fbpx
Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu? Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Bilans 20 lat wojny z terroryzmem. Bezpieczeństwo, które odbiera wolność

Zamachy 11 września 2001 spowodowały, że Zachód zaczął przedkładać bezpieczeństwo nad wolność. Po 20 latach warto zastanowić się, czy obrana strategia walki z terroryzmem była najlepsza

Co roku 11 września serwisy wrzucają na swoje fanpage’e pytanie: “Co robiliście w chwili, w której dowiedzieliście się o zamachach?” Nigdy nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie, miałam wtedy niecałe 9 lat, i pewnie w pierwszej chwili nie wiedziałam nawet, na co patrzę. Pamiętam jednak, co działo się później. Przede wszystkim pamiętam wszechobecny strach i niepewność.

Pamiętam również, jak dwa lata wcześniej Polska stała się członkiem NATO. W mojej wyobraźni NATO było czymś na kształt wszechmogącego superbohatera, pod którego ochroną nie może się nikomu nic złego stać. Myślę, że w tym czasie ten pogląd był wciąż jeszcze powszechny na Zachodzie. 11 września 2001 roku pokazał jednak, że mała grupa ludzi może ugodzić tego kolosa w samo serce. Ten dzień sprawił, że Amerykanie (i nie tylko) zaczęli bać się w swoich własnych domach, mimo że wciąż trwał pokój.

Terrorystyczny teatr strachu

Na tym właśnie polega terroryzm – jest to swego rodzaju przedstawienie, którego celem jest wywołanie w publiczności strachu, tak by była podatna na spełnienie oczekiwań terrorystów. Śmierć w zamachu terrorystycznym jest mało prawdopodobna, a jednak boimy się jej bardziej niż np. wypadków samochodowych, które są – statystycznie rzecz biorąc – dużo bardziej niebezpieczne. Czym właściwie jest bezpieczeństwo? Według Wikipedii jest to stan dający poczucie pewności i gwarancję jego zachowania oraz szansę na doskonalenie. A jednak nawet w obiektywnie bezpiecznym środowisku możemy czuć zagrożenie. Z tego właśnie korzystają terroryści – dzięki spektakularności i medialności swoich działań burzą nasze poczucie bezpieczeństwa, nawet jeśli obiektywnie nic nam nie zagraża.

Zamach w metrze może wywołać lęk wśród pasażerów metra na całym świecie

Działania na rzecz bezpieczeństwa powinny ograniczać naszą wolność tylko w takim stopniu, w jakim to konieczne. Po zamachach na WTC lęk był powszechny. Nikt nie chciał, by coś takiego się powtórzyło. Ludzie byli dużo bardziej skłonni poświęcić swoją wolność na rzecz bezpieczeństwa, niż wcześniej. To zupełnie naturalna reakcja: badania pokazują, że dokładnie tak samo reagowano po innych zamachach w XXI wieku. Badacze są zgodni, że terroryzm jest wyjątkowo szkodliwym dla ludzkiej psychiki aktem przemocy. Wynika to z kilku czynników: jego nieprzewidywalności, wywołanego w ten sposób poczucia bezradności, obawy przed możliwością powtórzenia się danego zdarzenia, poczucia, że to my mogliśmy być na miejscu ofiar (zamach w metrze może wywołać lęk wśród pasażerów metra na całym świecie), ekspozycja na sytuacje makabryczne (również za pośrednictwem telewizji) oraz świadomość skutków zdrowotnych (wywoływana np. poprzez zdjęcia trwale okaleczonych osób). Wskutek tego ludzie po zamachach terrorystycznych nie są w stanie racjonalnie ocenić sytuacji, i czują się o wiele bardziej zagrożeni, niż są w rzeczywistości. Jednocześnie w zamian za poczucie bezpieczeństwa chętnie podporządkują się rządom silnej ręki. W miarę upływu czasu ten efekt mija, a mimo to zaostrzone prawo zazwyczaj obowiązuje nadal.

Co zmieniło się po 11 września?

Pamiętacie „Przyjaciół” lub „Kevina samego w domu”? Wszyscy w tych filmach poruszają się swobodnie po lotnisku, nikt nie sprawdza niczego (poza biletem) przed wejściem na pokład. Dziś wygląda to co najmniej dziwnie. Przed 2001 rokiem na lotniskach nie obowiązywało więcej zasad bezpieczeństwa niż dziś na dworcach kolejowych (pomijając restrykcje pandemiczne) – choć oczywiście w jednych krajach zasady były bardziej rygorystyczne, a w innych – mniej. W 1961 roku Federalna Administracja Lotnictwa USA wprowadziła zakaz wnoszenia broni na pokład samolotu. W Izraelu w latach 80. wprowadzono system elektroniczno-rentgenowskiej kontroli bagażu. W tym samym czasie na lotniskach zaczęto też wprowadzać bramki wykrywające metale i materiały wybuchowe. Co do zasady, kontrole na lotniskach były wyrywkowe, często nie sprawdzano nawet dowodów tożsamości – żeby wsiąść do samolotu, wystarczyło mieć bilet.

Zamach na WTC zmienił wszystko. W kolejnych miesiącach urzędy lotnictwa cywilnego uchwalały nowe zasady bezpieczeństwa. Między innymi wprowadzono nakaz okazania dowodu tożsamości, w bagażu podręcznym można przewozić jedynie dozwolone przedmioty, każdy bagaż jest prześwietlany, bramki są dużo dokładniejsze, trzeba zdjąć lub wyjąć przed nimi wszystkie przedmioty mogące mylić urządzenia. Lotniska nie są już chronione przez zewnętrzne firmy. Każdy pracownik portu lotniczego ma obowiązek zgłaszania podejrzanych sytuacji. W samolotach wprowadzono dodatkowe zabezpieczenia tak, by nikt nieupoważniony nie mógł wejść do kabiny pilotów. Dziś sprawy zaszły o wiele dalej i na wielu lotniskach wykorzystuje się także system rozpoznawania twarzy. Zabezpieczenia te wiążą się z pewnymi niedogodnościami – np. z koniecznością przybycia wcześniej na lotnisko, czy z brakiem możliwości wniesienia płynów za bramki – jednak nie budzi to większych sprzeciwów i po 20 latach wydaje się nam zupełnie naturalne.

Przed 2001 rokiem na lotniskach nie obowiązywało więcej zasad bezpieczeństwa niż dziś na dworcach kolejowych

Dużo ważniejszą i bardziej kontrowersyjną zmianą jest inwigilacja na nieznaną wcześniej skalę. Służby zasadniczo mogą legalnie inwigilować jedynie osoby, wobec których istnieją uzasadnione przesłanki, że mogą być powiązane z terroryzmem. W praktyce – według tego, co w 2013 roku ujawnił Edward Snowden – na porządku dziennym jest zbieranie danych dotyczących zwykłych obywateli.  Problemem jest tu nie tylko pogwałcenie prawa do prywatności. Inwigilacja na zbyt dużą skalę sprawia, że przestaje być skutecznym narzędziem – służby nie są w stanie efektywnie analizować zgromadzonych danych. Przykładem może być zamach w Bostonie, któremu nie udało się zapobiec pomimo posiadania maili i rozmów braci Carnajewów. Służby posiadały również fotografie obu zamachowców, jednak system monitoringu i specjalistyczne oprogramowanie nie pomogły ich zidentyfikować ani przed zamachem, ani po nim.

Nie tylko w USA służby cieszą się szerokimi uprawnieniami – w 2015 roku, po zamachach w Paryżu, francuski parlament uchwalił ustawę znoszącą wymóg uzyskania zgody sądu na kontrolowanie rozmów telefonicznych, instalowanie kamuflowanych środków techniki operacyjnej, takich jak kamery i mikrofony czy też szpiegującego oprogramowania w komputerach podejrzanych o bezpośrednie związki z terroryzmem. Decyzję podejmował prokurator, a sąd musiał ją zatwierdzić w ciągu doby. Ustawa ta spotkała się z szerokim sprzeciwem opozycji i organizacji wolnościowych. Mimo że doniesienia Snowdena wywołały falę oburzenia na całym świecie (według niektórych badań był to okres, w którym Amerykanie bali się bardziej służb niż terrorystów), inwigilacja jest wciąż podstawowym narzędziem walki z terroryzmem.

Kryzys migracyjny dodatkowo nasilił poczucie niepokoju w Europie. Zmiany podobne do tych francuskich wprowadzono także w Niemczech, Holandii, Zjednoczonym Królestwie i Finlandii, a pomniejsze – w większości krajów Unii Europejskiej. Pod koniec 2020 roku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł jednak, że nieograniczona masowa inwigilacja obywateli poprzez zbieranie ich danych elektronicznych jest niezgodna z prawem, i powinna być stosowana tylko przy wystąpieniu „poważnego zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego”. O tym, co jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego, mają decydować państwa członkowskie.

Antyterroryzm po polsku

Na fali zmian w całej Europie również w Polsce wprowadzono ustawę o działaniach antyterrorystycznych, która jako główną służbę odpowiedzialną w tym zakresie wskazuje Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wymienione są również środki, jakich Agencja może użyć – chodzi głównie o postępowanie wobec osób niebędących obywatelami Polski. Możemy z tego wnioskować, że ustawodawca spodziewa się przede wszystkim zagrożenia z zewnątrz (przez to ustawa była nazywana ksenofobiczną). Szef ABW może, wobec osób nie będących obywatelami RP, na okres do trzech miesięcy, zarządzić niejawne prowadzenie czynności operacyjno-rozpoznawczych. Obejmują one między innymi utrwalanie treści rozmów, obrazów, dźwięków czy korespondencji internetowej, a także kontrolę zawartości przesyłek. Szef ABW zyskał dostęp do przetwarzanych przez banki informacji stanowiących tajemnicę bankową. Organizacje wolnościowe jako największe zagrożenie wskazywały możliwość blokowania dostępności do określonych usług, bądź danych teleinformatycznych w sieci na podstawie decyzji Sądu Okręgowego na wniosek szefa ABW, po uzyskaniu zgody prokuratora generalnego. Najbardziej widocznym dla Polaków skutkiem wprowadzenia ustawy był obowiązek rejestracji kart pre-paid, wprowadzony w 2017 roku.

W praktyce – według tego, co w 2013 roku ujawnił Edward Snowden – na porządku dziennym jest zbieranie danych dotyczących zwykłych obywateli

Ustawa ta była szeroko dyskutowana. Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar, skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego, twierdząc, że jest ona sprzeczna z Konstytucją, Kartą Praw Podstawowych UE oraz Konwencją o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Również na łamach “Nowej Konfederacji” Mateusz Mroczek pisał o wielu kontrowersyjnych zapisach ustawy.

Koszty wyższe od korzyści?

Problem z wytyczeniem granic, w ramach których możemy walczyć z terroryzmem jest bardzo poważny. Gorącą dyskusję wywołał pomysł ówczesnego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, który podczas z jednej z debat zaproponował, by aresztować bez procesu osoby podejrzane o terroryzm. Ten sam polityk jako lider opozycji optował za prewencyjnym zatrzymywaniem – bądź to w specjalnych ośrodkach, bądź w aresztach domowych – wszystkich osób, które służby uznawały za „zradykalizowane”, nawet jeśli nie popełniły jakiegokolwiek przestępstwa. Przypominam – mowa tu o osobach, które są jedynie podejrzane. Zmiany te nie zostały nigdy wprowadzone, ponieważ prezydent Hollande stanowczo się im sprzeciwił. Sytuacja ta pokazuje jednak, jak łatwo w niektórych sytuacjach przychodzi politykom proponowanie radykalnych działań. Czy byłyby one skuteczne? Być może. Więcej niż prawdopodobne wydaje się jednak, że w ich wyniku ucierpiałoby wielu niewinnych ludzi. Przecież w procesach sądowych nie każdy podejrzany zostaje uznany za winnego – dlaczego więc w tym przypadku miałoby być inaczej? Działania takie znajdują jednak zrozumienie w zastraszonych społeczeństwach. W 2016 roku ponad 60% Amerykanów uznało, że stosowanie tortur w stosunku do osób podejrzanych o terroryzm może być uzasadnione. W tym samym roku, po zamachu w Nicei, 81% Francuzów było skłonnych wyrazić zgodę na więcej kontroli i ograniczenia wolności. 68% opowiedziało się za izolowaniem „na wszelki wypadek” osób zarejestrowanych jako zagrażające bezpieczeństwu państwa.

Inwigilacja na zbyt dużą skalę sprawia, że przestaje być skutecznym narzędziem – służby nie są w stanie efektywnie analizować zgromadzonych danych

Kwestią, którą rzadko się porusza, są koszty działań antyterrorystycznych. Nowoczesne systemy bezpieczeństwa na lotniskach czy też rozszerzenie zakresu działania służb (a co za tym idzie – konieczność zakupu specjalistycznego sprzętu i zwiększenia zatrudnienia) oznaczają duże dodatkowe koszty (eksperci szacują, że same Stany Zjednoczone wydają na ten cel 100 mld dolarów rocznie). Z drugiej strony zamachy terrorystyczne wiążą się z kosztami dla gospodarki, ponieważ ludzie rezygnują z normalnego życia w obawie o swoje bezpieczeństwo. W USA po ataku na World Trade Center ekonomiści obniżyli prognozy tempa wzrostu z 1,4% do 0,9% w trzecim kwartale 2001 roku. Szacuje się, że straty finansowe mogły wynieść nawet 100 mld dolarów (koszty materialne związane z usuwaniem skutków zamachów i wypłatą odszkodowań), a straty spowodowane spadkiem cen akcji w pierwszym tygodniu po ataku wyniosły około 1,2 biliona dolarów. Kolejnym skutkiem było zmniejszenie się ruchu lotniczego na wiele miesięcy, co przyniosło straty wielu przedsiębiorstwom.

Zamachy 11 września przyczyniły się także do zamknięcia się krajów rozwiniętych i zmniejszenia kwoty inwestycji w krajach rozwijających się. To z kolei przyniosło dalsze pogorszenie sytuacji ekonomicznej w tych krajach i wzrost migracji – co  przyniosło dalsze napięcia na tle etnicznym i religijnym.  Oczywiście życie ludzkie jest bezcenne, jednak państwo dysponuje ograniczonymi funduszami, i więc zasadne wydaje się pytanie, czy nie lepiej przeznaczyć środków przeznaczanych na walkę z terroryzmem na zapobieganie zdarzeniom, które prowadzą do śmierci większej liczby osób – na przykład przekazując pieniądze na ochronę zdrowia, walkę ze zmianami klimatu czy przeciwdziałanie wypadkom samochodowym. Praktyka pokazuje jednak, że państwa wolą ponosić koszty walki z terroryzmem niż mierzyć się z ich finansowymi i społecznymi skutkami.

Przytoczone wcześniej badania dość jednoznacznie pokazują, że większość społeczeństwa jest w stanie poświęcić nie tylko swoja wolność, ale też prawa człowieka innych osób w zamian za poczucie bezpieczeństwa. Po każdym zamachu terrorystycznym obywatele oczekują od władz i służb, że podejmą właściwe działania. Jednocześnie państwa, służby i urzędy rzadko rezygnują z raz zdobytych uprawnień. Czy więc działania te są skuteczne? Niestety odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, ponieważ nie wiemy, ilu zamachów udało się w ten sposób uniknąć. Faktem jest, że nowe zasady bezpieczeństwa na lotniskach spowodowały spadek porwań samolotów. Dużo trudniej ocenić skuteczność inwigilacji – jedni opowiadają się za dalszym zwiększaniem kompetencji służb, ponieważ wciąż zdarzają się zamachy terrorystyczne; inni – wręcz przeciwnie – postulują zmniejszenie tych uprawnień, gdyż zbyt daleko ingerują one w wolność obywateli, a zamachy zdarzają się mimo tego. Nie można ignorować faktu, że terroryści wykorzystują nowe technologie w swoich działaniach – chociażby rekrutując nowych członków swojej organizacji, zamawiając przedmioty potrzebne do przeprowadzenia zamachu, zdobywając fundusze dla swojej działalności itd. Dlatego zasadne wydaje się monitorowanie sieci pod tym kątem.

Najbardziej widocznym dla Polaków skutkiem wprowadzenia ustawy antyterrorystycznej był obowiązek rejestracji kart pre-paid, wprowadzony w 2017 roku

Granice walki z terroryzmem

Czy jednak powinno tak być, że służby mają dostęp do naszej korespondencji, telefonów itd.? Jak skutecznie czuwać żeby służby nie nadużywały swoich uprawnień? Gdzie przebiega granica, której nie można przekroczyć? Niestety chyba jeszcze nigdzie na świecie, nawet w krajach z długimi tradycjami demokratycznymi jak np. Francja, nie znaleziono jeszcze rozwiązań, które pozwoliłyby na jednocześnie sprawne działanie służb i poszanowanie wolności obywateli.

Specjaliści zajmujący się bezpieczeństwem zwracają uwagę, że zachwianie równowagi między bezpieczeństwem a wolnością prowadzi do kilku poważnych patologii w państwie. Podważane są zasady państwa demokratycznego. Służby dążą do kontroli wszystkich i wszystkiego w celu eliminacji stosunkowo nielicznych nadużyć. Zbyt duża liczba obostrzeń powoduje w społeczeństwie eskalację poczucia zagrożenia, co paradoksalnie powoduje większą skłonność do spełniania postulatów terrorystów. Wyodrębnianie przez służby „grup podwyższonego ryzyka” sprzyja ich alienacji w społeczeństwie – a to z kolei przyczynia się do ich radykalizacji. Skutkiem mogą być kolejne zamachy, które prawdopodobnie przyniosą kolejne obostrzenia – możemy więc mieć do czynienia z istnym perpetuum mobile.

W 2016 roku ponad 60% Amerykanów uznało, że stosowanie tortur w stosunku do osób podejrzanych o terroryzm może być uzasadnione

Dzięki korzystaniu z metod terrorystycznych można przy użyciu stosunkowo niewielkich środków osiągnąć efekt zastraszenia przeciwnika, do którego jeszcze jakiś czas temu potrzeba byłoby armii – skutkiem zamachu w Madrycie z 2004 roku była przegrana partii rządzącej w wyborach oraz wycofanie hiszpańskiego wojska z Iraku. Efekty terroryzmu mogą być tak duże, że wydaje się zasadne, że należy walczyć z nimi nadzwyczajnymi metodami. Czy jednak nadal będziemy żyć w świecie demokratycznym, jeśli służby mogą kontrolować wszystko, co robimy w sieci i decydować jakie treści możemy oglądać? Czy nadal będziemy czuć się bezpiecznie wiedząc, że wystarczy podejrzenie o związki z terroryzmem żeby trafić prewencyjnie do więzienia?

Kierowniczka Zespołu promocji. Publicystka. Absolwentka bezpieczeństwa wewnętrznego na Uniwersytecie Warszawskim. Autorka wywiadu rzeki z prof. Bogdanem Góralczykiem "Świat Narodów Zagubionych". Interesuje się ekologią i energetyką.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz