Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Olaf Scholz w Pekinie. To jeszcze nie hołd pruski, ale…

Mimo radykalnych zmian w sytuacji politycznej kanclerz usiłuje kontynuować dyplomacje kupiecką z najlepszych lat Angeli Merkel i Gerharda Schrödera. Chińska propaganda umie to wykorzystać
Wesprzyj NK

Ekspresowa, zaledwie jedenastogodzinna wizyta kanclerza Olafa Scholza w Pekinie odbiła się głośnym echem na Zachodzie i w Chinach. Nie był to jeszcze „hołd pruski”, jednak kontrowersje wokół podróży i jej przebieg jasno pokazują problemy niemieckiej elity. Krytyka dotyczyła nie tyle samej wizyty, co jej terminu. Scholz pospieszył do Pekinu niecałe dwa tygodnie po zakończeniu XX Zjazdu KPCh, który zatwierdził dominująca pozycję Xi Jinpinga. Nie obyło się bez porównań do dawnych misji trybutarnych i złożenia przez kanclerza hołdu „przewodniczącemu wszystkiego”. Scholz udawał się zresztą z odpowiednimi podarunkami. Pod koniec października wbrew zaleceniom ministerstw spraw zagranicznych, wewnętrznych, gospodarki, finansów, a także wywiadu i kontrwywiadu kanclerz zatwierdził sprzedaż chińskiemu COSCO 24,9% udziałów w terminalu Tollerort w Hamburgu. Jakby tego było mało, szef rządu, znowu wbrew zaleceniom własnych ministrów i służb, chce zezwolić na przejęcie przez Chiny dortmundzkiej firmy Elmos z branży półprzewodników.

Kolejny zgrzyt to odrzucenie oferty prezydenta Emmanuela Macrona, by udać się do Pekinu razem w późniejszym terminie. Z jednej strony wyglądałoby to lepiej wizerunkowo, z drugiej – Paryż uważał, że razem uda się zdziałać więcej. Czarę goryczy dla Francuzów przelała podana przez media nad Sekwaną informacja o odmowie Scholza spotkania z minister spraw zagranicznych Catherine Colonną.

Co udało się osiągnąć szefowi niemieckiego rządu? Zaznaczył sprzeciw Berlina wobec wojny w Ukrainie oraz groźby użycia przez Rosję broni atomowej i uzyskał w tej sprawie poparcie Pekinu. Trzeba jednak pamiętać, że takie gesty Chin nic nie kosztują i w żadnym stopniu nie zmieniają ich bardzo życzliwej neutralności wobec Rosji. Scholz zaznaczył przywiązanie Niemiec do polityki jednych Chin i sprzeciw wobec siłowej zmiany status quo w cieśninie Tajwańskiej. Znowu zatem deklaracje miłe dla ucha rozmówcy, a póki co niewiele kosztujące.

Podczas konferencji prasowej z premierem Li Keqiangiem Scholz był wyjątkowo rozmowny, miejscami nawet asertywny. Podniósł kwestie kradzieży przez Chiny własności intelektualnej niemieckich firm. Skrytykował chińskie sankcje na europarlamentarzystów i europejskie think-tanki oraz naciski gospodarcze na Litwę. Odniósł się także do sytuacji praw człowieka w Chinach i prześladowań Ujgurów.

Niemcy stały się izbą przemysłową udającą państwo. Problem w tym, że izba dba w tej chwili wyłącznie o interesy wielkich korporacji

Te ostatnie stwierdzenia należą do standardu wizyt niemieckich przywódców w Chinach, na który Pekin patrzy przez palce. Angela Merkel nawet spotykała się z chińskimi dysydentami. Kiedy jednak jakiś temat nie pasuje przywództwu KPCh, to zdecydowanie interweniuje. Gdy podczas jednej z wizyt Merkel usiłowała na konferencji prasowej poruszyć sprawę Morza Południowochińskiego, Li Keqiang nie dopuścił jej do głosu.

Dużym zmartwieniem, wyrażonym przez Scholza, jest samozamykanie się chińskiej gospodarki. Dochodzimy tutaj do sedna. Mimo radykalnych zmian w sytuacji politycznej kanclerz usiłuje kontynuować dyplomacje kupiecką z najlepszych lat Angeli Merkel i Gerharda Schrödera. W podróży do Pekinu towarzyszyli mu prezesi 12 dużych spółek, w tym Deutsche Bank, Volkswagen, Adidas, Mercedes i BASF. Bonanza jednak się kończy i największym gospodarczym sukcesem wizyty jest dopuszczenie na chiński rynek szczepionki BioNTech.

Potwierdza się opinia, że wobec załamywania się dotychczasowego modelu współpracy niemieckie firmy chcą wycisnąć, ile się jeszcze da z chińskiego rynku, nie zważając na konsekwencje. To prowadzi do drugiej obserwacji – Niemcy stały się izbą przemysłową udającą państwo. Problem w tym, że izba dba w tej chwili wyłącznie o interesy wielkich korporacji, które są błędnie utożsamiane z gospodarką jako całością.

W tym układzie małe i średnie przedsiębiorstwa zostają porzucone przez państwo. Niezadowolenie w tej grupie rośnie, chociaż nie jest jeszcze tak głośno wyrażane. Najważniejszym do tej pory sygnałem był raport Związku Niemieckiego Przemysłu z roku 2019, który określił Chiny jednocześnie jako szansę i zagrożenie, i wezwał rząd do lepszej obrony interesów niemieckich przedsiębiorstw.

Kanclerz Scholz już zdemontował niemiecko-francuski motor w UE

Póki co wielki biznes ma większą siłę przebicia. Pytanie, jak długo to potrwa? Liczba osób i grup niezadowolonych z utrzymywania status quo rośnie, nie tylko wśród przedsiębiorców, ale także polityków. Przypomnijmy, że ubiegłoroczna umowa koalicyjna obejmowała przyjęcie twardszej postawy wobec Pekinu. Do tego kontynuacja opartej na biznesie relacji z Chinami demoluje niemiecką politykę na innych odcinkach. Kanclerz Scholz już zdemontował niemiecko-francuski motor w UE. W obliczu promowania egoistycznych interesów kilku korporacji, wezwania do europejskiej solidarności i głębszej integracji brzmią co najmniej nieszczerze i są kolejnym czynnikiem osłabiającym spójność Wspólnoty. Niemcy ciągle siedzą na płocie, a to wpływa też negatywnie na relacje z USA.

To bardzo niebezpieczna polityka. Pekin nigdy nie ukrywał, że wbijanie klinów między Stany Zjednoczone a Europę to jeden z głównych celów jego działań. Podobnie na płaszczyźnie europejskiej działania Niemiec są wręcz zaproszeniem KPCh do prowadzenia polityki „dziel i rządź”. Wizyta w Chinach została zresztą zręcznie wykorzystana przez tamtejszą propagandę. Niemcy przedstawiono jako odpowiedzialnego partnera, nieszukającego konfrontacji i popierającego porządek wielobiegunowy. Kwestia w tym, że poprzedni niemiecki minister spraw zagranicznych Heiko Maas, wywodzący się zresztą tak samo jak Scholz z SPD, jasno wskazał, jakie są preferencje Berlina – to ład multilateralny oparty na prawie międzynarodowym, a nie wielobiegunowy, oparty na koncercie mocarstw, o jakim marzą Moskwa i Pekin.

Błędem jest stwierdzenie, że Niemcy niczego nie nauczyli się na przypadku Rosji. Nauczyli się niemało, problemem jest natomiast przełożenie tej wiedzy na działania decydentów najwyższego szczebla. Kanclerz Scholz usiłuje balansować w gwałtownie zmieniającym się świecie i utrzymywać poprawne relacje ze wszystkimi mocarstwami. Jak jednak mówi stare japońskie przysłowie, „przyjaciel wszystkich jest niczyim przyjacielem”.

Wesprzyj NK
Stały współpracownik „Nowej Konfederacji”, doktorant na wydziale Nauk Politycznych Uniwersytetu Wiedeńskiego, publicysta, tłumacz, redaktor portalu Konflikty.pl. Związany z Instytutem Boyma, gdzie zajmuje się sprawami bezpieczeństwa, konfliktami oraz zbrojeniami.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Jedna odpowiedź do “Olaf Scholz w Pekinie. To jeszcze nie hołd pruski, ale…”

  1. Paweł Kopeć pisze:

    Ekonomiczny, finansowy, gospodarczy, polityczny, unijny; każdy.
    Niestety.
    Dla Europy i świata.
    Mniejsza o Niemcy, czyli UE.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo