Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Jak nie robić dyplomacji

Konferencja bliskowschodnia to kolejny dowód na to, że polska dyplomacja jest ciężko chora, a zdolność naszych obecnych „elit politycznych” do zadbania o strategiczne interesy kraju bardzo wątpliwa
Wesprzyj NK
Konferencja bliskowschodnia, współorganizowana w Warszawie przez Polskę i USA, miała być naszym wielkim sukcesem. Nie ma się co łudzić: nie jest, no chyba, że na paskach w TVP. Wbrew pozorom, głównym problemem nie są obelżywe słowa tego czy innego polityka lub dziennikarza, ochłodzenie stosunków z Iranem albo z ustępującą Komisją Europejską. To tylko chwilowe skutki czegoś znacznie głębszego i bardziej długofalowego. Martwić powinno przede wszystkim to, że nasze tzw. „elity polityczne” po prostu nie umieją prowadzić polityki, wykraczającej poza ciułanie głosów w krajowych wyborach. Powiedzmy sobie szczerze: obraz Polski w oczach światowej opinii publicznej nie zależy od sensu i przebiegu pojedynczego eventu, więc nie ma co zanadto histeryzować. Paradoksalnie, przy odrobinie szczęścia i profesjonalizmu (wiem, dwa towary niestety bardzo u...

Chcesz uzyskać darmowy dostęp do całości materiału?

Zaloguj się do swojego konta lub utwórz nowe konto i zapisz się do newslettera

Witold Sokała
Stały współpracownik „Nowej Konfederacji”, zastępca dyrektora Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Polityk Publicznych Uniwersytetu Jana Kochanowskiego, przewodniczący Rady oraz ekspert Fundacji Po.Int. W przeszłości pracował jako dziennikarz prasowy, radiowy i telewizyjny, menedżer w sektorze prywatnym oraz urzędnik państwowy, a także jako niezależny konsultant w zakresie m.in. marketingu i wywiadu konkurencyjnego. Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Wydziału Zarządzania Akademii Górniczo-Hutniczej; stopień doktora w dziedzinie nauk o polityce uzyskał na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

13 odpowiedzi na “Jak nie robić dyplomacji”

  1. pod pisze:

    Łoo matko, to takie prawdziwe. Rudy Giuliani w TVN24: „myślę, że macie szczęście, że macie taką dobrą ambasador” (o ambasador USA w Polsce) 😀

  2. Jacek pisze:

    Trudno się nie zgodzić. Niestety.

  3. Nie trzeba głośno mówić pisze:

    Co do zasady nie sposób się nie zgodzić. Co gorsze, służalczość przemieszana ze strachem sięga już tak głęboko, że niektórzy politycy i dziennikarze będą wybielać takie wypowiedzi jak Natanjahu czy tej dziennikarki, wbrew faktom i intencjom autorów. Ich treść i wydźwięk są dal nich tak przerażające, że trzeba natychmiast coś z tym zrobić, wmówić ludziom, że to nie tak. I niestety spora grupa to łyknie, bo zostali skutecznie wyhodowani do niemyślenia. Tu akcja różnych agend masowej propagandy i sterowania tłumem odniosła pełny sukces.

    Bardzo celnie używa Autor sformułowania tzw. „polskie elity” w cudzysłowiu. Niestety problem jest taki, że na ten moment nie ma elit. Jeżeli nawet jakieś pojedyncze przypadki polityków racjonalnych, światowego formatu można próbować znaleźć, choć nie byłoby to łatwe, to i tak nie zostaną dopuszczeni do głosu. Cóż, nadal nie umiemy (nie chcemy, nie możemy – sam już nie wiem, co bardziej) prowadzić polityki, tak, jak się to powinno robić, czyli jak firmę w biznesie – kierując się interesem, rachunkiem zysków i strat, kiedy trzeba lawirując, manewrując. A nie głupio, bez korzyści, byleby z szabelką i honorem, choć i tego brak, o czym świadczą reakcje (brak) na wypowiedzi Natanjahu, dziennikarki, Mosbacher i innych.

  4. PrOmYk pisze:

    Gdyby chociaż to był kubeł zimnej wody…
    Gdybyśmy dzięki niemu zbudowali sensowną OT i zdali sobie sprawę, że ryzyko rosyjskiej okupacji – której się przecież tak boimy i stąd ta służalczość wobec USA – jest minimalne, a w naszych możliwościach jest sprowadzenie jej niemal do zera. Gdybyśmy dzięki temu potrafili prowadzić profesjonalną, wielowektorową, asertywną politykę. Gdyby…

  5. tak tylko... pisze:

    Za dużo ogólników i sformułowań grających na emocjach, by traktować artykuł poważnie. To kreowanie pseudo rzeczywistości. Przykład: ” amerykańscy politycy bez skrępowania biorą od nas, co chcą, i nawet nie zachowują pozorów wdzięczności, tylko dodatkowo fundują nam upokorzenia” – oczekiwał bym konkretnych przykładów potwierdzających taką opinię…

  6. FreliXF pisze:

    Amerykanie od dziesiątków już lat prowadzą kampanię obrzucania Polski „brudami” wraz z diasporą pewnej religijno-politycznej grupy lobbystów. Polska jako ofiara IIWS wadzi współczesnej polityce. Ostatecznie to właśnie głos naszych „sojuszników” „wsadził nas” bezwarunkowo, w obszar kontrolny ZSRR. Potem w ramach „integracji niemiec” nadal „polin” wadził polityce Amerykańsko-Niemieckiej stąd obopólna zgoda na „wymianę historii” na taką, jaka pasuje do bieżącej polityki. „Dobry” współczesny Niemiec nie może być przecież, obarczony brzemieniem winy wobec sąsiada, u którego wymordował miliony obywateli (proporcjonalnie n-razy więcej jak u innych sojuszników w/w kraju w europie biorących udział w wojnie). Do tego wiele z tych nacji, miało epizod, czasem spory – w postaci kolaboracji „z potworem”. Stąd obie cywilizacje, zastępują fakty – fałszem.
    Amerykanie nie są naszym sojusznikiem i nigdy nie będą. Polska to tylko potencjalny „lotniskowiec” dla ich sił kontrolnych w Europie, ale tylko potencjalny. Rosja ma znacznie większe możliwości zadowolenia Amerykanów, więc „polin” to raczej karta w negocjacjach (coś do „wnerwiania” Rosjan) a nie realny sojusz.
    O tym świadczą nie tylko nikłe inwestycje w „tenkraj” (zgodnie z zasadą – że jak „ktoś” realne i ciężkie pieniądze gdzieś inwestuje – to ich skala świadczy o wadze tego miejsca dla polityki tego kraju).
    Nasza „polityka” jest skupiona zaś wyłącznie na sprawach wewnętrznych w co pośrednio, po ’89 też wmanewrowała nas Amerykańska dyplomacja – o czym, półgębkiem „omskło” się kilku politykom z tamtych czasów.
    Lustracja była koniecznością wymaganą do budowy siły, po niej integracji wobec realnych celów, stworzenia faktycznych elit, itd. Bałagan jaki mamy teraz, z agenturalną przeszłością osób na wysokich szczeblach władzy – prowadzi właśnie do wyłącznie polityki skupionej na nieistotnych działaniach.
    Agentura obawia się pełnej obecności na zewnątrz a więc polityki, świadoma, że może zostać natychmiast z woli posiadających kwity – „zlikwidowana”. Stąd jest skupiona wyłącznie na celach doraźnych, głównie zagwarantowania sobie „bezpieczeństwa”.
    Artykuł ma nam osłodzić fakt, że wytarto sobie nami wycieraczkę, a na koniec w sposób zaplanowany i celowy opluto. Amerykanie zniszczyli pewien element polskiej polityki – przynajmniej deklarowany – „nic o nas bez nas” co jednocześnie można było tłumaczyć, że my Polacy nie uprawiamy polityki na temat jakiegoś kraju, bez jego udziału. Teraz „zeszmacono” nas i pozbawiono nawet tej „moralnej przewagi”.
    Amerykanie to nie sojusznik, tych trzeba szukać na kontynencie a może też i w innym miejscu globu. Propaganda miłości do USA jednak trwa. Jednak niesmak pozostanie już z nami na zawsze.

  7. Trzeba głośno mówić pisze:

    Pisałem już, że zasadniczo zgadzam się z Panem Sokalą i postawionymi przez niego tezami. No to teraz czas na to, z czym się nie zgadzam. Opisywanie, z czym się zgadzam, nie ma już większego sensu. Wszystko to byłaby tylko wariacja na temat. Wiadomo, że dyplomacja leży, jesteśmy zwasalizowani w stopniu przekraczającym granice wyobraźni, swym zachowaniem potwierdzamy, że zaliczamy się do państw niepoważnych, a na domiar złego jest to jeszcze przedstawiane jako sukces. A jak już ewidentnie nie da się tak tego przedstawić, to tłumaczymy wybryki Pompeo czy Netanjahu, pomimo, że nawet sami autorzy nie są skorzy potwierdzać naszej służalczej narracji.
    Otóż osobiście największe wątpliwości co do słuszności tezy, iż: „…nadal jestem przekonany, że współpraca transatlantycka (i przynajmniej sprytny balans pomiędzy Waszyngtonem i Brukselą) jest dla Polski opcją długofalowo lepszą, niż podporządkowanie się dla odmiany duetowi niemiecko-francuskiemu oraz kontrolowanej przezeń eurobiurokracji, o zsuwaniu w rosyjską czy rosyjsko-chińską strefę wpływów nawet nie wspominając”.
    Skąd te wątpliwości się biorą, już wyjaśniam. Po pierwsze wydaje mi się, że nie do końca zasadnie (delikatnie rzecz ujmując) wierzymy w magię, siłę i wymierne, pozytywne efekty sojuszu z USA, podczas gdy w rzeczywistości korzystają na tym przede wszystkim (byłbym nawet skłonny zaryzykować tezę, że wyłącznie) Stany. To taki sojusz jednostronnie korzystny. Nam się mówi, że jest też korzystny dla nas, ale tylko się mówi. Tymczasem spróbujmy przeanalizować fakty:
    – już spojrzenie na nieodległą historię nakazuje ostrożność. Stany sprzedały nas w 45, a skoro zrobili to już kiedyś, spokojnie mogą to zrobić ponownie, jeżeli będzie to zgodne z ich interesem;
    – oczywiście można powiedzieć, że nie było alternatywny, że przecież wykrwawiony Zachód nie mógł rozpocząć nowej wojny o Polskę itp., itd. Ale to nie zmienia oceny zachowania „sojuszników”. Już od Teheranu dobrze wiedzieli, jak to się skończy, ale nikt nie zdobył się choćby na szczere „Żadnych złudzeń, Panowie.”;
    – skoro jesteśmy takim ważnym sojusznikiem, to jak to możliwe, że dalej nie zniesiono wiz? Wizy dalej są traktowane jako karta przetargowa, a nasi „politycy” dają się wodzić za nos jak gimbaza. Tym bardziej, że bezczelność co rusz to nowych przedstawicieli USA sięga zenitu. Najpierw mówią, że już zaraz wizy zostaną zniesione. Ale potem chcą Polskę do czegoś zmusić, więc mówią, no już byśmy znieśli, ale czegoś tam nie zrobiliście. No sami widzicie, jacy jesteście okropni. Jak się poprawicie, to zniesiemy. Gdybyśmy byli państwem poważnym, należałoby powiedzieć, że znieście wizy, to pogadamy. A następnie wprowadzić wizy dla obywateli USA. Nie na zasadzie retorsji, broń Boże. Na zasadzie ekwiwalentności i partnerstwa. No bo skoro swojego kluczowego w danym rejonie partnera USA traktują tak, a nie inaczej, to przecież nie obrażą się na traktowanie analogiczne ze strony tegoż partnera;
    – uczyniono z nas darmowego (no co najwyżej kosztującego kwoty na poziomie napiwku) harcownika na obszarze Europy środkowo-wschodniej. Najlepiej obrazuje to przykład Ukrainy, gdzie od pewnego momentu władze warszawskie realizowały bardziej amerykańską politykę, niż same USA, jeszcze bardziej bezkrytycznie popierając kolejne wymysły banderowskich rezunów. Harcownikiem tym zaś jesteśmy przede wszystkim w stosunku do Rosji. Czasami mam wrażenie, że Polska dla USA to jak Żyrynowski dla Putina. Jak czegoś USA nie może lub nie chce powiedzieć, to „inspiruje” władze warszawskie, a one zwarte i gotowe, realizują zadania, czasami dodając nawet coś od siebie. Byle tylko Wielki Pan w Waszyngtonie nie zmarszczył brwi;
    – uczyniono z nas bezwolne i darmowe (no powiedzmy, bardzo promocyjne, czasami prawie darmowe) narzędzie zbrojne w różnych ruchawkach pod chwytliwymi przykrywkami w postaci zaprowadzania demokracji, walki z terroryzmem itp. Jako jedyni sfrajerzyliśmy się w Iraku i Afganistanie, nic z tego nie uzyskując.
    Podsumowując, jesteśmy co do zasady darmowym wasalem USA i pierwszy krok, jaki powinniśmy uczynić, to z tym skończyć. I nie chodzi o to, żeby z automatu stać się wasalem Putina, Angeli czy Xi Jin Pinga. Chodzi o to, aby zacząć kierować się interesem, jak w biznesie. Być jak GB, mająca stałe interesy, ale sojuszników już niekoniecznie. Jeżeli w danym momencie sojusz z USA nie ma alternatywy (choć tu uważam inaczej), to należy postawić proste pytanie – za ile? A jak padnie kwota i będzie satysfakcjonująca, to poczekać na przelew. Nawet jak przyślą potwierdzenie przelewu, to poczekać, aż kasa wejdzie na konto. A jak oferta nie będzie dobra, to zaprosić do rokowań sąsiadów. Cały czas mam nieodparte wrażenie, że traktując sojusz z USA bezalternatywnie, robimy sobie krzywdę. To tak, jakbyśmy w konflikcie z sąsiadami z Krakowa, szukali oparcia w znajomych ze Szczecina, zwłaszcza w sytuacji, gdy potrzebne nam byłoby bezpośrednie wsparcie. Osobiście uważam, że powinniśmy zdecydowanie polepszyć naszą zdolność koalicyjną zwłaszcza w regionie, a przede wszystkim porzucić chore rojenia o Międzymorzu i wsparciu Wielkiego Brata zza Wielkiej Wody. Polepszenie zdolności koalicyjnej powinno natomiast oznaczać, że jesteśmy w stanie wejść w kooperację z każdym, jeżeli w danym momencie jest to dla nas korzystne. I nie może być głupich gadek, że ci nie, bo niedemokratyczni, tamci źli, bo łapownicy itp. Jak to miało miejsce przy inwestycji Chińczyków w rozbudowę Kanału Gliwickiego, gdy odrzucono inwestora, bo ponoć miał jakieś sprawy łapówkarskie w Bangladeszu. No i co z tego? U nas nie miał. Ale zadzwoniło pewnie parę telefonów, paru oficjeli dostało rozwolnienia ze strachu i inwestycja poszła się …..
    Oczywiście powstaje pytanie, czy jesteśmy w stanie to zrobić i czy starsi i mądrzejsi nam na to pozwolą. Ale to już inna kwestia. Mówimy o pewnym modus operandi. A to w mojej ocenie powinno zakładać jak najszerszą zdolność koalicyjną z różnymi siłami na arenie międzynarodowej. I dlatego nie zgadzam się z Autorem w tym aspekcie, że prymat powinna mieć relacja z USA. Tak mogłoby być, gdyby była dla nas korzystna, a wg mnie niestety nie jest. Na ten moment USA trzyma nas w sojuszu, jako potencjalnego harcownika lub kartę przetargową w konflikcie z Chinami. Jeżeli będzie trzeba przeciągnąć Rosję na stronę USA w takim konflikcie, nietrudno się domyślić, jaka może być zapłata. I nie chodzi o to, że Rosja nas rozjedzie. Wystarczy, że dostanie carte blanche. A my powinniśmy dążyć do tego, że jeśli ktoś nas będzie chciał kupić, to za jak najwyższą cenę. Po drugie, jeżeli ktoś będzie chciał nas sprzedać, to żebyśmy ewentualnie mogli sprzedać lub wynająć się sami, ale na korzystnych warunkach. Najważniejsze zaś, to nie sfrajerzyć się po raz kolejny. Nie stać się mięsem armatnim, polem bitwy, a przede wszystkim nie dać się wmanewrować w wojnę, jak to miało miejsce w 39. Innymi słowy, uczmy się na błędach, wyciągajmy wnioski, patrzmy na historię i bądźmy jak Machiavelli, Sun Tzu, a nie jak Beck czy Winkelried narodów.

  8. AL pisze:

    Wizerunkowo ta impreza wypadla dla nas fatalnie. Nie wiem z jakiego powodu zgodzilismy sie ja zorganizowac. Nie wiem czy Amerykanie cos nam za nia dali albo obiecali dac. Trzebaby o to zapytac Pr. Morawieckiego. Bez tej wiedzy, wszelkie proby wyjasnien to mniej lub bardziej trafne domysly.

    W sprawie transferu technologii (zakladam, ze ma pan na mysli Himarsy), to nie spowdziewalbym sie tutaj znaczacych ustepstw pro bono biorac pod uwage to, ze Ameryka uprawia teraz w sposob hardcorowy polityke merkantylistyczna i nie patyczkuje sie w sprawach handlowych z nikim, nawet z Chinami czy Niemcami. Wiec to ze nie daje nam upustow handlowych specjalnie mnie nie dziwi.

    Ponizyl nas Pr. Izraela oraz Amerykanska dziennikarka (ktora 'zablysnela’ wiedza z historii). Nieprofesjonalnie zachowala sie wobec nas tez A. Saudyjska. Na spotkania z Pr. Izraela trzeba byc zawsze dobrze przygotowanym, poniewaz chyba lubi nam wbijac publicznie szpile. Ta ostatnia, jezeli miala uzasadnione powody, to nie mozna jej odmowiac wprowadzenia zakazu importu polskiej zywnosci. Mogla to natomiast zrobic juz po konferencji, co jest regula przy tego typu dyplomatycznych wydarzeniach.

    Caly cas natomiast zachodze w glowe, jaki stosunek maja do nas Amerykanie. Prawdziwym testem (przynajmniej dla mnie) bedzie chyba decyzja w sprawie zakresu zwiekszenia ich obecnosci wojskowej w Polsce. Z reguly sojusznikow traktuje sie po przyjacielsku, jezeli sie nie stawiaja i wykonuja polecenia. Natomiast, jezeli sojusznicy stawiaja trudne wymagania, ktore sie sie podobaja, a maja przy tym dobra karte przetargowa, to wowczas takiego sojusznika zaczyna sie mocno grilowac, zeby spuscil ze swoich rzadan. Samo zycie. Tak jest w stosunkach miedzyludzkich, biznesowych i rowniez w stosunkach miedzynarodowych, za ktorymi tez stoja ludzie, a tym bardziej dobrzy i cwani negocjatorzy. Byc moze wlasnie z taka sytuacja mamy teraz do czynienia w stosunkach polsko-amerykanskich. Czy tak jest, nie wiem, ale mam choc troche taka nadzieje.

  9. sadlop pisze:

    Stany to taki sam bandyta jak Moskale, każdy kraj Ameryk to wie, wystarczy spytać, także ten fragment o odmrażaniu uszu według mnie nietrafny i świadczy że autor również ma mentalność niewolnika i musi się pod kogoś podpiąć.

  10. Marta pisze:

    Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Konferencja bliskowschodnia w Warszawie spowodowała bez wątpienia spory wzrost sympatii wśród Polaków w stosunku do Irańczyków. A przyjaźń pomiędzy narodami to rzecz na tym burzliwym świecie naprawdę bezcenna.

  11. Trzeba głośno mówić pisze:

    Takie drobne ad vocem. Nie wdając się w tym momencie w szczegółową polemikę zwracam tylko uwagę, że chcąc zachować obiektywne spojrzenie należałoby wskazać, że FR w swych działaniach ogranicza się do „swojego” w miarę obszaru (oczywiście, pomijam analizę dlaczego – słabość ekonomiczna itp.), a nie lata po całym świecie i zaprowadza demokrację, zwłaszcza w krajach immanentnie do demokracji nie predestynowanych.

  12. tak tylko... (Michał Rakowski) pisze:

    To na prawdę wspaniałe oglądać kiedy buńczuczne i młode walczy za starym. To, a pro po dyskusji Parys- Radziejewski. Młodzi- myślcie jak nie tracić energii zmieniając na nowe, skupcie się na tym jak czerpać z doświadczeń minionego, by iść szybciej do przodu. Czas, to pieniądz, nie marnujcie go na walkę ze starym …

  13. tak tylko... (Michał Rakowski) pisze:

    Jak czytam takie artykuły, to zadaję sobie pytanie, czy dany portal został już kupiony przez Kreml i Putina. Tym razem autorowi zdejmę majtki w kwestii Białorusi, niech wszyscy widzą co jest jego pro kremlowską propagandą, a co dziejącą się rzeczywistością.https://polskieradio24.pl/75/921/Artykul/2272027,Polska-i-Bialorus-podpisaly-umowe-o-mostach-kolejowych-na-granicy?fbclid=IwAR1L6HpJTw9C4Rwvt4nw7Kd20q1_WaiBotDoxhUQR3uZQJavC7TynPZ3HwM

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo