Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Kompromitacja. Tak najkrócej podsumować można reakcję Watykanu (a ją trzeba zdecydowanie odróżnić od reakcji Kościoła, który w różnych miejscach reagował różnie) na wojnę wywołaną przez Rosję. Zaczęło się od milczenia. Atak na Ukrainę nastąpił w czwartek, a papież po raz pierwszy na temat wojny wypowiedział się w niedzielę. Wcześniej odwiedził ambasadę rosyjską. Jego apologeci zachłystywali się rzekomym profetycznym gestem, ale jak kilka dni później poinformował George Weigel (a potwierdzili to współpracownicy papiescy), papież udał się do ambasady Federacji Rosyjskiej, bo Putin nie chciał odebrać telefonu z Watykanu. Nie odebrał go także z ambasady rosyjskiej, więc papież wezwał do ochrony dzieci i chorych, zrobił sobie zdjęcie z pracownikami ambasady i opuścił ją po czterdziestu minutach.
Papież udał się do ambasady Federacji Rosyjskiej, bo Putin nie chciał odebrać telefonu z Watykanu
Tego samego dnia sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej, kard. Pietro Parolin, mówił językiem putinowskiej propagandy, sugerując, że na Ukrainie toczy się „operacja militarna”, ale „wciąż jest jeszcze czas na dobrą wolę, jest jeszcze czas na negocjacje, wciąż jest miejsce na mądrość, która zapobiegnie dominacji interesów partykularnych, ochroni słuszne aspiracje wszystkich i uchroni świat przed szaleństwem i okrucieństwem wojny”. Sam papież zadzwonił jeszcze do prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i do arcybiskupa Światosława, zwierzchnika Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej, ale w kwestii wojny milczał. Zmiana nastąpiła dopiero w niedzielę, gdy – po raz pierwszy – przyznał, że toczy się wojna. Jednak potraktowana ona została jak kataklizm naturalny. Franciszek nie wskazał, kto za nią odpowiada, nie nazwał po imieniu agresora. I to się nie zmieniło do tej pory. Z ust ani papieża, ani jego sekretarza stanu nie pada określenie Rosja. Jest dużo słów o konieczności dialogu, o cierpieniu dzieci i kobiet, ale nie ma wskazania, kto imiennie za to odpowiada. I nie zmieniają tego kolejne wypowiedzi.
Wojna sprawiedliwa i jej wrogowie
Najbliżsi współpracownicy papieża, nie ci oficjalni, ale ci, którzy realnie współtworzą z nim politykę zagraniczną kompromitują się jeszcze bardziej. Ojciec Antonio Spadaro SJ, redaktor naczelny „La Civiltà Cattolica” i jeden z najbliższych przyjaciół papieża, który często prezentuje opinię papieską, na swoim Twitterze umieścił mapę, na której Krym był rosyjski, a Polska uznana za państwo antyrosyjskie. Jednocześnie agresja Rosji na Ukrainę określona została „wydarzeniami”. Dmitrij Pieskow byłby dumny. Andrea Riccardi, założyciel i lider Wspólnoty Sant’Egidio, który od lat realnie współtworzy watykańską dyplomację, w kolejnych medialnych wywiadach przekonywał, że NATO upokarzało Rosję i uzupełniał, że trzeba znaleźć dobre wyjście z sytuacji nie tylko dla Ukrainy, ale także dla Putina. Kard. Parolin, by powrócić do sekretarza stanu, w kolejnych wypowiedziach (po trzech tygodniach wojny) zapewniał wprawdzie, że „Ukraina ma prawo się bronić”, ale już w następnym zdaniu sugerował, że trzeba szukać lepszych sposobów niż walka. „Czy robimy wszystko, co możliwe, aby osiągnąć rozejm? Czy zbrojny opór to jedyny sposób?” – pytał. Nie wyjaśnił niestety, jakie lepsze rozwiązanie widzi dla Ukraińców. Czy mieliby oni poddać się? Odstąpić Rosji swoje tereny? A może skapitulować i dzięki temu uratować „brak wojny” (bo pokojem nazwać tego nie sposób)?
Z ust ani papieża, ani jego sekretarza stanu nie pada określenie Rosja
Jeszcze ostrzejszy w tej kwestii był papież, który w kolejnych wypowiedziach odrzucał koncepcję wojny sprawiedliwej w ogóle. „Kiedyś, nawet w naszych Kościołach, mówiło się o świętej wojnie lub wojnie sprawiedliwej. Dziś nie możemy tak mówić. Rozwinęła się chrześcijańska świadomość znaczenia pokoju” – mówił papież Franciszek w czasie spotkania online z patriarchą Cyrylem. To oczywiście jest powtórzenie słów z „Fratelli tutti” i papieskiego nauczania o wojnie w ogóle, ale… – jak wskazywałem w książce „Koniec Kościoła, jaki znacie” – to nowe nauczanie odnosić się może do wojen totalnych, względnie do nowych sposobów prowadzenia wojny, w tym przypadku mamy zaś do czynienia z wojną absolutnie klasyczną, do której jednoznacznie daje się zastosować pojęcie „wojny sprawiedliwej”. Ukraińcy zgodnie z nim mają prawo i obowiązek się bronić. Odrzucenie tej kategorii stawia pytanie o źródła prawa do obrony. Identyczne pytanie można zadać papieżowi, gdy wskazuje on, że choć wojna jest zakazana, to działania pokojowe oddziałów militarnych są już dopuszczalne. Tyle że niezależnie od tego, jak nazwiemy działania wojskowe, one nadal mają ten sam charakter. Albo zatem nie ma wojny sprawiedliwej, i nie da się jej usprawiedliwić moralnie (a wtedy jak usprawiedliwić moralnie działania obronne czy działania pokojowe, i jak odróżnić wojnę obronną od bezprawnej agresji?) albo jednak istnieje ona – tyle że pod jakimś innym określeniem? Trzeciego wyjścia nie ma, chyba że za wyjście uznać przekonanie, że zaatakowany nie ma prawa do obrony i powinien się poddać. Tego jednak nie da się usprawiedliwić z perspektywy jakiejkolwiek klasycznej teorii moralności. Tych pytań – i to w bardzo konkretnej sytuacji wojny na Ukrainie – papież zdaje się nie dostrzegać.
Brnięcie w Ostpolitik
Nie widać w Watykanie, i to może jest jeszcze poważniejszy obecnie problem, zdolności do zrewidowania własnej Ostpolitik. Od wielu lat – jeszcze za późnego Jana Pawła II, za Benedykta XVI i obecnie za Franciszka – ukierunkowana ona była na pogłębianie dialogu z Rosyjską Cerkwią Prawosławną, na uczynienie z niej sojusznika walki o wartości, i wreszcie na budowanie jedności chrześcijan. Franciszek – trzeba przyznać – miał na tej drodze największe sukcesy, bo udało mu się osobiście spotkać z patriarchą Cyrylem i podpisać z nim słynne porozumienie w Hawanie. Wydarzenia z ostatnich tygodni pokazują jednoznacznie, że akt ten jest mniej wart niż papier, na którym został spisany. Patriarcha Cyryl swoimi decyzjami i działaniami wyraźnie pokazał, że jego celem nie jest budowanie chrześcijaństwa w Rosji, a umacnianie państwowej ideologii i agresywnej polityki Putina. Potępianie Zachodu, powtarzanie propagandy putinowskiej w kazaniach, błogosławienie ikon i wręczanie ich generałom rosyjskiej armii, którzy właśnie mordują cywilów na Ukrainie i bombardują także świątynie należące do patriarchatu moskiewskiego – jednoznacznie pokazują, że Ewangelią i jej wymogami Cyryl się nie przejmuje.
„Kiedyś, nawet w naszych Kościołach, mówiło się o świętej wojnie lub wojnie sprawiedliwej. Dziś nie możemy tak mówić. Rozwinęła się chrześcijańska świadomość znaczenia pokoju” – mówił papież Franciszek w czasie spotkania online z patriarchą Cyrylem
Politycy – nawet niemieccy, dla których współpraca z Rosją była jednym z kamieni węgielnych ekonomii i strategii geopolitycznej – byli w stanie wyciągnąć wnioski z działań Putina i zrewidować swoją politykę. Można się spierać, czy jest to zwrot trwały czy szczery, ale nie ulega wątpliwości, że jest głęboki (nawet jeśli z polskiej perspektywy można i trzeba domagać się więcej). Watykan jednak w ogóle nie dostrzegł zmiany sytuacji, nie dostrzegł, że Rosyjska Cerkiew Prawosławna jest w pewnym sensie propagandowym narzędziem Federacji Rosyjskiej, a jej celem nie jest głoszenie chrześcijaństwa, ale ideologii „ruskiego świata”. Gdy patriarcha błogosławi i wspiera rosyjską armię, która dokonuje zbrodni wojennych, czymś naturalnym mogłoby się wydawać zerwanie z nim relacji ekumenicznych czy przynajmniej zamrożenie ich. Tak się jednak nie stało. Watykan brnie – jak zaczadzony – w pogłębianie tych relacji. Nuncjusz apostolski w Moskwie spotyka się z patriarchą, a w ich rozmowie w ogóle nie pada jasne odniesienie się do sytuacji na Ukrainie. Ostatnio z patriarchą online spotyka się papież Franciszek. Rozmowa obu hierarchów odbywa się zaś tak, jakby Rosyjska Cerkiew Prawosławna nie uczestniczyła we wspieraniu agresji na Ukrainę. Informacje przekazane przez służby prasowe Watykanu są zaś jeszcze dziwniejsze, bo wynika z nich, że w czasie rozmowy papież bardziej troszczył się o żołnierzy rosyjskich, niż o żołnierzy ukraińskich (tych pierwszych wspomniał, i to jako ofiary, o tych drugich nie powiedział nic). Watykański komunikat całe to spotkanie prezentował jako przyjacielskie i w zasadzie pozbawione różnic. Obaj liderzy mieli być zaniepokojeni sytuacją, obaj mieli dobre intencje, obaj chcieli sprawiedliwego pokoju.
Albo nie ma wojny sprawiedliwej, i nie da się jej usprawiedliwić moralnie, albo jednak istnieje ona – tyle że pod jakimś innym określeniem
„Jesteśmy pasterzami tego samego Świętego Ludu, który wierzy w Boga, w Trójcę Świętą, w Świętą Matkę Boga: dlatego musimy się zjednoczyć w wysiłkach, by pomóc pokojowi, pomóc cierpiącym, poszukiwać dróg pokoju, aby powstrzymać pożar” – miał mówić papież do Cyryla. Kłopot polega na tym, że Cyryl jest jednym ze źródeł tego pożaru, czego Stolica Apostolska i sam papież zdaje się nie dostrzegać. Albo jest to zatem ślepota na rzeczywistość albo odklejenie od niej, albo między bajki trzeba włożyć rzekomą troskę papieża o najsłabszych i spojrzeć na Watykan jako na zwyczajnego, niezwykle cynicznego gracza geopolitycznego, dla którego moralność się nie liczy. Nie ma dobrej opcji w tej sprawie.
Brak zdolności do nazywania rzeczy po imieniu
Poza niezdolnością do odrzucenia Ostpolitik mamy jeszcze jeden problem. Jak się zdaje, Franciszek nie jest zdolny do zrozumienia, z jakim zagrożeniem religijnym realnie się zmaga. Rosyjska Cerkiew Prawosławna, co niezwykle mocno pokazali teolodzy prawosławni w „Deklaracji dotyczącej ruskiego świata”, w istocie nie głosi już Ewangelii, ale heretycką ideologię nie do pogodzenia z chrześcijaństwem. Jak można ją zdefiniować? „Ideologia ta głosi, że istnieje ponadnarodowa sfera lub cywilizacja rosyjska, zwana Świętą Rosją lub Świętą Rusią, obejmująca Rosję, Ukrainę i Białoruś (a czasami Mołdawię i Kazachstan), a także etnicznych Rosjan i ludność rosyjskojęzyczną na całym świecie. Utrzymuje ona, że ten „rosyjski świat” ma wspólne centrum polityczne (Moskwa), wspólne centrum duchowe (Kijów jako „matka całej Rusi”), wspólny język (rosyjski), wspólny kościół (Rosyjską Cerkiew Prawosławną Patriarchatu Moskiewskiego) i wspólnego patriarchę (patriarcha Moskwy), który działa w „symfonii” ze wspólnym prezydentem/przywódcą narodowym (Putinem), aby rządzić tym rosyjskim światem, a także podtrzymywać wspólną, wyróżniającą się duchowość, moralność i kulturę” – opisują „ruski świat” prawosławni teolodzy.
Informacje przekazane przez służby prasowe Watykanu są zaś jeszcze dziwniejsze, bo wynika z nich, że w czasie rozmowy papież bardziej troszczył się o żołnierzy rosyjskich, niż o żołnierzy ukraińskich
A później przechodzą do wypunktowania wszystkich błędów, czy – wprost – herezji, jakie są związane z tym myśleniem: „Potępiamy jako nieprawosławne nauczanie, które zastępuje Królestwo Boże (…) królestwem tego świata, czy to Świętej Rusi, Świętego Bizancjum, czy jakiegokolwiek innego ziemskie królestwo” – wskazują. „Odrzucamy wszelkie formy rządów, które deifikują państwo i absorbują Kościół, pozbawiając go wolności do proroczego przeciwstawiania się wszelkiej niesprawiedliwości” – uzupełniają. „Odrzucamy wszelkie manichejskie i gnostyczne podziały, które wynosiłyby świętą prawosławną kulturę Wschodu i jej prawosławne ludy ponad upodlony i niemoralny Zachód” – uzupełniają. Te potępienia to tylko wybrane z dłuższego tekstu, z którego całością warto się zapoznać.
Tego typu opis uświadamia, że zarówno w przypadku Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, jak i putinowskiej Rosji mamy do czynienia nie tylko z agresją, ale też z realnie niechrześcijańskim światopoglądem. Jego określenie jest jednym z obowiązków papiestwa, bo tylko z tej perspektywy możliwe jest budowanie skutecznej polityki międzynarodowej, ale też skutecznego dialogu ekumenicznego. Jednak zarówno papież, jak i jego współpracownicy zdają się traktować Rosyjską Cerkiew Prawosławną jako normalnego, pełnoprawnego uczestnika dialogu.
Lekceważenie ofiary
Tam, gdzie jeden kraj może najechać bezkarnie na drugi, a Kościół to błogosławi, tam nikt już nie może czuć się bezpiecznie
I wreszcie kwestia ostatnia. Takie a nie inne postępowanie Stolicy Apostolskiej jest w istocie lekceważeniem, brakiem empatii wobec realnych ofiar tej wojny. Powtarzanie słów o kobietach i dzieciach nie wyczerpuje problemu, bo… ofiarami tej wojny są także mężczyźni, którzy walczą (i nie chodzi tylko o Rosjan), ofiarą jest niewinny kraj, a także – wreszcie – stabilność świata, bo tam, gdzie jeden kraj może najechać bezkarnie na drugi, a Kościół to błogosławi, tam nikt już nie może czuć się bezpiecznie. Brak zdolności nazwania wojny po imieniu, wskazania odpowiedzialnych za nią, nieustanne powtarzanie pustych sloganów o konieczności dialogu – dotyka niestety wielu ukraińskich katolików obu obrządków. Coraz częściej wysyłają oni sobie (a niekiedy i mi) gorzkie fragmenty z „Kordiana” Juliusza Słowackiego dotyczące właśnie ówczesnego papieża. Czy rzeczywiście Stolica Apostolska chce, żeby Franciszek – mający przecież wiele zasług dla Kościoła – przeszedł do historii jako papież Putina? To byłby dramat, ale kolejne tygodnie działania Stolicy Apostolskiej wskazują, że jest to coraz bardziej możliwe.
Doceniam Pana dobrą rolę w naszej debacie publicznej i w życiu Kościoła. Jednak jestem przekonany, że czas pokaże iż myli się Pan w tym tekście w wielu zasadniczych kwestiach. Mam wrażenie, że stawia Pan zbyt radykalne tezy (a właściwie jednoznaczne stwierdzenia) odnośnie materii, której ocena wymaga czasu i większego zaufania do następcy Św. Piotra.
<> coz za naiwne stwierdzenie, gre pozorów i PR-owe ruchy nazywac zrewidowaniem pogladów.. gdzies zaginela swiadomosc polityczna autora
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Niech małe narody nie popadają w rozpacz, jakby nie było dla nich żadnej nadziei, lecz niech równocześnie z rozwagą zastanowią się, na czym opiera się ich bezpieczeństwo!
Zwycięstwo Trumpa w USA jest również wielkim sygnałem, że zwykli obywatele chcą „starej dobrej Ameryki”, szans na sukces materialny jak w złotych latach 80. i 90. oraz kontroli przepływu obcokrajowców
Czy narody i państwa są śmiertelne jak ludzie? Wiemy, że mogą umrzeć – ale czy muszą umrzeć? Czy narody mają jakąś określoną siłę życiową i wyznaczoną długość życia, po której upływie zostają wymazane z powierzchni Ziemi, a ich państwa wraz z nimi?
Aby dorosnąć, prawica musi wyjść z bawialni i wejść w jakiejś formie do salonu. Ale stamtąd przecież dopiero co ją ktoś wyrzucił. Czy ktoś może zaprzeczyć, że KO ma nad PiS-em istotną przewagę na salonach europejskich i amerykańskich?
Ład międzynarodowy według Radziejewskiego tworzą: kreatorzy („definiują reguły gry”), moderatorzy (mogą je zmodyfikować) oraz odbiorcy (są obiektami reguł gry). Polska może i powinna być moderatorem, niestety na razie jest odbiorcą
W jaki sposób inteligentny człowiek może zachowywać się tak irracjonalnie? Przypuszczalnie odpowiada za to jego narcystyczno-megalomański odlot, którego pogłębianie obserwuję od lat
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie