Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Ludwik Dorn nie pasował do polskiej polityki, którą rządzą emocje

Wielka rola Ludwika Dorna zaczęła się w latach 90. Była ona jednak na swój sposób paradoksalna, gdyż środowiskowo powinien on znajdować się po stronie liberalno-lewicowej
Wesprzyj NK

Biografia Ludwika Dorna jest bardzo bogata. W okresie PRL odgrywał on rolę podobną do kilkuset innych, przeważnie młodych i odważnych ludzi, którzy tworzyli opozycję sprzed epoki „Solidarności” lat 80. Jego społeczne zaangażowanie zauważalne było bardzo wcześnie, bo już w okresie aktywności harcerskiej końcówki lat 60. W drugiej połowie lat 70. był aktywnym członkiem opozycji – człowiekiem KOR-u, a następnie jednego z jego odłamów, prawicowej redakcji „Głosu”. W rozmaitych sporach ideowych i dotyczących kształtu opozycji, w okresie stanu wojennego i po nim, grupa ta (której przewodził Antoni Macierewicz) głosiła kontrowersyjny program sojuszu wojska, Kościoła i „Solidarności”. Miało to być próbą wybrnięcia z pata, jaki powstał w następstwie stanu wojennego. Był to program utopijny, co łączyło się z dryfowaniem członków tej grupy ku prawicy, coraz dalej od głównego nurtu „S”.

Dorn był wyznawcą modelu francuskiego – dosyć scentralizowanego, rozbijającego partykularyzmy, pilnującego praworządności. W okresie pierwszego PiS jeszcze się udawało to realizować, jednak w czasie „drugiego PiS-u” było to już dużo mniej możliwe

Nazwisko Dorna w okresie komunistycznym znali ludzie zainteresowani polityką, ale było ono wymieniane jako jedno z wielu. Nie postrzegano go jako lidera, czy osoby, której głos mógłby zaważyć na jakichkolwiek kluczowych decyzjach. Jako socjolog wspierał po 1981 r. „Solidarność” swoimi analizami. Wielka rola Dorna zaczęła się jednak dopiero w latach 90. i później. Była ona jednak na swój sposób paradoksalna, gdyż środowiskowo powinien on znajdować się po stronie liberalno-lewicowej. Był żydowskiego pochodzenia, a jego rodzina była niewierząca. Postawił jednak na opcję konserwatywną – był współtwórcą Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, a następnie przeszedł do Porozumienia Centrum. Był współtwórcą kolejnych wersji programu PC, szybko stał się jednym z najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego (stąd wzięło się określenie „trzeci bliźniak”). Dorn nawet wyprzedzał Kaczyńskiego w pewnych pomysłach. W słynnym tekście ze stycznia 1997 r. na łamach „Życia Warszawy” snuł wizję rewolucji, jaką stanowiłoby powstanie specjalnej i elitarnej formacji antykorupcyjnej, która łamałaby zastane układy oligarchiczne i walczyła z nadużyciami. Była to wizja nierealna, ale narodził się z niej później pomysł powstania Centralnego Biura Antykorupcyjnego, zrealizowany w okresie pierwszego PiS-u.

Najważniejszą rolę Dorn odegrał jako parlamentarzysta. W Sejmie III kadencji (1997-2001) był posłem niezrzeszonym, politycznym outsiderem, ze względu na opuszczenie klubu AWS i współpracę z Kaczyńskim. Przeforsował wówczas dwie kluczowe ustawy, które zaważyły na kształcie polskiego życia politycznego i stanowią największe osiągnięcie w jego dorobku. Pierwszą z nich była ustawa o jawności majątków polityków. Wówczas budziło to wiele kontrowersji, ale stało się znaczącym krokiem ku większej jawności życia publicznego. Drugą z nich była ustawa o finansowaniu partii politycznych. Rozwiązania te odpowiadały wizji państwa działającego w sposób transparentny. Przejrzystość majątków polityków to obecnie standard wśród państw cywilizowanych. Z kolei finansowanie partii politycznych przez państwo (mimo że budzi głosy krytyki, bo czyni je trudnymi do wypchnięcia ze świata politycznego, konserwując go), wzmocniło system partyjny i częściowo uwolniło te formacje od pokus korupcyjnych ze strony rozmaitych grup interesu. Można Dorna z tego powodu nazwać twórcą polskiego systemu partyjnego w obecnym kształcie.

W dalszym okresie aktywności politycznej Ludwik Dorn został wicepremierem i ministrem spraw wewnętrznych. W dość niejasnych okolicznościach później odwołał go Jarosław Kaczyński. Mogło to wynikać z aspiracji Dorna, by stać się równorzędnym partnerem Kaczyńskich, którzy coraz gorzej znosili takie przejawy samodzielności. Był również na krótko marszałkiem Sejmu, ale nie miało to większego politycznego znaczenia. Po 2007 r. zaczął się rozstawać z Kaczyńskimi, jednak paradoksalnie, będąc z nimi osobiście skłóconym, wszedł dwukrotnie do Sejmu jako kandydat Prawa i Sprawiedliwości. W tym czasie nie miał już znaczącego wpływu na kształt konkretnych przedsięwzięć prawno-politycznych. Zaczął zamiast tego odgrywać rolę ideologa tego obozu. Definiował w swoich wystąpieniach spór między PiS-em a Platformą Obywatelską. Przedstawiał wizję prawicy dbającej o wspólnotę i silne państwo narodowe. Zarzucał drugiej stronie nastawienie prowadzące do rozluźnienia stosunków społecznych; osłabienie państwa, nadmierną samorządność.

Dorn był wyznawcą modelu francuskiego – dosyć scentralizowanego, rozbijającego partykularyzmy, pilnującego praworządności. W okresie pierwszego PiS jeszcze się udawało to realizować, jednak w czasie „drugiego PiS-u” było to już dużo mniej możliwe. W wyborach w 2015 r. Dorn startował już z list PO, co okazało się nieprzekonujące z uwagi na jego krytyczny stosunek do tej partii w poprzednich latach. Gdyby udało mu się głębiej związać z kierownictwem Platformy, być może przekonałby je do części proponowanych rozwiązań.

Był ekscentryczny i indywidualistyczny. Lubił pouczać innych i nie był najłatwiejszy w obyciu. To w polskiej polityce nie popłaca, o czym z czasem się przekonał, konfliktując się z Kaczyńskim

Ludwik Dorn był przypadkiem polityka zbyt inteligentnego i przenikliwego. Jako socjolog lubił przyglądać się rzeczywistości w sposób scjentystyczny. Pociągała go ona jako przedmiot naukowej analizy, co było również niewątpliwym atutem w pracach parlamentarnych i rządowych. Jego postawa kolidowała ze sposobem działania prawicy, która silnie odwołuje się do emocji. On zamiast tego stawiał na erudycję, znał się jak mało który polityk na systemach politycznych innych państw, o czym świadczą przetłumaczone przez niego na język polski grube tomy zagranicznych opracowań politologicznych. Nie był jednak człowiekiem pozbawionym wad. Był ekscentryczny i indywidualistyczny. Lubił pouczać innych i nie był najłatwiejszy w obyciu. To w polskiej polityce nie popłaca, o czym z czasem się przekonał, konfliktując się z Kaczyńskim.

Po klęsce obecnych sił opozycyjnych w tamtym roku stał się komentatorem politycznym. Kibicował opozycji, jednocześnie będąc zdolnym do jej krytyki. W głęboko spolaryzowanej, tożsamościowej polityce taki recenzent nie jest szczególnie potrzebny. Co prawda takich ludzi się ceni, ich wypowiedzi publikuje, lecz tracą oni swoją sprawczość. Ten szczególny sposób mówienia o polityce, jaki prezentował Ludwik Dorn, podnosił poziom debaty. Opisywał ją w sposób merytoryczny i zniuansowany, co jest szczególnie rzadkie u czynnych w przeszłości polityków. Inspirował do konstruktywnej, racjonalnej dyskusji, co jest dziś niedocenianą wartością.

not. Jakub Kamiński

Wesprzyj NK
Historyk, dziennikarz, publicysta, komentator polityczny i krytyk teatralny. Od 1991 roku pracuje jako dziennikarz, m.in. w „Nowym Państwie”, „Newsweeku”, „Rzeczpospolitej”, „Uważam Rze”, „Gazecie Polskiej”, „Gazecie Wyborczej”, „Dzienniku”, „Polsce The Times”, „Tygodniku Powszechnym”, „W Sieci”.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo