza, jeśli dobrze zrozumiałem wypowiedź p. Ministra, że po tym czasie uważamy, że mamy do czynienia z przeszkolonymi rezerwistami. Pozwala nam to do pewnego stopnia zrozumieć, jakie są źródła sukcesu MON raportującego o skokowym wzroście liczebności sił zbrojnych, ale czy z punktu widzenia umiejętności wojskowych w istocie możemy w tym przypadku mówić o sukcesie polityki tego rodzaju?
Jan Kallberg z US Military Academy, opisując system szkolenia ukraińskiej armii zwrócił uwagę w artykule opublikowanym na internetowej stronie think tanku strategicznego CEPA, że jednym z zasadniczych czynników wpływających zarówno na długość, jak i na efektywność szkolenia żołnierzy jest wielkość korpusu podoficerskiego i to, czy szkolimy „surowych” rekrutów, czy doszkalamy żołnierzy mających już doświadczenie bojowe. W przypadku Ukrainy, gdzie w momencie wybuchu wojny było 400 tys. weteranów, którzy uczestniczyli w działaniach frontowych po roku 2014, system szkolenia mógł być skrócony, ale jeśli chodzi o państwa NATO, pozbawione tego rodzaju „zasobu”, trzeba liczyć się wręcz z wydłużeniem tego czasu. Kallberg pisze wprost: „Opierając się na doświadczeniach z poborowymi w jednostkach w krajach nordyckich, (można stwierdzić, że – MB) wyszkolenie dowódcy plutonu od podstaw zajmuje co najmniej 12–15 miesięcy, dowódcy drużyny – blisko rok, a strzelca – od siedmiu do ośmiu miesięcy”. Osobnym problemem jest brak kadry, która może szkolić rekrutów „z marszu”. W praktyce są to zawsze podoficerowie lub oficerowie niższych rang, którzy na poziomie taktycznym muszą wdrożyć nowicjuszy w podstawowe arkana sztuki wojennej. Trudno zatem poważnie utrzymywać, że nasi rekruci już po niecałym miesiącu służby spełniają wszystkie kryteria i są pełnowartościowymi żołnierzami.
Łącznie w świetle danych NIK na koniec 2022 roku w naszych siłach zbrojnych służyło 166,5 tys. żołnierzy, choć przyrost kadrowy wśród pełniących służbę zawodową był więcej niż umiarkowany
Jest jeszcze jedna kwestia. Jak słusznie zauważył Tomasz Dmitruk, w roku 2015 mieliśmy w naszych siłach zbrojnych trzy dywizje (11. Lubuską, 12. Szczecińską i 16. Pomorską), teraz zaś mamy prócz tych trzech „starych” jeszcze dwie kolejne, które są formowane (18. Żelazną i 1. Piechoty Legionów) i zapowiedź powołania kolejnego związku taktycznego, który ma być dyslokowany na południowym Mazowszu. Porównując jednak stany osobowe żołnierzy zawodowych w roku 2015 z danymi za rok ubiegły, można dojść do wniosku, że decyzje te oznaczają faktyczny spadek o 25% ukompletowania istniejących i tworzonych związków taktycznych. Jeszcze przed wojną na Ukrainie analitycy szwedzkiego think tanku strategicznego FÖI szacowali poziom ukompletowania naszych dywizji na maksymalnie 75%, a teraz wskaźnik ten jeszcze zmaleje.
O tym, z jakim problemem mamy do czynienia, świadczą obliczenia Dmitruka, którego zdaniem, aby mówić o pełnym ukompletowaniu planowanych 6 związków taktycznych w siłach lądowych, brakuje nam obecnie co najmniej 100 tys. żołnierzy i oficerów zawodowych, nie mówiąc już o zapewnieniu im rezerw osobowych, których dzisiaj nie ma. Oznacza to, że mamy armię „jednorazowego użytku”. Jest to o tyle istotne, że przeprowadzone jeszcze w 2015 roku szacunki strat sił natowskich w razie scenariusza pełnoskalowego konfliktu kinetycznego z Federacją Rosyjską w wariancie optymistycznym zakładają straty dzienne na poziomie 1200 żołnierzy, a w przypadku Rosjan – na 2500, w pesymistycznym wariancie nasze straty wyniosą 2,66 tys. dziennie, a rosyjskie – 1,125 tys. Przez straty należy rozumieć żołnierzy trwale wyeliminowanych z walki, nie tylko zabitych. Warto zauważyć, że relacja strat między siłami rosyjskimi i ukraińskimi po 18 miesiącach walki układa się według scenariusza pozytywnego i wynosi 1 do 2. Jeśli zatem założyć, że to nasze wojska lądowe dostarczą główną kontrybucję sił walczących na wschodniej flance, to po 100 dniach wojny może okazać się, że przy obecnym ich stanie liczebnym i wielkości rezerwy nie mamy już armii.
Jest to o tyle istotne, że Amerykanie nie rozbudowują swych sił lądowych na tyle, aby móc poważnie twierdzić, że myślą o przyjęciu na swoje barki głównego ciężaru ewentualnej wojny z Federacją Rosyjską. Wynika to zarówno z kryzysu rekrutacyjnego, który przeżywa obecnie amerykańska armia, która nie jest w stanie przyciągnąć tylu ochotników, ilu zamierzała, jak i z założeń przygotowywanej reformy, zbiorczo określanej mianem „Armia 2030”.
Amerykańska armia przyszłości (siły lądowe) ma składać się z kilku podstawowych komponentów – formacji zadaniowych. Mowa jest o trzech ciężkich (przełamaniowych) dywizjach pancernych, których zadaniem będzie przebicie się przez linie obrony przeciwnika. Mają to być dywizje czterobrygadowe, z których 3 będą działały w ramach tzw. Brygadowych Zespołów Bojowych (Brigade Combat Teams) z ciężkim komponentem pancernym, które budowane będą na bazie istniejących 1. Dywizji Kawalerii, 1 Dywizji Pancernej i 34. Dywizji Piechoty. Odpowiednio wzmocnione, mają one być główną siłą ciężką w amerykańskich wojskach lądowych. Ich potencjał ogniowy (artyleryjski) ma zostać rozbudowany, bo dotychczas nawet tzw. ciężkie dywizje amerykańskie były znacznie słabsze od rosyjskich, podobnie jak zdolności inżynieryjne niezbędne do pokonywania barier i rzek. W świetle oficjalnych dokumentów ich obszar odpowiedzialności ma obejmować od 18 do 28 km frontu w sytuacji, kiedy korpus odpowiada za odcinek o szerokości od 55 do 85 km, a armia – do 250 km. Jednocześnie długość granicy NATO z Federacją Rosyjską przekracza obecnie 2 tys. km. Nawet nie biorąc pod uwagę perspektywy członkostwa Ukrainy w Pakcie Północnoatlantyckim, plany utworzenia przez amerykańskie siły lądowe docelowo jedynie trzech ciężkich dywizji pancernych oznaczają, że to inni sojusznicy będą musieli wnieść w tym segmencie swoja kontrybucję. W przeciwnym przypadku, z wojskowego punktu widzenia NATO będzie miało jedynie ograniczone możliwości przełamania linii rosyjskich.
W praktyce są to zawsze podoficerowie lub oficerowie niższych rang, którzy na poziomie taktycznym muszą wdrożyć nowicjuszy w podstawowe arkana sztuki wojennej
Oczywiście można powiedzieć, i jest to prawdą, że potencjał ten będzie wzmacniany przez lżejsze formacje (o mniejszej sile ognia). W ramach planu Armia 2030 amerykańskie siły lądowe mają utrzymać cztery (docelowo) dywizje, w dotychczasowej nomenklaturze określane mianem pancernych (armor divisions). Mają to być formacje bardziej uniwersalne, z większą liczbą żołnierzy, mogących się szybko przemieszczać (choć w ich skład będą wchodziły 3 brygady). Analitycy portalu „Battle Order” zwracają uwagę na fakt, że trzonem amerykańskich sił lądowych w docelowym modelu Armii 2030 będą dywizje lekkie, mobilne, ale relatywnie słabo uzbrojone. Model ten będą uzupełniały dywizje szturmowe (101. Dywizja) i powietrzno-desantowe (82. Dywizja).
Jeśli analizować strukturę dywizji lekkich, z których każda posiadała będzie 3 brygady uderzeniowe, to każda z nich składała się będzie z 5 batalionów, z których jednak 3 oznaczone są jako CONUS a 2 OCONUS. Cóż to znaczy? CONUS jest terminem określającym przeznaczenie tych formacji, kwalifikującym je jako mające działać na kontynencie amerykańskim. A zatem jedynie 2/5 potencjału uderzeniowego lekkich dywizji sił lądowych Stanów Zjednoczonych ma być przeznaczonych do walki na oddalonych odcinkach.
Wnioski, jakie można wyciągnąć z planowanych zmian w amerykańskich wojskach lądowych, są dość oczywiste. Zmienia się formuła dowodzenia, w związku z prawdopodobieństwem wojny na większą skalę trzeba myśleć w kategoriach teatru działań wojennych i korpusów, co powoduje, że podstawową jednostką organizacyjną ma się stać dywizja. Ale czy Amerykanie planują skokowe zwiększenie swego potencjału w tym zakresie? W 2022 roku 11 z 31 aktywnych brygad manewrowych w amerykańskich siłach lądowych można było klasyfikować jako ciężkie. W roku 2030 ma ich być 17. To nie jest mało, ale jako że amerykańska strategia zakłada ryzyko wojny na dwa fronty i konieczność utrzymania sił na kontynencie amerykańskich, w najbliższych latach trudno będzie liczyć na skokowy wzrost obecności naszego głównego sojusznika na wschodniej flance. Wręcz przeciwnie, przywiązanie do formuły lekkich dywizji, które można łatwo dyslokować na znaczne odległości, świadczy o tym, że dowództwo amerykańskich sił zbrojnych chce dysponować siłami, których będzie mogło użyć zarówno w ewentualnej wojnie z Rosją w Europie, jak i w razie wybuchu konfliktu w Azji.
Nowa architektura bezpieczeństwa na wschodniej flance NATO, której budowę potwierdzono w toku ostatniego szczytu Paktu Północnoatlantyckiego w Wilnie, zakłada powołanie trzystutysięcznego korpusu, dowodzonego przez amerykańskiego generała. Korpus ten byłby w stanie wejść do działań wojennych w ciągu do 30 dni od wydania rozkazu, z tego pierwsze 100 tys. żołnierzy musi być gotowe w ciągu 7 dni. To państwa naszego regionu będą budować te siły. Amerykanie wesprą je swoim potencjałem i dostarczą zdolności, którymi my nie dysponujemy (zwiad, rozpoznanie, łączność, zdolności kosmiczne, lotnictwo, broń precyzyjna etc.), ale z pewnością nie myślą o przyjęciu na siebie głównego ciężaru walk. Ta rola, szczególnie w zakresie sił lądowych, zarezerwowana została dla Europejczyków ze wschodu i może jeszcze Niemców, o ile obudzą się ze swej strategicznej drzemki. To dlatego tak uważnie na Zachodzie obserwuje się postępy Polski w zakresie rozbudowy potencjału militarnego. Bez naszej kontrybucji wschodnia flanka NATO będzie równie osłabiona, jak za czasów, kiedy w europejskich stolicach wierzono, że Federacja Rosyjska jest cywilizowanym i wiarygodnym partnerem, z którym można budować przyszłość.
Jeśli zatem założyć, że to nasze wojska lądowe dostarczą główną kontrybucję sił walczących na wschodniej flance, to po 100 dniach wojny może okazać się, że przy obecnym ich stanie liczebnym i wielkości rezerwy nie mamy już armii
Często przywoływana cezura roku 2030 jest w tym przypadku nieprzypadkowa, bo wielu zachodnich analityków, w tym szefowie amerykańskich służb specjalnych jest przekonanych, że Rosja będzie potrzebowała od 5 do 10 lat na odbudowanie swego potencjału wojskowego. A zatem Waszyngton kibicuje wysiłkom Warszawy i wierzy, że deklaracje o 300 tysiącach siłach zbrojnych uda się zrealizować. Osobną kwestią jest to czy odpowiada nam rola „dostarczyciela” sił, na których spoczywał będzie główny ciężar walk, jeśli wojna wybuchnie, a co za tym idzie – również takich, które poniosą największe straty.
Jednak jeśli okaże się, że nasze plany i ambitne deklaracje są jedynie programem, którego nie udaje się zrealizować, to nie tylko ucierpi na tym – i to dramatycznie – nasza wiarygodność sojusznicza, ale w nie mniejszym stopniu – również nasze bezpieczeństwo. Sprawa jest zatem zbyt poważna, aby przyglądać się, jak resort obrony „pudruje rzeczywistość”, przekonując opinię publiczną, że jesteśmy na dobrej drodze do stworzenia trzystutysięcznej, nowoczesnej armii. Tak nie jest i najbardziej śmiałe deklaracje nie przysłonią faktu, że bez powrotu do powszechnego obowiązku obrony nie zbudujemy takiego potencjału.
Obawiam się, że to wersja optymistyczna.. Niedawno byłem na szkoleniu rezerwy, trwało niecałe 2 dni i kończyło się przysięgą a już potem przydziałem. Poza musztrą szkolenie nie obejmowało niczego. Przydział od czapy, nawet nie mają w tej jednostce takiego stanowiska, o w efekcie szeregowy co broń zna z zajęć przesposobienia obronnego z liceum,kbk… ale liczba się zgadza, rezerwistów przybyło…
W trakcie poszukiwania w sieci informacji znalazłam ten artykuł. Wielu osobom wydaje się, że mają odpowiednią wiedzę na poruszany przez siebie temat, ale zazwyczaj tak nie jest. Stąd też moje ogromne zaskoczenie. Chcę wyrazić uznanie za Twoją pracę. Będę rekomendował to miejsce i częściej wpadał, aby poczytać nowe rzeczy.
1. Program Modernizacji Technicznej [PMT] jest oparty przynajmniej w 80% o PRZESTARZAŁE programy, dawno temu zatwierdzone i nieweryfikowane – i przez to ślepo forsowane bez uzasadnienia strategicznego, operacyjnego czy taktycznego [niektóre mają długą historię – np. czołgowy program Wilk – oczko w głowie Ministra Błaszczaka – od lat 90-tych]. 2. Generalnie organizacyjnie i co do składu Wojsk Lądowych powiela się model armii wzór 1980 – wg modelu zimnej wojny – oparty o ciężkie dywizje pancerno-zmechanizowane, gdzie czołgi mają być główną siłą przełamania operacyjnego. Mają to zapewnić 233 Leopardy 2, 366 Abramsów [M1A1 i M1A2] oraz docelowo aż 1000 K2/K2 PL. Dla porównania siły Bundeswehry mają być rozbudowane do 328 Leo 2 najnowszej wersji, Francja ca 200 zmodernozwanych Leclerc, a UK 140 Challanger 3. 3. Rozbudowa sił pancernych i budowanie ciężkich dywizji pancernych miałoby sens, gdyby czołgi były RZECZYWIŚCIE głównym środkiem przełamania operacyjnego, operując w tym celu w wielkich skoncentrowanych masach wielkich jednostek. REALNIE od pełnoskalowej wojny w Ukrainie [od 2022] doświadczenie na poziomie operacyjnym i taktycznym udowodniło do końca i bez żadnej wątpliwości, że przy nasyceniu rozpoznaniem dronów i radarów artyleryjskich i rozpoznania satelitarnego, przesyle danych praktycznie w czasie rzeczywistym, niemożliwe jest skoncentrowanie masy czołgów do ataku nawet w sile batalionu, co dopiero pułku, brygady czy dywizji pancernej. Kontrakcja następuje szybciej, niż koncentracja. Tą kontrakcją jest precyzyjny [lub minimum korygowany dronami] i zmasowany ogień artylerii dalekiego zasięgu – artylerii lufowej, rakietowej czy dronów [w tym amunicji krążącej]. 4. Nawet użycie czołgów na poziomie kompanii sprawia trudności, masowo stosowane minowanie [także dzięki systemom minowania narzutowego, lotniczego, nawet artyleryjskiego] uniemożliwia operowanie czołgów nawet na poziomie taktycznym. Co więcej – nawet ewentualne lokalne taktyczne przerwanie frontu przez czołgi – oznacza wydanie ich na cel precyzyjnym kierowanym pociskom przeciwpancernym – co nieodmiennie kończy się bardzo ciężkimi stratami – i to bez uzyskania korzyści terenowych czy zniszczenia przeciwnika. W tej sytuacji czołgi są wykorzystywane zwykle w sile plutonów lub nawet pojedynczych sztuk – jako tyłowy odwód przeciwpancerny w zamaskowanej zasadzce, stosuje się też czołgi jako „bieda artylerię samobieżną” do ognia pośredniego pozahoryzontalnego. Ten rodzaj ognia nieporównanie lepiej wypełniają zaprojektowane do tego armatohaubice samobieżne [gąsienicowe Krab, M109, PzH 2000 – są też kołowe] z działami 155 mm. Czołgi [kaliber 120-125 mm] prócz słabszej siły ognia, nie mają odpowiednich systemów kierowania ogniem pośrednim do przeliczania poprawek [przy ogniu korygowanym odbywa się to „empirycznie”], nie mają też odpowiedniej amunicji [w tym żadnej amunicji precyzyjnej] – ani skalowalnych ładunków miotających. Generalnie czołg przestał pełnić rolę głównego środka przełamania operacyjnego – do czego został stworzony w czasie I w.św.- z wielkimi „złotymi latami” w czasie II w.św. – i twardo forsowaną pozycją [mimo postępów kierowanych pocisków przeciwpancernych] w czasie zimnej wojny. Rola czołgu spadła do pomocniczego i bardzo ograniczonego środka wsparcia taktycznego i odwodu na wypadek ataku. Paradoksalnie – czołg stał się pomocniczym środkiem zabezpieczenia linii frontu i obrony – nie ataku. Użycie czołgów nowej generacji [Leopard 2, Challanger 2 i wkrótce Abramsów] nic tu nie zmienia – środki ataku [kierowanych inteligentnych pocisków przeciwpancernych, amunicji krążącej, efektorów precyzyjnych z dronów, wreszcie precyzyjnej czy przynajmniej korygowanej dronowo artylerii – stały się silniejsze od dotychczasowych środków ataku wielkich mas czołgów, bojowych wozów piechoty i transporterów opancerzonych – operujących w wielkich jednostkach. 5. Obecnie głównym środkiem przełamania operacyjnego jest głęboki precyzyjny manewr ogniowy artylerii lufowej i rakietowej oraz dronów. Te trzy środki – wspomagane przez wyspecjalizowane kierowane pociski przeciwpancerne – zadają na Ukrainie ca 85 do 90% strat. 6. Sumując – program Wilk [ogółem 1613 czołgów III generacji] w ciężkich dywizjach – nie ma co do realizacji ŻADNEGO sensu strategicznego, operacyjnego ani nawet taktycznego. Wydatki całkowite na ten program można oszacować na ca 140 mld złotych – a dodatkowo około 200-220 mld złotych pójdzie na cały cykl życia [serwis, szkolenia/trening, modernizacje, logistyka]. 7. Przyczyną forsowania całkowicie przestarzałego i krytycznie nieadekwatnego trzonu sił lądowych w ciężkich dywizjach pancernych w oparciu o program Wilk jest brak KRYTYCZNEGO Strategicznego Przeglądu Obronnego w oparciu o doświadczenia z Ukrainy od 2022. Dlatego forsowany jest plan rozbudowy Wojska Polskiego w oparciu o przestarzały PMT, jakbyśmy byli w epoce zimnej wojny – wg doktryny zimnej wojny AD1980. Niezdolność MON, a zwłaszcza decyzyjnie szefa MON, do adekwatnej aktualizacji PMT do realiów aktualnego [i przyszłego – PRZEWIDYWANEGO] pola walki NASZEGO teatru wojny – jest absolutnie nieakceptowalna z punktu widzenia strategicznych interesów państwa – i musi zostać zasadniczo i bezdyskusyjnie naprawiona w 100% jako priorytet nr1- organizacyjnie, strukturalnie, instytucjonalnie, funkcjonalnie – bez żadnych półśrodków, kompromisów czy działań pozornych. W przeciwnym razie – z punktu widzenia cybernetyki – Państwo Polskie przestanie pełnić rolę homeostatu – zdolnego do dostosowawczej adekwatnej reakcji na czas na zagrażające mu zasadnicze zagrożenia. 8. Przedstawiając konstruktywnie alternatywę, rekomenduję natychmiastowe zastopowanie programu Wilk [w tym rezygnację z zamówienia 820 czołgów K2PL]. Posiadane i zamówione dotychczas czołgi [Leo 2, M1, K2] winny być wyposażone w amunicję precyzyjną [jako główną] i dostosowane [w kalkulacji koszt/efekt] do działań i prowadzenia GŁÓWNIE precyzyjnego ognia pozahoryzontalnego [rekomendowana w pierwszym kroku amunicja precyzyjna Szczerbiec 120 mm] we wpięciu sieciocentrycznym. Ich pancerz winien zostać zasadniczo zmodyfikowany [modułowo] do ochrony przed GŁÓWNYM zagrożeniem z góry [artyleria ognia pośredniego i kppanc „top attack]. Drugi wniosek to zmiana organizacyjna – polegająca na stworzeniu wielu samodzielnych „kompanii” tak zmodyfikowanych „czołgów”, przydzielanych dynamicznie [np. w formie baterii] do zadań operacyjno-taktycznych, będących w istocie uzupełnieniem artylerii samobieżnej o zwiększonym stopniu przeżywalności, co wymagałoby także systemów ochrony aktywnej – martwych w obecnym PMT. Trzeci wniosek to masowe zamówienia na inteligentne kierowane pociski przeciwpancerne. Obecne zakupy są śladowe względem potrzeb ujawnionych w wojnie ukraińskiej – dla WP potrzeba ca 20-25 tys ppk Pirat, ca 10 tys ppk Moskit oraz uzupełnienia przez min 5 tys ppk Brimstone 3 oraz 5 tys ppk Spike NLOS. Dwa ostatnie typy są pozahoryzontalne i zdolne do odpalania z wielu platform [w tym lotniczych]. Przynajmniej ppk Pirat i ppk Moskit winny być posadowione na odpowiednich dronach latających – przykładem nasz opracowany i dawno przetestowany ILX-27 o udźwigu 300 kg. Niestety – ani ILX-27, ani ppk Pirat – mimo przetestowania i gotowości do użycia operacyjnie – nie są zamawiane przez MON – co należy ocenić jako krytycznie nieakceptowalne zaniechanie – do jak najszybszej korekty w masowej produkcji seryjnej. Ppk Moski jest w testach – tu MON musi wydatkować ca 20 mln złotych dla WITU [które prowadzi rozwój Moskita z….własnych funduszy] i aktywnie doprowadzić do produkcji seryjnej na skalę masową. Dotyczy to także uruchomienia produkcji licencyjnej [i rozwoju – na bazie już własnego B+R] na wielką skalę pozahoryzontalnych ppk Brimstone 3 i Spike NLOS. Także amunicja precyzyjna Szczerbiec – mimo zakończenia z pełnym sukcesem testów – nie jest skierowana do masowej produkcji seryjnej – zarówno dla Krabów 155 mm, dla Raków 120 mm, jak i dla rekomendowanej amunicji precyzyjnej 120 mm dla zmodyfikowanych czołgów. Wprowadzenie Szczerbca do produkcji seryjnej winno być także natychmiast rozpoczęciem rozmów negocjacyjnych o pozyskanie licencji produkcyjnej z prawem rozwoju dla amunicji precyzyjnej II generacji – jak Leonardo Vulcano/Dardo czy Bofors Bonus Mk2 – o znacznie lepszych parametrach od Szczerbca [opartego o ukraiński APR I generacji Kwitnyk]. Druga strona miałaby do wyboru – albo zgodzić się na dogodne warunki licencji dla Polski – albo utratę wielkiego kontraktu w razie przejścia Polski do samodzielnej budowy APR II generacji. 9. Odpowiadając z góry na zastrzeżenia oparte na ślepym naśladowaniu US Army, która buduje ciężkie dywizje pancerne oparte o zmodernizowaną trójkę M1-Abrams, M2-Bradley, M109-Paladin – US Army gotuje te siły do wojny w Zatoce [nawet nie na Pacyfiku – tam pierwsze skrzypce będzie grał USMC – który rok temu wyzbył się Abramsów całkowicie]. Konkretnie USA Army jest przygotowywana do wojny z Iranem i sojusznikami [wliczając Syrię i ew. Irak] – dla odwrócenia siłą prochińskiego sojuszu Iranu, Arabii Saudyjskiej i ZEA [ale i Iraku] – co grozi w sposób krytyczny potędze i hegemonii USA opartej na dolarze jako walucie rozliczeniowej świata – a ten antyamerykański pakt grozi zamianą petrodolara w petrojuan – czyli to zagrożenie gardłowe i ostateczne. US Army będzie operowała z bezpiecznych sanktuariów koncentracji i logistyki i zaopatrzenia, przy absolutnej dominacji rozpoznania na każdym poziomie i przy absolutnej przewadze w powietrzu – przeciw słabemu przeciwnikowi – będzie to w istocie kolejna wojna ASYMETRYCZNA. Stąd powtórka scenariusza „pancerno-zmechanizowanego” obu poprzednich wojen w Zatoce [przy pewnych modyfikacjach – na pewno większego udziału dronizacji i sieciocentryczności] jest zasadne – i w żaden sposób nie odpowiada warunkom i wymaganiom NASZEGO PEŁNOSKALOWGO. Dlatego ślepe naśladownictwo US Army jest nie tylko bezsensowne dla WP – ale także skrajnie szkodliwe. Podnoszony jest również argument, że budowanie WP sprzętowo i organizacyjnie wg wzorów US Army służy interoperacyjności z siłami amerykańskimi – i jest propagowane jako kamień węgielny strategii militarnej Polski. Jest to błąd zasadniczy na poziomie strategiczno-politycznym, ponieważ USA absolutnie nie zamierzają angażować się w wojnę w Europie, zrzucając ten ciężar na NATO, ze Wschodnią Flanką NATO i Ukrainą na czele. Udział US Army jest wykluczony [nawet jedynej ROTACYJNEJ=TYMCZASOWEJ i dość słabej słabej brygady pancernej ABCT]. Te kalkulacje polityczno-militarne u steru Polski są całkowicie błędne – ewentualny udział USA w wojnie przeciw Rosji w Europie to najwyżej „zdalnie” [np. z UK] lotnictwo i rozpoznanie satelitarne i lotnicze AEW. Stąd i interoperacyjność z US Army jest całkowicie bezprzedmiotowa. Natomiast prawdziwa – a dotąd nierealizowana – ABSOLUTNIE KONIECZNA interoperacyjność na każdym poziomie – MUSI BYĆ wypracowana z Ukrainą i z państwami Wschodniej Flanki NATO. I to pod NASZ teatr wojny – do pełnoskalowej symetrycznej wojny przeciw Rosji – a nie do wojny asymetrycznej, jak kolejna, moim zdaniem nieunikniona do końca dekady, wojna w Zatoce. Ogólnie – to współpraca [także technologiczna i ekonomiczna i polityczna] i interoperacyjność z Ukrainą i z graczami Wschodniej Flanki NATO [wliczając w to silną Turcję] – ale także współpraca [przynajmniej technologiczna i ekonomiczna] z Koreą Płd i Japonią – a nie współpraca z USA – MUSI BYĆ kamieniem węgielnym wielkiej strategii Polski.
Errata: pkt. 9 – zdanie niedokończone – jest „– i w żaden sposób nie odpowiada warunkom i wymaganiom NASZEGO PEŁNOSKALOWGO.” a winno być: „– i w żaden sposób nie odpowiada warunkom i wymaganiom NASZEGO PEŁNOSKALOWGO teatru wojny – wojny z takim przeciwnikiem jak Rosja – która już wyciąga i co ważniejsze, wdraża zasadnicze wnioski z wojny i stawia w przyszłej wojnie [która moim zdaniem nas nie ominie – bo to będzie wojna o przerwanie „kordonu sanitarnego” i ustanowienie za wszelką cenę siłą supermocarstwa Lizbona-Władywostok – po wyjściu USA do Zatoki i na Pacyfik] – stawia nie na czołgi [bo te są obecnie tylko tymczasową „zapchajdziurą” świadomie poświęcaną wyciąganymi masowo czołgami ze składnic z powierzchownie szkolonym „mięsem armatnim” tzw. mobików] – a stawia JUŻ TERAZ masowo na drony, najnowsze inteligentne kppanc i amunicję precyzyjną”.
Dopełnieniem „obowiązkowej trójki” modelu ciężkiej dywizji pancernej USA Army tworzonych do ASYMETRYCZNEJ wojny w Zatoce [rozprawy z Iranem i z sojusznikami – to szersza rozgrywka] – w starym stylu zimnej wojny i obu poprzednich wojen w Zatoce – jest śmigłowiec szturmowy AH-64E Apache. Oczywiście TAM w Zatoce, przeciw słabemu w obronie przeciwlotniczej i wojnie elektronicznej przeciwnikowi, przy absolutnej przewadze w powietrzu i przy bezpiecznych sanktuariach lotnisk i całej logistyki – w TAKICH „luksusowych” warunkach owe „latające kanonierki” mogą być nader przedatne, wręcz „obowiązkowe” – zwłaszcza na szpicach klasycznego natarcia pancerno-zmechanizowanego. Natomiast U NAS na NASZYM teatrze wojny pełnoskalowej przeciw takiemu przeciwnikowi jako Rosja – nie mają żadnego sensu. Konkretnie – Apache został zaprojektowany w 1973 [50 lat temu] na podstawie wojny wietnamskiej i Jom Kippur – na ÓWCZESNY poziom techniki i ÓWCZESNE pole walki. WTEDY rakiety przeciwpancerne ze śmigłowca wymagały bezpośredniego naprowadzania optycznego nad polem walki. Dzisiaj to lamus – królują kierowane inteligentne pociski przeciwpancerne czy „fire-and-forget” [wystrzel-i zapomnij] czy przechwytywane do dalszego naprowadzania po odpaleniu przez środowisko sieciocentryczne. I to jest zmiana ZASADNICZA – która całkowicie łamie wszelkie założenia budowy i użycia Apache SPRZED 50 LAT. Bo WTEDY odpalanie kppanc nad polem walki oznaczało narażenie Apache na bezpośredni ogień przeciwlotniczy. Akurat „przebojem” były wtedy tzw. Szyłki – samobieżne gąsienicowe, uzbrojone w 4×23 mm plot. Dlatego Apache dostał pancerz odporny na ogień ówczesnej amunicji 23 mm. DZISIAJ standardem rosyjskiej plot [ale nie irańskiej – tam dalej króluje kaliber 14,5-23 mm] są działka 30 mm [Tunguzki, Pancyry] – na które pancerz Apache JUŻ NIE JEST ODPORNY. Ba- Rosja zamierza wprowadzić nowy standard – z działami 57 mm. WTEDY 50 lat temu rosyjskie ręczne pociski plot miały bardzo słaba skuteczność – były „pomijalne” w praktyce bojowej – dzisiaj ich skuteczność wzrosła o rząd wielkości – w sumie przebywanie Apache w bezpośredniej strefie walki na PEŁNOSKALOWYM SATURACYJNYM teatrze wojny – to bardzo kosztowne samobójstwo i utrata załogi szkolonej latami. Dlatego [pomijając np. incydentalne rajdy ukraińskich śmigłowców w pierwszym okresie słabości rosyjskiej obrony plot, w tym na zapleczu] – obecnie operowanie śmigłowca bojowego polega na pozahoryzontalnym odpaleniu kppanc lub „z górki” niekierowanych pocisków rakietowych [to drugie robione na zasadzie „z musu cnota” – bo celność i skuteczność takiego „celowania” jest bardzo niska – to ma raczej charakter nękający]. Generalnie w pierwszej dekadzie lat 2000-nych nastąpiła rewolucja efektorów precyzyjnych [w tym przeciwpancernych] „fire-and-forget”, a w drugiej dekadzie – rewolucja sieciocentryczności, która przechwytuje i prowadzi efektory do celu. A to oznacza – przy strzelaniu pozahoryzontalnym – że pancerz Apache jest tylko ZBĘDNYM BALASTEM zabierającym udźwig użyteczny uzbrojenia i wyposażenia śmigłowca. Dużo lepszym rozwiązaniem jest śmigłowiec uniwersalny z maksymalnym udźwigiem użytecznym – który wykorzystuje się na montowane modułowo uzbrojenie lub wyposażenie do wszelkiego typu misji. Natomiast ze względu na koszty „tradycyjnych” śmigłowców – najlepszym rozwiązaniem są skalowalne co do udźwigu drony – polskim przetestowanym dobrze przykładem jest ILX-27 – który od dekady nie może doczekać się produkcji seryjnej]. Dron można posłać w misję o dowolnym poziomie ryzyka – jeżeli tylko kalkuluje się odpowiednio korzystny bilans koszt/efekt do strat przeciwnika. Natomiast dla systemów załogowych – granicą dla uruchomienia misji jest zwykle poziom kalkulowanych strat 10 do 20%. No i dron jest „full combat ready” po załadowaniu oprogramowania i kodów dostępów systemowych- natomiast dla załogi śmigłowca potrzebne jest szkolenie i trening wielu lat [realnie 5 – a absolutne minimum – 3 lata – i to w bardzo bogatej infrastrukturze szkolno-treningowej].’ Z pomniejszych wad Apache należy podać działko pokładowe 30 mm. WTEDY 50 lat temu – i za zimnej wojny – miało to sens – skoro przy bezpośrednim odpalaniu kierowanych wzrokowo rakiet ppanc – Apache był bezpośrednio nad polem walki. W takiej sytuacji działko 30 mm było bardzo dobrym i relatywnie tanim środkiem do zwalczania ówczesnych BMP-1 i BTR-60 – gąsienicowych i kołowych wozów bojowych dla desantu piechoty. W OBECNYCH warunkach operowania za horyzontem – z coraz głębszego zaplecza frontu- działko pokładowe 30 mm Apache jest tylko bezużytecznym i kosztownym balastem – zabierającym udźwig użyteczny. Generalnie doświadczenia wojny pełnoskalowej 2022-2023 w Ukrainie udowodniły do bólu, że nie tylko rola czołgów się skończyła [stały się marginalnym trzeciorzędnym środkiem taktycznego wsparcia], ale także rola opancerzonych śmigłowców szturmowych z działkami pokładowymi – skończyła się ostatecznie. Ich miejsce [Abarmsów i Apache] zajęło w przełamaniu precyzyjne uderzenie [manewr ogniowy] precyzyjnej [lub przynajmniej korygowanej dronami] artylerii lufowej i rakietowej, dronów z efektorami precyzyjnymi, dronów amunicji krążącej. Stąd rekomenduje, aby mimo zgody USA na sprzedaż Polsce 96 Apache za 12 mld dolarów [plus 2x tyle kosztów całego cyklu życia – bo tak to wychodzi] – całkowicie zaniechać zakupu Apache jako środków CAŁKOICIE PRZESTARZAŁYCH na NASZ teatr wojny przeciw Rosji. I zastąpić je artyleria lufową i rakietową dalekiego zasięgu z amunicją praktycznie wyłącznie PRECYZYJNĄ – oraz rojami amunicji krążącej i rojami dronów przełamujących z efektorami precyzyjnymi w ilościach liczonych na tysiące, a raczej dziesiątki tysięcy. Oczywiście skalowalnymi rojami co do składu i udźwigu i efektorów i wyposażenia – i całość tego kompleksu precyzyjnej projekcji siły wpięta real-time w nadrzędny kompleks sieciocentrycznego C5ISTAR/EW-AI. Czyli kompleksu – który powinien w obrębie całego kraju, wojsk operacyjnych, zasięgu sensorów i efektorów poza krajem – spinać wszystkie sensory, wszystkie efektory i wszystkie nosiciele we wszystkich domenach – w jedną metadomenę sterowana w czasie rzeczywistym – na wszystkich poziomach [strategicznym, operacyjnym i taktycznym] jednocześnie. Niestety – tego właśnie kompleksu C5ISTAR/EW-AI brak w Programie Modernizacji Technicznej Wojska Polskiego – a wg mnie stanowi warunek konieczny dla generacyjnego skoku skuteczności WP w XXI w. – wojska zdolnego do pokonania Rosji. Bo starcie jest nieuchronne – Rosja postawi wszystko na jedna kartę, aby przełamać „kordon sanitarny” Wschodniej Flanki NATO – a zwłaszcza Polskę jako bufor bałtycko-karpacki – dla realizacji budowy już wyłącznie SWOJEGO supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Dlatego właśnie budowa ścisłego sojuszu z NORDEFCO i z UK, z Bałtami, z Ukraina, Słowacją, Rumunią – ale także w pewnych obszarach [nie tylko militarnych] z Turcją – i ścisła PEŁNA interoperacyjność na każdym poziomie – jest KONIECZNA [a z USA tylko na poziomie lotnictwa i rozpoznania] – więcej – jest kamieniem węgielnym naszej wielkiej strategii – jeżeli chcemy przetrwać. A rola ślepego i wiernego i podporządkowanego naśladowcy USA – to dla Polski ryzyko, że nie zdamy egzaminu z PRZETRWANIA – zwłaszcza wobec ROSNĄCEJ determinacji Kremla do użycia skrajnie KAŻDYCH środków dla ustanowienia supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Gdyż z punktu widzenia geostrategii Ukraina jest „tylko” przedpolem koniecznym do zdobycia – by móc opanować bufor bałtycko-karpacki – czyli usunąć „przegrodę” do Europy Zachodniej – po Atlantyk. Dlatego też Kreml pójdzie zwłaszcza z bronią jądrowa [zwłaszcza „taktyczną” na maksymalny szantaż – najpierw wobec Polski – potem wobec Zachodniej Europy. Dugin mówi i pisze o tym wprost od lat – w kolejnej rozgrywce z Rosją za 5-10 lat nie będzie już szło „tylko” o Ukrainę – ale od razu Kreml do gry wrzuci [czy chcemy, czy nie] Wschodnia Flankę – zwłaszcza słabą Finlandię [która „poszła zbyt daleko” w optyce Kremla] – Polskę. Kalkulacja Kremla – tak gwałtownie słabnącego wobec Wielkiego Brata w Pekinie – jest prosta: „nie mamy nic do stracenia – a wszystko do zyskania”. A wracając do czołgów i śmigłowców szturmowych – to kompletny bezużyteczny lamus na NASZYM PEŁNOSKALOWYM teatrze wojny. W Zatoce te amerykańskie dywizje pancerne [tak skwapliwie kopiowane przez MON] z Abramsami i Apache sprawdzą się pewnie świetnie na słabego asymetrycznego przeciwnika – tu NA PEWNO NIE. Do zaoszczędzenia jest [z cyklem życia – nie tylko same gołe zakupy 820 K2PL i 96 Apache jakieś 400 do 500 mld złotych – które winny pójść NASZE [produkowane i rozwijane w Polsce- w NASZYM doinwestowanym na setki miliardów Przemyśle 4.0 – w tym produkcji podwójnego zastosowania] systemy broni precyzyjnej – a przede wszystkim – na zbudowanie jednego metakompleksu C5ISTAR/EW-AI – który spiąłby całkowicie suwerennym sterowaniem wszystkie sensory-nosiciele-efektory ze wszystkich domen – zarządzając wszystkim z maksymalna synergią i synchronizacją na każdym poziomie w czasie rzeczywistym. I to jest prawdziwa Rewolucja w Sprawach Wojskowych – konieczna dla naszego PRZETRWANIA – niestety – rewolucja, której nadal [mimo wojny w Ukrainie] nadal nie ma i nie widać. W tym sensie – bez tego kompleksu C5ISTAR/EW-AI – nasz PMT jest tylko defiladową atrapą wystawianą z hasłami „silni-zwarci-gotowi” na rzecz laików-wyborców, którym czołgi, śmigłowce szturmowe i inne systemy zimnej wojny nader imponują i kojarzą się z „nowoczesnością” i „bojowym wyglądem”…
Miałem odzew nt czołgów – powtarzały się głownie argumenty „jak czołg dostanie system aktywnej obrony, to kierowane pociski ppanc mu niestraszne”. Otóż nie – wszystkie te systemy obrony aktywnej można przeciążyć jednoczesnym atakiem wielu zsynchronizowanych kppanc, gdzie cena 1 czołgu to 100 nowoczesnych kppanc – więc poświęcenie nawet powiedzmy 10 – i tak daje przewagę 10:1 w kalkulacji koszt/efekt na rzecz kppanc. Czyli czołg stoi na straconej pozycji. Zresztą dodanie aktywnego systemu obrony – mocno zwiększa cenę czołgu [i pogarsza dodatkowym obciążeniem jego mobilność taktyczną] – a i same systemy obrony aktywnej maja przynajmniej dotychczas „martwe strefy”, które inteligentny kppanc może wykorzystać – zwłaszcza w trybie „top-attack”. Inna rzecz, że przy przekroczeniu pewnego progu efektora [np. ciężki pocisk 155 mm] to i system aktywnej obrony nie pomoże. Generalnie czołg SYSTEMOWO jest na straconej pozycji w kalkulacji koszt/efekt. Metody jego zwalczania rozmnożyły się, koszty obrony rosną wykładniczo – a jednocześnie wojna w Ukrainie pokazała, że liczy się tylko pozahoryzontalna precyzyjna projekcja siły – i to ona jest królem pola walki [i zaplecza]. Czołg to system specjalizowany [armata, amunicja, system kierowania ogniem, pancerz] do prowadzenia walki bezpośredniej – czyli ogniem bezpośrednim do horyzontu. Stąd inercja wszelkiej maści nie tylko kanapowych „ekspertów”, co to wyliczają grubośc przeliczeniowa pancerza [zwłaszcza od przodu], przebijalność amunicji [np. podkalibrowej – kinetycznej] itp sprawy pod kątem „pojedynków” czołg kontra czołg. Tymczasem wobec rozpoznania dronowego i manewru ogniowego daleko za horyzont – czołg ze swoim działem do ognia bezpośredniego [do horyzontu] – zwyczajnie ma za „krótkie ręce” wobec zmasowanego precyzyjnego ognia artylerii, ataków amunicji krążącej, inteligentnych pozahoryzontalnych kppanc, wreszcie dronów z efektorami precyzyjnymi. Na dodatek mechanizacja wszelkiego typu masowego minowania [w tym nawet artylerysjkiego] zupełnie zamknęła drogę czołgom. Koncentarcja mas czołgów to natychmiast żer dla artylerii, a ewentualne pójście „mimo tego” naprzód – to droga przez mękę bez rezultatów – najczęściej zanim weźmie „coś na celownik” – już jest zniszczony. Sumując: czołg staje się coraz droższy, wymaga i angażuje coraz więcej ochrony i środków – a z drugiej strony jego oręż – czyli działo 120-125 mm do ognia bezpośredniego – ma coraz mniej okazji do użycia. Koszty rosną – przydatność maleje – i ten rozziew już zabił sensowność użycia czołgów. Owszem – obie strony je używają – ale z MUSU – na zasadzie „wojujemy tym, co mamy” – zaś zamiast czołgów obie strony łakną precyzyjnej masowej artylerii lufowej i rakietowej wpiętej w natychmiastowe rozpoznanie dronowe, łakną rojów dronów bojowych i amunicji krążącej – z gąsienic widzą najchętniej armatohaubice jak Krab czy PzH 2000 – które operują z zaplecza. Czołg – główny oręz przełamania operacyjnego za zimnej wojny – wtedy operujący w wielkich skoncentrowanych masach w wielkich jednostkach [dywizjach, ba korpusach i armiach pancernych] – obecnie spadł do podrzednego pomocniczego taktycznego rezerwowego wsparcia ppanc w zasadzkach w bardzo dużym rozproszeniu – albo udaje „bieda-armatohaubice” – strzelając [dla podniesienia elewacji armaty] z wykopów na zapleczu – co idzie mu słabo – bo nie ma do tego ani systemu kierowania ogniem, ani odpowiednich skalowalnych ładunków miotających, no i sam kaliber 120-125 mm wobec 155 mm rasowych armatohaubic – wypada dość słabo w mocy pocisków. Dlatego miłośnikom czołgów polecam strzelanki w World of Tanks – a obecne czołgi nie mają żadnej przyszłości systemowo i strukturalnie – powtórzę: koszty rosną, a przydatność skokowo. Gorzko o tym przekonali się ostatnio Ukraińcy z ich brygadami „przełamaniowymi” z Leo 2 i Chalangerami 2 – w ogóle nie dały żadnej „bojowej wartości dodanej” – tak samo kiepsko nie radzą sobie z przełamaniem – najwyżej przeżywalność załóg wzrosła. Czas, by nie tylko MON – ale także ogół społeczeństwa [a przynajmniej DECYDENCI] wyszli z fałszywych wyobrażeń o roli czołgów czy śmigłowców szturmowych – te ikony zimnej wojny JUŻ ODESZŁY W KRWAWEJ WERYFIKACJI DIO LAMUSA – forsowanie ich zakupów i użycia to nader kosztowne samobójstwo – i blokowanie środków na naprawdę skuteczne systemy precyzyjnej projekcji siły dalekiego zasięgu wpięte w czasie rzeczywistym w środowisko sieciocentryczne dla rozpoznania i pozycjonowania celów. No i zakupy z cudzej półki tych przestarzałych NA NASZ TERA WOJNY systemów – zamiast inwestycji w nasz Przemysł 4.0, w transfery technologii high-tech podwójnego zastosowania, w nasz B+R dla naszych produktów. Zamiast wykorzystać zbrojenia do technologicznego i produkcyjnego skoku rozwojowego podwójnego zastosowania – finansujemy cudzy rozwój i marnotrawimy środki na rozwój własny. Trudno o gorsza REALIZAJĘ dumnych haseł „wstawania z kolan” – szczególnie, jeżeli na poważnie traktować deklaracje naszych sterników o budowaniu rozwoju – zwłaszcza, by wyjść z roli podporządkowanego strukturalnie podwykonawcy Niemiec, przełamac dualizm na Łabie – i awansować w światowym rankingu siły technologicznej i przemysłowe high-techj i usług wysoko przetworzonych. Deklaracje „usprawiedliwiające” typu „lepiej sić zadłużyć, niż stracić niepodległość” mają krótkie nogi – jak zostaniemy bankrutami, też stracimy niepodległość – choć z bez porównania mniejszymi stratami w ludziach…. Nie sztuka iść po linii najmniejszego oporu – prawdziwy polityk po analizie SWOT wykorzystałby zbrojenia do inwestycji w rozwój państwa – wykorzystałby zbrojenia jako przykrywka dla świadomego dofinasowania własnej gospodarki i uzyskania przewag konkurencyjnych – i na pewno nie łożyłby setek miliardów w bezsensowne przestarzałe systemy z cudzej półki… Mamy takie okna możliwości – i je tak marnujemy…
Errata: nie dokończyłem zdania „powtórzę: koszty rosną, a przydatność skokowo.” – winno być: „powtórzę: koszty rosną, a przydatność skokowo maleje”. Niestety – merytoryczny dyskurs koncepcyjny na poziomie taktycznym, operacyjnym czy strategicznym nie istnieje w WP ani wśród specjalistów, ani w kadrze oficerskiej, przypominamy w tym względzie republikę bananową – o wszystkim decydują wg swego „widzimisię” politycy-laicy, którzy za podkładki mają PRZESTARZAŁE programy PMT – i moim zdaniem świadomie wstrzymują krytyczne i realistyczne wnioski i analizy z wojny w Ukrainie. Model 300 tys armii zawodowej – ekstensywnego rozwoju kadrowego wg modelu zimnej wojny [taki model wojska PRL-bis] – jest nader wygodny dla polituków – bo tworzy wierne im liczne środowisko wyborców z rodzinami. Dla „starej gwardii” generalicji wymiana czołgów starych na nowe – przy utrzymaniu, a nawet rozbudowie starych struktur organizacyjnych – też jest najlepsza z punktu widzenia łatwości awansu i kariery „utartym trybem”. Można powiedzieć, że :wszyscy zadowoleni” – tylko możność PRAWDZIWEJ modernizacji i dokonania zasadniczego skoku REALNEJ wartości bojowej i zdolności WP – staje się ofiarą tej suboptymalizacji grup interesów. No i młoda kadra oficerska – widząca potrzebę sieciocentryczności, autonomizacji, automatyzacji, dronizacji, nasycenia sensorami i efektorami precyzyjnymi – i ogólnie dynamicznego zarządzania polem walki poza sztywnymi strukturami – ta młoda kadra szybko się uczy gorzkiej szarej rzeczywistości postawiona przed dylematem: „albo odchodzisz – albo musisz stać się konformistą i zapomnieć o tych grożnych dla starej kadry pomysłach, które by ja „wysadziły z siodła. Niestety – sprawa suboptymalizacji grup interesów jest obustronnie korzystna i niejako utrwalona systemowo – ewentualna zmiana ekipy u steru nic nie zmieni – ponieważ nowa ekipa dogada się ze „starą gwardią” – reszta z musu położy uszy po sobie – i znowu politycy nowej opcji u steru będą mieli SWOJE rzesze wiernego elektoratu – a „stara gwardia” będzie miała „święty spokój” i dogodną, utartą i co więcej – pewną ścieżkę kariery w starych, dobrze znanych strukturach organizacyjnych.
Miałem głosy krytyczne co do kosztów zakupu i utrzymania floty czołgów i śmigłowców szturmowych. Wyjaśniam – napisałem co do 96 Apache i 820 K2PL – ale chodziło mi o PEŁNĄ flotę czołgów – a ta po wyzbyciu się PT-91A Twardy [zapewne pójdą na Ukrainę – lub ewentualnie wzmocnią kontyngent np. w Łotwie] – będzie liczyła 233 Leo 2PL/A5 116 M1A1 i 250 M1A2 oraz 180 K2 i właśnie „przed nami” zakup 820 K2PL. W sumie – nie licząc Twardych – 1599 czołgów III generacji – zaokrąglam do 1600. To olbrzymia flota pancerna – większa, niż suma flot pancernych Europy Zachodniej: Niemiec, Francji, UK, Italii, Hiszpanii. Koszty utrzymania w pełnym cyklu życia są 2 krotnie większe od kosztu zakupów. Proszę pamiętać – to także kwestia wydatków kadrowych – a załoga czołgu ma „asystę” szkoleniowo-treningową i serwisowo-naprawczą i logistyczną – od ciężkich ciągników z naczepami niskopodwoziowymi przez wozy ewakuacyjne po konieczne dla nich mosty szturmowe i pontonowe. Podobnie z Apache – zaś flota 96 Apache ma wysunąć Polskę na największego ich użytkownika na świecie zaraz po US Army. Co niestety wygeneruje olbrzymie koszty w całym cyklu życia – i w całej bazie infrastrukturalnej i kadrowej. Dochodzą koszty pośrednie – w tym zapewnienia „parasola” EW/plot/C-RAM – a te z uwagi na ich poziom high-tech i kadr są olbrzymie – i co gorsza – pożerają finanse i konkretne zasoby, które winny iść na ochronę dużo bardziej przydatnych systemów. Owe 400-500 mld zł wyliczyłem dla eksploatacji do 2060 – bo tak to można ocenić wg praktyki sprzętowej w WP. Od razu też chciałbym uświadomić, że obecny Apache AH-64E Guardian ma za samoobronę aktywną pociski….Stinger. TAK – nie żartuję – te same pociski bardzo krótkiego zasięgu, które w porównaniu do naszych Piorunów mają ca 6 krotnie mniejszą skuteczność w realnych warunkach bojowych. I co smutne – nasz MON – zamiast zażądać natychmiast integracji Apache do zakupu z Piorunami – w pakiecie dla „naszych” 96 Apache zgodził się ślepo na zakup….508 Stingerów do „obrony” tych Apache…no comment….
Errata do wpisu z 5 września 2023 o 07:17: będzie docelowo nie 1613 a 1599 czołgów III generacji w WP. Doliczyłem 14 Leo 2 przekazanych Ukrainie. Przepraszam. Oczywiście zakładam wyprowadzenie z eksploatacji około 170 pozostałych PT-91A Twardy – przekazanie Ukrainie – ewentualnie przekazanie np. Łotwie. Możliwe też utrzymanie w służbie na poczet „rozszerzonej obecności ekspedycyjnej” WP na Łotwie. Podkreślam – jako wozy wsparcia ogniowego piechoty czy odwody ryglujące w zasadzkach na tyłach. Bo klasyczna rola czołgów jako środka przełamania – nie tylko operacyjnego, ale nawet taktycznego – już się skończyła. Tak samo czas bitew pancernych i innych ikonicznych „pierwszoplanowych” ról czołgu. Czołg ze swym krótkim dohoryzontalnym zasięgiem uzbrojenia jest dokładnie w sytuacji pancerników z II w.św. , które swymi zbyt „krótkimi rękami” artylerii okrętowej przegrały z „długimi rękami” lotnictwa pokładowego z lotniskowców. To kwestia systemowa – i żadne ulepszenia czołgów na to nie pomogą – a krytyczny rozziew rosnących kosztów czołgów do ich malejącej przeydatności – dawno [od czasu rewolucji kppanc „fire-and-forget” i efektorów pozahoryzontalnych, w tym ppanc] przekroczył „czerwoną linię” sensu ich użytkowania – i cały czas rośnie. Jedynym „działem na gąsienicach” mającą sens jest artyleria samobieżna – taka jak Kraby – z nieporównanie większa siłą ognia z działami 155 mm – ogniem pośrednim amunicja precyzyjną pozycjonowaną real-time z dronów – a same Kraby operując pozahoryzontalnie z zaplecza. Notabene Kraby mają pełna zdolność do ognia „na wprost”, więc teoretycznie, np. z zasadzki mogłyby zwalczać sprzęt przeciwnika ogniem bezpośrednim – ale to byłby „wypadek przy pracy” – bardzo źle świadczący o rozpoznaniu i dowodzeniu…..
Apache-64 w obecnej sytuacji rzeczywiście nie nadają się do walki przy silnej obronie przeciwlotniczej. Ale być może nasze władze kalkulują, że kupią rakiety JASMM z głowicą CHAMP (Counter-electronics High-powered microwave Advanced Missile Project), której użycie pozwoliłoby wyeliminować w danym rejonie obronę przeciwlotniczą i łączność przeciwnika. Wtedy użycie Apache-64 miałoby sens. Szkoda, że USA jak dotąd nie wykorzystały wojny na Ukrainie do przetestowania głowic CHAMP na rosyjskich S-400, Bukach, Pancyrach, systemach łączności i walki elektronicznej, bo łatwiej byłoby planować zakup takiej broni. Chyba, że czegoś nam nie mówią? Ja jednak opowiadam się za użyciem dronów XQ-58 Valkyrie i UTAP-22 MAKO ze sztuczną inteligencją, które szybciej zniszczą pojazdy i bunkry przeciwnika.
@LEGION XXX-TY ULPIA VICTRIX – rzecz w tym, że jeżeli systemy pozahoryzontalne zlikwidują systemy antydostępowe wojsk Rosji – to inne systemy pozahoryzontalne zlikwidują aktywa bojowe Rosji BEZ Apache – i to na znacznie większym dystansie – a więc i rolowania zaplecza. Artyleria samobieżna strzelając precyzyjnymi pociskami Leonardo Vulcano ma zasięg 80 km, nasze uderzeniowe drony Gladius mają zasięg umowny „ponad 100 km”, a faktycznie przynajmniej 170 km [i ca 1000 km przy naprowadzaniu satelitarnym], precyzyjne „średnie” rakiety do wyrzutni HIMARS czy K239 – mają zasięg 80 km – i ca 300 km z cięższymi rakietami precyzyjnymi. Natomiast Apache – na którego trzeba chuchać i dmuchać i chronić kosztownymi zasobami – ma rakiety Hellfire o zasięgu aż…8 km. Nowsza generacja rakiet JAGM ma mieć zasięg 16 km. Dlaczego tyle? – bo Apache ma radar milimetrowy Longbow o zasięgu 16 km – jest systemem WYSPOWYM, a nie sieciocentrycznym – operowanym przez załogę dokładnie wg doktryny systemów załogowych zimnej wojny. Jasne – są plany uzbrojenia Apache w rakiety Spike NLOS – pozahoryyzontalne, o zasięgu 50 km – tylko że po wyjściu z zasięgu rozpoznania radarowego Apache – nawigowanie i pozycjonowanie celu dla Spike NLOS musi przejąć system sieciocentryczny w bezpośredniej komunikacji drony-Spike NLOS. Sprawa jest prosta – to nie systemy Apache mają znaczenie – tylko systemy sieciocentryczne, zwłaszcza te z sensorami i pozycjonerami celów na dronach. Zamiast Apache wystarczy dowolny „zwykły” śmigłowiec jako nosiciel – bo dane do nawigacji i pozycjonowania celu są nie w śmigłowcu – tylko w systemie sieciocentrycznym na dronach. I zamiast Apache dużo lepsza „ciężarówką” będzie zwykły i dużo tańszy w eksploatacji śmigłowiec – bo przy braku balastu opancerzenia i działka pokładowego – przeniesie dużo więcej Spike NLOS czy innych pozahoryzontalnych efektorów precyzyjnych. A jeszcze lepsze jest pomieszczenie owych przykładowych Spike NLOS czy innych efektorów precyzyjnych na rojach masowo produkowanych dronów-nosicieli, które można posłać w misję o dowolnym poziomie ryzyka, jeżeli tylko kalkulacja koszt/efekt do strat przeciwnika jest odpowiednio korzystana. Np. na dronie ILX-27, który w specjalnej pracy rozwojowej zbudowano do takich misji – za 1 Apache mielibyśmy ze 100-120 takich dronów [rzecz jasna w produkcji wielkoseryjnej, gdzie koszty stałe zbudowania linii produkcyjne stanowią mały ułamek kosztu jednostkowego] , każdy o udźwigu ca 300 kg – czyli np. przenoszac po 4 Spike NLOS. ILX-27 zbudowano i przetestowano [także do celów morskich – tez z sukcesem] w zeszłej dekadzie, medale za innnowacyjność dostał – po czym projekt zamknięto….i nic nie przeszło do produkcji seryjnej. Cóż – widać „nie pasował” interesom ani polityków, ani starej gwardii… A takich przykładów projektów innowacyjnych, zakończonych pełnym sukcesem i rewelacyjnymi wynikami, choćby Autonomiczna Platforma Gąsienicowa z napędem hybrydowym, czy najlepszy na świecie pojazd terenowy FUNTER [tak – zdecydowanie najlepszy – w opinii specjalistów zagranicznych] czy projekt ciężkiego BWP Anders itd – było wiele – wszystkie widać kłuły w oczy zagraniczne koncerny, bo wysuwały nasze krajowe produkty i przemysł przed zagraniczne, a nasi włodarze usłużnie im tę przykrość łagodzili zakupami z ICH półki… Tak sumując – Apache to przestarzały zintegrowany „na krótko kablami” wyspowy system załogowy sprzed 50 lat – z zupełnie innej epoki technologii ale także taktyki i działań operacyjnych. Można go na siłę doczepiać sztucznie do środowiska sieciocentrycznego – ale jego niski poziom realnej dyspozycyjności, wysokie wymagania eksploatacyjne i logistyczne i zabezpieczenia lotnisk plot/C-RAM, niski poziom dopuszczalnego poziomu ryzyka misji, niski poziom skuteczności koszt/efekt – stanowi dla dynamicznych operacji sieciocentrycznych RMA tylko bardzo kosztowną kulę u nogi…
Rosjanie chwalą się, że odrobili lekcję z dronizacji, że budują największy na świecie zakład produkcji masowej dronów bojowych w Tatarstanie na dziesiątki tysięcy dronów rocznie. Irańskie drony były pomostowe – teraz tryumfy święci Lancet, a już jest jego następca Skalpel. Rosjanie chwalą się masowa edukacją „droniarzy” w szkołach średnich – a u nas defilady sprzętu z zimnej wojny – i brak zasadniczego wyciagnięcia wniosków z Ukrainy, nowego Strategicznego Przeglądu Obronnego nastawionego nie na kosmetyczne zmiany starego PMT, tylko na wyciagnięcie wniosków zasadniczych – na całkowitą zmianę generacyjną z systemów zimnej wojny – na sieciocentryczność, C5ISTAR/EW-AI spinający real -time wszystkie nosiciele-sensory-efektory ze wszystkich domen w jedną metacomenę, na dronizację, efektory precyzyjne – ery RMA. Obecny bezsensowny PMT załamie się pod ciężarem kosztów – bo nie można jednocześnie rozwijać ekstensywnie ilość „bagnetów” w starym stylu – i mieć jednocześnie rosnący stopień nasycenia high-tech. Przy trudnościach demograficznych 300 tys armia zawodowa to nierealność dla Polski – i gigantyczne PRZEWAŻAJĄCE w całym rachunku „cyklu żołnierza” koszty kadrowe i emerytalno-społeczne. Nie piszę – żeby krytykować obecną ekipę na rzecz totalnej opozycji [bo ta zwyczajnie otwarcie i bez żenady nie chce nawet „pro forma” reprezentować NASZYCH interesów i racji stanu] – ale by przyśpieszyć nieuchronną zasadnicza zmianę sprzętowo-organizacyjną PMT na każdym poziomie. Obecny PMT jest strukturalnie i systemowo wadliwy. No i oparty jest o zupełnie mylne założenie stałej i rosnącej roli sił amerykańskich w Europie, gdzie siły USA mają dawać najwięcej, a WP ma być armią pomocniczą. Tymczasem USA chcą ASAP wyjść [ale „z twarzą” – dla podtrzymania złudzenia siły USA] z Europy do Zatoki – ratować siłą petrodolara zagrożonego wyparciem przez petrojuan. Musimy zbudować nie armię pomocniczą względem sił USA – ale armię całkowicie suwerenną i oparta nie o sojusz i interoperacyjność z USA – tylko z graczami Wschodniego Frontu NATO i z Ukrainą. To jest gra – bo USA chce zachować wpływy i kontrole jako jedyny wódz – jednocześnie wycofując swoje wojska. I dlatego właśnie – chcąc mieć nad nami kontrolę – nie chce dać nam nawet takich słabych ersatzów odstraszania strategicznego – jak NATO Nuclear Sharing. Po to, byśmy w kwestiach odstraszania jądrowego wisieli posłusznie na klamce Waszyngtonu. A to powoduje, że gwarancje amerykańskie są niewarte papieru czy czasu antenowego w mediach – bo w OSTATECZNYM RACUNKU – jak zrobi się „gorąco” – nigdy USA nie pójdzie na wymianę „Waszyngton za Warszawę”. I właśnie dlatego musimy mieć własny atom odstraszania strategicznego. A dokkładniej – Polska jest za słaba na to względem oporu USA – ale już cała Flanka z Ukrainą – mogą i muszą to przełamać. Atomowe UK daje podkładkę pod rozszerzenie atomu na cały sojusz regionalny – który jest zdeterminowany i jedzie na jednym wózku w gardłowej kwestii bezpieczeństwa. No i Ukraina – po złamaniu przez Rosję Traktatu Budapesztańskiego 1994 – i po niedotrzymaniu przez USA i UK gwarancji nienaruszalności i integralności terytorialnej za oddanie 1300 głowic i do tego środków przenoszenia – AUTOMATYCZNIE i w PEŁNI LEGALNIE staje się państwem atomowym z prawem do 1300 głowic i środków przenoszenia. Stąd ewentualna [choćby „pro forma”] „unia ” Polski i Ukrainy – prócz sensu geostrategicznego kontroli pomostu bałtycko-czarnomorskiego – ma sens dla Polski, by „tylna furtką” LEGALNIE stać się użytkownikiem suwerennej broni jądrowego odstraszania strategicznego. Co uważam za KONIECZNOŚĆ NIEUCHRONNĄ – bo dla Rosji Ukraina to „przedpole” do przełamania GŁÓWNEGO BUFORA – pomostu bałtycko-karpackiego, czyli Polski – w celu realizacji supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Rosja słabnie wobec USa i Chin – i staje się coraz bardziej zdeterminowana – by z Berlinem i Paryżem jako „pomagierami” [czytaj: pożytecznymi idiotami] – czy tez bez nich – ustanowić siła i na końcu szantażem jądrowym SWOJE supermocarstwo od Lizbony do Władywostoku. Na przełomie dekady Kreml będzie już maksymalnie zdeterminowany do użycia WSZELKICH środków wg kalkulacji: „nie mamy nic do stracenia – a wszystko do zyskania”. I właśnie dlatego i PMT musi zostać od podstaw zasadniczo zmieniony z „zimnej wojny z kosmetycznymi dodatkami” na RMA na poziomie wojny konwencjonalnej – ale także jako kamień węgielny naszej wielkiej strategii musi być ścisły sojusz i interoperacyjność nie z USA tylko z Ukraina i Flanką [USA tylko POMOCNICZO] – i własne suwerenne jądrowe odstraszanie strategiczne całego sojuszu regionalnego. Skuteczne – bo zdeterminowane – w przeciwieństwie do nikłej wartości ewentualnych obiecanek Waszyngtonu. To są dwa WARUNKI ABSOLUTNIE KONIECZNE [i bezdyskusyjne] względem Rosji – by PRZETRWAĆ – a potem awansować jako region w światowym „porządku dziobania” – także gospodarczo.
Dymisja Macierewicza wynikała nie z jego błędów [np. zarzucano mu dymisje generalicji – niesłusznie – bo potrzebujemy zasadniczej wymiany kadry oficerskiej z „zimnowojennnej” na RMA] – ale z jego zasadniczej WŁAŚCIWEJ strategii PMT i budowy WP – by do 2033 WP było zdolne w pełni suwerennie – na własnych suwerennych systemach – bronić samodzielnie Polskę. W tym celu – do budowy docelowo naszych w pełni suwerennych systemów – potrzebny był [i jest] olbrzymi transfer technologiczny – stąd Macierewicz postawił warunek minimum 50% offsetu technologicznego. Suwreennośc militarna Polski w optyce Waszyngtonu oznaczała „zerwanei się Polski z haczyka” uzależnienia od USA – zbudowanie REALNEJ PODSTAWY SUWERENNOSCI STRATEGICZNEJ. Zas dla obcych koncernów [zwłaszcza z USA] wymóg 50% offsetu oznaczał docelowo, że Polska z republiki bananowej zmuszanej do zakupów z półki i drogiego opłacania dyktowanego nam całego cyklu życia sprzętu – stałaby się niezależna – ba – stałaby się konkurencją dla często ociężałych koncernów amerykańskich. Stąd rozdmuchano niebotycznie czwartorzędne „przewiny” Macierwicza [dla PMT i w planie strategicznym PMT i WP – kompletnie bez znaczenia] – a „szef szefów” zgodził się na nagonkę i wymianę na Błaszczaka. Który od razu przy wielkich zakupach zaczął protegować Amerykanów – a poziom offsetu spadł do najwyżej 5% [albo 0% – jak przy zakupie F-35A – co ostro kontrastuje z bonusami innych państw kupujących F-35A – np. ostatni w kolejce Niemcy dostali „smakowitą” produkcję sporej części F-35A w Niemczech – rzecz jasna z transferem technologii]. Po wstrząsie 22 lutego troche sie poprawiło [doszła alternatywa Korei Płd] ale nadal poziom inwestowania w nasz przemysł, w transfery high-tech i w B+R – i generalnie w nasze systemy – jest absolutnie niezadowalający. Straciliśmy tylko 5-6 lat….a realizacja strategii Macierewicza „suwerenności strategicznej WP i Polski” – dopiero przed nami – jako NIEUCHRONNA KONIECZNOŚĆ. Krytykom od razu odpowiadam – zamiast systemów z USA – winniśmy od razu postawić na transfery technologii i wspólne projekty z Koreą Płd. W tym ZWŁASZCZA obrony prak/plot – opartej o systemy KM-SAM i L-SAM. Lepsze i nowocześniejsze od amerykańskich Patriotów czy brytyjskich CAMM- dość powiedzieć, że zasięg przechwycenia rakiet przez L-SAM jest 2 razy większy od Patriota – a pułap przechwycenia 3,5 krotnie wyższy…
Jak zwykle same kłamstwa w artykule.
@LEGION XXX-TY ULPIA VICTRIX – można [dużym kosztem – i nie przez śmigłowce szturmowe] zniszczyć systemy plot klasy S-300/350/400, można zniszczyć Pancyry i Tunguzki – ale zniszczenie zamaskowanych zasadzek pojedynczych żołnierzy z MANPADS – a to oznacza wymiecenie przestrzeni powietrznej do horyzontu. I to kończy sprawę – Apache z pancerzem i działkiem – zmuszony operować pozahoryzontalnie – ma z pancerza i działka zero pożytku – to tylko bardzo kosztowny balast zabierający udźwig użyteczny na pozahoryzontalne efektory precyzyjne. Dlatego MON ze wszystkich sił tłumi otwarty dyskurs od poziomu strategicznego po taktyczny – bo obecny PMT jest zasadniczo wadliwy sprzętowo i organizacyjnie – oparty o doktrynę i użycie systemów wg zimnej wojny, a nie wg RMA.
Errata: winno być: „ale zniszczenie zamaskowanych zasadzek pojedynczych żołnierzy z MANPADS jest praktycznie niemożliwe -” Tak samo żołnierz z ręcznym [naramiennym] kppanc NLAW atak- zniszczy czołg w najsłabszym miejscu pancerza [i najczęściej martwej strefy obrony aktywnej] z odległości 500-800 m. Dwóch lub trzech żołnierzy – zbuduje zamaskowane stanowisko ciężkiego pozahoryzontalnego kppanc [np. Spike NLOS czy Brimstone 3]. Zarówno śmigłowce szturmowe, samoloty pola walki [np. A-10 czy rosyjski Su-25], jak i czołgi – zwyczajnie są zbyt łatwe do zniszczenia przez środki tańsze o dwa rzędy wielkości – i właśnie z tego powodu są na przegranej pozycji. Dokładanie wszelkiego typu systemów obrony jest znacznie trudniejsze, droższe i bardziej czasochłonne – niż odpowiednie zmodyfikowanie systemu rakiet kppanc czy plot MANPADS. Oba te strukturalne czynniki JUŻ WYSŁAŁY czołgi, śmigłowce szturmowe i samoloty pola walki do lamusa. Że na Ukrainie je stosują – jasne – bo walczą, czym mają [a nie CZYM CHCĄ] – ale po milionkroć łakną rojów dronów z efektorami precyzyjnymi i precyzyjnej artylerii rakietowej i lufowej [jak najdalszego zasięgu] – a wszystko wpięte w rozległy system C5ISTAR/EW-AI w czasie rzeczywistym. Wojna w Ukrainie to walka głownie systemów post-zimnowojennych [a i to – często drugiego sortu] z relatywnie niewielkim wsadem nowoczesnego uzbrojenia i systemów RMA. To wojna PRZEJŚCIOWA z punktu widzenia sztuki wojennej – przed skokiem w erę RMA – i do tego generacyjnego skoku musi zostać zmieniony zasadniczo PMT – no i całość uszykowania i funkcjonowania WP. A tego skoku generacyjnego PMT i WP nadal nie ma – i dlatego obecna „modernizacja” ma charakter pijarowo-defiladowy, a nie REALNY – czyli w skoku NOWYCH [ale i starych] zdolności o dwa rzędy wielkości.
@Tadeusz Żeleźny – nie mam czasu aby wchodzić w głęboką polemikę, ale odniosę się tylko do czołgów i AH64E. Czołgi są i będą na polu walki i to jako środki przełamania. Potrzebne jest tylko właściwe ich użycie. Wspomniany autor pisze że system aktywnej obrony czołgu można przeciążyć – to prawda, ale tylko teoretycznie. Na realnym polu walki po za dobrze przetrenowaną zasadzką ogniową jest nierealne. W dynamicznej walce i wysoce sensorycznym polu walki jeden strzał z efektora spowoduje automatyczną odpowiedź i często zniszczenie takiego efektora. Np. za pomocą broni kasetowej. W wypadku użycia jądrowej broni taktycznej tylko sprzęt taki jak czołgi i bwp mają szansę przeżycia na polu walki. Kolejna sprawa dotyczy dronów. Jak pokazuje wojna na Ukrainie właściwie zorganizowana WRE spowodowała jakościowy spadek skuteczności dronów na Zaporożu. Co do zakupu AH64E to umożliwiają one jako jedyne z powietrza sterowanie rojem dronów i nie muszą wchodzić nawet w bezpośredni kontakt ogniowy z przeciwnikiem, za to mogą błyskawicznie pojawić się w rejonie bezpośrednich walk. Gdyby Ukraińcy posiadali tylko AH64E i F-35 oraz samoloty rozpoznania spięte w jeden system z sensorami na ziemi to ich postępy na Zaporożu były by bardziej dynamiczne.
@ANNA – Pani polemika jest niemerytoryczną i oparta o myślenie życzeniowe, a nie o fakty i chłodną kalkulację. Żadne użycie nie zmieni faktu, że czołgi, śmigłowce szturmowe i samoloty pola walki już zostały odesłane do lamusa i zastąpione realnie w przełamaniu operacyjnym [i w zadawaniu start na poziomie 90%] przez precyzyjną pozahoryzontalną projekcję siły dalekiego zasięgu artylerii rakietowej, lufowej i rojów dronów przełamujących – w spięciu sieciocentrycznym – i to głównie dronami. Nie podała Pani argumentów – tylko gołosłowne tezy i „wyznania wiary” – bez poparcia merytorycznego. Niestety – to jaskrawy i powszechny „standardowy” przykład inercji myślenia i braku wyjścia poza utarte schematy – niezdolności do koniecznych zmian zasadniczych – w których albo będziemy w czołówce – albo staniemy się skansenem niezdolnym do wielkoskalowych skutecznych działań. Interes koncernów zainteresowanych utrzymaniem w linii przestarzałych systemów załogowych – koncepcyjnie sprzed 50 lat – ani interes „starej gwardii” generalicji by utrzymać w linii stare struktury dowodzenia [i kariery wg dobrze utartej ścieżki] i nie być „wysadzonym z siodła” przez rewolucję nie są też żadnymi ewentualnymi argumentami MERYTORYCZNYMI. Ani nawet argumentem nie jest budowa przez USA ciężkich dywizji pancernych jak za zimnej wojny, utrzymanie w linii śmigłowców szturmowych czy samolotów pola walki – bo te będą walczyły w Zatoce przeciw faktycznie asymetrycznie słabszemu przeciwnikowi [praktycznie pod każdym względem] i TAM się sprawdzą w starym stylu – a TUTAJ na NASZYM teatrze wojny pełnoskalowej i to wobec szybko modernizującej się Rosji – na pewno NIE. Zresztą – to najlepiej dowodzi, ze USA nie ma w planach żadnego udziału US Army w Europie – jesteśmy zdani na siebie – i na własne myślenie – nie na ślepe małpowanie „bo inni to mają”…i nie na ślepe czepianie się RZEKOMEJ siły czy „gwarancji” Wuja Sama – w tym jądrowego „parasola” – bo zwłaszcza na poziomie jądrowym Waszyngton nigdy nie zaryzykuje USA za Polskę czy innego gracza Flanki… Nikt nam niczego nie da – a dywizja powietrznodesantowa „kryjąca” Rzeszów-Jesionkę zwinie się błyskawicznie z Europy – gdy tylko USA wymusi na Ukrainie „pokój” – by zająć się Zatoką i śmiertelnym dla supermocarstwa niebezpieczeństwem wyparcia petrodolara przez petrojuan – co skończy się odwracaniem graczy Zatoki siłą – czyli z wojną wobec Iranu i jego sojuszników.
…a może być i gorzej – nawet jedyna rotacyjna brygada pancerna ABCT może zostać przerzucona do Zatoki. Powtórzę – żadnego liczenia na USA i ślepego wiązania się długofalowego i uzależniania swojej polityki i działań [i to jeszcze płacąc koncesje i ustępstwa po myśli Waszyngtonu] – najwyżej tymczasowe WYKORZYSTANIE USA. Jedyny sojusz realny i skonsolidowany i zdeterminowany to sojusz regionalny z państwami zagrożonymi przez Rosję – Ukrainą i graczami Flanki. I z nimi trzeba współpracować na każdym polu – i budować wspólną politykę, ekonomiczny sojusz, technologię – i interoperacyjność militarną jako całość – na każdym pzoiomie – w tym strategicznym. Jesteśmy w Europie, nie w Ameryce – i dlatego musimy kształtowac aktywnie nasz region z realnymi sojusznikami. Owszem – USA mogą trochę poóc zwiadem sateitarny, lnieco lotnictwm z UK – ale na tym koniec. Pora sobie uświadomic – to gracz druorzędny TUTAJ w regionie – i coraz bardziej słabnie. Chce zbic kapitał polityczny realnycy wpływów przez TYMCZASOWE angażowanie się w Ukrainie – a na poziomie startegicznym liczy się tylko trwała i skuteczna obecność siły – której USAA tu nie ma – a która wkrótce [z punktu widzenia strategicznego] wyjdzie z Europy. Obecnie opinia publiczna w Polsce jest uwięziona w pułapce fałszywego dylematu „z USA ?- czy z Niemcami i Francją?” – a prawidłowa strategicznie droga to NASZ sojusz z graczami Flanki [w tym UK] i z Ukrainą – przy jak najszerszej współpracy z Japonią i Koreą Płd.
I przepraszam za liczne literówki – piszę zmęczony późno w nocy. Kto zechce – doczytam, kto nie – to „nie chcieć to gorzej, niż nie móc”…
A co do czołgów – brak sukcesów ukraińskich „brygad przełamaniowych” z Leo2 i Challanger 2 – najdobitniej wykazał bezradność czołgu – nawet „nowoczesnego” III generacji. To są sprawy systemowe – czołg spadł gwałtownie z piedestału rdzenia przełamania operacyjnego, głównego środka ataku wojsk lądowych, i to w wielkich jednostkach w wielkich skoncentrowanych masach – do bardzo podrzędnego pomocniczego OSTATNIEGO odwodu ppanc w zasadzkach, albo do towarzyszenia piechocie jako środek WWO/WWB, albo jako improwizowane „bieda-armatohaubice” – bardziej do pozoracji zdolności ognia pozahoryzontalnego [i to raczej nękacjącego] – niż do realnego uzyskiwania wyników. I sytuacja się nie zmieni – tylko pogorszy – bo zasięgi efektorów precyzyjnej pozahoryzontalnej projekcji siły [i ich zdolności penetrowania pancerzy aktywnych, reaktywnych i pasywnych] rosną, rośnie też zdalne minowanie narzutowe z nośników lądowych i lotniczych [np. śmigłowców – a ostatnio nawet z dronów], czy nawet minowanie artyleryjskie [amerykańskie dostawy specjalizowanej amunicji 155 mm]. Czołg jest coraz bardziej bity ze wszystkich stron, traci nawet możliwość, by „wziąć coś na celownik” swojego działa specjalizowanego do ognia bezpośredniego dohoryzontalnego – bo przedtem WIELOKROTNIE zostanie zniszczony wszelkiego typu efektorami. Oczywiście konstruktorzy czołgów dokładają kolejne, coraz kosztowniejsze systemy obrony – co z tego? – skoro modyfikacja środków zwalczania czołgów jest i łatwiejsza i tańsza i szybsza? W sumie – to tylko pogarsza ostateczną kalkulację koszt/efekt – która dla czołgów w wojnie pełnoskalowej już dawno przekroczyła „czerwoną linię” sensu – a ich użycie wynika z wojowania tym, czym się ma, a nie tym czego sie chce i potrzebuje. Rosjanie wymiatają składnice natychmiastowego użycia – ba – nawet czołgi T-54 idą na front – a sami chwalą się nowymi dronami do zwalczania wartościowych celów – jak Lancet i najnowszy Skalpel – chwalą się, że za rok wybudują w Tatarstanie największą na swiecie fabrykę dronów bojowych, powszechnie w szkołach średnich szkolą całe klasy operatorów dronów – a u nas zero własnego myślenia – bezmyślne małpowanie US Army – która się szykuje DO ZUPEŁNIE INNEJ WOJNY ASYMETRYCZNEJ w Zatoce [by ratować siłą petrodolara] -nigdy podkreślam te siły nie będą walczyły w Europie. Korpus Marynarki USMC pozbył się co do jednego wszystkich Abramsów – bo oni będą walczyli na Pacyfiku z przeciwnikiem pełnoskalowym [czytaj – Chiny] – a u nas mieszanka ślepoty, niekompetencji i dziecinnych „argumentów” sprzedawanych laikom-wyborcom przez sprytnych laików-polityków – i oczywiście zero własnego myślenia, analiz, syntez…. – ba – to jest traktowane jako istna „zbrodnia myśli” [zwłaszcza, gdy jakakolwiek choćby nieśmiała sugestia pada ze strony osób MERYTORYCZNYCH] wobec „jedynie słusznych” decyzji polityków – podpartych PRZESTARZAŁYMI analizami do już przestarzałych programów PMT…
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Wojna na Ukrainie może zakończyć się jedynie na jeden z dwóch sposobów: albo Ukraińcy stracą wolę oporu z powodu ogromnych strat i wewnętrznego kryzysu politycznego, albo problemy ekonomiczno-demograficzne pogrążą Rosję
Czy szczyt BRICS w Kazaniu był tryumfem Rosji? Kto zginął w ataku w Turcji? Czy Gruzja odejdzie od autorytaryzmu?
Izrael osiągnął już zwycięstwo taktyczne oraz operacyjne nad Hamasem. Obecna faza wojny skupia się na niwelowaniu strategiczno-wojskowych możliwości organizacji. Aby to osiągnąć, konieczne jest zlikwidowanie rozległych tuneli pod Gazą
W obliczu rosyjskiej ofensywy i wielkich strat, Ukraina staje przed wyzwaniem: walczyć dalej czy szukać pokoju? Zachód sugeruje kompromisy, które mogą zmienić losy wojny
Od użycia broni jądrowej przeciw Polsce do wasalizacji Moskwy przez Pekin. Scenariusze są różne – na każdy z nich Warszawa musi się przygotować
Modele SI mają większą łatwość w eskalowaniu wojny kinetycznej do poziomu wojny nuklearnej niż ludzie. Jednak są też najważniejszą szansą rozwojową, także dla Polski
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie