Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Wybory we Francji. Globaliści i lokaliści zastępują prawicę i lewicę

Francuska polityka zmienia się nie do poznania. Nie tylko ze względu na przetasowania w ramach partii, ale przede wszystkim na zmianę paradygmatu, wedle którego przebiegają podziały polityczne w tym kraju
Wesprzyj NK

Takich wyborów we Francji jeszcze nie było. Wygrała je co prawda proprezydencka, centrowo-liberalna koalicja Razem (E), ale nie będzie miała samodzielnej większości. W ogóle nie wiadomo, czy uda jej się stworzyć sojusz z jakąś inną formacją, która weszła do Zgromadzenia Narodowego, bo wszystkie się wobec niej dystansują. Francuzi zaczynają się przyzwyczajać do odchodzenia w przeszłość dwóch największych dotychczas sił w polityce – centroprawicy występującej obecnie pod nazwą Republikanie, którzy zajęli raptem czwarte miejsce w wyborach, oraz centrolewicowej Partii Socjalistycznej, zwasalizowanej wobec skrajnie lewicowej, a zarazem „niepodległościowej” Francji Niezłomnej (FI). Ich sojusz, w którym udział biorą także Zieloni i Komunistyczna Partia Francji, zajął co prawda drugie miejsce w wyborach, jednak już zaczął się rozpadać; poszczególne partie chcą bowiem założyć własne frakcje w parlamencie. Pierwszy raz w historii swój klub będzie miało z kolei nacjonalistyczne Zgromadzenie Narodowe (RN), które zdobywając 18,7 proc. głosów, wprowadziło do parlamentu aż 89 posłów, czego do tej pory nigdy nie było. 

Francuska polityka zmienia się nie do poznania, ale nie tylko ze względu na przetasowania w ramach partii, co przede wszystkim zmianie paradygmatu, wedle którego przebiegają podziały polityczne w tym kraju. W ten sposób Paryż wpisuje się w szerszy trend, opisywany na naszych łamach przez Michała Kuzia: zastępowania dotychczasowej dychotomii na prawicę i lewicę podziałem na globalistów i lokalistów. 

Prawica i lewica przestają istnieć? 

Ta zmiana zaczęła być wyraźnie widoczna 5 lat temu, kiedy przebojem na scenę wdarł się Emmanuel Macron, rozbijając dotychczasowy gaullistowsko-socjalistyczny duopol, wprowadzając na jego miejsce centrowo-liberalny monopol swojej partii (chodzi przede wszystkim o niższą izbę parlamentu, czyli Zgromadzenie Narodowe – sytuacja w izbie wyższej, Senacie, jest zupełnie inna, ale jako że wybory do niego nie odzwierciedlają realnych podziałów politycznych w kraju, zostawiamy ją na boku). W drugiej turze wyborów prezydenckich gładko pokonał nacjonalistkę Marine Le Pen, jednak sposób, w jaki skrajna prawica zostawiła wówczas w polu pozostałe partie pokazywał, że coś się zmienia w myśleniu Francuzów o polityce. 

Le Pen i Melenchona łączy sprzeciw wobec globalizacji i regionalizacji oraz takiego modelu kapitalizmu, jaki wykształcił się w Europie wraz z jej polityczną integracją 

Ten trend pogłębił się w tym roku. Dziś po jednej stronie mamy liberałów i centroprawicę, po drugiej zaś – nacjonalistów i antyglobalistyczną lewicę z Francji Nieujarzmionej Jean-Luca Melenchona. Lewica jeszcze z przyzwyczajenia wystartowała wspólnie w wyborach, ale według mnie prędzej czy później dojdzie do rozpadu tego sojuszu z rozsądku – i socjaliści a prawdopodobnie też Zieloni wylądują w mniej lub bardziej zinstytucjonalizowanym mariażu z Macronem, a być może też Republikanami. Są bowiem ich naturalnymi sprzymierzeńcami w kwestii dalszej integracji UE, relatywnej niechęci wobec protekcjonizmu czy kwestii euroatlantyckich. Le Pen i Melenchona łączy sprzeciw wobec globalizacji i regionalizacji oraz takiego modelu kapitalizmu, jaki wykształcił się w Europie wraz z jej polityczną integracją. Tu trudniej będzie przezwyciężyć wzajemne niechęci, jednak wiele wskazuje na to, że różnice – istotne, jeśli chodzi o politykę wewnętrzną – są ważniejsze dla polityków, niż ich wyborców. Jak pokazały sondaże przed drugą turą wyborów prezydenckich, wyborcy Melenchona prawie po jednej trzeciej planowali podzielić się na zwolenników Le Pen, Macrona oraz zostać w domu. Jeszcze pięć lat temu to było nie do pomyślenia. 

Koniec kordonu sanitarnego 

Druga tura wyborów do Zgromadzenia Narodowego pokazała, że kordon sanitarny wokół nacjonalistów już nie istnieje. Francuski system wyborczy polegający na przeprowadzaniu dwóch tur wyborów w jednomandatowych okręgach ma od samego początku za zadanie odcinać skrajności od dostępu do Zgromadzenia Narodowego. I to do niedawna działało. Ofiarą systemu, w którym ktokolwiek wchodził do drugiej tury z „ekstremistami”, ten otrzymywał głosy całej reszty, padali najpierw komuniści, a od lat 80. XX wieku nacjonaliści, przez co przez lata zaskoczeniem było, gdy choć jeden prześlizgnął się do parlamentu, mimo że partia łącznie otrzymywała po kilkanaście procent głosów w wyborach. To się zmieniło, o czym świadczą wyniki wyborów w poszczególnych okręgach. Pobieżna obserwacja okręgów, w których Zjednoczenie Narodowe wygrywało w drugiej turze z kandydatami zarówno sojuszu Macrona jak i Republikanów wskazuje, że musiało się to odbyć przede wszystkim dzięki głosom wyborców, którzy w pierwszej turze głosowali na lewicę. Tym zaś, którzy ostatecznie wygrywali z lewicowcami, otrzymywali w drugiej turze głosy wyborców centroprawicowych, a nawet macronistów, którzy najwyraźniej traktowali kandydatów Le Pen jako mniejsze zło. Z kolei kandydaci Francji Nieujarzmionej najwyraźniej często otrzymywali głosy wyborców RN, skoro tak często wygrywali wybory czy to z macronistami, czy Republikanami. 

Nie znaczy to, że podział na prawicę i lewicę całkowicie zanika, o czym świadczy choćby fakt, iż mamy we Francji zarówno lewicowych, jak i prawicowych lokalistów oraz globalistów. Jednocześnie to we Francji właśnie ten fakt pokazuje, że lokalistów nie da się łatwo wcisnąć w szufladkę „skrajnej prawicy”. Zjawisko niechęci wobec budowy bardziej złożonych międzynarodowych struktur ma różne oblicza. Łączy je jednak poczucie utraty politycznej sprawczości i chęć przywrócenia je na płaszczyznę państwa narodowego. W państwach UE przyjmuje ono specyficzne oblicze w postaci eurosceptycyzmu. Integracja europejska jest postrzegana w tym kontekście przez pryzmat globalizacji właśnie, jako jej forma – choć jest to de facto regionalizacja, będąca próbą odpowiedzi właśnie na globalizację. Nie zmienia to jednak faktu, że realnie oznacza ona dla państw narodowych ograniczenie suwerenności (które, moim zdaniem, na dłuższą metę bardziej się opłaca ich obywatelom niż utrzymywanie iluzji sprawczości, które służy bardziej politycznym elitom, chętnie strojącym się w piórka niepodległościowców). Sprawa jest oczywiście złożona i nie każda forma integracji jest korzystna, niemniej ten temat coraz częściej odgrywa istotną rolę w debatach publicznych, choć wielu wydawało się, że Europa Zachodnia ma tę kwestię już dawno zamkniętą. Ba, nawet zdarzały się sytuacje, kiedy to siły eurosceptyczne wchodziły w koalicje rządowe ponad dotychczasowymi podziałami na prawicę i lewicę, jak w Grecji (czteroletnia koalicja Syrizy z Niezależnymi Grekami) czy we Włoszech (krótkotrwałe rządy Ruchu 5 Gwiazd z Ligą). 

Lokalistów nie da się łatwo wcisnąć w szufladkę „skrajnej prawicy”. Zjawisko niechęci wobec budowy bardziej złożonych międzynarodowych struktur ma różne oblicza 

To zjawisko będzie się nasilać – mimo że prawicowych i lewicowych lokalistów będzie różnić bardzo wiele, od spraw obyczajowych (choć na Zachodzie te różnią ich coraz mniej) przez imigrację po regulację życia gospodarczego w kraju. Niezależnie od tego, jak krótkoterminowo potoczy się życie polityczne we Francji, ten kraj będzie prawdopodobnie służyć jako dobry przedmiot obserwacji tych przemian. 

Wesprzyj NK
Politolog, dziennikarz, tłumacz, współpracownik Polskiego Radia Lublin. Pisze doktorat z ekonomii i finansów w Szkole Doktorskiej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Publikował i publikuje też m.in. w "Gościu Niedzielnym", "Do Rzeczy", "Rzeczpospolitej", "Gazecie Wyborczej", "Tygodniku Powszechnym" i "Dzienniku Gazecie Prawnej". Tłumaczył na język polski dzieła m.in. Ludwiga von Misesa i Lysandera Spoonera; autor książkek "W walce z Wujem Samem", "Żadna zmiana. O niemocy polskiej klasy politycznej po 1989 roku", "Mała degeneracja", współautor z Tomaszem Pułrólem książki "Upadła praworządność. Jak ją podnieść". Mąż, ojciec trójki dzieci. Mieszka w Lublinie.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Jedna odpowiedź do “Wybory we Francji. Globaliści i lokaliści zastępują prawicę i lewicę”

  1. Paweł Kopeć pisze:

    Por. Adam Gwiazda, twitter /Francja, Paryż/.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo