Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Nowy grecki premier Aleksis Cipras podczas swego zaprzysiężenia wyraził to, co myśli wielu Greków: „czas skończyć z polityką poddaństwa”
Zwycięstwo lewicowej Syrizy w greckich wyborach parlamentarnych 25 stycznia zostało przyjęte w europejskich stolicach z dużą rezerwą. Formacja ta obiecała bowiem, że wymusi na elitach w Berlinie i Brukseli umorzenie co najmniej jednej trzeciej długu, cofnie narzucone przez możnych Europy reformy, zerwie z polityką restrykcyjnych oszczędności w celu „rozruszania gospodarki”, i zmusi Europejski Bank Centralny do „poluzowania polityki pieniężnej”. Nowy grecki premier Aleksis Cipras podczas swego zaprzysiężenia wyraził to, co myśli wielu Greków: „czas skończyć z polityką poddaństwa”.
Kuracja neokolonialna
Ta „polityka poddaństwa” doprowadziła według niego do tego, że zadłużenie Grecji zamiast zmaleć wzrosło z 128 do 175 proc. PKB, bezrobocie wynosi 25 proc., a wartość płac realnych zmniejszała się od 2009 r. o średnio 5 proc. rocznie. Ponad jedna trzecia Greków (37,5 proc.) żyje poniżej granicy ubóstwa. PKB zmalał od 2010 r. o jedną czwartą i kraj wciąż tkwi w trwałej recesji. Jeszcze bardziej bolesne od zaciśnięcia pasa i spadku poziomu życia jest jednak poczucie utraty gospodarczej i politycznej suwerenności.
Inspektorzy „trojki” – czyli trzech kredytodawców: Unii Europejskiej, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Europejskiego Banku Centralnego, którzy udzielili Grecji pierwszego pakietu pomocowego w 2010 r. – regularnie odwiedzają kraj, zaglądają do ksiąg i dyktują rządowi w Atenach kolejne decyzje. Które państwowe spółki należy sprywatyzować, o ile obciąć pensje i emerytury – zarządza „trojka”.
Kapitulacja nie wystarczy. Brukselskie elity traktują południowe peryferie Europy jak biedne neokolonie, którymi należy zarządzać za nie same. Dwa pakiety pomocowe przyznane Grecji przez „trojkę” to przy tym nie jałmużna, lecz pożyczki obarczone odsetkami, które służą przede wszystkim spłacie zadłużenia w niemieckich i francuskich bankach. Według szacunków MFW Grecja zapłaci tylko od pierwszego pakietu pomocowego, wartego 110 mld euro, ponad 130 mld euro odsetek.
Według greckiego ekonomisty prof. Alika Yotopoulou wyprzedaż greckiego majątku narodowego osiągnęła nieznaną dotychczas w Europie skalę. Zagranicy sprzedano 14 lotnisk, liczne porty (w tym część słynnego od starożytności portu w Pireusie), gazociągi, wodociągi, dużą część sektora telekomunikacyjnego, budynki publiczne, plaże, a nawet całe wyspy. Yotopoulou przyrównał proces prywatyzacji do „neokolonialnej strategii”.
Dwa pakiety pomocowe przyznane Grecji przez „trojkę” to przy tym nie jałmużna, lecz pożyczki obarczone odsetkami, które służą przede wszystkim spłacie zadłużenia w niemieckich i francuskich bankach
„Straciliśmy sektor energetyczny, naszą ziemię, nasze lotniska. Wszystko jest na sprzedaż” – przekonuje także dawny rzecznik ds. polityki zagranicznej Syrizy, obecnie wiceminister obrony, Kostas Isichos. Według niego w Grecji inwestują już tylko fundusze hedgingowe, które wzbogacają się na pogłębiającej się nędzy narodu. Główną winą za obecny stan rzeczy współcześni Helleni obarczają Niemcy. Dlatego na zwycięskim wiecu Syrizy transparenty buńczucznie głosiły: „Dobranoc pani Merkel. Idź do diabła!”
Czas weryfikacji
Pozostaje pytanie, czy Syriza będzie w stanie spełnić wszystkie złożone obietnice. I wymusić na Berlinie i Brukseli ustępstwa. Rozdanie kartek żywnościowych najuboższym i darmowe posiłki w szkołach – to nie wymaga dużego wysiłku. Nic nie stoi też na przeszkodzie, by obłożyć greckich armatorów i magnatów medialnych wysokimi podatkami, w celu pokrycia części budżetowego deficytu. Cofnięcie reform i zatrzymanie prywatyzacji – rząd Ciprasa zatrzymał już sprzedaż reszty państwowych udziałów w porcie w Pireusie – także jest możliwe. Ponieważ grecki budżet wykazuje obecnie lekką nadwyżkę, kraj byłby w stanie utrzymać się przez jakiś czas samodzielnie, bez zaciągnięcia nowych kredytów.
Głównym problemem jest ogromny dług i związane z nim odsetki. Jeśli Grecja przestanie go spłacać EBC odmówi refinansowania greckich banków i kraj będzie zmuszony opuścić strefę euro. Cipras jednak wyraźnie podkreślił, że tego nie chce. „Nie ma alternatywy dla euro” – zadeklarował. Powrót do drachmy byłby jego zdaniem zbyt kosztowny, zarówno gospodarczo, jak i politycznie. Peryferyjny status Grecji tylko by się pogłębił.
Niemcy jednak dali już wyraźnie do zrozumienia, że umorzenie nawet części greckiego długu „nie wchodzi w rachubę”. Z Berlina dobiegają wyraźne sygnały, że strefa euro, w o wiele lepszej kondycji niż na początku greckiego kryzysu w 2009 r., poradzi sobie bez Aten. „Grexit” nie straszy aż tak bardzo, jak Cipras by chciał. Mimo iż Berlinowi ciężko byłoby wytłumaczyć niemieckim podatnikom, że miliardy euro kredytów za które ręczyli, mogą przepaść. W Berlinie i Brukseli liczą więc na kompromis. Jednym z możliwych scenariuszy jest odsunięcie terminu spłaty kredytów w czasie oraz kolejne zmniejszenie odsetek. Albo powiązanie spłaty długu z wzrostem gospodarczym, czego Ateny domagają się od dawna.
To jednak postawiłoby Syrizę w trudnej pozycji wobec jej własnych wyborców, którzy rekrutują się z kasty tych, którzy najbardziej ucierpieli na kryzysie i „grabieży” kraju przez banksterów. Nie mają nic do stracenia i nie zadowolą się zgniłymi kompromisami. Na dodatek duża część posłów Syrizy rekrutuje się z radykalnego, lewicowego skrzydła partii i raczej nie zgodzi się na skręt, nawet najbardziej subtelny, w kierunku centro-lewicy.
Entuzjazm dla pogardy
Dlatego Cipras, mimo wyraźnie złagodzonej retoryki, dalej szuka sposobów na zaszantażowanie europejskich elit. 30 stycznia minister finansów Grecji Janis Warufakis spotkał się z szefem Eurogrupy Jeroenem Dijsselbloemem i oświadczył, że nie będzie negocjował z „trojką”. Do końca lutego inspektorzy triumwiratu mają skończyć przegląd greckich finansów i zadecydować, czy pożyczą Atenom kolejne 7 mld euro, niezbędne, by kraj mógł kontynuować spłatę zadłużenia. Warufakis dał wyraźnie do zrozumienia w rozmowie z szefem Eurogrupy, który z trudem krył swą irytację, że Grecja tych pieniędzy nie potrzebuje.
Demonstracyjna pogarda greckiego ministra wobec kredytodawców spotkała się z dużym entuzjazmem w innych zadłużonych peryferiach Europy, gdzie bunt wobec centrum również narasta. I przewodzą mu, tak jak w Grecji, siły lewicowe. W Hiszpanii szykuje się zwycięstwo skrajnie lewicowego ruchu Podemos w tegorocznych wyborach parlamentarnych. Jego lider, Pablo Iglesias domaga się reformy UE i „zmniejszenia ciężaru zadłużenia krajów peryferii Europy”. W Irlandii zaś w sondażach prowadzi eurosceptyczna Sinn Fein (też o wyraźnie lewicowych inklinacjach), która domaga się „europejskiej konferencji dłużników”.
Romans z Rosją?
Co jednak jeszcze bardziej niepokoi europejskie elity to fakt, że bunt peryferii idzie w parze z bardziej niż przychylnym stosunkiem buntowników do Rosji. Cipras przyjazne relacje z Kremlem nawiązał już dawno: w maju zeszłego roku gościł na Kremlu, gdzie spotkał się m.in. z Walentiną Matwijenko, przewodnicząca izby wyższej parlamentu Rosji. Jeszcze we wrześniu Syriza wychwalała ofensywę prorosyjskich separatystów na wschodniej Ukrainie, poparła referendum krymskie i oskarżała władze w Kijowie o tolerowanie neonazizmu. Sankcje nazwała przy tej okazji „neokolonialną bulimią”.
Europosłowie partii w PE głosowali uporczywie przeciwko rezolucjom potępiającym Rosję za działania na Ukrainie. Nowy grecki rząd wprawdzie nie sprzeciwił się na spotkaniu szefów dyplomacji UE 29 stycznia w Brukseli przedłużeniu już nałożonych na Rosję sankcji do grudnia 2015, ale optował za tym, by wprowadzenie nowych odsunąć w czasie. Szef greckiej dyplomacji zapewniał przy tym, że „nie jest rosyjską marionetką”. Nie przekonał jednak swoich europejskich partnerów.
Niechęć Syrizy do sankcji wynika po części z faktu, że partia skupia głównie lewicowych radykałów i starych komunistów o silnej anty-amerykańskiej inklinacji. Niemiecki tygodnik „Der Spiegel” nazwał partię „skupiskiem marksistów, trockistów i anarchistów”. To spuścizna po okresie Zimnej Wojny, kiedy lewicowe rządy w Atenach często wspierały pozycję sowieckich władz. Manifest Syrizy z 2013 r. otwarcie nawoływał do wyjścia Grecji z NATO i likwidacji amerykańskiej bazy na Krecie. Na wiecach partii często można było zobaczyć flagi z sierpem i młotem.
Na zwycięskim wiecu Syrizy transparenty buńczucznie głosiły: „Dobranoc pani Merkel. Idź do diabła!”
Grecja jest także jednym z tych państw, które na sankcjach wobec Moskwy tracą najbardziej. Rosja jest największym partnerem handlowym Aten (wartość obrotów handlowych to 7 mld euro), a sankcje i spadek kursu rubla odbiły się na przyjazdach Rosjan do Grecji, dla której turystyka jest najważniejszym źródłem dochodów. Greccy rolnicy na rosyjskim embargu na żywność z UE stracili 430 mln euro. Także partner koalicyjny Syrizy, Niezależni Grecy, patrzą tęsknie na Wschód, choć z nieco innych powodów. Maleńkie prawicowo-populistyczne ugrupowanie dąży do ustanowienia w Grecji „systemu politycznego opartego na prawosławiu”.
Berlin obawia się, że Kreml wykorzysta Grecję do tego, by przełamać wspólny unijny front przeciwko Moskwie, front, który i tak jest bardziej niż kruchy. Divide et impera, „dziel i rządź”, to wypróbowana taktyka Kremla. A Putin dał wyraźnie do zrozumienia, że „pomoże Grekom, gdyby w wyniku walki z neokolonialnym dyktatem” UE i Niemiec musieli opuścić najpierw strefę euro, a potem samą UE, choćby poprzez udzielenie kredytu czy zniesienie embarga na greckie towary.
Zmienić drużynę czy podbić stawkę
Podobnie jak premier Węgier Viktor Orban, Cipras widzi w Rosji jedynego możliwego sojusznika w konfrontacji z Brukselą i Berlinem. Zbliżenie z Rosją ma pokazać, że Ateny „mają jeszcze inne opcje” niż dyktat UE. Sympatie do Moskwy można zrozumieć w kraju, który przez 400 lat pozostawał pod turecką okupacją i dla którego carska Rosja była jednym z gwarantów niepodległości w połowie XIX wieku. Trudno jednak pojąć pobłażliwość wobec Putina, odpowiedzialnego za krwawą jatkę w Donbasie.
Na dodatek Rosja nie jest w stanie rozwiązać problemów gospodarczych i finansowych Aten nawet gdyby chciała, bo sama jest obecnie pogrążona w kryzysie. Nie spłaci 321 mld euro greckiego długu. Dzięki nowym władzom w Atenach może jednak dalej grać na podział Europy, który ułatwia jej realizację neoimperialnej polityki na własnych rubieżach.
Sojusz z Rosją zawsze oznacza uzależnienie. Polityczne i gospodarcze. Wybierając Moskwę Grecja wymieniłaby unijny dyktat na kremlowski. Pozostaje więc mieć nadzieję, że Rosja jest dla Aten tylko kolejną kartą przetargową w grze z Berlinem i Brukselą, która pozwala jej podbić stawkę.
” Maleńkie prawicowo-populistyczne ugrupowanie dąży do ustanowienia w Grecji „systemu politycznego opartego na prawosławiu”
W bardzo wielu źródłach prasowych pojawia się ta zbitka „prawicowo-populistyczne” jako określenie Niezależnych Greków. Autorka to powiela. Dlaczego nie w wypadku Syrizy? Kto jest bardziej populistyczny?
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Cykl "Patrząc z Polski" dobiegł końca. Czas na podsumowanie i wnioski, jakie z niego wynieśliśmy
Nie dbamy o retencję. Mówiąc obrazowo: jeśli w betonową rynnę wpuścimy wodę, to będzie ona płynęła tamtędy tylko wtedy, kiedy będzie dostarczana. Jeśli wsadzimy tam gąbkę, to ona przytrzyma wodę na dłużej
Aby zrozumieć globalną determinację związaną z wdrażaniem technologii 5G, a zwłaszcza jej znaczenie dla pojedynczego konsumenta, niezbędne jest przybliżenie kluczowych informacji dotyczących jej samej oraz osadzenie ich w szerszym technologiczno-geopolitycznym kontekście
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie