Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Znużenie, które przyjdzie

Zacznie się od spodka po babci, stłuczonego przez Maksyma. Od bójki psów, warczących dotąd na siebie przez drzwi. „My przyjęliśmy ich z sercem, ale nasza Misia ma już sześć lat i nie da się jej wytłumaczyć, że jest druga suczka w domu”
Wesprzyj NK

Komentowanie procesów o tektonicznej skali, które dzieją się na naszych oczach – w dodatku procesów o takiej liczbie zmiennych i poziomów zjawisk, jak moskiewska inwazja na Ukrainę – musi się skończyć (a właściwie – zacząć) jednym z najbardziej żenujących komunałów dziennikarskich, czyli „pewne jest jedno”.

Tak, pewne jest jedno: skala solidarności obserwowanej dziś w Polsce nie ma precedensu w najnowszej historii. Nie chodzi o to, by przyćmić takie okresy mobilizacji społecznej, jak czas po wprowadzeniu stanu wojennego czy podczas „powodzi stulecia”, jak uważność okazywana sobie nawzajem w dniach po śmierci Jana Pawła II. Tym bardziej nie wytrzymują porównania – dziś często traktowane jako okazja do opowiedzenia się w wojnie kulturowej, ale u swoich początków niemal pozbawione „elektoratu negatywnego” – finały WOŚP.

Dzieją się rzeczy wielkie, których skali, zasięgu i rozmachu, często sami zaangażowani w działania pomocowe, nie jesteśmy w stanie ogarnąć. Czasem mignie nam ikoniczne zdjęcie (wózki dziecięce, pozostawione na peronie jednego z dworców tranzytowych), czasem liczby – Polacy przyjęli pod swoje dachy kilkaset tysięcy osób – czasem mignie gdzieś pospieszny wpis „усім дякую” (lada miesiąc wszyscy lepiej poznają ten język i ten alfabet, nie trzeba więc tłumaczyć).

Psycholodzy społeczni będą potrafili wskazać kilka uwarunkowań takiej żarliwości postaw. Duże znaczenie ma łatwość wczucia się w sytuację zaatakowanej Ukrainy, uruchomienie pokładów wietrzejącej już pamięci zbiorowej. Tak łatwo „nadpisać” to, co dzieje się w Kijowie na nasze wyobrażenia września 1939: bomby lecące z nieba, dzieci w schronach, kolumny uchodźców rozciągnięte na drogach. Lęk przed Rosją (a co za tym idzie, solidarność z jej ofiarami, być może przeczucie wspólnoty doświadczeń) nie zdążył w III RP zwietrzeć, a jeśli nawet, to najpóźniej od 2014 odżywał. Niewykluczone, że dzisiejsze akty pomocy przynoszą też ulgę po patowej sytuacji kryzysu granicznego sprzed kilku miesięcy, kiedy świadomość, że mamy do czynienia z cyniczną grą Łukaszenki, współistniała z poczuciem bezradności, a często również dystansu wobec ludzi prących na granicę pod Kuźnicą i Narewką.

Tak łatwo „nadpisać” to, co dzieje się w Kijowie na nasze wyobrażenia września 1939: bomby lecące z nieba, dzieci w schronach, kolumny uchodźców rozciągnięte na drogach

To jedno jest pewne, bo wszystko inne, w tym dalszy los miliona uchodźców zależy od wyniku najpoważniejszego w Europie konfliktu zbrojnego od 1945 roku. Być może wytrwałość obrońców Ukrainy, polityka sankcyjna Zachodu, desperacja oligarchów i kalkulacje moskiewskiego aparatu władzy doprowadzą do przesilenia korzystnego dla Kijowa – chociaż nie jest w to łatwo wierzyć w dniu, gdy rozpoczyna się druga nań ofensywa. Nawet w takim przypadku jednak znaczna część z miliona przybyszów pozostanie w granicach Polski przez miesiące, może przez lata. W przypadku rozwiązań niekorzystnych czy tragicznych dla Ukrainy, obecność ta będzie jeszcze liczniejsza i bardziej długotrwała.

Kilku obserwatorów życia społecznego już zwróciło na to uwagę, wskazując na konsekwencje społeczne: III RP skokowo utraci trwający od 1945 status społeczeństwa niemal jednonarodowego i jednowyznaniowego. Społeczność z milionem (dwoma?) przybyszów to jeszcze nie powrót do struktury narodowościowej II RP, ale krok w tamtym kierunku. Chłodno kalkulujący demografowie mówią o – wymuszonym tragedią, lecz przecież! – odwróceniu ujemnego przyrostu demograficznego. Gorącokrwiści giedroyciowcy widzą oczyma duszy drugą szansę Polski, widoki na spełnienie tego, co nie udało się w II RP ani Piłsudskiemu, ani Józewskiemu: powstanie społeczeństwa neojagiellońskiego, złączonego nie językiem, lecz tradycją i praktyką polityczną.

Najbliżej mi do tych ostatnich. Ale zarazem pamiętam czas po powodzi stulecia, po pogrzebie papieża i po wspaniałych bitwach ulicznych stanu wojennego: czas dogasania.

Taki czas musi nastąpić: wynika to z rytmów kultury. Jest czas zawieszenia reguł, uniesienia, karnawału, po którym musi nastąpić powrót do regularnych obrotów ziemi i świata. Wynika to i z naszej natury, z utkania tkanki nerwowej, która po pewnym czasie przestaje reagować na powtarzający się bodziec: oczy muszą mrugnąć, pamięć musi zostać zmyta gąbką snu.

Tak po prostu jest – ale poznanie tej prawdy jest jednym z największych wstrząsów w życiu, pierwszym krokiem nie w chmurach. Pierwsze pijaństwo po pielgrzymce. Pierwsza kłótnia po ślubie, pierwszy przewał w podziemnej drukarni, pierwszy strzał do prezydenta w Niepodległej. To, że „nie udaje się oddzielić dokładnie ciała od duszy”, która przychodzi „z kroplą sadła nitką mięśni”, że „z fabryk wychodzą niebiescy proletariusze / pod pachą niosą niezgrabnie swe skrzydła jak skrzypce”, bywa dla wielu traumą, z której nie podniosą się nigdy: rozpadają się od niej małżeństwa, a Ziukowie zostają dyktatorami.

Ta prawda lada dzień dotknie tych, którzy robiąc kanapki, jadąc drogą krajową 77 do przejścia granicznego w Korczowej, wyciągając z piwnicy wakacyjny materac, żeby ułożyć na nim Wirę czy Julę z dziećmi, przeżywają swoje pierwsze doświadczenie wyzwolenia ze zwykłej kondycji ludzkiej, może – zostawienia za sobą drugiej dekady XXI wieku, która w Polsce okazała się tak dręcząca: dekady zapiekania się w nienawiściach dwóch obozów.

Lada dzień, może lada tydzień przyjdzie znużenie. Zobojętnienie. Nie mam złudzeń: szarej farby dolewać będą media, które, niezależnie od swych sympatii, żyją przede wszystkim trwogą przed znudzeniem czytelników i pragnieniem, by podsunąć im „coś nowego”. To coś to dziś historia o małżeństwie, która przyjęło pod swój dach tuzin osób. W połowie marca będzie to musiała być inna historia.

Zacznie się to od spodka po babci, stłuczonego przez Maksyma. Od bójki psów, warczących dotąd na siebie przez podrapane pazurami z obu stron drzwi. „My przyjęliśmy ich z sercem, ale nasza Misia ma już sześć lat i nie da się jej wytłumaczyć, że jest druga suczka w domu”. Od kolczyków, które gdzieś znikły (znajdą się za dwa lata za kanapą, za listwą – ale będzie już za późno, żeby przeprosić).

A to dopiero początek. Bo potem będzie pierwsza scena zazdrości o Wirę, taką krągłą w tym przyciasnym dresie. Pierwsze sarknięcie, że mogłaby się wziąć do jakiejś roboty, zamiast tak siedzieć i popłakiwać. Pierwsze dziamgotanie, że nie sposób już się załapać na robotę na kasie, bo Ukrainki wszystko wezmą.

A to dopiero początek. Bo potem będzie pierwsza scena zazdrości o Wirę, taką krągłą w tym przyciasnym dresie. Pierwsze sarknięcie, że mogłaby się wziąć do jakiejś roboty, zamiast tak siedzieć i popłakiwać

Potem zaś zaczną się rzeczy naprawdę grube. Pierwszy Sasza zostanie pobity w szatni przez trzech szkolnych szakali. Pierwsza Katia zaginie gdzieś w chaosie wielkiej ewakuacji między Rzeszowem a Katowicami (gangi łowców niewolnic już wyruszyły na polowanie). Pierwsza Ołesia wyda lekkomyślnie wszystkie pieniądze z zasiłku na Barbie dla córki i manicure żelowy dla siebie – nie, żeby naprawdę potrzebowała, tylko żeby zapomnieć na chwilę o tym osypującym się już na głowy mostem w Irpeniu, pod którym leżały z małą przez cztery godziny – a potem będzie przez tydzień podjadała nocami z lodówki gospodarzy jogurty i kotlety.

Potem zaś przeciągnie się i zbudzi Wielkie Zwierzę Platona. Wielkie Zwierzę, które, jak chciał Cz.M., „chce słyszeć tylko rzeczy, które są mu przyjemne. / Chce słyszeć, że jest wspaniałe, bohaterskie, mądre, szlachetne”. A nie słysząc tego dość, zacznie to mówić sobie samemu i domagać się, by powiedzieli to inni. – Ale powiedz, Maksym, zdziwiło was to, co? Powiedz: nie wiedzieliście, że Polacy tacy są? Widzisz, wszystko wam daliśmy. Wszystko. Mimo, że wy z tym Wołyniem…

To już będzie grube, te tryby myśli będzie już smarował moskiewski towot. Ale czy ktoś zaprzeczy, że takie słowa kiedyś padną? W kuchni, na papierosie wypalanym na rampie załadunkowej, w osiedlowym pubie, gdzie piwo z nalewaka kwaśne i tanie?

Tym bardziej, że zbudzi się przecież i drugie Wielkie Zwierzę. Poranione, tak strasznie poranione. I co gorsza: opuszczone. Z pamięcią wielkości, odwagi i ofiary. Z motywem przedmurza, z rolą Leonidasa na wyciągnięcie ręki. Ale na ile starczy jej splendoru?

– Wszystko dla was poświęciliśmy. Wszystko. A wy co? Zasiłek, spróbuj coś kupić za ten zasiłek, ile to hroszy jest? Wiesz, jak ja żył w Charkowie? A tu, jakiju masz dla mene robotu? W chłodni albo na kebabie. Sprzedaliście nas. Wszyscy.

Jeśli nie będziemy na to przygotowani, nie przetasujemy w myślach nadchodzących tygodni, to tak będzie. Chłopaki potoczą się od stołu ku drzwiom, ścierając się jak dwa odyńce. Oliwia wywali Wirę na klatkę schodową, razem z małą, wózkiem, Barbie i niedopitym jogurtem. I dopiero wtedy, ku radości Rosji, obudzimy się w II Rzeczypospolitej.

Wesprzyj NK
Współpracownik „Nowej Konfederacji”. Dr historii, o XX-wiecznych Bałkanach, Polsce i emigracji rosyjskiej pisuje od „Aspen Review” po „Teologię Polityczną”. Lubi sielanki.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

7 odpowiedzi na “Znużenie, które przyjdzie”

  1. Autorze, mogłeś krztę nadziei dać. Jakąś receptę, jak sobie radzić, co w takim razie robić. A tak, po przeczytaniu jest tylko smutek straszny.

  2. Wojciech pisze:

    „Jeśli nie będziemy na to przygotowani, nie przetasujemy w myślach nadchodzących tygodni”. Po prostu: trzeba się przygotować. Bo naszą naiwność wykorzystają ruskie trolle.

  3. raj pisze:

    Lęk przed Rosją – czy raczej nienawiść do Rosji – była od samego początku III RP propagandowo podsycana i nakręcana przez chyba wszystkie strony sceny politycznej, więc nie ma co mówić o tym że „nie zdążyła zwietrzeć”. Teraz ta propaganda przyniosła efekty w postaci ogromnego antyrosyjskiego wzmożenia emocji społecznych – i po części też stąd, a nie tylko z empatii i solidarności, wynika to masowe zerwanie się do pomocy Ukraińcom. Oprócz pomagania uchodźcom, wielu jest przecież w Polsce takich, których świerzbią ręce, żeby w ten czy inny sposób „dołożyć” Putinowi…

  4. marek pisze:

    Moim zdaniem bardzo ważna jest sytuacja gospodarcza. Ludziom łatwiej będzie znieść dużą liczbę uchodźców w z Ukrainy jeżeli będziemy mieli wzrost gospodarczy a uchodźcy znajdą pracę.
    Problem pojawi sie wtedy gdy poziom życia Polaków będzie spadać a władza przesadzi ze świadczeniami socjalnymi dla uchodźców – wtedy pojawią sie animozje.
    Wszystko obecnie jednak wskazuje na poważne problemy w gospodarce i spadek poziomu życia powodowany wysoka inflacją. Główna przyczyna tego stanu rzeczy wynika z problemów strukturalnych. Za dużo wydajemy na świadczenia socjalny np. przywileje emerytalne, 13, 14-nasta emerytura, 500n plus, itp. Epidemia i wojna u naszych granic jedynie uwydatnia strukturalne problemy, które bez tych wydarzeń pojawiłyby sie później.

    Moim zdaniem, politycy wszystkich opcji powinni wykorzystać patriotyczne wzmożenie do głębokich reform aby uzdrowić gospodarkę, w przeciwnym wypadku czeka nas kryzys gospodarczy a wtedy integracja dużej liczby uchodźców nie może się udać.

  5. Fragoletta pisze:

    To chyba już.
    Duże miasto. Duży biurowiec. Strzępy rozmowy z korytarza.
    – …zaleją rynek pracy…
    – …a oni jej wtedy, że oni chcą do dużego pokoju, czujesz to?
    – …*wa, Europa ich nie chce, Norwegia ich nie chce, *wa, będziemy płakać rzewnymi łzami…
    – …w tramwaju tylko ukraiński słyszysz…
    – …kto za to będzie płacił?

  6. Julita pisze:

    Wg mnie jako pierwsze pojawią sie pretensje o szkoly jesli rzeczywiscie duzo ukrainskich dzieci do nich trafi. Juz teraz polskie szkoly sa strasznie przeladowane, ciasnota, nauka na zmiany, 25+ czy nawet 30+ uczniow w klasie, dzieci z problemami, opiniami, orzeczeniami, nad czym nikt nie panuje. Problemy z dostaniem sie do lepszej szkoly bo to nie rejon, miejsc nie ma. W szkolach srednich limity miejsc, egzaminy (przypominam ze od 9/2022 do szkol srednich idzie 1,5 rocznika! 2007+ dzieci urodzone w I polroczu 2008 ). No i do tego dorzucmy 500 tys ukrainskich dzieci. To jest 10% wszystkich polskich uczniow! W ogromnej wiekszosci niemowiacych po polsku. Widze juz w tv te slodkie obrazki maluchow uczacych sie po polsku dzien dobry, dziekuje i liczyc do 10. Ale niech lepiej pokazą np 13l niemowiacego ni w zab po polsku na historii w 7kl albo na fizyce. Zaczna sie nie tylko pretensje o brak miejsc ale tez pretensje o jakosc nauczania w takich warunkach. Dla kazdego rodzica jego dzieckp najwazniejsze i zadne wspolczucie dla uchodzcow tego nie zmieni.

  7. WoKu pisze:

    1. Co do meritum – słusznie. 2. Wyznanie: już nie lubię tego literaturowania, uplastyczniania, scenek wyczarowywania. Lubię prosto podaną czystą treść. „Tego dnia lał deszcz a sikające psy podnosiły łapy wyżej niż zwykle.” „Październik owego lata zaczął się od siarczystego mrozu, bo to w zasadzie był grudzień”. „Hanka wyjęła z teczki świeżo napełniony termos. Nie wiedziała, że gorąca herbata jej losu dopiero zaczęła się parzyć”.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo