Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Innowacje w psychoaktywnej krainie

W poszukiwaniu używki idealnej – skutecznej, zdrowej i niezabronionej prawem – przemysł dokonuje ciągłych innowacji lub twórczo wykorzystuje istniejące substancje. E-papierosy, kava kava i nootropiki to tylko niektóre przykłady
Wesprzyj NK

Od zarania świata człowiek szukał substancji, które wpłyną na jego przeżywanie i postrzeganie świata. Które pomogą lepiej zmierzyć się z jego wyzwaniami lub uciec od trudności. Które po prostu zapewnią przyjemność – lub pomogą wejść w świat głębokich doznań duchowych (prawdziwych lub fałszywych – co do tego oczywiście istnieje głęboki spór). Substancji, do których należą zarówno te spożywane na co dzień, jak i te, za których posiadanie grożą surowe kary. Jedne i drugie towarzyszą ludziom od bardzo dawna. Jak wskazują historycy, opium zbierano już 3400 lat przed Chrystusem, a początków historii herbaty można się doszukiwać niewiele później. Jednak mimo tak długich dziejów, używki cały czas podlegają zmianom i modyfikacjom, a w przemyśle związanym z nimi zachodzą znaczące innowacje. Wiele z nich miało miejsce w ostatnich latach.

Przemysł tytoniowy wytwarzał kolejne innowacje, mające na celu zmniejszenie szkodliwości: kolejne rodzaje filtrów, a nawet papierosy nietytoniowe marki Bravo, których istotnym składnikiem były… liście sałaty (ten ostatni produkt jednak poniósł całkowitą klęskę na rynku)

Czy e-papierosy uratują tytoń?

To właśnie innowacje mogą przynajmniej częściowo uratować tytoń. Ta popularna używka znalazła się w szczególnych kłopotach w drugiej połowie XX wieku, i na początku XXI wieku. Niektóre źródła głoszą, że jest on starszy od wspomnianych herbaty i opium – podobno uprawiali go tubylczy Amerykanie już 6000 lat przed Chrystusem. Przywieziony przez żeglarzy Kolumba do Europy w XV wieku, z początku uważany był za roślinę leczniczą, jednak już w XIX wieku odkryto, że nikotyna jest niebezpieczną trucizną. Mimo to, boom papierosowy datuje się przede wszystkim na okres I i II wojny światowej (wcześniej tytoń palony był głównie w fajkach i cygarach, i używany w formie tabaki, także do żucia). Lata 50. XX wieku to czas coraz silniejszych dowodów na to, że palenie tytoniu wywołuje choroby nowotworowe. Przemysł tytoniowy wytwarzał kolejne innowacje, mające na celu zmniejszenie szkodliwości: nowe rodzaje filtrów, a nawet papierosy nietytoniowe marki Bravo, których istotnym składnikiem były… liście sałaty (ten ostatni produkt jednak poniósł całkowitą klęskę na rynku). Wraz ze zwiększaniem się świadomości szkodliwości tytoniu, państwa wprowadzały kolejne – podatkowe i inne – ograniczenia jego konsumpcji i sprzedaży, nakazywały umieszczanie na opakowaniach ostrzeżeń przed zagrożeniami zdrowotnymi. Świadomość tych niebezpieczeństw rosła przede wszystkim w świecie zachodnim, gdzie liczba palaczy spadła znacząco w ostatnich latach, np. w 2018 r. papierosy paliło tylko 16% Brytyjczyków, podczas gdy w roku 1974 było to 46%. Najbardziej znacząco odsetek palących spadł w bogatych państwach Europy i obu Ameryk, podczas gdy rośnie on jedynie w krajach biedniejszych (przede wszystkim na Bliskim Wschodzie i w Północnej Afryce).

W pierwszej dekadzie XXI wieku na rynku – najpierw chińskim – pojawiły się pierwsze papierosy elektroniczne. W 2003 r. w Pekinie farmaceuta Hon Lik zawnioskował o opatentowanie swojego urządzenia. Podobno do tego zmotywowała go śmierć ojca, wieloletniego palacza, na raka płuc (a i sam Hon Lik palił nałogowo)

Jak uratować popularnego „dymka”? Takie pytanie zadają sobie od lat przedstawiciele przemysłu tytoniowego. Do początków XXI wieku innowacje, jak pisałem, polegały przede wszystkim na udoskonalaniu filtrów, co jednak nie miało znaczącego skutku zdrowotnego. Tymczasem już w 1965 r. Herbert A. Gilbert, Amerykanin z miejscowości Beaver Falls, opatentował urządzenie, które przypominało dzisiejsze e-papierosy (gwoli szczegółów, już w 1930 r. podobny pomysł miał Joseph Robinson, ale nie wiadomo nawet, czy stworzono choćby prototyp). Dzięki urządzeniu Gilberta, szczegółowo przedstawionemu w patentowych archiwach, użytkownicy mogli czerpać przyjemność z wdychania wilgotnego powietrza, ubarwionego zapachem tytoniu. Czy to dlatego, że przyjemność ta była mniejsza niż z palenia zwykłych papierosów, czy też, jak twierdził sam Gilbert, dlatego, że firmy czekały aż ważność patentu upłynie – pomysł nie został skomercjalizowany.

Przez ten czas podejmowano wiele prób, jednak dopiero w pierwszej dekadzie XXI wieku na rynku – najpierw chińskim – pojawiły się pierwsze papierosy elektroniczne. W 2003 r. w Pekinie farmaceuta Hon Lik zawnioskował o opatentowanie swojego urządzenia. Podobno do tego zmotywowała go śmierć ojca, wieloletniego palacza, na raka płuc (a i sam Hon Lik palił nałogowo). Papieros elektroniczny pierwszej generacji składał się z baterii, plastikowego wkładu z nikotynowym płynem i elementu podgrzewającego opartego na ultradźwiękowym atomizerze. E-papierosy pierwotnie nie zdobyły ogromnej popularności w Chinach, ale sprzedawały się dobrze (od 2006 r.) w Europie i w Ameryce. Od tego czasu stworzono trzy kolejne generacje e-papierosów. Najważniejszą innowacją jest sam pomysł podgrzewania tytoniu (na różne sposoby) zamiast jego spalania, dzięki czemu nie powstaje dym, zawierający szereg szkodliwych substancji, a użytkownik wprowadza do płuc tylko aerozol.

Co do szkodliwości e-papierosów, istnieje generalny konsensus co do tego, że faktycznie do organizmów użytkowników trafia mniej szkodliwych substancji niż w przypadku papierosów tradycyjnych. Pojawiają się natomiast wątpliwości, czy nowe formy palenia nie przyciągną młodych do tego zwyczaju. Na razie trwają badania, a na wiarygodne dane o długofalowych efektach używania papierosów elektronicznych musimy jeszcze poczekać.

Zamiast Xanaxu

Co jednak z innymi substancjami o mocniejszym działaniu psychoaktywnym? Wydaje się, że dzisiejszy świat z coraz bardziej szaleńczym tempem i coraz silniejszym stresem, jakiemu poddawani są ludzie, domaga się różnego rodzaju „wspomagaczy”. Pogarsza się kondycja psychiczna mieszkańców zachodniego świata. Wg prognoz WHO w ciągu 20 lat depresja (której jedną z przyczyn jest długotrwała ekspozycja na stres – tzw. depresja reaktywna) stanie się najczęściej występującym problemem zdrowotnym. Coraz większe wymagania stoją przed pracownikami, którzy muszą szybko dostosowywać się do zmieniającego się świata, ciągłej rewolucji technologicznej i przyśpieszającego nieustannie biznesu. W warunkach zmian kulturowych, a przede wszystkim w efekcie atomizacji społecznej i rozpadu wielopokoleniowej rodziny, większa odpowiedzialność, a więc i większy stres wiąże się też z wychowywaniem dzieci. Najlepiej byłoby zmienić styl życia i zadbać o równowagę między pracą (zawodową lub domową) a odpoczynkiem, jednak nie zawsze jest to takie proste. Stąd poszukiwanie coraz to nowszych, bardziej skutecznych, a dodatkowo, legalnych i możliwie jak najmniej szkodliwych substancji zwiększających poziom energii, poprawiających nastrój i niwelujących lęk. W ostatnich latach media alarmowały o znaczącym wzroście użycia benzodiazepin. Są to leki przeciwlękowe, działające uspokajająco, rozluźniające, wywołujące poprawę nastroju, stosowane są więc nieraz jak używki – rekreacyjnie. Wśród benzodiazepin króluje Xanax, tak popularny także w Polsce, że zainspirował nawet nazwę zespołu grającego taneczną elektronikę, a niedawno śpiewał o nim raper Mata w słynnej „Patointeligencji” („Mój ziomo podp…….ał xany od mamy z szafki z lekami”). Benzodiazepiny same w sobie nie są najświeższą innowacją. Xanax wprowadzono do sprzedaży w 1981 r., jednak, jak wskazują amerykańscy badacze, w USA tylko w latach 1996-2013 o 67% wzrosła liczba osób, którym zapisano leki z tej klasy. Niestety, niemal każda używka ma swoją ciemną stronę. Benzodiazepiny, choć na lęki działają faktycznie szybko, równie szybko uzależniają, gdyż w krótkim okresie buduje się tolerancja na substancję, i aby osiągnąć dotychczasowe efekty, trzeba brać więcej i więcej, a odstawienie jest koszmarem. Boleśnie przekonał się o tym światowej sławy psycholog Jordan Peterson (jego „12 życiowych zasad” recenzowałem w „Nowej Konfederacji”). Peterson, który do pierwszej połowy 2019 r. jeździł niemal bez przerwy po świecie z wykładami i prowadził brawurowe dyskusje, po otrzymaniu informacji o potencjalnie śmiertelnej chorobie żony zaczął przyjmować znaczące ilości Clonazepamu, jednej z najsilniejszych benzodiazepin. Jak relacjonuje córka profesora, próbował odstawić lek tzw. metodą „cold turkey”, czyli od razu, bez stopniowego zmniejszania dawki – w każdym razie we wrześniu 2019 r., będąc w fatalnym stanie, znalazł się na odwyku i wycofał się niemal całkowicie z życia publicznego. Jak dotąd – nie wraca.

Kava kava może więc być skuteczną alternatywą dla alkoholu, nie wywołując jednocześnie nieprzyjemnych skutków ubocznych w postaci kaca i uzależnienia. Stąd bierze się jej rosnąca popularność w Stanach Zjednoczonych – jak pisze „Rolling Stone”, w ostatnich latach powstało tam niemal 100 „kava barów”

Skoro takie problemy dotykają psychologa klinicznego, wykształconego przecież w zakresie działania leków przeciwlękowych, tym więcej problemów mogą mieć przeciętni użytkownicy. Dlatego nie ustają poszukiwania innowacyjnych substancji zastępczych, które mogłyby poprawiać nastrój, rozluźniać i zmniejszać lęki. Jedną z takich substancji, która w ostatnich latach zdobywa coraz większą popularność, jest kava kava. Mimo zbliżonej nazwy nie należy mylić jej z kawą, gdyż efekty ma zgoła odwrotne. Nazywana „naturalnym xanaxem”, kava kava (a właściwie pieprz metystynowy), to korzeń rośliny pochodzącej z wysp zachodniego Pacyfiku. Napar z korzenia, choć smakuje dość paskudnie, wywołuje lekką euforię, dodatkową wrażliwość na dźwięki i inne bodźce zmysłowe, ale przede wszystkim uspokojenie i rozluźnienie (w większych dawkach także senność). Kava kava może więc być skuteczną alternatywą dla alkoholu, nie wywołując jednocześnie nieprzyjemnych skutków ubocznych w postaci kaca i uzależnienia. Stąd bierze się jej rosnąca popularność w Stanach Zjednoczonych – jak pisze „Rolling Stone”, w ostatnich latach powstało tam niemal 100 „kava barów”. W Polsce, jak pisał na łamach „Nowej Konfederacji” Zbigniew Szczęsny, do 2018 r., w wyniku mało przemyślanej akcji rządu Donalda Tuska przeciw dopalaczom, za posiadanie kavy można było trafić do więzienia (Polska była jednym z niewielu krajów o tak surowych restrykcjach). Jednak dziś może już być sprzedawana, choć… „nie do użytku spożywczego”. Mimo to, jej spożywanie nie jest zakazane, a fani fidżyjskiego korzenia tworzą już społeczności w internecie.

Ostatnie lata przyniosły także eksplozję nootropików. Można je uplasować gdzieś pomiędzy napojami energetycznymi a lekarstwami. To suplementy diety, wzmacniające sprawność mózgu, które jednak mogą być wykorzystywane także w celach rekreacyjnych – zwiększają energię, poprawiają nastrój, a w większych dawkach działają także euforycznie – np. rosyjski Fenibut (choć oczywiście pojawia się tu druga strona medalu – możliwe uzależnienie i bardzo niebezpieczne objawy odstawienne). W latach 90. ubiegłego wieku do wspomagania produktywności lub zwiększenia energii poza tradycyjną kawą stosowano szkodliwą amfetaminę i (przede wszystkim w bogatych korporacjach) kokainę, dziś poważną konkurencją dla nich są mniej niebezpieczne nootropiki. Ich rynek rozwija się niezwykle szybko i zostały one wskazane w 2018 r przez działającą na całym świecie agencję kreatywną Pearlfisher jako jeden z głównych trendów w przemyśle spożywczym.

Psychodeliki w służbie ludzkości

Prowadzi się coraz więcej badań dotyczących nowego wykorzystania substancji psychodelicznych, takich jak psylocybina i LSD – a dokładniej mikrodawek tych substancji

To jednak nie koniec rozwoju w przemyśle substancji zmieniających świadomość. Coraz częściej poważni naukowcy zajmują się środkami, które dotąd były powszechnie wyklęte, zakazane i uważane za bardzo szkodliwe. W 2017 r. psycholog Marc Lewis i wykładowca medycyny na Uniwersytecie w Pretorii, Shaun Shelly, dowodzili na łamach magazynu „Aeon”, że opiaty i MDMA (znane pod popularną nazwą „ecstasy”) w niewielkich dawkach mogą być bezpieczniejsze i skuteczniejsze w leczeniu lęków, depresji i zespołu stresu pourazowego niż stosowane dziś Prozac i Xanax. Mało tego: na świecie prowadzi się coraz więcej badań dotyczących nowego wykorzystania substancji psychodelicznych, takich jak psylocybina i LSD – a dokładniej mikrodawek tych substancji. O ile jednak w szarej strefie psychodeliki stosowane są w dużych dawkach, wywołujących halucynacje, o tyle mikrodawkowanie, jak pisze Maciej Lorenc, „może mieć korzystny wpływ na codzienne życie: zwiększać kreatywność, pobudzać intelekt, stabilizować emocje, pomagać w kontaktach międzyludzkich i dodawać energii”. Na razie jednak jest to nowość, której potrzeba naukowych dowodów, a – podobnie jak w przypadku e-papierosów – badania na szerszą skalę dopiero się rozpoczynają.

Mimo wielu prób, dotychczas nie udało się człowiekowi stworzyć ani odkryć substancji psychoaktywnej, która z jednej strony miałaby efekty znacząco silniejsze i bardziej pozytywne niż kawa i herbata, a z drugiej nie odpłacałaby się użytkownikom ciężkimi skutkami ubocznymi. Wydaje się jednak, że nie zaprzestaniemy poszukiwań klucza do drzwi percepcji i do zwykłych przyjemności. I bardzo dobrze – bylebyśmy tylko nie zaprzestali tworzenia wokół siebie świata, który możemy bez problemu znieść także bez wprowadzania w organizm kolejnych, innowacyjnych substancji.

Wesprzyj NK
główny ekspert do spraw społecznych Nowej Konfederacji, socjolog, publicysta (m.in. "Więź", "Rzeczpospolita", "Dziennik Gazeta Prawna"), współwłaściciel Centrum Rozwoju Społeczno-Gospodarczego, współpracownik Centrum Wyzwań Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego i Ośrodka Ewaluacji. Główne obszary jego zainteresowań to rozwój lokalny i regionalny, kultura, społeczeństwo obywatelskie i rynek pracy. Autor zbioru esejów "Od foliowych czapeczek do seksualnej recesji" (Wydawnictwo Nowej Konfederacji 2020) oraz dwóch wywiadów rzek; z Ludwikiem Dornem oraz prof. Wojciechem Maksymowiczem. Wydał też powieść biograficzną "G.K.Chesterton"(eSPe 2013).

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo