Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Upadek dolara?

W ciągu ostatnich kilku lat dolar stracił ponad 33 proc. swojej wartości w stosunku do różnych walut świata (do euro ponad 50 proc.). Cierpią na tym wszystkie waluty sztywno związane z jego kursem, spada wartość rezerw dolarowych w bankach centralnych świata, drożeje ropa naftowa i złoto
Wesprzyj NK

W ciągu ostatnich kilku lat dolar stracił ponad 33 proc. swojej wartości w stosunku do różnych walut świata (do euro ponad 50 proc.). Cierpią na tym wszystkie waluty sztywno związane z jego kursem, spada wartość rezerw dolarowych w bankach centralnych świata, drożeje ropa naftowa i złoto.

Część analityków spoza głównego nurtu, działających w Sieci, twierdzi, że przyczyny tego stanu rzeczy tkwią głębiej i że to, co się dzieje, zapowiada zmiany w całym systemie finansowym świata, gdyż wynika z zachwiania pozycji dolara jako waluty rezerwowej i powolnego zmierzchu jego globalnej hegemonii. Dolar popadł w niełaskę, jest w wyraźnej defensywie, co sygnalizuje przesunięcia w globalnej hierarchii walut. Na systemie walutowo-finansowym świata opartym na dolarze, jaki powstał po upadku w 1971 roku „systemu Bretton Woods,” pokazują się rysy i szczeliny, jego fundamenty nie są już tak niewzruszone, przeciwnie, zaczynają tu i ówdzie pękać. Wyczulone ucho słyszy głuche, podziemne wstrząsy zwiastujące globalną wojnę walut z udziałem USA, „Eurolandu”, Chin, Rosji, Japonii, krajów naftowych znad Zatoki Perskiej. Aby zrozumieć, jak wielka jest stawka w tej grze, należy przypomnieć, że korzenie obecnego systemu tkwią w decyzji prezydenta Nixona, który w 1971 roku zlikwidował oparcie dolara na parytecie złota obowiązującym na międzynarodowym rynku walutowym. Po raz pierwszy w historii cały świat zaczął żyć w jednym systemie papierowego pieniądza bez pokrycia, niewymienialnego na złoto. Śluzy do tworzenia pieniądza i kredytu „z niczego” zostały szeroko otwarte.

Przez ostatnie kilkadziesiąt lat większość walut orientowała się na dolara – walutę najpotężniejszego politycznie i gospodarczo kraju świata; stał się on środkiem płatniczym w rozliczeniach za ropę naftową (petrodolar), głównym środkiem płatniczym wielkiego handlu międzynarodowego i walutą rezerwową gromadzoną przez banki centralne na całym świecie. Pod koniec lat 90. XX wieku ponad 4/5 transakcji finansowo-walutowych i połowa światowego eksportu rozliczane były w dolarach. Dolar stał się podstawową jednostką rozliczeniową i środkiem płatniczym na świecie, medium wymiany i środkiem tezauryzacji. Jako globalny środek wymiany używany jest w transakcjach, w których nie uczestniczą ani instytucje amerykańskie, ani inne amerykańskie podmioty gospodarcze. Dolar stanowił prawie 70% światowych rezerw walutowych. Wszystkie banki centralne trzymają dolary, którymi trzeba płacić za miriady transakcji w nich rozliczanych, i jako rezerwę, konieczną dla obrony wartości własnej waluty.

Ilość dolarów, które stanowią rezerwy w bankach i służą do rozliczeń w transakcjach poza USA etc. jest kilkukrotnie wyższa niż udział USA w produkcie globalnym brutto i wymianie handlowej. Więcej fizycznych dolarów jest drukowanych dla obiegu zagranicznego niż dla krajowego. 100-dolarówka jest najczęściej używanym banknotem na świecie – po świecie krąży ich dwa do trzech razy więcej niż w USA.

Mające monopol na drukowanie (i elektroniczne wytwarzanie) dolara, Stany Zjednoczone ściągają niejako niewidoczną „dziesięcinę” od każdej sprzedawanej i kupowanej baryłki ropy konsumowanej przez państwa importujące ropę i od innych transakcji handlowych i finansowych rozliczanych w dolarach. Dzięki statusowi dolara jako waluty globalnej USA mogą kupować u reszty świata wiele surowców, towarów i usług za cenę kosztu drukowania i dystrybucji dolara. Od wielu lat eksport z USA jest niższy od importu o ok. 50%, co oznacza, że kraje świata dostają zielony papier amerykański w zamian za swoje surowce, towary i usługi warte 400-500 mld dolarów – Amerykanie mają co roku „free lunch” wart pół biliona dolarów. W 2006 roku wart był on już ponad 800 mld dolarów.

Istotnym elementem hegemonii dolara jest to, że jest on, jak go określił, Richard Duncan, autor wydanej przed kilku laty książki „Kryzys dolara”, „walutą bumerangową”: idzie za granicę (oczywiście nie w sensie fizycznym) jako zysk zagranicznych eksporterów ze sprzedaży do USA surowców, dóbr i usług; te setki miliardów dolarów, które nie zostały wydane na import amerykańskich surowców, dóbr i usług, gromadzone są przez banki centralne, a następnie inwestowane w amerykańskie obligacje skarbu państwa i inne papiery wartościowe nominowane w dolarach, ewentualnie w akcje amerykańskich firm lub nieruchomości w USA etc. Można powiedzieć, że obligacje i papiery wartościowe nominowane w dolarach oraz znajdujące się w obiegu poza krajem dolary stanowią dla rządu USA de facto nieoprocentowaną pożyczkę bez terminu spłaty. Dzięki temu rząd amerykański, zwiększając podaż swojej krajowej waluty bez obawy o to, że wybuchnie inflacja cenowa, może sztucznie podwyższać poziom konsumpcji swoich obywateli, pokrywać deficyt budżetowy i wydawać pieniądze na rozmaite ważne cele.

Przez trzydzieści sześć lat, od chwili upadku „systemu Bretton Woods”, USA nie mając hamulca w postaci parytetu złota, wykorzystywały swój monopol na druk światowej waluty (która jest równocześnie ich walutą krajową) i coraz mocniej zalewały świat swoją „fiat money”. Podaż dolara rośnie tak szybko, że popyt za nią nie nadąża, nic zatem dziwnego, że cena „zielonych” spada.

USA stworzyły finansową piramidę i, wciągnąwszy świat w jej obsługę, nie mogą tak po prostu zatrzymać tego procesu. Muszą stale generować popyt na dolary, pchając innych bez końca w refinansowanie ich starych długów i finansowanie nowych. W miarę jak ta piramida rośnie, staje się to coraz trudniejsze, ponieważ aby dolar był stabilny, popyt na dolary musi rosnąć szybciej niż zadłużenie USA. Kiedy popyt zaczyna spadać, jak to się dzieje w ostatnich latach, system hegemonii dolara, który jest realnym źródłem globalnej inflacji, osiąga swoje naturalne granice – siły rynkowe zaczynają działać przeciw niemu, a także wykalkulowana polityka finansowa rządów i banków centralnych. Posunięciem o ogromnym znaczeniu dla systemu walutowego świata było utworzenie euro. Już w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku niektórzy ekonomiści głównego nurtu przewidywali, że europejska unia monetarna wywoła głębokie i dalekosiężne skutki. Prof. Randall Henning z amerykańskiego Instytutu Gospodarki Międzynarodowej stwierdził w październiku 1997 roku, że europejska unia monetarna będzie oznaczać najgłębszą transformację międzynarodowego systemu walutowego w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Stworzy ona, stwierdził Henning, nowego walutowego aktora i silniejszego partnera w negocjacjach niż jakikolwiek z tych, z którymi USA miały do czynienia w okresie powojennym. Bez wątpienia, przewidywał Henning, unia walutowa zapoczątkuje nową erę w międzynarodowych stosunkach walutowych. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Robert Mundell napisał na łamach „Wall Street Journal” (marzec 1998), że wprowadzenie euro oznacza najbardziej dramatyczną zmianę międzynarodowego systemu walutowego od czasu wycofania się prezydenta Nixona z pokrycia dolara złotem w 1971 roku. Euro, zdaniem Mundella, rzuci wyzwanie dominującej pozycji dolara. Dyrektor Instytutu Gospodarki Międzynarodowej prof. Fred Bergsten w artykule „Ameryka – Europa: zderzenie tytanów?” („Foreign Affairs”, marzec/kwiecień 1999) stwierdził, że wprowadzenie euro to największa zmiana w globalnych finansach od czasu, kiedy w okresie międzywojennym dolar zastąpił funta sterlinga w roli głównej waluty świata; euro stało się realną alternatywę dla dolara i pierwszym realnym konkurentem dla niego od momentu, kiedy osiągnął globalną dominację walutową. Euro to zapowiedź „ruchów sejsmicznych” w światowym systemie walutowym, pisał osiem lat temu prof. Bergsten; jego zdaniem, groźba dewaluacji dolara, przy konkurencji euro, może wywołać bardzo istotne, wręcz historyczne, systemowe zmiany porządku walutowego i makroekonomicznego na świecie. Wprowadzenie euro wywołało dynamiczne procesy czysto ekonomiczne i finansowe, które wzmocnione czynnikami (geo)politycznymi i psychologicznymi mogą dzięki „efektowi domina” doprowadzić do podważenia hegemonii dolara (prof. Bergsten oceniał, że samo wprowadzenie euro wywoła przesunięcie na tę walutę od 500 miliardów do 1 biliona dolarów rezerw walutowych).

Rządy, banki centralne, instytucje finansowe, towarzystwa ubezpieczeniowe, inwestorzy, zwykli „ciułacze” powitali z zadowoleniem powstanie walutowej alternatywy, gdyż euro dawało możliwość dywersyfikacji rezerw i lokat oraz szansę zmniejszenia ryzyka przy operacjach finansowych. W ostatnich kilku latach popyt na dolary i amerykańskie obligacje rządowe, choć nadal bardzo wysoki, stopniowo malał, wiele banków centralnych zaczęło konwertować część swoich rezerw dolarowych na euro; Rosja i niektóre kraje OPEC zaczęły kwestionować pozycję dolara jako waluty rozliczeniowej w handlu ropą; różne kraje próbują wiązać własne waluty nie z dolarem, ale z koszykiem różnych walut. Te i inne procesy sygnalizują, że dokonują się wewnętrzne przesunięcia i „tąpnięcia” w światowym systemie walutowym, które osłabiają monopolistyczną pozycję dolara. Jego monopol chwieje się, powolna redukcja jego globalnej roli już zachodzi, a w przyszłości tendencja ta może się nasilić.

Gdyby tak się stało, cały system globalnego dolara stanie w obliczu rozpadu. Możliwe są dwa scenariusze: albo szybka ucieczka od dolara zarówno w gotówce, jak i w obligacjach rządowych i papierach wartościowych nominowanych w dolarach i jego gwałtowny upadek, albo jego powolna i długa agonia.

Nikt nie wie dokładnie, ile dolarów w różnych formach krąży dziś po świecie, szacuje się, że jest to kilkanaście bilionów. Stanowią one jakby czeki, które wystawiał rząd USA, a inni musieli posługiwać się nimi w swoich transakcjach. Ponieważ czeków tych nie realizowali, wystawiający je mógł czuć się bezpiecznie. Kiedy jednak przestaliby ich używać, to musiałyby być one zrealizowane tam, gdzie zostały wystawione. Wtedy okazałoby się, że są to de facto czeki bez pokrycia, albo są o wiele mniej warte niż to, co na nich zapisano. Każdy dolar z wielobilionowej finansowej piramidy jest obietnicą wypłaty i roszczeniem do realnych dóbr gospodarczych i dochodów z gospodarki USA. Dopóki popyt na dolary trwa i hegemonia dolara pozostaje nienaruszona, dopóty roszczenia te pozostają w zawieszeniu i ukryty jest fakt, że dłużnik jest niewypłacalny.

Gdyby przyjąć (teoretycznie), że jednego dnia o jednej godzinie nikt na świecie nie chce już posiadać i nie chce przyjmować owych „dolarowych czeków”, to popyt na dolary spadłby do zera i po pewnym czasie wszystkie one powróciłyby tam, gdzie są legalnym środkiem płatniczym, to znaczy do Stanów Zjednoczonych. W ostatecznym rozrachunku są one wymienialne na jakiekolwiek dobra tylko w USA – tam, gdzie są krajową walutą. Dolar będący przez kilkadziesiąt lat walut globalną powróciłby do roli waluty krajowej, z tą różnicą, że w krajowym obiegu amerykańskim znalazłoby się kilkanaście bilionów dolarów bez pokrycia. Katastrofalne skutki takiego rozwoju wydarzeń dla systemu finansowego i gospodarczego USA byłyby oczywiste.

Gdyby nastąpiła niekontrolowana, globalna wyprzedaż dolarów, powstałaby także bardzo trudna sytuacja dla wszystkich krajów mających rezerwy w dolarach, poniosłyby one olbrzymie straty, gdyż swoich rezerw nie zdążyłyby upłynnić, zamienić na inne waluty i pozostałyby z górami zdewaluowanej waluty i pozbawionymi wartości obligacjami i akcjami. Na głównej dolarowej piramidzie banki centralne zbudowały mniejsze piramidy we własnej walucie, które zawaliłyby się razem z nią.

Dlatego scenariusz gwałtownego załamania się dolara („dollar crash”) jest mało prawdopodobny ze względu na to, że zbyt wiele interesów różnych stron zostałoby naruszonych. Istnieje skomplikowana sieć globalnych powiązań i zależności gospodarczych, która taki czarny scenariusz czyni trudnym do spełnienia. Ani Europa, ani Azja Wschodnia, ani państwa znad Zatoki Perskiej nie życzą sobie załamania gospodarki amerykańskiej i ekonomicznych wstrząsów na wielką skalę. Upadek dolara miałby negatywny wpływ na ich gospodarki zależne od eksportu do USA, opłacalnego tylko przy silnym dolarze, na ich systemy finansowe i waluty, często związane sztywnym kursem z dolarem. Cokolwiek się zrobi, zrobi się źle: można, zacisnąwszy zęby, podtrzymywać dolara, ale ryzykując, że w końcu i tak siły ekonomiczne rozwalą ich system, albo wyjść z systemu dolarowego i również ponieść ogromne straty.

Akumulacja gigantycznych rezerw dolarowych przez Pekin (bilion dolarów z kawałkiem) daje co prawda Chińczykom do ręki instrument szantażu i finansowo-polityczną bombę, ale gdyby naprawdę rzucili tę bombę, to wprawdzie system globalnego dolara by tego nie przeżył, ale oni sami też ledwo uszliby z życiem.
Mamy zatem klincz, sytuację typu „złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”: wszyscy nawzajem się blokują, wszyscy nawzajem trzymają się za gardło. Trwa sytuacja nierównowagi czy raczej „równowagi finansowego strachu”, która jednak, ze względu na to, że jest de facto finansową nierównowagą, nie może trwać w nieskończoność. Ponieważ walutowe status quo powinno ulec zmianie, bo zmieniły się warunki ekonomiczno-finansowe na świecie, ale równocześnie szereg czynników taką zmianę blokuje, będziemy raczej świadkami powolnego wykrwawiania się dolara.

System, który powstał po upadku „systemu Bretton Woods”, tak czy inaczej powoli dobiega kresu. USA nie mają już własnych ekonomicznych instrumentów, aby utrzymać system globalnego dolara; ich możliwości, aby pobudzać popyt na niego i blokować odchodzenie od niego, stają się coraz mniejsze, szczególnie, że prognozy dla gospodarki USA na najbliższe lata nie dają powodu do zbytniego optymizmu: nie widać na horyzoncie realnych działań dla zmniejszenia deficytów budżetowego i handlowego, wzrost gospodarczy jest słaby, niesprzyjająca jest sytuacja demograficzna; jeśli nie dojdzie do zasadniczej zmiany polityki wewnętrznej, to wydatki federalne we wszystkich głównych kategoriach będą rosły tak jak do tej pory lub nawet szybciej; rosną wydatki na cele socjalne, rosną koszty emerytur i opieki zdrowotnej dla odchodzących na emeryturę „baby boomers” etc.; każda nowa ustawa Kongresu to kolejne setki miliardów dolarów z budżetu; do tego dochodzą wydatki na obronę, wydatki na pomoc zagraniczną, wydatki na bezpieczeństwo wewnętrzne.

Nic nie wskazuje na to, aby na świecie przywrócone zostały wiara i zaufanie do dolara. Zaufanie do umiejętności zarządzania bankowym systemem USA i całego świata, do stabilności gospodarczej struktury USA, wiara w uczciwość Wall Street, Federalnego Funduszu Rezerw, rządu USA są na najniższym poziomie od dziesięcioleci. USA stały się nie tylko największym dłużnikiem na świecie, ale również dłużnikiem niewiarygodnym.

Dodajmy do tego czynniki polityczne: USA zostały po pokonaniu ZSRS jedynym supermocarstwem i globalnym suwerenem; ale tym samym popadły w swego rodzaju izolację geopolityczną, bowiem każda władza automatycznie rodzi kontrwładzę; skoro jest tylko jeden globalny suweren, to wszyscy są jego poddanymi i wszyscy, nawet jego zaufani i wierni klienci, w ten czy inny sposób „spiskują” przeciwko niemu; stąd bierze się strukturalny antyamerykanizm, przejawiający się także w oporze wobec hegemonii dolara – instrumentu i symbolu hegemonii politycznej; zmieniła się percepcja działań jednego hipermocarstwa: kiedyś USA postrzegane były jako policjant albo prywatny ochroniarz, któremu się płaci uczciwą cenę za ochronę, dzisiaj widzi się w nich imperialnego suwerena, który ściąga haracz. Z pewną przesadą można powiedzieć, że świat poddany władzy jednego hipermocarstwa stosuje pełzający bojkot podatkowy, stara się uciec od imperialnej waluty, aby w ten sposób uniknąć płacenia trybutu na utrzymanie imperium.

Nie widać sposobu na powstrzymanie erozji dotychczasowego systemu walutowego świata; powolna agonia dolara jako waluty globalnej, spadek jego wartości i siły nabywczej uderzy w Amerykę, którą czeka: zwyżka cen, program oszczędnościowy, bolesna reforma finansów publicznych, samodzielne sfinansowanie deficytów, spadek poziomu konsumpcji, spadek poziomu inwestycji, słaby dopływ kapitału zagranicznego, konieczność zwiększenia eksportu i spłacania długów realnymi dobrami i usługami, podwyżka podatków, aby zatkać dziurę budżetową, której zagranica nie chce finansować, cięcia w wydatkach socjalnych. Dość nonszalanckie powiedzenie politycznych ekonomistów z Waszyngtonu „nasza waluta, wasz problem”, trochę dziś mniej śmieszy niż niegdyś.

Wykrwawianie się dolara miałoby, co oczywiste, dalekosiężne skutki geopolityczne. Gdyby Waszyngton nie był w stanie ściągać podatku emisyjnego wynikającego z posiadania monopolu na bicie światowej monety (współczesny „seigniorage”, czyli dochód królewski z mennicy), to przyszłość amerykańskiego imperium światowego nie rysowałaby się nazbyt różowo. Dolar był akceptowany i miano do niego zaufanie, bo stał za nim jego menniczy, czyli rząd Stanów Zjednoczonych – najpotężniejszy rząd świata. I odwrotnie: potęga rządu USA zależy od zaufania i akceptacji dolara przez cały świat. Dolar jest jednostką geopolityczną, funkcją ekonomicznego, strategicznego, militarnego i ideologicznego potencjału USA, walutą nierozerwalnie związaną z geopolityczną sytuacją świata w drugiej połowie XX wieku.

Taką samą jednostką geopolityczną jest euro zaprojektowane przez francuskich strategów, aby zrównoważyć światową hegemonię USA po upadku ZSRR. Waluta i siła polityczno-militarna warunkują się nawzajem. Siła militarno-polityczna Stanów Zjednoczonych podtrzymuje dolara, a dolar podtrzymuje ich siłę polityczno-militarną; dolar pozwala kontrolować rynek ropy, a tym samym system energetyczny świata; kontrola nad ropą jest potrzebna USA jako kotwica ratunkowa dolara, jako wielofunkcyjna broń w walce z konkurencją monetarną. Dolar, Pentagon, ropa (waluta, siła militarna, energia) są nierozerwalnie ze sobą związane, przenikają się nawzajem i warunkują. Bez globalnego dolara USA utraciłyby kontrolę nad ropą i możliwość sięgania po zasoby finansowe świata, konieczne dla utrzymania globalnej infrastruktury wojskowo-politycznej i prowadzenia polityki globalnej hegemonii – Stany Zjednoczone nie udźwigną finansowo takiej polityki, bowiem ich baza gospodarczo-podatkowa jest zbyt mała.

Przyszłość rysuje się zatem niejasno i wszystko może się jeszcze wydarzyć, ale jedno wiadomo na pewno: pozycja dolara, która 50 lat temu wynikała zarówno z czynników naturalnych (ekonomicznych, rynkowych), jak i (geo)polityczno-militarnych, jest dziś zależna prawie wyłącznie od tych drugich, a o jego losie jako waluty światowej decydują nie tylko rząd w Waszyngtonie i Federalny Fundusz Rezerw, ale także Chiny, „Euroland”, Rosja, kraje znad Zatoki Perskiej. Amerykanie nie sprawują już pełnej kontroli nad swoją krajową walutą, bo nie kontrolują już bilionów dolarów, które wyeksportowali do innych krajów – do pewnego stopnia utracili suwerenność w dziedzinie polityki walutowej: stopy procentowe w USA zależą tak od Federalnego Funduszu Rezerw, jak od banku centralnego Chińskiej Republiki Ludowej.

Manipulacje walutowe i nierozegrana jeszcze wielka gra światowej polityki wokół dolara chroni go przed upadkiem jako waluty globalnej. Być może nastąpi pokojowe dopasowanie światowych finansów do nowego układu sił; musiałoby jednak dojść do negocjacji na szczycie, podziału stref wpływów walutowych, kompromisu w sprawie waluty rezerwowej i rozliczeniowej w handlu ropą, konieczne byłoby osiągnięcie jakiegoś konsensusu w kwestii budowy nowego systemu walutowego świata („nowe Bretton Woods”) z quasiduopolem dolar-euro, w którym euro stałoby się de facto drugim standardem dla waluty rezerwowej świata (ogólny udział euro w światowych rezerwach wynosił w grudniu 2006 roku ok. 33%). Problem polega jednak na tym, że taki dwubiegunowy system walutowy nigdy jeszcze nie istniał (z trzecim biegunem – Chinami mającymi decydujący głos w kwestii zakresu różnicowania waluty rezerwowej). Cytowany już prof. Fred Bergsten stwierdził: „Nigdy jeszcze nie było tak, żeby grupa (choćby tylko dwóch) równorzędnych mocarstw kierowała skutecznie reżimem walutowym. Większość historycznych prób podejmowanych dla osiągnięcia takiego wspólnego kierownictwa zakończyła się niepowodzeniem”. Zatem nawet próby uzgodnienia pewnych ekonomiczno-politycznych warunków współistnienia i chęć Chińczyków, Amerykanów, Rosjan, Japończyków, Europejczyków i Saudyjczyków do zgodnego współdziałania w celu stopniowej korekty nierównowagi finansowej świata, mogą nie przetrzymać napięć i niekontrolowalnych do końca procesów, zawsze możliwych reakcji łańcuchowych i efektów „kuli śnieżnej”, wywołanych jakimś poważnym wstrząsem politycznym, np. wojną z Iranem. Wspólnota interesów może okazać się zbyt słaba w obliczu toczącej się już walki o – mający oczywiste geopolityczne skutki – walutowy podział świata, walki o kontrolę nad tworzeniem pieniądza i kredytu, o panowanie nad światowym systemem finansowym i o to, kto będzie ostatecznym arbitrem globalnej polityki monetarnej. Jest sprawą oczywistą, że Waszyngton będzie za wszelką cenę bronił systemu globalnego dolara, a jego główny konkurent „Euroland” znajduje się na słabszej pozycji, gdyż dąży do walutowej suwerenności, nie posiadając suwerenności polityczno-militarnej, która jest jej warunkiem. Potencjalna funkcja euro jako waluty globalnej stoi w sprzeczności z niewielkim polityczno-militarnym znaczeniem Unii Europejskiej w świecie. Żeby euro mogło spełnić polityczną rolę, dla jakiej zostało zaprojektowane, Unii Europejskiej, oprócz Europejskiego Banku Centralnego, potrzebny byłby prezydent, minister spraw zagranicznych, armia europejska, europejskie ministerstwo skarbu, europejskie służby specjalne etc. I zbudowaniu tych instytucji ma, jak się zdaje, służyć „traktat reformujący”.

Tekst opublikowany na stronie Tomasza Gabisia, a pierwotnie w „Nowym państwie” (nr 1/2008)

Wesprzyj NK
Tagi:
Publicysta (post)konserwatywny, redaktor portalu "Nowa Debata". Przez kilka lat identyfikował siebie jako postkonserwatystę; w czerwcu 2011 r., uznawszy określenie „postkonserwatysta” za zbyt mało radykalne, zaproponował nowe, „manarchista” (kontaminacja monarchista + anarchista), i za manarchistę od tego czasu się uważa[2]. Początkowo studiował polonistykę. Ukończył germanistykę na Uniwersytecie Wrocławskim. W latach 80. XX wieku działał w opozycji. Czynnie uczestniczył w redagowaniu i wydawaniu wydawnictw drugiego obiegu. W maju 1985 r. aresztowany przez Służbę Bezpieczeństwa i skazany za wydawanie i rozpowszechnianie bez wymaganych zezwoleń czasopism przez Sąd Rejonowy w Wrocław-Śródmieście na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. W 1987 r. był jednym z sygnatariuszy aktu założycielskiego Ruchu Polityki Realnej, później przekształconego w Unię Polityki Realnej. Działał w niej do połowy lat 90. W tym okresie publikował również artykuły w tygodniku „Najwyższy CZAS!”. W latach 1991–2003 był redaktorem naczelnym pisma „Stańczyk”. Członek honorowy Organizacji Monarchistów Polskich i Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego. 14 listopada 2009 r. podczas Konwentu OMP we Wrocławiu otrzymał Krzyż Jubileuszowy OMP, nadany Uchwałą Rady Naczelnej Organizacji Monarchistów Polskich. Publikuje w „Nowym Państwie”, „Arcanach”, „Obywatelu” i „Opcji na Prawo”.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

2 odpowiedzi na “Upadek dolara?”

  1. Jacek pisze:

    Prośba do redakcji o wycofanie tekstu. Zupełnie się zdezuaktualizował.

  2. mmm pisze:

    @Jacek, co z niedorzeczne komentarz , artykuł stanowi wartość archiwalna i jestem zadowolona, że mogłam to przejrzeć.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo