Jeśli chcesz przeczytać ponownie ten artykuł lub brak Ci teraz czasu aby przeczytać całość, możesz dodać go do swojej listy artykułów. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Opcja atomowa byłaby najbardziej ekologiczna i ekonomiczna

Elektrownie są coraz starsze, ceny energii idą w górę, sektor węglowy żyje już tylko dzięki wsparciu państwa. Alternatywą jest energia jądrowa – technologia wydajna, bezpieczna, ekologiczna oraz tania w użytkowaniu

Jest już za późno. Czas na długie debaty i rozważania o tym, jak powinna wyglądać polska energetyka minął lata temu. Teraz potrzebujemy zdecydowanych decyzji i politycznego konsensusu, ponieważ nie możemy sobie pozwolić na to, żeby kolejna ekipa rządząca zmieniła zdanie i zaczęła wdrażać własną wizję. Na transformację energetyczną potrzebne są lata, możemy wiec założyć, ze w tym czasie rząd powinien zmienić się przynajmniej kilkukrotnie. I nie dajcie się zwieść tym, co mówią niektórzy zwolennicy postawienia wszystkiego na OZE, że idąc wskazaną przez nich drogą możemy szybko zmienić wszystko. Może i jeden wiatrak buduje się szybko (choć przy obecnych regulacjach niełatwo), ale na rewolucję w całej branży potrzebujemy czasu – czego dowodem jest Energiewende w Niemczech.

Temu, że potrzebne są zmiany, nie może już zaprzeczać nikt przy zdrowych zmysłach – nasze elektrownie są coraz starsze, co samo w sobie wymusza budowę nowych mocy, restrykcyjne prawo unijne powoduje, że ceny energii wciąż idą w górę, a polski sektor węglowy żyje już tylko dzięki wsparciu państwa, na które coraz bardziej nas nie stać. Dowodzą tego choćby słowa prezesa PGE, który ogłosił, że powiazanie z węglem wpędza spółkę w kłopoty finansowe, przez co nie może ona finansować nowych inwestycji i prosi o wydzielenie aktywów węglowych.

Biorąc to wszystko pod uwagę, gdybym dziś miała możliwość zdecydować, jakie działania podjąć, powiedziałabym stanowczo – budujemy elektrownię atomową! Dlaczego? Ponieważ to technologia wydajna, bezpieczna, ekologiczna oraz tania w użytkowaniu. Przy czym ważne jest, żeby zacząć budowę jak najszybciej, bo potrzeba na nią przynajmniej 10 lat (ale, jak już wspominałam, nie ma tu szybkich rozwiązań).

Częstą przyczyną wszelakich obaw są skojarzenia typu Czarnobyl (temat modny w popkulturze, niestety często pokazywany w sposób niezgodny z rzeczywistością), broń atomowa, skażenia radioaktywne itd. Dlatego tak ważne jest, żeby właśnie teraz obalić te mity

Warto również dodać, że większość Polaków popiera budowę elektrowni atomowej. I to pomimo braku jakiejkolwiek akcji społecznej, której celem miałoby być zaznajomienie społeczeństwa z tą technologią. Częstą przyczyną wszelakich obaw są skojarzenia typu Czarnobyl (temat modny w popkulturze, niestety często pokazywany w sposób niezgodny z rzeczywistością), broń atomowa, skażenia radioaktywne itd. Dlatego tak ważne jest, żeby właśnie teraz obalić te mity. Poniżej więc przedstawiam argumenty, które w tym pomogą.

Bezpieczeństwo

Współczesne elektrownie atomowe są o wiele bezpieczniejsze od innych rozwiązań, nawet od elektrownie węglowych. Współczesne elektrownie jądrowe są zabezpieczone na wielu poziomach, tak by tragedie takie jak Czarnobyl czy Fukushima (gdzie jedyne ofiary były ofiarami źle przeprowadzonej ewakuacji, nie promieniowania) nigdy się nie powtórzyły. Podstawowym założeniem jest to, że zabezpieczenia mogą zawieść, a ludzie popełniają błędy. Dlatego w produkcji energii nuklearnej stosuje się aż 5 poziomów bezpieczeństwa – gdy jeden zawiedzie, inne ograniczają skutki takiej sytuacji.

Również lokalizacja elektrowni jądrowej ma bardzo duże znaczenie. Dokładnie badane są różne możliwe zagrożenia, uwzględniane są wszystkie warunki środowiskowe. Systemy bezpieczeństwa są projektowane osobno dla każdej elektrowni, dzięki czemu są one właśnie idealnie dopasowane do lokalnej specyfiki, tak by jak najlepiej chronić elektrownię zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz.

Wszystkie elektrownie produkują odpady – stare wiatraki i panele fotowoltaiczne też przecież trzeba gdzieś składować

Jeśli elektrownia jądrowa powstanie w Polsce, będzie musiała to być, zgodnie rygorystycznymi z przepisami, elektrownia z nowoczesnym rdzeniem generacji III lub III+, w przypadku których ryzyko awarii jest minimalne. Jak możemy przeczytać na stronie Polskiej Agencji Atomowej, „obiekt należy zaprojektować tak, aby prawdopodobieństwo degradacji rdzenia było mniejsze niż raz na 100 tys. lat pracy reaktora, a prawdopodobieństwo wystąpienia awarii mogącej doprowadzić do wczesnego uszkodzenia obudowy bezpieczeństwa lub do dużych uwolnień substancji promieniotwórczych było mniejsze niż raz na 1 milion lat pracy reaktora”. Biorąc pod uwagę korzyści, warto zaryzykować tak mikroskopijne zagrożenie.

Ekologia

Jeśli szukamy najbardziej ekologicznego rozwiązania w energetyce to rozwiązanie jest jedno – elektrownia atomowa. Dlaczego nie inne rozwiązania? Elektrownie węglowe i gazowe produkują duże ilości gazów cieplarnianych i innych zanieczyszczeń, spalanie biomasy wiąże się z poświęceniem ogromnych terenów na uprawy (które mogłyby być wykorzystane w lepszych celach, chociażby uprawy żywności, co może okazać się bardzo istotne jeśli wraz ze zmianami klimatu będziemy mieć coraz mniej pól uprawnych), elektrownie wiatrowe i słoneczne zajmują ogromne przestrzenie, przez co zanieczyszczają krajobraz oraz wpływają negatywnie na życie dzikich zwierząt, zaś elektrownie wodne przeszkadzają w migracji ryb. Oczywiście elektrownia jądrowa również ma swoje minusy, np. wydobycie uranu nie jest obojętne dla środowiska – jednak wykorzystuje się go stosunkowo mało i wraz z rozwojem technologii np. poprzez wykorzystanie fuzji jądrowej oraz odpadów jądrowych zapotrzebowanie będzie coraz mniejsze. Jeśli chodzi o wydobycie pierwiastków, również OZE ma swoje trupy w szafie (niestety dość dosłownie). Wydobycie neodymu, który wykorzystują turbiny wiatrowe w znaczący sposób zanieczyszcza środowisko, podobnie jak wydobycie kobaltu, w sprawie którego wielokrotnie już wypowiadały się organizacje broniące praw człowieka, ponieważ do jego wydobycia wykorzystywana jest praca niewolnicza, w tym dzieci w Demokratycznej Republice Konga.

Oczywiście sceptycy słusznie zapytają: co z odpadami z elektrowni atomowej?  Nie są one dużym problemem. Po pierwsze, odpadów jest mało (jeśli elektrownia wyprodukuje rocznie ok. 32 ton odpadów to zajmują one tylko ok. kilku metrów sześciennych), dzięki czemu łatwo zamknąć je w betonowych pojemnikach i odizolować (można bezpiecznie przechodzić koło takich pojemników, nie jest to niebezpieczne dla zdrowia – większe promieniowanie przyjmujemy przechodząc obok hałdy popiołu z elektrociepłowni). Po drugie, cały czas pracuje się nad technologią pozwalającą jak najlepiej ponownie wykorzystać te odpady. Po trzecie, wszystkie elektrownie produkują odpady – stare wiatraki i panele fotowoltaiczne też przecież trzeba gdzieś składować.

Od 1990 roku średnio dopłacamy do górnictwa 8,5 mld zł rocznie, a jeśli weźmiemy pod uwagę koszty ukryte (np. wyższe koszty opieki zdrowotnej spowodowane smogiem), to dochodzimy do 30 mld zł – co stanowi mniej więcej połowę kosztów budowy elektrowni jądrowej

Ostatnio modny jest również temat do oceanu wylania wody, która służyła do chłodzenia reaktorów po awarii w Fukushimie. Media przedstawiają katastroficzną wizję, w której do środowiska trafi toksyczna, radioaktywna woda. Jednak, jak zapewniają analizy wykonane na zlecenie rządu Japonii, stężenie pierwiastków radioaktywnych w tej wodzie jest na tyle niskie, że nie stanowi żadnego zagrożenia. Co więcej, eksperci przekonują, że można byłoby taką wodę bezpiecznie pić. Jeśli jednak ktoś nie do końca wierzy analizom, należy przypomnieć, że skażona woda z Fukushimy wyciekła już wiele lat temu i nie wpłynęło to w zauważalny sposób na skażenie oceanu lub radioaktywność ryb (wzrosła ona nieznacznie, jednak w stopniu nie zagrażającym zdrowiu w przypadku ich spożycia).

Koszty

Kolejnym często podnoszonym problemem są koszty elektrowni jądrowej. Zacznijmy od budowy. Zainstalowanie elektrowni zdolnej do wyprodukowania 1MW energii ma kosztować ok. 15 mln zł (taka elektrownia produkowałaby dużo więcej energii, jej koszt oznaczałby więc wielokrotność tej kwoty). Dla porównania w przypadku wiatraków to ok. 7 mln zł, paneli słonecznych – ok. 3 mln zł, elektrowni wodnej – 9 mln zł, elektrowni na węgiel kamienny – 7 mln zł, elektrowni gazowej – 4 mln zł. Na tym etapie elektrownia jądrowa wyraźnie przegrywa.

Należy jednak pamiętać, że koszty nie kończą się na budowie. Mówiąc o kosztach musimy brać pod uwagę również eksploatację, a w przypadku Polski również koszty emisji CO2. Warto w tym miejscu również wspomnieć o raporcie WISE Europa „Ukryty rachunek za węgiel”, zgodnie z którym od 1990 roku średnio dopłacamy do górnictwa 8,5 mld zł rocznie, a jeśli weźmiemy pod uwagę koszty ukryte (np. wyższe koszty opieki zdrowotnej spowodowane smogiem), to dochodzimy do 30 mld zł – co stanowi mniej więcej połowę kosztów budowy elektrowni jądrowej. Istotnym wydatkiem w przypadku energii wiatrowej i fotowoltaicznej jest również konieczność utrzymania rezerw ukrytych, czyli możliwych do uruchomienia mocy w przypadku, gdy wydajność innych źródeł jest niepewna lub zmienna.

Warto również spojrzeć na kwestię nieco szerzej – na koszty, jakie ponosi społeczeństwo. Chodzi o m.in. o zanieczyszczenie powietrza, lokalne zmiany klimatu, wyłączenie gruntów z użytkowania i ograniczenie dostępnych zasobów, wpływ różnych technologii na bezpieczeństwo dostaw energii, zatrudnienie i spójność regionalną oraz na innowacyjność i rozwój gospodarczy. Wszystkie wspomniane powyżej czynniki uwzględnili autorzy raportu OECD i NEA, z którego wynika, że energetyka jądrowa jest najtańszym zeroemisyjnym źródłem energii. Do podobnych wniosków doszli eksperci, którzy przygotowywali rządowy program budowy atomu w Polsce, zaktualizowany w październiku tego roku.

Energetyka jądrowa jest niezwykle stabilna, nie ma więc zagrożenia pojawiania się nagłych przerw w dostawach. Niestety OZE przy wszystkich swoich zaletach nie jest do końca przewidywalne

Zwykłego Kowalskiego najbardziej interesują jednak ceny energii. Owszem, możemy cieszyć się, że ceny dla gospodarstw domowych w Polsce są względnie niskie na tle Europy, jednak w dużej części zależą one od polityki państwa w tym zakresie. Dlatego dużo lepiej porównywać ceny hurtowe energii – w tym przypadku Polska jest w czołówce europejskiej (jedynie w Grecji i na Malcie było drożej). Warto przyjrzeć się jednak krajom, w których cena była najniższa. Pierwsze miejsce zajęła Norwegia, której energetyka, dzięki doskonałym ku temu warunkom, opiera się na hydroenergii (choć coraz częściej słychać sprzeciwy  lokalnych ekologów). Kolejne miejsca na podium zajmują Belgia i Francja – kraje opierające swój miks na atomie. W Belgii zresztą prawdopodobnie niedługo ulegnie to zmianie – planowane jest zamknięcie elektrowni jądrowych do 2025 r., w ich miejsce powstaną elektrownie gazowe oraz OZE. Wszystko to przy aplauzie belgijskiej partii Zielonych – tak, Zieloni chcą zastąpienia zeroemisyjnych elektrowni jądrowych, elektrowniami gazowymi, których wpływ na klimat jest o wiele większy.

Bezpieczeństwo dostaw

Kolejnym ważnym elementem, który należy brać pod uwagę przy wyborze odpowiedniej technologii jest bezpieczeństwo dostaw – zarówno surowców, jak i energii.

Koronnym argumentem w polskim sporze o energetykę, jest to, że mamy węgiel, więc dzięki temu najbezpieczniejszym wyjściem dla nas jest budowa kolejnych elektrowni węglowych (często ignorując ilość węgla importowanego do Polski). Jak wygląda kwestia dostaw surowców do elektrowni jądrowej? Największym producentem uranu jest obecnie Kazachstan, możemy też kupować surowiec z Rosji. Jednak mamy również własny, polski uran (pierwiastek ten wydobywano u nas od II wojny światowej do 1973 roku) – obecnie szacuje się, że zasoby wystarczające na pokrycie potrzeb krajowych można znaleźć chociażby na Podlasiu. Można również wykorzystać uran, który już jest wydobywany razem z miedzią.

Jeśli chodzi o bezpieczeństwo dostaw energii do odbiorców – energetyka jądrowa jest niezwykle stabilna, nie ma więc zagrożenia pojawiania się nagłych przerw w dostawach. Niestety OZE przy wszystkich swoich zaletach nie jest do końca przewidywalne – w czerwcu 2019 Niemcy były trzykrotnie zagrożone blackoutem tak poważnie, że operatorzy sieci przesyłowych wydali oświadczenie w tej sprawie, w którym wprost powiedzieli, że sytuacja była krytyczna – zabrakło aż 6 GW mocy. Co ciekawe, problemem może być również produkowanie zbyt dużej ilości energii przez OZE. PSE Operator często informowało o niekontrolowanym przepływie energii z Niemiec, z gigantycznych farm wiatrowych na północy kraju. Kiedy te elektrownie produkowały więcej energii, niż mógł pomieścić niemiecki system, była ona przekazywana do Polski. Czy to źle? Tak, ponieważ w momencie, kiedy nikt takiej energii nie zamawiał i jej nie potrzebuje, taki przesył generuje jedynie koszty dla operatora. Dodatkowym, poważniejszym zagrożeniem, jest możliwość zapchania naszej sieci przesyłowej. Problem został szczęśliwie ograniczony dzięki budowie na granicy specjalnych instalacji, które pozwalają na kontrolowanie ilości przesyłanej energii. Na tym jednak nie kończą się niemieckie problemy z niestabilnością systemu opartego o OZE. Jak już wspomniałam wcześniej, system energetyczny kraju ma swoją określoną pojemność – jeśli więc OZE produkują w danym momencie zbyt dużo energii, należy wyłączyć część mocy (ale i tak trzeba za tą energię zapłacić), jeśli za mało – należy uruchomić źródła rezerwowe np. elektrownie gazowe (przez cały czas należy też utrzymywać takie moce w gotowości, co generuje koszty). Jeśli wziąć pod uwagę jedynie niskoemisyjne źródła energii, to energetyka jądrowa pod względem bezpieczeństwa dostaw jest stanowczo lepsza niż OZE.

Zawrócenie z tej drogi byłoby zagrożeniem dla bezpieczeństwa energetycznego Polski – jeśli będziemy nadal inwestować w węgiel, będą rosły koszty

Podsumowanie

Czasu mamy bardzo mało, trzeba działać już dziś. W ostatnich miesiącach sprawy nieco przyspieszyły – wstępnie porozumieliśmy się z USA w sprawie zakupu technologii, rząd zaktualizował program budowy atomu w Polsce, Unia Europejska dała budowie zielone światło. Prace nad ewentualną lokalizacją trwają już od lat, więc pierwsze kroki zostały poczynione. Zawrócenie z tej drogi byłoby zagrożeniem dla bezpieczeństwa energetycznego Polski – jeśli będziemy nadal inwestować w węgiel, będą rosły koszty (zarówno finansowe, jak i społeczne), nie mamy warunków naturalnych jak Norwegia do budowy hydroelektrowni, a OZE – przy wszystkich swoich zaletach, wciąż ma wiele wad i najlepiej sprawdza się w krajach, które mają do tego naturalne predyspozycje (chociażby rozwój fotowoltaiki w Afryce, gdzie jest dużo słońca, a jednocześnie można budować panele na pustyni, nie zabierając przestrzeni pod pola uprawne).

Jeśli dążymy do szybkiej dekarbonizacji – atom jest najlepszym rozwiązaniem, co pokazuje przykład francuski. Dla porównania niemiecka Energiewende trwa już 20 lat, a węgiel ma być obecny w miksie do 2038 roku (w tym roku otworzono też nową elektrownie na węgiel brunatny).

Elektrownie jądrowe są bezpieczne, ekologiczne oraz w ogólnym rozrachunku dość tanie. Obecnie nie dysponujemy lepszą od nich technologią, która pozwala na jednoczesną walkę z globalnym ociepleniem i zaspokojenie potrzeb energetycznych. Dlaczego więc z nich rezygnować?

Kierowniczka Zespołu promocji. Publicystka. Absolwentka bezpieczeństwa wewnętrznego na Uniwersytecie Warszawskim. Autorka wywiadu rzeki z prof. Bogdanem Góralczykiem "Świat Narodów Zagubionych". Interesuje się ekologią i energetyką.

Spięcie 2020/12

Zobacz więcej

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo