Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Chiny i Unia z dystansem do USA

Chinom zależy na Unii jako mocno zintegrowanym podmiocie, bo nie chcą zostać same ze Stanami Zjednoczonymi – i dały temu realny wyraz podczas szczytu w Brukseli. Obie strony podkreśliły dystans wobec USA
Wesprzyj NK

Określenie ostatniego szczytu Unia Europejska-Chiny mianem przełomu byłoby zdecydowanie przedwczesne i na wyrost. Niemniej jest on przełomowy potencjalnie, a na pewno – brzemienny w konsekwencje. Potencjalnie – bo jego przełomowość zależy od tego, w jakim stopniu poczynione ustalenia odnoszące się do negocjacji w punktach spornych wypełnią się realną treścią w niedługim, bo wynoszącym około roku czasie.

Zacznijmy od tego, że wspólne oświadczenie unijno-chińskie jest nierównoważne. To Unia definiuje w nim problemy, które ma z Chinami, a Chiny zobowiązują się na drodze negocjacji je rozwiązać. A są to problemy kluczowe: od geograficznego oznaczenia kraju produkcji towarów przez zakończenie protekcjonizmu, otwarcie rynku chińskiego na inwestycje unijne bez wymuszania transferu technologii, po położenie kresu wspierania przez państwo chińskich inwestycji w Unii, gwałcącemu zasady wolnego rynku. To są prace domowe dla Chin, a mają je one odrobić in expeditious manner, czyli w miarę szybko i sprawnie. Zgodzono się też na „klasówki” i wystawianie ocen. Czytamy w oświadczeniu, że „obie strony zgodziły się na ustanowienie politycznego mechanizmu w celu monitorowania postępu w negocjacjach i składanie sprawozdań przywódcom z poczynionych postępów do końca każdego roku”.

Wisienką na torcie jest zapowiedź europejsko-chińskiej współpracy w rozwijaniu sieci 5G i to po tym, jak Amerykanie oświadczyli, że chińskie firmy– Huawei i ZTE – są z racji powiązań ze swoim rządem zagrożeniem dla świata

Po drugie, oświadczenie dotyczy nie tylko wzajemnych relacji gospodarczych, ale współtworzenia ładu światowego: polityki klimatycznej, polityki wobec Iranu, reformy Światowej Organizacji Handlu. Wszystkie te obszary opisane są w nim tak, jakby Stany Zjednoczone nie istniały. Nie jest to w żadnej mierze dokument antyamerykański – jest a-amerykański. Stany Zjednoczone pojawiają się w dokumencie jeden raz: gdy chodzi o dialog kwestie Korei Północnej; gdy chodzi o kwestie uregulowań dotyczących żeglugi na Morzu Południowochińskim. Zważywszy, że Stany wycofały się z porozumienia irańskiego i paryskiego porozumienia klimatycznego, oraz że w 2018 roku prezydent Trump parokrotnie groził wycofaniem Stanów Zjednoczonych z WTO, która w jego opinii „jest zaprojektowana przez resztę świata, by rolować Stany Zjednoczone”, polityczna wymowa szczytu europejsko-chińskiego jest następująca: jeśli chodzi o USA, to na razie nie będziemy z nimi rozmawiać, bo wprawdzie jest o czym, ale nie ma z kim. Wisienką na torcie jest zapowiedź europejsko-chińskiej współpracy w rozwijaniu sieci 5G i to po tym, jak Amerykanie oświadczyli, że chińskie firmy – Huawei i ZTE – są z racji powiązań ze swoim rządem zagrożeniem dla świata, a Zachodu w szczególności. Podobnie dokument zapowiada współpracę w tworzeniu połączeń transportowych między Europą i Azją, ze szczególnym wyróżnieniem – jeśli chodzi o transport kolejowy – Chin. Osiągnięta ma zostać synergia między chińską inicjatywą Pasa i Szlaku i unijnym programem budowy połączeń transportowych w wymiarze euroazjatyckim.  Unia odmiennie niż USA zadeklarowała, że nie uważa Pasa i Szlaku za narzędzie, które ma uzależnić od Chin resztę świata i nie traktuje tego projektu – znów inaczej niż USA – jako wrogie przedsięwzięcie, któremu należy przeciwdziałać. W jednym punkcie Unia i Chiny zdecydowały się na pośrednie, ale słabo zawoalowane zaznaczenie wspólnego krytycznego dystansu wobec polityki Stanów Zjednoczonych, co było, zapewne, wyjściem naprzeciw postulatom strony chińskiej – chodzi o kwestię zapewnienia wolności żeglugi na Morzu Południowochińskim. Wezwano „zainteresowane strony” do niepodejmowania działań prowadzących do wzrostu napięcia. Amerykański adres tej uprzejmej reprymendy jest oczywisty.

Unia odmiennie niż USA zadeklarowała, że nie uważa Pasa i Szlaku za narzędzie, które ma uzależnić od Chin resztę świata i nie traktuje tego projektu – znów inaczej niż USA – jako wrogi, któremu należy przeciwdziałać

Po trzecie, rzekomo rozpadająca się i pogrążona w kryzysie Unia Europejska rozegrała swoją partię z Chinami twardo, racjonalnie i zgodnie ze wszystkimi zasadami politycznej sztuki. Skalę problemu, jaki UE ma z Chinami, uświadomiono sobie gdzieś około 2017 roku: chodziło nie tylko o chińskie inwestycje w infrastrukturę na Bałkanach, przejęcie portu w Pireusie i ekspansję w Portugalii, ale także o przejmowanie przez subwencjonowane przez własne państwo chińskie przedsiębiorstwa najbardziej zaawansowanych technologicznie europejskich firm (np. niemieckiego pioniera w zakresie robotyki – KUKA AG). Długo trwało przygotowywanie uzgodnionej w ramach Unii strategii i taktyki, ale w połowie marca tego roku Komisja Europejska ogłosiła przełomowy dokument: przygotowaną dla Rady Europejskiej „Strategiczną Perspektywę”. Nadano w nim stosunkom z Chinami cechę polityczności w klasycznym, jakby zapożyczonym od Carla Schmitta sensie; Chiny stały się „systemowym rywalem”: „Chiny” – stwierdza dokument Komisji – „są dla UE jednocześnie partnerem do współpracy, z którym Unia dzieli te same skoordynowane cele, partnerem negocjacyjnym, z którym UE musi wypracować równowagę interesów, konkurentem gospodarczym dążącym do osiągnięcia wiodącej pozycji w dziedzinie technologii, lub rywalem systemowym, który promuje alternatywne modele sprawowania rządów. UE będzie wykorzystywać powiązania między różnymi obszarami polityki i sektorami w celu skuteczniejszej realizacji swoich celów. Zarówno UE, jak i jej państwa członkowskie mogą osiągnąć swoje cele dotyczące Chin tylko wówczas, gdy będą działać jednomyślnie”.

22 marca Rada Europejska zatwierdziła tę strategiczną perspektywę i negocjacje przed szczytem wkroczyły w decydującą fazę. Z cała pewnością na daleko idącą ustępliwość strony chińskiej miał przemożny wpływ konflikt handlowy i polityczny ze Stanami Zjednoczonymi. Profesor Bogdan Góralczyk, wybitny sinolog, wielokrotnie podkreślał, że Chinom zależy na Unii jako mocno zintegrowanym podmiocie, bo nie chcą zostać same ze Stanami Zjednoczonymi. A skoro im zależy, to dały temu realny wyraz.

Do znudzenia czytamy i słyszymy, że Unia jest pogrążona w kryzysie, marazmie, że jej obywatele odwracają się od niej i potrzebna jest głęboka reforma i przełom. Można jednak zadać pytanie: jeżeli w naprawdę ważnej dla siebie i świata sprawie Unia zaczyna działać racjonalnie, twardo i skutecznie oraz w sposób zintegrowany, to może nie jest z nią tak bardzo źle?

Wesprzyj NK
Współpracownik „Nowej Konfederacji”, polityk i publicysta, od 27 kwietnia 2007 do 4 listopada 2007 r. marszałek Sejmu, w latach 2005–2007 wicepremier oraz minister spraw wewnętrznych i administracji w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, były członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego, od 1997 r. poseł na Sejm III, IV, V, VI i VII kadencji. Ludwik Dorn obecnie koncentruje się na analizie działań partii rządzącej, z którą był związany przez większość swojej politycznej działalności. Na naszych łamach porusza też takie tematy, jak polityka i gospodarka.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

8 odpowiedzi na “Chiny i Unia z dystansem do USA”

  1. Jarek pisze:

    Stało się choć było to do przewidzenia, gdyż mapa pokazuje, że Unia i Chiny to także potęgi Hartlandu i również lądem będą przecierać swoje komunikacyjne szlaki, tym bardziej, że mają po drodze cały rynek Azji Centralnej. Pierwszym mocnym strzałem, między amerykańskie oczy, był miliardowy kontrakt na zakup przez Chiny europejskich Airbusów, w czasie wizerunkowego kryzysu amerykańskich Boeingów 737; Europa Zachodnia naprawdę lubi takie deale. Pacyfistyczna Europa nie chce wojny handlowej, Europa chce dobrze regulowanego handlu. Po wielu impertynencjach Trumpa Europa pokazuje, co dla niej oznacza slogan „Ameryka First”.

  2. Realista pisze:

    @Jarek Wszystko pięknie, tylko dlaczego ja widzę rosnące wpływy Niemiec, nie żadnej „wspólnej Europy”? Może Tobie i Panu Dornowi się podobają. Mnie się podoba współpraca gospodarcza. Wpływy niemieckie, absolutnie nie

  3. Jarek pisze:

    @Realista zawsze powinien liczyć się z faktami, które w odniesieniu do Niemiec są następujące: na jednego mieszkańca mają dochód narodowy trzy razy (300%) większy niż Polska, a jest ich 80 milionów ! 50% gospodarki niemieckiej generuje swoje przychody z eksportu (!), z którego mają coroczną nadwyżkę per saldo (eksport minus import) 350 mld euro, czyli o tyle rocznie się bogacą ! Dla przykładu roczny budżet Polski to 90 mld euro. Wpływów Niemiec nie wykluczysz, ani nie zniesiesz – to obiektywny fakt, z którym Polska musi się liczyć, bo inaczej będzie miała problem. Najlepiej można to robić w ramach 27 państw w Unii Europejskiej. Skoro Tusk może, to dlaczego Kaczyński z Przyłębskim nie mogą ?

  4. z grubsza pisze:

    Pocieszne bzdury, Chiny chcą silnej, zintegrowanej UE, Rosja też chce silnej zintegrowanej UE przeciwko USA.

    Używanie chińskich technologii i infrastruktury krytycznej, gospodarcze wpływy Chin tylko USA uważają za zagrożenie – twierdzi dalej Dorn.

    Nie wiem czy Dorn wierzy w te brednie, czy wierzy, że ludzie uwierzą. Ogólnie absolutna beznadzieja. Chiny to gospodarczy moloch, potęga przy której Niemcy wyglądają tak jak my przy Niemcach.

    Ostatnie dwie dekady w UE to ciąg błędnych decyzji, w większości przypadków realizacją ideologii. To skansen, na dodatek płonący :/

  5. Jarek pisze:

    @z grubsza nie troluj, bo to akurat Rosja gra na dezintegrację Unii Europejskiej. USA rywalizują z Chinami o przywództwo światowe, a Unia, nie mająca takich aspiracji, stoi z boku i właśnie zaczyna robić z Chinami duże interesy. Dorn tylko pokazuje w tym artykule, że pogłoski o śmierci Unii są przedwczesne. UE to nie skansen i bynajmniej nie płonący jak chciałaby tego propaganda rosyjska. Unia jak chce może pokazać siłę (gospodarcza) i zagrać na nosie nawet Amerykanom.

  6. Realista pisze:

    @Jarek Jakiekolwiek Niemcy nie byłyby piękne i wspaniałe, mnie interesuje przyszłość Polski. Nie obszaru na jakim Polska leży, ale Polski. Dlatego jesli coś zwiększa wpływy niemieckie, musimy temu przeciwdziałać. Realistycznie i bez szkody dla polskich interesów, ale możliwie skutecznie. Oczywiście, można tak jak Ty i Pan Dorn, zachwycać się Niemcami i godzić się na wszystko czego chcą, ale dobrze będzie jak pozwolą Twoim wnukom zostać równymi sobie, a i to jest mało prawdopodobne.

  7. z grubsza pisze:

    @Jarek

    To była ironia, może zbyt mocno zawoalowana – Chinom zależy na mocnej UE tak samo jak Rosji, czyli w istocie chcą jej dezintegracji.

    A z UE została rozsypująca sięfasada, proszę się przyjrzeć poszczególnym państwom, zostały doprowadzone do stanu zapaści gospodarcze, finansowej i społecznej.

  8. z grubsza pisze:

    @Jarek

    To była ironia, może zbyt mocno zawoalowana – Chinom zależy na mocnej UE tak samo jak Rosji, czyli w istocie chcą jej dezintegracji.

    A z UE został rozsypująca się fasada – proszę przyjrzeć się poszczególnym państwo, zapaść gospodarcza, ekonomiczna, kulturowa, społeczna, ba na poziomie biologicznym wymieramy.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo