Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

O klasyce skrzywdzonej przez szkołę

Najgorzej mają wielkie dzieła. Spotyka je często najokrutniejszy los, jakby w akcie odwetu mściwego Demiurga, który nie chciałby, aby najlepsze wytwory kultury, te, które mimo wszystko zapisały się w pamięci, zachowały zbyt długo swoją żywotność
Wesprzyj NK

Biblioteka jest cmentarzyskiem książek. Jej półki skrywają niezliczone złoża tytułów, do których kiedyś nikt już nie dotrze, ponieważ ich czas przeminął. Część spośród tych autorów była może dawno temu rozpoznawana, lecz pamięć o nich się zatarła. Po śmierci stali się zbędni i bezradni, co rok zmuszani do ustąpienia miejsca kolejnym piszącym. Są wprawdzie książki na trwałe wpisane w świadomość społeczną, lecz po namyśle można by stwierdzić, że dość często nieśmiertelność okupiona została zbyt wysoką ceną. Najgorzej mają wielkie dzieła. Spotyka je często najokrutniejszy los, jakby w akcie odwetu mściwego Demiurga, który nie chciałby, aby najlepsze wytwory kultury, te, które mimo wszystko zapisały się w pamięci, zachowały zbyt długo swoją żywotność.

Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy autorzy arcydzieł zdołali uchwycić „znaki czasu”, albo słynnego „ducha narodu” (zjawisko znacznie głębiej wnikające w tkankę problemów ogólnoludzkich, aniżeli można by się spodziewać), a fundamentalnego wpływu ich dzieł na dalszy rozwój rodzimej kultury w żaden sposób nie dało się przecenić. Raz zdobywszy kultowy status, niechybnie stały się częścią szkolnego kanonu, łatwo dając się ujarzmić i stłamsić, aby posłusznie wejść w zimne tryby przymusu i tam utracić resztki swej żywotnej siły. Powiedzmy wprost: nic tak sprawnie nie pasuje do etykietek potrzebnych do uzyskania tak mocno pożądanej przez rozmaite instytucje wiedzy ogólnej (zapomnijmy o wzniosłych źródłach pojęć takich, jak „humanistyczne wykształcenie”); nadają się do tego najlepiej wielkie pomniki kultury. W ten sposób otwiera się przed nami galeria zastygłych twarzy ludzi, którzy ani w twórczości, ani w życiu intelektualnym i duchowym nigdy nie chcieli (i nie powinni byli) zastygać. Przyjrzyjmy się kilku z nich.

„Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej, jedną z najważniejszych powieści drugiej połowy XIX wieku, należałoby czytać jak pieśń pochwalną życia, które dojrzewa, pęcznieje i rozkwita gdzieś w arkadyjskiej przestrzeni, na obrzeżach historycznej zawieruchy

Hymn ku czci polskiego lata

Pozytywizm jest epoką, która stosunkowo rzadko kojarzy się z ponadczasową, a zwłaszcza żywotną i pulsującą literaturą. Tymczasem Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej, jedną z najważniejszych powieści drugiej połowy XIX wieku, należałoby czytać jak pieśń pochwalną życia, które dojrzewa, pęcznieje i rozkwita gdzieś w arkadyjskiej przestrzeni, na obrzeżach historycznej zawieruchy. Sprowadzana do szkolnych kontekstów „literatury tendencyjnej” albo „pozytywistycznego obrachunku z romantyzmem”, okazuje się arcydziełem, które zamyka w sobie kwintesencję polskości, albo dosadniej – „duchowości polskiej”. Mówiąc jeszcze inaczej, to książka przepojona metafizyką „polskiego lata”, cyklicznym rytuałem, rytmem pracy i przyrody, wiejskimi przyśpiewkami, powiewającymi chustami i wstążkami, wypełniona wiązankami ziół i kwiatów. Wspomniane już pozytywistyczne tło odgrywa oczywiście w Nad Niemnem znaczącą rolę, ale wbrew pozorom dotyka ono samych głębi egzystencjalnej społeczności rozciągniętej pomiędzy tradycją a światem idei. Inaczej przedstawia to popularny przekaz szkolny, widząc w dziele Orzeszkowej jedynie fabularyzowany manifest „pracy u podstaw”, ramotę z czasów, kiedy Polacy przejęli się nowymi drogami odbudowy swej ojczyzny.

W powieściowej przestrzeni Grodzieńszczyzny czas jakby zatrzymał się w miejscu, zastygł w upale lipcowego południa, balansuje pomiędzy realistycznym a mitycznym planem „bezczasu”. Lubię drobiazgowe opisy przyrody w wydaniu Orzeszkowej, i lubię obecne w tym świecie „teraz”, widoczne zwłaszcza w tych fragmentach, które wydobywają z ukrycia lasu groby powstańców styczniowych. A więc teraźniejszość i przeszłość, historia i „bezczas”, zmarli i żywi egzystują razem w tym spokojnym, nieporuszonym i stałym „teraz”. Życie rośnie, dojrzewa i wybrzmiewa. Ludzie snują opowieści o tym, kim są, skąd przyszli i dlaczego pozostali tym, czym są. W tym kontekście rozmiar powieści, tak jak wypełniające ją partie opisowe, zyskują swoje głębokie i wspaniałe uzasadnienie. To powieść, która najpełniej przemawia bowiem poprzez wprowadzenie czytelnika w niespieszny, „płynny” tryb lektury, spokojny niczym praca w polu, trwający niczym południowe słońce na firmamencie. I wreszcie jest to dzieło, z którego wyziera pragnienie uwiecznienia wszystkiego, co karmi ducha i zmysły swoją zwyczajnością, od najdrobniejszych kwiatów, ziół i polnych żyjątek, przez drgnienia, falowania i powiewania firanek, chust, gestów, aż po wielki, Hezjodowy plan żywota ludzkiego rodzaju.

Tragedia miłosierdzia

Każdy zgodzi się chyba ze stwierdzeniem, że moralne dylematy bohaterów prozy Fiodora Dostojewskiego mimo upływającego czasu nie tracą na sile wyrazu. Są to na ogół kwestie bolesne, rozdzierające, a przy tym docierające do ciemnego, zimnego miejsca, w którym wiara i ateizm, dobro i zło, światło i ciemność zdają się niemożliwe do rozdzielenia. Podobnie jest z uwikłanymi w historię, niejednoznacznymi postaciami, które pojawiają się na kartach książek Stefana Żeromskiego. Wszystkie one mają w sobie tę podstawową cechę autora, którą jest skrywanie płomienia w sercu. Jakże stąd daleko do wizerunku autora Syzyfowych prac jako nudnego moralisty. Już niezawodny Antoni Lange celnie zauważył, że Stefan Żeromski to „Savonarola, który wciąż sam siebie na stosie ognia własnego spala” (Pochodnie w mroku, s. 5). Tym bardziej paradoksalny wydaje się fakt, iż powieści tego niekwestionowanego mistrza prozy przedstawiane są w ramach edukacji szkolnej wedle wyjątkowo płytkiego, emocjonalnie letniego klucza.

Jeden z najwybitniejszych młodopolskich krytyków literackich, Ignacy Matuszewski, stwierdził wręcz, że tak, jak „Otello” jest tragedią zazdrości, a „Makbet” tragedią ambicji władzy, tak Ludzie bezdomni jawią się jako tragedia litości. Tak też należy czytać tę powieść, dostrzegając w niej zabieg niezwykle błyskotliwy, a więc schemat tragiczny wpisany w strukturę powieści realistycznej

Jednym z najbardziej niedocenianych i niedoczytanych arcydzieł literatury polskiej są dziś z całą pewnością Ludzie bezdomni. Dla autorów szkolnych opracowań jest to naiwna, źle starzejąca się powieść o ideale społecznikowskim, o rozrachunku ze wspomnianą już „pracą u podstaw”, o szlachetnym poświęceniu „nowego pozytywisty”, który wybiera dobro ludzkości, wyrzekając się osobistego szczęścia. Tymczasem już pierwsze recenzje tej powieści wskazywały na pewien wspólny dla Żeromskiego i Szekspira rys humanistyczny, a ściślej – na łączącą obu pisarzy szczególną wrażliwość, która potrafiła wiązać ze sobą tragiczność i heroiczność ludzkiego losu, a zwłaszcza jednostek wyjątkowych (a więc wyjątkowo silnych i kruchych zarazem).

Jeden z najwybitniejszych młodopolskich krytyków literackich, Ignacy Matuszewski, stwierdził wręcz, że tak, jak Otello jest tragedią zazdrości, a Makbet tragedią ambicji władzy, tak Ludzie bezdomni jawią się jako tragedia litości. Tak też należy czytać tę powieść, dostrzegając w niej zabieg niezwykle błyskotliwy, a więc schemat tragiczny wpisany w strukturę powieści realistycznej. Zyskuje na tym zarówno wspomniana tragiczność, przeniesiona ze świata mitu do surowej, namacalnej rzeczywistości wielkich miast i wsi schyłku XIX wieku, jak i plan realistyczny, wyrwany z ograniczeń „obrazka historycznego” i napełniony uniwersalnym, ogólnoludzkim sensem. Dziś powiedzielibyśmy zapewne, że klęska Judyma polegała na złożeniu ofiary z samego siebie na rzecz fałszywie pojętego miłosierdzia. Hybris, „pycha tragiczna” wiary w naprawdę świata sprowadza na protagonistę ananke, „gniew bogów” wyrażony przez samotność wobec bezlitosnej prawdy o tym, że ten świat nigdy nie będzie idealny. Dylemat jakże współczesny w dobie, która coraz wyraźniej dostrzega „czułą” retorykę obsługującą różne ideologie, w kulturze, która wydawałoby się wciąż jeszcze zgłębia niszczycielską stronę utopijnych złudzeń.

Kontemplacja trwania, kontemplacja przemijania

Noce i dnie to dokument epoki, która nie znała – jak to określa Jacek Dukaj w książce Po piśmie – człowieka cierpiącego na nieznośną nudę, nieustannie domagającego się „czegoś, co skutecznie przykuje uwagę”. Styl, w jakim zostały napisane Noce i dnie nie przykuwa uwagi, podobnie jak nie przykuwa jej proza Henry’ego Jamesa, potężne cykle Romaina Rollanda, a może nade wszystko nagrodzona Noblem Saga rodu Forsyte’ów Johna Galsworthy’ego. To literatura sprzężona z inną mentalnością, nieznająca – odwołując się znów do Dukaja – „handlu sekundami” ani „inżynierii celu”, uprawianej przez media społecznościowe. Noce i dnie nie są powieścią gospodarującą uwagą, a przynajmniej nie w tym sensie, o jakim wyżej mowa; zamiast tego autorka proponuje obcowanie z życiem i światem pozbawione tak wyraziście zarysowanego celu, do jakiego się przyzwyczailiśmy w dobie nadmiaru bodźców. To, co w tej książce najważniejsze wyłania się subtelnie i nienachalnie, jakby w kontekście i między słowami, podobnie jak to było chociażby w przypadku prozy Jamesa.

Biblioteka, owszem, coraz częściej przypomina cmentarz. Ale wciąż jeszcze skrywają się w nim książki, które nowy (a raczej pierwotny) duch może wskrzesić z martwych

Sama powieść okazuje się pełna kultowych wręcz fragmentów. Tym, czym dla literatury modernistycznej jest zawarty w Poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta opis magdalenek, tym są nenufary dla Nocy i dni i prozatorskiego dziedzictwa Dąbrowskiej. Sądzę, że poetyka zbliżeń jest tutaj istotnym kluczem, także w perspektywie tego, co stanowi dzisiaj największą trudność w odbiorze przedstawianej tu powieści. To bodaj ostatni wielki epos na temat duszy polskiej, tego, co bym nazwał specyficznie polską duchowością, albo nawet „polskim rysem metafizycznym”. Niesamowicie zobrazowana została chociażby dychotomia pomiędzy trwaniem i przemijaniem, kulturą i naturą, przeszłością i teraźniejszością, historią i bezczasem świata idei. Ten rys dodatkowo podkreślony zostaje przez opis deklasacji ziemiaństwa, które przechodzi w świat miejskiej inteligencji, a to z kolei znajduje odzwierciedlenie w stylu powieści, która – podobnie jak dzieła wspomnianego już kilkukrotnie Jamesa – dokonuje rekonesansu wielkiej tradycji prozatorskiej XIX wieku, wychylając się jednocześnie w stronę rozwiązań nowoczesnych.

Tutaj również realizuje się główny problem Nocy i dni, czyli dialog między nieuchronnym odchodzeniem, zachodem starej rzeczywistości, która znika za horyzontem, gdyż „przemija postać tego świata”, i tak być musi, a potrzebą odnalezienia tego, co pozostaje. Umiejscowienie tej książki w kanonie lektur szkolnych wciąż jest jednak tajemnicą. Najprawdopodobniej musi tam być, bo to najwybitniejszy przykład polskiej epiki literatury międzywojennej. Są chłopi, są inteligenci, są przemiany społeczne i dzieje rodziny – a więc utwór jest poważny, wręcz doniosły. Nie wiadomo jednak, co miałoby z tego wynikać dla edukacji. Może tylko to, że każda epoka od początków XIX wieku miała swoją wielką powieść.

To tylko nieliczne przykłady dzieł polskiej klasyki niemiłosiernie wytarmoszonych i zbrukanych za pomocą słowa „lektura szkolna”, jak również innych, równie bolesnych obelg. Filozofująca, a przy tym cudownie nastrojowa poezja Marii Konopnickiej czy Adama Asnyka, Chłopi Reymonta jako wielka epopeja człowieka, istoty tyleż z ziemi, co z ducha, postawionej wobec bezlitosnej, a jednak tchnącej potęgą przyrody, Wesele Wyspiańskiego, dramat niezwykle aktualny przez wzgląd na wiwisekcję fundamentalnego nieporozumienia między warstwami społecznymi, albo Nie-boska komedia Krasińskiego kreśląca równie doskonały i brutalny obraz mechanizmów rewolucji, co najwyższe osiągnięcia literatury światowej XX wieku, czasu wielkich totalitaryzmów i wojen… Należałoby jeszcze wspomnieć o autorach, którzy powinni zaznaczyć swoją obecność w edukacyjnym kanonie, choć nigdy do niego nie trafili, a więc niemal prekursorski wobec postmodernizmu Felicjan Faleński albo psychodeliczny Antoni Lange (obaj jakże nowocześni, a przecież urodzeni jeszcze w XIX wieku). A więc biblioteka, owszem, coraz częściej przypomina cmentarz. Ale wciąż jeszcze skrywają się w nim książki, które nowy (a raczej pierwotny) duch może wskrzesić z martwych.

Wesprzyj NK
Doktor filologii (Wydział Polonistyki UJ), eseista, pisarz, historyk literatury. Współpracuje m.in. z „Christianitas”, „Teologią Polityczną” oraz „Nowym Napisem”. Zajmuje się katolicką tradycją mistyczną, teologicznym wymiarem literatury pięknej, a także wątkami religijnymi w dziełach popkultury. Do tej pory wydał zbiór szkiców "Niewiasta z perłą" (Kraków, 2018). Planowana jest również publikacja kolejnej książki, "Ciemny płomień. Szkice o napięciach i horyzontach teologii poetyckiej". Stypendysta Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

3 odpowiedzi na “O klasyce skrzywdzonej przez szkołę”

  1. Barbara Nałęcz-Nieniewska pisze:

    Właśnie oglądamy z mężem serial „Noce i dnie”, więc to niesamowite, że ten artykuł pojawił się właśnie teraz :). Również uważam, że zarówno ta powieść, jak i „Nad Niemnem” ukazują charakter ducha polskiego. Podobnie jest z polskim malarstwem drugiej połowy XIX wieku. Uważam, że jest niezwykle głębokie, specyficznie polskie i można je czytać na wielu poziomach, a kultura XX wieku oznaczyła je łatką nudnego akademizmu i mało kto je dziś docenia… A co do literatury, to uważam, że pozytywizm był najfantastyczniejszą epoką (przyprawiony przecież nutą romantyzmu) i przykre jest to, że dziś uważany jest za nudziarstwo…

  2. Papamalar pisze:

    Poza tym ze, zadnej z tych ksiązek nieda sie czytac. Są po prostu nudne i archaiczne. Dla pokolenia obecnych 20 latkow i mlodszych (liceum!) kompletnie niezjadliwe zarowno co do stylu jak i co do arhaicznej, nie przemawiającej do wyobraźni tresci.

  3. Piotr Burzyński pisze:

    Więc stało się. Teraz, po wielu latach, zmuszony jestem ponownie sięgnąć po którąś z wymienionych pozycji.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo