Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Wąsy babci. Nieco „wygumkowany” kres życia Andrieja Wyszynskiego

Wyszynski do końca pozostał sowieckim, emerytowanym katem. Wąsy mu (jak przysłowiowej babci) nie urosły i nie stał się „dziadkiem”, czyli amerykańskim agentem
Wesprzyj NK

Tekst zaczyna się intrygująco, choć z drugiej strony początek brzmi trochę jak sucha korespondencja agencji prasowej. Narracja wciąga nas przede wszystkim z uwagi na postać tytułowego „tancerza” – Andrieja Wyszynskiego, prokuratora generalnego Związku Sowieckiego. Jego losy poznajemy niejako od końca. Potem zaczyna się retrospekcja.

Sowiecki specjalista od wymazywania

Wyszynski był mordercą zza biurka, nie mniej odrażającym niż hitlerowski przewodniczący Trybunału Ludowego, Roland Freisler. Sporo łączyło tych dwóch zbrodniarzy: w pewnych okresach życia obaj byli bolszewickimi komisarzami, obaj służyli morderczym reżimom i obaj zasłynęli wyrokami śmierci. Wyszynski zasłynął jeszcze jednym: „gumkowaniem”, a przynajmniej próbami wygumkowania jednostek, narodów, państw. To osobnik, który w kwietniu 1945 roku, w odpowiedzi na dociekania ambasadora brytyjskiego w sprawie 15 porwanych z Polski czołowych działaczy politycznych, w żywe oczy kłamał mu, twierdząc, że „wiadomości o pobycie wymienionych osób w Moskwie są wymysłem rządu polskiego w Londynie”. Początkowo poglądy zmieniał jak rękawiczki: był agentem ochrany, działaczem mieńszewickim a nawet prokuratorem, który kazał aresztować Lenina jako niemieckiego szpiega, zanim na dobre przeszedł do bolszewików.

Można odnieść wrażenie, że wywiad z Wyszynskim jest tylko pretekstem do opowieści o Stalinie, a może nawet o całym bolszewickim systemie autorytarnym, w którym polityka i ideologia ma prymat nad prawem

Postać Wyszynskiego najwyraźniej zafascynowała autora, Stefana Turschmida, skoro pojawia się nie tylko w tej jego książce. Może zresztą być i odwrotnie: fascynacja czasem i miejscem spowodowała – siłą rzeczy – częste odnoszenie się do jednej z czołowych postaci tamtego okresu, wciąż zakłamanego w Rosji. Pokrótce poznajemy jego życiorys, znajomości, poglądy. Dowiadujemy się o tym wszystkim niejako od samego „bohatera”. Autor tak poprowadził narrację, że to właśnie Wyszynski opowiada o sobie i o swoim życiu.

Wspólna cela z młodym Stalinem

„Tancerz” to właściwie krótka, dwuczęściowa  nowela z uzupełnieniami. Sprawiają one, że zadajemy sobie pytanie, z czym mamy do czynienia: z powieścią (nowelą) historyczną, fikcją literacką czy pracą na poły popularnonaukową? W części pierwszej, autor opowiada o trzech ostatnich dniach z życia Wyszynskiego, w formie wywiadu prowadzonego z nim przez rzekomych dziennikarzy. Tego typu narracja nie wydaje się podejściem nowatorskim, choć w noweli raczej stosowana jest rzadko. Czasami rozmowa płynie wartkim nurtem, czasami staje się nużąca. Szczególnie wtedy, gdy autor wkłada w usta Wyszynskiego słowa, jakby przepisane z popularnej encyklopedii (na przykład opowieść o wspólnej celi z młodym Stalinem) lub cytuje in extenso zarejestrowane na taśmie filmowej wystąpienia Wyszynskiego z prowadzonych przez niego procesów pokazowych. Z nich sowiecki prokurator zasłynął. Proces – to zresztą jeden z tych terminów, które w latach trzydziestych nabrały zupełnie nowego znaczenia.

Ta część, bazująca na autentycznych zdarzeniach i postaciach, jest dobrym przykładem klasycznej powieści/noweli historycznej, w której podstawę stanowi „kościec suchych faktów”. Na tak przygotowanym szkielecie autor zawiesza własne wątki, fikcyjne postacie i dialogi, zdarzenia. To droga, jaką dużo wcześniej poszedł m.in. Józef Mackiewicz w swym dziele „Lewa wolna”, zaś w ostatnich latach między innymi Jan Engelgard w książce „Klątwa generała Denikina”, Wiesław Helak w „Nad Zbruczem” czy niżej podpisany w powieści „Meandry wojny Bieszczadem naznaczone”.

Autor bez wątpienia dobrze poznał fakty z życia swego „bohatera”, operuje bowiem nimi całkiem swobodnie. Umieszcza go w czasoprzestrzeni wypełnionej zarówno historycznymi, jak i fikcyjnymi, choć prawdopodobnymi postaciami. Czasoprzestrzeń zaś to ni mniej, ni więcej tylko „sowiecki raj”, nawet jeśli czasami umiejscowiony w służbowym, nowojorskim mieszkaniu Wyszynskiego.

Gumkowanie i wyższość polityki nad prawem

Autor poświęca sporo miejsca charakterystyce Stalina. W usta Wyszynskiego wkłada na przykład słowa opisujące postępowanie tego największego zbrodniarza XX wieku: „Koba nigdy osobiście (…) nie narażał się. Kierował i organizował. Z daleka, z bezpiecznej odległości”. W innym miejscu zaś mówi o nim: „rewolucjonista, poeta, idealista…” – i to w chwilę po wspomnieniu o tym, jak bez mrugnięcia okiem kazał zastrzelić czterech ludzi.

Czasoprzestrzeń to ni mniej, ni więcej tylko „sowiecki raj”, nawet jeśli czasami umiejscowiony w służbowym, nowojorskim mieszkaniu Wyszynskiego

Czasami, zagłębiając się w lekturze, można odnieść wrażenie, że wywiad z Wyszynskim jest tylko pretekstem do opowieści o Stalinie, a może nawet o całym bolszewickim systemie autorytarnym, w którym polityka i ideologia ma prymat nad prawem (tak brzmiał tytuł najważniejszej pracy naukowej „bohatera”). To jednocześnie opowieść o człowieku w czasach, w których niewygodnych ludzi po prostu się eliminowało, zarówno fizycznie, jak i ze społecznej pamięci. To opowieść o człowieku, który w ten sposób innych wykańczał.

Jakże łatwo było wówczas kogoś wyeliminować, „wygumkować”. Weźmy Nikołaja Jeżowa. To najbardziej klasyczny i chyba najbardziej znany przykład poprawiania przez bolszewików własnej historii. Znane są dwie wersje pewnego zdjęcia: jedna wersja, z czasów pełni władzy Jeżowa, przedstawia go obok Stalina, na innej, gdy już popadł w niełaskę, w jego miejscu płynie sobie woda. Swoją drogą ciekawe, dlaczego w zamieszczonym na końcu noweli „Skorowidzu postaci historycznych” – jednym ze wspomnianych wcześniej uzupełnień – zabrakło akurat tej postaci? Autor kilkakrotnie przywołuje ją w tekście; w kontekście podejmowanego tematu jest zresztą znacznie ważniejsza niż choćby generał Brusiłow. Jednak w skorowidzu jej brak. No cóż, Turschmid, starając się przybliżyć najważniejsze, z jego punktu widzenia, „osoby dramatu”, mógł tę krwawą kreaturę pominąć, wszak jest autorem pozycji literackiej, a nie historycznej. Zrobił to zapewne mimo woli. Trudno wszakże nie zgodzić się z faktem, iż gumkowanie nawet „swoich” (do niedawna), nie wspominając już o przeciwnikach, kimkolwiek by nie byli, to iście bolszewicka metoda „poprawiania historii”. Niestety, chyba wciąż nie przeminęła. Turschmid, ustami Wyszynskiego, kilkakrotnie przywołuje też jakże powszechne wśród bolszewików zawołanie o „nadrzędności w naszym kraju polityki nad prawem”. Właściwie w jego książce nawet nie trzeba wyszukiwać tych konkretnych słów. Wszystkie podawane nam przez autora wypowiedzi i wspomnienia Wyszynskiego są jednym, bezwzględnym potwierdzeniem tych słów.

Komiks o Wyszynskim

„Tancerz”. Tytuł mocno mylący. Właściwie ledwie raz wyczytamy, że Wyszynski dobrze tańczył. Wszak pochodził z dobrego, niestety polskiego domu, gdzie nauczono go ogłady i zachowania w towarzystwie. W kontekście całości pracy jest to zupełnie bez znaczenia. No, chyba że przyjmiemy, iż tak sprawnie i tanecznie manewrował swoim życiem, że przetrwał Stalina. Tyle, że nie do końca. Powoli tracił na znaczeniu w partyjnej i państwowej hierarchii, by na koniec zostać odsuniętym na boczny, jakkolwiek bardzo wygodny tor. Gdybyśmy zaś przyjęli za dobrą monetę literacką tezę autora… to, nie zdradzając o co dokładnie chodzi, skończył całkiem słabo.

W usta Wyszynskiego autor wkłada słowa: „Koba nigdy osobiście (…) nie narażał się. Kierował i organizował. Z daleka, z bezpiecznej odległości”

W ten sposób dochodzimy do drugiej, „detektywistycznej” części książki. O ile w części pierwszej autor był w znacznym stopniu ograniczony z jednej strony prawdziwym życiorysem swego „bohatera”, a z drugiej – posiłkowaniem się faktycznymi jego wystąpieniami, o tyle w części drugiej mógł popuścić wodze fantazji. Zgrabnie, choć skrótowo, ukazał poszukiwania prowadzone przez poznanego już na samym początku rzekomego dziennikarza. Wciąga nas autorska narracja i dopiero z czasem zaczynamy się zastanawiać, ile z tego jest prawdy, a ile wizji autora. A trzeba przyznać, że wyobraźni mu nie brakowało.

Mamy tu zatem do czynienia z całkowitą fikcją literacką. Autor wyszedł od faktycznego zdarzenia, ale potem poniosła go wyobraźnia. Część druga to byt całkowicie sztuczny. Jego jedynym zahaczeniem w rzeczywistości jest określony czas. Fakt: autor zrobił to zgrabnie. Tyle, że pomieszanie obu tych form literackich wywołuje u czytelnika zgrzyt. Nie jestem pewien, czy autorowi chodziło o to, by z prawdziwej, ponurej postaci zrobić bohatera komiksu. Chyba nie. Jednak tak to wyszło, choć w rzeczywistości Wyszynski do końca pozostał sowieckim, emerytowanym katem. Wąsy mu (jak przysłowiowej babci) nie urosły i nie stał się „dziadkiem”, czyli amerykańskim agentem. Przypuszczenie, że autor nie zamierzał stworzyć komiksu wynika choćby z faktu zamieszczenia na zakończenie noweli wspomnianego wyżej „Skorowidzu postaci historycznych”, w komiksie całkowicie zbytecznego.

Długie posłowie

W tym miejscu można wrócić do pytania postawionego na wstępie, z czym mamy do czynienia? Czy jest to książka historyczna, fikcja literacka czy praca popularnonaukowa? Odpowiedź na te pytania stara się udzielić Konrad W. Tatarowski w „Posłowiu”, stanowiącym większą część przywołanych przeze mnie na wstępie uzupełnień. Czytelnik, zakończywszy lekturę „Tancerza”, trafia na zaskakująco obszerne opracowanie, stanowiące jedną trzecią objętości samej noweli. Porusza ono rozmaite wątki, związane z pracą Turschmida. Tatarowski próbuje dookreślić jego literaturę, sięgając do prahistorii, do „Iliady” i legend, które jakoby stanowią prawzory „Tancerza”. Mamy więc teoretyczne rozważania nad historią powstawania beletrystyki historycznej. Dalej natrafiamy na analizę tekstu pod kątem oddzielenia prawdy od fikcji przy jednoczesnym objaśnianiu nieobeznanemu czytelnikowi (czy taki sięgnie po tę pozycję?), czym był bolszewizm i jego ludzie, wreszcie dochodzimy do części poświęconej „scenariuszowi alternatywnemu” kończącemu książkę Turschmida. Tatarowski objaśnia nam, co jest w niej fikcją i dlaczego: bo to „było przecież możliwe”. Mnie to nie przekonuje. Nie wnikając w rozmaite zawiłości jego wywodu, już swym mocno bałamutnym stwierdzeniem o Westerplatte, „zaatakowanym przez pancerne jednostki III Rzeszy”, nieco podważa swą wiarygodność.

Znane są dwie wersje pewnego zdjęcia: jedna wersja, z czasów pełni władzy Jeżowa, przedstawia go obok Stalina, na innej, gdy już popadł w niełaskę, w jego miejscu płynie sobie woda

Na koniec dostajemy pokaźną porcję informacji „O Stefanie Turschmidzie i jego dotychczasowym dorobku pisarskim”, gdzie niejako przy okazji po raz kolejny dowiadujemy się o tym, czym się charakteryzowało sowieckie państwo i władający nim ludzie, oraz że „w stalinowskiej Rosji sądownictwo było narzędziem w rękach rządzących bolszewików”. Trochę dużo tekstów pobocznych jak na niewielką, choć w sumie interesującą książeczkę.

Książka Turschmida, pomijając  wspomniane przeze mnie chropowatości, jest bowiem ciekawą i pouczającą lekturą, choć raczej w sensie bardziej ogólnym niż wynikającym z faktografii. Od czasu do czasu uważny czytelnik może też zastanowić się nad stopniem prawdopodobieństwa zaistnienia tych czy innych „faktów”, czy choćby nad eksponowaniem zdjęcia z gen. Sikorskim w nowojorskim gabinecie Wyszynskiego. Szkoda, że Turschmid nie pokusił się również o ukazanie tych wątków z życia Wyszynskiego, które w szerszym zakresie pokazywałyby jako ważny tryb w sowieckiej machinie niszczenia cywilizowanego świata – jak choćby wtedy, gdy w roku 1940 został wysłany na Łotwę, by dokonać wymazania tego kraju z mapy Europy.

 

Stefan Turschmid, Tancerz, Instytut Literatury, Kraków 2019, s.136

Wesprzyj NK
Krzysztof Jan Drozdowski jest z wykształcenia historykiem. Po studiach na Uniwersytecie Łódzkim przez wiele lat pracował jako dziennikarz i tłumacz, również książek z zakresu psychologii. Jego zainteresowanie historią po raz pierwszy znalazło odzwierciedlenie w pracy „Brygada spod Arnhem". Jest autorem m.in. pokaźnego zbioru rozmów z przedstawicielami polskiej arystokracji i ludzi wojska przechowywanego w Archiwum Historii Mówionej.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo