Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Definiowani przez strach

Wszyscy jesteśmy potrzebni. Dotyczy to zarówno polityków o różnych wrażliwościach, jak i pracowników/wyborców/ podatników o różnych wrażliwościach i umiejętnościach. Ale zarówno wybierający, jak i wybierani powinni zdobyć elementarną wiedzę o tym, jak funkcjonuje umysł człowieka
Wesprzyj NK

Strach jest bez wątpienia jednym z najsilniejszych, jeżeli nie najsilniejszym, bodźcem behawioralnym. Ma swoje źródła i – często bardzo daleko idące – konsekwencje. Aby móc w pełni zobaczyć z jak wielkim problemem strachu i dlaczego mamy dzisiaj do czynienia, spróbuję opisać krótko behawioralny, cyfrowy i polityczny wymiar strachu. Na tak przygotowanej podstawie ocenię jego wymiar globalny, powiem dlaczego i w jakim zakresie warto się bać globalizacji oraz jak zachować zdolność wyboru między porządkiem a chaosem.

Lęk przed niepewnością

Umysł człowieka jest wyposażony w nasze personalne, a jednocześnie – co do zasady podobne – behawioralne okulary. Jak pisał James Gleick w książce Podróże w czasie – nasz umysł nieustannie modeluje otaczający nas świat i ciągle porównuje opracowane modele z poprzednimi. Czołowi światowi behawioryści – Daniel Kahneman, Walter Mischel i Jonathan Haidt – przybliżają nam funkcjonowanie umysłu człowieka poprzez opisanie jego dynamiki jako współdziałania dwóch systemów modelujących rzeczywistość. Pierwszym jest działająca na poziomie nieświadomym intuicja, suma życiowych doświadczeń, która pozwala nam automatycznie uchylić się przed lecącym w naszym kierunku przedmiotem, ale i również dostrzec w problemie, nad którym się pochylamy, jakiś schemat, podsunąć nam propozycję rozwiązania bez głębokiej analizy. Drugim jest nasza świadoma uwaga, która zatwierdza pojawiające się intuicje, albo zajmuje się głębszą analizą napotkanego problemu, jeżeli uzna, że podsuwane przez pierwszy system intuicje budzą jakiekolwiek wątpliwości.

Napędzani perfekcją techniki podporządkowujemy sobie świat, który nas otacza. Możliwość działania na skalę planetarną daje nam zdolność do tworzenia sieci wzajemnych powiązań i zależności

Ważnym elementem wspomagającym pracę obu naszych systemów poznawczych są emocje. To dzięki emocjom kierujemy  uwagę w miejsce, które może okazać się dla nas ważne,  albo uruchamiając w trybie natychmiastowym, by tak rzec, awaryjnym, naszą intuicję, albo skłaniając nas do czasochłonnej i wymagającej wysiłku analizy i włączenia myślenia krytycznego.

Jedną z najsilniejszych emocji człowieka jest strach. O tym, jak potężne jest to uczucie, tak pisał w swojej książce Factfulness: dlaczego świat jest lepszy, niż myślimy, czyli jak stereotypy zastąpić realną wiedzą Hans Rosling: „Myślenie krytyczne zawsze nastręcza trudności, ale gdy czujemy lęk, jest ono niemal niemożliwe. Gdy nasze umysły wypełnia strach, nie ma w nim miejsca na fakty”. Emocje, które mają być tylko krótkotrwałym sygnałem obracającym naszą uwagę w kierunku decydującym o poprawie naszej sytuacji, zaczynają wypełniać nam głowę. Dostrzegamy tylko niektóre fakty i opieramy się na gorączkowo podsuwanych nam przez intuicję schematach, sprawdzonych wcześniej w innych okolicznościach, identyfikowanych, często fałszywie, jako podobne do dzisiejszych problemów.

Najsilniejsze emocje potrafią zagościć w naszych głowach pod wpływem dwóch podstawowych, opisywanych przez Daniela Kahnemana w książce Pułapki myślenia, imperatywów behawioralnych: obawy przed stratą i poczucia sprawiedliwości. Kahneman, opisując szczegółowo, jak działamy, dokonując wyborów pod wpływem silnych imperatywów behawioralnych, zwraca uwagę na to, że umysł człowieka jest nieliniowy. Modelując rzeczywistość poprzez ocenę prawdopodobieństwa zdarzeń i nadawane im wagi mamy skłonności do przeceniania wpływu zdarzeń mało prawdopodobnych (pozytywnych – wygrana w totka, jak i negatywnych – wypadek, nieszczęście), a także niedoceniania zdarzeń prawie pewnych.

Najlepiej czujemy się wtedy, kiedy jesteśmy czegoś pewni. Nie liczymy na coś, nie szacujemy prawdopodobieństwa deformując swoimi emocjami otaczający nas świat. Oddajemy się we władanie stworzonej przez nas techniki. Tak opisuje tą sytuację Jan Stewart w książce Czy Bóg gra w kości? Nowa matematyka chaosu: „Technika jest naszym własnym wytworem. W technice nie tyle rozumiemy wszechświat, ile budujemy dla nas samych mikroskopijne wszechświaty, które są tak proste, że możemy zmusić je do robienia tego, co chcemy. Zadanie techniki sprowadza się właściwie do wytworzenia w danych okolicznościach kontrolowanych skutków. Budujemy nasze maszyny tak, żeby działały deterministycznie”.

Poprzez perfekcję techniki nauczyliśmy się, jak zarządzając procesami osiągania celu sprowadzać prawdopodobieństwo do jedności, jak być pewnym osiągnięcia tego, co zamierzamy. Ale technika, wraz z galopującym, napędzanym globalizacją wzrostem złożoności, gęstniejącą światową siecią wzajemnych zależności, zaczyna coraz szybciej tracić swoją deterministyczną i znieczulającą moc.

Skutki cyfrowej rewolucji

Napędzani perfekcją techniki, podporządkowujemy sobie świat, który nas otacza. Możliwość działania na skalę planetarną daje nam zdolność do tworzenia sieci wzajemnych powiązań i zależności. Jesteśmy – jako węzły sieci kauzalnej świata – ze sobą w nieustającej łączności, wpływamy na siebie i adaptujemy się do siebie wzajemnie. Działanie sieci napędza ilość informacji, którą nieustannie tworzymy, coraz powszechniejszy do niej dostęp, oraz szybkość z jaką się ona rozpowszechnia.

W stanie wzmożenia emocjonalnego, przytłoczeni nadmiarem informacji, przyjmujemy za prawdziwą informację tę, która odpowiada naszym intuicjom, naszym osobistym preferencjom. Pozostałe ignorujemy

Dzięki tej informacji, której otrzymujemy radykalnie więcej, powszechniej i szybciej dzięki cyfrowej rewolucji, rozwijamy nasze umysły, osobiste talenty, modyfikujemy nasze strategie behawioralne, obserwując, na niezliczoną ilość sposobów i okoliczności, innych, tworzymy tłum i anty-tłum. Informacja napędza kreujący naszą indywidualność system sprzężeń zwrotnych odpowiadający za relacje z innymi ludźmi, za nasze zdolności socjalizacyjne oraz osiągany status społeczny.

Cyfrowa rewolucja ma też swoją ciemną stronę. W obliczu zalewu informacji coraz trudniejsze staje się odróżnienie informacji wartościowej od bezwartościowej, prawdy od częściowej prawdy lub wręcz nieprawdy, publikowanej w świecie cyfrowym, nawet w dobrej wierze.

Informacja powstająca globalnie, gdzieś daleko, ale jakże blisko w przestrzeni elektronicznej, zaciera swoje pochodzenie, gubi punkty referencyjne i uwiarygadniające ją odniesienia. Informacja powstająca lokalnie jest sprawdzalna. Począwszy od tej najważniejszej – twarzą w twarz. Ponad 90% takiej informacji odbieramy niewerbalnie – poprzez intonację głosu, mimikę, gesty, zachowanie, wygląd, zapach. Informacja cyfrowa zatraca te elementy, toteż jest ułomna i niepełna. Do badania stopnia jej prawdziwości, jej wiarygodności, nie jesteśmy dobrze przygotowani.

Pośrednikiem w zdobywaniu informacji są media. Ale nadmiar informacji coraz bardziej deformuje ich działanie. Jak pisze w Factfulness Hans Rosling: „Media nie potrafią się powstrzymać od rozbudzania naszego instynktu strachu. Przecież tak łatwo można w ten sposób przyciągnąć naszą uwagę. Największe historie to zwykle te, które wzbudzają więcej niż jeden rodzaj lęku”.

Coraz ważniejszą częścią mediów stają się te społecznościowe. Niestety i w tym miejscu wykorzystywane na potęgę są nasze emocje. Cały system mediów społecznościowych, informacji internetowej spryskany jest behawioralną kokainą. Wiedza o tym, jak reaguje na kolory, symbole i dźwięki umysł człowieka, jak umiejętnie wywoływać w naszych głowach poczucie zagrożenia/zaciekawienia, jest bezwzględnie wykorzystywana do przyciągania naszej uwagi. Manipulacje tradycyjnych mediów zastępuje, na poziomie mediów społecznościowych, automanipulacja, kiedy replikujemy fake newsy, tym samym je uwiarygadniając. Cyfrowa informacja werbalna, spryskana behawioralną kokainą, niosąca strach i zagrożenie, wymaga od nas szybszej reakcji na treść, którą przenosi, niż nasza zdolność do jakiejkolwiek jej weryfikacji.

W efekcie, w stanie wzmożenia emocjonalnego, przytłoczeni nadmiarem informacji, przyjmujemy za prawdziwą informację tę, która odpowiada naszym intuicjom, naszym osobistym preferencjom. Pozostałe ignorujemy. Bezpiecznie czujemy się wśród myślących podobnie, odwracając się od i bojąc się myślących inaczej.

Politycy lubią zarządzać emocjami

„Główny cel praktycznej polityki to utrzymywanie ludności w strachu (aby móc hałaśliwie zapewniać jej bezpieczeństwo) strasząc ją niezliczonymi potworami, które wszystkie są wymyślone” – pisał H. L. Mencken. Znakomicie, w skondensowanej formie, przyczyny ludzkiego strachu opisał w Factfulness Hans Rosling. Są to:

– krzywda fizyczna: przemoc ze strony ludzi, zwierząt, sił natury lub z użyciem ostrych narzędzi,

– więzienie: poczucie osaczenia, utrata kontroli, utrata wolności,

– zanieczyszczenie: przez niewidzialne substancje, które mogą doprowadzić do zakażenia lub zatrucia.

Zagrożenia wywołują emocje, a politycy czują się znakomicie zarządzając emocjami. Miejmy jednak świadomość istnienia dwóch schematów działania. W myśl pierwszego wywołujemy lub wykorzystujemy istniejące emocje. Zarządzamy nimi prowadząc wojnę behawioralną (wojna behawioralna to wojna toczona z nami, o naszą uwagę, o zawieszone pomiędzy dwoma systemami – intuicją a myśleniem krytycznym – emocje, z pełnym wykorzystaniem zdobyczy ekonomii i psychologii behawioralnej, toczona przez biznes i polityków). W efekcie otrzymujemy grę o sumie zerowej – aby ktoś wygrał, ktoś musi przegrać, aby ktoś zyskał, ktoś musi stracić.

W myśl drugiego schematu, napotykając na problem, uruchamiamy myślenie krytyczne. Zarządzamy faktami, starając się dociec do źródeł własnej i cudzej intuicji, czyli do tej części naszych umysłów, która podsuwa nam gotowe rozwiązania w oparciu o, często nieświadome, a w analizowanym problemie błędne, paradygmaty wcześniejszych doświadczeń. Znajdując rozwiązanie, współdzielimy wartość dodaną.

Systemy złożone w miarę powiększających się i gęstniejących sieci wzajemnych zależności, powiązań, pętli sprzężeń zwrotnych przekraczających wartość krytyczną, przynoszą w swoim funkcjonowaniu wykładniczo, nieliniowo rosnące ryzyko gwałtownego załamania. Kiedy? Tego dowiadujemy się, gdy przekroczymy wartość krytyczną – w końcu świat jest epistemologicznie nieprzejrzysty

Pierwszy schemat najprościej realizuje się w wojnach. Tych prawdziwych. Drugi schemat swoją potęgę ujawnia choćby w poprawnie działających komisjach wypadków lotniczych, które z ryzykownego i niebezpiecznego sposobu przemieszczania się uczyniły jeden z najbardziej bezpiecznych i przewidywalnych systemów transportu na świecie.

Indukowanie emocji i zarządzanie nimi w sytuacji nadmiaru informacji, których prawdziwości coraz trudniej dociec, staje się coraz łatwiejsze. Jesteśmy ze sobą w stałej łączności, wpływamy na siebie i nieustannie się do siebie adaptujemy. Wystarczy więc w sieci kauzalnej świata wygenerować wystarczająco nośny viral, mem.

Świat, wysycany sieciami coraz gęstszych powiązań, coraz dłuższych łańcuchów wzajemnych zależności, staje się jednak radykalnie bardziej złożony, a w konsekwencji coraz trudniejszy, wręcz niemożliwy do ogarnięcia. Perfekcja techniki dająca wszystkim, a w szczególności politykom, poczucie stabilności, iluzję przewidywalności – przestaje działać. Emocje rozbudzane w nas po to, aby łatwiej było zarządzać nami, węzłami sieci kauzalnej świata, wymykają się spod kontroli. Antropogeniczny system złożony, który tworzymy, zawieszony pomiędzy porządkiem a chaosem, przesuwa się coraz bardziej w stronę chaosu.

Globalna niepewność

Dysponując zdobyczami cyfrowej rewolucji, dzięki perfekcji techniki i osiągnięciom nauki działamy coraz bardziej globalnie. Globalny wymiar działań ludzi determinuje też coraz bardziej działania lokalne. W przestrzeni idei ścierają się globaliści, widząc dobrodziejstwa płynące z globalnej wymiany dóbr i usług, z antyglobalistami, widzącymi jak, na wiele różnych sposobów, globalne działania powodują nieodwracalne zmiany w systemach lokalnych – zanik różnorodności, tradycji, poczucia wspólnoty.

Elity polityczne i gospodarcze, posługując się teorią przewagi komparatywnej Davida Ricardo, ekonometrycznymi modelami równowagowymi symulującymi efekty aktywności ekonomicznej i klasycznym, gaussowskim modelem oceny prawdopodobieństwa zdarzeń – szczególnie tych katastrofalnie niekorzystnych – nie są wrażliwe, nie dostrzegają globalnego wymiaru strachu. W ich oczach globalny wymiar strachu nie istnieje.

Świat jest jednak systemem złożonym. Warto więc brać pod uwagę, a nawet bać się konsekwencji nadmiernej złożoności. Pierwszą i fundamentalną konsekwencją złożoności jest opisane przez Nassima Nicholasa Taleba w książce Czarny łabędź zjawisko „nieprzejrzystości epistemologicznej świata”. W realnym świecie, pełnym wzajemnych powiązań, zależności, ujemnych i dodatnich pętli sprzężeń zwrotnych mamy do czynienia z sytuacją, o której Taleb tak pisze w swojej znakomitej książce: „W tej perspektywie nie ma jednego równania, które rządzi wszechświatem; musimy obserwować dane i stawiać hipotezy dotyczące rzeczywistych procesów, a następnie „kalibrować” i dostosowywać nasze równanie na podstawie dodatkowych informacji (…) Mówię tu o nieprzejrzystości, braku pełnych informacji, niewidzialności generatora świata”.

Aby zarządzać emocjami, politycy straszą, często wymyślonymi, zagrożeniami. Nie widzą natomiast i nie boją się realnych zagrożeń, wynikających z rosnącej i gęstniejącej sieci wzajemnych powiązań i zależności napędzanych cyfrową rewolucją. Podejmowanie decyzji zawsze obarczone jest błędem. Tym bardziej, że, jak pisze Taleb – pozorne zależności widać najszybciej. A globalny wymiar działań rodzi globalne konsekwencje. Jest się więc czego obawiać.

System złożony będzie stabilny, antykruchy, jeśli będzie miał strukturę fraktalną, samopodobną. To znaczy wówczas, kiedy stabilność, zasobność i odpowiedzialność struktury lokalnej będzie powielana w kolejnych skalach aż do tej najwyższej – globalnej i kiedy będzie oferował pracę, zajęcie dla ludzi o wszelkich rodzajach zdolności i wrażliwości, a nie eksportował na potęgę wybrane umiejętności poza zasięg naszej zdolności do rejestrowania i sprawdzania wiarygodności otrzymywanych informacji zwrotnych

Masowe podróże i masowa turystyka mają dzisiaj swój wymiar w postaci ryzyka epidemicznego dla ludzi. Ale równocześnie, od lat, realizuje się to zagrożenie w świecie zwierząt, roślin i całych społeczności. Przenoszone z transportowanymi organizmami i towarami roznoszone są po całym świecie choroby atakujące uprawy i hodowlę na poziomie lokalnym i globalnym. Rozpowszechniane są tak zwane gatunki inwazyjne, rujnujące lokalne ekosystemy, ale i przynoszące skutki na skalę planetarną. Z drugiej strony wystarczy, że domowym hodowcom spodoba się jakiś lokalny gatunek rybek, ptaków a prawdopodobieństwo, że za chwilę nie znajdziemy go już w warunkach naturalnych, zaczyna graniczyć z pewnością. Ruch statków wycieczkowych zatruwa popularne cele turystyczne (statki te to wszak wielkie, napędzane ropą elektrownie i miejsca produkcji odpadów). Mumifikowane są, przez nieograniczony dostęp i cyfrowo-medialną popularność, całe miasta – np. Wenecja, a nawet Barcelona. Stopniowo zanikają w nich realni mieszkańcy i ich codzienne problemy, zastępowani przez ludzi jedynie odgrywających rolę mieszkańców w ramach obsługi potrzeb przemysłu turystycznego.

Na skalę globalną przemieszczają się odpady. Długie, prawie niemożliwe do nieustannego weryfikowania, łańcuchy wzajemnych zależności powodują, że ginie informacja o konsekwencjach podejmowanych lokalnie działań. Pracowicie i odpowiedzialnie segregując odpady nie zdajemy sobie sprawy, że brak lokalnego ich przetwarzania prowadzi do działań niszczących środowisko na drugim, biedniejszym końcu świata, na które nigdy świadomie nie wyrazilibyśmy zgody.

Na globalną skalę przemieszczają się miejsca pracy. Sam międzynarodowy podział pracy nie wydaje się być czymś niebezpiecznym. Odnosiła się do niego teoria przewagi komparatywnej Davida Ricardo. Ale w dzisiejszym globalnym świecie, gdzie mierzymy wartość towarów i usług umownie, poprzez system walut fiducjarnych opartych o monetaryzację długu, miejsca pracy przemieszczają się coraz częściej w sposób zubażający nas i lokalnie i globalnie. Lokalnie, ponieważ znika zapotrzebowanie na kolejne z ważnych ludzkich umiejętności. Całe kategorie pracowników tracą przy tym poczucie własnej wartości, wegetując przy wykonywaniu pracy, do której nie mają zdolności i której nie lubią. Globalnie, ponieważ rośnie nadmiernie wzajemne uzależnienie, widoczne dziś w rozpadzie globalnych łańcuchów dostaw, ze wszystkimi tego tragicznymi konsekwencjami.

Systemy złożone w miarę powiększających się i gęstniejących sieci wzajemnych zależności, powiązań, pętli sprzężeń zwrotnych przekraczających wartość krytyczną, przynoszą w swoim funkcjonowaniu wykładniczo, nieliniowo rosnące ryzyko gwałtownego załamania. Kiedy? Tego dowiadujemy się, gdy przekroczymy wartość krytyczną – w końcu świat jest epistemologicznie nieprzejrzysty. Wiemy natomiast, że przekraczania wartości krytycznej powinniśmy się bać.

Co zatem robić, aby obniżyć globalny wymiar strachu? Skorzystać z wiedzy o tym, jakie działania przybliżają nas do wartości krytycznej, a jakie najprawdopodobniej pozwalają nam zostawać od niej w bezpiecznej odległości. Taleb stawia jako wzór do naśladowania „oddolnych empiryków”. Ludzi ryzykujących własną skórą najpierw na skalę lokalną. Tam, gdzie lepiej rozumiemy i czujemy sieć wzajemnych zależności. Tam, gdzie szybciej dostrzegamy szkodliwe skutki podejmowanych działań. Tam, gdzie łańcuchy zależności nie mają długości, która przerasta nasze zdolności do śledzenia i weryfikowania informacji o skutkach podejmowanych działań. W książce Antykruchość Taleb rozróżnia dwie drogi podejmowania ryzyka – via negativa i via positiva. Ta pierwsza prowadzi nas do eliminowania z naszego działania tego, co znane, ale zbędne i już nieaktualne. Ta druga, która prowadzi do podejmowania nowych działań w oparciu o domniemane związki przyczynowo skutkowe, prowadzące do celu, który chcemy osiągnąć, jest wysoce niepewna. Lepiej testować ją na małych skalach, na lokalne, najlepiej osobiste ryzyko „oddolnych empiryków”, poddając prowadzone według niej działania swoistej kwarantannie.

Zakończyć wojnę behawioralną

W dzisiejszym, globalnym świecie, wojny behawioralnej nie da się wygrać. Ludzie rodzą się różni. Z różnymi talentami, z różnymi wrażliwościami, z różnymi – jak pisze Jonathan Haidt – wrodzonymi „smakami moralnymi”. A w trakcie swojego osobistego rozwoju, korzystając z pętli sprzężeń zwrotnych obejmujących nawiązywanie i utrzymywanie relacji z innymi ludźmi, identyfikację z grupą w ramach socjalizacji i parcie do zdobywania jak najwyższego statusu społecznego, ludzie wybierają swoje własne strategie behawioralne wypełniając wszystkie możliwe stany. Nie da się ich zhomogenizować czy też w sposób trwały okiełznać i podporządkować.

Podejmowane przez polityków i wielki biznes próby wykorzystywania informacji udostępnianych w ramach cyfrowego rejestrowania aktywności ludzi, we wpływaniu na ich emocje, a za ich pośrednictwem na manipulowaniu nimi i wykorzystywaniu do celów, na które świadomie nie wyraziliby zgody, w ramach postępów cyfrowej rewolucji, nie przynosi stabilnych, trwałych rozstrzygnięć. W wyniku takiej niekończącej się gry otrzymamy co najwyżej zero – zysk jednych, zamieni się w stratę drugich. Co najwyżej, ponieważ jest coraz bardziej prawdopodobne, że globalizacja, prowadząc do wzrostu sieci wzajemnych zależności antropogenicznego systemu złożonego,  może przynieść w wyniku toczonej wojny behawioralnej wartości ujemne – wszyscy poniesiemy mniejszą lub większą stratę.

Wszyscy jesteśmy potrzebni. Dotyczy to zarówno polityków o różnych wrażliwościach, jak i pracowników/wyborców/ podatników o różnych wrażliwościach i umiejętno- ściach. Ale zarówno wybierający, jak i wybierani powinni zdobyć elementarną wiedzę o tym, jak funkcjonuje umysł człowieka

Ulegając emocjom – politycy też nie są od nich wolni – wszyscy jesteśmy ślepi na problemy, które przynosi globalizacja. Aby dostrzec w pełni globalny wymiar strachu i jego konsekwencje musimy ograniczyć, a najlepiej zakończyć prowadzone wojny behawioralne. Przesunąć środek ciężkości toczonych, pod wpływem nadmiaru informacji sporów, z obszaru zarządzania emocjami, do obszaru zarządzania faktami.

Szerząca się dziś na świecie pandemia koronawirusa, zarówno ta w świecie realnym, jak i ta w świecie wirtualnym obnaża, na co dzień trudną do zauważenia, ale realnie cały czas istniejącą, dynamikę działania globalnego antropogenicznego systemu złożonego. I nie jest ważne kto ma rację – czy ci, którzy wieszczą katastrofę i apelują o podejmowanie radykalnych i kosztownych działań pogrążając w długach przyszłe pokolenia, czy też ci, którzy uważają, że strach ma wielkie oczy, grypa jest równie poważną chorobą, a podejmowane dzisiaj działania prowadzą do samosprawdzającej się przepowiedni. Skutki epidemii w wymiarze społecznym, ekonomicznym i politycznym pokazują nam już dzisiaj, że sieć wzajemnych powiązań i zależności, napędzana osiągnięciami cyfrowej rewolucji, już dawno przekroczyła wartość krytyczną. Znieczulanie się perfekcją techniki działa zbyt wolno – lekarstwo lub szczepionka (naukowcy wciąż spierają się, czy jest w ogóle możliwa do wykonania) potrzebna jest dziś, a nie za rok – aby uspokoić rozniecone emocje. A toczona na poziomie elit wojna behawioralna tylko pogłębia chaos.

Między porządkiem a chaosem

W królestwie zwierząt zasada jest jedna: zjadasz albo jesteś jedzony, w królestwie ludzi inna: definiujesz albo jesteś definiowany.

Thomas Szasz

Teoria chaosu, z racji pojęciowej opozycji prostota-złożoność nazywana też teorią złożoności, objaśniając realny świat pozwala zrozumieć, że porządek i chaos są dwiema stronami tej samej monety. Ale zachowanie systemów złożonych nie jest dowolne. Jedne działania sprzyjają utrzymywaniu systemów w stabilności, czyniąc je antykruchymi (termin wprowadzony we wspomnianej  książce Nassima Nicholasa Taleba Antykruchość. O rzeczach, którym służą wstrząsy), inne wystawiają nas na rosnące prawdopodobieństwo kumulowania wzajemnych, trudno postrzegalnych powiązań i narastania wewnętrznych nierównowag, czyniąc nas kruchymi, podatnymi na katastrofalne załamania.

System złożony będzie stabilny, antykruchy, jeśli będzie miał strukturę fraktalną, samopodobną. To znaczy wówczas, kiedy stabilność, zasobność i odpowiedzialność struktury lokalnej będzie powielana w kolejnych skalach aż do tej najwyższej – globalnej i kiedy będzie oferował pracę, zajęcie dla ludzi o wszelkich rodzajach zdolności i wrażliwości, a nie eksportował na potęgę wybrane umiejętności poza zasięg naszej zdolności do rejestrowania i sprawdzania wiarygodności otrzymywanych informacji zwrotnych. System taki musi opierać się o lokalne zasoby, przetwarzane w krótszych, ogarnialnych naszym lokalnym postrzeganiem, łańcuchach zależności. Aby mógł powstać i funkcjonować ludzie muszą  wyciągać – na skalę lokalną i globalną – wnioski z prawa Goodharda: „Każda obserwowana statystycznie zależność ma skłonność do zawodzenia, w momencie, w którym zaczyna być wykorzystywana do celów regulacyjnych”. Tak działają antropogeniczne systemy złożone i dlatego obserwowanie rozwoju państw i społeczeństw przez pryzmat wzrostu/spadku PKB już dawno straciło głębszy sens ekonomiczny.

W pogoni za nową informacją, szczególnie za tą, którą da się szybko zamienić na pieniądze, nie powinniśmy przekraczać granicy naszych możliwości odróżniania prawdy od fałszu, rzeczywistych zależności od pozornych związków. David Sumpter w swojej książce Osaczeni przez liczby podaje bezpośredni obraz działania prawa Goodharda: „Naukowcy realizujący dużo badań, w których analizują nowatorskie możliwości, potrafią przetrwać, podczas gdy ci, którzy pieczołowicie sprawdzają ich wyniki, «wymierają»”. Ocena ich pracy dokonuje się bowiem przez liczbę cytowań. Działania naukowe, gospodarcze i polityczne prowadzone lokalnie, jak i te na wielką skalę, powinny być nie tylko otwarte, mieć przejrzyste zależności i algorytmy, ale również być poddawane otwartej, dostępnej naukowej analizie. Przejście od lokalności do globalności powinno prowadzić przez sito myślenia krytycznego i lokalne eksperymenty.

Wszyscy jesteśmy potrzebni. Dotyczy to zarówno polityków o różnych wrażliwościach, jak i pracowników/wyborców/podatników o różnych wrażliwościach i umiejętnościach. Ale zarówno wybierający, jak i wybierani powinni zdobyć elementarną wiedzę o tym, jak funkcjonuje umysł człowieka. Posiąść w ten sposób podstawową umiejętność definiowania samych siebie, a nie nieświadomie pozwalać, poprzez wywoływane emocje, definiować się innym. Dostrzec, że manipulowanie emocjami w czasie nadmiaru informacji, dostarczanych narzędziami cyfrowej rewolucji, nie prowadzi do utrzymywania „rzędu dusz”, ale do chaosu. A tylko zarządzanie faktami, poprzez docieranie do nieaktualnych założeń, heurez, paradygmatów działania, może prowadzić do współdzielenia wartości dodanej.

Unikać chaosu

Strach, jako jedna z emocji, jest naturalnym i potrzebnym każdemu z nas impulsem behawioralnym. Cyfrowa rewolucja, nadmiar informacji, są źródłem dzisiejszych trudności poznawczych i przyczyną zamykania się w bańkach emocjonalnych, w których opieramy się na własnej intuicji, szukamy kontaktu wyłącznie z myślącymi podobnie i odwracamy się od myślących inaczej. Naturalną strategią działania elit jest wojna behawioralna obniżająca i tak niską zdolność do dostrzegania faktów i rozwiązywania problemów. Antidotum na coraz bardziej chaotyczne działanie antropogenicznego systemu złożonego jest redukcja wojen behawioralnych. Życie bardziej lokalne, a mniej globalne w wymiarze politycznym, ekonomicznym i turystycznym.

Jak to konkretnie zrobić? Nie wiem. To jest dziś niełatwe zadanie dla moich dzieci i wnuków. Praca na pokolenia. Ale uświadomienie sobie faktów, skali problemów i zdefiniowanie ich przyczyn jest pierwszym krokiem, aby coś z tym zrobić. W królestwie ludzi przecież albo definiujemy, albo jesteśmy definiowani.

Wesprzyj NK
Stały współpracownik „Nowej Konfederacji”, absolwent UAM na kierunku fizyka teoretyczna. Sekretarz redakcji i dziennikarz drugiego po Gazecie Wyborczej prywatnego tytułu prasowego w Polsce: Wielkopolskiej Gazety Handlowej. Członek zespołu redakcyjnego, a później również wydawca pisma konserwatystów i liberałów „Stańczyk”. Publikował też w tygodnikach „Najwyższy Czas!” i „Solidarność”. Przedsiębiorca. Zajmuje się tematyką złożoności i jej wpływem na zarządzanie we wszystkich jego aspektach, szczególnie w kontekstach psychologii behawioralnej i ewolucyjnej, biologii, medycyny, teorii sieci, teorii chaosu i probabilistyki. Zwolennik wprowadzenia nowych pojęć zdolnych opisywać złożoność współczesnego świata i jej konsekwencje. Na łamach Nowej Konfederacji zaproponował pojęcie Naszyzmu i nową definicję Teorii Ograniczeń (Theory od Constraints – TOC). Miłośnik dobrego wina w każdej postaci – białego, żółtego, pomarańczowego, różowego, czerwonego oraz bąbelkowanego na wszelkie możliwe sposoby.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo