Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Jacek Żakowski jest dla mnie symbolem elit III RP: zasłużony w okresie walki z komunizmem, wielokrotnie błądzący po roku ‘89. Polska, którą znam, bardzo różni się od Polski z jego publicystyki. Pozytywnie zaskoczył mnie jednak artykuł „Cała władza w ręce młodych” w Gazecie Wyborczej. Żakowski twierdzi, że Polską powinno rządzić pokolenie wchodzące w dorosłość po ‘89 roku, bo jesteśmy lepiej wykształceni, nieskrępowani komunizmem, bardziej profesjonalni i kreatywni.
Zgadzam się, że musimy zacząć aktywniej działać publicznie, ale nie dlatego, że jesteśmy intelektualnie i moralnie lepsi od starszych. Po prostu interesy naszego pokolenia zbiegają się dziś z długofalowymi interesami Polski. Nigdy nie trafiał do nas argument „jest lepiej niż w komunizmie”. Jeśli współczesne państwo nie działa, to trzeba to zmienić, a nie bronić status quo, bo „kiedyś było gorzej”. Nie interesują nas rozwiązania krótkoterminowe, wszak przed nami jeszcze dziesięciolecia pracy w naszym kraju. Jeśli się nie zaangażujemy, będziemy dalej dyskryminowani ekonomicznie i społecznie.
Pokolenie przyblokowanych szans
To ostatnie zdanie brzmi jak herezja. Jak to, millenialsi, pokolenie Erasmusa, pokolenie Internetu – upośledzone? Przecież żyjemy w czasach pajdokracji, gdzie pięćdziesięcioletni dziennikarze zachowują się jak nastolatkowie, a profesorowie na wykładach wtrącają pseudo-młodzieżowe słówka. Przebijmy się jednak przez tę popkulturową chmurę i przyjrzyjmy się twardym danym. W Internecie młodzi są królami życia – w realu pokoleniem przyblokowanych szans. Wielu z nas mówi, że urodziliśmy się za późno.
Urodziliśmy się za późno, by zdążyć na rozdanie w gospodarce. Nie braliśmy udziału w „reglamentowanej rewolucji”, więc nikt z nas nie zdążył na rozdanie spółek nomenklaturowych. Spóźniliśmy się na kluczowe stanowiska w dużych korporacjach. W latach 90. wystarczyło znać angielski – dziś nie wystarczają dwa kierunki i trzy języki obce, by zacząć w nich staż. Lepiej było zaczynać biznes po reformie Wilczka niż dziś, gdy cały przeregulowany system prawno-podatkowy nakłada na przedsiębiorców kolejne ciężary. Rynek w wielu sektorach został dawno podzielony między najważniejszych graczy, których interesów broni państwo. Symbolem tego strukturalnego blokowania młodych jest 350 zawodów regulowanych. Jakie są efekty? Wśród nowo zarejestrowanych bezrobotnych osoby do 24. roku życia stanowią 29 proc., a większość dwumilionowej emigracji to nasi rówieśnicy, szukający swoich szans gdzie indziej.
Możliwości młodego pokolenia znacznie blokują także ceny mieszkań, które od 2005 roku są średnio trzykrotnie wyższe niż pod koniec lat 90. Ludzie szukający własnych czterech ścian spłacają trzykrotnie większy kredyt niż ich starsi koledzy. Ciekawe jest porównanie ceny z realnym kosztem budowy. Dla przykładu, według GUS w 2008 roku koszt oddania do użytku jednego metra kwadratowego wynosił ok. 3 000 PLN, podczas gdy cena ich sprzedaży nawet 10.000 PLN. Pokolenie przyblokowanej szansy przez kolejne 30 lat będzie finansowało ogromny zysk film deweloperskich i banków. Jakie są skutki społeczne takiej sytuacji? Osoby z wysokimi kredytami zazwyczaj nie ryzykują, więc nie zakładają własnych firm. Nie decydują się na większą ilość dzieci. Koncentrują się prawie wyłącznie na pracy zawodowej, nie biorąc udziału w życiu społecznym.
Kiepskie perspektywy naszego pokolenia widać jednak najlepiej, patrząc na demografię i dług publiczny. ZUS przedstawił prognozę, wedle której do roku 2060 ma być o 8 milionów mniej Polaków. Dziś 24 miliony w wieku produkcyjnym utrzymują 7 milionów w wieku poprodukcyjnym. Przewiduje się, że w 2060 roku 16 milionów w wieku produkcyjnym będzie musiało utrzymać 10 milionów w wieku poprodukcyjnym. Nie każda osoba w wieku produkcyjnym będzie pracować, a ktoś przecież będzie musiał opłacać jej rentę lub zasiłek.
Nie ma szans, by ten system się nie rozleciał. Nie dostaniemy zatem emerytury z ZUS-u. Dalej jednak musimy odprowadzać tam comiesięczne składki, bo z nich wypłacane są pieniądze dzisiejszym emerytom. Następne pokolenie nie odpłaci się nam tym samym. Sami musimy oszczędzać na naszą przyszłość. Co gorsza, rosnący dług publiczny oznacza coraz mniej pieniędzy z pensji w kieszeni. Te warunki ekonomiczne zmuszają (lub zmuszą) nas do działania publicznego.
Arystotelesem w Machiavellego
Za zły stan państwa, który uderza w nas samych, ponosimy część odpowiedzialności. Daliśmy się przekonać, że polityka jest czymś złym, niewartym naszej uwagi. Przeświadczenie to pogłębiła popkultura i upowszechniający ją Internet. Świetnie opisał to jeden z blogerów. Jesteśmy zafiksowani na niewielkim wycinku rzeczywistości. Każdy z nas ma swój zdanie, jednak nie głosujemy, nie interesujemy się sprawami ogółu. Ściągając kolejny serial HBO, w słuchawkach na uszach uciekamy w popkulturę. Udajemy, że niesprawiedliwa rzeczywistość za oknem nas nie dotyczy. Widząc to, politycy dawno zrozumieli, że ludzie przed czterdziestką są niewdzięcznym elektoratem. Jesteśmy kapryśni, nieufni, nie można na nas liczyć przy urnach wyborczych. Dlatego politycy dbają o interesy zorganizowanych grup wpływu (emerytów, rolników, budżetówki, związków zawodowych), bo oni stanowią realną siłę polityczną. Interesy młodych w słuchawkach na uszach nikogo nie interesują.
Zniechęcanie nas do życia publicznego jest zatem na rękę klasie politycznej. Politycy publicznie narzekają, że ich zawód ma złą prasę, że młodzi nie chcą brać udziału w wyborach, ale w zaciszu gabinetów zacierają ręce. Brak zaangażowania obywateli jest dla polityków wszystkich opcji świetnym sposobem na pozbycie się konkurencji. Tusk na zamkniętych spotkaniach z aktywem straszy, że krytycy „chcą nas pozbawić stołków”. Jeśli służy to interesowi formacji, będzie także zniechęcał do udziału w wyborach oddolne ruchy miejskie w Warszawie. Reakcja „pozbawią nas stołków” była również powszechna w strukturach terenowych PiS-u po 10 kwietnia. Oddolne inicjatywy młodych, którzy chcieli się zaangażować na fali patriotyzmu, zostały spacyfikowane przez doświadczonych działaczy. Utracono szansę na ruch społeczny, bo terenowi działacze nie chcieli u siebie konkurencji. Politycy grają z nami w tę dziwną grę: publicznie załamują ręce, że się nie angażujemy – w praktyce robią wszystko, by w zarodku zabić choćby minimum podmiotowości społecznej. Sam kilka razy zetknąłem się z propozycjami od polityków różnych opcji: „pomożemy Klubowi Jagiellońskiemu, jeśli publicznie zadeklarujecie lojalność wobec nas”. Słowa o naszej niezależności budziły jedynie ich irytację.
Polska w naszym rękach
Nasze podejście się zmienia. Coraz częściej rozumiemy, że polityka także nas dotyczy. Złe decyzje w Sejmie mają bezpośredni wpływ na naszą pracę, raty kredytu, coraz gorszą edukację. Popularność ruchów sceptycznych wobec całej klasy politycznej (np. Ruchu Narodowego) pokazuje coraz większą frustrację młodych. Rośnie złość na polityków, bo nie potrafią oni zreformować Polski.
Nie szukajmy jednak winy w innych – znajdźmy ją w nas samych. Wyleczmy się z liberalnego złudzenia, że państwo reformuje się samo, że zrobi to za nas „niewidzialna ręka rynku”. Nie wystarczy, że będziemy ciężko pracować, a po pracy – grillować. Jeśli nie chcemy, by efekty naszych działań były dalej marnotrawione, musimy sami się zaangażować. Wszystko zacznie się, gdy zmienimy nasze podejście do polityki; gdy odrzucimy lansowane od lat przekonanie, że musi ona być cyniczną grą o władzę dla samej władzy. Ciągle jest możliwa inna polityka, rozumiana jako racjonalne i długofalowe działanie na rzecz dobra wspólnego. Wolontariusz, działacz społeczny, przedsiębiorca-filantrop, samorządowiec – oni wszyscy, działając dla innych, „robią politykę”. I powinni być z tego dumni. Szkodliwe jest przeciwstawianie „dobrego społeczeństwa – złym politykom”. Są to różne sposoby zmieniania rzeczywistości.
Powie ktoś, że to idealizm. Tak naprawdę jednak jest to skrajny realizm. Jeśli ktoś głosi hasło: „nie zajmujcie się polityką – zostawcie ją nam”, to nie traktuje nas jak obywateli, ale jak ciemną masę. Jeśli ludzie mu uwierzą, to zajęci oglądaniem seriali przestają patrzeć władzy na ręce. I ta robi z nimi, co chce. Dlatego my, realistycznie patrząc na pokusy, którym podlegają wszyscy politycy, mówimy: „zajmujmy się polityką, bo bez świadomych, zaangażowanych i podmiotowych obywateli klasa polityczna się zawsze degeneruje”. Od tej zmiany myślenia zależy wszystko.
Zmieńmy zasady gry
Jakie są nasze dążenia? Nie są to „stołki dla młodych”. Nie chodzi nam też o pomoc ze strony państwa. Sami damy sobie radę. Naszemu zaangażowaniu w politykę ma przyświecać inny cel. Chcemy wreszcie wprowadzić w Polsce zdrowe zasady gry, które nie będą nikogo dyskryminowały, bo nie załapał się na właściwy czas. Chcemy sprawiedliwości rozumianej jako równość szans. Jeśli zakładasz biznes – państwo ci nie przeszkadza. Jeśli twoja firma konkuruje na wolnym rynku – państwo strzeże uczciwych zasad i nie pomaga twoim konkurentom. Jeśli chcesz założyć prywatny uniwersytet – jest bon edukacyjny, który gwarantuje uczciwą konkurencję. Jeśli piszesz świetny doktorat i dobrze prowadzisz zajęcia – masz szansę konkurować ze starszymi naukowcami o etat na uczelni. Jeśli chcesz kupić pierwsze mieszkanie – są regulacje zapobiegające powstawaniu bańki na rynku nieruchomości..
Przywrócenie sprawiedliwych zasad gry długofalowo będzie służyć Polsce. Zrządzeniem losu ten postulat jest zbieżny z interesem naszego pokolenia. Dlatego zgadzam się z Żakowskim, że więcej młodych ludzi w polityce może przynieść pozytywną zmianę. Jednak nie mogą to być przede wszystkim ludzie rekrutowani z młodzieżówek – oni przeważnie już dawno przyswoili sobie obowiązujące dotychczas reguły. Jeśli chcemy je zmienić, to zaangażować się muszą ludzie myślący o polityce w duchu Arystotelesa, a nie Machiavellego. Ludzie, dla których podane powyżej uzasadnienie ekonomiczne będzie ważne, ale nie ostateczne. Rozumiemy, że dla większości społeczeństwa lata 90. to był okres przede wszystkim bogacenia się. Nasze pokolenie wychowane w lepszych czasach nie uznaje kolejnego domu i jeszcze szybszego samochodu za wartość, bo życie zamykające się w pogoni za kasą jest pozbawione ważnej części. Wielkie marzenie zmiany Polski jest właśnie tą brakującą częścią.
Nowoczesny patriotyzm, czyli oddolna rewolucja republikańska
Jak to zrobić? Dlaczego wielu ludzi, którzy zgadzają się z taką diagnozą, nie angażuje się? Bo patrzą na politykę od góry, przez pryzmat serwisów informacyjnych. Widzą w nich ludzi, z którymi nie mają bezpośredniego kontaktu. Obserwują zachowania, których często nie rozumieją. Gdyby nawet chcieli się zaangażować, nie wiedzą jak to zrobić.
Trzeba odwrócić ten sposób myślenia. Zobaczyć, że dobrze funkcjonujące partie wyrastają z życia społecznego, są ich politycznym przedłużeniem. To określone grupy społeczne zrzeszone w niezależnych instytucjach powinny powoływać partie do istnienia, a następnie je kontrolować. Dziś w Polsce jest dokładnie na odwrót: to partie górują nad społeczeństwem, traktując je jak tort, który można swobodnie dzielić. Kluczem są tu media, które pozwalają dotrzeć do zatomizowanego odbiorcy i wywołać w nim określone emocje. Nie ma jednak żadnego mechanizmu przesyłania informacji zwrotnej (poza kartką wyborczą). Dlatego społeczna baza partii nie ma żadnego wpływu na jej funkcjonowanie. Nie ma żadnych więzi. Są tylko centra partyjne i pojedynczy wyborcy mobilizowani przez emocje.
Ludzie nie angażują się publicznie, bo widzą, że nie mają na nic wpływu. Czują, że partie funkcjonują na zasadzie armii, gdzie jeśli nie jesteś na szczycie piramidy, możesz najwyżej rozwieszać plakaty wyborcze. Odwrócić ten trend można tylko dzięki oddolnej pracy na rzecz aktywizowania wspólnoty politycznej. Tylko dzięki przekonaniu na nowo ludzi, że mogą być podmiotowi w sferze publicznej, a ich pozycja zależy od ich pracy i umiejętności, a nie woli partyjnego lidera z Warszawy. W tym celu trzeba powoływać nowe organizacje społeczne skupione na lokalnych sprawach. Organizacje łączą zatomizowane społeczeństwo w grupy mające wspólny cel, budżet, haromonogram działań. To szkoła spadania z nieba na ziemię, uczenia się w praktyce działania wspólnego, brania odpowiedzialności, cierpliwości. Trzeba na nowo odkryć samorząd, gdzie można nie tylko mówić o potrzebie reformy państwa, ale realizować ją tu i teraz, w dziesiątkach polskich miast. Praca samorządowa pozwala pokazać, jak mógłby wyglądać kraj, gdyby oddać go w ręce aktywnych obywateli. Tylko taka oddolna praca pozwoli zbudować w Polsce ruch mogący realnie ją zmienić.
Rewolucja w sferze idei
Każda rewolucja zaczyna się w głowach. Pierwszym krokiem musi być zerwanie ze schematami. Zwykło się mówić, że najważniejszymi intelektualistami III RP są Adam Michnik i Jarosław Kaczyński. Rzeczywiście, ich diagnozy miały charakter długotrwały i zmieniły Polskę. Do dziś wielu uważa, że każdy z nas musi opowiedzieć się za jednym z nich, jak niegdyś zrobili to bracia Kurscy.
Chyba nikogo nie zaskoczę, gdy powiem, że jest to przedawnione roszczenie. Nasze pokolenie zupełnie nie rozumie emocji, jakie budzi Michnik. Jego diagnozy dawno przestały być przez nas traktowane z zainteresowaniem. Inaczej Kaczyński, bo ten budzi emocje polityczne. Wielu ciągle liczy, że to on zmieni Polskę. Jednak w sferze intelektualnej dziś także nie dyskutuje się o koncepcjach Kaczyńskiego. Nie budzą już one żadnego fermentu intelektualnego. Młodzi mają swoje środowiska, gdzie odbywa się ożywiona dyskusja. Przeważnie są one skupione wokół kwartalników, takich jak „Pressje”. To tam są idee zapalające przyszłość.
Jagielloński24
Takiej rewolucji nie służy współczesny rynek medialny. W dużej mierze jest on zabetonowany, rządzą w nim hierarchie z lat 90. Media komercyjne idą za kasą, za oglądalnością, za tym co grzeje i za tym co na fali. Albo wpisują się w ostry spór partyjny. Dlatego wpadliśmy na prosty pomysł: jeśli nie podoba nam się obecny układ, to załóżmy własne media. Takim portalem ma być jagielloński24. Internet daje wolność, pozwala uniknąć pośredników, którzy siłą rzeczy, utrzymują stary porządek. Jagielloński24 ma być miejscem dla ludzi zaangażowanych w zmianę Polski, ale nie przesiąknięty partyjnymi emocjami. Ludzi posiadających określone wartości, ale otwartych na różne sposoby ich realizacji w dzisiejszym świecie. Ludzi unikających zarówno postawy wszystkowiedzących kapłanów-ideologów, jak i wiecznie kpiących błaznów. Portal starający się szukać w bieżących wydarzeniach rzeczy naprawdę ważnych. Głosem młodych ekspertów patrzących na Polskę już w inny sposób, niż ich starsi koledzy. Wreszcie siłą tego portalu macie być Wy, nasi Czytelnicy i Współpracownicy. Razem chcemy otworzyć kolejne miejsce rozmowy o tym, jakiej Polski chcemy.
Tekst pierwotnie opublikowano na stronie internetowej tygodnika „Jagiellioński24” w 2013 r.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Chińscy przywódcy obecnie dobrze wiedzą, że poprzedni chiński sposób myślenia, czyli budowanie murów przeciwko światu, ostatecznie doprowadził Chiny do upadku. Tym razem już tak nie zrobią. Fragment książki Kishore Mahbubaniego, „Czy Chiny już wygrały?”
Skrócenie kadencji poprzedniej KRS było bezprawne. Ponadto sam proces powoływania członków Rady budził poważne wątpliwości. Fragment książki "Upadła praworządność. Jak ją podnieść?" S. Sękowskiego i T. Pułróla.
Jeżdżę po dworach od lat. Landem nie, bo kto dziś ma lando? Najwyżej Andrzej Nowak Zempliński, który zbiera w Tułowicach wszystko co stare i na kołach. Samochodem jeżdżę, jak mnie ktoś zabierze. Albo wieczorami po sieci.
We współczesnym świecie ścisły związek liberalizmu z demokracją jest po prostu faktem. Państwo liberalno-demokratyczne czy też - jak je również nazywamy - demokratyczne państwo prawa, stało się modelowym rozwiązaniem nie tylko w krajach należących do kręgu cywilizacji zachodniej. Nic więc dziwnego, że w potocznym języku oba pojęcia zlewają się i często stosowane są wymiennie - liberał to ktoś, kto bezwarunkowo akceptuje ideę demokracji, demokrata zaś to wyznawca poglądów liberalnych.
Czy wolność może rządzić państwem? Czy władza może być władzą w służbie wolności? Tak postawiony temat musi budzić wątpliwości, ponieważ w potocznym mniemaniu każda władza, a zwłaszcza władza polityczna obdarzona środkami przymusu, wydaje się raczej tym, co dla ludzkiej wolności stanowi największe zagrożenie. Czy najwłaściwszym ujęciem wzajemnej relacji obu fenomenów nie byłoby raczej ostre przeciwstawienie: władza kontra wolność?
Tylko połączone siły Kościoła i Państwa mogły wygnać ducha pogaństwa, którym od niepamiętnych czasów przeniknięte było starożytne społeczeństwo; przykładu dostarczało despotyczne Cesarstwo Wschodnie
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie