Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Scholz i Macron rywalizują o względy USA, czyli Europa w cieniu wojny

Stanom zależy na globalnym sojuszu państw Zachodu, który będzie miał zdolność do ograniczania wpływów chińskich. Nie interesuje ich rozgrywanie wpływów niemiecko-rosyjskich w Europie Środkowej
Wesprzyj NK

Rosyjski atak 24 lutego jest krytycznym punktem w procesie tworzenia się nowego porządku światowego. Powrót klasycznej wojny w Europie wymusza dostosowanie się państw europejskich i całej Unii do zupełnie nowej rzeczywistości politycznej.

Bardziej stanowcza Europa

Rosja zaatakowała Ukrainę dlatego, że chciała wykorzystać słabość Zachodu i zwiększyć swój potencjał w odniesieniu do dwóch najważniejszych potęg (USA i Chiny). Putin lekceważył Unię i zakładał, że zdecydowana akcja na Ukrainie nie zmieni polityki głównych państw europejskich. Co najwyżej spodziewał się większego niż po aneksji Krymu wzmożenia moralnego. Popełnił błąd, bo nie docenił trzech rzeczy. Po pierwsze: gotowości i jakości walki Ukraińców w obronie wolności i niepodległości. Po drugie: zdecydowanej i konsekwentnej polityki Waszyngtonu, wspierającej tę walkę. Po trzecie wreszcie: tak spójnej i konsekwentnej polityki Unii, która – mimo że ponosi największe koszty dezintegracji gospodarczej z Rosją – prowadzi politykę zdecydowanie antyrosyjską. Na całe nasze szczęście popełnił ten błąd. Gdyby go nie popełnił, inaczej przygotowałby się do tej wojny i moglibyśmy się znaleźć w całkiem innej, gorszej sytuacji.

Warunki były dwa: po pierwsze nie zostanie przelana ani jedna kropla krwi żołnierza amerykańskiego, a po drugie – Stany muszą mieć po swojej stronie europejskich sojuszników

Analizując postawę Unii wobec wojny, trzeba jasno zaznaczyć i pamiętać, że bez zdecydowanego przywództwa Stanów Zjednoczonych Rosja już zapewne panowałaby nad Dnieprem. Z drugiej jednak strony bez wsparcia państw europejskich nie byłoby takiego przywództwa. W tej chwili już wiadomo, że jesienią 2021 roku Waszyngton podjął decyzję o przeciwstawieniu się agresji rosyjskiej, nawet jeżeli doprowadzi to do wojny. Warunki były dwa: po pierwsze nie zostanie przelana ani jedna kropla krwi żołnierza amerykańskiego, a po drugie – Stany muszą mieć po swojej stronie europejskich sojuszników. Trwały intensywne szkolenia wojsk ukraińskich, rozwijała się współpraca wywiadowcza i zostały zintensyfikowane rozmowy dyplomatyczne między Waszyngtonem i stolicami najważniejszych państw europejskich (Londyn, Paryż, Rzym, Berlin) w różnych formatach. Na Szczycie dla Demokracji, w rozmowach bezpośrednich i wreszcie w ramach Waszyngton 4+. Polska została dołączona do tych rozmów na ostatniej prostej, w styczniu 2022, pod pretekstem przewodniczenia w OBWE (prezydent Andrzej Duda popełnił wówczas zabawną pomyłkę, mówiąc, że brał udział w spotkaniu jako szef państwa, które przewodniczy OECD). Jednoznaczna deklaracja Polski była niezbędna, żeby zaplanować logistykę wsparcia dla walki Ukraińców.

Nowa architektura geopolityczna

Po 10 miesiącach wojny można już wyciągać pierwsze wnioski co do kierunków polityki europejskiej. Warto jednak najpierw zarysować nową architekturę geopolityczną, która niejako naturalnie powstaje w trakcie wojny. Wiele jej elementów może pozostać trwałym fundamentem światowej polityki i oddziaływać również na przyszłość Europy. Podstawą tej architektury jest amerykańskie przywództwo. O innym jednak charakterze niż się przyzwyczailiśmy w ostatnich 30 latach.

W punkcie wyjścia widać słabość Europy. Bez decyzyjności i zaangażowania USA Europa nie miałaby obecnie militarnych możliwości, by powtrzymać rosyjską agresję

Świat jednobiegunowy skończył się. Potencjał amerykański jest zdecydowanie największy, ale Ameryka już nie może w pełni dominować nad światem. Żeby utrzymać kontrolę nad polityka światową i uniknąć imperialnego przeciążenia, musi organizować sojuszników. Alternatywą dla tej polityki jest izolacjonizm, który mówi, że świat musi sobie poradzić bez Ameryki, a horyzontem bezpieczeństwa amerykańskiego jest nadal zachodnia półkula. Dzisiaj głosem tej doktryny są zwolennicy MAGA (Make America Great Again), czyli radykalni trumpiści. Demokraci od początków XX wieku byli zwolennikami interwencjonizmu, czyli przekonania, że Stany muszą interweniować nawet w najdalszych zakątkach świata w celu likwidacji potencjalnych zagrożeń dla bezpieczeństwa, bo inaczej to zagrożenie i tak przyjdzie do USA. Dzisiaj administracja prezydenta Bidena wykorzystuje agresję rosyjską do organizowania zaplecza sojuszników – w kontekście globalnym, a nie tylko w celu powstrzymania Rosji. W sposób naturalny okazało się, że rozszerzona grupa G7 jest do tego najlepszym miejscem. To tam na przykład zapadły decyzje o wprowadzeniu ograniczeń cenowych dla rosyjskiej ropy, a nawet co do ich wysokości w granicach około 60 dol. Dla Stanów Zjednoczonych ważny był kontekst globalny, a nie tylko antyrosyjski. Architektura polityczna ma znaczenie. Ważne, kto z kim, kiedy i jak rozmawia. Do grupy należą USA, Japonia, Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Włochy, Kanada oraz Australia, ale także szefowie Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej. Podkreśla to hybrydowy charakter europejskiej polityki, ale – nie ma co ukrywać – podnosi znaczenie instytucji UE.

Niemcy i Francja próbują się odnaleźć

Jak ocenić politykę Unii i jej najważniejszych państw w odniesieniu do wojny i kwestii rosyjskiej? W punkcie wyjścia widać słabość Europy. Bez decyzyjności i zaangażowania USA Europa nie miałaby obecnie militarnych możliwości, by powtrzymać rosyjską agresję. Najbardziej bowiem uwierzyła w koniec historii i nieustający postęp liberalnej demokracji. Niemcy, mimo że są jednym z największych eksporterów uzbrojenia, praktycznie nie posiadają liczących się sił zbrojnych i zapasów. Minimalizacja kosztów własnej obrony była jednym z filarów sukcesu ekonomicznego Niemiec w realiach świata postzimnowojennego. Już w trzeci dzień po ataku Rosji kanclerz Olaf Scholz ogłosił jednak w trakcie swojego wystąpienia w Bundestagu „Zeitenwende”, czyli wielką zmianę polityki niemieckiej. Jej filarem jest odbudowa niemieckich sił zbrojnych. Niemcy powołali specjalny fundusz zbrojeniowy w wysokości 100 mld euro, Scholz zadeklarował też szybki wzrost wydatków na bezpieczeństwo do poziomu 2% PKB.

Prawdziwe bezpieczeństwo energetyczne Europy wymaga rezygnacji z paliw kopalnych. W tej kwestii Niemcy mają rację

Francja po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Francja była jedynym krajem unijnym, który dysponuje liczącymi się siłami zbrojnymi. Mimo to nawet francuskie operacje antyterrorystyczne w Afryce wymagały logistycznego wsparcia ze strony sił amerykańskich. Paryż również ogłosił zmiany w swojej doktrynie bezpieczeństwa. Jej podstawą jest przygotowanie się do wielkoskalowej wojny i powrót do Europy. Idzie za tym istotny wzrost wydatków na zbrojenia. Można oczywiście powątpiewać w te zapowiedzi i nie traktować ich poważnie, ale faktem jest, że najważniejsze państwa europejskie podjęły decyzję o odbudowie potencjału militarnego. W najbliższych latach powstaną i zostaną zrealizowane wielkie programy budowy sił zbrojnych, które spowodują, że Europa wróci do gry jako istotny gracz polityki światowej również w dziedzinie militarnej.

Podstawowym narzędziem dezintegracji Europy ze strony Rosji była polityka surowcowa, czyli uzależnienie od rosyjskich paliw kopalnych. Dzisiaj to truizm, z którym zgadzają się już w pełni nawet Niemcy, chociaż Angela Merkel w wywiadach powtarza, że nie ma sobie nic do zarzucenia z powodu prowadzonej w ostatnich latach polityki. Podejmując decyzję o ataku na Ukrainę, Putin zakładał, że w warunkach wychodzenia z kryzysu covidowego państwa europejskie wybiorą dostawy taniej energii zamiast wspierania kraju skazanego na porażkę. Pomylił się. Pomimo wysokich kosztów trwa proces uniezależniania się od paliw z Rosji. Skala szoku podażowego jest taka, że w krótkim terminie Rosja korzysta na wzroście cen, ale w dłuższej perspektywie spowoduje to istotny spadek jej dochodów.

Wysokie ceny paliw przyspieszają również transformację energetyczną. Prawdziwe bezpieczeństwo energetyczne Europy wymaga rezygnacji z paliw kopalnych. W tej kwestii Niemcy mają rację. Proces ten potrwa ze dwie dekady, ale jest nieodwracalny. W międzyczasie Europa będzie dużo bardziej zdywersyfikowana, a Niemcy już w przyszłym roku będą dysponowały pięcioma pływającymi terminalami LNG. Globalne ograniczenia na rynku LNG spoza Rosji w najbliższych latach będą polegały na braku odpowiedniej podaży, ale w ciągu kilku lat ulegnie ona zwiększeniu.

Zamiast wierzyć w ułudę poparcia amerykańskiego dla Polski w ograniczaniu wpływów niemieckich, powinniśmy uzyskać miejsce w grupie G7+ jako przedstawiciel Europy Środkowo-Wschodniej

Na początku grudnia 2022 można ocenić, że największe państwa unijne, czyli Francja i Niemcy zdecydowanie stawiają na wzmocnienie sojuszu Zachodu, czyli globalną współpracę ze Stanami Zjednoczonymi. Prezydent Macron nawet w swoim wystąpieniu w Tulonie, ogłaszając nową doktrynę bezpieczeństwa Francji stwierdził, że autonomia strategiczna Europy powinna opierać się na współpracy. A fundamentem militarnym tej współpracy powinno być NATO. Mamy nawet swego rodzaju konkurencję pomiędzy prezydentem Macronem i kanclerzem Scholzem w zakresie relacji ze Stanami Zjednoczonymi i reprezentowania tam interesów europejskich. Waszyngton natomiast konsekwentnie wnosi wątek chiński do relacji sojuszniczych i popiera współpracę w ramach integrującej się Europy. Dlatego miejscem uzgadniania najważniejszych zagadnień globalnej polityki staje się grupa G7+.

Nie ma natomiast żadnych oznak mówiących o dążeniu do odbudowy strategicznej współpracy państw europejskich z Rosją w celu równoważenia wpływów amerykańskich. Taki kierunek polityki europejskiej jest jak najbardziej zbieżny z polskimi interesami i powinniśmy jak najszybciej zadbać o własną pozycję w politycznych strukturach Zachodu. Zamiast wierzyć w ułudę poparcia amerykańskiego dla Polski w ograniczaniu wpływów niemieckich, powinniśmy uzyskać miejsce w grupie G7+ jako przedstawiciel Europy Środkowo-Wschodniej. Stanom zależy na globalnym sojusz państw Zachodu, który będzie miał zdolność do ograniczania wpływów chińskich. Nie interesuje ich rozgrywanie wpływów niemiecko-rosyjskich w Europie Środkowej. Za kilka lat Amerykanie zmniejszą swoją obecność militarną w Europie i większą rolę będą odgrywały siły państw europejskich. Uruchomi to własną dynamikę polityczną i może się obrócić się przeciwko Polsce, jeżeli w wystarczającym stopniu nie zadbamy o własną pozycję.

Wesprzyj NK
Członek rady programowej Nowej Konfederacji. W latach 80-tych działacz opozycji antykomunistycznej w Ruchu Młodzieży Niezależnej i Ruchu Młodej Polski, jeden z założycieli Zjednoczenia Chrześcijańsko Narodowego, publicysta, przedsiębiorca i menadżer, w latach 2011 – 2016 Vice prezes i Prezes Stowarzyszenia Energii Odnawialnej, w latach 2016 – 2020 Vice Prezes i prezes Banku Pocztowego. Od 2023 roku prezes Rafako SA. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Krzyżem Wolności i Solidarności. Autor książek "Polska w nowym świecie" i  "Świat w cieniu wojny".

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

3 odpowiedzi na “Scholz i Macron rywalizują o względy USA, czyli Europa w cieniu wojny”

  1. Paszewski pisze:

    Odbudowa zachodnioeuropejskich zdolności wojskowych nie jest aż tak pewna. Na przeszkodzie może stanąć kilka czynników, w tym zwłaszcza problemy ekonomiczno-finansowe. W Wielkiej Brytanii już zdaje się rozpoczął proces rewizji w dół ambicji w zakresie wzmacniania sił zbrojnych, a w ślad za Londynem mogą pójść inne państwa, niezależnie od śmiałych planów ich polityków.

  2. PI Grembowicz pisze:

    Tytuł: ?!?!?!
    Och, no!

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo