Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Królobójstwo dla gimbazy. Konsekwencje publikacji Gutowskiego i Overbeeka będą katastrofalne

Dzisiejszy ryk „Wojtyła wiedział!”, przeradzający się w „zdelegalizować sektę pedofilów”, „wygnać ze szkół”, „chcemy drugiej Irlandii” i „JP2GMD” doraźnie wywoła „zwarcie szeregów” – fatalne dla rzeczywistego rozliczenia win i zadośćuczynienia ofiarom 
Wesprzyj NK

Opublikowana w ubiegłym tygodniu książka Ekke Overbeeka rozpoczęła (aż prosi się, by dodać w tym miejscu kolokwialną frazę „dziwnym nie jest”) debatę wokół informacji, jakie otrzymywał kard. Karol Wojtyła na temat przestępstw pedofilii, dokonywanych przez podległych mu duchownych diecezji krakowskiej, sposobu postrzegania przezeń tych przestępstw i trybu reagowania na nie.  

Treści od dawna obecne w „cenzopapajowskiej” memosferze, od błyskotliwego akronimu JP2GMD po epitet „pedofilska sekta”, trafiły w ciągu kilku godzin do głównego obiegu medialnego 

Słowa „debata” należałoby przy tym użyć albo w sensie czysto pickwickowskim, albo z zastrzeżeniem, że pod uwagę brane są tylko wypowiedzi formułowane z minimalną choćby rozwagą i szacunkiem – jeśli nie wobec czyichś odczuć, to bodaj faktów. Oznaczałoby to jednak ignorowanie ogromnej większości głosów (prywatnych, formułowanych w social mediach lub publikowanych), których temperatura emocjonalna niemal natychmiast po publikacji osiągnęła wartości zwykle znane tylko astrofizykom.  

Treści od dawna obecne w „cenzopapajowskiej” memosferze, od błyskotliwego akronimu JP2GMD po epitet „pedofilska sekta”, trafiły w ciągu kilku godzin do głównego obiegu medialnego. Apele o „przemianowanie ulic [Jana Pawła II], obalenie pomników”, w rodzaju tego, jaki opublikował prof. Jan Hartman, szły o lepsze z deklaracjami pogardy; wizerunek papieża utrzymany w memowej stylistyce „rzułtej mordy” trafił na okładki tygodników, w innych rysownicy (konkretnie Patryk Sroczyński w „Polityce”) dorysowywali Ojcu Świętemu rogi, błyskotliwie (choć czy świadomie?) nawiązując do antypapieskich druków z lat wojny trzydziestoletniej. I nawet publicyści wysoko niosący sztandar symetryzmu, zanim zakrzykną „ale druga strona też się wygłupiła, te portrety w Sejmie, to wzywanie ambasadora na dywanik” – muszą zgodzić się w kwestii sekwencji wydarzeń: najpierw był Hartman, potem dywanik dla ambasadora.  

Owszem, portrety były krzykliwe, wezwanie ambasadora – chybione i histeryczne. Ale, niechętny krzykliwości, niechętny elephantiasis, z jaką Zjednoczona Prawica nie od dziś porusza się w medialnym świecie, w tym przypadku powtórzyłbym za Piotrem Zarembą (też niekoniecznie entuzjastycznym wobec wszystkich posunięć ekipy rządzącej): politycy, w tym posłowie, bywają również od tego, by wyrazić odczucia swojego elektoratu. I to właśnie zrobili: zarówno sięgnięcie po papieskie portrety naklejone na karton (czy bardziej miały być one triumfalnym pokazywaniem bohatera – czy tarczą, która ma osłonić przed grozą?), jak chybiona interwencja dyplomatyczna dobrze wyraziły odczucia istotnej części społeczeństwa.  

Maskotka z etażerki  

Tak, zapewne PiS odwoła się do tych odczuć w rozpoczynającej się kampanii wyborczej (co jest nie tylko jego dobrym prawem, ale wręcz fundamentem działania każdej partii politycznej), podobnie zresztą, jak odwoływać się do odczuć swojego elektoratu w kwestii „rewelacji Overbeeka” będą ugrupowania opozycyjne (już dziś zresztą widać halsowanie Platformy, która, wypuściwszy kilku antypapistowskich harcowników, teraz demonstruje umiar, nie chcąc zrazić żadnego ze swych skrzydeł). Innymi słowy – spindoktorzy z obu stron barykady się pożywią, chłodno analizując, animując i rozgrywając emocje zbiorowe.  

Mam jednak przekonanie, że te pierwsze publiczne reakcje PiS (portrety w Sejmie, dywanik, niezrównana kurator Barbara Nowak) nie były – co zarzuca PiS-owi np. poseł Paweł Kowal – dobrze skalkulowanym posunięciem przedwyborczym. Ani nawet (co zarzucają innymi) wyrazem obawy o swoje interesy i fundament polityczny („Olaboga, uderzają w Kościół, który instrumentalnie traktujemy jako naszą podporę”). Były raczej objawem trwogi, która popycha do działań skrajnie nieracjonalnych: wezwanie ambasadora niczym nie różniło się od miotaniny człowieka, który uciekając z płonącego domu sprawdza, czy dobrze zakręcił kran albo chowa do plecaka maskotkę z etażerki zamiast leków i dokumentów.  

Nie wiem zresztą na pewno, czy tę trwogę odczuwał PiS: jestem pewien, że odczuła ją istotna część Polaków (starając się trzymać ją w karbach, sam nie jestem od niej wolny). Ale, podkreślam raz jeszcze, nie była trwoga o, nazwijmy to, fundament piramidy Maslowa: ostatecznie, codzienny byt i zdrowie przeciętnego Polaka w żadnej sposób nie zostaną zagrożone ani uszczuplone zerwaniem tabliczki z nazwą ulicy czy pogruchotaniem któregoś z brzydkich przyparafialnych pomniczków Jana Pawła.  

Była to (i jest) trwoga o charakterze egzystencjalnym. Trwoga, jaką odczuwa się wobec czegoś niepojętego i burzącego ład świata. Dokonanego w biały dzień ulicznego linczu. Sacrilegium. Królobójstwa. 

Już dziś zresztą widać halsowanie Platformy która, wypuściwszy kilku antypapistowskich harcowników, teraz demonstruje umiar, nie chcąc zrazić żadnego ze swych skrzydeł  

Opowieści narodu 

W debacie ostatnich dni (cały czas traktując to słowo z zastrzeżeniem) można już wyróżnić kilka wątków. Najobfitszy jest oczywiście ten, który odwołuje się do poziomu faktografii i metodologii: ustalenia, „co Wojtyła wiedział” oraz oceny tego, jak Overbeek i Gutowski traktowali i selekcjonowali źródła. W drugiej kolejności pojawiają się pytania o praktykę Kościoła (dawną, ubolewania godną i obecną) wobec ofiar przestępstw pedofilii. W trzeciej – o konsekwencje ostatnich publikacji dla dynamiki sceny politycznej w Polsce, dla losów kampanii wyborczej, dla sytuacji i perspektyw Kościoła.  

Głosów na temat faktografii i metodologii jest już wiele, po pierwszym przyborze demagogii z obu stron („ubeckie teczki!” „Sami je wyciągaliście na Bolka, a teraz się nie podoba!”) głos zaczęli zabierać specjaliści: red. Piotr Chrzanowski, prof. Paweł Skibiński, dr Roman Graczyk, red. Tomasz Krzyżak – historycy, archiwiści i dziennikarze specjalizujący się w historii Kościoła w PRL, którzy, nie dezawuując dorobku Overbeeka ani Gutowskiego, są w stanie podjąć rozmowę o ich dokonaniach i uchybieniach.  

Nie zabieram więc głosu w tej sprawie, skupiając się na wątku zupełnie odrębnym (i, zdaję sobie sprawę, do pewnego stopnia spekulacyjnym): konsekwencji najnowszych publikacji (oraz ich rezonansu medialnego i społecznego) dla – no właśnie: nie tyle nawet profesjonalnych syntez historiograficznych, co czegoś, co roboczo nazwałbym „opowieścią narodu o samym sobie”, czegoś pośredniego między własnym wizerunkiem a „autonarracją”.  

Obawiam się, że konsekwencje te będą katastrofalne. Nie tylko dla „społeczności wiernych” (jej integralności, żywej obecności w Kościele, naturalnego poczucia godności własnej) – ale i dla społeczeństwa jako takiego, wśród których wierni Kościoła katolickiego stanowią istotną, lecz malejącą zbiorowość. 

Oczywiście, takie postawienie sprawy może skłaniać do polemiki („polemiki” w sensie pickwickowskim) na dwóch co najmniej poziomach: obu miałem okazji doświadczyć podczas wymiany zdań, komentarzy, tweetów, która toczy się dziś w Polsce (z tym przynajmniej pewnie możemy się zgodzić) z wyjątkową intensywnością.  

Pierwszy poziom dałoby się otagować hasłem „jakże boli, skoro nie boli”. Wielu polemistów bardziej lub mniej uprzejmie, od „meeh” po heheszki deklaruje, że nie tylko nie płakało po papieżu, ale nie płacze również po jego przyćmionym/splugawionym/słusznie osądzonym wizerunku. Po prostu – te wydarzenia są poza nimi, obchodzą ich równie mało, co większość z nas – rozstania i diety celebrytek, którymi usiłuje zafascynować nas Pudelek.  

Była to (i jest) trwoga o charakterze egzystencjalnym. Trwoga, jaką odczuwa się wobec czegoś niepojętego i burzącego ład świata. Dokonanego w biały dzień ulicznego linczu. Sacrilegium 

Lincoln i Pismo  

Na takie deklaracje można odpowiedzieć lustrzanie: jakże nie boli, skoro boli. Nawet, gdyby poruszać się wyłącznie po zimnych szczeblach statystyk – liczba osób, które mogą być w Polsce poruszone tym, co odbierają jako „podniesienie ręki na papieża” nadal przekracza o dwa rzędy wielkości tych, którzy martwią się niedyspozycją Roksany Węgiel. A skoro tak, mamy do czynienia ze zjawiskiem społecznym. Dodam, że każdy polityk czy aktywista społeczny, który potrafiłby funkcjonować w innej logice niż „kopanie klatki z małpą” (czytaj – eskalowanie konfliktu i podgrzewanie emocji z zamiarem zmobilizowania skrajnego elektoratu) pochyliłby się nad tego rodzaju doznaniami: zagubieniem i trwogą połowy społeczeństwa. Wcale niekoniecznie ze względu na swoje przekonania, sympatie, nostalgię czy wiarę. Po prostu – świadom faktu, że „dom podzielony nie może się ostać” (patologiczni antyklerykałowie mogą pocieszać się, że to cytat nie z Biblii, lecz z Lincolna). Nie wykluczam zresztą, że podobne motywacje (a nie tylko kalkulacja przedwyborcza) powodują pojawianie się łagodzących głosów na łamach „Gazety” lub wśród niektórych polityków Platformy.  

Równie wiele głosów polemicznych podważać może istnienie samego przedmiotu sporu, czyli wspomnianej przeze mnie autonarracji, „opowieści narodu o samym sobie”. „Jaka narracja, człowieku!”. Dyskutanci tego chowu skłonni są twierdzić, że nie istnieją żadne narracje, że są tylko fakty (czasem uważając za „fakt” list kard. Wojtyły do kard. Königa, a czasem treść akronimu „JP2GMD”). („Wtedy wychodzą masoni / I słychać kielni stuk. (…) I mówią, że nie ma Boga, / Jest tylko Andrzej Strug”).  

Można i tak – podobni są w tym jednak drugoklasistom, którzy, opanowawszy liczenie w zakresie od jednego do stu, niezbędne im do wydania tygodniówki na stosowną ilość kart z pokemonami, patrzą nieufnie na całki i macierze w podręczniku algebry, w którym usiłowali schować te karty przed bratem. Oczywiście, można twierdzić, że takie zwierzę jak żyrafa nie istnieje, można, znakomicie opanowawszy motorykę na poziomie dziewięciolatka, wątpić w istnienie n-wymiarowych przestrzeni Riemannowskich, skoro nie da się na nie wdrapać ani przynajmniej ich kopnąć, można również utrzymywać, że istnieją tylko fakty – kler, kler, ks. Saduś, abp Jędraszewski, kler, Wojtyła, mafia, JP2GMD, a wszystko inne to wymysły, które w dodatku – tu można jeszcze uderzyć w cymbał Świętego Oburzenia – „świadczą o obojętności wobec ofiar”.  

…Nos habebit humus 

Ofiary jednak – niestety – niewątpliwie istnieją. Istnieją również (na szczęście) całki, żyrafy i narracje historyczne. I to bez względu na to, że od Rankego i kilku innych XIX-wiecznych tytanów trwa w historiografii żywa debata o tym, czym jest „fakt historyczny”.  

Istnieją narracje syntetyczne oraz rygorystycznie podporządkowane jednej metodzie. I istnieje takie zjawisko, jak „pamięć zbiorowa”. Nie jest ona konstruowana z zachowaniem wszystkich wymogów krytyki źródeł. Nie zawsze zachowuje proporcje względem faktów. Nie jest do końca obliczalna. Nie jest nawet sprawiedliwa (w każdym razie nie bardziej niż żyrafa). Dlatego zawodowi historycy nigdy nie mylą jej z narracjami, które tworzą, przebudowują i krytykują. A jednocześnie zdają sobie sprawę z tego, że zarazem dostarczają pamięci zbiorowej (czasem w pośredni sposób) budulca. I że, w ostatecznym rachunku, to ona jest górą wobec każdego z nich – choć oczywiście, konsekwentne działania całego cechy historyków mogą ją przekształcić lub wręcz zniszczyć.  

To trochę tak, jak z ekosystemem. Pojedynczy człowiek niewiele mu zaszkodzi, nawet, gdy wytnie zagajnik, paskuda: on sobie, przyroda sobie, a po najdłuższym życiu każdy stanie się cząstką humusu. A jednocześnie, jeśli wszyscy zaczną naprawdę konsekwentnie wyrzucać plastik do rzeki, drenować łąki i palić węglem brunatnym przez góra dwieście lat, mogą spowodować całkiem przyzwoitą (i nieodwracalną) katastrofę klimatyczną.  

Jan Paweł II wywarł na historię Polski XX wieku zupełnie niezwykły wpływ. I nie, to zdanie nie jest wstępem do laudacji. Jest stwierdzenie faktu. Czasem żałuję, że w publicystyce i naukach humanistycznych nie można używać znaku | („pipe”), którego używa algebra: |-1| = 1, idzie po prostu o ocenę wartości bezwzględnej: „mocy” jako takiej, bez dopisywania jej plusów czy minusów.

Wielu polemistów bardziej lub mniej uprzejmie, od „meeh” po heheszki deklaruje, że nie tylko nie płakało po papieżu, ale nie płacze również po jego przyćmionym/splugawionym/słusznie osądzonym wizerunku 

Marketerzy i niepodległość 

Niezależnie od tego, czy osobista droga Karola Wojtyły, układająca się w ciąg opatrzonych, memetycznych ikon (chłopaczek o poważnym spojrzeniu i odstających uszach ze zdjęcia z Wadowic; student, półsierota, seminarzysta, wikary; uśmiechnięty biskup, jadący warszawą wśród wniebowziętych górali; Jan Paweł II górujący nad Gierkiem w 1979 i nad bramą Stoczni w rok później; starzec o opadłej w dół twarzy, stojący w ciemnym oknie) prowadziła do świętości jego samego i – co jest warunkiem uznania za świętego – innych (sam wierzę w to głęboko, ale nie narzucam nikomu tej wiary) – był „najwybitniejszy” w kilku chłodnych sensach, czysto politycznych. 

Ze względu na skokowe zwiększenie rozpoznawalności Polski z chwilą swego wyboru na papieża (i nie po prostu „rozpoznawalności” w znaczeniu, jakie znają marketerzy napojów gazowanych: rozpoznawalności Polski jako kraju w zdecydowanej większości katolickiego, znajdującego się, na mocy Jałty, w obozie sowieckim i po upływie 35 lat zachowującego swoją zdecydowanie niesowiecką tożsamość). Ze względu na skokowe zwiększenie dumy, z jaką myśleli o sobie Polacy. Ze względu na to, jak ta duma przełożyła się na ich rewoltę w roku 1980 – na pokojowy przebieg tej rewolty w roku 1981 i, co jeszcze ważniejsze, z chwilą ogłoszenia stanu wojennego – i na pokojowy (przy nieprzeliczonej ilości wałków, dealów, układów i „transformacyjnej” niesprawiedliwości!) przebieg roku 1989 oraz lat następnych.  

Tak, oczywiście. Gdy piszę „duma, z jaką myśleli o sobie Polacy”, biorę pod uwagę strugi politury, przesłodzenia i cukierkowatego samozachwytu. „Zbudujemy sobie pomnik i będziemy wokół niego chodzić”. Tak, było i to, gombrowiczowskie, jeszcze zanim zaczęły pojawiać się pomniczki z betonu, tak ochoczo fotografowane przez państwo, co wybrało się w odwiedziny na wieś, niczym w „Janku Muzykancie”.  

Gdybym zresztą sam nie napisał o tych strugach lukru – wytknęliby mi je natychmiast krytycy papolatrii. I pisali uczenie, że Polacy „w ogóle nie pojęli encyklik”. Że „nie potrafi myśleć krytycznie”. Że tylko przypinali badges z papieżem i nakładali furażerki chamskiej często służby kościelnej.  

I słusznie by pisali. Tylko są to ci sami krytycy, którzy przy innych okazjach (albo i przy tej, tylko zajmując się innym wątkiem) potrafią bez ustanku pisać o godności ofiar.  

Game changer 

Polacy roku 1978 byli zbiorową ofiarą. Ofiarą pozbawienia suwerenności, przemocy zbrojnej i symbolicznej, stalinowskiego terroru, gomułkowskiej nędzy, gierkowskiego blichtru, cenzury, kłamstwa, niedoborów, absurdów gospodarczych i pospolitego wyzysku. Byli ofiarą, która tak długo była czołgana, że zapomniała już swojego upodlenia. I, żeby to sobie przypomnieć, nie trzeba deklamacji o żołnierzach wyklętych, którzy w 1978 dawno już leżeli pod darnią, albo w najlepszym razem siedzieli pod sklepikiem z wyplutymi na gwiazdy zębami. Wystarczy poczytać „Cudowną melinę” Kazimierza Orłosia i opowiadania Marka Nowakowskiego (obaj zostali za nie objęci zapisem cenzury).  

Ten ładunek godności – i tak, dumy, często naiwnej i „zapośredniczonej”, w stylu „mamy NASZEGO papieża” – był game changerem losów Polski w 2 połowie XX wieku. | Game changerem |, tak. I niebotyczne frazy, już dekadę i dwie temu budzące rozbawienie ironistów – ten cytat ze Słowackiego o „słowiańskim papieżu” (z którego nb. sam słowiański papież się naśmiewał), a pewnie i frazy z „Ody na osiemdziesiąte urodziny Jana Pawła II” Miłosza (wiersza nie tak złego, jak się sądzi, bo po prostu konsekwentnie napisanego w poetyce ody – choć z pewnością nie najwybitniejszego Miłoszowego wiersza), warto wziąć w nawiasy – i iterować. | „Słowiański papież” |. | „…Twój to wiek dwudziesty / zasłynął nazwiskami potężnych tyranów / i obróceniem w nicość ich drapieżnych państw. / Że tak będzie, wiedziałeś. Uczyłeś nadziei” |. No cóż: tak było.  

Liczba osób, które mogą być w Polsce poruszone tym, co odbierają jako „podniesienie ręki na papieża” nadal przekracza o dwa rzędy wielkości tych, którzy martwią się niedyspozycją Roksany Węgiel 

Autonarracja polska, która wytworzyła się na przełomie XX i XXI wieku, odwoływała się do tych faktów i do tej roli, jaką odegrał w historii Jan Paweł II. I wbudowała ją w opowieść o najnowszej historii Polski. Oczywiście, w podobny sposób jak każda autonarracja ludowa: przerysowując, upraszczając i spłaszczając. Pan spójrz na Madonny Rafaela – i na Maryjkę na szkle malowaną. No, tak to jest. Narracja ludowa nie dostrzega nie tylko pedofilii ks. Sadusia i Surgenta (oraz setek innych), ale nawet przewin o ileż mniejszych i bardziej powszechnych: od „korka, worka i rozporka” od zdystansowania się (mówiąc oględnie) Episkopatu od prymasa Wyszyńskiego po aresztowanie tego ostatniego w roku 1953.  

Narracja ludowa nie dostrzega również Jedwabnego, szmalcowników, Karola Kota i dzieciobójców, łapówek wręczanych drogówce ani ofiar mobbingu. Nie można od niej tego wymagać. Jest obok „historiografii”, obojętna i niezbędna jak ekosystem. A zwornikiem tej naiwnej dumy, tej umacniającej auto-opowieści, tego papal empowermentu był lekko ukremówkowany (choć niezredukowany do kremówek – prędzej telewizyjni spikerzy go do nich redukowali niż radiomaryjne babcie!) Jan Paweł II.  

Rdzewiejące tabliczki  

Oczywiście: najmocniej osadzony jest w pamięci tych, którzy zdołali zapamiętać i jego, i jego pielgrzymki, i lata 80. i późniejsze. Czyli dzisiejszych w najlepszym razie 40-50-latków – i starszych (zapewne tędy przebiegać będzie wododział). Oczywiście: zanurzony, jak wszyscy, w czasie szarzałby i blaknął. Tabliczki z nazwami ulic – Sobieskiego, Traugutta, Piłsudskiego – nie budzą dziś niczyich emocji. Ale też nikt ich nie zrywa.  

I, oczywiście, papolatria i przesłodzenie musiały wywołać reakcję alergiczną (warto na marginesie zauważyć, że wszystkie chyba samodzielnie myślące środowiska katolików świeckich, od „Więzi”, przez „Teologię Polityczną”, po „Christianitas”, przy wszystkich różnicach, zgodnie tę papolatrię od lat krytykowały, nawołując do opamiętania). Nieraz zastanawiałem się, jakie dowcipy opowiadali sobie o Marszałku Kopyrda z Młodziakówną. Skoro „rzułta morda”, to może „błenkitna bóźka”? I dopiero niedawno ktoś ulżył mi anegdotą o aferze, jaka wybuchła w pewnym gimnazjum za sanacji, gdy ktoś napisał był na tablicy szkolnej: „Nawet sam Marszałek używa «OLLA» Gum!”. He, he. 

Więc było – i szybko przeszło, znakomity prezent zrobili Piłsudskiemu komuniści PRL, opluwając go ponad wszelką miarę: wahadło szybko majtnęło się w drugą stronę. Natomiast dzisiejszy ryk „Wojtyła wiedział!”, przeradzający się w „zdelegalizować sektę pedofilów”, „wygnać ze szkół”, „chcemy drugiej Irlandii” i „JP2GMD”, oczywiście, doraźnie wywoła „zwarcie szeregów” – fatalne dla rzeczywistego rozliczenia win i zadośćuczynienia ofiarom. 

Gdy piszę „duma, z jaką myśleli o sobie Polacy”, biorę pod uwagę strugi politury, przesłodzenia i cukierkowatego samozachwytu. „Zbudujemy sobie pomnik i będziemy wokół niego chodzić”  

Długofalowo, przy współczesnej intensywności przekazu medialnego, skutkować to może nie tylko decyzjami wyborczymi czy politycznymi, ale zniszczeniem autonarracji historycznej. Jej przerwaniem. Rozsypką. W pierwszych, emocjonalnych dniach chodził mi po głowie obraz ssaka, któremu zręczny neurochirurg przeciął kilka więzadeł w mózgu: organizm nadal zachowuje funkcje wegetatywne – oddycha, wydala – ale nie jest już w stanie normalnie funkcjonować. Dziś myślę, że nie potrzeba do tego chirurga: sprawę załatwia przyspieszenie i pasy bezpieczeństwa przy czołowym zderzeniu z prędkością 140 km/h. Tak czy owak, rdzeń jest przerwany.  

Ale tak naprawdę historyk powinien odwoływać się nie do biologii, lecz do dziejów. Dziejów różnych ludów, którym – słusznie, niesłusznie, chcący, niechcący – zniszczono lub poniżono ich autonarrację. Spalono totemy. Podarto maski z wyleniałej skóry lwa, jak Staś Tarkowski złemu czarownikowi Kumbie. Połamano tabliczki z naiwnymi legendami o herosach.  

Części z nich – nie znamy. Część – oglądamy czasem ze smutkiem w reportażach z indiańskich rezerwatów, jak snują się między kasynem a parkingiem z flaszką najtańszego bourbona. A czasem dadzą się namówić i przez chwilę: 

…tańczą z dzwonkami u nóg 

w kajdanach śmiesznych strojów w piórach zdechłego orła 

unosi się kurz współczucia na małym placyku 

i filmowy karabin strzela łagodnie i celnie

To, czy podobne „przerwanie autonarracyjnego rdzenia”, wobec którego stoimy dziś w Polsce, dokonuje się zamierzenie, czy niejako przypadkiem, przy okazji dziennikarskiego śledztwa – jest już rzeczą oceny historycznej.  

Wesprzyj NK
Współpracownik „Nowej Konfederacji”. Dr historii, o XX-wiecznych Bałkanach, Polsce i emigracji rosyjskiej pisuje od „Aspen Review” po „Teologię Polityczną”. Lubi sielanki.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

13 odpowiedzi na “Królobójstwo dla gimbazy. Konsekwencje publikacji Gutowskiego i Overbeeka będą katastrofalne”

  1. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Jakby nie patrzeć – metody „totalnie postępowej” opozycji przebijają agresją i natężeniem metody III Rzeszy za Goebbelsa. Stare metody uderzeń w chrześcijaństwo [bo to ONO jest celem jako ideologiczny wróg nr 1 wobec „postępowego” projektu Wielkiej Rzeszy Europejskiej] – metody, które opisał choćby Bertold Brecht w „Strachu i nędzy III Rzeszy” [a co jak co – ale Brechta o klerykalizm posądzać nie sposób]- pracowicie odkurzone i zwielokrotnione w realizacji celów za wszelką cenę. Kłamać, kłamać, jeszcze raz kłamać – kłamstwo powtórzone milion razy staje realem – w warunkach zmasowanej propagandy zakrzykującej histerycznie i zapluwającej emocjonalną pianą jakikolwiek merytoryczny dyskurs. Zresztą – do dyskursu potrzebna jest dobra wola obu stron – tu strona atakująca nie chce dyskursu, a „jedynie słuszna prawda” jest już w jej przekazie niedyskutowalna jak dogmat. To już nie jest „tylko” totalna opozycja – to opozycja otwarcie totalitarna. Następny krok to przemoc nowych SA-manów w szatach zorganizowanej „antify” i wszelkiej maści „postępowców”. Teraz brzmi to jak sci-fi – ale do tego prowadzą fakty – nieuchronnie. To nie kwestia CZY? – tylko KIEDY? To także kwestia „federalizacji” UE z Berlinem jako hegemonem – jako etap konieczny dla ustanowienia supermocarstwa Lizbona-Władywostok z Kremlem i Paryżem – nie mam wątpliwości, że supermocarstwa ultratotalitarnego. Dla mocodawców tej fali propagandowego ataku medialno-ideologicznego cel uświęca środki – za wszelką cenę i bez względu na koszty. Prawda i kultura i moralność i prawo do własnej personalnej opinii są tu pierwszymi „koniecznymi” ofiarami – ludzie są następni w kolejce…. podobnie jak dla propagandy Kremla…a cel jest wspólny….

  2. Paweł Jankowski pisze:

    Królobójstwo czy koniobijstwo fakty są takie że wojtyłę i jego bezbożne nauczanie trzeba rozliczyć. Stalin, Lenin, Bandera, Breżniew i inni zbrodniarze wylądowali na śmietniku chistorii. Poza dzieciakami z dobrych domów bawiącymi się w skłoty nikt dzisiaj nie promuje idei komunizmu i nie próbuje wkseszać PZPR. To samo musi stać się z jp2. Jeśli nie zostanie rozliczony i wyrzucony na śmietnik historii stanie się drugim Urbanem a za 10-20 lat dzieci w szkołach będą dalej pisać wypracowania o tym jak gasnący starzec był potężny dlatego wziął i obalił związek sowiecki a jednocześnie był wiotki więc nie potrafił rozliczyć pedofilów w Kurii.

  3. Zoń Kzwalony pisze:

    Wracaj spamować Defece24 rozprawkami o czołgach i rakietach.

  4. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Nie chcę wchodzić w dyskurs z osobami dla których Jan Paweł II to „bezbożne nauczanie” – i którzy stawiają go na równi ze Stalinem. Jak pisałem – przy histerycznie komunikowanych „jedynie słusznych dogmatach” nie ma miejsca na dyskurs.
    Pozwalam sobie jednak zamieścić Deklarację Krakowską jaką PO złożyła przed referendum w sprawie wejścia Polski do UE;
    „Klub Poselski Platformy Obywatelskiej zebrany w dniu 18 maja 2003 w Krakowie pragnie zamanifestować w dawnej stolicy Polski swoją wolę i wiarę we wprowadzenie naszej Ojczyzny do Unii Europejskiej. Traktujemy ten akt jako wypełnienie PATRIOTYCZNEGO testamentu polskich powstańców, legionistów, AK-owców i ludzi Solidarności, jako dokończenie wielowiekowego procesu prowadzącego Polskę ku jedności z CHRZEŚCIJAŃSKIMI Narodami Zachodniej Europy.
    Zarazem my – ludzie Platformy Obywatelskiej ZOBOWIĄZUJEMY SIĘ PUBLICZNIE, że od pierwszego dnia polskiej obecności w Unii Europejskiej będziemy z determinacją walczyć o wypełnienie najważniejszych POLSKICH INTERESÓW PAŃSTWOWYCH I NARODOWYCH w Europie.
    1. Będziemy walczyć o pełne prawa w Europie dla POLSKIEJ TOŻSAMOŚCI NARODOWEJ j, o obecność polskiego języka i RÓWNOPRAWNE TRAKTOWANIE Polski i Polaków przez inne narody Europy.
    2. Będziemy zabiegać o rozwój i obecność w Europie POLSKIEJ KULTURY i literatury, polskich książek i dzieł polskich twórców.
    3. Będziemy bronić PRAW RELIGII, RODZINY i TRADYCYJNEGO OBYCZAJU, BO TYCH WARTOŚCI SZCZEGÓLNIE POTRZEBUJE WSPÓŁCZESNA Europa.
    4. Będziemy walczyć o INTERESY GOSPODARCZE POLSKICH przedsiębiorców, polskich przedsiębiorców, polskich pracowników i polskich rolników, o ich prawo do rozwoju i ekspansji na zagranicznych rynkach.
    5. Będziemy zabiegać o polityczną i gospodarczą atlantycką SOLIDARNOŚĆ zjednoczonej Europy i Ameryki, bo tylko w tej solidarności upatrujemy najgłębszych korzeni cywilizacyjnej potęgi całego Zachodu
    U podnóża Wawelu, gdzie złożone są szczątki naszych królów i wieszczów – PRZYSIĘGAMY WSZYSTKIM Polakom, że od tych zasad NIGDY nie odstąpimy.”
    Mój komentarz:
    A) wszystkie punkty owej PRZYSIĘGI PO – zostały złamane – a cała partia PO to krzywoprzysięzcy, z silnie UJEMNĄ wiarygodnością, których nie zatrudniłbym na posadzie pomocnika nocnego stróża parkingu, a co dopiero mówić o postawieniu u steru państwa.
    B) biorąc pod uwagę zwrot o 180 stopni partii PO we wszystkich fundamentalnych dla Polski i Polaków sprawach – zasadne jest nazywanie PO partią SKRAJNIE ANTYPOLSKĄ, zresztą identyczna ocena dotyczy lewicy, która chce płacić odszkodowania Niemcom za II wojnę światową – bo do tego sprowadza się żądanie, by Polska zapłaciła Niemcom odszkodowanie za Ziemie Odzyskane. Podejrzewam, że wszyscy nasi gensecy co do jednego uznaliby ową lewicę za zwykłych zdrajców – no i za sługusów imperialistów i zwykłego hitleryzmu.
    C) Co bynajmniej nie oznacza, że PiS/Zjednoczona Prawica nadaje się na ster państwa w obecnej wyjątkowo trudnej długofalowej sytuacji. Tu ich zdolności organizacyjne i mobilizację do podołania tak wysoko podniesionej poprzeczce wymagań w trudnej sytuacji geostrategicznej – oceniam na poniżej 10%. Owszem mają dobre intencje – ale dobrymi intencjami piekło wybrukowane. W obecnej sytuacji wszystkie instytucje państwowe i cały system państwowy – rozumiany cybernetycznie jako homeostat, który ma za zadanie przetrwać w najcięższych zmianach otoczenia – jest SKRAJNIE PRZESTARZAŁY i NIEWYDOLNY względem zadań i funkcji do wykonania – wymaga zasadniczej zmiany generacyjnej nastawionej na nasz interes narodowy. I najważniejsze – wymaga to zmiany zasadniczej paradygmatu sprawowania władzy – niestety na razie niezmiennego od 1945 [mimo kosmetycznych zmian III RP] – czyli z osobistego czy partyjnego podpięcia klienckiego na tego czy innego patrona zewnętrznego kosztem interesu państwa – na konsekwentne WYKORZYSTYWANIE innych graczy w wielu grach naraz – dla interesu narodowego Polaków. U steru – zamiast laików-dyletantów czarujących nas rzekomymi umiejętnościami w każdej dziedzinie – potrzebujemy managerów wielkich projektów sprawdzonych w twardej praktyce – i rozliczanych dokładnie tak jak w biznesie. Nie potrzeba rewolucji – nie dumnego bicia propagandowej piany [i zerowych efektów] – tylko MERYTORYCZNEJ [właśnie biznesowej] SPRAWNOŚCI systemu i instytucji. Wg klucza wymaganych zdolności merytorycznych i wg procedur systemowych – a nie wg uznaniowego przedrukowania przez osobiste partykularne interesy, stosunki, kariery, koterie, układy i interes partyjny.

  5. Jarosław Jan pisze:

    Gdzie wszyscy wrzeszczą, tam nie słychać tych, którzy mówią proste rzeczy normalnym głosem…
    Niestety, polską słabością jest brak „złotego środka”, zero-jedynkowa polaryzacja. Albo pogromcy JP2, niemal seksualnego przestępcy, albo niezłomni obrońcy jego świętości, symbolu cnót wszelkich i prawej ręki samego Boga.
    Nikt w tym emocjonalnym wrzasku nie próbuje, mówiąc językiem biblijnym, „stanąć w prawdzie” i zaakceptować przynajmniej niektórych niepodważalnych faktów takimi, jakie one są.
    Mnie niestety poraziła treść listu, jak wystosował kardynał Wojtyła do swojego wiedeńskiego odpowiednika, kardynała Koeniga. Nota bene, list udostępniony przez wiedeńską kurię, nie wydłubany z archiwum bezpieki. Zawarte w nim stwierdzenie, że obejmujący parafię w Austrii polski ksiądz (o skłonnościach, które już wtedy były krakowskiej kurii dobrze znane) będzie się między innymi zajmował naukowo zagadnieniami z psychologii dzieci i młodzieży, jest dla mnie cynicznym łajdactwem.
    Poza tym, nawet rezygnując z wszelkiej dokumentacji „poubeckiej”, nie sposób uznać
    za kłamstwa i manipulacje wszystkie wypowiedzi świadków i wyroki sądów.
    Pamiętając więc o wypowiedzi Chrystusa: „Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg”, warto się spokojnie zastanowić, zanim się podniesie krzyk.

  6. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Najlepszym sposobem wyjaśnienia całej sprawy jest sprawdzenie postępowania i nadzoru owego księdza o skłonnościach homoseksualnych z jego działalności w Austrii – zwłaszcza z dokumentacji kardynała Koeniga, który został jasno ostrzeżony przez kardynała Wojtyłłę. Homoseksualizm, a pedofilia to zasadniczo dwie różne rzeczy [choć są miedzy nimi korelacje] – ciekawe jednak, że te dwie sprawy są w „postępowej” narracji usilnie wpajane i suflowane jako nierozłączna jedność [oczywiście przedstawiana jako niemoralna] przez „postępowe” media , gdy chodzi o Kościół, natomiast usilnie ROZDZIELANE przez te same „postępowe” kręgi, gdy chodzi o świeckich – ZWŁASZCZA tych „postępowych” – bo tam homoseksualizm jest pojmowany wręcz jako zaleta i świetlany wzorzec przyszłości… Zresztą – „postępowe” media chwalą wszelkie wprowadzanie homoseksualności do Kościoła, od księży-homoseksualistów po „małżeństwa” homoseksualne, ot choćby obecna droga kościoła niemieckiego….tylko, że WTEDY w TEJ „świecko-postępowej” narracji pedofilia znika [jest wręcz potwarzą wskazywanie jakichkolwiek korelacji] ….a homoseksualizm jest traktowany {postępowy” wzorzec moralności „obywatelskiej” – stąd te różne „dni dumy homoseksualnej” celebrowanej jako nowa świecka religia „postępowców”… Taka niby „drobna niekonsekwencja” – w istocie przewrotna świadoma długofalowa i zaplanowana punkt po punkcie manipulacja w ramach przygotowywania rozbitego społeczeństwa opartego o Human 2.0 – a właściwie teraz to czysta schizofrenia „postępowców”….na którą ABSOLUTNIE NIKT NIE ZWARACA UWAGI – a być może to rzecz ZASADNICZA…. Proszę zauważyć, ile było i jest przypadków „coming out” homoseksualnych księży, którzy wychodzili z Kościoła, bo „byli w nim ciężko prześladowani” – a „postępowe” środowiska z troską ich przyjmowały i pocieszały, budując przy tym narrację wrogiej nietolerancji „przestarzałego” ANTYHOMOSEKSUALNEGO Kościoła…

  7. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Errata: nie ZWARACA a ZWRACA. Swoją drogą – rozmawiałem ostatnio z kilkoma właścicielami firm, którzy mi wykładali jak to Kościół odpowiada za pedofilię. Zapytałem, czy Kościół popiera pedofilię? „No nie , ale to byli księża, czyli ludzie Kościoła”. To zapytałem każdego, czy jeżeli w jego firmie trafi się pedofil, to czy będzie za niego płacił odszkodowanie? – przecież to JEGO człowiek”. Odpowiedzi były pełne oburzenia i oczywiście na NIE. Dodam, że wiem skądinąd, że jeden z nich – zatrudniający kierowców, miał już dwa przypadki swoich ludzi, którzy mieli problemy z przestępstwami seksualnymi, w tym jedno z nieletnim. I to jak najbardziej w godzinach pracyw ramach długich jazd wielodniowych za granicę [z delegacją], wiec wszelkie wymówki typu „to jego prywatna sprawa” nie mają sensu z założenia. Zresztą – skoro z pedofilią mają największe problemy takie środowiska jak murarze, czy kurierzy itp. – to wszystkie firmy ich zatrudniające winny być objęte nagonka propagandową większa niż na Kościół. Tylko tu jakoś cicho… Ale to i tak „małe piwo” – bo co zrobić z „postępowymi” organizacjami, które forsują wbrew rodzicom i obowiązującemu prawu – tzw. seksedukację dzieci? I czynią tę deprawację otwarcie – jako swój cel i misję. A już co dopiero mówić o ekscesach publicznych, w tym wobec dzieci – ze strony różnych dragqueen [często recydywistów przestępstw seksualnych i narkobiznesu i pornosfery]- przyjmowanych przez „postępowców” za „liderów przyszłości” – i cieszących się zadziwiającą tolerancją, a raczej bezkarnością ze strony sądów?

  8. Jarosław Jan pisze:

    Pozwolę sobie zatem przejąć Pana przykład z właścicielem firmy transportowej i zadam mu kolejne pytanie: „Jaki będzie pana sposób postępowania z kierowcą, który w czasie pracy, np. korzystając z obowiązkowej przerwy w prowadzeniu pojazdu, postanowił się „rozerwać”, w ramach tej „rozrywki” popełnił przestępstwo na tle seksualnym i złapany na gorącym uczynku przez zagraniczną policję, trafił na jakiś czas do aresztu. Powstało w związku z tym określone spóźnienie w dostawie, być może zepsuł się transportowany towar lub trzeba było zapłacić karę umowną, poza tym wysłać za granicę innego kierowcę, żeby ktoś dalej prowadził pojazd. Czy jest szansa, że winny całej sprawy kierowca zostanie wysłany np. na bezpłatny urlop, być może spotka go jakaś kara finansowa, ale gdy sprawa przycichnie, wsiądzie na inną ciężarówkę i będzie jeździł do innego kraju?”
    Hmmmm, odpowiedź twierdząca zdziwiłaby mnie szalenie. Można się spierać o to, czy przykład jest dobry, gdyż wadą wszelkich przykładów jest ich przybliżone tylko odwzorowanie opisywanej sprawy. Sam zresztą widzę dwie zasadnicze różnice: kierowca ciężarówki zwykle nie zajmuje się tłumaczeniem bliźnim, jak mają żyć, a szkody wyrządzone przez niego firmie (podkreślę z naciskiem: firmie, nie ofierze przestępstwa), mają charakter materialnie wymierny, w przeciwieństwie do tych, które są wyrządzane wspólnocie wierzących.
    Nie jestem „postępowcem” w rozumieniu Pańskiego postu, absolutnie się z Panem zgadzam, że opisana przez Pana pewnego rodzaju „dwoistość widzenia” zagadnień, w zależności od tego, jaka narracja jest nam na rękę, jest absolutnie naganna moralnie. Próbuję jedynie wykazać, że czym innym jest sytuacja A, jeśli żądalibyśmy odszkodowania od firmy, w której pedofil w czasie pracy popełnił przestępstwo seksualne, a zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja B, w której firma wie już, że zatrudnia pedofila, pomimo to, dalej go zatrudnia i powierza mu zadania, podczas realizacji których ma szansę popełniać kolejne czyny z nieletnimi.

  9. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Panie Jarosław Jan – I dokładnie to samo wg Pana rozumowania można odnieść do zarzutów wobec księży-pedofilów. Toż swoje czyny popełniają w czasie wolnym – a nie na Mszy Św. czy na procesjach. A czyn pedofilski jest oceniany przez Kościół jako grzech wyjątkowo ciężki i potępiany przez Kościół – zatem oni Kościół ZDRADZAJĄ [natomiast z punku widzenia prywaciarza taki czyn pracownika „to nie jego sprawa” – czyli w sumie umywanie rąk]. Czyli ten ksiądz-pedofil jest i ZDRAJCĄ i WROGIEM Kościoła – więc jakim sposobem można na Kościół przerzucać winę tej ANTYKOŚCIELNEJ osoby? – która jednocześnie jest tak opłakiwana przez „postępowe” środowiska, na czele z różnymi seksedukatorami od totalnej deprawacji młodzieży i to od przedszkola – czy przez różnych dragqueens, za „oburzająca nietolerancję” i „brak zrozumienia”?

  10. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Panie Jarosław Jan – czy szpieg w Wojsku Polskim oznacza, że Wojsko Polskie jest wrogiem Polski? Czy piroman w Straży Pożarnej oznacza, że Straż Pożarna należy rozwiązać? Dokładnie to samo tyczy i Kościoła i kardynała Wojtyłły i papieża Jana Pawła II. Generalnie cel ataku na Kościół Katolicki i na kardynała Wojtyłłę/papieża Jana Pawła II jest jasny od strony geostrategicznej: rozbić od środka Polskę i Polaków, pozbawić ich tożsamości i wzorców na rzecz totalnej fali Kulturkampf 2.0 – bo wtedy łatwiej będzie osiągnąć kontrolę nad tym tak
    „zawadzającym” i „szkodliwym” buforem na przesmyku bałtycko-karpackim , który uniemożliwia Kremlowi, Berlinowi i Paryżowi zbudowanie supermocarstwa Lizbona-Władywostok, rzecz jasna po trupie Europy Środkowej – z Polską na czele. Nie przypadkiem ta sam skrajnie wroga antypolska kulturowo i tożsamościowo narracja – także przeciw katolicyzmowi i Kościołowi – idzie zarówno z Berlina i Paryża – jak i z Moskwy. I druga rzecz – nie mniej ważna, a może i ważniejsza długofalowo w planach wielkich speców od totalnego przeorania społeczeństw i przekształcenia ich pod projekt Human 2.0 – czyli de facto zniszczenia człowieka cieleśnie i duchowo – taka chrześcijańska [i to katolicka] enklawa, w której jeszcze ludzie byliby wolni od szaleństw, które im gotują wielcy macherzy – to przecież niebezpieczeństwo, że reszta społeczeństw UE obudzi się z forsowanej im transformacji. Dlatego w tej perspektywie Polska i Polskość – i istota tożsamości i ODRĘBNOŚCI kulturowej i wartości Polaków – musi zostać zniszczona. Kto ma to za s-f, niech przejrzy jeden z wsześniejszych komentarzy do artykułu z Deklaracja Krakowską PO z 2003 – ukazującej, do jakiej Unii europejskiej wchodziliśmy – i porówna z UE jaka jest obecnie – pełna marksizmu, [w 2018 KE OFICJALNIE zrobiła uroczyste obchody 200-lecia urodzin Marksa – z peanami wygłaszanymi przez szefa KE Jean-Claude Junckera], pełna totalitarnej presji na centralizowanie bez względu na koszty [z łamaniem prawa – w tym trakatatów unijnych] w systemie nakazowo-decyzyjnym, na niszczenie społeczeństw od poziomu rodziny po poziom narodów. Ta UE do której wstępowaliśmy – Zjednoczona Europa narodów i poszanowania tożsamości, kultury i religii jako jej filarów – Zjednoczona Europa jej CHRZEŚCIJAŃSKICH ojców-założycieli na czele z Schumanem – została odwrócona we wszystkich wektorach wartości o 180 stopni – i stanowi antytezę wartości i kultury Europy od czasów antycznych. Robią to obłąkani ideolodzy skrajnie totalitarnych ideologii, sprzedawanych pod hasłem „jedynie słusznego postępu” z domieszką świeckiej nowej religii „ratowania świata” i z tego powodu rzekomo „koniecznych wyrzeczeń” – na czele ze zlikwidowaną własnością prywatną i prywatnością [ot choćby Klas Schwab – szef Światowego Forum Ekonomicznego – i jego hasło „W 2030 nie będziesz miał NICZEGO i będziesz szczęśliwy” czy Ida Auken – prawa ręka Schwaba: „W 2030 nie będziesz miał prywatności i będziesz szczęśliwy” – czyli czują się tak silni, że maska opadła i mówią otwarcie…] , chcąc z Europy, a szerzej z Zachodu stworzyć posłuszny i całkowicie kontrolowany byt dla absolutnej władzy – gdzie jednostka na dole nie tylko nie będzie miała jakichkolwiek praw – ale nawet będzie pozbawiona swojej tożsamości – prócz tej narzucanej odgórnie… Niestety – od czasów napisania „1984” Orwell’a technika totalnej inwigilacji poszła nieporównanie naprzód, ba, do poziomu, który nawet nie śnił się Orwellowi – bo żyjemy w czasach testów Neurolinków a la Elon Musk – dostępna technika sięga już powoli nawet kontroli myśli. W dodatku w sukurs tym planom – jak na zamówienie – idzie AI jako wszechwładny, niestrudzony i absolutnie posłuszny [i absolutnie bezwzględny] nadzorca mas i każdego z osobna – i to 24/7/365 non-stop plus wprost fizyczna „przebudowa” mas i jednostek wybranych do zadań pod wymagania elit – oto wizja, która im przyświeca. Stąd choćby głoszona dehumanizacja człowieka – gdzie zwierzęta mają więcej praw od ludzi. Wizja w ich przekonaniu na wyciągnięcie ręki w realizacji…tylko jeszcze trzeba zniszczyć tę ostatnią „resztkową” niebezpieczną alternatywę INNYCH wartości – jak chrześcijańskie – stare wartości EUROPEJSKIE – jak te w „zacofanej” Polsce… Nie mają nic do stracenia – a wszystko do zyskania – stawką jest wygrana maksymalna – sięgnięcie po absolutną władzę – więc są maksymalnie zmotywowani…. i już tą wizją absolutnej władzy – absolutnie zdeprawowani.

  11. Jarosław Jan pisze:

    Nie zamierzam polemizować z szeroko nakreślonym przez Pana widzeniem przemian kulturowych w Europie, natomiast chciałbym się odnieść do Pana przedostatniego postu, w którym księdza-pedofila porównuje Pan do zdrajcy działającego antykościelnie, wroga Kościoła. Tu się właśnie zbliżamy do sedna sprawy – jest nim zachowanie przełożonych, którzy już stwierdzili, że mają takiego „kreta” w swoich szeregach. W wojsku – wydalenie ze służby i długoletnie więzienie, a w czasie wojny – rozstrzelanie, w firmie u „prywaciarza” zwolnienie dyscyplinarne, a w Kościele – no właśnie – oczekiwalibyśmy wydalenia ze stanu kapłańskiego i powiadomienia organów ścigania. Wiem oczywiście, że powiadomienie tychże organów w latach 70-tych, a obecnie, to dwie zupełnie inne sytuacje i trzeba je interpretować w odniesieniu do realiów danego czasu, natomiast prawo kanoniczne w ostatnich 50 latach istotnie się nie zmieniło. W związku z tym upieram się przy swoim stanowisku, że działania hierarchów kościelnych mniej stanowcze, niż opisana powyżej „szybka ścieżka” są naganne, szkodzą Kościołowi, zarówno temu rozumianemu jako instytucja, jak i temu widzianemu jako wspólnota wiernych. Jeśli się postąpiło źle, to nie można zasłaniać się tym, że ujawnienie prawdy jest „wodą na młyn” dla tych, którzy nam źle życzą. Jeśli w pewnych sprawach postąpił niewłaściwie kardynał Karol Wojtyła, to obrona jego osoby argumentami, że ujawniający tę informację są częścią spisku czy innego niecnego działania, nie jest działaniem w interesie Kościoła, katolicyzmu, polskości itd. KROPKA

  12. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Panie Jarosław Jan – kardynał Wojtyłła przeniósł księdza o skłonnościach homoseksualnych [ale nie pedofila – tu już do zaznaczenia jest bardzo charakterystyczna dla „postępowców” paskudna manipulacja łączenia homoseksualizmu z pedofilią w odniesieniu do księży – podczas gdy do świeckich – zwłaszcza tych „postępowych” w rodzaju „liderów ruchu” jak dragqueens – takie łączenie jest automatycznie przyjmowane jako atak na mniejszości seksualne, jako wyraz skrajnego zacofania i nietolerancji ] – przeniósł go do Austrii do kardynała Koeniga – wyraźnie ostrzegając kardynała Koeniga o skłonnościach tego księdza. Co niby miał zrobić więcej? Z jednej strony postawił owego księdza w warunkowym sprawdzeniu i nakierowanej kontroli przez kardynała Koeniga – z drugie dał mu szansę wypracowania sobie rehabilitacji w razie nienagannej pracy duszpasterskiej. Zachował się właściwie – tym bardziej, że ze strony ludzi świeckich nie nadszedł w sprawie tego księdza żaden powód sądowy o przestępstwo seksualne. Przypina Pan uparcie kardynała Wojtyłłę do rzekomej pedofilii tego księdza – co jest zwykłą nieprawdą i manipulacją. Co więcej – w całej rozciągłości podtrzymuję, że pedofile w Kościele to jak piromani w Straży Pożarnej – działają przeciw głównej misji instytucji jako krety. Media „postępowe” działają na zasadzie totalnej krzykliwej agresywnej propagandy – ich celem jest postawienie znaku równości między pedofilią a Kościołem – jakby celem Kościoła było upowszechnianie pedofilii. Natomiast do „postępowców” z seksedukatorami od deprawacji nieletnich i z „ideowymi liderami” a la dragqueens – te same postępowe media postępują jak ze świętymi wzorcami „nowej lepszej moralności” – gdzie samo wskazanie praktyk pedofilskich i prowadzących w istocie do upowszechnienia pedofilii jako normy – są przyjmowane huraganem krytyki za „nietolerancję”, „ciemnotę”, „szkalowanie”, „dowód braku tolerancji” i „mowę nienawiści”. Odwrócenie ocen w ramach podwójnej moralności jest tak ostre i ewidentne – a równocześnie przez wszystkich niedostrzegane…. I jeszcze rzecz istotna – gdy arcybiskup Lenga mówi o „lawendowej mafii” – to opisuje dokładnie proceder, gdy pedofile na wyższych stanowiskach [np. biskupich] tuszują przypadki pedofilii na poziomie zwykłych kapłanów. Co rzecz jasna jest działaniem kretów przeciw Kościołowi – ale „idzie na konto” Kościoła. Zresztą na Zachodzie widać ten szturm zepsucia aż po najwyższe stanowiska – aż do prób zmiany samej doktryny Kościoła. Jak już to się uda – wtedy „magle” i „niespodziewanie” ataki na TAKI „postępowy” Kościół [już pełen pedofilów] ustaną – no bo przecież „swoich” postępowcy nie będą tępili – tak jak nie robią ze swoimi „postępowcami”. Hipokryzja w tym, że wg starej moralności Kościoła – tej moralności nieuznawanej przez „postępowców” – potępia się Kościół przez „postępowców” za czyny…. przeciwników Kościoła [którzy wyznają w istocie „moralność”….owych krytykujących Kościół „postępowców”] – po to, by finalnie zatriumfowała ta wyuzdana [miedzy innymi pedofilska] „nowa lepsza moralność” – czyli właściwie antymoralność….która ma być „nową lepszą normą”….w sumie: hipokryzja do kwadratu – w imię narzucanej totalną krzykliwą propagandą niemoralności…propagandą, w której nie ma miejsca na proste refleksje, które przedstawiłem – które cała ta ideologia obnażają do szpiku kości – właśnie jako dowód skrajnie złych intencji i niemoralności dla rozkładu społeczeństwa …bo takie społeczeństwo najłatwiej poddać „postępowym” przemianom – włącznie z likwidacją człowieczeństwa jako takiego…

  13. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Panie Jarosław Jan – dla Pana plany socmacherów, ale jak rozumiem, także kwestie geostrategiczne przyświecające atakom na Jana Pawła II jako symbolu cementującego polskość, tożsamość, tradycję, wartości EUROPEJSKIE i kulturę CHRZESCIJAŃKIEJ Europy NARODÓW – i WALKĘ Z TOTALITARNĄ CYWILIZACJĄ ŚMIERCI – są widać na boku i osobno. Co jest całkowitą nieprawdą – bo te siły są motorem ataków. Dla zbudowania nowej architektury geostrategicznej – totalitarnego supermocarstwa Lizbona-Władywostok – nieporównanie bardziej opresyjnego od obecnych Chin [bo tam Przewodniczący po wygłoszeniu hasła, że w 2030 Chińczycy nie będą mieli niczego i będą szczęśliwi – przestałby być Przewodniczącym tego samego dnia] – po trupach narodów Europy, państw i dotychczasowych społeczeństw i ich tożsamości i wartości. Jan Paweł II uosabia wszystkie te sprawy – które wielcy socmacherzy i wielcy planiści nowego porządku geostrategicznego, chcą zniszczyć za wszelką cenę – by zrealizować swoje „wielkie” cele. Tu tak „szkodliwa” Polska [geostrategicznie i jako „resztówka starego świata”] i cementujący ją „równie szkodliwy” Jan Paweł II są wspólnym celem i dla jednych i dla drugich…. Dlatego tak agresywne i krzykliwe ataki TERAZ – gdy ta „wielka gra” przechodzi do nowego poziomu bezwzględnej eskalacji – dla realizacji celów za wszelką cenę…i to będzie narastało…gdy tylko odpowiedni „profesjonaliści” przeanalizują skutki tego ataku – by przygotować w nowej formie następne…

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo