Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Schronić się w bunkrze i przetrwać apokalipsę

Fin de siècle. Tak krótko można opisać klimat naszych czasów. Oczekując nieuchronnego końca nie tylko dobrobytu, ale i świata, jaki znamy, nieliczni decydują się na ucieczkę do przodu. Czy czas zostać preppersem?
Wesprzyj NK

Na terenie Południowej Dakoty w środku USA znajduje się 575 podziemnych betonowych bunkrów. Za jedyne 35 tysięcy dolarów można kupić sobie taki budynek i zabezpieczyć się. Tylko przed czym? Największa wioska preppersów w Ameryce, a może i na świecie, zbudowana w opuszczonej bazie wojskowej, ma tyle celów, ilu zamieszkujących ją ludzi. Kilka rodzin mieszka tu na stałe, oczekując rychłej apokalipsy. Ich bunkry są wyposażone w generatory prądu i panele fotowoltaiczne, filtry powietrza na wypadek skażenia jądrowego lub biologicznego i magazyny pełne pożywienia i wody pozwalając przetrwać samodzielnie przez około rok. Mieszkańcy posiadają też broń, by móc odeprzeć ewentualny atak. Ale to też nie jest tak, że każdy może sobie kupić taki bunkier. Zainteresowani muszą bowiem spełnić określone wymogi społeczności, która musi takie osoby zaakceptować.

Kilka rodzin mieszka tu na stałe, oczekując rychłej apokalipsy. Ich bunkry są wyposażone w generatory prądu i panele fotowoltaiczne

Wolni Jankesi i Słowianie

Historia kompleksu sięga 1942 roku, gdy Stany Zjednoczone przystąpiły do II wojny światowej. Fort Igloo, bo taką nosił nazwę, powstał jako magazyn uzbrojenia armii amerykańskiej w Black Hills. Nazwa nawiązała do setek żelbetowych kopuł zbudowanych do przechowywania broni i amunicji. Tętniąca życiem baza wojskowazostała ostatecznie zamknięta w 1967 roku, a jej teren opuszczono. Do 2016 roku, kiedy milioner związany z nieruchomościami Robert Vicino kupił ziemię od miejscowego hodowcy bydła i dodał ją do założonej przez siebie sieci schronów Vivos. Dzisiaj należą do niej, poza bunkrami w Dakocie, także schrony w Indianie zbudowane na bazie zimnowojennego bunkra zdolnego przetrwać wybuch 20-megatonowej bomby atomowej i sowiecki kompleks umiejscowiony w Rothenstein w Niemczech (w planie ma się stać luksusowym schronem dla 1000 osób z własnym zoo i magazynem skarbów kultury, roślin i zwierząt).

Podobny w swojej istocie projekt znajduje się też w Polsce – mowa o Królestwie Wolnych Słowian, które jest zarówno miejscem na południu Polski między Tarnowem a Rzeszowem, jak i ideą ucieczki od współczesności. Na stronie stowarzyszenia czytamy, że Królestwo Wolnych Słowianto wielopoziomowy projekt zakrojony na szeroką skalę. Zakłada on budowanie rozsianych po kraju społeczności, zrzeszających kochających wolność i naturę ludzi. Społeczności współpracujących ze sobą i wspierających się wzajemnie. Jednym z kluczowych założeń jest budowa osad, w których społeczność żyć będzie w spokoju, harmonii i w zgodzie z naturą, daleko od miejskiego zgiełku, pośpiechu i demoralizującej agendy, która próbuje, narzucić nam swój nowy porządek. Chcemy kultywować nasze słowiańskie wartości, żyć po swojemu, czerpać z darów natury, i chronić ją. O te i wiele innych aspektów ludzkiego istnienia będziemy dbać w zgodzie z własnym rozsądkiem i głosem serca. To nasza Ziemia, nasze dziedzictwo i nasze Królestwo”.

Królestwo Wolnych Słowian jest zarówno miejscem na południu Polski między Tarnowem a Rzeszowem, jak i ideą ucieczki od współczesności

Dość tajemniczy manifest kryje w sobie w istocie podobne wartości, jakie towarzyszą wielu innym preppersom: wolność, powrót do małych społeczności wspierających się nawzajem, samowystarczalność i życie z dala od zepsutego świata. I choć nie ma tu jasno zdefiniowanego zagrożenia, to już oferta sklepu internetowego Królestwa wyraźnie wskazuje na preppersowy profil osad, mających też wytrzymać zawirowania we współczesnych społeczeństwach. Sam twórca społeczności też podkreśla wielką wagę samodzielnej produkcji żywności, której zapasy nie są wystarczającym zabezpieczeniem.

„Be Prepared”

Co to zatem znaczy być preppersem? Naczelnym kierunkowskazem w życiu preppersa jest dewiza skautów „Be Prepared” tłumaczona na polskie jako „czuwaj”. Idea tej grupy polega na przygotowaniu się na wypadek kryzysu lub katastrofy. Preppersi wierzą, że lepiej jest być przygotowanym i mieć zapasy oraz umiejętności potrzebne do przetrwania, niż znaleźć się w sytuacji bezradności i zależności od innych ludzi lub instytucji. Znakomicie znamy to z książek i filmów katastroficznych, kiedy w panice wszyscy wybijają szyby w sklepach i walczą o jedzenie i leki. Z tego powodu preppersi starają się zgromadzić zapasy żywności, wody, lekarstw i innych potrzebnych rzeczy, a także nabywać umiejętności, takie jak gotowanie bez dostępu do prądu czy leczenie ran. Oczywiście warto w tym miejscu zaznaczyć, że mówimy o krajach Zachodu. Sposób życia preppersów jest bowiem normalną strategią radzenia sobie z rzeczywistością np. na Syberii czy innych wymagających specjalnego przystosowania odległych miejscach świata.

Zachodni preppersi często dzielą się swoimi umiejętnościami z innymi osobami o podobnych przekonaniach, tworząc w ten sposób społeczności przygotowane na różnego rodzaju kryzysy. Wierzą, że dzięki przygotowaniu i współpracy mogą lepiej poradzić sobie w trudnych sytuacjach i przetrwać kryzys.

Naczelnym kierunkowskazem w życiu preppersa jest dewiza skautów „Be Prepared” tłumaczona na polskie jako „czuwaj”

Biznes napędzany strachem

Nie bez powodu wspomniane wcześniej wioski i schrony znajdują się z dala od cywilizacji. Większość preppersów uważa bowiem, że najlepsze dla nich są odizolowane od cywilizacji, ale zarazem znajdujące się blisko źródeł surowców i wody, gdzie panuje klimat sprzyjający przetrwaniu. Niektórzy wybierają miejsca, w których mogą liczyć na wsparcie innych osób o podobnych przekonaniach i celach, inni wolą duże, ogrodzone tereny, na których mogą budować swoje domy i magazynować zapasy.

Ogólnie rzecz biorąc, nie ma bowiem jednego „najlepszego” miejsca dla preppersów, ponieważ każdy ma inne potrzeby i preferencje. Wynikają one z celu, dla którego postanawiają zmienić sposób funkcjonowania. Preppersi boją się zwykle kilku zagrożeń: klęsk żywiołowych (trzęsień ziemi, powodzi, upałów, huraganów itp.), katastrof spowodowanych przez człowieka (cyberatak, EMP czyli impuls elektromagnetyczny, wybuchy jądrowe, terroryzm, wojny), katastrof finansowych i ich następstw, niepokoi społecznych (np. podpaleń, napaści, gangów, zabójstw) i wreszcie wyzwań osobistych (np. problemów prawnych emerytury, rozwodów, podatków) oraz zagrożeń dla zdrowia, głównie pandemii (a niektórzy nawet epidemii wirusa powodującego zmianę ludzi w zombie).

Niektórzy jednak, jak w materiale na YouTube poświęconym wiosce w Południowej Dakocie po prostu nie wytrzymali presji współczesnego świata i postanowili się od niego odłączyć, uniezależnić się. Czy nie marzy o tym wielu z nas?

Preppersi żyją inaczej – zamiast oczekiwania na to, co się zdarzy lub nie, przygotowują się na najgorsze. Zwykle porzucając swój dotychczasowy styl życia

Strach napędza wiele naszych skrajnych zachowań. Sam w czasie wybuchu wojny w Ukrainie spędziłem sporo czasu w Internecie, szukając przepisów na plecaki ucieczkowe, by w razie ataku na mój dom mieć zapewnione podstawowe rzeczy by z rodziną bezpiecznie uciec jak najdalej od zagrożenia. Ale przypomnijmy sobie puste półki z papierem toaletowym, makaronami, drożdżami i tak dalej w roku 2020. W czasie pandemii ze strachu zaczęliśmy – zupełnie jak zwierzęta – dokonywać zapasów na wypadek jakiegoś nagłego zatrzymania świata konsumpcji.

Większość z nas jednak szybko dostosowuje się do niedogodności i żyje tak, jak pozwalają na to warunki, licząc że nic złego się już nie wydarzy. Preppersi żyją inaczej – zamiast oczekiwania na to, co się zdarzy lub nie, przygotowują się na najgorsze. Zwykle porzucając swój dotychczasowy styl życia. Jest w tym coś kuszącego – życie bez kredytu, zobowiązań, pracy w biurze itp. Nie bez powodu jednak społeczność preppersów jest stosunkowo niewielka. Bo choć strach nas napędza – przypomnijmy znów kolejki po paliwo na stacjach po agresji rosyjskiej – to czy jesteśmy gotowi na to, by funkcjonować w jego cieniu na dłużej? Wszak niewielu z nas ma dziś magazyn jedzenia i paliwa, a przecież pandemia dopiero co się skończyła a wojna trwa.

Co takiego więc różni preppersów od „normalsów”? Dr Adam Fetterman z Uniwersytetu w Houston w USA badając ten fenomen określił, że „obawy postapokaliptyczne i przekonania o konieczności przygotowania się na nie są predyktorami niskiej ugodowości i pokory, paranoi, cynizmu, mentalności spiskowej, konserwatyzmu i orientacji na dominację społeczną”. Zdaniem jego zespołu „zwiększona wiara w potrzebę przygotowania jest związana z wiarą w Boga, negatywnymi codziennymi doświadczeniami i globalnymi wydarzeniami politycznymi”.

Badanie przeprowadził w 2019 roku. Niedługo później nastąpiła pandemia i dr Fetterman w 2021 roku musiał zmierzyć się z praktyczną stroną bycia preppersem: „Odkąd opublikowaliśmy naszą pracę w 2019 roku, byliśmy świadkami globalnej pandemii, masowych protestów na rzecz sprawiedliwości rasowej, rekordowego sezonu huraganów, szturmu na stolicę USA i rekordowego mrozu w Teksasie, który pozostawił miliony osób bez elektryczność lub wody na wiele dni (…). Chodzi o to, że mieliśmy wiele okazji, aby przekonać się, czy cyniczne postapokaliptyczne i przygotowujące do zagłady przekonania są uzasadnione” – pisze na łamach „Psychology Today”. I choć w większości przypadków ludzie nie rzucili się sobie do gardeł, wspierając się w walce z żywiołami, to już dostępność zasobów okazała się prawdziwym wyzwaniem. I zwyczajnie preppersi byli lepiej przygotowani na te okoliczności.

Ale zdecydowanie warto być do pewnego stopnia przygotowanym: mieć niewielki zapas wody i żywności (na przykład na dwa tygodnie), może nawet agregat prądotwórczy, gdy się mieszka w domu jednorodzinnym oraz zapas podstawowych leków

Nie znaczy to oczywiście, że najlepszym pomysłem byłoby dziś przeprowadzenie się do atomowego schronu i przygotowanie planu na wypadek masowej paniki sąsiadów. Ale zdecydowanie warto być do pewnego stopnia przygotowanym: mieć niewielki zapas wody i żywności (na przykład na dwa tygodnie), może nawet agregat prądotwórczy, gdy się mieszka w domu jednorodzinnym oraz zapas podstawowych leków. Szczególnie to ostatnie może być zbawienne dla osób przewlekle chorych, co pokazały niedawne braki w dostępności podstawowych leków, związane z zaburzeniem łańcuchów dostaw. Żyjemy w czasach pełnych zawirowań – zarówno związanych z klimatem jak i z polityką międzynarodową a nasz świat staje się coraz mniej przewidywalny. Być może prędzej czy później każdy z nas będzie musiał stać się trochę preppersem.

 

Wesprzyj NK
Stały współpracownik „Nowej Konfederacji”, ekspert ds. zdrowia, adiunkt w Collegium Medicum UWM w Olsztynie, doktor socjologii, członek Polskiego Towarzystwa Socjologicznego i Polskiego Towarzystwa Komunikacji Medycznej, wykładowca socjologii zdrowia i medycyny dla studentów kierunków medycznych. W swojej pracy naukowej podejmuje problemy komunikacji medycznej, technologii medycznych, jakości życia i funkcjonowania chorych na choroby rzadkie oraz zachowań zdrowotnych. Autor stałej rubryki „Klinika NK” o zdrowiu, geopolityce, technologii i nauce.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo