Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
„Strollowana rewolucja” jest najlepszą publicystyczną książką Ziemkiewicza od wielu lat.
Tak, wiem co powiedzą czytelnicy mojego poprzedniego tekstu, dotyczącego „Chama Niezbuntowanego”: „Już to pisałeś wtedy, Saulski, powtarzasz się w tych dytyrambach na cześć RAZa!”. No, całkiem możliwe, ale trzeba jasno wskazać różnice – „Cham…” był arcycelną wiwisekcją polskiego mentalu, swoistą aktualizacją i zarazem kontynuacją „Polactwa”, w którym takiej dekonstrukcji polskich umysłów Ziemkiewicz dokonał po raz pierwszy. Tymczasem „Rewolucja” jest przejściem na inny poziom. Autor na Polskę, poza garstką zdań z finału, nie spogląda w ogóle, skupia się zaś na szerokim obrazie upadku/gnicia/samobójstwa (niepotrzebne skreślić) cywilizacji, niegdyś szumnie nazywanej Okcydentalną.
Szeroki kadr
Przejście na taki poziom rozważań otwiera Ziemkiewiczowi całkiem nowe możliwości. Gdy skupiał się na Polsce, rytm jego książek wyznaczała polityczna bieżączka. W związku z tym przez kilka lat krytycznie oceniałem jego publicystykę w długiej formie – była właśnie „zbyt bieżąca”, była zaledwie powtórką felietonów i analiz znanych doskonale z gazet i sieci. Jasne, być może było to moje skrzywienie jako Naczelnego Ziemkiewiczologa Kraju (określenie nadane mojej skromnej osobie przez samego Ziemkiewicza). Z czasem jednak Ziemkiewicz odzyskał werwę. Jego publicystyka z jednej strony nadal była drapieżna, co wyrażało się w szalonych szarżach, z drugiej – te szarże zawsze były celne, dzięki występującej „w tle” rzetelnej analizie zjawisk.
Rewolucjoniści stają się rok po roku ofiarami rewolucji, mielonymi w mediach i „cancelowanymi” z powszechnej świadomości jednym klikiem. Choć przyznać należy, że lepsze to niż strzał w potylicę
Wracając z „Chamem…” Ziemkiewicz pokazał, że okres powtórek się skończył. Publicystyka „gazetowa” jest sytym posiłkiem, zaś ta książkowa – ucztą, którą należy się delektować i wspominać. I analizować.
Mam też nadzieję, że „Strollowana rewolucja” będzie takiej analizie poddana, bowiem Ziemkiewicz dokonuje tu istnej sekcji zwłok cywilizacji postchrześcijańskiej.
Nie chcę psuć Państwu przyjemności z lektury przytaczając czy streszczając główny wywód książki – po prostu proszę po nią sięgnąć. W tekście tym pragnę skupić się na tym, co ta książka w ogóle dla nas znaczy.
Przede wszystkim Ziemkiewicz, niczym wytrawny analityk wywiadu lub astrofizyk badający odległe, kosmiczne zjawiska, łączy w spójną całość kwestie i zjawiska pozornie niemające ze sobą nic wspólnego, ale jednak będące elementami tego samego mechanizmu, układu. Wielkie intelektualne skarlenie elit zachodnich, działania wywiadu Związku Sowieckiego w okresie Zimnej Wojny, szaleństwo Globalnego Ocieplenia, genderowa rewolucja, ruch #MeToo, zmieniająca się geopolityka, uwiąd dawnych wartości i kompletna cyrkowość wartości nowych, ideologia walki z rasizmem stająca się po prostu nową emanacją rasizmu, tyle że ze sztychem skierowanym w drugą stronę… w rękach innego publicysty byłby to jakiś chaotyczny wywód, dodatkowo wiodący w stronę znanego, ciepłego smrodku teorii spiskowych. Teorie te, jak również zauważa Ziemkiewicz, są wszak pewnym mechanizmem obronnym zagubionego umysłu doszukującego się sensu w świecie ogarniętym chaosem.
Nie ma więc żadnego spisku bezosów, gejtsów i bilderbergów, jaki opisywała lata temu literatura cyberpunkowa, lecz przynoszące gigantyczne dochody ciągnięcie cywilizacyjnego sukna – każdy w swoim kierunku
Znamy chorobę, lękamy się lekarstwa
No dobrze, ale jak ów świat obecnie wygląda?
W odróżnieniu od rewolucji francuskiej czy bolszewickiej, które wykorzystywały chaos i dziejowe zagubienie do zaprowadzenia nowego porządku, zazwyczaj opartego na zamordyzmie i terrorze, współczesna, „strollowana” rewolucja sama jest chaosem. To wielkie, aksjologiczne pomieszanie z poplątaniem, w którym kolejne, rewolucyjne etapy następują po sobie zbyt szybko, by nawet sami rewolucjoniści zdołali za nim nadążyć. Stają się więc rok po roku, a czasem już miesiąc po miesiącu ofiarami rewolucji, mielonymi w mediach i „cancelowanymi” z powszechnej świadomości jednym klikiem.
Choć przyznać należy, że lepsze to niż strzał w potylicę. Ot – postęp cywilizacyjny.
Jednak na każdej dziejowej zawierusze ktoś ostatecznie korzysta. Ktoś potrafi sięgnąć po pierwiastek porządku w chaosie i zbudować coś na rozżarzonej magmie dziejowych zmian. W wypadku obecnych procesów tym kimś są wielkie, ponadnarodowe korporacje, które, niczym w wizji Gibsona, Morgana czy któregoś z innych pionierów literackiego cyberpunku, korzystają z dobrodziejstw chaosu.
Jak? Maksymalizując zyski. Instytucja opcji menadżerskich obecna we wszystkich niemal wielkich konglomeratach doprowadziła do sytuacji, w której gigantyczne korporacje zachowują się krótkowzrocznie, nawet bardziej niż rządy państw demokratycznych. Już nie kolejne wybory są horyzontem myśli, ale – finał kadencji zarządu lub po prostu kontraktu. A potem – choćby i potop.
Nie znaczy to, rzecz jasna, że korzystające z zamieszania jak i animujące je wielkie korporacje miotają się od ściany do ściany. Istnieje w ich poczynaniach ustalony porządek, pewna koherencja, jednak jej kluczowym elementem jest właśnie owa maksymalizacja zysku. Nie ma więc żadnego spisku bezosów, gejtsów i bilderbergów, jaki opisywała lata temu literatura cyberpunkowa, lecz przynoszące gigantyczne dochody ciągnięcie cywilizacyjnego sukna – każdy w swoim kierunku.
Związek Sowiecki włożył gigantyczne wysiłki w promowanie na zachodnich uniwersytetach i wśród elit politycznych jak najgroźniejszych idiotów, największych fanatyków czy wręcz całkiem oczywistych agentów wpływu
Państwa narodowe czy nawet organizacje międzynarodowe są w tym układzie jedynie wykonawcami woli wielkich koncernów. Dosłownie dzień po tym, jak ukończyłem książkę, z USA dotarła do mnie informacja, że jedna z największych korporacji świata całkiem głośno lobuje w kongresie USA za powszechnym zalegalizowaniem na obszarze całego kraju rekreacyjnej marihuany. Gigant, który jeszcze kilka miesięcy wcześniej wymuszał na swych pracownikach narkotesty, wyrzucając tych, którzy ich nie przeszli, teraz zmienia śpiewkę, prezentując ów lobbing jako element propracowniczej polityki, a w istocie mając nadzieję być największym w historii ludzkości dilerem „trawki”. Zaiste, Fellix Gallardo chyba pluje sobie w brodę w celi.
A to tylko pojedynczy przykład – Ziemkiewicz w książce podaje co najmniej kilkadziesiąt kolejnych, tworząc z nich, niczym z pojedynczych puzzli, klarowny obraz obecnej rzeczywistości.
W finale słusznie składa sobie samemu zasłużony hołd jako autorowi fantastyki. Gdy w latach 90-tych, po eksplozji wolności (lub „wolności” – zależy kogo spytać) zdawało się, że tzw. fantastyka socjologiczna, zainicjowana przez Zajdla, zacznie zjadać własny ogon, to właśnie młody, wściekły Ziemkiewicz w swych wizjach snuł scenariusz przyszłości naszej cywilizacji. Wizje te zresztą cudownie wpisały się w panującą w owym okresie modę na cyberpunka. Dziś widząc nadal pozostających mentalnie w tamtych czasach Gibsona czy Morgana trudno nam uwierzyć, że to właśnie ten konserwatysta czy, jak zakrzykną niektórzy, „faszysta” Ziemkiewicz był dla polskiego odłamu cyberpunka postacią najbardziej znaczącą.
Same zaś przewidywania Rafałowej literatury także okazały się boleśnie trafne. Nawet trafniejsze od tych tworzonych przez jego zagranicznych kolegów.
Epidemia głupoty
W porządku – rzeknie ktoś – wizja straszna, a laury dla Ziemkiewicza zasłużone, ale należy zapytać: Czy przywódcy świata zachodniego, tych wszystkich państw, unii europejskich i oenzetów tego co ma miejsce nie dostrzegają? Czy naprawdę, jak w rysunku Mleczki, „rządzą nimi idioci?”
Krótka odpowiedź brzmi – tak, rządzą.
Związek Sowiecki, o czym już wspominałem, i o czym Ziemkiewicz wspomina w ogóle i w szczególe, włożył gigantyczne wysiłki w promowanie na zachodnich uniwersytetach i wśród elit politycznych jak najgroźniejszych idiotów, największych fanatyków czy wręcz całkiem oczywistych agentów wpływu. Jednak nie zdołał w porę zebrać zasianego plonu – z przyczyn ekonomicznych i politycznych przekręcił się, zanim Zachód, prowadzony przez nowe elity, ochoczo rzucił się w ramiona komunizmu.
Należący do Chińczyków Tik-Tok, na Zachodzie wypełniony głupotami, ideologicznymi manifestami czy pornografią, w Chinach jest zajadle cenzurowany, co kieruje tamtejszych tiktokerów do prezentowania nie gołych tyłków, ale zawodowych i naukowych osiągnięć
Ale na arenie znalazł się gracz, który tę masę upadłościową przejął – Chiny.
Oczywiście nie sposób na poważnie klarować, że za tymi wszystkimi szaleństwami stoi jakiś zakapturzony kongres iluminatów dyrygujących operacją spod Pekinu. Raczej Państwo Środka korzysta na chaosie, jednocześnie tępiąc wszelkie objawy choroby u siebie. Nic przecież dziwnego, że należący do Chińczyków Tik-Tok, na Zachodzie wypełniony głupotami, ideologicznymi manifestami czy wręcz wprost – pornografią, w Chinach jest zajadle cenzurowany, co kieruje tamtejszych tiktokerów do prezentowania nie gołych tyłków, ale zawodowych i naukowych osiągnięć. Chiński Tik-Tok pełen jest uczonych prezentujących ciekawe eksperymenty, uczniów dumnych z osiągnięć i naukowych olimpiad, a nawet prostych robotników, pokazujących, jak wygląda ich praca przy konstrukcji nowych reaktorów, okrętów wojennych czy innych magrejlów.
Można rzecz jasna mieć nadzieję, że Zachód przebudzi się i, jak mawia młodzież, „ogarnie”, wracając do wyścigu, starając się odzyskać dominującą pozycję. Ja bym się jednak o to nie zakładał. A na pewno nie o pieniądze.
Jaka powinna być więc droga Polski w tym chaosie? Ziemkiewicz, jak wspominałem, naszej umiłowanej ojczyźnie poświęca ledwie kilka ostatnich stron, wskazując trop – powrót do polskiej tradycji wolności dla każdego, z poszanowaniem naszych rodzimych wartości. To co przynosiło nam siłę setki lat temu, może znów nam pomóc. Jak jednak dotrzeć do tego momentu – to zupełnie odmienna sprawa.
***
Jest więc „Strollowana rewolucja” zdecydowanie najambitniejszą i być może – najlepszą książką publicystyczną Ziemkiewicza. Poziom wywodu zaprezentowany tam jest doprawdy wysoki, zaś sama książka nie ma już irytujących bolączek z poprzednich dzieł. Nie rozpływa się w wywodach nad polityczną, polską bieżączką, nie jest też niespodziewanie urwana jak „Złowrogi cień Marszałka”. Przemyślana i uporządkowana, jest przyjemnością dla intelektu. Warto przeczytać – choćby po to by się zajadle nie zgodzić.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Zwycięstwo Trumpa w USA jest również wielkim sygnałem, że zwykli obywatele chcą „starej dobrej Ameryki”, szans na sukces materialny jak w złotych latach 80. i 90. oraz kontroli przepływu obcokrajowców
Czy narody i państwa są śmiertelne jak ludzie? Wiemy, że mogą umrzeć – ale czy muszą umrzeć? Czy narody mają jakąś określoną siłę życiową i wyznaczoną długość życia, po której upływie zostają wymazane z powierzchni Ziemi, a ich państwa wraz z nimi?
Aby dorosnąć, prawica musi wyjść z bawialni i wejść w jakiejś formie do salonu. Ale stamtąd przecież dopiero co ją ktoś wyrzucił. Czy ktoś może zaprzeczyć, że KO ma nad PiS-em istotną przewagę na salonach europejskich i amerykańskich?
Ład międzynarodowy według Radziejewskiego tworzą: kreatorzy („definiują reguły gry”), moderatorzy (mogą je zmodyfikować) oraz odbiorcy (są obiektami reguł gry). Polska może i powinna być moderatorem, niestety na razie jest odbiorcą
W jaki sposób inteligentny człowiek może zachowywać się tak irracjonalnie? Przypuszczalnie odpowiada za to jego narcystyczno-megalomański odlot, którego pogłębianie obserwuję od lat
Prezes Mikosz nie życzy sobie, by znaczki Poczty Polskiej projektowały jakieś korkucie. I nie zawaha się w tym celu sięgnąć po flipnięte w lustrze grafiki stockowe
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie