Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Czy to co widzimy choćby w filmie Jana Komasy „Boże Ciało” oddaje prawdziwy obraz zakładów poprawczych w Polsce? Czy poprawczak to miejsce demoralizacji, trudna do przetrwania kara, siedlisko patologii – nie tylko wśród wychowanków, ale i wśród wychowawców?
W filmie mamy oczywiście obraz przejaskrawiony, często jednostronny. Dla zwiększenia atrakcyjności wyeksponowane są właśnie zdarzenia patologiczne. Wokół zakładów poprawczych w przestrzeni publicznej narosło wiele mitów, ale jest też w nich część prawdy. Wśród około 30 zakładów, które funkcjonują w Polsce są bowiem i takie, w których dochodzi do pewnych niewydolności i nieprawidłowości. Jednak zdecydowanie, z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, opierając się na 20 latach doświadczenia „w branży”, że część placówek co najmniej poprawnie realizuje swoją misję.
Czyli nie jest tak źle jak w „Bożym Ciele”?
Oczywiście są sytuacje, które nigdy nie powinny mieć miejsca i tu odpowiedzialność jest też po naszej stronie: po stronie pedagogów. Bywa, że ponosimy porażki. Ale też nie powinno to dziwić, bo musimy mieć świadomość o czym mówimy: zakłady poprawcze można nazwać takimi „gettami” dla osób niedostosowanych społecznie. Jest to skupisko osób zdemoralizowanych, które będąc razem, tworzą pewną siłę, opozycję. No i po naszej stronie, po stronie pedagogów jest to, żeby sprawić, żebyśmy to my oddziaływali na naszych wychowanków, a nie żeby oni oddziaływali na nas.
Zakłady poprawcze można nazwać takimi „gettami” dla osób niedostosowanych społecznie. Jest to skupisko osób zdemoralizowanych, które będąc razem, tworzą pewną siłę, opozycję. No i po naszej stronie, po stronie pedagogów jest to, żeby sprawić, żebyśmy to my oddziaływali na naszych wychowanków, a nie żeby oni oddziaływali na nas
A jaka jest skala działania zakładów poprawczych w Polsce? Jak wiele osób podlega obecnie resocjalizacji w takich ośrodkach?
W Polsce od dłuższego czasu mamy problem z niżem demograficznym. Widać go również w systemie resocjalizacji. 20 lat temu zakłady były mocno przeludnione. Wtedy to było około 2 tysięcy osób, trzeba było czekać w „kolejce” do poprawczaka. Od 10 lat liczba maleje.
Teraz w zakładach poprawczych jest dosłownie garstka młodzieży, około 400 osób. I ta liczba stopniowo maleje.
A ile wśród tych 400 jest dziewcząt?
Garstka. Niespełna 10% całej populacji nieletnich.
I te małe liczby wychowanków to jest kwestia tylko demografii, czy też jakichś innych czynników?
Inna ważna zmienna to bardziej liberalne podejście sądownictwa do nieletnich. Skierowanie do zakładu poprawczego to najsurowszy środek jaki możemy zastosować w ramach resocjalizacji nieletnich. A więc mamy sporo młodzieży zdemoralizowanej, ale rzadziej stwierdza się „wysoki stopień demoralizacji”. Ponadto, żeby trafić do poprawczaka spełniona musi być przesłanka popełnienia czynu karalnego. Częściej więc stosuje się łagodniejszą skalę oddziaływań naprawczych, czyli np. skierowanie do młodzieżowego ośrodka wychowawczego.
Czy w takim razie nie jest tak, że może i jest mniej osób w zakładach poprawczych, ale za to więcej w innych miejscach systemu?
Zdecydowanie nie. Stosujemy mniej środków resocjalizacji w ogóle.
A w jaki sposób i na jak długo trafia się do poprawczaka?
Prawo określa maksymalną długość pobytu w zakładzie poprawczym: do 21 roku życia. Najwcześniej można tam trafić w wieku 13 lat. Co istotne, wyrok skierowania do zakładu poprawczego nie wskazuje czasu przebywania w tym miejscu. Ten środek z mocy prawa ustępuje po osiągnieciu 21. roku życia, ale praktyka jest taka, że nieletni przebywają w zakładzie poprawczym do czasu, kiedy prognozują, że będą bezkolizyjne funkcjonować w społeczeństwie. Co ciekawe, statystycznie rzecz biorąc, najskuteczniejsza resocjalizacja to taka, która trwa 6 miesięcy, maksimum to 2-3 lata. Po tym czasie szanse na poprawę są bardzo niewielkie, człowiek przystosowuje się do otoczenia.
Warto powiedzieć, że aktualnie zakłady poprawcze mają świetnie wyposażoną bazę dydaktyczną, wychowawczą i rekreacyjną, a więc zasoby i możliwości są – kwestia ich wykorzystania
Czyli najlepiej, żeby wszyscy wychodzili jak najszybciej. Jaki jest więc odsetek tych wypuszczanych przed ukończeniem 21. roku życia?
Około 80% nieletnich opuszcza zakłady poprawcze zdecydowanie przed ukończeniem 21. roku życia. Tylko niespełna 20% przebywa w zakładzie aż do końca.
To nie wynika z jakiejś uświęconej tradycją praktyki, że wypuszczają ludzi, gdy ci skończą 18 lat?
Poniekąd tak, bo często wychowankowie odchodzą z zakładów po zakończeniu konkretnych etapów edukacji. Dzieje się tak dlatego, że jednym z głównych problemów tej młodzieży jest absencja w szkole i między innymi z tym starają sobie radzić zakłady poprawcze. Niestety, ci ludzie po wyjściu często trafiają z powrotem do swojego kryminogennego środowiska i w wielu przypadkach praca resocjalizacyjna zostaje zniweczona.
Często wracają?
Wskaźnik powrotności do młodzieży do przestępstwa to około 50%. Ale tu mamy kwestię całokształtu skuteczności systemu resocjalizacji. Na ten system składają się nie tylko poprawczaki, ale też najpierw łagodniejsze środki (kurator, ośrodki wychowawcze), a później opieka następcza, czyli dopilnowanie, żeby po opuszczeniu zakładu taka osoba była w stanie dobrze funkcjonować w społeczeństwie.
Co powoduje, że taka osoba wraca do społeczeństwa, a co że nie wraca? Na ile są to osoby, które z przyczyn środowiskowych mają od początku trudniej, a na ile takie, którym w jakimś momencie powinęła się noga?
Jeżeli dokonamy analizy jakościowej nieletnich umieszczonych w zakładach poprawczych, to dochodzimy do wniosku, że prawie cała ta populacja wywodzi się ze środowisk patologicznych. Rzadko bywa tak, że przejaw demoralizacji stanowiący o umieszczeniu w zakładzie był jednostkowy, a jeżeli tak, to musiał on być wysokiej rangi, typu zbrodnia. Takich przypadków jest jednak niewiele. Nieletni zazwyczaj przechodzą długą drogę demoralizacji i dopiero wtedy trafiają do zakładów poprawczych.
Jak wygląda życie typowego wychowanka zakładu poprawczego?
Najpierw powiem jak być powinno. Powinno być tak, że nieletni ma możliwość edukacji i nauki zawodu, a więc jest uczniem szkoły i odbywa praktyki zawodowe. To powinien robić w godzinach do wczesnego popołudnia. Później przebywa w internacie pod opieką wychowawcy. Tu jest kwestia inwencji pedagogów – tego, jak są w stanie zagospodarować czas tej młodzieży. Należałoby dać im taką ofertę, żeby jak najskuteczniej dostosowali się do życia w społeczeństwie. Te zajęcia (rekreacyjne, intelektualne, manualne, terapeutyczne, psychologiczne, sportowe) powinny skłonić ich do nawiązania kontaktu z wychowawcą, do stworzenia więzi. W godzinach wieczornych odbywa się normalne życie: kolacja, kąpiel, odpoczynek, sprzątanie i około 21:00 sen.
Warto powiedzieć, że aktualnie zakłady poprawcze mają świetnie wyposażoną bazę dydaktyczną, wychowawczą i rekreacyjną, a więc zasoby i możliwości są – kwestia ich wykorzystania.
Największe trudności to te związane z organizacją pracy, doborem właściwej kadry, ze zniwelowaniem biurokracji
Brzmi jak sympatyczna szkoła z internatem. A jak odległa jest rzeczywistość od tego wzoru?
Są różne zakłady. Są miejsca, gdzie taki wzorcowy model jest realizowany starannie i tam wychowankowie stopniowo wciągają się w te zajęcia i uczestniczą w nich chętnie. Ale w wielu miejscach jest tak, że te możliwości w ogóle nie są realizowane. Obraz jest podzielony.
Najgorzej jest w zakładach o najsurowszym rygorze?
Na pewno trudniej jest pracować z tymi „najgorszymi z najgorszych”. Ale jest tam mniej osób, więc można podejść do człowieka indywidualnie. Z drugiej strony, w zakładach całkowicie zamkniętych ludzie są odcięci od świata. To utrudnia dostosowanie do społeczeństwa.
Spójrzmy teraz z szerokiej perspektywy. Jakie są największe problemy całego systemu resocjalizacji nieletnich?
Największy problem systemu resocjalizacji to brak współpracy i współgrania wszystkich etapów i środków, jakie można stosować wobec nieletnich: otwarte, półotwarte, zamknięte, izolacyjne i środki następcze. Brak współpracy między tymi elementami jest chyba najpoważniejszą zmienną, która godzi w osiąganie sukcesów resocjalizacyjnych.
Innym problemem jest to, że w Polsce niedofinasowany jest obszar prewencji, a to właśnie prewencja jest najskuteczniejsza. W naszym modelu kuratorzy nie są w stanie skupić się na jakościowej pracy nad jednym człowiekiem, bo są rozliczani z obsługi dużych liczb przypadków.
Brakuje też środków na opiekę następczą – nie pomagamy nieletnim w powrocie do społeczeństwa w taki sposób, żeby nie byli zmuszeni wracać do swojego patogennego środowiska.
Jeśli chodzi o systemowe problemy z samymi nieletnimi to trzeba koniecznie powiedzieć o tym, że aktualnie młodzież boryka się z szeregiem uzależnień. Kiedyś byli po prostu zdemoralizowani. Teraz mamy przede wszystkim uzależnienia, wobec których demoralizacja jest właściwie wtórna. To mocno komplikuje proces resocjalizacji, bo wymaga zastosowania konkretnych terapii.
Jak zmienił się zdemoralizowany człowiek na przestrzeni ostatnich lat?
Coraz częściej w grę wchodzą zaburzenia rozwojowe i uzależnienia. 15-20 lat temu było tak, że nieletni uzależnieni byli zasadniczo od nikotyny, a nawet ci uzależnieni od alkoholu to była garstka. Teraz mamy w resocjalizacji osoby, które palą od 5. roku życia, alkohol spożywają od 7. roku życia, używki, w tym dopalacze ale też narkotyki twarde od 10-12 roku życia. To są trudne przypadki terapeutyczne. Taka praca najczęściej odbywa się na oddziałach szpitala psychiatrycznego.
I to rzeczywiście tak działa? Leczy się ich zanim się ich wsadzi do zakładu?
Generalnie trafiają raczej do zakładu. Ale są też zakłady terapeutyczne, dedykowane problemom z uzależnieniami. Tam trafiają osoby z bardzo ciężkim stopniem uzależnienia.
A są jeszcze wśród wychowanków tacy, którzy nie są od niczego uzależnieni?
Nie występują w zasadzie wychowankowie, którzy nie zażywali środków odurzających. Większość wymaga terapii. Każdy zakład powinien posiadać specjalistę od leczenia uzależnień.
Dlaczego mamy teraz tak dużo uzależnionych? Skąd się to bierze?
Jest to problem dzisiejszych czasów – dostępność tych środków, moda na ich zażywanie, brak kontroli ze strony rodziców i opiekunów, pęd życia i brak właściwego zaangażowania w proces wychowawczy swoich dzieci. Dzieciaki szukając akceptacji i zrozumienia odnajdują je wśród rówieśników, subkultur itd.
Powiedzieliśmy o problemach całego systemu. A jakie są największe problemy w zakładach poprawczych?
Największe trudności to te związane z organizacją pracy, doborem właściwej kadry, ze zniwelowaniem biurokracji.
A trudno znaleźć kadrę?
W mniejszych miejscowościach to jest całkiem atrakcyjna posada. W większych aglomeracjach, gdzie jest znacznie więcej możliwości, jest trudno. Dodatkowo, muszę powiedzieć, że widzę w ośrodkach akademickich, że faktycznie coraz mniej jest osób, które mają takie kompetencje żeby takiej pracy „dać radę”.
Z rozmowy z Panem odnoszę mimo wszystko wrażenie jakby w tych naszych poprawczakach było całkiem różowo.
Nie miałem intencji, żeby takie wrażenie stworzyć. Chciałbym pokazać obraz prawdziwy, obiektywny. Nie satysfakcjonuje mnie obecna skuteczność resocjalizacji w zakładach poprawczych, ale jednocześnie chcę obalić ten mit, że zakłady poprawcze to anachronizm, że tam się nie dzieje nic dobrego, że to ośrodki gwałtu i przemocy i że najlepiej byłoby to zamknąć. W cywilizowanych krajach takie zakłady istnieją i uważam, że muszą istnieć. Rzecz w tym, żeby podnosić ich skuteczność.
W ciągu ostatnich lat uporaliśmy się z największym problemem, który towarzyszył resocjalizacji, czyli z podkulturą więzienną.
Co to oznacza?
Podkultura więzienna to sytuacja, w której populacja osadzonych w zakładzie karnym oporuje przeciwko kadrze i nie ma mowy o żadnej współpracy, porozumieniu, inicjatywie. Ostatnia dekada pokazuje, że występowanie takiej niechęci wobec personelu jest praktycznie niezauważalne. Oczywiście, jeśli kadra zachowuje się źle, to wychowankowie się buntują, ale są to coraz rzadsze przypadki.
20 lat temu, jak zaczynałem pracę, to słyszałem pedagogów z zakładów karnych, którzy mówili, że wychowanek to jest zło konieczne. Na przestrzeni 20 lat to się zmieniło. Odbiór wychowanków jest zupełnie inny. Jest jeszcze beton, ale on został mocno skruszony, naruszony. Jest o wiele więcej wychowawców, którym się chce, którzy się starają.
To jak to się stało, że nastąpiła taka poprawa?
Nastąpiła wymiana kadry. Była reforma emerytur, po której wiele osób przeszło na emerytury na preferencyjnych warunkach. Poza tym, po zmianach dotyczących wymagań kadra musiała się dokształcić albo odejść. Wszyscy muszą teraz mieć ukończone studia z resocjalizacji i wykształcenie kierunkowe. Zwiększenie horyzontów poznawczych kadry dało naprawdę wiele.
Oczekuję tutaj m.in. stworzenia jeszcze jednej instytucji dla nieletnich – lokującej się pomiędzy młodzieżowymi ośrodkami wychowawczymi a zakładami poprawczymi, które uzupełnią istniejącą lukę. Znajdą tam miejsce ci nieletni, którzy dezorganizują pracę w ośrodkach wychowawczych, ale nie wypełniają jeszcze przesłanek do umieszczenia w zakładzie poprawczym
Czyli sercem poprawczaków jest kadra, to od niej wszystko zależy – czy dobrze to czytam?
Tak, myślę, że dobrze to pani określiła. A jeśli chodzi o inne rzeczy, obraz zmieniły też nakłady finansowe na realizację i budowę systemu. Odnowienie zakładów, zmiana ich wizerunku. Poza zasobami ludzkimi są zasoby finansowe, które umożliwiły prace w odpowiednich warunkach.
A jak Polska wygląda na tle tych „cywilizowanych państw”, o których Pan wspomniał? Są jakieś wzory do naśladowania?
Europa Zachodnia, kraje skandynawskie – tam mamy wzorzec traktowania humanitarnego, model personalistyczny, w którym ważny jest człowiek i jego prawa. I do takiego wzorca powinniśmy dążyć – tworzyć takie możliwości, żeby osoby niedostosowane otrzymały warunki do zmiany. Nie eliminować, nie traktować ich w sposób niehumanitarny.
Jako państwo musimy ponosić koszty prowadzenia takiej działalności, ale powinniśmy być rozliczani z jej skuteczności. Do wychowawców powinno się podchodzić pod tym względem jak do terapeutów i psychologów – powinno się określać ilu osobom pomogliśmy, ilu nie pomogliśmy, bo nie umieliśmy, bo się nie dało, ilu nie pomogliśmy choć mogliśmy, a ilu osobom zaszkodziliśmy.
Na koniec pytanie o możliwości poprawy systemu – jakieś pomysły, propozycje, innowacje?
Na pewno pożądana jest reforma najważniejszego aktu prawnego stosowanego względem nieletnich – Ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich z 1982 r. Od daty jej ogłoszenia minęło niemało, bo prawie 40 lat i choć było to wówczas osiągnięcie na skalę światową to obecnie wymaga aktualizacji, dostosowania do dzisiejszych realiów. Zresztą od kilku lat pracował nad tym specjalnie powołany zespół przy Ministerstwie Sprawiedliwości. Mam tylko nadzieję, że efekty jego pracy zostaną wdrożone, bo pomimo, że w przeszłości takie zespoły ekspertów już były powoływane, to jednak wyniki ich pracy nie ujrzały światła dziennego. Oczekuję tutaj m.in. stworzenia jeszcze jednej instytucji dla nieletnich – lokującej się pomiędzy młodzieżowymi ośrodkami wychowawczymi a zakładami poprawczymi, które uzupełnią istniejącą lukę. Znajdą tam miejsce ci nieletni, którzy dezorganizują pracę w ośrodkach wychowawczych, ale nie wypełniają jeszcze przesłanek do umieszczenia w zakładzie poprawczym.
Ponadto aż prosi się wykorzystanie potencjału obecnego na uczelniach wyższych; połączenie świata teorii z praktyką. Dyskurs pomiędzy przestrzenią praktyków a akademicką winien zaowocować ciekawymi zmianami, usprawnieniami systemu. Mogłoby to być ciekawe źródło innowacji pedagogicznych, wypracowania nowych pomysłów i działań. Jednocześnie dałoby możliwość prowadzenia permanentnych badań nad skutecznością działalności resocjalizacyjnej, monitorowaniem tej przestrzeni, prowadzeniem ewaluacji podejmowanych działań.
No i jak już to określiliśmy podczas tej rozmowy – należy odnieść się do serca poprawczaków: zasobów ludzkich kadry pedagogicznej i zarządzającej. Winni to być wyselekcjonowani przedstawiciele, najlepsi z najlepszych, bo i ich praca jest niezwykle trudna. Zatem dobór kadry, której się chce, zmotywowanej i profesjonalnej w swojej pracy.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Zybertowicz miał rację, przedstawiając obraz wejścia na górski szczyt, z którego miał być lepszy widok na naszą przyszłość – a widać tylko przykrywające wszystko dookoła morze chmur. Ale to nie ja sam na nim jestem, jak sugerował profesor – ale my wszyscy
Szkoła pruska od czasów Fryderyka Wilhelma I jedynie się rozrasta. Jeśli prace domowe zostałyby zniesione lub znacząco ograniczone, oznaczałoby to, że dożyliśmy historycznego momentu, w którym państwowa szkoła po raz pierwszy dokonała samoograniczenia.
Czy jest możliwa centralnie przeprowadzona reforma edukacji w kraju tak spolaryzowanym przez polityczne emocje, rozkręcające się – z niewielkimi pauzami – od upadku systemu komunistycznego?
Usprawnienie dyplomacji, poprawa sytuacji demograficznej, rozwój gospodarczy – ale przede wszystkim wzmocnienie armii i poprawa sprawności władzy wykonawczej. To powinny być priorytety nowego rządu
PO, PiS, Lewica i Trzecia Droga mają w zakresie edukacji wiele wspólnych punktów programowych – na przykład darmowe posiłki w szkołach. Jednak propozycji zmian gruntownych jest bardzo niewiele. Pozostaje głównie „gaszenie pożarów”
Przede wszystkim brakuje nauczycieli. Dramatyczna sytuacja panuje w szkołach branżowych i techników. Za matematykę, fizykę czy chemię biorą się nauczyciele nauczania wczesnoszkolnego, którym brakuje godzin
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie