Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Bliskie jest mi spojrzenie na pandemię COVID-19, zgodnie z którym nie przynosi ona za sobą zasadniczo nowych zjawisk, procesów i jakości życia społecznego, ale raczej wyostrza te w nim obecne, ale których wcześniej większość z nas nie zauważała lub nie chciała dostrzec, bo nie bardzo pasowały one do ich wyobrażeń na temat świata.
Jedna z bardziej niekontrowersyjnych charakterystyk tego świata to wskazanie, iż jest on nowoczesny, w tym sensie, że zaszły w nim lub zachodzą procesy modernizacji. W teoriach je opisujących procesy te są rozumiane jako jednokierunkowe, a więc zasadniczo nieodwracalne. Jako przejście od tego co tradycyjne do nowoczesne. Od małych, izolowanych, wiejskich zbiorowości spojonych wiarą w tej same wartości, silnie hierarchicznych, w których głównym systemem wyjaśniania świata i podstawą moralności jest religia, do zbiorowości wielkomiejskich, mobilnych i powiązanych sieciami zależności o globalnych zasięgach, do zbiorowość ogromnie wewnętrznie zróżnicowanych, przemysłowo-usługowych, przedkładających nad inne wartości wolność jednostki i jej prawo do samorealizacji. To przejście, a dokładniej obietnica jego dokonania się w Polsce, było jedną z najważniejszych form legitymizacji w naszym kraju transformacji systemowej czyniąc ten proces w oczach większości bezdyskusyjnie słusznym.
Społeczeństwa nowoczesne to zbiorowości zawdzięczające swój rozwój i sprawne działanie podporządkowaniu ścisłym reżimom temporalnym oraz restrykcyjnym podziałom przestrzennym. A także temu, że one głęboko zuniformizowane, jeżeli chodzi o reguły prawa, normy techniczne, podobieństwo stosowanych rozwiązań technologicznych
Tym, czego większość nie chciała zauważyć, a co właśnie pandemia uczyniła widzialnym, jest fakt, iż modernizacja nie jest procesem ani zakończonym, ani nieodwracalnym. O ile ten pierwszy aspekt był silnie dyskutowany również przed lockdownem wszędzie tam, gdzie przypominano o chłopskim rodowodzie polskiego społeczeństwa i o trwałości kulturowego wyposażania, jakie on za sobą pociąga; o silnej pozycji w naszym kraju religii oraz rodziny; o umiłowaniu Polaków do architektury dworkowej i ich skłonności do grodzenia czy też braku zaufania do państwa jako struktury obcej, zbyt odległej od małych zbiorowości, by można je określić jako nasze, to ten drugi aspekt gdzieś nam umykał.
Pandemia Covid-19 pokazała więc to, co w sumie dobrze wiedzieliśmy, a więc – że proces modernizacji w Polsce wciąż trwa, ale też to, że mamy do czynienia z retradycjonalizacją, z wymazywaniem lub unieważnianiem wielu aspektów tego, co było skutkiem unowocześniania.
To pierwsze zjawisko, a więc niedokończoność modernizacji z całą mocą objawiła się w niedowładzie służby zdrowia utrzymywanej przy życiu dzięki ofiarności Polaków, skrzykujących się, by nieść pomoc medykom. Obecne było ono również w chaosie towarzyszącym zarządzaniu państwem w czasie lockdownu, w braku zaufania do niego, ale też szerzej do ekspertów, których wiedzę kwestionowano przeciwstawiając jej własne doświadczenie, przekonanie, że ponieważ sam tego nie przeżyłem to tego nie ma. Można było je dostrzec też w uaktywnieniu zachowań wytworzonych w czasach głębokich kryzysów gospodarczych (robienie zapasów, rywalizowanie ze sobą o ich zdobycie, nabywanie ich po znajomości). To niedokończenie modernizacji uwidaczniało się również w karności, z jaką Polacy w pierwszych tygodniach pandemii przestrzegali ograniczeń, w strachu przed policją i innymi służbami. Zupełnie tak, jakby od dawna czekali na patrona. Kogoś, kto weźmie ich pod opiekę, zwolni z konieczności decydowania i powie, w jaki sposób powinni postępować.
Dużo ciekawszy wydaje mi się jednak ten drugi fenomen –– a więc retradycjonalizacja. Przede wszystkim dlatego, że jej obecność podważa przekonanie o nieodwracalności modernizacji, a co za tym idzie narusza też rdzeń tożsamości mieszkańców Zachodu, w tym Polaków: przekonanie, iż są nowocześni i że to jedyna możliwa do pomyślenia oraz przyjęcia przez nich identyfikacja.
Innym ważnym przejawem retradycjonalizacji jest swoisty reset wolności wywalczonych przez ruchy emancypacyjne. Wolności, które w polskim kontekście nie zdążyły się jeszcze dobrze ukorzenić, a już są kwestionowane jako zagrażające porządkowi i narodowej tożsamości
Retradycjonalizację łatwo zbanalizować wskazując na zjawiska, które powinniśmy raczej uznać za stylizowanie się na przednowoczesność. Mam tu na myśli obecny od kilku lat zwrot rękodzielniczy, modę na hand-made, kraftowość, celebrowanie tego, co lokalne i co wykonane własnymi rękami, które z całą mocą objawiły się właśnie w czasie pandemii Covid-19. Sieć została wówczas zalana zdjęciami własnoręcznie wypieczonych chlebów, słoików miodu wygotowanego z kwiatów mniszka lekarskiego, wyrafinowanych potraw, wydzierganych i upcyclingowanych obiektów oraz innych form rękodzieła. Nawet jednak w tym wypadku nie sposób nie zauważyć, iż nie chodzi tu wyłącznie o stylizowanie się na dawność i chłopskość, czy o celebrowanie w czasie wolnym od innych, wielkomiejskich zajęć- powolności i manualności. W działaniach tych silnie widoczne jest pragnienie sprawczości tak trudne do doświadczenia, gdy jest się drobnym elementem skomplikowanej sieci, w której specjalizacja i podział zadań na skalę globalną spowodowały, iż nieustannie cierpi się z powodu trudności odpowiedzi na pytanie na czym polega moja praca, jaki jest jej sens, na co mam wpływ? Na pytania te łatwo zaś odpowiedzieć, gdy się zbuduje samodzielnie krzesło, gdy na krzaku zasadzonym na balkonie pojawi się zalążek pomidora, gdy doświadczy się przemiany mąki, wody i zakwasu w smakowicie pachnący bochenek chleba. Łaknienie sprawczości jest symptomatyczne dla modernizacji. Postępy tego procesu sprawiają bowiem, iż żyje się coraz wygodniej, ale też na coraz mniej rzeczy ma się wpływ. Zdobycze modernizacji są nam po prostu oferowane, ale nie mamy wpływu na ich naturę. Trudno też nam z nich zrezygnować, bo jesteśmy od nich tak zależni, iż pozbywanie się ich oznaczałoby skazanie na swoiste wygnanie, niekompatybilność z resztą.
Ten ostatni wątek jest o tyle interesujący, iż sygnalizuje on jeden z ważniejszych aspektów retradycjonalizacji, jakim jest desynchronizacja. Społeczeństwa nowoczesne to zbiorowości zawdzięczające swój rozwój i sprawne działanie podporządkowaniu ścisłym reżimom temporalnym oraz restrykcyjnym podziałom przestrzennym. A także temu, że one głęboko zuniformizowane, jeżeli chodzi o reguły prawa, normy techniczne, podobieństwo stosowanych rozwiązań technologicznych.
Desynchronizacja to wypinanie się z tego rodzaju porządku. Proces ten ma w lokalnym kontekście wiele postaci. Należą do nich próby ograniczenia zależności Polski od globalnych sieci i organizacji międzynarodowych, ekonomiczny nacjonalizm, restrykcyjna polityka migracyjna (ale także podsycanie irracjonalnych lęków względem uchodźców i imigrantów) oraz echa złowrogiego „Polska dla Polaków” pobrzmiewające w różnych kontekstach. Przejawem desynchronizacji jest też odkrywanie lokalności i akcentowanie kulturowej odrębności regionów, swoistej naszości, która wymyka się prostemu marketingowi miejsca obliczonego na przyciągnięcie spragnionych czegoś nowego turystów, a zaczyna przypominać jawnie deklarowane poczucie osobności, za którym idzie wołanie o większą autonomię i niezależność.
W takich kategoriach można również interpretować wzmacnianie pozycji i władzy samorządów wobec państwa, zaś takie inicjatywy, jak Koalicja Miast, zrzeszająca najbardziej dynamicznie rozwijające się polskie metropolie jest czytelnym przejawem ambicji ośrodków miejskich, by przywrócić im autonomię i znaczenie, jakimi cieszyły się miasta, gdy nie było jeszcze państw narodowych albo wówczas, gdy były one jeszcze bardzo słabe.
Desynchronizacja to w końcu też wypinanie się z tego, co można byłoby nazwać konsensem ideologicznym nowoczesności. W jego centrum znajdowało się przekonanie o tym, że nauka jest głównym i jedynym prawomocnym systemem wyjaśniania rzeczywistości, że ludzie są racjonalni, że demokracja jest najlepszym z systemów politycznych, a wolność jednostki wartością naczelną. Współcześnie na całym świecie, w tym w Polsce ten konsensus jest podważany na bardzo różne sposoby i przez bardzo różne podmioty. Wartość nauki i rozumu podważają choćby płaskoziemcy, antyszczepionkowcy, wyznawcy teorii spiskowych czy zwolennicy ludowej medycyny. Obserwujemy także zwrot w kierunku demokracji nieliberalnej, otwarcie głoszony np. przez Viktora Orbána na Węgrzech” i przez niektóre środowiska również w Polsce. Wielość form, w jakich kwestionowany jest nowoczesny porządek sprawia, iż powracamy do świata niezwykle zróżnicowanego, wielokulturowego. Przednowoczesnego – o ile uznamy, iż to dopiero modernizacja dokonała głębokiej homogenizacji rzeczywistości, która wcześniej była całością składającą się z miriad skrajnie różniących się kultur i zbiorowości.
Przykłady plenienia się retradycjonalizacji moglibyśmy mnożyć. Dużo ważniejsze jest zapytanie o powód uruchomienia tego procesu wymazywania śladów nowoczesności
Innym ważnym przejawem retradycjonalizacji jest swoisty reset wolności wywalczonych przez ruchy emancypacyjne. Wolności, które w polskim kontekście nie zdążyły się jeszcze dobrze ukorzenić, a już są kwestionowane jako zagrażające porządkowi i narodowej tożsamości. „Życie codzienne w czasie pandemii”, wieloetapowy projekt badawczy realizowany przez socjologów i socjolożki z poznańskiego Wydziału Socjologii UAM, zainicjowany w pierwszych dniach pandemii i realizowany do dziś, wskazuje, że pandemia COVID-19 ujawniła choćby niezwykłą łatwość, z jaką kobiety na powrót zostały zaprzęgnięte do tradycyjnych ról związanych z prowadzaniem domu i opieką na dziećmi – jakby fakt, iż pracują one zdalnie, był jednoznaczny z ich powrotem do ról pełnoetatowych gospodyń domowych i że to na nich, a nie na mężczyznach, pracujących w identycznej formie, spoczywają wszystkie obowiązki związane z reprodukowaniem w czasie gospodarstwa domowego. Symptomatyczne było to, że kiedy pytaliśmy mężczyzn o to czego im najbardziej brakuje w pandemii to odpowiadali oni najczęściej, iż niczego, kobietom zaś najbardziej brakowało czasu – zwłaszcza tego dla siebie. Na podatny grunt trafiły również próby generowania politycznego kapitału przez atakowanie mniejszości seksualnych. Pokazuje to, jak bardzo mocno część Polaków pragnie powrotu świata mniej skomplikowanego, w którym dla wszystkich jest oczywiste, że są tylko dwie płcie i jeden dozwolony rodzaj relacji seksualnych. Cała reszta zasługuje zaś co najmniej na pogardę, o ile nie na (wieczne) potępienie.
Przykłady plenienia się retradycjonalizacji moglibyśmy mnożyć. Dużo ważniejsze jest zapytanie o powód uruchomienia tego procesu wymazywania śladów nowoczesności. Przychodzą mi do głowy dwie odpowiedzi. Pierwsza to wskazanie na delegitymizację państwa jako podmiotu, który jest przez część osób traktowany jako martwy przeżytek, niezdolny do wypełniania obietnic, które składa domagając się w zamian naszej lojalności, pieniędzy i oddania. Druga to wskazanie, iż reakcją na życie w niezwykle złożonym świecie jest to, co nazwałem w książce „Incydentologia” „polityką prostoty”. Pod tą niewinną nazwą, oznaczającą wszelkie działania nakierowane na upraszczanie rzeczywistości, kryją się też powroty do wsobnych mikroświatów, których mieszkańcy co prawda odzyskują poczucie kontroli i sprawstwa, ale ceną za to jest zdefiniowanie wszystkiego, co na zewnątrz jako wrogiego, niezdolność do solidarności wykraczającej poza własną grupę, życie w strachu przed tym, co zostało uznane za obce.
***
Pozyskanie nowego eksperta sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności w ramach Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030
Krótki i pobieżny przegląd bzdur napisanych powyżej:
„Podsycanie irracjonalnych lęków względem uchodźców i imigrantów”. To zdanie sugeruje, że wszystkie lęki są irracjonalne. Przykład imigracji ukraińskiej, względem której nikt specjalnych lęków nie odczuwa (bo nie ma powodów, halo?) pokazuje, że jeśli występują obawy przed uchodźcami, to wtedy, gdy są one całkowicie uzasadnione (vide przykłady z Francji, Niemiec, Włoch…)
„Wartość nauki i rozumu podważają (…) antyszczepionkowcy”. – Idealistyczna bzdura, którą z przekonaniem mógłby napisać licealista. Tak jakby nauka nie była procesem, podważanym co chwilę przez kolejne odkrycia czy choćby zestawienia faktów, tak jakby nie istniały ciemne strony przemysłu farmaceutycznego, tak jakby nie istniały wielkie fundusze przeznaczane na agresywny marketing, w tym czarny PR, czyli oczernianie zadających pytania jako antynaukowych ciemniaków. Co powiedziawszy – wariatów i idiotów oczywiście jest pełno, tak pośród różnych antycovidowców czy „antyszczepionkowców”, jak i profesorów czy socjologów.
„Atakowanie mniejszości seksualnych” – jasne. Przyszła sobie spokojnie mniejszość seksualna poskakać po symbolach religijnych, a tu część Polaków atakuje! Tęskni za prostym światem!
„Delegitymizacja państwa niezdolnego do wypełniania obietnic” – kolejna światła myśl, jakoby państwo było z definicji sprawne i zdolne do wypełniania obietnic składanych obywatelom. A często nie jest. I ludzie to widzą.
„coś w tym jest prowokacyjnym niewątpliwie artykule” mruknął czytelnik przyszpilony przez socjologa niczym żuk w gablotce. I poszedł robić smaczny ser koryciński dla przyjaciół. A profesor niech nas sobie kategoryzuje obcymi wyrazami z dostrzegalną nutą wyższości….
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Zwycięstwo Trumpa w USA jest również wielkim sygnałem, że zwykli obywatele chcą „starej dobrej Ameryki”, szans na sukces materialny jak w złotych latach 80. i 90. oraz kontroli przepływu obcokrajowców
„Zakony, zgromadzenia, wspólnoty religijne są tak samo dotknięte systemowym złem, niekiedy systemową ślepotą czy brakiem współodczuwania, jak instytucje świeckie” – pisze w swojej książce „Koniec Kościoła, jaki znacie” Tomasz Terlikowski.
Czy narody i państwa są śmiertelne jak ludzie? Wiemy, że mogą umrzeć – ale czy muszą umrzeć? Czy narody mają jakąś określoną siłę życiową i wyznaczoną długość życia, po której upływie zostają wymazane z powierzchni Ziemi, a ich państwa wraz z nimi?
Dziś część starych tekstów „Frondy” źle się zestarzała. Jednak szkoda, że żyjemy w czasach, w których takie świeże, intelektualnie prowokujące pismo zdaje się nie do pomyślenia
Owszem, Europa przeżywa kryzys gospodarczy, polityczny i kulturowy, a jej oferta staje się coraz mniej atrakcyjna na arenie globalnej. Ale z receptami Radziejewskiego mam problem
Horubała dokonuje polskiego rachunku sumienia. Wypada on fatalnie. Elity po transformacji ustrojowej nie umiały stworzyć dobrze działającego państwa, ale też upadały przez przyziemne słabości: chciwość, pijaństwo, pożądanie
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie