Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Dyplomacja pasterska z chińskim smokiem

Gdy świat patrzy na protesty w Hongkongu i zastanawia się, jak rozwinie się wojna handlowa Chin ze Stanami Zjednoczonymi, jedną z najciekawszych rozgrywek z chińskim smokiem, z dala od reflektorów mass mediów, prowadzi papież Franciszek
Wesprzyj NK

We wrześniu 2018 roku miało miejsce ciekawe wydarzenie wieńczące długie negocjacje. Po raz pierwszy od lat podpisano umowę między Stolicą Apostolską a Chińską Republiką Ludową. Po jednej stronie znaleźli się przedstawiciel Stolicy Apostolskiej, sekretarz stanu i de facto papieski numer dwa, kardynał Pietro Parolin. Po drugiej zaś było Ministerstwo Spraw Zagranicznych Chińskiej Republiki Ludowej. Zawarte porozumienie, oficjalnie, dotyczy nominacji biskupów katolickich oraz – jak podkreśla strona chińska w oświadczeniu – służy utrzymaniu komunikacji oraz poprawie stosunków, ale szybko pojawiły się, moim zdaniem uzasadnione, podejrzenia, że umowa dotyczy de facto czegoś więcej.

W tradycji Chin, a więc także i chińskiej polityki, cesarz potrzebował do rządzenia mandatu niebios

Stosunki dyplomatyczne Chin z Watykanem mają długą i bardzo ciekawą historię. Choć pierwsi misjonarze przybywali do Chin w czasach dynastii Yuan, przełom nastąpił pięćset lat temu. Papieski wysłannik, jezuita Matteo Ricci, potem przez Kościół uznany za Sługę Bożego, dotarł do Chin jako jeden z najważniejszych nowożytnych badaczy władających językiem chińskim. Nauczywszy się go w stopniu, który pozwalał na swobodną ewangelizację, w dużej mierze dzięki fenomenalnej pamięci, Ricci zaczął tworzyć podstawy chrześcijańskiej obecności w nowożytnych Chinach, otwierając jednocześnie Państwo Środka na zachód. Strategia ewangelizacji Matteo Ricciego była bardzo ciekawa i sprowadzała się między innymi do wyjścia z założenia, że chrześcijaństwo oraz konfucjanizm są podobne do siebie w stopniu, który umożliwia dialog.

Ricci wędrował po Chinach, sięgając do inkulturacji. Proces ten polega między innymi na swoistej duchowej syntezie miejsca, które jest ewangelizowane i jego kultury z Ewangelią. Ricci nie był pierwszy, wcześniej inkulturację stosowali na swój sposób – poprzez na przykład tworzenie liturgii w języku miejscowym – Cyryl i Metody, a w Indiach znajomość kultury oraz zwyczajów ułatwiała pracę rzymskiemu jezuicie Roberto de Nobilemu, ale to Ricci odnosił największe sukcesy zakończone ustanowieniem misji dyplomatycznej.

Matteo Ricci z pewnością przyglądałby się zatem poufnym rozmowom Watykanu z Chinami z zaciekawieniem.  Stawka jest ogromna i – jeśli los Ujgurów, przetrzymywanych według doniesień medialnych w obozach koncentracyjnych, jest jakąś wskazówką –  rozmowy mogą mieć wpływ nie tylko na los podziemnego Kościoła katolickiego w Chińskiej Republice Ludowej, lecz także w całej Azji, a pośrednio także samej hierarchii Kościoła.

Piloci, męczennicy, baronowie i moździerz

Nawiązanie relacji między Stolicą Apostolską a ChRL następuje po kilkudziesięcioletniej przerwie. Zostały one zerwane w wyniku dość nieszczęśliwego splotu okoliczności. Wszystko zaczęło  się od tego, że włoski pilot Antonio Riva znalazł w śmieciach zepsuty moździerz. Broń tę wcześniej przypadkowo odkrył ksiądz pracujący w watykańskiej placówce dyplomatycznej i wyrzucił ją na śmieci. Urodzony i wychowany w Chinach Riva, nieświadom wyroku, jaki na siebie wydał, zabrał moździerz do domu jako pamiątkę z rewolucyjnych czasów.

Dopiero niedawno Stolica Apostolska odniosła się do kwestii przynależności podziemnego duchowieństwa do PSKCh, potwierdzając, że księża nie będą już mieli zakazu członkostwa

A były to czasy niespokojne. Młode chińskie państwo szukało wszędzie szpiegów – biały Europejczyk z moździerzem był więc idealnym celem. Pomimo zaprzeczeniom, razem z współoskarżonym Japończykiem, Riva został skazany za przygotowywanie zamachu na przewodniczącego Mao na placu Tiananmen, a następnie rozstrzelany. Śmierć bohatera wojennego, pochodzącego z zamożnej włoskiej rodziny, na kolejne dziesięciolecia położyła się cieniem na relacjach chińsko-watykańskich – księdza, u którego znaleziono moździerz skazano na dożywocie, a samą nuncjaturę ostatecznie zlikwidowano. W 1957 roku powstało niezależne od Stolicy Apostolskiej Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich, co zaowocowało obłożeniem ekskomuniką biskupów nieuznających ówczesnego Papieża, Piusa XII, a sam Watykan postawił na Tajwan, gdzie do dzisiaj posiada placówkę dyplomatyczną kierowaną przez chargé d’affaires.

Spór Watykanu z Chinami dotyczy także istoty samej posługi kapłańskiej. Jednym z warunków, jakie Chiny postawiły Stolicy Apostolskiej, jest brak ingerencji w chińską politykę wyznaniową oraz uszanowanie przez Watykan doktryny jednych Chin. O ile Stolica Apostolska mogłaby pozwolić sobie na rezygnację z Tajwanu, o tyle wyzwaniem jest pierwszy warunek.

Przez następne dziesięciolecia kolejni papieże próbowali nawiązać poprawne relacje z Państwem Środka. Pojawiały się jednak różne przeszkody: w przypadku Jana Pawła II był to chociażby jego antykomunizm, choć sam Papież zabiegał o poprawę stosunków, a i Benedykt XVI miał nadzieję na osiągnięcie sukcesu.

Kluczowe byłoby tutaj moim zdaniem przeanalizowanie zarówno tego, kim dla Stolicy Apostolskiej oraz katolicyzmu jest papież, jak i zrozumienie pojęcia tian i wynikających z niego ontologicznych podstaw pozycji Chin oraz chińskiego cesarza w chińskiej kosmologii. Z pojęcia tian, ściśle związanego z chińską kosmologią i oznaczającego w największym skrócie niebiosa, wywodzi się status cesarza, jego pozycja jako „Syna Niebios” oraz wszelkie konsekwencje natury politycznej – moim zdaniem także te, które powstały po rewolucji Mao.

Z punktu widzenia katolicyzmu papież nie jest jedynie głową państwa, wybieranym przez kardynałów w czasie konklawe monarchą absolutnym, lecz jednocześnie kontynuatorem misji zapoczątkowanej przez św. Piotra. Pojęcie sukcesji apostolskiej oraz prymat papieski mają ostatecznie swoje korzenie właśnie między innymi w Piśmie Świętym, a i dyplomacja pasterska w gruncie rzeczy stanowi realizację misji krzewienia Ewangelii, zgodnie ze słowami Chrystusa: “ Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,18–20).

Gdy dodamy do tego kwestię święceń kapłańskich oraz związanych z nimi konsekwencji teologicznych, zrozumiemy głębię problemu i skalę wyzwania, przed jaką stanęła watykańska dyplomacja. Święcenia biskupie wynikają bezpośrednio z teologicznych podstaw katolicyzmu, a kapłaństwo jest sakramentem. A sakramenty, głosi Katechizm Kościoła Katolickiego, są “skutecznymi znakami łaski, ustanowionymi przez Chrystusa i powierzonymi Kościołowi. Przez te znaki jest nam udzielane życie Boże. Obrzędy widzialne, w których celebruje się sakramenty, oznaczają i urzeczywistniają łaski właściwe każdemu sakramentowi. Przynoszą one owoc w tych, którzy je przyjmują z odpowiednią dyspozycją (KKK 1131)”.

Do tego dochodzą także poważne spory natury doktrynalnej, będące efektem tego, że PSKCh nie uznaje jakichkolwiek reform, encyklik oraz decyzji podjętych przez Watykan po 1949 roku. Dotyczy to także Soboru Watykańskiego II i jego reform oraz dogmatu o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny. Nawet msza święta do 1990 roku odprawiana była w rycie trydenckim. Obecny spór dotyka więc żywej tkanki katolicyzmu i chińskiej tradycji filozoficznej. Jest to zatem poniekąd spór duchowy. Rewolucja maoistyczna, kończąca długi okres bolesnych przemian związanych z upadkiem ostatniego cesarza, była też w pewnym sensie rewolucją ontologiczną, podważającą dotychczasowy porządek rzeczy, związany z istnieniem pojęcia mandatu niebios.

W tradycji Chin, a więc i chińskiej polityki, cesarz potrzebował do rządzenia mandatu niebios. Jeśli niebiosa wyrażały sprzeciw, cesarza – „Syna Niebios” – można było usunąć. Po 1957 roku Komunistyczna Partia Chin nie rzuciła Stolicy Apostolskiej wyzwania jedynie politycznego, lecz także w moim przekonaniu teologiczne, ontologiczne. Tak jak schizmatycy w dawnych czasach, poprzez utworzenie stowarzyszenia katolików chińskich podważyła podstawy istnienia katolicyzmu na ziemiach chińskich jako takiego, sprowadzając posługę kapłańską wyłącznie do funkcji urzędniczej.

Ocieplenie relacji między Watykanem a Chinami, znajdujących się zdaniem niektórych katolickich publicystów w najlepszym okresie od pół wieku, spotkało się z niechęcią nie tylko sporej części podziemnego kleru (gotowego ponoć w proteście rezygnować z kapłaństwa), lecz także samych wiernych, zwłaszcza w Hongkongu

 Milczenie – przyjaciel, który nie zdradza

Konflikt między władzami ChRL a Kościołem ma także wymiar egzystencjalny. Przez kolejne dziesięciolecia sytuacja chińskich katolików była niezwykle trudna. Wielu mordowano, i chociaż obecnie jest ich ponad dziesięć milionów, to istnieje realne ryzyko, że Kościół w Chinach przestanie istnieć. Próby dyplomacji, podejmowane między innymi za pośrednictwem arystokraty Jeana Christophe’a Iseux von Pfettena nie przyniosły – tak jak na przykład zaakceptowanie przez Benedykta XVI o. Josepha Li Shana w 2007 roku –  oczekiwanych rezultatów, ale pozwoliły na kontynuowanie dialogu. Od kiedy przywódcą ChRL jest Xi Jinping, wzmocnieniu uległa kontrola państwowa nad tym, co się dzieje w kościołach, począwszy od śpiewania – jak wspominają niektórzy duchowni pracujący w Azji – hymnu przed liturgią, a skończywszy na zakazie krzewienia edukacji religijnej przez rodziców, którzy mogą się obawiać donosów do władz ze strony własnych dzieci.

Na czym jednak polega umowa zawarta z Państwem Środka, i dlaczego jest tak ważna? Przede wszystkim należy zauważyć, że o niej samej wiemy bardzo mało. Chociaż niedawno od jej zawarcia minął rok, ani Chiny, ani Watykan nie ujawniają szczegółów porozumienia. Sam dokument jest w dalszym ciągu tajny i nic nie wskazuje na to, że by ten stan miał się w najbliższym czasie zmienić.

Szczątkowe informacje docierają do nas za pośrednictwem mediów i samych duchownych. Wiemy na przykład, że porozumienie dotyczy powoływania biskupów. Obecna praktyka powoływania biskupów jest taka, że biskupa – po dyskretnych konsultacjach w kraju jego pochodzenia – powołuje Watykan. Proces ten regulują odpowiednie przepisy kodeksu prawa kanonicznego. Zaangażowany weń jest nuncjusz apostolski przebywający w danym kraju (na przykład w Polsce). Po konsultacji z lokalnym duchowieństwem, metropolitami, świeckimi, przygotowywana jest lista zwana terno, składająca się z trzech kandydatów, których szczegółowe dossier przedstawiane jest następnie Ojcu Świętemu za pośrednictwem Kongregacji ds. Biskupów. Ta jeszcze raz, po nuncjuszu, prześwietla kandydata na wylot, a następnie przekazuje rekomendację papieżowi.

W przypadku umowy watykańsko-chińskiej mamy nieco inny proces, o którym niewiele wiadomo. W dwóch przypadkach kandydaturę Ojcu Świętemu zgłoszono po konsultacji nie tylko duchowieństwa, ale także sióstr zakonnych oraz świeckich pod ścisłym nadzorem chińskich władz. Kandydaci, którzy zostali zatwierdzeni przez papieża, mieli pełne poparcie Stolicy Apostolskiej od bardzo dawna. Jednak wydaje się, że kandydaci muszą być wskazani najpierw przy co najmniej udziale rządu chińskiego, jeśli nie bezpośrednio przez rząd. Tak wybrano na przykład dwóch biskupów, których kandydatury siostry, księża i wierni świeccy omówili w hotelu pod ścisłym nadzorem chińskiego aparatu policyjnego. Natomiast w przypadkach wątpliwych Papież może zawetować kandydaturę i poprosić o nową listę.

Niewiele wiadomo także o innych elementach umowy, która przez obie strony nazywana jest prowizoryczną, wstępną. Nie wiadomo też, jaki jest obecnie stosunek Watykanu do księży, którzy wstępują do partii, i do niej samej.

Dopiero niedawno Stolica Apostolska odniosła się do kwestii przynależności podziemnego duchowieństwa do PSKCh, potwierdzając, że księża nie będą już mieli zakazu członkostwa. Ci, którzy podjęli decyzję o niewstępowaniu, mają także swobodę: decyzja pozostaje podjęta zgodnie z sumieniem duchownego. Biskupi mianowani w duchu porozumienia wzięli niedawno udział w synodzie poświęconym młodzieży, choć jeden z nich był nie tylko wcześniej ekskomunikowany, ale pełnił też funkcję publiczną w Pekinie jako parlamentarzysta Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, a sama nominacja odbyła się kosztem duchownych podziemnych.

Szansa czy zagrożenie?

Moim zdaniem obawy o przyszłość chińskiego katolicyzmu są nie do końca uzasadnione. Przede wszystkim otwiera się wspaniała szansa na ewangelizację Chin, która oczywiście nie musi się skończyć sukcesem, ale grzechem byłoby z niej nie skorzystać. Biblia nakazuje nauczać wszystkie narody, także ten chiński, bez względu na trudności.

Z punktu widzenia katolickiej ortodoksji zaś znacznie groźniejsza od ewentualnych wpływów chińskich na – na przykład – kwestie teologiczne byłaby moim zdaniem problematyka komunii dla rozwodników, czy zmiana rozumienia tego, czym jest kapłaństwo w postaci dopuszczenia kobiet do niższych święceń (a w przyszłości także, wzorem innych wyznań chrześcijańskich, wyższych), czy znaczenie celibatu oraz viri probati. Otwarcie się na Chiny, o ile wiemy, nie narusza – mimo kwestii dotyczących święceń –podstawowych założeń katolicyzmu. A i sami Chińczycy powinni mieć prawo przyjąć chrzest w swojej ojczyźnie bez strachu o życie. Kościół katolicki, ostatecznie, nie bez powodu nazywany jest powszechnym.

Przykład Polski może być tutaj zresztą znaczący. Antykomunistyczne nastawienie Jana Pawła II nie przeszkodziło mu otworzyć drzwi na tyle, by wycofać uznanie dla rządu na uchodźstwie i uczynić nuncjuszem w Polsce Józefa Kowalczyka.

Taki model otwarcia – nominowanie nuncjuszem w Chinach konserwatywnego biskupa chińskiego –  mógłby być atrakcyjny zarówno dla samych Chin, jak i Kościoła katolickiego. Z jednej strony pomagałby bowiem zachować równowagę sił w samym kościele, wzmacniając lekko pozycję konserwatystów (co współgrałoby z dotychczasowym podejściem „państwowego” chińskiego katolicyzmu, odrzucającego reformy soborowe), z drugiej– pozwalałoby na wprowadzenie w następnym kroku duchownego odpowiednika Deng Xiaopinga.   Gdyby zaś Franciszek chciał wzmocnić kościół lokalny albo liberałów kościelnych, może zawsze nominować właśnie osobę o dość liberalnych poglądach na sprawy dogmatyczne (na przykład z Hongkongu).

Kraje unijne, jak również Stany Zjednoczone, winny się zastanowić, czy w ich interesie nie jest wsparcie wysiłków dyplomacji papieskiej

Przykład dialogu, jaki kościół prowadzi z Cerkwią prawosławną – a także, niestety mglista moim zdaniem perspektywa wizyty Franciszka w Moskwie – pozwala sądzić, że być może doczekamy się wspólnej deklaracji (znów przykład dali polscy biskupi, którzy kilka lat temu podpisali  dokument z przedstawicielem Cerkwi).

Zanim to jednak nastąpi, dobrze byłoby, gdyby Kościół katolicki i Chiny rozwiały wątpliwości, jakie mogą się pojawić, i opublikowały tekst umowy. Prawda jest najważniejsza.

Przyszłość i wnioski

Ocieplenie relacji między Watykanem a Chinami, znajdujących się zdaniem niektórych katolickich publicystów w najlepszym okresie od pół wieku, spotkało się z niechęcią nie tylko sporej części podziemnego kleru (gotowego ponoć w proteście rezygnować z kapłaństwa), lecz także samych wiernych, zwłaszcza w Hongkongu. Niechęć owa bierze się nie tylko z położenia, lecz także pamięci o męczennikach takich jak jezuita o. Beda Chang, zamordowany w 1951 przez komunistyczne władze czy Ignatius Kung Ping-mei, kardynał in pectore, który spędził w więzieniu trzy dekady.

Wydaje się jednak, że długa, trudna droga, którą podąża papież Franciszek, może przynosić efekty. Strategia ta, jeśli dyplomacja pastoralna się powiedzie, a nuncjatura apostolska zostanie otwarta w Pekinie, może być stosowana w innych nieprzyjaznych krajach Azji. Oczy Franciszka zwrócone są obecnie między innymi na Wietnam. Dziesięć lat temu z Wietnamem podpisane zostało podobne porozumienie, które powoli może przynosić owoce – obecnie w Wietnamie posługę pełni nierezydujący reprezentant papieski, zresztą polski arcybiskup, Marek Zalewski.

Kraje unijne, jak również Stany Zjednoczone, winny się zastanowić, czy w ich interesie nie jest wsparcie wysiłków dyplomacji papieskiej. Metody wsparcia mogą być różne, na przykład utworzenie na terenie Chin oraz innych państw Azji – wzorem chińskich Instytutów Konfucjusza – sieci placówek kulturalnych promujących czy też przedstawiających sztukę oraz filozofię między innymi chrześcijańską, coś w rodzaju Instytutów Kultury Europejskiej. Dialog kulturowo-religijny z Chinami mógłby stanowić podstawę do ocieplenia relacji, a jednocześnie inicjatywę Polski przy współdziałaniu z papieską dyplomacją.

Niezależnie od wszystkiego zarówno przed Chinami, jak również Franciszkiem, długa droga do ustanowienia pełnych relacji, ale jak mówią mędrcy nawet najdłuższa podróż musi zacząć się od pierwszego kroku.

 

Wesprzyj NK
Z wykształcenia prawnik, z zamiłowania publicysta wolny strzelec. Publikuje na łamach "Dziennika Gazety Prawnej", "Nowej Konfederacji", "Onetu" i w innych miejscach. Pisze na tematy technologiczne, prawnicze, azjatyckie, kulturowe, społeczne. Lubi kuchnię włoską, libańską i indyjską i bardzo dużo czyta.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Jedna odpowiedź do “Dyplomacja pasterska z chińskim smokiem”

  1. taktarow pisze:

    Jedna uwaga edytorska- wygląda na to, że ostatni akapit właściwego tekstu znalazł się w stopce autora 😉
    Co do utworzenia Instytutów Kultury Europejskiej- pełna zgoda! Wszytko niestety nadal rozbija się o brak jedności Europy jako organizmu politycznego.
    Poza tym dzięki za tekst- nie słyszałem dotąd ani o samym dokumencie wymienionym przez Autora, ani w ogóle o działalności dyplomatycznej Watykanu w Chinach. Mam nadzieję, że to nie ostatni tekst, poruszający tę tematykę!

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo