Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Przeciąganie liny

Pekin zdobywa nad Waszyngtonem przewagę na kluczowym strategicznie morzu południowochińskim
Wesprzyj NK

Pekin zdobywa nad Waszyngtonem przewagę na kluczowym strategicznie morzu południowochińskim

Przyzwyczailiśmy się do traktowania amerykańskiej dominacji jako oczywistości. Jednak w dalszej perspektywie zmiany systemów międzynarodowych – w tym zmiany hegemonów – są normą. Co jakiś czas mamy do czynienia z rewizją ładu światowego, gdy system staje się dysfunkcjonalny, bo nie zabezpiecza już interesów najważniejszych aktorów, których siła zwiększyła się w stosunku do tych słabnących. Wtedy powstaje nowy system. Dokonuje się to w wyniku twardych rozgrywek dyplomatycznych lub wskutek wojen. Gdy główni gracze nie potrafią się porozumieć, wystarczy drobiazg, by buzujący konflikt wybuchł z całą mocą. Takie sytuacje mają bowiem łatwość wymykania się spod kontroli, łatwo zatem o eskalację w wyniku błędów w strategicznym komunikowaniu swoich intencji przez przeciwne strony.

Koniec z niedrażnieniem Ameryki

Doskonałym przykładem tego rodzaju sytuacji jest trwająca na Morzu Południowochińskim konfrontacja Chin – pretendenta do dominacji, ze starym hegemonem – Stanami Zjednoczonymi. USA jako gwarant ładu w Azji Południowo-Wschodniej i na jej morzach przybrzeżnych zapewniają tzw. swobodę żeglugi, umożliwiając w ten sposób wolny handel globalny, oczywiście na korzystnych dla siebie warunkach, a zarazem bez możliwości wywierania zasadniczego wpływu przez Chiny. Jednocześnie USA są faktycznym patronem bezpieczeństwa i prosperity państw położonych wokół mórz przybrzeżnych Azji Południowo Wschodniej; państw, które coraz bardziej boją się chińskiej dominacji gospodarczej, za którą podąży z pewnością dominacja polityczna.

Pekin odbiera dostrzegalny w ostatnich latach amerykański zwrot ku Pacyfikowi jako strategię powstrzymywania rozwoju oraz rosnącego znaczenia Chin. Elity znad Jangcy ostatecznie jesienią 2014 roku skonstatowały, że w ramach obecnego porządku świata nie uda się osiągnąć wystarczającego rozwoju Chin: „zadekretowanego” przez nowe władze „Chińskiego Snu” i projektu budowy społeczeństwa „Umiarkowanego Dobrobytu”, zakładającego stworzenie klasy średniej i oparcie gospodarki na wewnętrznym popycie. Zrealizowanie tego planu predestynowałoby Chiny – ze względu na ich rozmiar – do roli globalnego hegemona. Stąd decyzja o porzuceniu polityki niedrażnienia USA. Skutki? Z jednej strony rozwój handlowy wzdłuż osi lądowej w kierunku Unii Europejskiej (Jedwabny Szlak), z pominięciem zdominowanych przez US Navy szlaków morskich przez Zachodni Pacyfik i Ocean Indyjski. Z drugiej strony próba rewizji norm na morzach przybrzeżnych Chin, by pokazać wszystkim w regionie, że dotychczasowy ład się chwieje, a Amerykanie nie radzą sobie z jego obroną.

Elity znad Jangcy ostatecznie skonstatowały, że w ramach obecnego porządku świata nie uda się osiągnąć wystarczającego rozwoju Chin

Do pokazowej akcji roztropnie nie wybrano Morza Wschodniochińskiego, bo tam łatwo mogłoby dojść do eskalacji z udziałem silnej floty japońskiej. Za dużo niewiadomych i niepotrzebnego ryzyka. Pekin zdecydował się natomiast przeprowadzić testowanie na Morzu Południowochińskim. Geografia tego akwenu sprzyja Chinom: do baz amerykańskich daleko, ruch statków handlowych jest intensywny, państwa regionu mają słabe marynarki wojenne i siły powietrzne, nie operuje tam flota japońska. A co najważniejsze: znajdują się tam podwodne wyspy oraz rafy i płycizny, które – jak się okazało – świetnie nadają się do testowania istniejącej normy międzynarodowej, czyli wolności żeglowania. A w rzeczy samej – kwestionowania zdolności USA do obrony systemu.

Testowanie hegemona

Chińczycy budują tam od jakiegoś czasu na wielką skalę sztuczne wyspy, na których wznoszone są instalacje wojskowe, logistyczne, radary. Na niektórych nawet lądowiska dla śmigłowców, porty morskie i instalacje okrętowe czy pasy startowe dla samolotów bojowych. W ten sposób Chińczycy rozciągnęli możliwość tzw. projekcji siły 1000 mil na południe od południowego krańca swojego terytorium, czyli wyspy Hainan. Osiągnęli przy tym cztery cele. Po pierwsze, pokazali, że budują co chcą i gdzie chcą. Po drugie, że nikt, w tym także Amerykanie, nie jest w stanie im tego zabronić ani uniemożliwić. Po trzecie, pojawił się nowy argument prawny za tym, że wokół tych wysp rozciąga się na wiele mil wyłączna strefa gospodarcza Chin i że wszystkie niechińskie jednostki morskie i powietrzne podlegają na niej identyfikacji i wystąpieniu o zgodę chińską. Po czwarte, możliwość stacjonowania sił bojowych na sztucznych wyspach daje Chinom na tym akwenie ogromną przewagę operacyjną nad Amerykanami. Wyspy te są w istocie substytutami lotniskowców, bojowe operowanie z nich skraca czas reakcji, dając Chinom kontrolę nad przestrzenią powietrzną Morza aż po Cieśninę Malakka, podczas gdy Amerykanie muszą operować z dala od swoich baz, dostarczając zaopatrzenie długimi trasami. I to w warunkach oddziaływania wojsk chińskich, co uniemożliwia (z powodu obawy przed zatopieniem) wpłynięcie na akwen lotniskowców US Navy w celu wywalczenia i utrzymania nad akwenem przewagi w powietrzu.

Efekt finalny? Chińczycy osiągają przewagę strategiczną, pokazując wszystkim w regonie, że rządzą, i to bez konieczności prowadzenia wojny. I że w przyszłości, wraz z dalszym rozwojem potęgi Państwa Środka, ten stan rzeczy tylko się pogłębi, co zmusi inne państwa do współpracy z Pekinem. Tak się właśnie dokonuje rewizja systemu.

Chińczycy prowadzą tę rozgrywkę mądrze. Na morzu rządzi ten, kto pokazuje swoją obecność. A na Morzu Południowochińskim pływa mnóstwo okrętów chińskiej straży przybrzeżnej, pokazując siłę i przepędzając na przykład filipińskich rybaków. Amerykańska straż przybrzeżna tam nie dopłynie, bo jest za daleko, a nie chcąc dopuścić do niekontrolowanej eskalacji, Amerykanie będą się obawiali wpłynąć tam dużymi okrętami bojowymi, ponieważ mogłoby to zostać uznane za prowokację czy stworzenie przewagi operacyjnej, na którą Chińczycy musieliby odpowiedzieć stanowczo. Nie mówiąc o tym, że istnieje wspomniane realne ryzyko utraty wartościowych okrętów.

Imperium w pułapce?

Innymi słowy, Amerykanie operujący daleko od Kalifornii i Hawajów nie mają dobrej metody, by bez ryzyka niekontrolowanej eskalacji odpowiedzieć na chińskie testowanie systemu międzynarodowego. A w maju do eskalacji było już blisko. Niewiele brakowało, by sytuacja wymknęła się spod kontroli, gdy Chińczycy zażądali, aby amerykański samolot zwiadowczy opuścił strefę powietrzną nad nowymi sztucznymi wyspami. Amerykanie odmówili, a sekretarz obrony Carter w sławnym już przemówieniu na Hawajach stwierdził, że Marynarka Wojenna USA będzie pływała, latała i operowała tam, gdzie pozwalają jej na to normy międzynarodowe, i lepiej niech nikt nie próbuje jej powstrzymać. Zaraz potem Chińczycy zagłuszyli systemy sterowania i rozpoznawcze bezpilotowca rozpoznania operacyjnego – Global Hawk, zmuszając go do powrotu do bazy Guam, ponownie w ten sposób pokazując, że wygrywają tzw. bitwę rozpoznawczą (scouting battle) i że Amerykanie jednak nie latają tam gdzie chcą. Amerykanie zaraz potem wysłali z Singapuru nieduży okręt przybrzeżny, by pływał Chińczykom pod nosem. Przenieśli w ten sposób ryzyko podjęcia eskalacyjnych decyzji na poziom taktyczny kapitana okrętu, co zawsze grozi niekontrolowanym wybuchem i otwartym konfliktem.

Amerykanie nie mają dobrej metody, by bez ryzyka niekontrolowanej eskalacji odpowiedzieć na chińskie testowanie systemu międzynarodowego

Na przełomie maja i czerwca Chińczycy spuścili z tonu, ogłaszając, że kończą budowę sztucznych wysp. Czy robią to z powodu zbliżających się monsunów, czy z powodu potrzeby poluzowania napięcia – nie wiadomo. Myślę, że uznali, że jeszcze za wcześnie na poważne przesilenia. Swoje i tak w tym starciu pokazali. Następne napięcia nieuchronnie nadejdą. A na razie Chiny kupują spokój, by przed burzą zdążyć zbudować jak najwięcej Jedwabnego Szlaku, czyli połączeń handlowych z Europą Zachodnią. Ma to usprawnić handel, umożliwić Chinom dalszy wzrost gospodarczy, ale też dać szansę państwom położonym na Szlaku. Jeśli Chiny w najbliższych latach nie powalą się same w wyniku nieudanej transformacji w kierunku pobudzenia popytu wewnętrznego i jeśli tym samym nie wypadną z gry o nowy ład, konflikt o hegemonię nadejdzie. I bardzo prawdopodobne, że zacznie się na Morzu Południowochińskim.

 

Wesprzyj NK
Współpracownik “Nowej Konfederacji”, ekspert ds. geopolityki i strategii, założyciel i właściciel Strategy&Future, dyrektor Programu Gier Wojennych i Symulacji Fundacji Pułaskiego, Senior Fellow w The Potomac Foundation w Waszyngtonie, współpracownik „Nowej Konfederacji”. Jacek Bartosiak jest popularnym publicystą i błyskotliwym pisarzem. Dużym zainteresowaniem cieszą się jego wykłady, artykuły oraz książki: „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, „Przeszłość jest prologiem” oraz "Koniec końca historii".

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Jedna odpowiedź do “Przeciąganie liny”

  1. Michal pisze:

    No to panie Jacku Chiny zostały właśnie powalone.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo