Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Kaczyński podłożył ogień cudzymi rękoma

Niezależnie od oceny meritum wyroku Trybunału Konstytucyjnego: jeśli prezes PiS przewidział jego skutki – to była to zbrodnia. Jeśli nie przewidział – to był to błąd
Wesprzyj NK

W idealnych warunkach, gdyby Trybunał Konstytucyjny wydał taki wyrok w sprawie embriopatologicznej przesłanki do aborcji, jaki zapadł 22 października 2020 roku, także wywołałoby to protesty. Możliwe, że także bardzo drastyczne. Można by skupić się na treści wyroku i na tym poprzestać. Ale nie mamy idealnych warunków. Z szeregu powodów ta decyzja może przynieść więcej szkód niż pożytku.

Mam wyrobione zdanie na temat wiadomej przesłanki i nie będę mydlić oczu czytelnikowi, że jest inaczej. Kto chce się z nim zapoznać, może przeczytać artykuł na ten temat, jaki opublikowałem w „Gazecie Wyborczej” 9 lat temu – od tamtego czasu zdania nie zmieniłem. Zachęcam jednak do tego, by zostawić tę kwestię na boku i skupić się na innych aspektach. Przy decyzjach politycznych nie liczy się bowiem tylko ich meritum, ale także kontekst.

Polaryzacja społeczeństwa osiąga niespotykany dotąd poziom. Dzięki temu z widoku znika indolencja rządu wobec epidemii koronawirusa. Ponadto to właśnie w ostrym konflikcie lider PiS odnajduje się najlepiej

Przedłużenie woli Nowogrodzkiej

Omawiane orzeczenie TK jest decyzją polityczną. Niezgodny z prawem wybór do TK sędziów nadliczbowych a później konsekwentne podważanie autorytetu tej instytucji, zarówno zmianami w prawie o TK jak i aktywnością samych sędziów, spowodowały, że każdą kolejną decyzję tej kierowanej przez Julię Przyłębską instytucji odbiera się jako podyktowaną lub przynajmniej podjętą w uzgodnieniu z Jarosławem Kaczyńskim. Nie inaczej jest tym razem. Od pierwotnego zaskarżenia przesłanki embriopatologicznej do TK minęły 3 lata. W międzyczasie pierwotna skarga zdążyła ulec dyskontunuacji i posłowie obecnej kadencji musieli złożyć ją ponownie. I teraz mamy uwierzyć, że właśnie w tej chwili Trybunał znalazł czas, by ją rozpatrzyć. Przekonanie o braku sprawczości TK jest na tyle powszechne, że sprzeciw krytyków wyroku skierowany został bezpośrednio w stronę Jarosława Kaczyńskiego a także w Kościół katolicki, któremu obrywa się niejako rykoszetem.

To, że za wyrokiem stoi Jarosław Kaczyński jest (niemal) pewne. O tym, dlaczego podjął on decyzję o jego wydaniu, można spekulować. Z pewnością nie kierował się sprzeciwem wobec rzeczonej przesłanki. Gdyby tak było, już dawno sejm poprzedniej lub obecnej kadencji ustawowo wykreśliłby przesłankę z polskiego prawa. Stało się jednak inaczej – to w efekcie determinacji wybranych posłów PiS, a w tej kadencji także PSL-Kukiz’15 i Konfederacji, skarga wpłynęła do TK.

Jaki był cel?

Jeśli to nie sprzeciw wobec aborcji kierował Kaczyńskim, to co? Spójrzmy na efekty wyroku. Od czwartku ubiegłego tygodnia na ulicach polskich miast trwają masowe protesty przeciwko orzeczeniu. Biorą w nich udział dziesiątki tysięcy osób. Polaryzacja społeczeństwa osiąga niespotykany dotąd poziom. Dzięki temu z widoku znika indolencja rządu wobec epidemii koronawirusa. Ponadto to właśnie w ostrym konflikcie lider PiS odnajduje się najlepiej. Taka sytuacja pozwala PiS tworzyć sobie wizerunek obrońców nie tylko nowego status quo, ale także ograniczeń aborcji jako takich, bowiem najzagorzalsi przeciwnicy wyroku TK nie ukrywają, że nie chodzi im tylko o przesłankę, a o całkowitą legalizację aborcji. Agresja części z nich w stosunku do Kościoła i ogólnie wszystkich, którzy śmieją mieć inne zdanie w tej kwestii, tylko wzbudza chęć gromadzenia się wokół sztandaru. Idealną opcją dla Kaczyńskiego jest sytuacja, w której wokół PiS gromadzą się wszyscy ludzie, którym obyczajowy progresywizm i agresja wobec Kościoła nie odpowiadają, bez względu na to, jak bardzo nie podoba im się tupolewizm, niszczenie instytucji, etatyzm czy romantyzm w polityce zagranicznej – po to tylko, by uniknąć zwycięstwa radykalnej lewicy kulturowej. Swego czasu pisałem o tym, że „wojna kulturowa nie ma znaczenia”: właśnie zaczęła mieć. I to jest dramat, bo znów ten temat może zdominować wszystkie inne – znacznie bardziej palące w obecnej sytuacji.

Nie można wreszcie wykluczać, że wywołanie takiego zamieszania będzie pretekstem dla obozu PiS do podejmowania środków nadzwyczajnych. Media prorządowe już dostarczają propagandowej osłony dla tego typu hipotetycznych posunięć. Nie twierdzę, że rządzący faktycznie planują wprowadzenie stanu nadzwyczajnego (nb. którego? Stanu wyjątkowego, a może wojennego)? Jednak gdyby faktycznie do nich doszło, to, w sytuacji, gdy nie ogłoszono stanu wyjątkowego z powodu epidemii, a teraz by ogłoszono z powodu protestów społecznych – mielibyśmy do czynienia z działaniem autorytarnym.

Obecnie mierzymy się z największym wyzwaniem od lat – pandemią koronawirusa. Zabrzmi to brutalnie, ale nie rozumiem, dlaczego życie półtora tysiąca dzieci rocznie miałoby być ważniejsze od życia tysięcy, które mogą umrzeć z powodu koronawirusa lub innych schorzeń lub wypadków, którymi opieka zdrowotna się nie zajmie z powodu jej zapchania przez zbyt liczne zachorowania. A do tego mogą doprowadzić masowe protesty i kopanie społecznych okopów

Tak nie zachowuje się mąż stanu

Jarosław Kaczyński postąpił źle z punktu widzenia dobra wspólnego. Tak może zachowywać się ktoś, kto za najwyższe dobro uważa własne ugrupowanie i maksymalizację jego szans na utrzymanie się przy władzy przez kolejne 3-7 lat, a nie mąż stanu. Kwestia aborcji jest ważna. Dotyczy tego, jak rozumiemy podmiotowość człowieka w państwie. Nie jest jednak jedyną istotną kwestią. Obecnie mierzymy się z największym wyzwaniem od lat – pandemią koronawirusa. Zabrzmi to brutalnie, ale nie rozumiem, dlaczego życie półtora tysiąca dzieci rocznie miałoby być ważniejsze od życia tysięcy, które mogą umrzeć z powodu koronawirusa lub innych schorzeń lub wypadków, którymi opieka zdrowotna się nie zajmie z powodu jej zapchania przez zbyt liczne zachorowania. A do tego mogą doprowadzić masowe protesty i kopanie społecznych okopów. Oczywiście każdy moment na wprowadzenie bardzo kontrowersyjnych zmian w prawie spowoduje protesty i awantury, tego nie da się uniknąć. Nie jest to co do zasady argument przeciwko jednoznacznym posunięciom – obecny moment jest jednak wybitnie nieodpowiedni z punktu widzenia dobra wspólnoty. To nie jest tak, że w takiej sytuacji należy mieć pretensje wyłącznie do tych, którzy narażają innych na chorobę biorąc udział w masowych protestach. Dobry przywódca powinien przewidywać, jakie efekty społeczne mogą przynieść jego decyzje. Jeśli Jarosław Kaczyński je przewidział – to była to zbrodnia. Jeśli nie przewidział – to był to błąd.

Nie ma pewności, czy wykreślenie przesłanki embriopatologicznej na pewno wyjdzie Jarosławowi Kaczyńskiemu na dobre – choć jest to prawdopodobne, że po raz kolejny metoda „dziel i rządź” przyniesie mu wymierne korzyści, przynajmniej w krótkim okresie. Na pewno jest ryzykowne z punktu widzenia meritum sprawy. I to nie dlatego, że duża część społeczeństwa (jak duża – to dowiemy się z badań) się z nim nie zgadza. To akurat z punktu widzenia konstytucyjności danego prawa nie ma żadnego znaczenia. Problem polega na tym, że wyrok wydał TK, który PiS wcześniej sam zdelegitymizował i uczynił wykonawcą swojej woli politycznej. Opozycja, gdy dojdzie do władzy, może unieważnić wybór obecnych sędziów TK, a potem nie „wydrukować” wyroku Julii Przyłębskiej, który uznałby takie działanie za niezgodne z ustawą zasadniczą – po czym obsadzić TK swoimi sędziami i odwrócić wyrok aborcyjny o 180 stopni. Już po propozycjach Władysława Kosiniaka-Kamysza odnośnie do obecnego kryzysu widać, jak powoli w naszą praktykę „wdrukowuje” się przyzwolenie na wstrzymywanie wyroków TK przez rząd metodą „niedrukowania”. PiS nie będzie miał żadnych argumentów dla obrony swojego stanowiska. Mamy więc wojnę kulturową zaprogramowaną na wiele lat.

Bardzo trudno będzie nam wygrzebać się z tej kabały. PiS swoją aktywnością względem sądownictwa konstytucyjnego i praworządności wtrącił nas w przestrzeń, w której prawo jest wręcz otwarcie traktowane jako narzędzie politycznej aktywności, nie jako autorytet, do którego można się odwołać. Skłócając naród w obliczu największego zagrożenia od lat, Jarosław Kaczyński osłabia nasze możliwości walki z epidemią i wyjścia z niej bez względnego szwanku.

Wesprzyj NK
Politolog, dziennikarz, tłumacz, współpracownik Polskiego Radia Lublin. Pisze doktorat z ekonomii i finansów w Szkole Doktorskiej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Publikował i publikuje też m.in. w "Gościu Niedzielnym", "Do Rzeczy", "Rzeczpospolitej", "Gazecie Wyborczej", "Tygodniku Powszechnym" i "Dzienniku Gazecie Prawnej". Tłumaczył na język polski dzieła m.in. Ludwiga von Misesa i Lysandera Spoonera; autor książkek "W walce z Wujem Samem", "Żadna zmiana. O niemocy polskiej klasy politycznej po 1989 roku", "Mała degeneracja", współautor z Tomaszem Pułrólem książki "Upadła praworządność. Jak ją podnieść". Mąż, ojciec trójki dzieci. Mieszka w Lublinie.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

6 odpowiedzi na “Kaczyński podłożył ogień cudzymi rękoma”

  1. Jakub Wieczorek pisze:

    Czyli po 2015 r. Trybunał Konstytucyjny nie ma już prawa wydawać żadnych orzeczeń w kontrowersyjnych kwestiach?

  2. ziggi pisze:

    Komentarz dobry, niemniej jednak – uciekający od istoty sprawy, czyli od nieustannego ognia fanatyzmu religijnego, który napędza niemałą część prawicy. Problem polega w szczególności na tym, że prawica wydaje się systemowo niezdolna do przedefiniowana swoich postulatów światopoglądowych na język sekularny. Utwierdza się na pozycji politycznego eksponenta środowisk konfesyjnych utyskując zarazem na gasnące „chrześcijańskie imaginarium”. To prosta droga ku zatraceniu. Jedynymi wygranymi tego konfliktu będą Zbigniew Ziobro i lewica. Decyzją Jarosława Kaczyńskiego prawica głośno zatrzasnęła drzwi przed elektoratem centrowym, który tym radykalizmem został postawiony pod ścianą. Prawica będzie teraz dryfować na prawo a marzenia o jej ucywilizowaniu można między bajki włożyć. Polska w Unii Europejskiej będzie widziana coraz bardziej jako outsider, z którym nie ma żadnej wspólnoty wartości. Kościół – jako „puste znaczące” tego konfliktu, bez które spór światopoglądowy o aborcję w ogóle nie mógłby zaistnieć stanie się jego największą ofiarą. Język jawnej, nieskrywanej już wrogości wobec Kościoła wejdzie już na stałe do polskiej polityki i będzie w użyciu przez znacznie szersze masy społeczne niż tylko elektorat radykalnie lewicowy. Masz co chciałeś Grzegorzu Dyndało!

  3. m_zalevski pisze:

    Panie Krzysztofie, „Konfederacja z Ziobrem” nie mają większości w Sejmie. Jarosław Kaczyński ma natomiast kontrolę nad tym co zostaje uchwalone, a co nie. Jeżeli był przeciwny, to mógł zablokować przekazanie sprawy do TK.

  4. MaciekD pisze:

    Zgadzam się w stu procentach z komentarzem Ziggiego i niedawnymi twierdzeniami Bartłomieja Radziejewskiego dot. przyspieszenia sekularyzacji naszego państwa oraz ośmieszania katolicyzmu, czy w ogóle religijności, przez naszą „prawicę”. Lawirowanie Jarosława Kaczyńskiego, który jak przypuszczam będzie próbował umniejszyć swoją sprawczość mówiąc o niezależnym TK, stanie się wg. mnie łabędzim śpiewem zjednoczonej prawicy. Zastanawiam się czy fanatycy religijni w ZP naprawdę wierzą, że reprezentują jakąś znaczącą część społeczeństwa. Z moich doświadczeń wychowywania się w małej miejscowości w woj. świętokrzyskim wynika, że znakomita większość tutejszych katolików to ludzie bezrefleksyjnie uczestniczący w obrzędach i w żadnym niemal stopniu nie identyfikujący się z katolicką nauką społeczną czy nawet z dekalogiem – króluje kult sprytu, hipokryzja i zwyczajne przyzwyczajenie (kościół jako miejsce spotkań towarzyskich). W przypadku nieplanowanej ciąży (niekoniecznie patologicznej) bez wahania i głębszej refleksji skorzystają z dostępnych opcji (podziemie, wyjazd za granicę etc. wyrzuty sumienia, spowiedź lub nie a następnie zapomnienie o „sprawie”) – jeżeli uznają, że wyrok TK ma potencjał do rzeczywistej zmiany w dostępności aborcji pewnie czeka nas zjazd ZP w sondażach. Trudno mi zrozumieć co myślał JK uruchamiając ten proces – jedna z fantastycznych teorii, które przychodzą mi do głowy (i nie zakładają że po prostu oszalał), to chęć doprowadzenia do rozłamu w Pisie wobec konstatacji, że nie uda się przeprowadzić sukcesji Morawieckiego i niechęci do przejęcia ZP przez Zbigniewa Ziobrę. Można to jednak było zrobić na 100 bardziej cywilizowanych i „tańszych społecznie” sposobów.

  5. Bever pisze:

    Pan bardzo tendencyjnie z emocjonalnych i preferencji politycznych zalozen interpretuje to co sie stalo.
    Demonizuje pan kaczynskiego i to jest blad bo nie mysli pan kategoriami demokracji tylko stalinowskiej dyktatury i zamordyzmu.
    Kaczynski nie jest stalinem, jest otoczony grupa ludzi a jego dzialania sa jak najbardziej reaktywne na to co sie stalo. Orzeczenie TK nie moglo byc inne bo taka jest konstytucja. Nie mozna bylo inaczej slow konstytucji inaczej interpretowac jak potwiedzic zakaz 'zabijania’ aborcji za wyjatkiem przypadkow wyznaczonych wczesniej ustawa. A te ustawe zapewne pan zna. To co sie stalo i w co sie przeksztalca to dalsza czesc walki z partia PiS podsycana przez media, opozycje, pieniadze z zagranicy z ktorych korzysta chetnie sporo oszolomow z roznych stowarzyszen.
    Co moglby zrobic PiS to wprowadzic ustawy kontrolujace przeplyw pieniedzy, zlikwidowac pewne antypanstwowe stowarzyszenia i rozpoczac proces polonizacji mediow. Polacy ruszyli na drogi bo sa nierozgarnieci, a to jest rezultat braku informacji w kediach i tendencyjnego tlumaczenia wyroku. podstawa jest jednak kiepiskie rozumienie panstwowosci jako wynik nie czytania czegokolwiek.
    Prosci ludzie kieruja sie emocjami, rozum zgubili, maja w kieszeni, nie mieli od nowosci.
    Naturalnie naklada sie na to niewyjasnienie spraw pedofilskich i jak robily wszystkie poprzednie formacje zwyklego przekupstwa KK, szlone nauczanie religii, to praca dla ksiezuy i ubezpieczenie, budowa domow starosci dla kisezy i zakonnic, pieniadze na orestaurowanie i budowe nowych kosciolow itd. Za to sa odpowiedzialne wszcy radzacy i tego wlasnie pan kompletnie nie rozumie. Nic nie moglo stac sie w ciagu 4 lat. na tak potezne zmiany laicyzacyjne, swiadomosci przestepstw niektorych pasterzy, chciwosci, sex-skandale itd zdazaly sie zawsze teraz zostaly ujawnione i niestety nie rozwiazane pozostaja. To prymitywne walic w PiS i zamykac oczy na caly dlugotrwaly proces poprzednio.

  6. loki pisze:

    Moim zdaniem nie da się obciążyć Kaczyńskiego zachowaniem tłuszczy lewackiej – gdybyśmy przyjęli taką optykę to koniec (widać co się stało w USA), musielibyśmy cały czas ustępować. Zasady protestowania w systemie demokratycznym są jasne – a oni je depczą i każą innym w….ć, wyją, że to jest wojna. Demokracja to prosty system – który pozwala na funkcjonowanie różnych światopoglądów, bowiem w drodze wyborów i uzyskania większości można tworzyć prawo. Lewica zresztą robi to od dekad. Prawica ma taką odpowiedź, że zmienia prawo jak wygra wybory. Lewica to kwestionuje. Z lewicą nie ma demokracji.

    Ktoś tam pisze, że fanatyzm religijny – nie to fanatyzm ideologiczny lewicy niszczy demokrację.

    Moim zdaniem tego co się stało nie dało się przewidzieć. Z tego co rozmawiam z ludźmi (bez względu na to co myślą o samym wyroku) to wszyscy są w szoku. PiS pewnie teraz chciał tę sprawę w końcu załatwić, bo był naciskany z prawej strony od 5 lat.

    W maju ci sami ludzie, którzy teraz zagrzewają do protestów zablokowali wybory.

    W każdym razie – jeżeli damy sobie narzucić terror lewicowy – to koniec z demokracją, mamy fasadę. A końcu dojdzie do tego co się dzieje w USA np. w Portland gdzie właśnie obalono pomniki Lincolna i Roosevelta, system demokratyczny zanikł, rządzi motłoch.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo