Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Duterte chce grać na wielu fortepianach

Wypowiadając umowę o stacjonowaniu amerykańskich wojsk, prezydent Filipin nie przechodzi jednoznacznie do obozu chińskiego lub rosyjskiego. Marzy mu się jednak pragmatyczna polityka lawirowania
Wesprzyj NK
Prezydent Rodrigo Duterte wypowiedział 11 lutego umowę Visiting Forces Agreement (VFA), regulująca obecność amerykańskich wojsk na Filipinach. Pozujący na twardziela filipiński przywódca szuka zbliżenia z Chinami i Rosją, jednak ostatnie wydarzenia niekoniecznie są z tym związane. Początek był wręcz banalny. Na początku stycznia Waszyngton bez wyjaśnienia cofnął wizę senatorowi Ronaldowi dela Rosie, byłemu szefowi filipińskiej policji i bliskiemu współpracownikowi Duterte. Powodu takiej decyzji amerykańskiej administracji upatruje się w zarzutach o łamanie praw człowieka. Dela Rosa jest odpowiedzialny za rozpoczętą w 2016 r. wojnę z narkotykami, w wyniku której w pozasądowych egzekucjach zginęły już tysiące często niewinnych osób. Duterte wystosował ultimatum, żądając odnowienia wizy przyjaciela i zagroził zerwaniem VFA w przypadku niespełnienia jego żądania. Termin upłynął, USA nie ustąpiły, więc zgodnie...

Chcesz uzyskać darmowy dostęp do całości materiału?

Zaloguj się do swojego konta lub utwórz nowe konto i zapisz się do newslettera

Stały współpracownik „Nowej Konfederacji”, doktorant na wydziale Nauk Politycznych Uniwersytetu Wiedeńskiego, publicysta, tłumacz, redaktor portalu Konflikty.pl. Związany z Instytutem Boyma, gdzie zajmuje się sprawami bezpieczeństwa, konfliktami oraz zbrojeniami.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo