Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
W traktacie, który ostatecznie przypieczętował rozbiory, była rzucona (…) myśl stałego, w zasięgu prawdopodobieństwa, sojuszu rozbiorców dla tłumienia polskich ruchów wolnościowych. W tej koniunkturze zaprawdę politycy polscy nie mogli widzieć żadnych dróg już nie odbudowy, ale nawet poprawy położenia – wówczas rozpoczęła się rzecz najdziwniejsza w świecie, która miała duże konsekwencje zarówno bezpośrednio w życiu, jak i za pośrednictwem wpływu, jaki wywarła na polską psychologię. Pewna liczba rozbitków z armii kościuszkowskiej, zaciągnąwszy się ochotniczo do wojsk Napoleona, tak silnie odznaczyła się w różnych bojach odwagą, że Napoleon po pogromie Prus w 1805 roku utworzył pod własnym protektoratem Księstwo Warszawskie, niejako ośrodek podzielonej Polski. Ten zdumiewający fakt odzyskania kawałka wolnej ziemi pod słońcem, nie tylko bez pomocy żadnego z trzech rozbiorców, ale wbrew wszystkim trzem, utwierdził nieszczęsne mniemanie manifestu kościuszkowskiego z roku 1800, że Polska może powstać tylko przez walkę ludu z trzema zaborcami, a zginąć tylko przez… politykę i dyplomację. To przeklęte psychologiczne dziedzictwo epoki Legionów istniało przez sto lat, a tliło się jeszcze w dwudziestoleciu Polski odrodzonej. Znaczenie pozytywne Legionów polegało nie tylko na odrodzeniu narodowym ani, jak się często sugeruje, na obudzeniu ducha nacjonalistycznego, ale na wprowadzeniu do polityki czynnika polskiego jako elementu, który może się okazać dla ewentualnych sprzymierzeńców pożytecznym. Polacy wykazali, że umieją i chcą się bić, a więc egzystują, tak jak w XVIII wieku wykazali, że nie chcą i nie umieją się bić, a więc nie są pełnowartościowym partnerem.
W roku 1815 koncepcja polsko-rosyjska znajduje swoje znakomite jakościowo, choć nie terenowo, rozwiązanie. Na podstawie unii personalnej z Rosją powstaje Królestwo Polskie, teoretycznie niezależne od Rosji
W dziedzinie naszej psychologii narodowej, przede wszystkim samopoczucia narodowego, odegrała epopeja napoleońska bardzo dużą rolę. Nie mniej silnie zaważyła na następnym półwieku naszej polityki zagranicznej. Tyle bowiem lat, do samego 1870 roku, ogromna większość społeczeństwa polskiego wierzyła głęboko, że odbudowanie Polski kosztem trzech rozbiorców leży w interesie i w możliwościach Francji. A przecież walki napoleońskie były tylko epizodycznym wybuchem sił prowadzonych przez genialnego człowieka, ale sił ani liczebnością, ani jakością niewystarczających do hegemonii nad całą Europą. Wybuch ten stał się możliwy dzięki długowiecznej słabości narodu niemieckiego, który od wojny trzydziestoletniej pozostawał podzielony na szereg partykularnych, luźnie z sobą i z cesarstwem Habsburgów związanych państewek. Z końcem XVIII wieku zaczyna ciążyć nad tymi państewkami wpływ i hegemonia Rosji, która z chwilą zaniku Polski staje się coraz bardziej aktualna. Przegrana Napoleona to przegrana Francji w walce z Rosją o hegemonię nad Niemcami. Francja, obawiając się ciążenia Niemców do Rosji, stwarza Księstwo Warszawskie, jako próbę bezwzględnie wiernej bariery, mającej oddzielać ujarzmione, ale niechętne państwa niemieckie od wpływu carów. Chęć hegemonii nad Europą nie znajduje usprawiedliwienia w siłach Francji. Stworzenie Księstwa Warszawskiego, przy nieubłaganej walce Anglii, nie znajduje usprawiedliwienia we francuskiej racji stanu. Znacznie dalej na zachód przeciągnięta granica wpływów franko-moskiewskich byłaby może uratowała Napoleona od udziału Rosji w koalicjach Europy przeciw niemu. Groźba odbudowy Polski niepołączonej z Rosją, lecz z nią walczącej, wystarczała, żeby pchnąć cara na czoło koalicji, stała się przeszkodą nie do przebycia w rokowaniach pokojowych. Z chwilą upadku Napoleona i utworzenia Świętego Przymierza między Rosją, Austrią i Prusami pozostaje jeszcze możliwość odegrania się Francji, kosztem Niemiec, przy pomocy poparcia roszczeń Rosji do wszystkich ziem polskich lub słowiańskich. Nie ma natomiast już możliwości walki Francji z Rosją i odbudowania Polski przez Francję. Wówczas nawet, gdyby odbudowanie to leżało w możliwościach Francji, w najmniejszej nawet mierze nie leżało w linii jej interesów.
W roku 1815 koncepcja polsko-rosyjska znajduje swoje znakomite jakościowo, choć nie terenowo, rozwiązanie. Na podstawie unii personalnej z Rosją powstaje Królestwo Polskie, teoretycznie niezależne od Rosji. Po pierwszych latach bezładu Lubecki odbudowuje gospodarkę. Samo istnienie Królestwa jest poręką nieprzyjaźni Rosji z Prusami i Austrią, jest wieczną groźbą oderwania od tych państw germańskich reszty ziem polskich, może i reszty ziem słowiańskich. Jest to drogi sen carów rosyjskich. Niestety, w przeddzień niemal jego urzeczywistnienia kilku młodych ludzi, powodując się zadrażnieniami, a więcej jeszcze irracjonalną ambicją narodową, ogłasza powstanie. Reszta narodu idzie za hasłem kilku podchorążych. Wszystkie szanse są znowu przez nas samych przekreślone. Nawet w razie zwycięstwa czeka nas nowy rozbiór przez trzy państwa sąsiednie. Ale zwycięstwa nie ma, bo Rosja znowu zwycięża i Królestwo Polskie przestaje istnieć, staje się prowincją rosyjską, zachowując ledwie ślady odrębności.
Powstanie jest krwawo zgniecione, ale możliwość porozumienia francusko-rosyjskiego przeciw Prusom jest przekreślona także. Czego nie zrobili polscy powstańcy, to udało się zrobić polskim politykom: doprowadzili do słownej interwencji Francji, Anglii i Austrii przeciw Rosji. Możliwość porozumienia z Rosją na długo zanikła
I wtedy zaczyna się najzupełniej umykający analizie rozumowej i logicznej fenomen. Psychologia polska, rozbudzona epoką Legionów – cudownego odzyskania niepodległości – potem przybita upadkiem powstania, zaczyna oddalać się od wszelkiego myślenia, pada łupem psychozy zbiorowej, którą nazwano „mesjanizmem”. Polacy wierzą głęboko, że ich naród jest Chrystusem narodów, że cierpi niewinnie za inne ludy, że im więcej cierpi, tym lepiej, że zmartwychwstanie w danej chwili za sprawą cudu Bożego i ogólnej rewolucji. Najwięksi polscy poeci: Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, hołdują częściowo tej aberracji. Rozwija się ona często na emigracji, która, zamiast osiąść w Ameryce i utworzyć tam samodzielną kolonię – co przy jej wpływach i potencjale ludzkim nie było niemożliwe – zatapia się w kłótniach i oczekiwaniu powszechnej rewolucji ludów – jak lewica, w oczekiwaniu interwencji mocarstw zachodnich – jak Adam Czartoryski. Oczywiście koncepcja agresji rosyjskiej przeciw Prusom lub Austrii jest przez powstanie listopadowe i działania emigracji zupełnie przekreślona. Dopiero Wielopolski podnosi dawną myśl. Mając przeciw sobie wszystkich polityków rosyjskich i wszystkich polityków polskich, umie nakłonić Aleksandra II do odbudowania stopniowo Królestwa Polskiego. Pierwsze kroki są zaczęte. Wówczas istniała możliwość, konieczność nawet, porozumienia rosyjsko-francuskiego przeciw Prusom i zniszczenia potęgi pruskiej. Ale wybucha powstanie 1863 roku. Młody minister pruski Bismarck podchwytuje w lot możliwość. Przesadzając znaczenie straszaka polskiego (a namawiając sam powstańców do akcji), umie doprowadzić – zamiast nieprzyjaźni – do sojuszu z Rosją o ostrzu antypolskim. Ten mistrzowski rzut, to wykorzystanie błędu polskiego jest podstawą całego dzieła życia Bismarcka, jest kamieniem węgielnym pod niesłychaną potęgę Niemiec, która niedługo zagrozi całej Europie, prawie całemu światu. Powstanie jest krwawo zgniecione, ale możliwość porozumienia francusko-rosyjskiego przeciw Prusom jest przekreślona także. Czego nie zrobili polscy powstańcy, to udało się zrobić polskim politykom: doprowadzili do słownej interwencji Francji, Anglii i Austrii przeciw Rosji. Możliwość porozumienia z Rosją na długo zanikła. Następuje wojna prusko-austriacka, w której Rosja Austrii nie broni. Austria jest rozgromiona przez Prusy pod Sadową. W 1870 roku wojna prusko-francuska, Francja pada pod ciosami Prus – Rosja pozostaje neutralna – ciągle Europa zbiera przeklęte owoce powstania polskiego! Bismarck tworzy nowe cesarstwo niemieckie i tam, gdzie istniało państewko mocne, militarne, ale zawsze państewko, teraz jest mocarstwo równorzędne niemal z Rosją i Austrią. Możliwość starcia tych państw, z powodu ich ogromu i prawie idealnej równowagi, zmniejsza się. Następuje długi okres pięćdziesięciu lat, w którym żadnej szansy poważnej poprawy nie ma (…).
Rok 1863 jest słupem granicznym w historii – tak ważnych dla nas – stosunków polsko-rosyjskich. Nie sprowadził on żadnej zmiany sił jednej ani drugiej strony; zmiana dotyczyła wyłącznie kierunku polityki carów i, co ważniejsze, nastawienia psychiki narodu rosyjskiego do sprawy polskiej. Oto, w sam raz przez sto lat, od wstąpienia na tron Stanisława Augusta do powstania styczniowego, rządy rosyjskie czyniły szereg prób, co prawda niezręcznych, zgodnego współżycia z podległą, potem podbitą Polską. Od faktycznego lenna Katarzyny II, poprzez unię dynastyczną Aleksandra I, statut organiczny Mikołaja I i szeroką autonomię Aleksandra II, wszyscy carowie szli po linii absorpcji dynastycznej, nie zaś państwowej ani tym bardziej narodowej. Linia ta była przerywana szereg razy, zawsze niemal przez stronę polską. Motywy przerywania były różne, zawsze jednak towarzyszyła im kultywowana pracowicie i rozdmuchiwana do najwyższych granic irracjonalna nienawiść do Moskwy. Od roku 1863 sytuacja się zmienia. Rosja i jej carowie przestają szukać dróg do współżycia z narodem polskim. Zmiana ta, sięgająca daleko głębiej niż polityka danego męża stanu czy cesarza, bo sięgająca w głąb psychiki narodowej rosyjskiej, przypisana jest przez Koźmiana nie tyle odepchnięciu przez Polaków reform Wielopolskiego, nie tyle wybuchowi powstania, ile przede wszystkim naszej propagandzie zagranicznej, która, przesadnie i nieraz kłamliwie przedstawiając rzekome okrucieństwa rosyjskie w Polsce, doprowadziła tym do zohydzenia Rosji w całym kulturalnym świecie.
W tym okresie, od 1870 do 1914 roku, zaznacza się silny wzrost sił Francji i Anglii. Bez szkód ze strony patriotów polskich dochodzi tym razem do skutku podział mocarstw rozbiorczych na dwa bloki: Rosja, Francja i Anglia z jednej strony, Austria i Niemcy z drugiej
I wtedy, wtedy dopiero, jakby spełniając złowrogą klątwę Stanisława Augusta rzuconą narodowi sto lat wcześniej na sejmie Czaplica: „Może nieszczęścia, które ściąga na siebie, nauczą prędzej ten naród rozsądku, niżbym ja tego dokazał kazaniami w spokojniejszym czasie!” – wtedy dopiero, gdy już nie ma pola do polityki, ożywa rozum polski! Po krwawej łaźni 1863 roku, w okresie między 1864 a 1870 rokiem, Polacy przestali powoli, ale jakże powoli, wierzyć w to, że są zbiorowym Chrystusem, że cierpienie jest celem polityki polskiej, że powstania nie były i nie są szaleństwem, że Polska nie upadła wskutek win własnych. Pierwszy poważny głos, jaki to oznajmił Polakom, był Kalinki w 1868 roku. Deklaracja ta wymagała w owym czasie odwagi cywilnej – pisze o tym Smoleński i dodaje… że jego samego dopiero Kalinka przekonał. W każdym razie w okresie, w którym, zdawać by się mogło, było najmniej szans rozwoju narodowego, dzięki rozumowi politycznemu zyskano w Galicji pod zaborem Austrii niemal pełnię tego rozwoju. Zawdzięczamy to Gołuchowskiemu oraz szkole historycznej i politycznej stańczyków, którzy, propagując lojalność wobec rządów, uzyskali w zamian pełne nauczanie w języku polskim, polonizację urzędów, miejsca w rządzie, uniwersytety i nieograniczoną niemal możność wydawniczą. W Kongresówce, bez tych sukcesów, tę samą politykę lojalności przeforsował później twórca stronnictwa narodowodemokratycznego Dmowski. Niedługo stańczycy doczekali się miana zdrajców, a Dmowskiemu nieraz stawiano podobny zarzut.
Zdecydowany upadek koncepcji powstańczych od razu stworzył potencjalne możliwości walki między rozbiorcami, skoro już ci, którzy tej walki nie chcieli, nie mogli straszyć drugich polskim powstaniem. W Prusach, mimo silnych prześladowań, nie ma reakcji irracjonalnej, a naród, odepchnięty od wykształcenia i zawodów humanistycznych, zwraca się do pomnażania majątku, dochodząc tu do wybitnych rezultatów. W ten sposób wszyscy trzej zaborcy są niejako uśpieni lojalizmem swoich polskich obywateli.
W tym okresie, od 1870 do 1914 roku, zaznacza się silny wzrost sił Francji i Anglii. Bez szkód ze strony patriotów polskich dochodzi tym razem do skutku podział mocarstw rozbiorczych na dwa bloki: Rosja, Francja i Anglia z jednej strony, Austria i Niemcy z drugiej. Rozłam ten nie napotkał, jak pisaliśmy, żadnych przeszkód ze strony Polaków. Co więcej, zarówno jeden, jak i drugi blok otrzymały propozycję pomocy zbrojnej legionów polskich, oba zadeklarowały chęć odbudowy Polski w takim czy innym związku ze sobą. Nastąpił nowy cykl: koniunktura pomyślna.
Jakby w nagrodę za długich pięćdziesiąt lat beznadziejnego, cierpliwego oczekiwania, przy braku jakichkolwiek widoków, teraz pomyślność koniunktury wzrastała w tempie nieprawdopodobnym. Pod ciosami państw centralnych armie rosyjskie zostały pobite i wybuchła w tym kraju rewolucja, która w ciągu dwu lat doprowadziła olbrzymie państwo carów do stanu najzupełniejszego rozprzężenia i bezsiły. Zaraz potem prezydent Ameryki Północnej, Wilson, działając pod wpływem haseł wolnościowych, proklamował jako jeden z celów wojny aliantów odbudowę Polski niepodległej i zjednoczonej. Toteż, gdy po rewolucji rosyjskiej z kolei nastąpiła kapitulacja Austrii i Niemiec, znikły wszystkie przeszkody do odbudowy Polski.
Z obu stron Polski zaczęły rosnąć w siłę niepokojąco potężne mocarstwa. Siła każdego z nich przerastała kilkakrotnie nasze własne. Jasnym było, że prędzej czy później oba te państwa spikną się na nowy podział Polski
Z trzech mocarstw, które Polskę anektowały, Austria rozpadła się zupełnie, Rosja zdawała się pogrążona na długi czas w zupełnym chaosie, natomiast Niemcy, wprawdzie pobite i obarczone słabym rządem parlamentarnym, zdołały utrzymać całość swego organizmu państwowego. Polska, powstawszy niejako z niczego, nie potrzebowała się obawiać żadnego niebezpieczeństwa ze strony dawnej Austrii: z południa od Rumunii, dalej Czechosłowacji, względnie Węgier. Pozostawało niebezpieczeństwo rewanżu Niemiec i mniej prawdopodobne odrodzenie kolosa rosyjskiego. Gdyby jednak odrodzenie to doszło [do skutku], należało się liczyć z powstaniem nowego sojuszu niemiecko-rosyjskiego. W latach 1918‒1920 Polska prowadziła wojnę z Rosją sowiecką. W chwili, gdy wojska »białogwardyjskie« zagrażały rządowi, Polska przez cichą umowę wstrzymała się od działań i tak umożliwiła Sowietom rozprawę z wrogami wewnętrznymi. Zdawało się wówczas, że rząd sowiecki ma najmniej szans do odbudowy potęgi rosyjskiej, i że stąd jest dla Polski najwygodniejszym sąsiadem. Okazało się to potem omyłką. Na razie, po pokonaniu wrogów wewnętrznych, Sowiety spróbowały zająć całą Polskę, ale zostały pobite pod Warszawą. Piłsudski wyraził myśl, że należy iść dalej naprzód do zupełnego zniszczenia wroga. Ale opinia polska nie chciała dalszej wojny. Sejm zawarł pokój nierozegrany, który dał Polsce za mało dzielnic wschodnich, by siłę Rosji zniszczyć zupełnie – na to trzeba by stworzyć Ukrainę niepodległą – a dość, żeby podtrzymywać w niej dążenia rewanżowe.
W pierwszym dziesięcioleciu po wojnie światowej Polska, dysponująca wojskiem dowolnej wielkości, oparta jeszcze na zwycięskiej Francji, ma nienajgorszą pozycję między rozbitymi wewnętrznymi kłótniami Niemcami i spustoszoną Rosją sowiecką. Ale czas mijał i pracował na rzecz ogromnych, o tyle większych od nas sąsiadów. Rośli oni obaj w siłę, podczas gdy nasze siły wzrastały słabo albo też nie wzrastały wcale. Jednocześnie zaczęto obserwować upadek Francji i zdecydowany pacyfizm i niechęć do mieszania się do walk europejskich Anglii. W chwili, gdy wzrost sił naszych sąsiadów zaczął dorównywać naszym, stanęło przed Polską pytanie, czy nie należy wojną prewencyjną pozbawić siły jednego z naszych sąsiadów. Leżało to w granicach naszych możliwości, zwłaszcza przy oparciu się na drugim sąsiedzie. Tych możliwości nie wykorzystaliśmy.
Z punktu widzenia koniunktur geopolitycznych sytuacja, jaka zaistniała po 1933 roku, zaczęła przypominać najgorsze okresy XVIII wieku, jeżeli idzie o położenie międzynarodowe, bo wewnętrznie Polska nie przeżywała ani upadku militarnego, ani ustrojowego, ani moralnego. Początkowa anarchia sejmowa została opanowana zamachem 1926 roku. Jedynie gospodarka stała na jednym z ostatnich miejsc w Europie i przez to paraliżowała możności produkcyjne, które nasi sąsiedzi, zwłaszcza Niemcy, wyzyskali u siebie w całości.
Z obu stron Polski zaczęły rosnąć w siłę niepokojąco potężne mocarstwa. Siła każdego z nich przerastała kilkakrotnie nasze własne. Jasnym było, że prędzej czy później oba te państwa spikną się na nowy podział Polski. Na razie przeciwności ideologiczne Niemiec hitlerowskich z Rosją sowiecką uniemożliwiały im porozumienie i dawały Polsce dogodną możliwość szukania sojuszu z mocniejszym, z agresorem, by tego uniknąć. W Polsce jednak – prócz Studnickiego – nie tylko nikt o tym nie myślał, ale i pisanie lub mówienie o tym byłoby uważane za brak patriotyzmu i zdradę. Aby być dobrym Polakiem nie wolno było mówić ani o wojnie z jednym z naszych sąsiadów, ani o sojuszu czy unii z drugim. Wolno było tylko czekać, aż dojrzeje sojusz sowiecko-niemiecki i wybije godzina nowego rozbioru.
Powyższy fragment pochodzi z książki „Dzieje głupoty w Polsce”. Śródtytuły pochodzą od redakcji. Fragment publikowany w brzmieniu pierwotnym (tj. w wersji z maszynopisu). W tekście książki zaznaczono różnice między maszynopisem a kolejnymi wydaniami dzieła Bocheńskiego.
Jestem w trakcie lektury „Dziejów głupoty w Polsce”… pouczająca, irytująco-prawdziwa rzecz. Benedyktyńska praca autora nad opracowaniami historycznymi jemu współczesnych i wcześniejszych autorów. Pan Bocheński w rewolucyjny sposób, udowodniony logicznie i dokumentowo, z zimną logiką wywraca do góry nogami wszystko czego nas uczono o polskiej historii, szczególnie o okresie ostatnich 300 lat…. Irytujące jest to, że opracowania takiego jak ta publikacja nie czyta chyba nikt z rządzących i od tych 300 lat (poza nielicznymi wyjątkami) nikt nie wyciąga wniosków z naszej jakże wstydliwej historii… a po dziś dzień przedmiotem kultu są wyłącznie ofiary naszej nieudolności a nie pragmatyczni twórcy i stratedzy.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
W dziedzinie naszej psychologii narodowej, przede wszystkim samopoczucia narodowego, odegrała epopeja napoleońska bardzo dużą rolę. Nie mniej silnie zaważyła na następnym półwieku naszej polityki zagranicznej
Pandemia nie jest wojną, ale może mieć skutki głębsze niż niejeden konflikt zbrojny. Oznacza powrót do pierwotnej polityczności. Uderza w „cywilizację rozpieszczenia” i jej ideę, że udało się w trwały sposób uchronić ludzi przed gwałtowną śmiercią
Skutkiem opisywanego modelu ustrojowego była nierówna suwerenność państw członkowskich – większa wśród państw największych i mniejsza w tych słabszych ekonomicznie. Fragment książki „Pokryzysowa Europa”
By uniknąć losu marksistów, geopolitycy muszą w swoim myśleniu zaprzestać popełniania „grzechów” ciężkich: od pychy począwszy, przez determinizm, uniwersalizm, redukcjonizm, na sekciarstwie skończywszy
Dzisiejszym ładem międzynarodowym targają sprzeczne tendencje. Wobec tego również dziś musimy zadać sobie pytanie o to, czy Polska powinna być państwem rewizjonistycznym czy zachowawczym
„Jeżeli młode pokolenie nie weźmie się za solidną rewizję historii i narodowego imaginarium, to zmarnuje swoją największą szansę”: fragment książki „Wyjście awaryjne. O zmianie wyobraźni politycznej” Rafała Matyi.
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie