Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Seksualna recesja

Powszechny dostęp do treści erotycznych i przełamanie tabu wcale nie rozwiązały wielu problemów, a nawet stworzyły nowe. Coraz częściej jesteśmy zamknięci na seks i więzi międzyludzkie
Wesprzyj NK

Jeszcze nie tak dawno mogło się wydawać, że z roku na rok będziemy uprawiali coraz więcej seksu. Rewolucja seksualna miała usunąć tabu i bariery ograniczające życie erotyczne. Co prawda w latach 80. i 90. świat stanął przed nowym zagrożeniem w postaci wirusa HIV, ale terapie i prewencja są coraz skuteczniejsze, a od roku 2010, według danych WHO, obserwuje się spadek liczby zakażeń, więc i ta bariera stała się mniej istotna. Liberałowie cieszyli się z wyzwolenia z „mieszczańskich okowów”. Dla konserwatystów zachodzące zmiany były źródłem obaw – wskazywano na niebezpieczeństwa wiążące się z coraz wcześniejszą inicjacją seksualną, na erozję chrześcijańskiej etyki, na zagrożenie przedmiotowym podejściem do partnera. Zarówno strona konserwatywna, jak i liberalna były przekonane, że seksu będzie coraz więcej, choć oceniały to zjawisko inaczej. Jednak ostatnie lata przynoszą korektę tych prognoz. Kolejne badania wskazują, że jesteśmy blisko punktu zwrotnego. Mieszkańcy państw zachodnich współżyją rzadziej niż jeszcze kilkanaście lat temu, a w dodatku seks ten jest coraz mniej satysfakcjonujący i przybiera zupełnie nowe formy. Czy Zachód stoi u progu seksualnej recesji?

Nie chodzi tylko o sam seks: dzisiejsze amerykańskie nastolatki również mniej randkują. Według badań Twenge, tylko około 56 procent uczniów wyższych klas szkół średnich w 2015 roku chodziło na randki

Mniej seksu, gorszy seks

Najsilniejsze sygnały wskazujące na ten problem pochodzą z krajów anglosaskich i z Japonii. Dane z amerykańskiego badania General Social Survey (GSS) za rok 2018 wskazują, że odsetek Amerykanów, którzy w ciągu ostatniego roku nie uprawiali seksu, jest największy od 1989 roku i wynosi 23%. Myliłby się jednak ten, kto szukałby głównej przyczyny w starzeniu się społeczeństwa. Jest to tylko jedna z przyczyn – ale w grupie powyżej 60. roku życia od lat odsetek osób, które nie współżyły, utrzymuje się około 50%. Za zmianę sytuacji odpowiada w dużej mierze najmłodsze badane pokolenie – osoby w wieku 18-29 lat. W tej grupie odnotowano największy spośród wszystkich grup wiekowych spadek seksualnej aktywności, zwłaszcza w latach 2008-2018.

Wbrew pokutującemu jeszcze stereotypowi aktywnego seksualnie mężczyzny i mniej zainteresowanej seksem kobiety, w najmłodszej grupie brak współżycia w ostatnim roku wskazało 18% kobiet i aż 28% mężczyzn. Te problemy podłapała amerykańska prasa – mówi się o recesji lub wręcz o „Wielkiej Amerykańskiej Suszy Seksualnej”. Jako jedna z pierwszych zjawisko to tak jednoznacznie opisała Kate Julian w „The Atlantic” w grudniu 2018 r., czyli jeszcze przed pojawieniem się omawianych szeroko danych z GSS za ten rok. Julian powoływała się na wieloletnie badania Jean M. Twenge z uniwersytetu San Diego, która utożsamia amerykańską recesję seksualną ze zmianą pokoleniową – jej zdaniem problem dotyczy przede wszystkim milenialsów i pokolenia Z, ale też osób młodszych. O ile nie tak dawno obawiano się spadającego wieku inicjacji, to dziś wiek ten w USA wzrósł – odsetek uczniów szkół średnich, którzy odbyli stosunek, spadł z 54 do 40 procent. Nie chodzi tylko o sam seks: dzisiejsze amerykańskie nastolatki również mniej randkują. Według badań Twenge, tylko około 56 procent uczniów wyższych klas szkół średnich w 2015 roku chodziło na randki; we wcześniejszych pokoleniach odsetek ten wynosił około 85 procent.

Zjawisko seksualnej recesji nie jest jednak ograniczone do Stanów Zjednoczonych. W artykule Julian wskazywane są podobne dane z Australii, Finlandii, Wielkiej Brytanii, Holandii i Szwecji. Bodajże najbardziej jaskrawym przykładem jest jednak sytuacja w Japonii, gdzie (jak wskazuje cytowana wcześniej Kate Julian) 47% badanych małżonków wskazało w ankiecie, że nie współżyli w ciągu ostatniego miesiąca, zaś badania Japońskiej Federacji Planowania Rodziny (Nihon Kazoku Keikaku Renmei) z 2015 r. wskazały, że 46% kobiet i 25% mężczyzn w wieku od 16 do 25 lat „gardzi” kontaktami seksualnymi (wielu młodych deklaruje także, że nie planuje małżeństwa). Ten rosnący brak zainteresowania może być szczególnie niepokojący, gdyż Japonia doświadcza od pewnego czasu ogromnych spadków liczby ludności (liczba urodzeń spadła do najniższego poziomu od około stu lat, podczas gdy liczba zgonów utrzymuje się na podobnym poziomie co roku).

Polska susza seksualna

Jak na tym tle wygląda Polska? Dysponujemy niewielką liczbą danych na temat życia seksualnego naszych rodaków. Bodaj najbardziej wyczerpującym i najczęściej cytowanym źródłem są badania prof. Zbigniewa Izdebskiego i Polpharmy. Ostatnią ich publikacją na ten temat jest raport ,,Seksualność Polaków 2017”, opracowany w ramach Ogólnopolskiego Programu Zdrowia Seksualnego (OPZS) i omawiany na początku 2017 r. w prasie. Według badania seks uprawia 76% Polaków w wieku 18-49. W 2011 r. było to 79%, a w 1997 r. – 86%. Zadowolenie z seksu deklaruje tylko 42% mieszkańców naszego kraju wobec 68% sześć lat wcześniej. Jednocześnie recesja seksualna w Polsce nie jest aż tak duża jak w przypadku wymienionych wcześniej krajów, a zjawisko obniżania się wieku inicjacji nadal stanowi problem.

Zadowolenie z seksu deklaruje tylko 42% mieszkańców naszego kraju wobec 68% sześć lat wcześniej

Jednocześnie borykamy się z coraz większymi problemami z płodnością. Problem dotyczy całego świata – badania Hagaia Levine’a z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie wskazują na spadek liczby plemników w ejakulacie mężczyzn z Europy, Stanów Zjednoczonych, Australii i Nowej Zelandii o ponad 52% w latach 1973-2011. Dodatkowo badania prof. Macieja Kurpisza, androloga i genetyka z poznańskiego oddziału PAN wskazują, że, jak mówi sam Kurpisz, „nasienie Polaka zawiera od trzech do pięciu razy mniej plemników niż Kanadyjczyka czy Fina. Przeciętnie w całym wytrysku Polaka jest od 40 do 50 mln plemników – a więc tyle, ile w ledwie jednym centymetrze sześciennym nasienia mężczyzn tych narodowości”. Choć mężczyźni są według badań Izdebskiego bardziej zadowoleni z seksu niż kobiety, to jednak także w Polsce to oni coraz częściej nie mają ochoty na seks. Andrzej Gryżewski, seksuolog i psychoterapeuta, twierdzi, że na kongresach seksuologicznych przytacza się dane, według których 36% mężczyzn nie uprawia seksu. Możliwe więc, że także w Polsce jesteśmy na progu seksualnej suszy.

Wirtualizacja seksu

Można by zadać przewrotne pytanie, czy seksualna recesja jest faktycznie negatywnym zjawiskiem. Wiążą się z nią przecież także pozytywne zjawiska: mniejsza liczba nastoletnich ciąż, rozpoczynanie współżycia w późniejszym wieku, ograniczenie ryzykownych zachowań seksualnych. A jednak widać współwystępowanie mniejszej aktywności seksualnej z kryzysem więzi międzyludzkich. Do zdecydowanej większości aktów erotycznych dochodzi jednak w związkach, a jedną z przyczyn recesji seksualnej, jak wskazuje Julian, jest to, że także w związki wchodzimy dużo później i rzadziej. Ponadto zachowania seksualne nie znikają, ale przybierają inne formy, wcale niekoniecznie korzystne.

Analitycy i publicyści, zajmujący się tym problemem, nie mają wątpliwości, że spadające zainteresowanie seksem wiąże się – i jest to jedna z głównych przyczyn – z ogromnym wzrostem dostępu do pornografii, i ze szczególną siłą oddziaływania pornografii online. Pornograficzne treści oglądało w USA (według „Psychology Today”) 75% mężczyzn i 41% procent kobiet, a ponad 60 milionów ludzi ma do czynienia z problemami związanymi z nadmiernym używaniem porno. Czynność ta jest bezpośrednio związana z masturbacją, której wskaźniki też rosną. W latach 1992-2014 odsetek mężczyzn amerykańskich, którzy twierdzili, że masturbowali się w danym tygodniu, podwoił się do 54%, a odsetek kobiet wzrósł ponadtrzykrotnie, do 26%. Recesja nie oznacza więc zaniku zachowań seksualnych w ogóle, a przede wszystkim – zmianę ich formy, przede wszystkim przeniesienie ich do świata wirtualnego.

Zdaniem Bircharda w efekcie użytkownik pornografii przywiązuje się do obrazu na ekranie w taki sam sposób, jakby przywiązywał się do realnego partnera

W Polsce bodaj najobszerniej tematem zajęła się doktor Boston University, filozof Karolina Lewestam, wykładająca też na Uniwersytecie Warszawskim (w bloku tematycznym opublikowaliśmy też wywiad z nią).  W swoim eseju „Gang bang na mózgu” w magazynie „Pismo” powołuje się także na wspomnianą Jean M. Twenge i prof. Izdebskiego, a także przytacza nieco danych z jednej z najpopularniejszych platform pornograficznych – Pornhub. Tak się składa, że portal ten publikuje co roku bardzo obszerne raporty z badań swoich użytkowników („Pornhub Insights”). Przyjrzyjmy się więc tym danym bliżej. W 2018 r. na portalu odnotowano łącznie 33,5 mld wizyt. To o 5 mld więcej niż w 2017. Dziennie treści pornograficzne ogląda (o czym pisała także Lewestam) 92 miliony widzów. Jak z dumą podkreślają twórcy raportu – to suma populacji Kanady, Australii i Polski. Skala zjawiska jest więc ogromna – a podane liczby przecież dotyczą tylko jednej platformy. Ponadto o ile jeszcze niedawno korzystanie z niej było w zdecydowanej większości domeną mężczyzn, to odsetek kobiet rośnie z roku na rok i w 2018 r. wyniósł już 29%.

Problem pornografii nie omija też naszego kraju. Polska należy do 20 krajów o największym ruchu na Pornhubie. Dane podane są w liczbach bezwzględnych, a więc można by domniemywać, że po prostu wiąże się to z faktem, że jesteśmy dużym państwem. Jednakże w Pornhubowskich statystykach ruchu wyprzedzamy między innymi większe od nas Rosję, RPA, Ukrainę i Argentynę. Wspominane wcześniej badania prof. Izdebskiego wskazują, że zwiększył się także odsetek Polaków i Polek, którzy przyznają się do masturbacji – wynosi 36% (w 2011 r. było to 21%, a w 2005 r. – 16% badanych).

Tradycyjnie najczęściej negatywnego wpływu pornografii na życie seksualne i intymne związki upatruje się w rozbudzaniu nieprawidłowych lub nadmiernych oczekiwań. Filmy pornograficzne przedstawiają obraz współżycia, który jest wyidealizowany z jednej strony jeśli chodzi o „osiągi”, długość i urozmaicenie stosunku, a z drugiej – jeśli chodzi o wygląd ciał aktorów. Relacje z realnym partnerem siłą rzeczy mogą okazać się rozczarowujące. Ten problem to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Pornografia, zwłaszcza internetowa, uruchamia mechanizmy uzależniające. Szczególnie silne oddziaływanie ma ona na osoby doświadczające pustki i samotności, a doświadczenia te są coraz częściej spotykane we współczesnym świecie i współczesnej Polsce. Mechanizm jest ten sam, co w przypadku kokainy i innych środków psychoaktywnych – najpierw jest krótkotrwałe uczucie podniecenia i ulgi, a następnie powrót do jeszcze silniejszego doświadczenia pustki i samotności, co z kolei powoduje po pewnym czasie chęć przyjęcia jeszcze większej dawki narkotyku.

W przypadku pornografii dochodzi, w porównaniu do narkotyków, jeszcze jedno oszustwo wobec mózgu – wydziela się oksytocyna, odpowiedzialna za poczucie więzi. Efekt ten opisuje dr Thaddeus Birchard w książce “Overcoming Sex Addiction”. Zdaniem Bircharda w efekcie użytkownik pornografii przywiązuje się do obrazu na ekranie w taki sam sposób, jakby przywiązywał się do realnego partnera.  Przywiązuje się zatem także do narracji, którą oferuje pornograficzna treść – a narracje te, co wiemy już z wieloletniej krytyki z kręgów konserwatywnych (a rzadziej – także feministycznych) przedstawiają uprzedmiotowienie partnerów, seks wyzuty z uczuć, rozumiany jako sport i igraszka. Błędne koło uzależnienia od pornografii powoduje więc z czasem zanik zdolności tworzenia więzi. Czym mocniej użytkownik porno wchodzi w zabójczy cykl takiego doświadczenia, tym mniej ma ochotę i możliwość i siły by wchodzić w bezpośrednie relacje erotyczne z ludźmi. W łatwiejszy sposób osiąga tę samą ulgę – a nie musi starać się, by zdobyć partnera; nie musi zderzyć się z rzeczywistością drugiego człowieka.

Polska należy do 20 krajów o największym ruchu na Pornhubie

Siła rażenia popkultury

W tym miejscu dochodzimy do innej istotnej przyczyny recesji seksualnej wśród młodych ludzi. Ideał erotyczny, do którego życie realne nie przystaje, tworzy nie tylko pornografia, ale cała popkultura, wzmacniająca naturalne instynkty poszukiwania partnera zdrowego, silnego i atrakcyjnego. A siła oddziaływania popkultury rośnie poprzez coraz skuteczniejsze i coraz bardziej powszechne mass media. Jedną z przyczyn, dla których amerykańskie nastolatki boją się randkować, a ludzie Zachodu mają coraz większy problem z nawiązywaniem relacji, jest lęk przed zmierzeniem się z tym ideałem. Każda relacja erotyczna, nawet ta przygodna, wymaga – i dosłownego, i metaforycznego – obnażenia się przed partnerem. To wymaga także pokazania swoich słabych stron, dlatego bezpieczniejszy może wydawać się wybór pornografii zamiast seksu, wiążącego się z niebezpieczeństwem odrzucenia. Lęk przed odrzuceniem nie jest bezpodstawny. Christian Rudder, szef portalu randkowego OkCupid, w swojej książce „Dataclysm: Love, Sex, Race & Identity” wskazywał w 2014 r., że kobiety uważają 85% mężczyzn w aplikacjach randkowych za nieatrakcyjnych (na dane te powoływał się m.in. Jordan Peterson w „12 życiowych zasadach”). Bardziej wybredni stają się też mężczyźni, przyzwyczajeni do wyidealizowanych ciał aktorek porno i modelek z Instagrama. A Adonisów i Afrodyt nie wystarczy dla wszystkich. Popkultura z pornografią na czele prowadzi do kolejnego błędnego koła – obcowanie z wyidealizowanymi obrazami powoduje obniżenie poczucia własnej wartości, pogorszenie obrazu własnego ciała i zniechęcenie do kontaktów z ludźmi, a negatywne uczucia związane z tym domagają się ulgi, którą (pozornie) zapewnia… kolejna dawka obrazów online i jeszcze jedna sesja masturbacji.

Dodatkowym czynnikiem zniechęcającym do budowania erotycznych więzi jest rosnący poziom stresu zawodowego. O ile na Zachodzie coraz częściej dba się o równowagę między pracą a życiem prywatnym, to Polacy – co potwierdza choćby badanie „The Workforce View in Europe 2017” – są poddani większemu stresowi zawodowemu niż Brytyjczycy, Francuzi, Hiszpanie, Holendrzy, Niemcy, Szwajcarzy i Włosi. Wiele badań wskazuje, że stan zdrowia psychicznego pogarsza się, a to skłania raczej do szukania szybkiej ulgi w seksie online niż do budowania relacji z partnerem. Tworzy się też kolejne błędne koło dysfunkcji seksualnych – zaburzenia wzwodu (spowodowane także stresem) według R. Dadeja dotyczą ponad 3 milionów mężczyzn w Polsce. Uniemożliwiają one lub utrudniają realne współżycie, ale wirtualne zaspokojenie pozostaje możliwe, i ta łatwiejsza droga jest coraz częściej wybierana.

Czy zatem rozwiązaniem jest powrót do tradycyjnych wartości, chrześcijańskiej wizji seksu?

Wyzwanie dla chrześcijaństwa

Przyczyny zmian w seksualności można by wymieniać w nieskończoność. Kate Julian podsumowuje to następująco: „Wymień jakąkolwiek współczesną plagę, a znajdzie się ktoś, kto będzie gotów obwiniać ją za problemy z libido”. Z pewnością efekty rewolucji seksualnej mogą być dla jej koryfeuszy zaskakujące – powszechny dostęp do treści erotycznych i przełamanie tabu wcale nie rozwiązały wielu problemów, a nawet stworzyły nowe. Jak wskazuje Zbigniew Nosowski, „utopii raju seksualnego nie udało się zrealizować”. Powołuje się przy tym nawet na Zygmunta Baumana, którego trudno przecież byłoby nazwać konserwatystą. „Być może ci starzy i ponoć staroświeccy towarzysze seksu [miłość, bezpieczeństwo, trwałość] byli jego niezbędnym wsparciem (niezbędnym nie dla technicznej perfekcji wykonania, lecz dla czerpania z niego satysfakcji)” – pisze Bauman cytowany przez Nosowskiego. Problem polega jednak na tym, że coraz częściej jesteśmy zamknięci nie tylko na seks, ale także na owych „towarzyszy”. Wiek nawiązywania trwałych związków rośnie, młodzi ludzie (zwłaszcza mężczyźni) coraz częściej mieszkają z rodzicami (odsetek osób w wieku 25-44, stanu wolnego, które nie zawarły związku małżeńskiego i mieszkają z rodzicami pod jednym dachem wzrósł wg CBOS z 34% w 2005 r. do 45% w 2017 r.).

Czy zatem rozwiązaniem jest powrót do tradycyjnych wartości, chrześcijańskiej wizji seksu? Z pewnością wizja ta łączy na powrót seks z trwałym związkiem, z więzią, miłością. Z drugiej strony jest postrzegana przez wiele osób przez pryzmat surowych wymagań moralnych, które budzą lęk, i w wyniku tego seksualność, jak mówi Wojciech Eichelberger, „zostaje odrzucona jako coś brudnego, nad czym nie ma kontroli. W ciele i psychice utrwala się konflikt: genitalia sobie, serce sobie”. Z pewnością i Kościół, i organizacje społeczne mają przed sobą dużo pracy, by stworzyć język, którym w przekonujący sposób będą potrafiły opowiedzieć o korzyściach z głębokich więzi. Może wtedy kolejne pokolenia będą mogły odkryć je na nowo.

Wesprzyj NK
główny ekspert do spraw społecznych Nowej Konfederacji, socjolog, publicysta (m.in. "Więź", "Rzeczpospolita", "Dziennik Gazeta Prawna"), współwłaściciel Centrum Rozwoju Społeczno-Gospodarczego, współpracownik Centrum Wyzwań Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego i Ośrodka Ewaluacji. Główne obszary jego zainteresowań to rozwój lokalny i regionalny, kultura, społeczeństwo obywatelskie i rynek pracy. Autor zbioru esejów "Od foliowych czapeczek do seksualnej recesji" (Wydawnictwo Nowej Konfederacji 2020) oraz dwóch wywiadów rzek; z Ludwikiem Dornem oraz prof. Wojciechem Maksymowiczem. Wydał też powieść biograficzną "G.K.Chesterton"(eSPe 2013).

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

2 odpowiedzi na “Seksualna recesja”

  1. jsc pisze:

    (…)Każda relacja erotyczna, nawet ta przygodna, wymaga – i dosłownego, i metaforycznego – obnażenia się przed partnerem.(…)
    Tzw. szybki numerek wymaga obnażenia tylko i wyłącznie genitaliów…

  2. BB pisze:

    habituacja czyli przyzwyczajenie się społeczeństwa bombardowanego od wielu dziesięcioleci sexem wszędzie czysta psychologia

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo