Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Nie była natomiast „naszą wojną” wojna USA w Iraku czy Afganistanie. Nie będzie nią też, jeśli do niej dojdzie, wojna USA z Chinami
Po ataku Rosji na Ukrainę w 2022 roku w niektórych środowiskach w Polsce głośne były głosy, że „to nie jest nasza wojna”, nawołujące do niepomagania Ukrainie. Nie zgadzam się z tym stanowiskiem. Walka Ukrainy z Rosją obsługuje polski interes, przede wszystkim dlatego, że wyczerpuje naszego największego przeciwnika na pomoście bałtycko-czarnomorskim, nawet jeśli równocześnie osłabia potencjał USA. Nie była natomiast „naszą wojną” wojna USA w Iraku czy Afganistanie. Nie będzie nią też, jeśli do niej dojdzie, wojna USA z Chinami.
Chiński gamechanger
Gospodarczy, polityczny, a następnie militarny wzrost Chin zachwiał systemem światowym szukającym dziś nowego punktu równowagi. Proces ten opisuje prof. Łukasz Gacek w książce „Nowy wspaniały świat…?”. Chiny po tym, jak ich gospodarka urosła od 150 mld USD w 1978 do 18 bln USD w 2021 roku, twierdzą, że zmiana pozycji ekonomicznej nie przełożyła się na wpływy polityczne, a ład światowy stworzony przez Waszyngton nie odpowiada potrzebom XXI wieku. Mimo naiwnych oczekiwań Zachodu co do demokratyzacji Chin, podkreślają one swoją własną tożsamość, odwołując się do tradycji dziesiątków stuleci państwowości oraz chińskiej filozofii, w której próżno szukać nacisku na tak eksponowaną na Zachodzie wolność jednostki. Pekin podnosi, że potrzeba nowego modelu globalnego zarządzania w oparciu o pluralizm, a nie wszechwładzę USA. Widzimy konkurencję narracji dwóch hegemonów.
Za kadencji Xi Jingpinga mamy do czynienia z przekonywaniem świata do chińskiej wizji globalnego zarządzania i porzucenia modelu anglosaskiego
Narracja to manipulacja percepcją, która skierowana jest do państw trzecich, aby przeciągnąć je na swoją stronę. Jak pisał StevenWard, Chiny doświadczają dziś „niezadowolenia dystrybucyjnego”, gdyż chcą stać się podmiotem kształtującym porządek światowy. Dziś nikt nie uważa Chin za środek świata, lecz za kadencji XiJingpinga mamy do czynienia z przekonywaniem świata do chińskiej wizji globalnego zarządzania i porzucenia modelu anglosaskiego. Niemal 6 tys. lat tradycji cywilizacji predestynuje Pekin do twierdzenia, że to ostatnich 200 lat stanowi aberrację, a należyty, konfucjański porządek i ład świata powinien opierać się na tianxia, czyli dominacji dobrodusznego, łagodnego kontynentalnego imperium, inkluzywnego i otwartego na innych, opartego na rodzinie narodów, a nie dominacji jednego.
Drogą do zmiany porządku jest dziś akcentowanie multipolaryzmu i ofensywa w krajach tzw. Południa, w opozycji do dawnych mocarstw kolonialnych. Wedle Daniela Mattigly’ego, Xi Jinping w kontrze do Waszyngtonu zapewnia, że Chiny nie dążą do „eksportowania modelu chińskiego”, a jedynie przedstawiają się jako merytokratyczny, skuteczny stymulator wzrostu gospodarczego państw trzecich. Prowadząc programy szkoleniowe i akcje dyplomatyczne narzucają swoją narrację. Dzieje się to przy biernej postawie USA, gdyż dyplomacja USA jest niedoinwestowana. Spełnia się zatem przepowiednia gen. Jamesa Mattisa, który w 2013 roku stwierdził: „Jeśli nie sfinansujecie w pełni Departamentu Stanu, będę musiał ostatecznie kupić więcej amunicji”.
Xi Jingping, wołając: „Pokój i rozwój”, od 2013 roku stara się wyjść z cienia, odchodząc od defensywnej polityki nakreślonej przez DengXiaopinga. Hasła „Chińskiego Snu” i „Wielkiego Odrodzenia narodu chińskiego” mają tłumaczyć nową rolę Pekinu, który opiera relacje na współpracy, a nie przemocy. Podobną rolę ma eksponowana idea „wspólnej przyszłości dla całej ludzkości”, za pomocą której Chiny domagają się „więcej praw i więcej odpowiedzialności”, twierdząc, że wobec bankructwa idei Zachodu świat potrzebuje nowego przywództwa. Modernizacja świata ma następować nie w oparciu o kapitał, lecz o publiczne dobra, nie w oparciu o wolność jednostki, lecz o interes wspólnoty.
Porządek chaosu
Preferowanym przez USA scenariuszem jest sprowokowanie Chin do akcji agresywnej, zaczepnej, która wystraszyłaby sojuszników amerykańskich oraz państwa trzecie
Elbridge A.Colby wskazuje, że preferowanym przez USA scenariuszem jest sprowokowanie Chin do akcji agresywnej, zaczepnej, która wystraszyłaby sojuszników amerykańskich oraz państwa trzecie i stanowiła podstawę do reakcji Waszyngtonu, w domyśle: w obronie demokracji/wolności/suwerenności. Pekin unika bezpośredniego zaangażowania, używając do realizacji swych celów tzw. „proxies”, którzy są dziś, nazywani „osią zła”: Iran, Korea Północna i Rosja. Oriana SkylarMastro nazywa te państwa „chińskimi agentami chaosu”, odnotowując, że choć Chiny odżegnują się od bycia sojusznikiem Rosji, to od lutego 2022 przekazały Rosji ponad 9 miliardów dolarów w postaci produktów podwójnego zastosowania (ok. 38% importu rosyjskiego pochodzi dziś z Chin). W przypadku Korei Północnej aż 98% jej zagranicznej wymiany handlowej odbywa się z Chinami, a po tym, jak ONZ w 2017 r. zaostrzyła sankcje na program nuklearny Korei Północnej, Chiny dostarczają tam niezbędne towary, takie jak żywność, odzież, nawozy, maszyny i materiały budowlane, co skutkuje deficytem handlowym Korei w stosunku do Chin o wartości ok. 20 mld USD. Realnie zatem Korea Północna jest chińskim wasalem, a ostatnie próby Kim Dzong Una, by ocieplić relacje z Rosją i znaleźć przeciwwagę dla uzależnienia od Pekinu, nie mają długoterminowo szans powodzenia. Kontrolowani przez Pekin agenci chaosu osłabiają Waszyngton, wiążąc jego zasoby i odwracając uwagę od głównego kierunku zagrożenia. USA nie reagują, bo formalnie żaden z krajów nie jest sojusznikiem Chin.
Stephen Hadley, nazywając tę oś „osią przegranych” (axis of losers), twierdzi, że należałoby ją podzielić, grając na rozbieżnych interesach partycypantów, gdyż to Chiny ryzykują najwięcej, „czyniąc swój prestiż zakładnikiem sukcesu swoich partnerów z osi”. Ich porażka lub niepodporządkowanie się chińskiemu dyktatowi podważyłoby wysiłki Chin, by kreować się na światowego lidera.
Condoleezza Rice uważa, że wręcz przeciwnie – należy „zbić ich razem i zmusić do poradzenia sobie z konsekwencjami faktu, że tak naprawdę nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego”. Opiera się ona na przekonaniu, że Chiny, zintegrowane z gospodarką światową i zagrożone daleko posuniętymi sankcjami, mogą zdecydować się porzucić wspólników. Niewątpliwie państwa te mogą wywołać oddzielne konflikty. Gdyby w Europie, na Bliskim Wschodzie, na Półwyspie Koreańskim i na Tajwanie rozszalały się jednocześnie wojny, Stany Zjednoczone musiałyby opuścić wszystkie teatry z wyjątkiem jednego, co pozostawiłoby sojuszników USA samych sobie. W tej sytuacji nawoływanie wspomnianej O.S. Mastro, by „USA traktowało oś jako blok i zachęciło do tego swoich sojuszników”, pozostanie bez odpowiedzi. Pytanie bowiem, jak i czym USA zapłaciłyby Niemcom czy Japonii za przyjęcie takiego stanowiska.
Ile dywizji ma papież?
Chiny mają więcej aktywnych żołnierzy, więcej czołgów i dział niż Stany Zjednoczone, a jak wskazuje Seth G. Jones, ich wydatki na wojsko gwałtownie rosną. Zdolności produkcyjne ich stoczni są ok. 230(!) razy większe niż amerykańskie (pojedyncza chińska stocznia ma większą zdolność produkcyjną niż wszystkie stocznie amerykańskie). Marynarka chińska już jest większa niż amerykańska, a cztery z dziesięciu największych firm na świecie z sektora obronności to firmy chińskie (w 2014 żadna chińska firma nie znalazła się na liście 100 największych firm). Gdy w 2017 roku liczba samolotów bojowych czwartej i piątej generacji wynosiła w Chinach ok. 800 sztuk, to w 2023 jest ich już ponad 2000, przy liczbie 3350 po stronie USA. Wojsko USA nie ma wystarczającej ilości amunicji – w grach wojennych symulujących konflikt w Cieśninie Tajwańskiej Stany Zjednoczone zwykle wyczerpują swoje zapasy rakiet w ciągu pierwszego tygodnia. Mimo wciąż powtarzanych ostrzeżeń o kryzysie chińskiej gospodarki, Chiny dominują i umacniają się w światowych łańcuchach dostaw zaawansowanych akumulatorów i mają monopol na światowym rynku kilku rodzajów surowców (żelazostopy, metale nieżelazne).
W przypadku eskalacji lub wybuchu napięcia Chiny mogłyby odciąć USA dostęp do tych materiałów, zahamować produkcję przez USA np. gogli noktowizyjnych i czołgów
W przypadku eskalacji lub wybuchu napięcia Chiny mogłyby odciąć USA dostęp do tych materiałów, zahamować produkcję przez USA np. gogli noktowizyjnych i czołgów. Chiny, wiedząc o amerykańskiej słabości, poczynają sobie coraz odważniej, czego dowodem jest coraz większa presja, w tym militarna, wywierana na Filipiny, co opisuje Michał Bogusz w OSW. Pekin coraz skuteczniej dąży tam do ustanowienia na obszarze ok. 80% Morza Południowochińskiego (tzw. „linia dziewięciu kresek”) de facto morza terytorialnego.
Make China greatagain a sprawa polska
Wygrana DonaldaTrumpa wywołała falę krytyki wśród nieprzychylnych mu komentatorów. Peter D. Feaver w ForeignAffairs twierdzi, że transakcyjne, krótkoterminowe podejście Trumpa prawdopodobnie zaowocuje adekwatną reakcją sojuszników, co stworzy sytuację fałszywej współpracy. Plan zakończenia wojny na Ukrainie może zostać wdrożony, bo zmuszając Kijów do oddania części terytorium, USA wpiszą się w oczekiwania Kremla. Wprowadzenie wyższych ceł w relacjach z Chinami, za czym będzie optował R. Lighthizer, dotknie Pekin, ale rykoszetem może uderzyć w gospodarkę amerykańską.
Moim zdaniem karty zostały rozdane i na powstrzymanie Chin może być zbyt późno. O ile w USA (np. pod wpływem Elona Muska) nie dojdzie do nowej rewolucji przemysłowej, eksplozji wynalazków, które zrewolucjonizują świat i dadzą Ameryce przewagę, USA są na ścieżce utraty pozycji. Obecny system każdego dnia promuje wzrost Chin. Stany Zjednoczone są zbyt słabe. Ale Amerykanie w swym zadufaniu tego nie widzą. Ewentualna wojna Trumpa z Chinami jest ryzykowna, by nie powiedzieć: może być przegrana (wszak już kilka lat temu K. Mahbubani pytał prowokacyjnie, czy Chiny już wygrały)i doprowadzić do realizacji postulatu: „Make China greatagain”.
Podobnie wypowiada się Daniel W. Drezner, który uważa, że polityka Trumpa oparta będzie o jego niewzruszoną wiarę w siłę USA, które mogą zarówno zmusić sojuszników do większych wydatków obronnych, jak i prowadzić wojnę celną z Chinami, a jednocześnie paktować z „osią zła” i zawierać korzystne „deale” z Putinem czy Kimem. Celna jest uwaga tego autora, że taka polityka jest mrzonką, bo „autokraci mogą sobie nawzajem nie ufać, ale bardziej nie będą ufać Donaldowi Trumpowi”. Wydaje się, że wobec całkowitego uzależnienia Korei Północnej od Chin poprawa relacji z Koreą jest niemożliwa. Podobnie trudno sobie wyobrazić transakcje z Iranem, gdyż w sytuacji wojny w Izraelu Trump mógłby nie przetrwać kontrataku lobby izraelskiego w Waszyngtonie.
Jedynym frontem, gdzie USA mogą, ze szkodą dla Ukrainy i Polski, uzyskać spokój, jest Rosja. Powoduje to niewygodną sytuację Warszawy
Jedynym frontem, gdzie USA mogą, ze szkodą dla Ukrainy i Polski, uzyskać spokój, jest Rosja. Powoduje to niewygodną sytuację Warszawy, która będzie podlegała presji Waszyngtonu, by przejąć obowiązek obrony wschodniej flanki NATO. Z drugiej strony będzie zagrożona, gdyby USA dały Putinowi więcej swobody na Ukrainie, która z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych stanowi drugorzędny teatr działań. Jest to o tyle prawdopodobne, że USA postrzegają Rosję jako malejące zagrożenie, wiedząc, że jej załamująca się gospodarka i wyczerpanie wojną degraduje Moskwę do roli lokalnego gracza.
USA będą próbowały jednocześnie wymuszać na Europie przyłączenie się do gospodarczej wojny z Chinami. Warszawa nie będzie mieć tu nic do powiedzenia, bo decyzje zapadną w trójkącie Waszyngton–Berlin–Paryż, z uwzględnieniem Londynu. Polska jest w położeniu niełatwym, nieco przypominającym koniec lat trzydziestych poprzedniego wieku, jednak lepszym. O ile ówcześnie graniczyliśmy z dwoma potęgami militarnymi, szykującymi się do podboju świata, o tyle dziś zaczynamy funkcjonować w pojawiającej się geopolitycznej próżni wobec słabnięcia Rosji i malejącego dramatycznie znaczenia Niemiec.
Trzeba uświadomić sobie, że Europa umiera, staje się skansenem i zaściankiem. Trzeba uświadomić sobie, że z punktu widzenia USA ten kierunek strategiczny znaczy coraz mniej, a zatem coraz mniej zasobów będzie nań przeznaczanych. Jesteśmy zbyt słabi, by grać całkowicie samodzielnie. Odrzucając piętno i kompleks pańszczyźnianego chłopa, od których, chcemy czy nie, wszyscy dziś pochodzimy (vide Rafał A.Ziemkiewicz „Polactwo”), powinniśmy odwołać się do starego porzekadła i – parafrazując – hołdować zasadzie: „pokorne cielę trzy matki ssie”. Wojna USA z Chinami to nie jest nasza wojna. Lawirując w przestrzeni: Waszyngton–Berlin/Bruksela–Pekin musimy przetrwać czas niepokoju w jak najlepszej kondycji, nie angażując się zbytnio po żadnej ze stron.
Zatem zamiast znamionującego mentalne niewolnictwo standing ovation na cześć nowego króla Zachodu lub sugerowania, że ów został zwerbowany przez rosyjskie służby, warto byłoby odpowiedzialnie rozpisać nowe scenariusze trudnych negocjacji w trójkącie UE–ChRL–USA. Jeśli mamy być, jak oczekuje Trump, stabilizatorem wschodniej flanki, by zabezpieczyć tam Amerykanom ten odcinek frontu, to prezydentowi USA należy powiedzieć w twarz: „Youhave to payyourbills,Mr. President”, jednocześnie sugerując, że zawsze możemy wesprzeć Scholza i Macrona w budowie europejskiej niezależności, która ze względu na słabnącą gospodarkę będzie ciążyła ku Pekinowi. Grajmy o swoje. Uściślając: o Polskę.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Sześciu liderów odegrało kluczową rolę w kształtowaniu nowego porządku, gdy dziedziczna arystokracja ustępowała miejsca przywództwu opartemu na zasługach. To opowieść o przełomowych decyzjach, politycznych starciach i transformacjach, które ukształtowały współczesny świat
Waszyngton bezpardonowo naciska na Kijów. Europejczycy starają się ratować pękające NATO, ale tracą zaufanie do USA. UE i RFN zapowiadają wielkie inwestycje w infrastrukturę i obronność. Amerykanie przejmują zarządzanie portami w Panamie. Czy Europę obejmie francuski parasol atomowy?
Nawet najpotężniejsze państwo nie może w sposób trwały władać każdym krytycznym punktem globu. Konieczne jest zatem priorytetyzowanie
Znika niekwestionowany lider świata Zachodu budujący sieć wielostronnych sojuszy z ich perłą w koronie, czyli NATO. W to miejsce pojawia się w całej swojej krasie Imperium Amerykańskie…
Stany Zjednoczone i Ukraina finalizują umowę dotyczącą surowców mineralnych. Seria wizyt europejskich liderów w Białym Domu – Keir Starmer zapowiada wsparcie militarne, Emmanuel Macron walczy o europejski wpływ na negocjacje, a Andrzej Duda spędził z amerykańskim prezydentem… 10 minut. Czy Europa zdoła wypracować wspólną strategię wobec zmieniającej się polityki USA?
Dobry lider to ten, kto łączy wizję z działaniem, a pewność z elastycznością. Jak radzi sobie z ryzykiem, presją i niepewnością? Sprawdź, co decyduje o skuteczności przywództwa!
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie