Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Kultura harówki umiera. Lis i Kulczyk nie wierzą

Wywiady z Tomaszem Lisem i Grażyną Kulczyk dowodzą, że ich formacja umysłowo-pokoleniowa nic nie rozumie z przemian ostatnich kilkunastu lat. Widocznie może sobie na to pozwolić
Wesprzyj NK

Pracowaliśmy dzień i noc, sprawiało nam to ogromną frajdę. Dziś w oczach przedstawicieli młodego pokolenia nie widzę tego błysku, zapału. Zarówno pokolenie Z, wcześniej X, milenialsi…” żali się Grażyna Kulczyk w „Gazecie Wyborczej”. Wtóruje jej Tomasz Lis, który w „Krytyce Politycznej” tak opowiada Agnieszce Wiśniewskiej: „W moich czasach nikt nie słyszał o czymś takim jak work and life balance. Przychodziłem do pracy, sprawdzałem na grafiku, kto jest wydawcą w soboty i w niedziele (…) Rozumiem, była w tym skrajność, ale szczerze, była też jakaś idea. Wiedzieliśmy, że jak chcesz mieć sukces, to – używając twoich słów – zapierdalasz, bo innej drogi nie ma”. Niewiele ponad tydzień dzieli te dwa wywiady, z których wniosek właściwie jest taki sam: formacja mentalno-pokoleniowa, do której należą Lis i Kulczyk, nic nie zrozumiała z przemian ostatnich lat, albo w ogóle z losów III RP. A jest to o tyle poważny problem, że właśnie ona cały czas sprawuje we współczesnej Polsce rząd dusz.

Lis i Kulczyk niby zdają sobie sprawę, że świat się zmienił. Podejmują ogromny wysiłek myślowy, aż pocą się od wytężenia woli, żeby – niechętnie – przyznać, że jest już inaczej, że czas harówki po kilkanaście godzin i przyzwolenia na wyciskanie pracowników jak cytryny się skończył. Oboje jednak ani w ząb nie rozumieją, dlaczego tak się stało, choć rozmawiający z nimi dziennikarze próbują ich jakoś do tej straszliwej prawdy podprowadzić (zwłaszcza Agnieszka Wiśniewska Tomasza Lisa). Były naczelny „Newsweeka” twierdzi co prawda, że trzeba tę zmianę przyjąć i zaakceptować, a Kulczyk niby mówi, że nie ma pretensji do młodych, ale te słowa wyciskają z siebie z trudnością. Większość wypowiedzi tych koryfeuszy III RP to narzekanie na młodych. Zerkają na zegarek, nie chcą pracować dłużej, niż przewiduje ustawa, pracują bez pasji, chcieliby, żeby efekty były zaraz – mówi Kulczyk. Lis obawia się, że zaczniemy wkrótce potępiać ciężką pracę i wybitność, a może nawet zabraniać ciężko pracować tym, którzy chcą.

Formacja pokoleniowo-mentalna, do której należą Lis i Kulczyk, nic nie zrozumiała z przemian ostatnich lat, albo w ogóle z losów III RP. A jest to o tyle poważny problem, że ta właśnie formacja cały czas sprawuje we współczesnej Polsce rząd dusz

W obu wywiadach uderza ogromna oporność na fakty. Ani jeden, ani drugi rozmówca nie rozumie, skąd bierze się obecny konflikt pokoleń. Nie rozumie, dlaczego wielu ludzi głosuje na PiS – a może postrzegają oni tę partię jako obronę przed tą bezwzględną „logiką” biznesową? Lis i Kulczyk są święcie przekonani, że ich sposób widzenia świata jest słuszny i daje się zaaplikować w każdej epoce. Lis już tęskni za „kulturą zapierdolu”, która „ginie, wyparowuje i przegrywa, i jest skazana na klęskę, choć jedno się nie zmieni. Ci, którzy chcą osiągnąć wybitność i prawdziwy sukces, muszą pracować więcej niż reszta. Jak powiedział Churchill – 'wielkość to robić to co inni plus coś ekstra’. Rozumiem, że to się może nie podobać, ale tak jest„.

W tym jednak rzecz, że tak nie jest. Z kilku powodów.

Po pierwsze: w roku 2022, w świecie zaawansowanych technologii, pracowanie więcej, robienie więcej nie oznacza, że robi się lepiej. Myślenie o pracy w kategoriach ilościowych to relikt XIX wieku, społeczeństwa industrialnego, w którym pracownik stał przy taśmie. Work-life balance zamiast „zapierdolu” jest ludziom potrzebny nie dlatego, że ludziom poprzewracało się w głowach, a po to, żeby pracowali dobrze. Większość z nas to nadal ludzie, a nie roboty, więc mamy granice możliwości, po przekroczeniu których nasza wydajność spada i jakość pracy się obniża. Chyba oczywiste jest też, że taka harówka ma koszmarny wpływ na zdrowie fizyczne i psychiczne.

Słowem: milenialsi, iksiarze, zetki – nie umiecie ciężko pracować, bo nie widzicie sensu w tej pracy, pracujecie bez pasji, „bez błysku w oku”, jak mówi Kulczyk. Ależ tak, nie widzimy sensu!

Po drugie: Jeszcze w czasach, gdy Lis et consortes budowali III RP po 1989 r., faktycznie harówka przynosiła realne efekty finansowe, zwłaszcza w tworzącej się branży medialnej. Owszem, kiedy tworzy się coś nowego, faktycznie można zdecydować się na ucieczkę do przodu i wówczas długo i ciężko pracować, żeby zdystansować konkurencję i na krótką metę przyniesie to efekt (pomijając już na chwilę szkody zdrowotne i inne). Ciekawe, że to właśnie formacja umysłowa Lisa i Kulczyk (i jej pogrobowcy, tacy jak Simon Sinek) w mowy coachingowe wplatała słowa Nietzschego: „Ten, kto ma po co żyć, potrafi znieść niemal każde «jak»”. Słowem: iksiarze, milenialsi, zetki – nie umiecie ciężko pracować, bo nie widzicie sensu w tej pracy, pracujecie bez pasji, „bez błysku w oku”, jak mówi Kulczyk. Ależ tak, nie widzimy sensu! Kolejne pokolenia wychodziły na rynek pracy w zupełnie innych warunkach, a harować miały tak samo. W warunkach rynku wysoko konkurencyjnego, umeblowanego przez wielkich graczy, efekt skali z harówki jest minimalny. Dużo bardziej liczy się dobre ustawienie już na początku i po prostu szczęście. Związek między liczbą godzin pracy a sukcesem staje się jeszcze mniej liniowy. Redaktor Lis, Pani Kulczyk i inni ich znajomi mogli pracować po 18 godzin, bo na końcu tego tunelu widzieli dom na Majorce, najnowsze samochody, słowem – wymierną korzyść. Pokolenia wchodzące na rynek pracy po roku 2000 już tego nie widzą, a także…

No właśnie, a także. Po trzecie: tak, mentalność też się zmieniła. Ludzie zaczęli powoli zauważać to, co wiele lat temu wyraził Tomáš Sedláček w książce „Ekonomia dobra i zła”, a masowo zaczęło do nich to dochodzić dopiero później, a mianowicie to, że sukces gospodarczy nie oznacza szczęścia. Że może jednak wolą nie mieć tego domu na Majorce i tych najnowszych samochodów, bo to nie jest droga do pełnego, sensownego i szczęśliwego życia. Może wychodzą z pracy po (o zgrozo) 8 godzinach, bo tworzenia nowych produktów bankowych, reklam, bądź sprzedawania dóbr FMCG nie uważają za „coś fantastycznego”? A może dlatego, że, podobnie jak pani Kulczyk, cenią maksymę pacta sunt servanda i są świadomi, że praca to kontrakt, w ramach którego świadczy się usługi przez określony czas?

Niech red. Lis przyjrzy się mediaworkerom na śmieciówkach w mediach publicznych i niepublicznych, zarabiających grosze, siedzących po kilkanaście godzin i wieczorami

To tylko kilka rzeczy, których nie rozumieją Lis i Kulczyk. Ale nie rozumieją jeszcze jednej rzeczy, bardzo ważnej: że młodsze pokolenia i tak harują. Nie wszędzie, bo w ostatnich latach mieliśmy dobrą koniunkturę, rynek pracodawcy w niektórych branżach (np. IT) zmienił się w rynek pracownika i w tychże branżach nie trzeba było wypruwać sobie żył, żeby zarobić na godne życie i żeby firma utrzymała się na rynku. Ale to jest bardzo wąski obraz. Zwłaszcza branża medialna, w której pracuje Lis, pozostaje branżą ciężkiej harówki, a może nawet jest nią bardziej niż w czasach Lisowej potęgi. Niech red. Lis przyjrzy się mediaworkerom na śmieciówkach w mediach publicznych i niepublicznych, zarabiających grosze, siedzących po kilkanaście godzin i wieczorami. Niech przyjrzy się ciężkiej pracy w organizacjach pozarządowych – tylko po to, by przetrwały. Niech przyjrzy się ochronie zdrowia, branży ochroniarskiej, przemysłowej, handlowej, edukacyjnej, sprzedawcom w korporacjach.

Nie chodzi tylko o to, że te wywiady są świadectwem niezrozumienia świata. To niezrozumienie oznacza też, jak trwała i ogromna jest potęga formacji umysłowo-pokoleniowej Lisa i Kulczyk. Potęga rozumiana jako władza dyskursu, kapitał społeczny, finansowy i polityczny. Gdyby tak nie było, rozmówcy „Wyborczej” i „KP” gryźliby się w język, jeszcze bardziej wytężaliby się, by zrozumieć, próbowaliby zmieniać się. Tego jednak nikt od nich nie wymaga. I nie tylko dlatego, że mają oni tzw. „fuck you money”, czyli pieniądze, które pozwalają im mówić, co chcą, bez autocenzury. Także dlatego, że przewagę w dyskursie publicznym, w biznesie i w instytucjach ciągle mają ci, którzy ten język i sposób myślenia rozumieją i popierają. I ta przewaga potrwa chyba jeszcze dobre 10-15 lat. Przez ten czas pokolenie X dojdzie niemal do emerytury, a milenialsi posiwieją. Cóż – pozostaje im robić swoje. Pracować, owszem, kiedy trzeba, to ciężko – ale mądrze, i na rzecz dobra wspólnego. Summa summarum to lepsze od modlenia się do sukcesu.

Wesprzyj NK
główny ekspert do spraw społecznych Nowej Konfederacji, socjolog, publicysta (m.in. "Więź", "Rzeczpospolita", "Dziennik Gazeta Prawna"), współwłaściciel Centrum Rozwoju Społeczno-Gospodarczego, współpracownik Centrum Wyzwań Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego i Ośrodka Ewaluacji. Główne obszary jego zainteresowań to rozwój lokalny i regionalny, kultura, społeczeństwo obywatelskie i rynek pracy. Autor zbioru esejów "Od foliowych czapeczek do seksualnej recesji" (Wydawnictwo Nowej Konfederacji 2020) oraz dwóch wywiadów rzek; z Ludwikiem Dornem oraz prof. Wojciechem Maksymowiczem. Wydał też powieść biograficzną "G.K.Chesterton"(eSPe 2013).

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
12 095 / 29 500 zł (cel miesięczny)

41.00 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Jedna odpowiedź do “Kultura harówki umiera. Lis i Kulczyk nie wierzą”

  1. PI Grembovitz pisze:

    Ponieważ jak to się nazywa oni/one są spadkobiercami i beneficjentami fruktów PRL- u/komuny/socyalizmu.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo