Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Deglobalizacja zaczęła się. Nie wiemy kiedy i jak się skończy. To spowodowana erozją międzynarodowego ładu i katastrofą demograficzną burza geopolityczna i ekonomiczna na światowym morzu. Nie wiemy, które wspólnoty polityczne dopłyną na drugi brzeg. Żeby nie utonąć, żeby utrzymać jak najwięcej z suwerenności i dobrobytu zdobytego w czasie srebrnego wieku, my, Polacy, musimy opracować i zrealizować odważną i radykalną strategię przetrwania w czasach interludium, prowadzącego do nowej, nieznanej epoki. Ta strategia musi opierać się na głębokiej integracji ekonomicznej z Niemcami, równoważonej przez stworzenie pierwszej w polskiej historii floty z prawdziwego zdarzenia i – ogółem – silnej armii, a także na umiejętnym użytkowaniu tych narzędzi.
Kolosalny kryzys u bram
Tłem dla postawionych tez i proponowanych elementów strategii jest nowa książka Petera Zeihana „Koniec to dopiero początek – opis upadku globalizacji”. Praca Zeihana jest doskonałym opisem głównych trendów geopolitycznych i ekonomicznych – tzw. trendów sekularnych które ujawniają się w długiej perspektywie czasowej i są spowodowane akumulacją różnych zdarzeń w tym okresie. Trendów, na które wola i sprawczość polityczna mają ograniczony wpływ, lub może on objawić się dopiero po wielu latach. Przykładem takiego trendu sekularnego jest kryzys demograficzny w świecie rozwiniętym, na który polityki społeczne mogą mieć wpływ, ale ich efekty pojawiają się w perspektywie dekad od przyjęcia danych polityk – więc działania polityczne nie mają znaczenia w najbliższej i średniej perspektywie.
Zeihan stawia tezę, że kryzys demograficzny, objawiający się przez starzenie się społeczeństw w krajach rozwiniętych i kurczenie się ich populacji, a także postępujący izolacjonizm Stanów Zjednoczonych, prowadzi do deglobalizacji. Ma to kolosalne konsekwencje dla światowego ładu i jego elementów takich jak międzynarodowy transport, finanse, energetyka, przemysł, produkcja, handel materiałami i rolnictwo. Globalne ocieplenie i chiński rewizjonizm tylko pogarszają i napędzają liczne kryzysy, związane z sekularnym megatrendem demograficznym i z coraz mniejszym zainteresowaniem USA światem zewnętrznym.
Kryzys demograficzny, objawiający się przez starzenie się społeczeństw w krajach rozwiniętych i kurczenie się ich populacji, a także postępujący izolacjonizm Stanów Zjednoczonych, prowadzi do deglobalizacji
W wyniku kumulacji tych wszystkich zdarzeń, Zeihan wieszczy rozerwanie się światowych łańcuchów dostaw, zwłaszcza morskich, na których oparty jest światowy handel. Dotyczy to zwłaszcza energii, nawozów i żywności – produktów zapewniających życie miliardom ludzi. Konsekwencją tej zmiany ma być powrót do świata niedostatku, walki o dostęp do rynków i rywalizacji o zasoby. Oznacza to powrót do historycznej normy sprzed II wojny światowej, obowiązującej, zanim zapanował obecny ład z wolnością handlu, gwarantowaną przez flotę USA. Do najważniejszych konsekwencji upadku światowego ładu i deglobalizacji, które Zeihan omawia, należą generalny ekonomiczny regres na dużej części globu, wynikający z braku swobodnego dostępu do rynków zbytu i czynników produkcji. W perspektywie kryzysu energetycznego i żywnościowego, załamanie światowych finansów, niedobory podstawowych materiałów produkcyjnych i związana z nimi deindustrializacja wielu państw, są mniej istotnymi problemami.
Owszem, Stany będą utrzymywać obecny ład, lecz wybiórczo, w stosunku do niektórych sojuszników, tam, gdzie im się to akurat opłaca i gdzie nie ma zagrożenia dla ich pozycji i konkurencyjności
Tezy Zeihana i jego narracja są niepokojąco zbieżne z obecnymi wyłomami w globalnym ładzie. Ciągowi wydarzeń, dokonujących erozji aktualnego ładu, Zeihan nadaje spójną i – niestety – przekonującą narrację i interpretację. Według niego, zasadniczo wszędzie poza Ameryką Północną kończy się epoka dobrobytu i stabilności, która była owocem gwarantowanego przez USA liberalnego ładu międzynarodowego. Ład ten zrodził globalizację i umożliwił wolny przepływ towarów i usług – co z kolei przyczyniło się do bezprecedensowego w historii ludzkości okresu pokoju i rozwoju.
Ameryka skupia się na sobie…
Deglobalizacja to według Zeihana także konsekwencja wycofywania się Stanów Zjednoczonych z roli globalnego policjanta i gwaranta ładu, zapewniającego bezpieczeństwo i wolność handlu na oceanach. Postępujący izolacjonizm Ameryki przejawia się w mniejszym zaangażowaniu militarnym na świecie w porównaniu choćby z czasami zimnej wojny (mimo zwiększenia stanu wojsk USA w Europie w konsekwencji wojny na Ukrainie, są to nadal skromne siły w porównaniu z tymi z lat 70. i 80.), a także w niechęci do dalszego otwierania swoich rynków przez USA dla krajów azjatyckich i europejskich w ramach nowych umów handlowych. Przykładowo, administracja Joe Bidena nie wznowiła negocjacji nad umowami TTP i TTIP po zerwaniu ich przez administrację Donalda Trumpa, a kraje Indo-Pacyfiku narzekają na brak zainteresowania szerszą współpracą gospodarczą ze strony nowej administracji w Waszyngtonie, która proponuje tylko pogłębianie współpracy militarnej.
Ta zmiana strategicznej postawy USA to długofalowy efekt zdobytej niezależności energetycznej poprzez rewolucję łupkową. Stany Zjednoczone dzięki temu stały się eksporterem energii, co stoi w kontraście do wcześniejszej konieczności importu i zabezpieczenia stabilności dostaw ropy z Zatoki Perskiej. Postępujący izolacjonizm wynika też z konieczności zajęcia się narastającymi problemami wewnętrznymi USA, takimi jak nierówności społeczne, czy przestarzała infrastruktura. Do pewnego stopnia to, że Stany przestają być gwarantem obecnego ładu, wynika ze sprzeczności pewnych jego elementów z aktualnymi interesami Waszyngtonu. To przecież dzięki wolności handlu, gwarantowanemu przez flotę USA, Chiny mogły dokonać swojego dziejowego skoku, zindustrializować się i w swojej hybris rzucić wyzwanie utrzymującemu je porządkowi z ich amerykańskim gwarantem na czele. Rewizjonizm Chin i konkurencja z ich strony jest kolejnym ważnym czynnikiem, sprawiającym, że w najbliższej przyszłości Stany Zjednoczone, mimo wciąż najpotężniejszej floty i supremacji technologicznej, będą selektywnie i w sposób bardziej transakcyjny chroniły wolności handlu.
Pokolenie boomerów, przechodząc na emeryturę, zaczyna generować koszty i przestaje tworzyć kapitał, który budowało przez swoją produktywność
Mało przekonujące są w tym kontekście argumenty, jakoby wycofywanie się Stanów Zjednoczonych z bycia gwarantem światowego ładu było fałszem, ponieważ na ładzie tym oparta jest ich hegemonia, z której czerpią wielkie zyski. Według tej linii rozumowania Stany będą ten ład nadal utrzymywać w obecnej formie. Według Zeihana wycofywanie się USA i nowy izolacjonizm to jednak po prostu fakt. Owszem, Stany będą utrzymywać obecny ład, lecz wybiórczo, w stosunku do niektórych sojuszników, tam, gdzie im się to akurat opłaca i gdzie nie ma zagrożenia dla ich pozycji i konkurencyjności. A to zupełnie zmienia postać rzeczy i samą wizję ładu, która do tej pory była oparta generalnie na wolnym handlu dla wszystkich – nawet dla wrogów, a na pewno dla takich konkurentów globalnego hegemona jak Rosja czy Chiny. To fundamentalna transformacja od paradygmatu wolnego handlu do wizji świata podzielonego na strefy i regiony handlowe. USA mogą sobie na to pozwolić – z kilku powodów. Po pierwsze nadal posiadają i będą posiadać najpotężniejszą flotę oceaniczną. Po drugie są odizolowane bezkresem Atlantyku i Pacyfiku. Po trzecie – jako eksporter energii i żywności są samowystarczalne, a jednocześnie ich gospodarka, oparta na popycie wewnętrznym, może obyć się praktycznie bez handlu z zagranicą. W ostateczności wystarczają jej selektywnie chronione przez flotę szlaki handlowe.
…a świat się starzeje
Drugą stroną deglobalizacji jest rozpoczynająca się w tej dekadzie prawie na całym świecie zapaść demograficzna, spowodowana przejściem na emeryturę globalnie największego pokolenia w dziejach – pokolenia boomerów. Jednocześnie kolejne pokolenia są dużo mniejsze pod względem liczebności, co ma ogromne konsekwencje dla światowego popytu, dostępności kapitału i finansów.
Pokolenie boomerów stało za bezprecedensowym, globalnym rozwojem gospodarczym. Teraz, przechodząc na emeryturę, zaczyna generować koszty i przestaje tworzyć kapitał, który budowało przez swoją produktywność. Przestaje też przyczyniać się do bogactwa państw, do którego przyczyniało się, płacąc podatki. Oznacza to, że świat będzie miał ogromny problem z podażą pracy, popytem, dostępnością kapitału i inflacją. Według Zeihana Ameryka Północna i jej strefa gospodarcza w postaci USA, Meksyku i Kanady nie będą tak dotknięte tym kryzysem, jak Europa i Chiny, właśnie ze względu na swą relatywnie zdrową demografię.
Zeihan mówi o setkach milionów ludzi umierających z głodu i bez światła
Znacznie gorsza demografia Europy i brak zastępowalności pokoleń stawiają pod znakiem zapytania socjaldemokratyczny model gospodarczy na kontynencie. To i tak optymistyczna wizja w perspektywie katastrofy demograficznej w Chinach, która oznacza skurczenie się populacji Państwa Środka o dziesiątki, jeżeli nie setki milionów ludzi w perspektywie przyszłych dekad. Jest to w dużej mierze efekt maoistowskiej polityki jednego dziecka.
Kryzys demograficzny oznacza koniec chińskiego modelu gospodarczego opartego na długu i w ogóle gospodarczy regres dla tego państwa. Automatyzacja w niewielkim stopniu ogranicza skutki tego kryzysu, ponieważ będzie dotyczyła tylko pewnych sektorów i obszarów. Aby bardziej pomogła, musiałoby dojść do przełomowych odkryć w dziedzinie robotyki i systemów sztucznej inteligencji, na co się nie zanosi.
Zapaści demograficznej nie mogą zrekompensować również kraje rozwijające się, szybko pomnażające swoją populację, ze względu na relatywnie niską produktywność per capita i podległość ekonomiczną względem świata rozwiniętego. Wręcz przeciwnie: ze względu na uwarunkowania geograficzne to one będą największymi ofiarami deglobalizacji, do czego przyczyni się przede wszystkim rosnący głód i niedobór energii spowodowany niestabilnością łańcuchów dostaw. Zeihan mówi o setkach milionów ludzi umierających z głodu i bez światła.
Nowa strategia dla Polski
Nasza wspólnota polityczna jest szczególnie narażona na rozpad światowego ładu i konsekwencje tego rozpadu. Jesteśmy zależni od importu energii, a nasza gospodarka jest oparta na eksporcie i w dużej mierze zależna od handlu z Chinami poprzez Niemcy, dla których jesteśmy podwykonawcami. Niestabilność światowych łańcuchów dostaw, zwłaszcza tych morskich, jest bezpośrednim zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa energetycznego i dla naszego dobrobytu. Polska sytuacja demograficzna jest także katastrofalna, chociaż według niektórych szacunków w wyniku migracji i wojny na Ukrainie nasz kraj zamieszkują 42 miliony ludzi, z czego bardzo duża część przybyszów to osoby młode i dzieci. To może w znacznym stopniu rozwiązać nasz problem demograficzny. Nacjonalistyczne wizje możliwości uzupełnienia luki pokoleniowej przez etnicznych Polaków nie mają szans spełnienia, chyba że wprowadzona zostanie totalitarna teokracja z wizji Margaret Atwood. Tego nikt rozsądny nie chce, jesteśmy więc skazani na imigrantów.
Nasza gospodarka jest oparta na eksporcie i w dużej mierze zależna od handlu z Chinami poprzez Niemcy, dla których jesteśmy podwykonawcami
Aby jednak pozostać atrakcyjnym kierunkiem imigracji, Polska musi zabezpieczyć podstawy swojego dobrobytu. Należą do nich obecnie: po pierwsze dostęp do importowanej energii (ropy i gazu), a po drugie – do światowych rynków zbytów, zwłaszcza poprzez Niemcy. To wszystko powoduje wspinanie się naszego kraju łańcuchach wartości przez tworzenie wysokopłatnych miejsc pracy i wykonywanie coraz wyżej cenionej pracy. Bez zabezpieczenia łańcuchów dostaw nie ma mowy o wyjściu z pułapki średniego dochodu.
Strategia dla Polski w deglobalizującym się świecie musi mieć u podstaw zbalansowaną fuzję podejścia realistycznego, geopolitycznego i konstruktywistycznego w stosunkach międzynarodowych. Nazwałbym takie podejście długofalowym pragmatyzmem. Wyklucza on i zwalcza indolencję i intelektualny prowincjonalizm naszej klasy politycznej. Te przywary polskich elit objawiają się w mentalnej kolonizacji (czyli w ślepym podążaniu za trendami intelektualnymi przychodzącymi z Zachodu i niezdolności do wypracowania własnych idei) lub przez nieznajomość wiodących trendów intelektualnych, co uważa się wręcz za cnotę. Taka indolencja opiera się na rzekomo rodzimych ideach, które często okazują się recyklingiem dawno porzuconych idei zachodnich, jak – przykładowo – fascynacja Chinami.
Musimy zdać sobie sprawę, że dotychczasowy pewnik – bezpieczeństwo na morzach i oceanach, połączone z perspektywą wzrostu i rywalizacji o udziały w coraz większej gospodarce – już nie istnieje. Gra będzie się toczyć o mniejsze i mniej stabilne rynki, przy jednoczesnej niepewności co do bezpieczeństwa handlu. W takim świecie wielowymiarowo rozumiana siła jest niezbędnym narzędziem wspólnoty politycznej do przetrwania i prosperowania. Dostęp do kapitału, towarów, usług i innych zasobów znów staje się ograniczony i trzeba będzie go sobie wywalczyć – podobnie jak bezpieczeństwo. Już nie będziemy dostawać ich w prezencie. To prawdopodobnie oznacza konieczność militaryzacji Polski. W tym kontekście polityka zagraniczna i obronna powinny stać się absolutnym narodowym priorytetem.
Filary nowej myśli strategicznej
Aby uratować jak najwięcej z tego, co udało nam się osiągnąć po roku 1989, niezbędne jest włączenie się do walki o jak najdłuższe utrzymanie obecnego ładu międzynarodowego, a także odwlekanie jego upadku. Jednocześnie musimy natychmiast zacząć przygotowywać się na burzliwy okres interludium i na to, co przyjdzie po nim. Środkiem i narzędziem do prowadzenia takiej polityki, która musi się opierać na jak najlepszych i pragmatycznych relacjach z Niemcami i Stanami Zjednoczonymi, jest wystawienie pierwszy raz w historii naszego państwa floty z prawdziwego zdarzenia i armii (w tej kolejności). Flota – pod kuratelą Stanów Zjednoczonych – musi być zdolna do częściowego zabezpieczenia polskich i niemieckich łańcuchów dostaw, a armia – do zadbania o bezpieczeństwo w regionie.
Należy ograniczać zależność od handlu morskiego z odległymi państwami tak bardzo, jak jest to możliwe
Tym działaniom musi towarzyszyć głęboka integracja gospodarcza Polski i Niemiec. Taki organizm gospodarczy musi również stopniowo zmniejszać ryzyko związane z długimi łańcuchami wartości poprzez sukcesywne ich skracanie i przenoszenie produkcji z Azji do Polski (co powoli się już dzieje). Tym samym należy ograniczać zależność od handlu morskiego z odległymi państwami tak bardzo, jak jest to możliwe. Wzięcie odpowiedzialności za regionalne bezpieczeństwo i częściowe odciążenie Ameryki – przede wszystkim na Atlantyku – działałoby kojąco na wewnętrzne nastroje po drugiej stronie oceanu i spowolniłoby erozję systemu międzynarodowego. Polska pokazałaby też w ten sposób swoją wiarygodność i siłę w roli sojusznika dla amerykańskiego hegemona, pozwalając mu w większym stopniu skupić się na Pacyfiku.
Większa i świadoma integracja gospodarcza z Niemcami zapewni nam stabilność ekonomiczną i jest konieczna zarówno dla nas, jak i dla Niemiec. Silna flota i armia są nam również niezbędne jako faktyczny, strukturalny czynnik balansowania i równowagi względem zdemilitaryzowanych, lecz potężnych (w porównaniu z Polską) Niemiec. Na polu gospodarki i demografii możemy konkurować z nimi tylko w bardzo ograniczonym stopniu. Naszą przewagą w stosunku do Niemiec jest jednak psychologiczna zdolność Polski do dużych wydatków na zbrojenia i do użycia siły zbrojnej w celu obrony naszych interesów w razie potrzeby. To oznacza także możliwość pomocy Niemcom w obronie naszych gospodarek. Słabością Niemiec jest pacyfizm, niechęć do wysiłku militarnego i zbrojeń, a także brak psychologicznej zdolności do użycia siły zbrojnej w celu obrony żywotnych interesów własnej wspólnoty politycznej. Kwestią otwartą pozostaje możliwość zmiany takiego podejścia, chociaż wojna na Ukrainie pokazuje nam, że w najbliższej przyszłości raczej to się nie zmieni.
Nie możemy jednak być pewni stałości pacyfizmu Niemiec, podobnie jak ich długofalowego stosunku do nas. Dlatego armia i flota to nasze ubezpieczenie przed nieprzewidywalną przyszłością. Istnieje przecież mniej lub bardziej możliwy scenariusz, w którym Niemcy nie będą już naszym przyjacielem i partnerem, ale konkurentem lub po prostu krajem, który będzie chciał nas siłą uzależnić od siebie, chroniąc swój dobrobyt i przemysł, chcąc mieć dostęp do zróżnicowanej i tańszej siły roboczej w Polsce. Poprzez siłę mam na myśli wszelkie pośrednie i bezpośrednie środki do narzucenia nam swojej woli, wbrew naszym interesom, definiowanym jako zapewnienie Polsce bezpieczeństwa, dobrobytu i środowiska do wzrostu jej obywateli. Nie oznacza więc to tylko siły militarnej. W tej perspektywie to właśnie posiadanie silnej armii i floty zabezpieczającej wspólnej interesy ogranicza możliwość używania siły Niemiec tam, gdzie oni ją posiadają.
Posiadanie własnej floty zapewniłoby też współpracę i bliższe relacje z naszymi środkowoeuropejskimi sąsiadami, którzy nie mają zdolności do wystawienia floty i są pozbawieni dostępu do morza. Z krajami regionu moglibyśmy również pogłębiać relacje gospodarcze, dając im dostęp do naszych portów i bezpieczeństwa dla ich importu i eksportu. Przy operowaniu flotą moglibyśmy bardzo blisko współpracować – w takim stopniu, w jakim pozwolą na to interesy i realia ekonomiczne – także z krajami, które są po drodze do naszych portów, czyli ze Szwecją, Danią, Holandią, Wielką Brytanią i oczywiście Stanami Zjednoczonymi. W ten sposób utrzymywalibyśmy i wzmacniali aktualny system bezpieczeństwa. Optymalna współpraca powinna być prowadzona pod parasolem natowskim i w porozumieniu z Niemcami, z którymi moglibyśmy wystawić blisko współpracujące floty.
A co z Rosją?
Największe zagrożenie dla Polski w średniej i długiej perspektywie nie pochodzi bezpośrednio z kierunku, o którym wszyscy zazwyczaj myśleliśmy, czyli bezpośrednio z Rosji. Konwencjonalna wojna z Rosją jest oczywiście możliwa. Praca analityczna i popularyzatorska dotycząca potrzeb zbrojenia się i czujności, którą wykonują eksperci tacy jak Jacek Bartosiak, Jarosław Wolski, Krzysztof Wojczal czy Piotr Zychowicz, ma ogromną wartość. Jednak nie powinniśmy tak bardzo bać się konwencjonalnej wojny z Rosją. Państwo Putina wykrwawia się właśnie na polach Ukrainy, a ze względu na ekonomiczną i technologiczną izolację oraz demograficzną katastrofę nie odbuduje w przewidywalnym horyzoncie czasowym swojego potencjału do prowadzenia takiej wojny. Cały czas istnieje, rzecz jasna, zagrożenie potencjalnym atakiem nuklearnym. Broń jądrowa z czasem będzie jedną z niewielu kart, które pozostaną atutem upadającej Rosji. Dlatego należy oczywiście starać się o uczestnictwo w natowskim programie Nuclear Sharing oraz o stałą i jak największą obecność sił zbrojnych USA w Polsce.
Istnieje mniej lub bardziej możliwy scenariusz, w którym Niemcy nie będą już naszym przyjacielem i partnerem, ale konkurentem lub po prostu krajem, który będzie chciał nas siłą uzależnić od siebie
Jednocześnie budowę silnej floty i armii uważam za polityczną konieczność. Na ten cel muszą zostać zebrane odpowiednie środki, nawet jeżeli oznacza to ogromne cięcia w choćby wydatkach socjalnych i ogromny wysiłek organizacyjny. Alternatywą są jeszcze większe wyrzeczenia i cierpienie w dłuższej perspektywie. Mogą one wynikać z narzucenia nam czyjejś woli i siłowego zaprzęgnięcia Polski do czyjegoś systemu gospodarczego. W ten sposób nasz kraj znów stanie się rezerwuarem taniej siły roboczej na rzecz dobrobytu kogoś innego. Tak może być, jeżeli nie będziemy mieli zdolności do obrony. Taka prawidłowość była i jest historyczną normą. Ostatnie powojenne dekady były wyjątkiem od tej reguły. Podczas tego okresu stworzono materialne warunki dla masowego moralnego wzmożenia w postaci uczuć uniwersalistycznych i liberalnych względem ludzi, którzy politycznie nie są związani z naszym losem. Niestety, to wzmożenie przeminie wraz z warunkującym je pogorszeniem sytuacji materialnej większości ludzi. Dynamika niedoboru i przetrwania będzie decydująca, więc rządzące elity i w Polsce i gdzie indziej będą musiały optykę przyjąć taką, jeżeli będą chciały utrzymać się przy władzy – bo tego będą od nich oczekiwały ich społeczeństwa.
„/…/ powinna być głęboka integracja ekonomiczna z Niemcami /…/„?! Agentura niemiecka także tutaj?! Nie tylko w polskim sejmie/senacie?! Kolejny „pożyteczny idiota„ niemieckiej UE/Merkel/von Liar dla Niemiec i pod Niemców /wcześniej DDR – NRD/?! Zgroza!
Skrajnie fałszywe forsowanie dalszego (samobójczego) związania z Niemcami. Teraz akurat przed nami nowa rewolucja przemysłowo-technologiczna tzw. Przemysłu 4.0 z Internetem Rzeczy/Internetem Wszystkiego/Chmurami/Big Data/ AI. Dla Polski lepiej związać się z Koreą Południową, Japonią itp. liderami wysokich technologii – przy jednoczesnym wygaszaniu starej produkcji „średniego poziomu” pod przemysł motoryzacyjno-maszynowy Niemiec. Zresztą – to kwestia także współpracy technologicznej i ekonomicznej z państwami Wschodniej Flanki NATO. Zwłaszcza ze Skandynawami. Plus z UK – które w Europie mają najwięcej zaawansowanych start-up’ów „jednorożców” – więcej, niż Niemcy i Francja razem wzięte. Polska z Ukraina ma więcej fachowców w IT, niż USA – co dopiero ten POŁĄCZONY POTENCJAŁ porównywać do Niemców. Nowy rewolucja technologiczno-przemysłowa to szansa na zupełne zerwanie z poddaństwem ekonomicznym wobec Niemiec. Tym bardziej, że model niemiecki – oparty o przewagę tanich surowców energetycznych z Rosji – właśnie upada – a to będzie oznaczało najpóźniej w długim okresie dramatyczne zmiany dla Niemiec – i dla gospodarek powiązanych – jak gospodarka Polska. Czyli raczej należy ciąć liny, by niemiecki wrak nie pociągnął nas na dno. Także – możemy dalej produkować dla przemysłu maszynowo-motoryzacyjnego – ale niekoniecznie niemieckiego. Polska może stać się hubem inwestycji Korei Płd i Japonii – ale i USA i UK [czy nawet Szwecji np. Volvo] – właśnie do wyparcia z rynku UE słabnących Niemiec. Generalnie – z zasadniczych względów geostrategicznych winniśmy zmniejszać powiązania ekonomiczne z Niemcami – bo Berlin nadal, mimo wszelkich deklaracji po 24 lutego 2022 – dalej długofalowo liczy na finalne wyjście USA z Europy i na zbudowanie z Kremlem [i z Vichy 2.0 na pasku Berlina] supermocarstwa Lizbona-Władywostok – oczywiście po trupie Polski i Europy Środkowej. Zresztą deglobalizacja to będzie głównie wychodzenie firm z Chin – zwłaszcza tych zaawansowanych technologicznie [obarczonych największym ryzykiem sankcji USA]. Polska i CE przy niskich kosztach pracy i wysokim poziomie kadry stają się jednymi z naturalnych miejsc relokacji dla tych firm – także ze względów geopolityki USA. I te trendy trzeba wykorzystywać aktywną i ukierunkowaną świadomie polityką państwa. Są i opcje bardziej skrajne – zapewne możliwe w bardziej krytycznych okolicznościach – np. nacjonalizacja kapitału niemieckiego w Polsce – na poczet reparacji za zniszczenia II w.św. – w razie odmowy tychże reparacji przez Berlin. Teraz to s-f, natomiast przy silnym Wojsku Polskim, korzystnym rozstrzygnięciu wojny w Ukrainie, oraz przy odpowiednim przygotowaniu naszej zwycięskiej narracji międzynarodowej w tej sprawie i przy zyskaniu poparcia USA [gdy zaślepiony Waszyngton zobaczy w końcu obstrukcję Berlina i jego RYWALIZACYJNE supermocarstwowe plany wraz z Kremlem] – rzecz wykonalna.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Wojna na Ukrainie może zakończyć się jedynie na jeden z dwóch sposobów: albo Ukraińcy stracą wolę oporu z powodu ogromnych strat i wewnętrznego kryzysu politycznego, albo problemy ekonomiczno-demograficzne pogrążą Rosję
Czy szczyt BRICS w Kazaniu był tryumfem Rosji? Kto zginął w ataku w Turcji? Czy Gruzja odejdzie od autorytaryzmu?
Izrael osiągnął już zwycięstwo taktyczne oraz operacyjne nad Hamasem. Obecna faza wojny skupia się na niwelowaniu strategiczno-wojskowych możliwości organizacji. Aby to osiągnąć, konieczne jest zlikwidowanie rozległych tuneli pod Gazą
W obliczu rosyjskiej ofensywy i wielkich strat, Ukraina staje przed wyzwaniem: walczyć dalej czy szukać pokoju? Zachód sugeruje kompromisy, które mogą zmienić losy wojny
Od użycia broni jądrowej przeciw Polsce do wasalizacji Moskwy przez Pekin. Scenariusze są różne – na każdy z nich Warszawa musi się przygotować
Modele SI mają większą łatwość w eskalowaniu wojny kinetycznej do poziomu wojny nuklearnej niż ludzie. Jednak są też najważniejszą szansą rozwojową, także dla Polski
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie