Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Czasy nadchodzą nowe

Rewolucja technologiczna, ewolucja państwa i nowy charakter wojen. Kryzys liberalnych demokracji, zmiany klimatyczne i demograficzne. A nad tym wszystkim krążą „czarne łabędzie”. Witold Sokała recenzuje książkę Tomasza R. Aleksandrowicza
Wesprzyj NK

„Kluczowe megatrendy w bezpieczeństwie państwa XXI wieku” – tak brzmi tytuł najnowszej książki profesora Tomasza R. Aleksandrowicza, którą niedawno wypuściło na rynek Wydawnictwo Difin. I rzeczywiście, owym „megatrendom” – czyli strategicznym czynnikom, determinującym kierunki i kształt zmian – poświęcone zostały trzy z sześciu rozdziałów (o numerach II, III i IV). Ale to nie wszystko.

Już „Wstęp” poszerza tę tematykę o ważne uwagi metodologiczne, związane z warunkami profesjonalnego prognozowania – i, najkrócej mówiąc, uświadamia czytelnikowi czym różni się ono od zgadywania oraz myślenia życzeniowego. „Zadaniem prognozy, zwłaszcza prognozy strategicznej, nie jest przewidywanie faktów, które mogą zaistnieć w przyszłości, i czasu, w którym one nastąpią (to raczej domena wróżek), lecz identyfikacja występujących czynników i tendencji determinujących rozwój sytuacji i jej kształt w określonym horyzoncie czasowym” – stwierdza autor.

Rozdział I zawiera analizę samej zmiany jako stałego elementu cywilizacji, a także opis mechanizmu przekształcania (pod wpływem owej zmiany) dotychczasowych paradygmatów w mity, trwające jedynie siłą rozpędu i bezlitośnie fałszujące nam ogląd świata. Podkreśla też, że zmiana, z którą mamy do czynienia współcześnie, różni się jakościowo od tych znanych nam z historii: jest bowiem nie tylko wyjątkowo głęboka, ale i znacznie szybsza i bardziej wszechogarniająca, niż bywało w przeszłości.

Wskutek zmiany technologicznej, w szeroko pojętej sieci państwo staje się już nie dominującą hierarchią, jak przez ostatnie wieki, lecz jednym z węzłów

Potem dopiero następują kolejne rozdziały poświęcone megatrendom, uznanym przez autora za dominujące: rewolucji technologicznej, rekonfiguracji układu sił na arenie międzynarodowej oraz reakcjom społecznym na zmiany klimatyczne, demograficzne i polityczno-instytucjonalne. Rozdział V przybliża natomiast pojęcie „czarnego łabędzia” (czyli – najprościej – niespodziewanego „zakłócacza” obserwowanych i ekstrapolowanych trendów) oraz zawiera autorski katalog możliwych „intruzów” tego typu. Wreszcie, rozdział VI stanowi próbę zarysowania wpływu, jaki zmienne środowisko zewnętrzne i wewnętrzne będzie w przyszłości wywierało na bezpieczeństwo Polski (w perspektywie połowy bieżącego stulecia). Zawiera ponadto ważne postulaty, co państwo polskie może i powinno zrobić, by lepiej się na zmiany i wyzwania w tym zakresie przygotować. W „Zakończeniu” mamy natomiast zwyczajową rekapitulację wcześniejszych treści oraz dość zaskakujący (w literaturze naukowej) bonus: podsumowujący cytat z Boba Dylana. Dodajmy: zaskakujący raczej dla tych, którzy przywykli do polskiego standardu, że o poważnych rzeczach poważny naukowiec musi pisać możliwie sucho, bez cienia emocji oraz bez kolokwializmu, a przede wszystkim maksymalnie niezrozumiale dla laika.

Tymczasem Aleksandrowicz owszem, jest badaczem jak najbardziej poważnym (bądź co bądź, profesorem Collegium Civitas i Wyższej Szkoły Policji, analitykiem Fundacji Po.Int i członkiem Rady Naukowej Europejskiego Stowarzyszenia Nauk o Bezpieczeństwie), ale wyszedł ze szkoły nie tylko akademickiej – długie lata spędził bowiem w służbach specjalnych i w zespołach doradczych, pracujących na rzecz najważniejszych decydentów naszego państwa. To być może te praktyczne doświadczenia sprawiły (oczywiście, obok zdrowego rozsądku i inteligencji), że ma skłonność do pisania o polityce i bezpieczeństwie tak, żeby rozumieli go nie tylko inni profesorowie, ale też odbiorcy niewykazujący tendencji do dzielenia włosa na czworo lub po prostu niemający cierpliwości do nudnych tekstów. Co – dodajmy – na tzw. Zachodzie, szczególnie tym anglosaskim, jest rzeczą dość normalną, natomiast u nas wciąż zasługuje na odrębne podkreślenie i pochwałę. Autor nie tylko posługuje się więc językiem stosunkowo prostym, nie rezygnując przy tym wcale z naukowej precyzji oraz porządnego aparatu naukowego, ale obok odniesień do dawnych i współczesnych klasyków światowej politologii śmiało wplata w narrację i Dylana, i Czesława Miłosza, Olgę Tokarczuk czy Jacka Dukaja.

Państwo i wojna w sieci

„Demokracja przestaje być obowiązującym paradygmatem, liczy się bowiem skuteczność rządów w zaspokajaniu potrzeb społecznych (a raczej społeczna nadzieja na taką skuteczność)” – pisze Aleksandrowicz

Uznanie „rewolucji technologicznej” za jeden z głównych megatrendów – to już właściwie oczywistość. Prof. Aleksandrowicz unika na szczęście zbędnego powtarzania tego, co jest już powszechnie wiadome i koncentruje się na relacji: zmiana technologiczna – obieg informacji – bezpieczeństwo państwa. Przy tym, co na pierwszy rzut oka może się wydać kontrowersyjne, właśnie w rozdziale o konsekwencjach zmian technologicznych umieścił spostrzeżenia dotyczące zachodzącej na naszych oczach zmiany sposobu sprawowania władzy państwowej i jej zakresu, swoistej „dyfuzji władzy”, wzrostu wpływu na nią ze strony podmiotów pozapaństwowych. Choć nie używa tego terminu – odwołuje się do „neośredniowiecza”, czyli koncepcji badawczej, dostrzegającej istotne analogie między charakterem władzy przed „epoką westfalską” (czyli, z grubsza, przed XVII wiekiem) i teraz. „Kontakty transnarodowe (niemożliwe do efektywnego kontrolowania przez państwo – przyp. W.S.) były w epoce feudalnej czymś zwyczajnym, ograniczyła je dopiero centralizacja władzy państwowej (…). Obecnie Internet prowadzi do takiej obniżki kosztów transnarodowej komunikacji, że czyni ją dostępną dla milionów ludzi” – tłumaczy. W tym ujęciu, to właśnie wskutek zmiany technologicznej, w szeroko pojętej sieci państwo staje się już nie dominującą hierarchią, jak przez ostatnie wieki, lecz jednym z węzłów – a w szczególnych przypadkach „hubem”, tak w relacjach zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Skutki tego dla bezpieczeństwa to między innymi zróżnicowanie zasad, logiki i celów poszczególnych ogniw aparatu państwowego, utrata monopolu na stosowanie przemocy, odejście od zasady podlegania wyłącznie własnemu prawodawstwu, utrata realnej zdolności wyłącznego zaciągania zobowiązań zewnętrznych, a wreszcie konieczność dzielenia się z podmiotami prywatnymi wieloma funkcjami i uprawnieniami, w tym przynajmniej częściowej „prywatyzacji bezpieczeństwa”.

Istnienie sieci – zwraca uwagę autor – zakłada wymianę informacji i wzajemne uczenie się. Problem w tym, że małe podmioty nierzadko są w stanie czynić to szybciej i elastyczniej, niż wielkie i sformalizowane. Państwo, realizujące w sieciowym środowisku swe interesy bezpieczeństwa, często już na starcie przegrywa z „asymetrycznymi” wrogami i rywalami. Brakuje mu też adekwatnych narzędzi, by mierzyć się z podmiotami „eksterytorialnymi”. Maleje jego sterowność, rośnie wrażliwość na agresję informacyjną. To bardzo frustrujące dla polityków, rządzących państwem – tym bardziej przecież, że wygrywają wybory, zazwyczaj obiecując swym elektoratom akurat wzrost sprawczości.

Tymczasem na styku sfery publicznej i komercyjnej, ze znaczącą rolą wyspecjalizowanych instytucji wywiadowczych, powstaje ogromny sektor, tylko częściowo i pozornie kontrolowany przez rządy, a zajmujący się niezwykle precyzyjnym wykorzystaniem ogromnej ilości danych, zbieranych w sieci (czy raczej: w sieciach). Do celów marketingowych, wyborczych… ale coraz częściej też do manipulowania decydentami i opinią publiczną przez ośrodki zewnętrzne. Aleksandrowicz omawia ten aspekt rewolucji technologicznej z dużym znawstwem, odwołując się i do przykładów powszechnie znanych (jak casus Cambridge Analytica), i do mniej oczywistych.

Podobnie, omawiając postępującą zmianę charakteru zjawiska wojny, autor koncentruje się na jego aspektach informacyjnych. Podkreśla rolę cyberprzestrzeni jako kolejnego środowiska walki (po lądzie, morzu i przestrzeni powietrznej), ale także syntezy systemów rozpoznania z systemami rażenia oraz malejącego znaczenia fizycznej przestrzeni w walce. Powołując się m.in. na źródła amerykańskie i rosyjskie pokazuje ponadto, jak współcześnie adaptowane są znane koncepcje „zarządzania refleksyjnego” Vladimira Lefebvre’a czy „wojen buntowniczych” Jewgienija Messnera. W podsumowaniu tej części zauważa, że do najistotniejszych konsekwencji megatrendu technologicznego dla bezpieczeństwa militarnego należą: częste trudności w identyfikacji agresora (uniemożliwiające efektywny kontratak), malejące znaczenie tradycyjnie pojmowanej „siły ognia” jako czynnika przewagi, zmiana głównego punktu odniesienia agresji ze sfery realnej na sferę subiektywnych odczuć i wynikających z nich reakcji społecznych, a wreszcie – potencjalnie większa atrakcyjność niejawnej ingerencji w wewnętrzne procesy społeczno-polityczne czy ekonomiczne danego państwa, względem tradycyjnego ataku zbrojnego (co wcale, wbrew pozorom, nie powoduje wzrostu poziomu bezpieczeństwa).

Nowy, straszny świat?

Opisana sytuacja sprzyja rozwojowi innych megatrendów: na przykład słabnięciu tradycyjnych potęg państwowych i wyłanianiu się nowych. Chiny Ludowe podważają zrodzoną po końcu Zimnej Wojny hegemoniczną pozycję USA, korzystając między innymi z tego, że liberalna demokracja i związany z nią tradycyjny model wolnego rynku zaczynają być coraz wyraźniej kontestowane w zachodnim kręgu cywilizacyjnym, a także (na złość epigonicznym wyznawcom sławetnej tezy Fukuyamy o „końcu historii”) coraz mniej atrakcyjne jako wzorzec dla „reszty świata”. „Demokracja przestaje być obowiązującym paradygmatem, liczy się bowiem skuteczność rządów w zaspokajaniu potrzeb społecznych (a raczej społeczna nadzieja na taką skuteczność)” – pisze Aleksandrowicz, analizując mechanizmy autokompromitacji tradycyjnych elit politycznych. Odnosi to pośrednio także do Unii Europejskiej, wskazując te elementy megatrendu, które są w stanie spowolnić lub odwrócić procesy integracyjne na Starym Kontynencie, a także utrudnić lub uniemożliwić odzyskanie przez dawne potęgi europejskie choćby części ich autonomii strategicznej. A w tle tych rozważań mamy i konstatację o odwrocie od globalizacji na rzecz budowy nowych „murów”, tak realnych jak i wirtualnych, i ciekawe uwagi o postępującym uzależnieniu Rosji od Chin (także w kontekście rosyjskiej polityki względem „bliskiej zagranicy” i Europy), i wreszcie stwierdzenie upadku głównych instytucji i organizacji międzynarodowych, z ONZ na czele.

Rozdział poświęcony przyszłemu bezpieczeństwu Polski jest tak naprawdę apelem doświadczonego zawodowca i jednocześnie przekonanego państwowca – do elit politycznych, ale i do opinii publicznej. Apelem o wymuszenie (wreszcie!) powstania systemu wspomagania decyzji, takiego z prawdziwego zdarzenia. Systemu, harmonijnie łączącego potencjał i atuty państwowych służb specjalnych i centrów analitycznych, ośrodków akademickich oraz niezależnych think-tanków

Zmiany klimatyczne (szczególnie ich widoczne gołym okiem, dramatyczne konsekwencje) oraz zmiana demograficzna (z grubsza polegająca na tym, że społeczności biedne rozrastają się liczebnie i młodnieją, a bogate – kurczą i starzeją, co powoduje presje migracyjne i nowe konflikty) to kolejne megatrendy, napędzające się wzajemnie oraz wspólnie rzutujące na przyszłe środowisko bezpieczeństwa praktycznie wszystkich państw świata. Tomasz Aleksandrowicz obficie przytacza dane, wskazujące na wzrost ryzyka wojen o zasoby naturalne, w tym wodę, a także na to, że polityka krajów rozwiniętych w przedmiotowym zakresie wciąż ma, w najlepszym razie, charakter półśrodków lub odkładania niezbędnych rozwiązań na później. Trudno nie zauważyć tu związku z megatrendem „politycznym”, czyli malejącą efektywnością starych form zarządzania sprawami publicznymi, w których elity polityczne siłą rzeczy skupiają się raczej na partykularnych i krótkoterminowych interesach kastowych kosztem długofalowej strategii, wykraczającej poza ramy państwa narodowego. Autor konstatuje więc, że jednym ze skutków będzie wzrost radykalizmów społecznych, z coraz powszechniejszym odwoływaniem się do niekontrolowanej przemocy, także tej o charakterze terrorystycznym. Nie jest w tej prognozie odosobniony – przytacza opracowania analityczne takich instytucji jak Pentagon czy ośrodków jak RAND Corp., które wnioskują analogicznie.

Czarne łabędzie

Osobny rozdział Aleksandrowicz poświęcił „czarnym łabędziom”. Poza przejrzystym omówieniem metodologicznych aspektów tego pojęcia i jego zastosowania w analizie strategicznej pokusił się o stworzenie własnego katalogu zdarzeń i procesów (oczywiście – otwartego), które mogą w stosunkowo niedalekiej przyszłości odegrać wzmiankowaną rolę.

Pierwszą ich grupę nazwał „technologicznymi”. Znalazły się tu na przykład: wprowadzenie do użytku komputera kwantowego (o mocy obliczeniowej całkowicie uchylającej stare metody zabezpieczeń, a także przyspieszającej kolejne, nowe odkrycia i wynalazki); wprowadzenie na rynek na skalę powszechną innych nośników energii, niż ropa, gaz czy węgiel (co z jednej strony zmieniłoby dotychczasową geopolitykę, z drugiej zaś prawdopodobnie umożliwiłoby konstruowanie nowych, potężnych broni); pojawienie się technologii przemysłowego odsalania wody morskiej (co przybliżyłoby zwalczenie części zagrożeń na tle klimatyczno-demograficznym), a także upowszechnienie na skalę światową kryptowalut i podważenie monopolu emisyjnego państw, co zrewolucjonizowałoby nie tylko gospodarkę, lecz szerzej – cały system dystrybucji bogactwa i potęgi politycznej, tworząc zupełnie nowy i zdecydowanie anarchiczny system. Do tej kategorii autor zaliczył też upowszechnienie internetu rzeczy (a w konsekwencji – nowe możliwości zbierania danych oraz prowadzenia dywersji), wprowadzenie technologii umożliwiających totalną kontrolę społeczeństw, automatyzację wielu procesów gospodarczych i społecznych w oparciu o sztuczną inteligencję, a wreszcie środki farmakologicznego lub biocybernetycznego zwiększania efektywności bojowej żołnierzy. Wydaje się jednak, że w odniesieniu do wszystkich tych zmian pytanie nie brzmi „czy nastąpią”, lecz „jak szybko”; nie są więc bynajmniej „łabędzimi” niespodziankami, lecz po prostu ptaszyskami, nieuchronnie wykluwającymi się z już dawno złożonych jaj.

Ci czytelnicy, którzy spodziewają się opisu, jak będzie wyglądać nasz kraj i jego środowisko bezpieczeństwa za 30 lat – będą rozczarowani. Autor, zgodnie z sygnalizowanymi na wstępie założeniami warsztatowymi, stawia raczej na pokazanie, jak omówione wcześniej „globalne” megatrendy będą w następnych dekadach oddziaływać na pozycję Polski

Grupa druga to wydarzenia i zjawiska o charakterze politycznym. I znów: w zaprezentowanym katalogu jedynie wybuch wojny jądrowej i/lub cyberwojny na wielką skalę (także z ewentualnym udziałem podmiotów pozapaństwowych) wydaje się w całości spełniać klasyczne definicje „czarnego łabędzia”. Pozostałe – powrót USA do izolacjonizmu, ostateczny uwiąd UE czy NATO, szybszy wzrost realnej roli podmiotów niepaństwowych (od międzynarodowych koncernów począwszy, a na organizacjach terrorystycznych i mafiach skończywszy) kosztem państw narodowych, wzrost tendencji autorytarnych w polityce wewnętrznej czy nowe fale migracji z obszaru MENA – to nie tyle nieprzewidywalne „czarne łabędzie”, co raczej scenariusze ewentualnościowe o relatywnie wysokim prawdopodobieństwie.

Trzecia z omawianych przez Tomasza Aleksandrowicza kategorii to potencjalne „zakłócacze” dotyczące środowiska naturalnego. Mamy tu oczywiście katastrofy na wyjątkowo wielką skalę, takie jak erupcje wulkanów, huragany czy trzęsienia ziemi, ale także sztorm elektromagnetyczny generowany przez Słońce oraz nagłe i drastyczne przyspieszenie zmian klimatycznych, skutkujące np. absolutnym zanikiem minimalnych warunków do życia na znacznych obszarach jednego lub wielu kontynentów.

Blisko tej kategorii lokuje się czwarta, dotycząca zdrowia człowieka. W tej części katalogu znajdziemy m.in. pandemię (profetyczne, gdyż książka powstawała tuż przed pojawieniem się koronowirusa!), ale też skokowy postęp inżynierii genetycznej, umożliwiający na przykład autokreację człowieka lub głębokie zmiany w jego fizjologii lub psychice.

Polska 2050

Ci czytelnicy, którzy spodziewają się opisu, jak będzie wyglądać nasz kraj i jego środowisko bezpieczeństwa za 30 lat – będą rozczarowani. Autor, zgodnie z sygnalizowanymi na wstępie założeniami warsztatowymi, stawia raczej na pokazanie, jak omówione wcześniej „globalne” megatrendy będą w następnych dekadach oddziaływać na pozycję Polski oraz jej żywotne interesy. Proponuje ponadto uzupełnienie procesu „prognozowania” – „projektowaniem”, czyli podjęciem konkretnych działań na rzecz aktywnego moderowania procesów zewnętrznych i optymalnego dostosowania się do nich. Kładzie przy tym nacisk na rzetelną analizę środowiska bezpieczeństwa, właściwą identyfikację megatrendów i ich czynników składowych oraz na tworzenie – dopiero na tej podstawie, a nie zamiast niej! – prognozy ich rozwoju, określenia tendencji, uwarunkowań ich możliwego załamania etc.

Opisując poszczególne etapy koncepcyjnego przygotowania kraju do wyzwań przyszłości, Tomasz Aleksandrowicz realistycznie przyznaje, że nie jest to zadanie dla pojedynczego badacza. Siłą rzeczy wykracza ono poza ramy jednej książki – i poza kompetencje merytoryczne jednego człowieka, dysponującego w dodatku ograniczonym dostępem do danych, stanowiących np. tajemnicę państwową (własnego państwa, ale także innych krajów). Zamiast efekciarskiej zgadywanki „jak będzie”, autor proponuje więc coś mniej romantycznego, ale znacznie bardziej pragmatycznego i profesjonalnego. Coś, co niestety w polskich warunkach wciąż nie za bardzo działa, a szkoda.

Przede wszystkim warto gorąco polecić tę lekturę naszym decydentom politycznym. Zanim będzie już całkiem za późno

Rozdział poświęcony przyszłemu bezpieczeństwu Polski jest tak naprawdę apelem doświadczonego zawodowca i jednocześnie przekonanego państwowca – do elit politycznych, ale i do opinii publicznej. Apelem o wymuszenie (wreszcie!) powstania systemu wspomagania decyzji, takiego z prawdziwego zdarzenia. Systemu, harmonijnie łączącego potencjał i atuty państwowych służb specjalnych i centrów analitycznych, ośrodków akademickich oraz niezależnych think-tanków. Apelem o kształtowanie kultury debaty pomiędzy nimi, a mediami i politykami. O kształtowanie „w Rzeczypospolitej Polskiej takiej kultury strategicznej, która z samego założenia wyklucza podejmowanie strategicznych decyzji a vista, zbyt późno i pod wpływem konieczności reagowania na już występujące sytuacje”. Ważnym elementem tego systemu winien być oczywiście profesjonalizm jego uczestników (a więc właściwy system edukacji i rotacji kadr), ale też ich niezależność od kaprysów polityków, przy jednoczesnym dostępie do danych. Poza tym – świadomość wszystkich stron układanki, że ekspert jest od mówienia prawdy, a nie tego, co decydent akurat chce usłyszeć i co mu jest wygodne.

Jak jest – widzimy raz po raz.

Cechą współczesnego i przyszłego świata jest przede wszystkim zmienność i nieprzewidywalność. W tym świecie przetrwają ci, którzy nawet na nieprzewidywalne zmiany umieją być przygotowani. I to dlatego Aleksandrowicz zakończył książkę niezwykle mocnym i uzasadnionym przesłaniem – czyli słowami piosenki Dylana: „…and you better start swimming, or you sink like a stone, for the times they are a-changin’” („Lepiej uczcie się pływać, bo pójdziecie na dno/ Oto czasy nadchodzą nowe” (tłum. Filip Łobodziński)).

* * *

Standardowo, pozytywna recenzja książki naukowej o podobnej tematyce kończy się zwrotem: „warto polecić ją badaczom i studentom, szczególnie kierunków takich jak politologia, socjologia, bezpieczeństwo czy stosunki międzynarodowe, a także dziennikarzom oraz pracownikom administracji publicznej”.

Oczywiście, to też.

Ale przede wszystkim warto gorąco polecić tę lekturę naszym decydentom politycznym. Zanim będzie już całkiem za późno.

 

 

Tomasz R. Aleksandrowicz, Kluczowe megatrendy w bezpieczeństwie państwa w XXI wieku, Wyd. Difin S.A., Warszawa 2020

Wesprzyj NK
Witold Sokała
Stały współpracownik „Nowej Konfederacji”, zastępca dyrektora Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Polityk Publicznych Uniwersytetu Jana Kochanowskiego, przewodniczący Rady oraz ekspert Fundacji Po.Int. W przeszłości pracował jako dziennikarz prasowy, radiowy i telewizyjny, menedżer w sektorze prywatnym oraz urzędnik państwowy, a także jako niezależny konsultant w zakresie m.in. marketingu i wywiadu konkurencyjnego. Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Wydziału Zarządzania Akademii Górniczo-Hutniczej; stopień doktora w dziedzinie nauk o polityce uzyskał na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo