Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Klasyczne teorie konserwatyzmu miały zawsze w Polsce pod górkę. Głównie dlatego, że nowoczesne nurty polityczne rozwijały się, gdy Polska tkwiła pod zaborami. Nadzieje na polską niepodległość były wówczas związane z burzeniem porządku światowego. Zrozumiałe więc, że idea konserwowania rzeczywistości – zwłaszcza w końcu XIX wieku – słabo przebijała się do polskiej polityki. Trwałym dorobkiem dziewiętnastowiecznej myśli konserwatywnej w Polsce jest niewątpliwie krakowska szkoła stańczyków. Była skoncentrowana na analizie głębszych przyczyn słabości i upadku państwa polskiego oraz na krytyce radykalnych ruchów politycznych, w tym „liberum veto”, przekształconego w myśleniu stańczyków w XIX-wieczne „liberum conspiro”. Jeden ze stańczyków, Michał Bobrzyński, w „Dziejach Polski w zarysie” stworzył własną szkołę historyczną, a później był jednym z twórców koncepcji oparcia się o Austrię w trakcie I wojny światowej.
Terlikowski zbyt mocno ułatwia sobie życie, redukując tradycję polskiego ruchu narodowego do populistycznego antysemityzmu Romana Dmowskiego
Konserwatyzm, ale jaki?
Kiedy tworzył się nowoczesny naród polityczny RP, konserwatyści mieli z tym problem. Roman Dmowski w swojej pracy „Upadek myśli konserwatywnej w Polsce” jeszcze w roku 1913 napisał, że jedynym sensownym spadkobiercą tej myśli nad Wisłą jest obóz narodowo-demokratyczny. W II Rzeczypospolitej dorobkiem konserwatystów są prace nad konstytucją, a działania środowiska „Buntu Młodych”, czyli późniejszej „Polityki”, określa się jako polski przykład rewolucji konserwatywnej. Kiedy tworzyła się III Rzeczpospolita, bardzo wiele mówiło się o środowiskach konserwatywno-liberalnych czy też konserwatywno-ludowych. Trudno jednak powiedzieć, by ruch ten odegrał szczególną rolę w budowaniu i funkcjonowaniu III Rzeczypospolitej.
W swojej książce „Czy konserwatyzm ma przyszłość? Koniec Europy, jaką znamy” Tomasz Terlikowski w myśli tej szuka nadziei na program polityczny dla Polski. Dziewiąty, ostatni rozdział zatytułował nawet: „Konserwatywna droga w przyszłość”. Odpowiada w nim na pytanie zawarte w tytule książki. Jednocześnie jego odpowiedź na pytanie, na czym omawiany nurt w zasadzie polega, jest mało wyrazista. Książka jest krótkim zarysem historii myśli konserwatywnej, jej percepcji w Polsce i oceną różnych nurtów prawicowych obecnych w polskiej polityce, zarówno w perspektywie historycznej, jak i bieżącej. Tak szeroką paletę zagadnień zapewne trudno byłoby umieścić w pracy 1000-stronicowej. Dlatego trzeba podkreślić autorskie podejście Terlikowskiego do tak szerokiego przeglądu spraw.
Korzeni konserwatyzmu autor słusznie poszukuje w czasach oświeceniowej rewolucji francuskiej. To wtedy narodził się on jako reakcja na rządy rewolucyjnego terroru. Powstały wówczas 2 nurty konserwatyzmu: kontynentalny, czyli europejski i wyspiarski, czyli brytyjski. W całej książce widoczna jest silna sympatia Terlikowskiego do brytyjskiego modelu konserwatyzmu uosabianego przez Edmunda Burke’a. Model ten podkreślał wagę tzw. długiego trwania, czyli znaczenie instytucji i zwyczajów w życiu wspólnoty, a przede wszystkim konieczności ewolucyjnych zmian w społeczeństwie. Terlikowski jednak nie tylko sympatyzuje z tym nurtem, a wręcz redukuje współczesny konserwatyzm do troski o inkluzywność i ewolucyjność zmian. W ten sposób ogranicza konserwatywne treści do formy.
Dla Viktora Orbána czy Marine Le Pen kwestia konserwatywno-chrześcijańska nie odgrywała większej roli, więc walka z tym nurtem popleczników Putina w Europie jest walką z wiatrakami
W ramach przygotowania gruntu pod swoją główną tezę Tomasz Terlikowski rozprawia się nie tylko z błędnymi – w jego rozumieniu – koncepcjami współczesnego konserwatyzmu, ale również z nurtami politycznymi, które obecnie w Polsce odwołują się do szeroko pojętej tradycji prawicowej. Zbyt mocno ułatwia sobie życie, redukując tradycję polskiego ruchu narodowego do populistycznego antysemityzmu Romana Dmowskiego. Przy okazji z tego powodu proponuje polską wersję „cancel culture”, czyli skasowanie tego nurtu, wyłączenie go z prób współczesnej reinterpretacji. Dziedzictwo ruchu narodowo-demokratycznego jest jednak dużo bogatsze. Doświadczenia patriotycznej i narodowej modernizacji z przełomu XIX i XX wieku, której ruch ten jest przykładem, czy też reinterpretacja nacjonalizmu w duchu chrześcijańskim mogą być źródłem jak najbardziej współczesnej inspiracji.
Walka z putinowskimi wiatrakami
Punktem przełomu i symbolicznego odniesienia dla Terlikowskiego jest data 24 lutego 2022 r. Brutalny atak Rosjan na Ukrainę stworzył nową Europę. W wielu wymiarach znacząco odmienną od tej, w której żyliśmy do niedawna. Zasadniczo zgadzam się z tą częścią książki, ale nie ze wszystkimi wyrażonymi tam poglądami. Swoim atakiem Władimir Putin sfalsyfikował wiele tez konserwatywnej prawicy – pisze Tomasz Terlikowski. Podkreśla, że odwoływanie się Władimira Putina do konserwatywno-prawicowego imaginarium jest propagandową cyniczną zagrywką. Tak zwana obrona chrześcijaństwa to tylko kolejna sztuczka KGB, która ma stworzyć jakiekolwiek ideowe podstawy rosyjskiego agresywnego imperializmu. W ten sposób kompromitują się również europejskie ugrupowania konserwatyzmu reakcyjnego, które rzekomo w Putinie widzą drogę do odbudowy świata prawdziwych wartości chrześcijańskich. Moim zdaniem jednak autor przesadza w sile odbioru tego przekazu w Europie. Poza ekstremalnymi grupkami, bardzo często opłacanymi przez Rosjan, ten nurt rosyjskiej propagandy nie miał zbyt szerokiego odbioru. Dla Viktora Orbána czy Marine Le Pen kwestia konserwatywno-chrześcijańska nie odgrywała większej roli, więc walka z tym nurtem popleczników Putina w Europie jest walką z wiatrakami, a nie z realnym zagrożeniem.
Mimo to zgadzam się, że 24 lutego została skompromitowana polska polityka europejska. Większość europejskich sojuszników Polski (poza Giorgią Meloni) to byli poplecznicy Putina. To samo w sobie podważa wiarygodność polityczną Polski. Za szybko o tym zapominamy, a ta sytuacja ma nadal swoje konsekwencje. Postawa Polski i jej byłych sojuszników w polityce europejskiej nie wynikała z chrześcijańskiego konserwatyzmu, na który (w wersji populistycznej i trywialnej) powołuje się Putin. Była wyrazem bezradności „salonu odrzuconych”, który miał się stać zaczynem dla powstrzymania dalszych procesów integracyjnych wewnątrz Unii. Sojusz ten na dłuższą metę i tak nie mógł odegrać znaczącej roli.
Mamy w Watykanie klasycznego przedstawiciela globalnego Południa, który w USA widzi imperialne zagrożenie, a w jego myśleniu mniejszą rolę odgrywa racjonalistyczne dziedzictwo Zachodu
Podobnie sprawa ma się z całym chrześcijaństwem i Kościołem katolickim. Nie dostrzegam tam żadnej znaczącej fascynacji ideologią Putina. Problemem jest polityka papieża Franciszka, ale ona wynika z innych przyczyn i Terlikowski o tym pisze. Mamy w Watykanie klasycznego przedstawiciela globalnego Południa, który w USA widzi imperialne zagrożenie, a w jego myśleniu mniejszą rolę odgrywa racjonalistyczne dziedzictwo Zachodu. Swoją drogą, tu również zgadzam się z Terlikowskim, że musimy pożegnać się z tradycyjnym u nas widzeniem Stolicy Piotrowej jako skały. Jako twardego punktu odniesienia w rzeczywistości duchowej, społecznej, a przez to i w jakiejś mierze politycznej. Ten zwrot wynika z dziedzictwa soboru watykańskiego II, ale w większej mierze – z rosnącego wpływu duchowości i myślenia globalnego Południa. Epoka europocentryzmu również w Kościele się skończyła. Ze wszystkimi tego dobrymi i złymi konsekwencjami.
Nadmierny entuzjazm wobec imigrantów
Tak jak Terlikowski jest często bardzo krytyczny wobec Franciszka – zwłaszcza wobec braku jednoznacznego stanowiska papieża wobec rosyjskiej agresji – tak w kwestii imigracji jest jego radykalnym zwolennikiem. Mało tego: wygląda na to, że podejście do imigracji jest według Terlikowskiego najważniejszym współczesnym wyzwaniem ewangelicznym, poprzez które powinniśmy definiować podstawy współczesnego chrześcijaństwa. W jego rozumieniu 24 lutego 2022 roku również i w tym wymiarze jest przełomem, który tworzy nową Europę i nową Polskę. Z powodu migracji uciekających przed wojną Ukraińców mamy Polskę dwunarodową, a za chwilę będzie ona imigrancko-wielonarodowa. Mam wrażenie, że Terlikowski podchodzi do tego z lekko tylko skrywanym entuzjazmem. I tego akurat nie rozumiem i nie popieram. W oczywisty sposób stajemy przed wyzwaniami migracji. Nie mam żadnych wątpliwości, że zarówno decyzja, jak i sposób otwarcia polskiej granicy dla uciekających Ukraińców były słuszne i że jest to jedna z wielkich chwil polskiej polityki. Nie zmienia to w żaden sposób konieczności dbania o kulturową spoistość Polski i jej narodową tożsamość.
Otwarcie się na wszystko i wszystkich jest polityką bardzo groźną. Wytworzyła się nawet moda, że etniczna spoistość Polski po wojnie była czymś z zasady złym. Owszem, zdecydowali o tym wielcy tego świata. Przede wszystkim Stalin – za milczącą zgodą Waszyngtonu i Londynu. Uważam jednak, że narodowa spoistość i kulturowa rola Kościoła katolickiego odegrały wielką, pozytywną rolę w czasie polskiej transformacji i przyczyniły się do jej sukcesu. Kościół był fundamentem trwania moralnych podstaw społeczeństwa, których nie potrafił zniszczyć agresywny ateistyczny komunizm. Narodowa jedność z kolei pozwoliła nam uniknąć większych konfliktów społecznych w czasie wychodzenia z komunistycznego terroru, chaosu i bylejakości. Nie powinniśmy o tym zapominać, a już na pewno nie może o tym zapominać konserwatysta. Poza tym jest to przykład, że konserwatyzm, nawet widziany tylko jako powrót do tradycyjnych wartości, może odnosić sukcesy.
Oczywiście żyjemy już w innych czasach. Z pewnością imigranci będą przybywać do Polski. W tym czasie musimy jednak rozwijać kulturową siłę narodu polskiego. Nie możemy zapominać, że przyjmowanie imigrantów musi być połączone z dbałością o ich integrację z polskością. Musimy mieć narzędzia jej kontrolowania i brać pod uwagę to, skąd przyjeżdżają imigranci. Pokój społeczny powinien być budowany jednak na (owszem, być może nowej) interpretacji polskości, a nie na wielokulturowości jako takiej. Państwo jako narzędzie realizacji interesów wspólnoty narodowej musi chcieć i umieć reagować w sytuacjach krytycznych. Tak jak zareagowało w swojej istocie słusznie w kryzysie na granicy białoruskiej.
W zasadzie raz tylko Terlikowski podaje przykład czegoś, co można nazwać aktywizmem konserwatywnym: jest to walka amerykańskich środowisk konserwatywnych o ochronę życia, rozszerzająca jej definicję zgodnie z nauczaniem papieża Franciszka
Za mało jak na kreatywną ideę
Tutaj dotykamy największej słabości książki Terlikowskiego. Jest nią redukcja idei konserwatyzmu do uproszczonej wersji modelu wyspiarskiego. Konserwatyzm to jednak nie jest socjologizująca nauka o zmianach społecznych, w których instytucje mają odgrywać rolę stabilizującą. Moim zdaniem nie można go do tego redukować. Jestem twórcą koncepcji nowego świata, który powstaje na naszych oczach (jak pisałem w książce wydanej w 2021 roku). Współcześnie nie następuje kolejna zwykła zmiana polityczna, ale zmiana paradygmatów, w których funkcjonujemy. Żeby wymienić tylko podstawowe: koniec europocentryzmu; przesuwanie się osi świata na Pacyfik; nowe technologie, które zmieniają zarówno sposób funkcjonowania człowieka, jak i światowy układ sił ekonomiczno-surowcowych; zmiany trendów demograficznych – kurczenie się i starzenie społeczeństw; kolejna fala wielkiej wędrówki ludów; wreszcie – wcale nie najmniej ważne – zmiany w Kościele katolickim i całym chrześcijaństwie (szczególnie silne w Polsce). Powstaje naprawdę nowy świat, dlatego tak ważne jest poszukiwanie dróg ideowych i politycznych, które będą ten świat współtworzyły, ponieważ idee mają znaczenie. Propozycją Terlikowskiego jest konserwatyzm, który ma odegrać rolę Wielkiego Stabilizatora. Ma dbać o pokój społeczny w zmieniającym się świecie. To nieco za mało jak na kreatywną ideę.
W zasadzie raz tylko Terlikowski podaje przykład czegoś, co można nazwać aktywizmem konserwatywnym: jest to walka amerykańskich środowisk konserwatywnych o ochronę życia, rozszerzająca jej definicję zgodnie z nauczaniem papieża Franciszka. Są to bardzo ciekawe spostrzeżenia i mogę tylko zachęcić do zapoznania się z nimi i prób polskiej interpretacji. Z tego możemy wysnuć wniosek, że kwestie ochrony życia są dla autora ważne jako element polityki współczesnego konserwatyzmu. Poza rolą stabilizującą – to w zasadzie tyle. Nie znajdujemy odpowiedzi na pytania o los cywilizacji Zachodu w konfrontacji z innymi, rosnącymi, globalnymi ofertami, o podmiotowość politycznej jednostki i narodu w zmieniającym się świecie, a przede wszystkim – o rolę chrześcijaństwa. A to wszystko są zagadnienia żywotne dla idei konserwatywnej. Owszem, znaczenie Europy spada, ale czy to oznacza, że nie ma już ona nic do zaproponowania? Dominujący w książce pesymistyczny realizm, jak najbardziej konserwatywny w swoim pochodzeniu, ogranicza się do wniosku o konieczności pokojowej akceptacji zmian. Takie podejście jednak na dobrą sprawę oznaczałoby śmierć konserwatyzmu jako płodnej idei. Czy tak rzeczywiście jest?
1. „Dziedzictwo ruchu narodowo-demokratycznego jest jednak dużo bogatsze. Doświadczenia patriotycznej i narodowej modernizacji z przełomu XIX i XX wieku, której ruch ten jest przykładem, czy też reinterpretacja nacjonalizmu w duchu chrześcijańskim mogą być źródłem jak najbardziej współczesnej inspiracji.” Suche twierdzenie bez rozwinięcia.
2. „Poza ekstremalnymi grupkami, bardzo często opłacanymi przez Rosjan, ten nurt rosyjskiej propagandy nie miał zbyt szerokiego odbioru. Dla Viktora Orbána czy Marine Le Pen kwestia konserwatywno-chrześcijańska nie odgrywała większej roli, więc walka z tym nurtem popleczników Putina w Europie jest walką z wiatrakami, a nie z realnym zagrożeniem.” Le Pen faktycznie jest specyficznie prawicowa, ale negowanie konserwatyzmu Orbána to jakiś absurd, przecież rok temu odbyła się parodia referendum, mająca uderzyć w osoby LGBT. A chrześcijaństwo jest dla niego ważne, kościół kalwinistyczny ma teraz ludzi podporządkowanych mu.
3. Nie czytałem książki, a z recenzji tego nie wynika, więc pytanie – faktycznie Terlikowski pisze coś w stylu „Niech wszyscy przyjeżdżają, nie muszą się uczyć polskiego”?
4. „Tak jak zareagowało w swojej istocie słusznie w kryzysie na granicy białoruskiej.” Nie byłbym taki pewny: https://oko.press/kryminalizacja-pomocy-militaryzacja-granic
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Niech małe narody nie popadają w rozpacz, jakby nie było dla nich żadnej nadziei, lecz niech równocześnie z rozwagą zastanowią się, na czym opiera się ich bezpieczeństwo!
Zwycięstwo Trumpa w USA jest również wielkim sygnałem, że zwykli obywatele chcą „starej dobrej Ameryki”, szans na sukces materialny jak w złotych latach 80. i 90. oraz kontroli przepływu obcokrajowców
Czy narody i państwa są śmiertelne jak ludzie? Wiemy, że mogą umrzeć – ale czy muszą umrzeć? Czy narody mają jakąś określoną siłę życiową i wyznaczoną długość życia, po której upływie zostają wymazane z powierzchni Ziemi, a ich państwa wraz z nimi?
Aby dorosnąć, prawica musi wyjść z bawialni i wejść w jakiejś formie do salonu. Ale stamtąd przecież dopiero co ją ktoś wyrzucił. Czy ktoś może zaprzeczyć, że KO ma nad PiS-em istotną przewagę na salonach europejskich i amerykańskich?
Ład międzynarodowy według Radziejewskiego tworzą: kreatorzy („definiują reguły gry”), moderatorzy (mogą je zmodyfikować) oraz odbiorcy (są obiektami reguł gry). Polska może i powinna być moderatorem, niestety na razie jest odbiorcą
W jaki sposób inteligentny człowiek może zachowywać się tak irracjonalnie? Przypuszczalnie odpowiada za to jego narcystyczno-megalomański odlot, którego pogłębianie obserwuję od lat
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie