Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Atak biologiczny i agroterrorystyczny na Polskę. Jakie scenariusze są prawdopodobne?

Istnieje cały wachlarz scenariuszy użycia broni biologicznej i chemicznej w naszym kraju. Niektóre z nich mogą spełnić się już latem – ostrzega epidemiolog, który pracował na Ukrainie. Małpia ospa też była w tym arsenale
Wesprzyj NK

Tekst jest częścią nowego cyklu „Klinika NK” Stanisława Maksymowicza. O zdrowiu, geopolityce i nauce co tydzień we wtorek w otwartym dostępie.

– Prawdopodobnie dojdzie do aktów agroterroryzmu latem i jesienią. Zależy to od tego, jak długo będzie trwała wojna i czy pojawią się naciski Chin, ONZ i Zachodu, by nie destabilizowano handlu żywnością, np. by Rosjanie odblokowali porty w Odessie – ostrzega Andrzej Jarynowski, epidemiolog z Instytutu Biometrii i Epidemiologii Weterynaryjnej Freie Universität w Berlinie, który pracował z naukowcami z Ukrainy i wizytował ukraińskie laboratoria.

Realnym zagrożeniem jest przede wszystkim tzw. agroterroryzm, czyli użycie środków biologicznych i chemicznych, a także logistycznych, by zaburzyć produkcję żywności w danym kraju, czym już wyraźnie gra Rosja, niszcząc zbiory i okradając ukraińskich rolników. Może się to przyczynić do potężnej fali głodu na świecie.

Jarynowski nie wyklucza, że obserwowane właśnie teraz skoki obecności wirusa ASF na duże odległości w Niemczech i we Włoszech mogą być celowym działaniem. Celem ataków agroterrorystycznych jest bowiem cała struktura rolnicza. Możliwe jest więc na przykład wykorzystanie wirusa komputerowego, by doprowadzić do rozmrożenia strategicznych rezerw mięsa, rozpylanie na plony substancji chemicznych za pomocą dronów, wysyłanych z obwodu kaliningradzkiego, przywleczenie wirusa Y ziemniaka czy wspomnianego już wirusa ASF (choroba świń, roznosząca się właśnie w Europie). Skutki tych działań to przede wszystkim dalsze destabilizowanie podaży żywności, która już teraz znacząco się zmniejszyła w związku z wojną.

Możliwe jest na przykład wykorzystanie wirusa komputerowego, by doprowadzić do rozmrożenia strategicznych rezerw mięsa

Prawdopodobieństwo ataku epidemiolog ocenia jako wysokie, ale uwarunkowane wieloma czynnikami. – Na razie korzyści z takiego działania dla Rosji są ograniczone. Ale jeśli wojna będzie się przeciągać, oceniam prawdopodobieństwo takiego ataku na 50 procent. Jego skala będzie jednak trudna do oceny i te zdarzenia nie będą spektakularne. Możliwe są mniejsze lokalne działania z wykorzystaniem uśpionych agentów. Repertuar jest naprawdę szeroki. Ale ich efektem będzie wyraźne osłabienie produkcji żywnościowej w Polsce – mówi.

Małpia ospa to broń B?

Nie tylko agroterroryzm jest zagrożeniem. Coraz więcej sygnałów wskazuje na możliwość użycia jakiejś formy broni biologicznej. Ma ona ogromny potencjał zastraszania, co pokazali niedawno Rosjanie, gdy tamtejszy minister spraw zagranicznych podjął temat rzekomych tajnych amerykańskich laboratoriów na terenie Ukrainy. W marcu na twitterze zarzucił Amerykanom i Ukraińcom, że prowadzą tajny „program militarno-biologiczny”. Jego dowody rosyjscy żołnierze mieli odnaleźć m.in. w Mariupolu.

Pojawiają się też głosy, że rozwijająca się właśnie wśród ludzi epidemia małpiej ospy, która rozlewa się coraz szerzej w USA i w Europie, może być w istocie działaniem celowym. Zdaniem Jarynowskiego, małpia ospa faktycznie była w arsenale potencjalnych broni biologicznych: – Takie prawdopodobieństwo jest niewielkie, ale nie zerowe – uważa. I tłumaczy, że jeżeli ktoś zrobił to celowo, to wybrał możliwie najbardziej skuteczne metody.

– W tej chwili mamy kilka wariantów małpiej ospy, ale w Europie rozprzestrzenia się wariant londyński. Jak to mogło wyglądać? Na przykład wytypowano grupę, która jest bardzo mobilna i utrzymuje bliskie kontakty fizyczne. Niewielkim kosztem można wprowadzić patogen na język jakiegoś zaszczepionego wcześniej terrorysty. W czasie jednej nocy w klubie mógłby on zakazić kilka osób. A te dzięki licznym kontaktom zaczęłyby roznosić wirusa po całym kontynencie.

Na szczęście małpia ospa nie wydaje się dużym zagrożeniem. Są na nią leki i szczepionki, niestety głównie produkowane dla wojska, więc realne zaszczepienie całej populacji byłoby teraz niemożliwe. Ale też transmisja tego wirusa nie jest taka prosta i da się łatwo wygasić, bo wrota zakażeń są wąsko określone i ścieżki transmisji wymagają intensywnego kontaktu. Nie ma tu ani drogi powietrznej ani powietrzno-kropelkowej. Musi dojść do fizycznego kontaktu i nie chodzi nawet o drogę stricte płciową.

Pojawiają się też głosy, że rozwijająca się właśnie wśród ludzi epidemia małpiej ospy, która rozlewa się coraz szerzej w USA i w Europie, może być w istocie działaniem celowym

– Niebezpieczny będzie już kontakt z błonami śluzowymi czy skórą (zwłaszcza w przypadku mikrouszkodzeń), np. przez pocałunek, intensywny i długotrwały dotyk, bliski kontakt. Także przez wspólną pościel, ręczniki, itp. Jednak większych szans na zakażenie się w miejscach publicznych nie ma – uspokaja Jarynowski. Dodając, że konieczne okazać się może natomiast zdecydowane działanie, by powstrzymać rozwój choroby z zastosowaniem śledzenia zakażeń, opracowywania ognisk oraz izolowania zakażonych, czy poddawaniu kwarantannie lub szczepieniom osób w kontakcie. – Ale trzeba to robić po „chińsku”, bezwzględnie i konsekwentnie – dodaje.

Co się dzieje w ukraińskich laboratoriach?

Jarynowski uważa, że scenariusz wykorzystania broni biologicznej wobec ludzi jest obecnie mało prawdopodobny. Jest jednak realizowany w wojnie informacyjnej, o czym świadczą coraz liczniejsze „wrzutki” ze strony Rosjan, sugerujące, że Polska uwikłana jest w podejrzane tajne badania na równi z USA i Niemcami. Nie są to działania pozbawione celu, ale torowanie planu, który nie jest nam na razie znany.

Temat został omówiony w marcu na Radzie Bezpieczeństwa ONZ, na której rosyjski ambasador uznał, że istnieje zagrożenie niekontrolowanego rozprzestrzenienia się zagrożenia biologicznego z Ukrainy. Do sprawy odniosły się też Chiny, przyłączając się do rosyjskich zarzutów. Przedstawicielka USA odpowiedziała, że Rosja sama szuka pretekstu, żeby użyć broni biologicznej.

Kolejne sygnały ze strony Rosji przyszły pod koniec maja. Wtedy naczelny dowódca wojsk obrony radiologicznej, chemicznej i biologicznej Rosji Igor Kiryłow oznajmił, że zdobyto dowody na eksperymenty biologiczne na mieszkańcach obwodów ługańskiego i donieckiego, prowadzone rzekomo przez USA razem z Niemcami i Polakami.

Oczywiście wszystkie oskarżone kraje w obu przypadkach kategorycznie zaprzeczyły, że pracują nad bronią biologiczną czy eksperymentują z nią na Ukraińcach. Zarzuciły też Rosji, że to właśnie ona produkuje broń biologiczną wbrew międzynarodowemu prawu. I zarówno Światowa Organizacja Zdrowia jak i wysoki komisarz ONZ do spraw rozbrojenia Izumi Nakamitsu potwierdzili, że nie posiadają informacji o aktywności Ukrainy, która miałaby łamać w tym obszarze międzynarodowe traktaty.

Faktycznie ukraińskie laboratoria biologiczne były one dofinansowywane przez USA czy UE głównie w celach obronnych i naukowych. – Laboratoria były dotowane i to dosyć dużym strumieniem finansowym – mówi Jarynowski. – Ale pamiętajmy, że Amerykanie są bardzo nastawieni na własne korzyści. Bywałem w ośrodkach badawczych we Lwowie, Kijowie, Odessie, ale najintensywniej współpracowałem z Charkowem, gdzie miałem okazję poznać laboratorium (tam był praktycznie front od roku 2014). Założenie było takie, że w przypadku ewentualnego użycia jakiegoś czynnika przez Rosję, Amerykanie dowiedzą się o tym szybko. Dlatego zainwestowali w laboratoria ukraińskie. Podnieśli klasę BSL (klasa poziomu bezpieczeństwa biologicznego – przyp. SM) z 2 do 3, zakupili nowy sprzęt, w tym taki, który może pomóc rozpoznać zagrożenie chemiczne i biologiczne na polu walki.

Scenariusz wykorzystania broni biologicznej wobec ludzi jest obecnie mało prawdopodobny. Jest jednak realizowany w wojnie informacyjnej, o czym świadczą coraz liczniejsze „wrzutki” ze strony Rosjan, sugerujące, że Polska uwikłana jest w podejrzane tajne badania

W laboratoriach znajdują się też oczywiście niebezpieczne patogeny, które mogą być realnym zagrożeniem. Stąd właśnie zdaniem Jarynowskiego tak duże zainteresowanie Amerykanów tymi ośrodkami. Na Ukrainie jest bowiem bardzo dużo chorób endemicznych, których nie ma w innych krajach: wąglik, gorączka krymsko-kongijska, afrykański pomór świń, różne grypy, tularemia, bruceloza, wścieklizna, oporna na leczenie gruźlica czy nawet cholera.  – Wszystko tam krążyło w środowisku, rezerwuarach ludzkich czy zwierzęcych, więc wiedza ukraińskich naukowców, którzy mieli z tym kontakt na co dzień, była wyjątkowa – mówi Jarynowski tłumacząc, że głównym celem naukowców z USA i z Polski było zdobywanie wiedzy w bezpośrednim starciu z patogenami.

Szczególnie istotny był Instytut Eksperymentalnej Mikrobiologii Weterynaryjnej w Charkowie.
–  Amerykanie chcieli dawać pieniądze w celu zaspokojenia własnych potrzeb. Żeby mieć szybki dostęp do patogenów, których mogą użyć Rosjanie i kształcić swoje kadry. Także m.in. Niemcy i Polacy się tam kształcili. Bo na przykład w Polsce wąglik nie jest dostępny dla naukowców. Jest oczywiście w katalogach polskich laboratoriów referencyjnych, głęboko zamrożony na wszelki wypadek, by np. wytworzyć startery PCR (do badania próbek na obecność DNA – przyp.). Ale nie prowadzi się badań nad nim od wielu lat. A w Charkowie są dostępne patogeny i można na nich pracować.

Jarynowski przekonuje, że choć warunki w samych laboratoriach dzięki zachodnim inwestycjom były bardzo dobre, to nie było to finansowanie, które pozwoliłoby na tworzenie broni biologicznej. – To nadal była taka „wschodnia bieda”. Relatywnie małe laboratoria do prowadzenia badań i eksperymentów, punkty odbioru próbek z obszarów skażonych, przenośne analizatory, które można wykorzystać w terenie. Amerykanie bardzo podnieśli ich standard, ale wystarczyło wyjść do toalety, a tam była tylko dziura w podłodze – mówi wspominając swoje wizyty w tych miejscach.

I choć wojennym fake newsem okazały się rewelacje, jakoby były to „#usbiolabs” (hasztag popularyzowany przez republikanów, odnoszący się do rzekomej amerykańskiej proweniencji laboratoriów), to coraz poważniej zaczęto zadawać sobie pytanie o realne zagrożenie, jakim może być broń biologiczna.

Kto produkuje broń B?

Na pewno niepokojący jest fakt, że mimo Konwencji o broni biologicznej z 1972 roku, która nałożyła na sygnatariuszy zaprzestanie rozwoju tej gałęzi przemysłu zbrojnego do 2019 roku, nadal 16 krajów (Kanada, Chiny, Kuba, Francja, Niemcy, Iran, Irak, Izrael, Japonia, Libia, Korea Północna, Rosja, Republika Południowej Afryki, Syria, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone) i Tajwan posiada taką broń oraz z dużym prawdopodobieństwem prowadzi pracę nad nowymi jej typami. W lodówkach leżą więc tysiące różnych wirusów i bakterii, które w rękach szaleńca mogą przynieść zagrożenia na masową skalę. Ostatnio media podały, że także w lodach topniejącej Antarktydy znajdują się liczne lekooporne bakterie, które mogą przy postępującym ociepleniu klimatu stać się realnym zagrożeniem dla ludzi. One też mogą zostać wykorzystane.

Nie ma więc wątpliwości, że wiele krajów pracuje w tajemnicy nad bronią biologiczną. Do jej wytwarzania potrzebne są jednak najbezpieczniejsze laboratoria klasy 3 i 4, których przed pandemią COVID-19 było w Polsce zaledwie kilka (i to tylko niższej klasy 3). Dla porównania w – USA jest ich aż około 1500. Także w Chinach jest ich bardzo dużo. – Kraje te mają gdzie ukryć swoje laboratoria. W Europie, np. w Gruzji czy Ukrainie, byłoby to bardzo trudne. To wymaga ogromnego zaplecza – nawet setek pracowników różnego szczebla. W Charkowie, gdzie byłem, nie było takiej możliwości – mówi Jarynowski.

Wiele krajów pracuje w tajemnicy nad bronią biologiczną. Do jej wytwarzania potrzebne są jednak najbezpieczniejsze laboratoria klasy 3 i 4, których przed pandemią COVID-19 było w Polsce zaledwie kilka (i to tylko niższej klasy 3)

Za to na pewno wzrósł potencjał Rosji w tym zakresie. Na przykład w upadłym po pierestrojce Narodowym Instytucie Wirusologii i Mikrobiologii Weterynaryjnej w Pokrowie, który po 2010 roku zaczął bardzo aktywny oficjalny rozwój naukowy i organizacyjny. Zainwestowano tam bardzo duże środki, co nie jest typowe dla rosyjskiej nauki. Według Jarynowskiego to znak, że także w warstwie nieoficjalnej coś się dzieje.

Uspokaja jednak, że zagrożenie użyciem broni biologicznej przeciwko ludziom jest niewielkie i niewiele jest udowodnionych przypadków takiego działania. – Żeby skazić tylko dany obszar, najskuteczniejsza jest broń chemiczna, np. sarin, który działa miejscowo i po kilkunastu godzinach (w zależności od warunków) w dużym stopniu się dezaktywizuje, nie roznosi się. Wąglik w postaci wziewnej też ma pewne zalety na polu walki, bo nie jest transmisyjny, można zatamować rozwój epidemii – mówi.

Największą bowiem obawę związaną z użyciem broni biologicznej budzi możliwość utraty kontroli nad patogenem, co może zagrozić agresorowi. Do tego łatwo można udowodnić atak biologiczny wobec ludzi, a jego polityczne konsekwencje mogą być bardzo poważne. Wzbudza też ogromną panikę społeczną, której wywołanie musi być celowe, żeby użycie broni B miało sens. Ale nawet taki scenariusz nie jest obecnie wykluczony.

***

Andrzej Jarynowski jest specjalistą w dziedzinie epidemilogii, pracownikiem Instytutu Biometrii i Epidemiologii Weterynaryjnej Freie Universität w Berlinie oraz firmy Aidmed w Gdańsku. Konsultant w obszarze chorób zakaźnych agencji prasowej Bloomberg i Washington Post. Uczestnik misji medycznych w Mołdawii i na Ukrainie. W czasie pandemii wolontariusz Państwowej Inspekcji Sanitarnej i szpitalnego oddziału covidowego. Autor rozprawy doktorskiej dotyczącej modelowania chorób zakaźnych oraz licznych interdyscyplinarnych publikacji, cytowany ponad 550 razy w ostatnich 5 latach. Laureat międzynarodowych nagród dla epidemiologów i innowatorów w dziedzinie chorób zakaźnych.

Wesprzyj NK
Stały współpracownik „Nowej Konfederacji”, ekspert ds. zdrowia, adiunkt w Collegium Medicum UWM w Olsztynie, doktor socjologii, członek Polskiego Towarzystwa Socjologicznego i Polskiego Towarzystwa Komunikacji Medycznej, wykładowca socjologii zdrowia i medycyny dla studentów kierunków medycznych. W swojej pracy naukowej podejmuje problemy komunikacji medycznej, technologii medycznych, jakości życia i funkcjonowania chorych na choroby rzadkie oraz zachowań zdrowotnych. Autor stałej rubryki „Klinika NK” o zdrowiu, geopolityce, technologii i nauce.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 791 / 29 500 zł (cel miesięczny)

33.19 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Jedna odpowiedź do “Atak biologiczny i agroterrorystyczny na Polskę. Jakie scenariusze są prawdopodobne?”

  1. Marta pisze:

    Straszycie i co? porty w Odessie odblokowane

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo