Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Komentowanie procesów o tektonicznej skali, które dzieją się na naszych oczach – w dodatku procesów o takiej liczbie zmiennych i poziomów zjawisk, jak moskiewska inwazja na Ukrainę – musi się skończyć (a właściwie – zacząć) jednym z najbardziej żenujących komunałów dziennikarskich, czyli „pewne jest jedno”.
Tak, pewne jest jedno: skala solidarności obserwowanej dziś w Polsce nie ma precedensu w najnowszej historii. Nie chodzi o to, by przyćmić takie okresy mobilizacji społecznej, jak czas po wprowadzeniu stanu wojennego czy podczas „powodzi stulecia”, jak uważność okazywana sobie nawzajem w dniach po śmierci Jana Pawła II. Tym bardziej nie wytrzymują porównania – dziś często traktowane jako okazja do opowiedzenia się w wojnie kulturowej, ale u swoich początków niemal pozbawione „elektoratu negatywnego” – finały WOŚP.
Dzieją się rzeczy wielkie, których skali, zasięgu i rozmachu, często sami zaangażowani w działania pomocowe, nie jesteśmy w stanie ogarnąć. Czasem mignie nam ikoniczne zdjęcie (wózki dziecięce, pozostawione na peronie jednego z dworców tranzytowych), czasem liczby – Polacy przyjęli pod swoje dachy kilkaset tysięcy osób – czasem mignie gdzieś pospieszny wpis „усім дякую” (lada miesiąc wszyscy lepiej poznają ten język i ten alfabet, nie trzeba więc tłumaczyć).
Psycholodzy społeczni będą potrafili wskazać kilka uwarunkowań takiej żarliwości postaw. Duże znaczenie ma łatwość wczucia się w sytuację zaatakowanej Ukrainy, uruchomienie pokładów wietrzejącej już pamięci zbiorowej. Tak łatwo „nadpisać” to, co dzieje się w Kijowie na nasze wyobrażenia września 1939: bomby lecące z nieba, dzieci w schronach, kolumny uchodźców rozciągnięte na drogach. Lęk przed Rosją (a co za tym idzie, solidarność z jej ofiarami, być może przeczucie wspólnoty doświadczeń) nie zdążył w III RP zwietrzeć, a jeśli nawet, to najpóźniej od 2014 odżywał. Niewykluczone, że dzisiejsze akty pomocy przynoszą też ulgę po patowej sytuacji kryzysu granicznego sprzed kilku miesięcy, kiedy świadomość, że mamy do czynienia z cyniczną grą Łukaszenki, współistniała z poczuciem bezradności, a często również dystansu wobec ludzi prących na granicę pod Kuźnicą i Narewką.
Tak łatwo „nadpisać” to, co dzieje się w Kijowie na nasze wyobrażenia września 1939: bomby lecące z nieba, dzieci w schronach, kolumny uchodźców rozciągnięte na drogach
To jedno jest pewne, bo wszystko inne, w tym dalszy los miliona uchodźców zależy od wyniku najpoważniejszego w Europie konfliktu zbrojnego od 1945 roku. Być może wytrwałość obrońców Ukrainy, polityka sankcyjna Zachodu, desperacja oligarchów i kalkulacje moskiewskiego aparatu władzy doprowadzą do przesilenia korzystnego dla Kijowa – chociaż nie jest w to łatwo wierzyć w dniu, gdy rozpoczyna się druga nań ofensywa. Nawet w takim przypadku jednak znaczna część z miliona przybyszów pozostanie w granicach Polski przez miesiące, może przez lata. W przypadku rozwiązań niekorzystnych czy tragicznych dla Ukrainy, obecność ta będzie jeszcze liczniejsza i bardziej długotrwała.
Kilku obserwatorów życia społecznego już zwróciło na to uwagę, wskazując na konsekwencje społeczne: III RP skokowo utraci trwający od 1945 status społeczeństwa niemal jednonarodowego i jednowyznaniowego. Społeczność z milionem (dwoma?) przybyszów to jeszcze nie powrót do struktury narodowościowej II RP, ale krok w tamtym kierunku. Chłodno kalkulujący demografowie mówią o – wymuszonym tragedią, lecz przecież! – odwróceniu ujemnego przyrostu demograficznego. Gorącokrwiści giedroyciowcy widzą oczyma duszy drugą szansę Polski, widoki na spełnienie tego, co nie udało się w II RP ani Piłsudskiemu, ani Józewskiemu: powstanie społeczeństwa neojagiellońskiego, złączonego nie językiem, lecz tradycją i praktyką polityczną.
Najbliżej mi do tych ostatnich. Ale zarazem pamiętam czas po powodzi stulecia, po pogrzebie papieża i po wspaniałych bitwach ulicznych stanu wojennego: czas dogasania.
Taki czas musi nastąpić: wynika to z rytmów kultury. Jest czas zawieszenia reguł, uniesienia, karnawału, po którym musi nastąpić powrót do regularnych obrotów ziemi i świata. Wynika to i z naszej natury, z utkania tkanki nerwowej, która po pewnym czasie przestaje reagować na powtarzający się bodziec: oczy muszą mrugnąć, pamięć musi zostać zmyta gąbką snu.
Tak po prostu jest – ale poznanie tej prawdy jest jednym z największych wstrząsów w życiu, pierwszym krokiem nie w chmurach. Pierwsze pijaństwo po pielgrzymce. Pierwsza kłótnia po ślubie, pierwszy przewał w podziemnej drukarni, pierwszy strzał do prezydenta w Niepodległej. To, że „nie udaje się oddzielić dokładnie ciała od duszy”, która przychodzi „z kroplą sadła nitką mięśni”, że „z fabryk wychodzą niebiescy proletariusze / pod pachą niosą niezgrabnie swe skrzydła jak skrzypce”, bywa dla wielu traumą, z której nie podniosą się nigdy: rozpadają się od niej małżeństwa, a Ziukowie zostają dyktatorami.
Ta prawda lada dzień dotknie tych, którzy robiąc kanapki, jadąc drogą krajową 77 do przejścia granicznego w Korczowej, wyciągając z piwnicy wakacyjny materac, żeby ułożyć na nim Wirę czy Julę z dziećmi, przeżywają swoje pierwsze doświadczenie wyzwolenia ze zwykłej kondycji ludzkiej, może – zostawienia za sobą drugiej dekady XXI wieku, która w Polsce okazała się tak dręcząca: dekady zapiekania się w nienawiściach dwóch obozów.
Lada dzień, może lada tydzień przyjdzie znużenie. Zobojętnienie. Nie mam złudzeń: szarej farby dolewać będą media, które, niezależnie od swych sympatii, żyją przede wszystkim trwogą przed znudzeniem czytelników i pragnieniem, by podsunąć im „coś nowego”. To coś to dziś historia o małżeństwie, która przyjęło pod swój dach tuzin osób. W połowie marca będzie to musiała być inna historia.
Zacznie się to od spodka po babci, stłuczonego przez Maksyma. Od bójki psów, warczących dotąd na siebie przez podrapane pazurami z obu stron drzwi. „My przyjęliśmy ich z sercem, ale nasza Misia ma już sześć lat i nie da się jej wytłumaczyć, że jest druga suczka w domu”. Od kolczyków, które gdzieś znikły (znajdą się za dwa lata za kanapą, za listwą – ale będzie już za późno, żeby przeprosić).
A to dopiero początek. Bo potem będzie pierwsza scena zazdrości o Wirę, taką krągłą w tym przyciasnym dresie. Pierwsze sarknięcie, że mogłaby się wziąć do jakiejś roboty, zamiast tak siedzieć i popłakiwać. Pierwsze dziamgotanie, że nie sposób już się załapać na robotę na kasie, bo Ukrainki wszystko wezmą.
A to dopiero początek. Bo potem będzie pierwsza scena zazdrości o Wirę, taką krągłą w tym przyciasnym dresie. Pierwsze sarknięcie, że mogłaby się wziąć do jakiejś roboty, zamiast tak siedzieć i popłakiwać
Potem zaś zaczną się rzeczy naprawdę grube. Pierwszy Sasza zostanie pobity w szatni przez trzech szkolnych szakali. Pierwsza Katia zaginie gdzieś w chaosie wielkiej ewakuacji między Rzeszowem a Katowicami (gangi łowców niewolnic już wyruszyły na polowanie). Pierwsza Ołesia wyda lekkomyślnie wszystkie pieniądze z zasiłku na Barbie dla córki i manicure żelowy dla siebie – nie, żeby naprawdę potrzebowała, tylko żeby zapomnieć na chwilę o tym osypującym się już na głowy mostem w Irpeniu, pod którym leżały z małą przez cztery godziny – a potem będzie przez tydzień podjadała nocami z lodówki gospodarzy jogurty i kotlety.
Potem zaś przeciągnie się i zbudzi Wielkie Zwierzę Platona. Wielkie Zwierzę, które, jak chciał Cz.M., „chce słyszeć tylko rzeczy, które są mu przyjemne. / Chce słyszeć, że jest wspaniałe, bohaterskie, mądre, szlachetne”. A nie słysząc tego dość, zacznie to mówić sobie samemu i domagać się, by powiedzieli to inni. – Ale powiedz, Maksym, zdziwiło was to, co? Powiedz: nie wiedzieliście, że Polacy tacy są? Widzisz, wszystko wam daliśmy. Wszystko. Mimo, że wy z tym Wołyniem…
To już będzie grube, te tryby myśli będzie już smarował moskiewski towot. Ale czy ktoś zaprzeczy, że takie słowa kiedyś padną? W kuchni, na papierosie wypalanym na rampie załadunkowej, w osiedlowym pubie, gdzie piwo z nalewaka kwaśne i tanie?
Tym bardziej, że zbudzi się przecież i drugie Wielkie Zwierzę. Poranione, tak strasznie poranione. I co gorsza: opuszczone. Z pamięcią wielkości, odwagi i ofiary. Z motywem przedmurza, z rolą Leonidasa na wyciągnięcie ręki. Ale na ile starczy jej splendoru?
– Wszystko dla was poświęciliśmy. Wszystko. A wy co? Zasiłek, spróbuj coś kupić za ten zasiłek, ile to hroszy jest? Wiesz, jak ja żył w Charkowie? A tu, jakiju masz dla mene robotu? W chłodni albo na kebabie. Sprzedaliście nas. Wszyscy.
Jeśli nie będziemy na to przygotowani, nie przetasujemy w myślach nadchodzących tygodni, to tak będzie. Chłopaki potoczą się od stołu ku drzwiom, ścierając się jak dwa odyńce. Oliwia wywali Wirę na klatkę schodową, razem z małą, wózkiem, Barbie i niedopitym jogurtem. I dopiero wtedy, ku radości Rosji, obudzimy się w II Rzeczypospolitej.
Autorze, mogłeś krztę nadziei dać. Jakąś receptę, jak sobie radzić, co w takim razie robić. A tak, po przeczytaniu jest tylko smutek straszny.
„Jeśli nie będziemy na to przygotowani, nie przetasujemy w myślach nadchodzących tygodni”. Po prostu: trzeba się przygotować. Bo naszą naiwność wykorzystają ruskie trolle.
Lęk przed Rosją – czy raczej nienawiść do Rosji – była od samego początku III RP propagandowo podsycana i nakręcana przez chyba wszystkie strony sceny politycznej, więc nie ma co mówić o tym że „nie zdążyła zwietrzeć”. Teraz ta propaganda przyniosła efekty w postaci ogromnego antyrosyjskiego wzmożenia emocji społecznych – i po części też stąd, a nie tylko z empatii i solidarności, wynika to masowe zerwanie się do pomocy Ukraińcom. Oprócz pomagania uchodźcom, wielu jest przecież w Polsce takich, których świerzbią ręce, żeby w ten czy inny sposób „dołożyć” Putinowi…
Moim zdaniem bardzo ważna jest sytuacja gospodarcza. Ludziom łatwiej będzie znieść dużą liczbę uchodźców w z Ukrainy jeżeli będziemy mieli wzrost gospodarczy a uchodźcy znajdą pracę. Problem pojawi sie wtedy gdy poziom życia Polaków będzie spadać a władza przesadzi ze świadczeniami socjalnymi dla uchodźców – wtedy pojawią sie animozje. Wszystko obecnie jednak wskazuje na poważne problemy w gospodarce i spadek poziomu życia powodowany wysoka inflacją. Główna przyczyna tego stanu rzeczy wynika z problemów strukturalnych. Za dużo wydajemy na świadczenia socjalny np. przywileje emerytalne, 13, 14-nasta emerytura, 500n plus, itp. Epidemia i wojna u naszych granic jedynie uwydatnia strukturalne problemy, które bez tych wydarzeń pojawiłyby sie później.
Moim zdaniem, politycy wszystkich opcji powinni wykorzystać patriotyczne wzmożenie do głębokich reform aby uzdrowić gospodarkę, w przeciwnym wypadku czeka nas kryzys gospodarczy a wtedy integracja dużej liczby uchodźców nie może się udać.
To chyba już. Duże miasto. Duży biurowiec. Strzępy rozmowy z korytarza. – …zaleją rynek pracy… – …a oni jej wtedy, że oni chcą do dużego pokoju, czujesz to? – …*wa, Europa ich nie chce, Norwegia ich nie chce, *wa, będziemy płakać rzewnymi łzami… – …w tramwaju tylko ukraiński słyszysz… – …kto za to będzie płacił?
Wg mnie jako pierwsze pojawią sie pretensje o szkoly jesli rzeczywiscie duzo ukrainskich dzieci do nich trafi. Juz teraz polskie szkoly sa strasznie przeladowane, ciasnota, nauka na zmiany, 25+ czy nawet 30+ uczniow w klasie, dzieci z problemami, opiniami, orzeczeniami, nad czym nikt nie panuje. Problemy z dostaniem sie do lepszej szkoly bo to nie rejon, miejsc nie ma. W szkolach srednich limity miejsc, egzaminy (przypominam ze od 9/2022 do szkol srednich idzie 1,5 rocznika! 2007+ dzieci urodzone w I polroczu 2008 ). No i do tego dorzucmy 500 tys ukrainskich dzieci. To jest 10% wszystkich polskich uczniow! W ogromnej wiekszosci niemowiacych po polsku. Widze juz w tv te slodkie obrazki maluchow uczacych sie po polsku dzien dobry, dziekuje i liczyc do 10. Ale niech lepiej pokazą np 13l niemowiacego ni w zab po polsku na historii w 7kl albo na fizyce. Zaczna sie nie tylko pretensje o brak miejsc ale tez pretensje o jakosc nauczania w takich warunkach. Dla kazdego rodzica jego dzieckp najwazniejsze i zadne wspolczucie dla uchodzcow tego nie zmieni.
1. Co do meritum – słusznie. 2. Wyznanie: już nie lubię tego literaturowania, uplastyczniania, scenek wyczarowywania. Lubię prosto podaną czystą treść. „Tego dnia lał deszcz a sikające psy podnosiły łapy wyżej niż zwykle.” „Październik owego lata zaczął się od siarczystego mrozu, bo to w zasadzie był grudzień”. „Hanka wyjęła z teczki świeżo napełniony termos. Nie wiedziała, że gorąca herbata jej losu dopiero zaczęła się parzyć”.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Dziś część starych tekstów „Frondy” źle się zestarzała. Jednak szkoda, że żyjemy w czasach, w których takie świeże, intelektualnie prowokujące pismo zdaje się nie do pomyślenia
Horubała dokonuje polskiego rachunku sumienia. Wypada on fatalnie. Elity po transformacji ustrojowej nie umiały stworzyć dobrze działającego państwa, ale też upadały przez przyziemne słabości: chciwość, pijaństwo, pożądanie
Kiedy wielkie instytucje rywalizują z małymi organizacjami o ograniczone fundusze, pytanie brzmi: czy polski model finansowania publicznych działań nie jest na granicy absurdu?
Polski dorobek medalowy wynika z ponadprzeciętnego wysiłku jednostek, a nie z systemowych działań i ogólnej koncepcji rozwoju sportu – bo jej nie ma. Olimpiada w Polsce nie musi być złym pomysłem, pod warunkiem, że stworzymy taką koncepcję
Prezes Mikosz nie życzy sobie, by znaczki Poczty Polskiej projektowały jakieś korkucie. I nie zawaha się w tym celu sięgnąć po flipnięte w lustrze grafiki stockowe
Laureat literackiego Nobla stara się odmalować poruszającą do głębi wizję. Udaje mu się to, mimo że używa kolorów uważanych dziś za niemodne lub wręcz zapomnianych. I ani myśli flirtować z ideologiami.
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie