Jeśli chcesz przeczytać ponownie ten artykuł lub brak Ci teraz czasu aby przeczytać całość, możesz dodać go do swojej listy artykułów. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Symbol porozumienia jest lepszy niż symbole zabijania

Co nas, pokolenie „spięciowych” trzydziestoparolatków, w ogóle obchodzi Okrągły Stół?

Kiedy zaczynaliśmy świadomie przyglądać się życiu politycznemu w Polsce, żyli jeszcze Kuroń, Geremek i Mazowiecki, Kwaśniewski tańczył w rytm disco polo, Adam Michnik dowodził gazetą, która rządziła duszami połowy Polski, potem jeszcze Lech Kaczyński zakazywał Parady Równości w Warszawie. Tych samych panów oglądamy od niedawna na taśmach z Magdalenki, nieco dłużej – na zdjęciach, na których siedzą przy Okrągłym Stole. Kiedy trwały obrady OS, byłam w pierwszej klasie podstawówki, więc interesowało mnie raczej granie w gumę niż to, co pokazują w telewizorze. Siłą rzeczy zobaczyłam Okrągły Stół wiele lat później, razem z panami, którzy w 1989 roku i jeszcze wiele lat później wypełniali telewizor.

Okrągły Stół nadal wydaje mi się momentem najnowszej historii Polski, którego nie można po prostu zawrzeć w granicach muzealnej gabloty

Dziś wielu z nich nie żyje, część odeszła na polityczne emerytury, choć wciąż nie wszyscy. Sam mebel widywałam jeszcze później, bywając w Pałacu Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu. Wciąż jest symbolem. Mitem. Legendą. I upiorem, który powraca.

Stefan Sękowski pisze, że „rozmowy z 1989 roku są z dzisiejszej perspektywy wydarzeniem przecenianym i obrosłym wieloma mitami. Sytuacja, w jakiej jesteśmy dziś, jest w coraz większym stopniu efektem trzydziestu lat III RP, nie zaś tego, jak wyglądało obalanie realnego socjalizmu w schyłkowym okresie jego istnienia”. To jasne, że Okrągły Stół obrósł mitami. Był i jest – na dobre i na złe – najbardziej wymownym symbolem transformacji w Polsce. Rok 1989 był momentem historycznej, przełomowej zmiany w naszym kraju i w całym regionie, a historia – a może raczej pamięć zbiorowa – lubi symbole, więc Niemcy mają swoje zburzenie muru, my Okrągły Stół.

A czy OS był najważniejszym elementem tych przemian? To jasne, że złożyło się na nie więcej wydarzeń. Kolejne etapy urynkowienia gospodarki, legalizacja „Solidarności”, częściowo wolne wybory, a szczególnie kampania wyborcza przed nimi (i powstanie „Gazety Wyborczej”, które się z nią wiązało). Tych klocków było kilka. Każdy jakoś symboliczny i jakoś zmitologizowany, bo przecież transformacja dokonała się tak a nie inaczej nie dlatego, że się faceci w podwarszawskiej willi wódki napili i dogadali, ale głównie za sprawą zmian w Europie Wschodniej, rozpadu ZSRR, a w kraju – zapaści gospodarczej, która w pierwszej kolejności pchnęła władze do rozmów ze stroną solidarnościową.

Zgadam się również, że to, jak wygląda dziś Polska, to efekt całej serii wydarzeń ostatniego 30-lecia, od „terapii szokowej” począwszy przez recesję transformacyjną aż po integrację europejską i wreszcie katastrofę smoleńską, która na nowo ustawiła polskie podziały polityczne.

W rozmowach w Magdalence nie uczestniczyła żadna kobieta (choć było trzech księży). To też charakterystyczne dla tamtych wydarzeń i zapowiedź tego, co nastąpiło po nich

Symbol zmiany pokoleniowej

Mimo to Okrągły Stół nadal wydaje mi się momentem najnowszej historii Polski, którego nie można po prostu zawrzeć w granicach muzealnej gabloty.

Po pierwsze dlatego, że jest symbolem dialogu, nawet jeśli nie wszystkich ze wszystkimi. Jakoś się jednak udało usiąść do rozmów tym, którzy siedzieli, z tymi, którzy sadzali. Z dokumentów, wspomnień i analiz wiemy, że w 1989 roku to rozpoczęcie dialogu wynikało ze słabości ówczesnego rządu w obliczu katastrofy ekonomicznej. PZPR chciał się „jakoś dogadać”, żeby podzielić się odpowiedzialnością, choć niekoniecznie władzą, bo system się sypał. Trzeba było uspokoić sytuację w kraju i pokazać na Zachodzie, że Polsce można dać nowe kredyty – nie zmienia to faktu, że rozmowa z wrogami wymagała przekroczenia wielu barier po obydwu stronach.

Po drugie, Okrągły Stół jest symbolem zmiany pokojowej, a nie rozlewu krwi. A niewiele mamy takich – użyję tego słowa – fajnych symboli w naszej historii. W zbiorowej, tej nauczanej w szkołach pamięci dominują raczej powstania, barykady i groby. Dodajmy, że nie wszystkie kraje Europy Wschodniej były w stanie przejść tamten okres bez rozlewu krwi. Janusz Reykowski w książce „Psychologia Okrągłego Stołu” wspomina, że i dla elit władzy, i dla opozycji doświadczeniami kształtującymi ich biografie były klęska powstania warszawskiego i II wojna światowa. „Wielu żywiło przekonanie, że nie można dopuścić do powtórzenia, w jakiejkolwiek formie, wydarzeń, które narażałyby polskie społeczeństwo na nowe ofiary”, dlatego też, jak mówi jeden z architektów tamtych rozmów, „zasada politycznego realizmu stała się w tym pokoleniu ideą przewodnią”.

Księża ważniejsi niż kobiety

Z okazji rocznicy obrad Okrągłego Stołu tym razem padały pytania, czy dziś takie wydarzenie byłoby możliwe. Niewątpliwie przecież polskie społeczeństwo jest podzielone przez politykę (sondaże pokazują, że między 70 a 80% tych, którzy głosują, wybiera między jedną z dwóch opcji, czyli PiS i anty-PiS). Dziś jednak ani żadna z tych stron nie czuje się na tyle słaba, aby być zmuszoną rozmawiać, ani też – może niestety – symbole dialogu i porozumienia, na których politykę historyczną w latach 90. budowało np. środowisko „Gazety Wyborczej”, nie są uznawane przez ogromną część polskich elit. Od kilku lat z centrum debaty publicznej wypierają je zresztą symbole heroiczne i martyrologiczne, głównie wojenne – zawsze silnie obecne, a dziś dominujące. Trudno, aby w takich warunkach ktokolwiek decydował się siadać do rozmów – abstrahując już od faktu, że w odróżnieniu od roku 1989 w Polsce wciąż panuje demokracja, a wynik wyborów nie jest przedmiotem żadnych kontraktów.

Tak czy inaczej, Okrągły Stół jest nadal żywym symbolem, nawet jeśli dla liberalnej strony to symbol porozumienia, a dla strony dziś rządzącej – symbol zdrady i zaprzedania ideałów. Choćby z tego powodu faceci dogadujący się w Magdalence i pieczętujący porozumienie w Pałacu Namiestnikowskim nadal mają wpływ na naszą politykę.

O Okrągłym Stole jako symbolu dialogu i zdolności do uniknięcia rozlewu krwi mimo ostrego konfliktu myślę dziś z dumą. Ale oczywiście jest to też symbol, który mnie zasmuca. Przy Okrągłym Stole siedziało więcej księży niż kobiet. W rozmowach w Magdalence nie uczestniczyła żadna kobieta (choć było trzech księży). To też charakterystyczne dla tamtych wydarzeń i zapowiedź tego, co nastąpiło po nich. Prawa kobiet „sprzedano” za poparcie Kościoła katolickiego dla pokojowej transformacji, a potem integracji z Unią Europejską, podobnie było z prawami mniejszości seksualnych. W pewnym sensie także z prawami socjalnymi wszystkich, których przemiany ekonomiczne skrzywdziły, bo Kościół, który sam sobie świetnie w nowych warunkach poradził, o ich problemach mówił półgębkiem.

Spóźnione wydarzenie

Stefan Sękowski pisze: „Okrągły Stół nie był zgodą między równorzędnymi uczestnikami. Wszystkie argumenty siłowe były po stronie komunistycznej władzy, która zdecydowała się rozmawiać z częścią opozycji nie z dobroci serca, tylko ze świadomości, że świat się zmienia, a realny socjalizm ostatecznie upada”. Władza oczywiście widziała, że gospodarka się sypie. Stanisław Ciosek mówił o tym wprost podczas poprzedzającego obrady spotkania w willi przy ulicy Zawrat: „Wiecie, co jest największą gwarancją dla nas? Mizerna kondycja ekonomiczna, której szybko nie poprawimy”.

To sytuacja gospodarcza pchała (i pcha też dziś) ludzi do strajków, to rosnące oczekiwania ekonomiczne podsycały rozczarowanie społeczeństwa

I to jest dla mnie trzeci argument za tym, że Okrągły Stół to wydarzenie warte pamiętania. I takie, z którego warto wyciągać wnioski. O ekonomii zbyt często zapominamy. Bo to sytuacja gospodarcza pchała (i pcha też dziś) ludzi do strajków, to rosnące oczekiwania ekonomiczne podsycały rozczarowanie społeczeństwa. I to kwestie ekonomiczne wymuszały na politykach rządu i opozycji ten „realizm polityczny”, o którym wspominał Reykowski. Na Okrągły Stół z tej perspektywy można spojrzeć jako na wydarzenie spóźnione – wrogie sobie strony zasiadły do rozmów dopiero, gdy kraj i jego gospodarka znalazły się nad przepaścią. Słuchając jednej władzy, która na problemy ekonomiczne daje odpowiedź o „zmianie pracy, wzięciu kredytu” i drugiej, która przykrywa je nagonką na różne grupy (migrantów, mniejszości seksualne, ostatnio „pazernych nauczycieli”) trudno nie odnieść wrażenia, że średnio potrafimy wyciągać wnioski z własnej historii.

Redaktorka naczelna strony KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynowała działania Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" oraz wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych w Wydawnictwie Krytyki Politycznej. m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna". Współautorka książki "Współpraca. Przewodnik dla dzieci".

Spięcie 2019/04

Zobacz więcej

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo