Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
27 lutego tego roku kanclerz Niemiec Olaf Scholz, podczas swego słynnego już przemówienia, ogłosił tzw. Zeitenwende (przełom). Czym jest Zeitenwende? Czy faktycznie oznacza przełom w polityce Niemiec?
Zeitenwende składa się z trzech części: z polityki obronnej, polityki energetycznej i polityki wobec Rosji. Pierwsza część – polityka obronna – podlega wyraźnej zmianie. Jest ona realizowana całkiem dobrze – środki finansowe na nią zostały zatwierdzone, nie ma żadnego sprzeciwu wewnątrz koalicji, wszystko przebiega sprawnie i skutecznie. Dotyczy to w szczególności działań na rzecz lepszego wyposażenia Bundeswhery, odstraszania nuklearnego i dzielenia odpowiedzialności w ramach NATO. To, oraz decyzje co do rozmieszczenia sprzętu na wschodniej flance i niemieckie zobowiązania złożone na niedawnym szczycie NATO – wygląda imponująco. Chciałbym tu dodać, że przez 16 lat nie otrzymaliśmy od Angeli Merkel w zakresie polityki bezpieczeństwa tyle, ile w 4 miesiące od Olafa Scholza.
Następnie mamy politykę energetyczną. Poprzedni plan w tym obszarze musiał zostać zrewidowany i dostosowany do rzeczywistości. A mianowicie, zanim staniemy się wolni od paliw kopalnych, musimy najpierw „uwolnić” się od Putina. Ta część także posuwa się naprzód w dobrym tempie; mamy odpowiedzialną osobę, która dobrze realizuje swoje zadania w tym wymiarze, czyli ministra gospodarki Roberta Habecka. Z pewnością będzie to niełatwa i wyboista droga, ale jedyna, by uczynić Niemcy niezależnymi od rosyjskich paliw.
Przed 24 lutego tego roku nikt nie myślał tu o decouplingu z Rosją. Na razie, w obecnej sytuacji, nie ma też pomysłu na to, jak relacje z Rosją mogłyby wyglądać w przyszłości
Ostania część – ta dotycząca Rosji – martwi mnie najbardziej, ponieważ tu, inaczej niż w dwóch poprzednich kwestiach, nie ma żadnego planu, który obowiązywałby wcześniej. Dlaczego? Bo przed 24 lutego tego roku nikt tu nie myślał o decouplingu z Rosją. Na razie nie ma też pomysłu na to, jak relacje z Rosją mogłyby wyglądać w przyszłości. Ten brak planu powoduje, że widzimy pewne wahania po stronie naszych polityków i pewien brak konsekwencji w decyzjach dotyczących spraw niemiecko-rosyjskich.
Podsumowując, Zeitenwende składa się z trzech części – dwóch realizowanych całkiem sprawnie i jednej kompletnie nieuformowanej, co stanowi problem.
Jaka jest teraz geopolityczna pozycja Niemiec w Europie? Jak wpłynęła na nią wojna?
To geopolityka Europy się zmieniła, a nie geopolityka Niemiec. I jest to konsekwencja wojny, jaką zdecydował się wywołać Putin. Uczyniła z Europy miejsce konfrontacji, co było nie do pomyślenia wcześniej. Pełnoskalowa militarna napaść na inny suwerenny kraj – myślę, że to jest zmiana geopolityczna, której miażdżące efekty zmieniają Europę. Stosunek Europy do Rosji, do samej siebie w ramach UE, i do NATO. Tu nie tyle chodzi o to, jak zmienia się pozycja geopolityczna samych Niemiec, ale jak zmienia się pozycja Niemiec na wspólnej drodze z NATO i innymi sojusznikami z UE.
Jak wojna wpływa na pozycję Niemiec jako lidera Europy?
Używanie siły jest dla współczesnych Niemiec najbardziej niepożądanym i niewygodnym sposobem prowadzenia stosunków międzynarodowych. Ten kraj słynie raczej z używania swojej dyplomacji i różnych cywilnych metod dostępnych w polityce oraz czerpania siły przy użyciu środków gospodarczo-dyplomatycznych – i jest z tego dumny. Domena militarna zaś to najsłabsza strona Niemiec. Jedną z przyczyn tej słabości jest fakt, że kraj ten unika używania środków militarnych, których zresztą nie ma za wiele. Więc aktualna koncentracja na militarnych aspektach polityki osłabia pozycję Niemiec. Nie jesteśmy potęgą wojskową. To się jednak zmieni; może nie w dziesięć dni czy miesięcy, a raczej przez lata. XXI wiek to czas potęgi militarnej i konfrontacyjnej polityki, co w krótkiej perspektywie osłabi Niemcy.
Domena militarna zaś to najsłabsza strona Niemiec. Jedną z przyczyn tej słabości jest fakt, że kraj ten unika używania środków militarnych, których zresztą nie ma za wiele
Rosja silna gospodarczo czy słaba i pokonana – która z nich jest w interesie Niemiec?
W relacjach Niemiec z Rosją gospodarka nigdy nie była priorytetem. Motorem tych relacji zawsze były dwie kwestie: geografia i historia. Geografia – ponieważ Rosja nie zamierza zniknąć z mapy świata; jest krajem o kilku strefach czasowych, położonym w niedalekim sąsiedztwie Niemiec. Historia – z powodu traumatycznych doświadczeń z dwóch wojen światowych. Próba dogadywania się z Rosją i życia w dobrych stosunkach z nią, bez względu na to, kto zasiada na Kremlu, była od zawsze elementem powojennego konsensusu. Właśnie to było i jest tą siłą napędową. A korzyści ekonomiczne, które się z tym wiązały, były pożądanym, ale drugorzędnym czynnikiem. W naszych relacjach nie chodzi głównie o gospodarcze korzyści, jak często mylnie się to przedstawia. Rosyjska gospodarka jest za mała, by grać ważną rolę dla tak dużego, nastawionego na eksport kraju jakim są Niemcy. Gaz jest tu wyjątkiem, a nie regułą.
W przyszłości będziemy obserwować decoupling Niemiec i Rosji. Niemiecka gospodarka w dużej mierze wycofuje się stamtąd i już wyprzedaje swoje aktywa. Już za kilka lat Niemcy będą niezależni od dostaw energetycznych z Rosji. W rezultacie, wartość gospodarczego aspektu naszych relacji znacznie się zmniejszy. Tym, co nadal będzie napędzało tą relację, jest polityka, której głównym elementem jest zagrożenie nuklearne, dotyczące tak Niemiec, jak i innych krajów europejskich. Fakt obecności głowic jądrowych w Kaliningradzie, czyli 200 sekund lotu rakiety od Berlina, nie będzie w przyszłości do zaakceptowania bez odpowiedniego odstraszania.
Czy uważa pan, że po wojnie możliwy jest powrót do tzw. business as usual z Rosją?
Nie. To znaczy: na początku wojny wśród niewielkiej mniejszości były nadzieje na status quo ante. Z politycznego punktu widzenia, nastąpiło jednak tak poważne złamanie wszelkich ogólnie przyjętych zasad stosunków międzynarodowych, że dopóki Putin lub jakikolwiek „putinizm” rządzi na Kremlu, nie ma już perspektyw na żadne status quo. Relacje z Rosją zostaną zredukowane do minimum i ograniczą się raczej do odstraszania niż badania jakichkolwiek możliwości współpracy. Mamy do czynienia z kleptokratycznym reżimem prowadzącym wojnę w Europie, który z pewnością nie będzie mniej kleptokratyczny po wojnie. Dlatego scenariusz zakładający, że po zakończeniu konfliktu inwestorzy będą chętnie wracać do Rosji, by robić biznesy w takiej a nie innej geopolitycznej atmosferze, jest trudny do wyobrażenia. Dlatego wierzę, że przyszłe relacje z Rosją będą bardziej oparte na ostrożności i nieufności i będą mocno ograniczone.
W przyszłości będziemy obserwować decoupling Niemiec i Rosji. Niemiecki biznes w dużej mierze wycofuje się stamtąd
Czy Niemcy postrzegają Rosję jako zagrożenie dla swego kraju?
Rosja ze swymi wyrzutniami rakietowymi w Kaliningradzie stanowi poważne zagrożenie nuklearne nie tylko dla RFN, ale także dla innych sojuszników NATO. Nie wiem, jak w tych okolicznościach można by inaczej opisać Rosję, jak tylko jako fundamentalne zagrożenie dla bezpieczeństwa Niemiec.
Czy zawsze tak było? Za czasów Angeli Merkel także?
Od czasów pani Merkel coś się zasadniczo zmieniło – a mianowicie sposób postrzegania rosyjskiego zagrożenia w Niemczech. Rosja rządzona przez Putina i jego neoimperialistyczną ideologię od zawsze była zagrożeniem, ale teraz potwierdziła swoją gotowość do użycia pełnowymiarowej siły militarnej przeciwko innemu krajowi. Co więcej, niesławne rosyjskie żądania przedstawione krajom NATO w grudniu 2021 na piśmie ujawniły długofalową strategię Kremla dotyczącą zastąpienia amerykańskiego parasola nuklearnego w Europie parasolem rosyjskim. To definiuje postrzeganie Rosji przynajmniej na najbliższe lata.
Jednak biorąc pod uwagę relacje biznesowe Niemiec i Rosji ostatnich lat i ich efekt, czyli Nord Stream 2, trudno dojść do wniosku, że rosyjska inwazja na Krym pogorszyła te relacje.
Nie mogę się zgodzić. Relacje rosyjsko-niemieckie były napięte już przed wybuchem konfliktu, bardziej napięte niż po 1990 r. To Niemcy zjednoczyły Europę w sprawie sankcji na Rosję w 2014 r. Sankcje były tym czynnikiem, który wpływał na stopniowe pogarszanie się relacji z Rosją w ostatnich latach. Nord Stream 2 nie był jedynym elementem polityki względem Rosji, chociaż niektórzy właśnie tak to widzą. Nie chcę tu bronić Nord Streamu, w zasadzie byłem jego aktywnym krytykiem od lat. Jednak sprowadzanie relacji rosyjsko-niemieckich tylko do tego, przy jednoczesnym ignorowaniu ich ciągłego pogarszania się, nie jest w porządku i tworzy nieprawdziwy obraz. Można by nawet powiedzieć, że jedynym, co pozostało z tych relacji do 24 lutego, jest gazociąg.
Jens Plötner, doradca kanclerza Scholza, przemawiając 21 czerwca w German Council on Foreign Relations zasugerował, że powinniśmy „więcej zastanawiać się nad kształtem przyszłych relacji z Rosją, zamiast ciągle debatować na temat niemieckich dostaw broni na Ukrainę”. Czy miał on na myśli powrót do biznesowych relacji z Rosją? Czy może pan skomentować tę wypowiedź?
Chciałbym wierzyć, że miał na myśli co innego. Ponieważ nikt w Niemczech nie planował żadnego decouplingu z Rosją, który w zasadzie już się dzieje, nie mamy nadal żadnego długofalowego pomysłu, czy i do jakiego stopnia zaangażować się w relacje z tą ogromną masą lądową Eurazji. Niemcy nie mają strategii, jak radzić sobie z autorytarnym reżimem Putina po wojnie. Przed nami jest więc duże wyzwanie. Oczywiście, mam nadzieję, że pan Plötner nie miał na myśli żadnego status quo ante, ale politykę adekwatną do zagrożenia, jakim jest Rosja.
Wojna zaczęła się 24 lutego, a Niemcy wysłały Ukrainie pierwsze sztuki broni ciężkiej 21 czerwca. Dlaczego dopiero po 4 miesiącach?
Oczywiście możemy zawęzić pytanie do broni ciężkiej, ale czy widziała pani oficjalną listę sprzętu wysłanego na Ukrainę? Po pierwsze – jest dosyć imponująca. Po drugie, Niemcy nie wysłały na Ukrainę czołgów zachodniego typu, ponieważ nie zrobił tego żaden inny kraj NATO. Angażują się za to w wysyłanie przez swoją wschodnią granicę sowieckiego sprzętu, w tym czołgów.
Relacje rosyjsko-niemieckie były napięte już przed wybuchem konfliktu, bardziej napięte niż po 1990 r.
Widzę tu następujące rozumowanie: sytuacja jest wyjątkowo niebezpieczna i musimy balansować pomiędzy pomocą Ukrainie a ryzykiem bycia wciągniętym w wojnę. Niemcy nie chcą wychodzić przed szereg. Chcą robić to, co robi reszta sojuszników, nic ponadto. To oznacza, że gdy kraje zachodnie stopniowo zwiększają swoje dostawy broni na Ukrainę, Niemcy również. A skoro NATO, a w szczególności Stany Zjednoczone nie wysyłają zachodnich czołgów, Niemcy także nie będą tego robić. Zachowanie rządu Scholza może być według mnie interpretowane jako bycie dobrym sojusznikiem, ale wspólnie z innymi – gdzieś pośrodku grupy.
Podczas ostatniego forum ekonomicznego w Davos polski prezydent Andrzej Duda odniósł się do sprawy wymiany czołgów w ten sposób: „Dzisiaj ogromna część polskich czołgów, tych, które stanowią wyposażenie polskiej armii, to niemieckie czołgi Leopard. Jeżeli zostalibyśmy wsparci przez naszych sojuszników z Niemiec jakąś partią czołgów, które stanowiłyby dla nas zastępstwo za te czołgi, które oddaliśmy Ukrainie, bylibyśmy bardzo wdzięczni. Mieliśmy taką obietnicę, słyszymy, że Niemcy nie będą chciały się z tej obietnicy wywiązać, jest to dla nas duży zawód”. Mogę prosić o komentarz?
Życzyłbym sobie, aby polscy politycy na czele z panem Dudą przestali atakować Niemcy, a raczej skupili się na naszej wspólnej polityce na Ukrainie. Myślę, że zachowanie i ton polityków rządzącej koalicji względem Niemiec jest nie na miejscu, i to w tak szczególnym czasie, czasie wojny i wspólnych wysiłków. Ciągła krytyka i atak na Niemcy w polskich kręgach rządowych zamiast próby zrozumienia niemieckiego stanowiska i niwelowania różnic stała się powszechnym zjawiskiem. Fakt braku publicznej reakcji ze strony niemieckiej zdaje się jeszcze bardziej zachęcać polskich polityków. Bez względu na to, jak bardzo krytycznie podchodzi się do sojusznika (a czasem są ku temu powody), powinno to zostać powiedziane za zamkniętymi drzwiami, a nie w mediach. Jest to od dawna przyjęta zasada, o której niektórzy w Polsce jakby zapomnieli.
Z drugiej strony, czy nie sądzi pan, że nawet wewnątrz niemieckiej koalicji słychać dużo krytycznych głosów wobec kanclerza Scholza i jego polityki?
Jesteśmy społeczeństwem otwartym, a na naszych oczach trwa głośna, skomplikowana debata krajowa na temat bardzo istotnych kwestii związanych z bezpieczeństwem – zupełnie jak w Ameryce. Tak jak posłowie Bundestagu z naszej własnej koalicji ostro krytykują politykę kanclerza wobec Ukrainy, tak amerykańscy członkowie Kongresu z obu partii atakują Biały Dom, który uważają za zbyt powściągliwy. Ale szczerze powiedziawszy, byłbym bardziej zaniepokojony, gdyby nie było takiej debaty.
Skoro NATO, a w szczególności Stany Zjegnoczone nie wysyłają zachodnich czołgów, Niemcy także nie będą tego robić
Czy prawdą jest, że niektóre państwa Europy Zachodniej, w tym Niemcy, popierają jak najszybsze zawieszenie broni na Ukrainie, nawet za cenę pewnych ustępstw z jej strony?
Chciałbym spytać, na czym oparte są takie stwierdzenia? Czy słyszeliśmy coś podobnego od któregoś z premierów państw europejskich? Jest to oparte na jakichś fantazjach, a nie na faktach.
Czy Niemcy są za wzmocnieniem militarnym wschodniej flanki?
Niemcy na ostatnim szczycie NATO zobowiązały się właśnie do tego! Czy to takie trudne pozbyć się wszelkich uprzedzeń wobec Niemiec i bez nich oceniać nasze zachowanie?
Pytam, gdyż niektóre wypowiedzi czy też zachowania kanclerza Scholza mogą wprawiać słuchaczy w zakłopotanie, na przykład jego kontrowersyjna odpowiedź na konferencji prasowej po szczycie G7 na pytanie dotyczące gwarancji dla Ukrainy. Dlaczego zareagował w taki sposób na proste pytanie dziennikarki?
Nie będę tego komentował od strony psychologicznej, ale muszę się z panią zgodzić, że niektóre z wypowiedzi tego kanclerza pozostawiają wiele do życzenia. Jednak patrząc na twarde fakty, widać, jakie decyzje podjęła RFN jako sojusznik NATO w tej właśnie sprawie. Niemcy zamierzają rozlokować w następnych latach na wschodniej flance dużo więcej wojska niż inne kraje europejskie. To mówi samo za siebie, więc pytanie, czy Niemcy popierają wzmocnienie flanki wschodniej, jest nie na miejscu. Należałoby się raczej zastanowić, dlaczego Polska wymaga od Niemiec zaangażowania na wschodniej flance, sama odmawiając zgody na stacjonowanie niemieckich wojsk na swojej ziemi? Jesteśmy ponad 75 lat po wojnie i mamy bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa na wschodzie. Skąd to stanowisko ze strony Polski? Byłaby szansa na wspólne działanie Polski i Niemiec.
Die Welt, a dokładniej Philipp Fritz pisze, że Ukraina w Unii Europejskiej zmieniłaby układ sił w Europie na niekorzyść Niemiec. Jakie jest pańskie zdanie na ten temat?
Byłoby wręcz odwrotnie, pod warunkiem, że Niemcy zmienią swoją Ostpolitik. To oznaczałoby zredukowane kontakty z Rosją, zwłaszcza gospodarcze, a koncentrację na wzmacnianiu Ukrainy jako przyszłego kraju UE. Jeśli tak się stanie, relacje pomiędzy krajami wschodniej Europy i Niemcami mogą być silne. Wspólnie z Polską, jeśli ta okaże chęć współpracy z Niemcami. Jeśli politycy po wszystkich stronach zrozumieją tę szansę, w efekcie będziemy mieli bardzo efektywną współpracę.
Ciągła krytyka i atak na Niemcy w polskich kręgach rządowych zamiast próby zrozumienia niemieckiego stanowiska i niwelowania różnic stała się powszechnym zjawiskiem
Jaki jest obecnie stosunek Niemiec do silnej pozycji USA w Europie?
Nie ma bardziej niezbędnej relacji niż ta pomiędzy USA a Europą i ostatnie miesiące to potwierdziły. W czasie nuklearnego zagrożenia ze strony Rosji, Stany Zjednoczone ze swymi zapewnieniami zabezpieczenia nuklearnego Europy Środkowo-Wschodniej są absolutnie kluczowe dla pokoju w Europie. Ameryka w tym aspekcie jest nie do zastąpienia. Jest to coś, co od czasu do czasu musimy tłumaczyć naszym francuskim sojusznikom, którzy z oczywistych powodów nie rozumieją, dlaczego wszystkim ich sąsiadom na wschód od Renu tak bardzo zależy na obecności USA w regionie. Ameryka jest także zabezpieczeniem przed samowolą i szkodliwymi ambicji geopolitycznymi krajów europejskich. To nie kto inny, jak Stany zjednoczył kraje Europy w okresie pomiędzy październikiem 2021 r. a lutym 2022 r., zanim Putin zaatakował Ukrainę. Ciekawe, czy Europa sama, bez przywództwa USA, byłaby w stanie tak efektywnie połączyć siły przeciwko Putinowi? Ameryka wydaje się więc niezbędna pod względem obronnym i jako czynnik jednoczący Europę.
Nie uważa pan, że im silniejsza pozycja USA w Europie, tym słabsza pozycja Niemiec jako lidera?
Wręcz przeciwnie. Tylko razem jesteśmy silni i nie ma żadnego sensu przeciwstawiać nas sobie, co zbyt często dzieje się na przykład na polskiej scenie politycznej.
… A tymczasem Ukraińcy walczą na tej wojnie siłą rzeczy – z racji każdej przewagi Rosji – w sposób partyzancki. Nie odpuszczają, bo nie mogą, dostając również kolejne partie nowoczesnego sprzętu z Zachodu. Zatem w sumie matematycznie i fizycznie nie mogą przegrać, tak jak Rosja nie może wygrać z prawie całym, normalnym światem. Proste, jasne, klarowne i logiczne, choć to czart na tym świecie rozdaje karty. A lewica unijna, europejska, światowa się wścieka…
To Niemcy od 2006 [Nord Stream 1] konsekwentnie krok po kroku budowały swój bismarckowski odnowiony sojusz z Kremlem. Kosztem Ukrainy, Polski, Wschodniej Flanki NATO, generalnie Europy. Egoistycznie – w swoim własnym interesie. Tanie surowce energetyczne z Rosji to tylko jakby widoczny czubek góry lodowej. Od Deauville 2010 zaczęła się śpiewka o „nowej lepszej Unii Euroazajtyckiej od Lizbony do Władywostoku”. To było pokłosie resetu, w ramach którego Polska i Ukraina [i reszta Europy Środkowej, ale i Skandynawowie] znaleźli się w sytuacji poświęconych pionków w imię budowania „Strategicznej wizji” Brzezińskiego okrążenia Chin z pomoca Europy i Rosji – realizowanej już w konkretach od pamiętnego dla nas 17 września 2009. Skandynawowie po ogłoszeniu „resetu” i po pokazowych ćwiczeniach Kremla atomowego ataku na Warszawę miesiąc później, zawiązali w grudniu 2009 NORDEFCO. Polska i Ukraina zostały sobie na lodzie, w lutym 2010 odbyły się całkowicie jawnie przedrukowane wybory prezydenckie w Ukrainie, w kwietniu bardzo szczęśliwy dla owego resetu wypadek smoleński i tak to szło metoda równi pochyłej i demontażu Polski aż do jesieni 2013, gdy pan Obama zorientował się, że Berlin, Kreml [i Paryż dokoptowany na dokładkę] tak naprawdę żadnego nadrzędnego planu USA przeciw Chinom nie realizują w interesie Wuja Sama, tylko sami montują własne konkurencyjne supermocarstwo dla detronizacji USA. George Friedman nazwał ten projekt „najgorszym koszmarem geostrategicznym Waszyngtonu”… I Berlin i Paryż trzymały się i trzymają nadal tego planu strategicznego supermocarstwa Lizbona-Władywostok z nadzwyczajnym uporem, Berlin z podwiniętym ogonem i zasłaniając się Brukselą i „europejską solidarnością” i lewarując Chinami, zaś Paryż z racji większego luzu [spowodowanego posiadaniem atomowej pałeczki] otwarcie mówiąc o „europejskiej autonomii strategicznej” jako ten zły glina w europejskim tandemie. Dlaczego Kreml, Berlin i Paryż nadal trzymają się z takim uporem supermocarstwa Lizbona-Władywostok? Od strony kalkulacji koszt/efekt ten plan zapewnia maksymalne korzyści [z hegemonia globalna na czele] przy minimalnych kosztach. Wystarczy tylko poczekać aż USA wyjdą z Europy na Pacyfik. Proste i skuteczne – taki plan zbudowania anty-NATO, czyli „USA out, Russia in, Germany up”. Jeden szkopuł – ta paskudna Polska akurat zajmuje pomost bałtycko-karpacki i robi za bufor, który nie dopuszcza do miesiąca miodowego. I dlatego jest tak atakowana – i będzie atakowana przez Berlin i Paryż od Zachodu [powiedzmy niekinetycznie – ale maksymalnie ofensywnie i bezwzględnie ile się da innymi środkami]. No i przez Kreml – który otwarcie stawia na brutalną siłę. Dlatego nie mam żadnego „zrozumienia” dla Niemiec [z przylepionym Vichy 2.0], ani dla Kremla. Cała trójka ma krew na rękach w imię budowy swojego imperium. I moim zdaniem nie cofną się przed niczym. Gadanie o „wartościach”, „europejskiej solidarności”, „świętym klimacie” to jedna wielka maskirowka, wcale nie gorsza od najlepszych osiągnięć Kremla. Zmiana zasadnicza polityki Berlina? Skrucha, obietnica poprawy, zadośćuczynienie za wyrządzone zło? – to możliwe, ale bardzo mało prawdopodobne, powiedzmy rzędu milionowej promila. Bo interesy Berlina są w tej sprawie jednoznaczne – a wizja bonusów przekracza wszelkie wyobrażenia, jakie miał Bismarck, Wilhelm II i Hitler razem wzięci. To po prostu gra o wszystko, więc cała reszta to tylko puste gadanie, krętacka maskirowka, puste obietnice porzucenia Ostpolitik i odnowienia Westbindung – i przede wszystkim czekanie na wyjście USA z Europy. Najciekawszy dla mnie jest stan ŚWIADOMOŚCI tej gry w Waszyngtonie i w Pekinie. Bo wygląda na to, że ewentualna konfrontacja USA-Chiny jest na rękę euroazjatyckiemu spiskowi Lizbona-Władywostok. Taki gambit – zwarcie o Tajwan USA-Chiny i koncentracja na Pacyfiku z wyjściem USA z Europy – to bez względu na wynik starcia i tak PRZEGRANA OBU – i USA i Chin, bo w tym czasie powstanie trzecie, silniejsze supermocarstwo. I bedzie „game over” i dla USA i dla Chin. Moim zdaniem, bez względu na chęci i niechęci, sytuacja strukturalnie wymusza tymczasowy sojusz USA i Chin dla likwidacji NADRZĘDNEGO WSPÓLNEGO zagrożenia. A POTEM mogą sobie już we własnym uklepanym grajdołku rozstrzygać „spokojnie” [czyli za pomocą pełnoskalowej III wojny światowej – a faktycznie pierwszej wojny naprawdę globalnej z kosmosem na dokładkę], kto ma trzymać pałeczkę lidera. I dlatego – o ile tam w Waszyngtonie Wuj Sam i w Pekinie Towarzysz Przewodniczący mają choć trochę oleju w głowie – DLATEGO będą strzegli Polski [czyli SWOJEJ POLISY UBEZPECZENIOWEJ] jak oka w głowie – przynajmniej do momentu . W swoim własnym maksymalnie egoistycznym interesie i dla pierwszorzędnej geostrategicznej racji stanu . Ciekawe, czy ktokolwiek z naszych umiłowanych sterników w Warszawie w ogóle zdaje sobie z tego sprawę, jakie REALNIE karty [i lewary] mamy w ręku do gry z OBOMA supermocarstwami – dla zmarginalizowania i Rosji i Niemiec [z Paryżem na dokładkę]? To nie 1939 – w gruncie rzeczy to Rosja i Niemcy są w strefie zgniotu supermocarstw – a my jesteśmy w bezpiecznym i chronionym przez obu naprawdę GLOBALNYCH graczy – oku cyklonu. No, ale jest jeszcze „drobna” kwestia skorzystania z tych kart i lewarów. Oby nie było jak z tradycyjną kuchnią angielską – ponoć mając najlepsze składniki robią najgorsze dania… Bo Ukrainę to oba supermocarstwa mogą przemienić w pole proxy-war – ale nie Polskę
Ultimatum Ławrowa z grudnia 2021 żądające wycofania NATO do linii Odry było w istocie próbą łatwej likwidacji bufora polskiego, uniemożliwiającego supermocarstwo Lizbona-Władywostok. Wojna w Ukrainie można również [a może PRZEDE WSZYSTKIM] traktować jako wojnę o przedpole bufora polskiego. Postawa Berlina w pierwszych dniach po 24 lutego – w istocie wyraźnie oczekująca zwycięstwa Kremla i przejścia do „biznesu jak zwykle” – miała głębsze dno – brak wsparcia dla Ukrainy [i czekanie na kapitulację Kijowa] był w istocie wsparciem [tyle, ile Berlin mógł sobie pozwolić] dla siłowego aktu przybliżającego supermocarstwo Lizbona-Władywostok. Zresztą – nawet teraz „niemiecka pomoc dla Ukrainy” jest synonimem krętactwa i kłamstw… Myślę, że Xi zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa dla bufora polskiego, chroniącego Chiny przed budową supermocarstwa Lizbona-Władywostok, katastrofalnego przecież dla Chin. Dlaczego zatem zgodził się na plan Putina, a w pierwszych dniach ataku media chińskie popierały Rosję? Być może dlatego, że przed 24 lutego armia rosyjska była uważana za drugą armię świata, znacznie silniejszą i sprawniejszą od chińskiej, a potencjał nuklearny Rosji jest pierwszy na świecie – i o rząd wielkości większy od chińskiego. Moim zdaniem Xi uznał, że Kreml jest skrajnie zdeterminowany i nie cofnie się przed wojną pełnoskalową nawet przy sprzeciwie Chin. Wolał zrobić z musu cnotę, kupić czas – i wzmacniać zasadniczo potencjał jądrowy i armii konwencjonalnej. Co zresztą było widać od roku – gdy wykryto 250 nowych, masowo pośpiesznie budowanych silosów rakiet balistycznych. I postawić na dłuższy marsz, gdy potęga ekonomiczna ze wzrostem technologicznym pozwoli na pokonanie Rosji, która JESZCZE w sprawach militarnych [zwłaszcza strategicznej i taktycznej broni jądrowej] jest ciągle Wielkim Bratem dla Pekinu. Pozornie ustępując w sprawie Ukrainy – Xi jednocześnie skoncentrował się na „ostatecznym bezpieczniku” czyli na Polsce. Stąd „niespodziewane” rozmowy Xi-Duda z inicjatywy Xi przed inwazją – i po inwazji. I stąd też [dla zabezpieczenia bufora polskiego, a nie tylko samych dostaw dla Ukrainy] tak szybki przerzut 82 DPD do Rzeszowa pod granicę. Moim zdaniem klęska kijowska i już dotychczasowe wykrwawienie sił i sprzętu i ugrzęźnięcie Rosji w Ukrainie – nawet jeżeli zakończy się jakimś zgniłym wymuszonym [wyczerpaniem obu stron] zamrożeniem wojny – to i tak Rosja już przegrała strategicznie – straci ostatni czas, gdy była dosyć silna [licząc wszystkie aktywa] na ustanowienie siłą supermocarstwa Lizbona-Władywostok – o ile Waszyngton, Pekin i Warszawa nie popełnią błędów i WSPÓLNIE wykorzystają kupiony czas. To bardzo skomplikowane powiązania między 4 graczami [USA, Chiny, Rosja, jądro karolińskie], ale nowe przekalkulowanie „in minus” siły militarnej Rosji po 24 lutego – w gruncie rzeczy upraszcza cały ten węzeł. Jest wiele aspektów, ale z naszego punktu widzenia [naszego interesu] sprawa jest prosta – im bardziej Chiny się wzmocnią w broniach strategicznych i poczują przewagę nad Rosją – tym bliższy moment, gdy Pekin uzna sojusz z Kremlem za niepotrzebny, już całkowicie wykorzystany do końca – a coraz bliżej do uznania Rosji za konkurenta w Azji i odświeżenia listy resentymentów i potem żądań – na czele z oddaniem 1,6 mln km2 „ziem rdzennie chińskich pod tymczasową administracją rosyjską” zabranych Chinom narzuconym Traktatem Pekińskim 1860 – a było to największe upokorzenie i największa strata Chin z rak białego człowieka… Przy zmianie narracji nastąpi jednocześnie taktyczna deeskalacja i porozumienie USA-Chiny – dla wspólnego zmarginalizowania szkodliwej dla obu stron Rosji [bo zdradzieckiej i obrotowej jako sojusznik- więc niepewnej i zagrażającej stabilności wszelkich planów strategicznych]. Wynikiem będzie uproszczenie układu strategicznych supermocarstw nuklearnych [bo w tej akurat jednej działce Rosja jest jeszcze supermocarstwem] z niestabilnego G3 do stabilnego G2. To nie tylko kwestia ilości – ale i poziomu technologicznego – gdzie gracze układu G2 będą górowali znacznie względem Rosji. Ta zmiana [zapewne powiązana szerzej ze zjednoczeniem Korei i statusem Tajwanu] nie nastąpi zaraz – to kwestia lat, raczej dekady – ale moim zdaniem nieuchronnie nastąpi jako funkcja strategicznego militarnego wzrostu Chin.
Zdanie – skrót myślowy ” I stąd też [dla zabezpieczenia bufora polskiego, a nie tylko samych dostaw dla Ukrainy] tak szybki przerzut 82 DPD do Rzeszowa pod granicę.” wymaga wyjaśnienia – jak Chiny ze swojej strony chronią Polskę i sygnalizują to nam językiem dyplomacji w rozmowach Xi-Duda przed i po inwazji – tak i drugie supermocarstwo dba o bufor polski – i stąd błyskawiczny przerzut 82 DPD. Oczywiście oba supermocarstwa ze względów gry negocjacyjnej starają się nie uświadamiać do końca Warszawy, jak bardzo cenna jest dla nich Polska jako ich strategiczna polisa i jako BEZALTERNATYWNY bezpiecznik – zabezpieczenia przed katastrofą powstania supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Czas byśmy sobie naszą wartość i karty przetargowe uświadomili do końca – i wykorzystali przy stoliku negocjacyjnym w dużo bardziej asertywnych rozmowach i z Waszyngtonem i z Pekinem. I siłą tych rozmów z supermocarstwami ustawiać naszą pozycję w stosunkach z Rosją i Niemcami [no i Francją] – po klęsce kijowskiej i po ugrzęźnięciu Rosji w Ukrainie i po utracie przewagi taniej energii z Rosji dla Niemiec – traktowanych jako graczy drugiej ligi.
Najlepszym potwierdzeniem znaczenia Polski [bufora uniemożliwiającego powstanie supermocarstwa Lizbona-Władywostok] jest chińsko-polski traktat strategiczny z 20 grudnia 2012 z inicjatywy Pekinu – gdzie Polska została zaliczona przez Pekin do jednego z siedmiu państw o strategicznym znaczeniu dla Chin. Przy czym maskirowką dla tego celu GEOSTRATEGICZNEGO była inicjatywa 16+1, zawiązana w 2012 w Warszawie, a potem wsparta Pasem i Szlakiem ogłoszonym w Astanie [Kazachstan] w 2013 – gdzie zaraz się okazało, że głównym hubem logistycznym ma być nie Rosja, nie Niemcy – a Polska. Więcej – gen. Pacek wraz ze świtą generałów latał do Quingdao na narady sztabowe z chińskimi kolegami – dzisiaj brzmi to surrealistycznie – więc radzę odświeżyć pamięć i popatrzeć na powyższe bezdyskusyjne fakty z pozycji twardej geopolityki. Tak naprawdę Chiny są dla Polski strategicznym sojusznikiem przeciw Rosji, bo Rosja dla Chin w OSTATECZNYM ROZRACHINKU to nieakceptowalny konkurent o Azję. A właściwie – ostatnie, największe imperium kolonialne białego człowieka w Azji – rzecz jasna do likwidacji tego przeżytku i odchylenia od „właściwego porządku rzeczy” w długim trwaniu – ot, taka aberracja rozrostu zrakowaciałego bękarta Złotej Ordy w postaci przekopiowanej Białej Ordy Kremla z dekoracyjnym opakowaniem bizantynizmu. Zresztą – Chiński Arktyczny Jedwabny Szlak i deklarowanie się Chin jako państwa arktycznego [nie mówiąc o ponawianych coraz bardziej asertywnie „propozycjach” Pekinu przecięcia Syberii przez trasy szybkiej kolei transportowej z Chin do Leny – budowy tam chińskiego portu rzecznego, spławiania barkami i budowy portu morskiego u ujścia do zasadniczego skrócenia trasy arktycznej i ominięcia Cieśniny Beringa] – to tylko maskirowka dla przyszłego opanowania Arktyki [militarnie] jako geostartegicznie kluczowej Strefy Seversky’ego – decydującej o przewadze międzykontynetalnej projekcji siły Ameryki Płn. względem Azji. Dlatego właśnie – w ramach strategicznej maskirowki – chińscy eksperci, analitycy i stratedzy jak jeden mąż zgodnym głosem wygłaszają tezy o marginalnej i lokalnej roli wojny na Ukrainie – gdy tymczasem rzecz idzie na najwyższym poziomie o strategicznie priorytetowe „być albo nie być” w kwestii supermocarstwa Lizbona-Władywostok – co grozi „game over” dla Chin – i dla USA. Maskirowkę [USA i Chin] dla mas „naiwnych Polaków” łatwo zdemaskować – bo drzewo poznaje się po owocach w działaniu – i to niezawodnie – nie po PR oficjalnej dezinformacji. Warto, by Warszawa dokładnie zrozumiała, że na najwyższym poziomie geostrategicznym Polska jest BEZALTERNATYWNYM bezpiecznikiem dla Chin [i USA]. Jakieś tam dęte „afery” ze szpiegiem Huawei itp. czwartorzędne sprawy [co ma nas skłonić do „spalenia mostów” i opowiedzenia się ślepo po stronie USA przeciw Chinom] – są całkowicie bez znaczenia dla supermocarstw względem ostatecznego poziomu celów i układu sił geostrategii na poziomie globalnym. Celem nadrzędnym Polski winno być zachowanie [w relacjach poufnych – tych REALNYCH] balansu między USA i Chinami, nie dać się wciągnąć w wojnę przeciw Chinom – zresztą to akurat łatwe, bo przy zagrożeniu ze strony Rosji i tak mamy 100% związane siły u nas na granicy i szerzej na Polskim Teatrze Wojny – bo determinacja Kremla do przerwania bufora polskiego będzie wzrastała do poziomu kalkulacji „nie mamy nic do stracenia – a wszystko do zyskania” – dlatego m.in MUSIMY mieć własne głowice jądrowego odstraszania strategicznego [bo NATO Nuclear Sharing to lizanie cukierka przez szybę – żadna wartość – zresztą i tego nie chce nam dać Waszyngton nawet po 24 lutego…]. Choćby Waszyngton obiecywał złote góry – Warszawa musi zasłaniać się rosyjskim niedźwiedziem u bram – więcej, żądać coraz bardziej asertywnie wsparcia USA na Wschodniej Flance NATO – czyli kierować siły do nas – a nie od nas. Nadrzędna racja stanu Polski to utrzymać ten REALNY balans miedzy supermocarstwami przez cały okres chaosu pułapki Kindlebergera – aż do wybuchu III Wojny Światowej z tytułu pułapki Tukidydesa. Czyli przynajmniej do 2035 – bo to termin naznaczony przez Xi dla przegonienia USA w technologiach wojskowych – wcześniej – bez tej przewagi – Chiny moim zdaniem na pewno nie pójdą na wojnę. A po wojnie – rzeczą Polski dołączyć [z niezniszczonym potencjałem i trzymając się z dala od totalnej wojny hegemonalnej w Azji] do zwycięzcy [obojętne , kto by nim został] na najlepszych warunkach – zawczasu organizując region wokół siebie – zwłaszcza w aliansie z Ukrainą. Po to by w ramach kształtowania ładu powojennego z nowym hegemonem [co zapewne -sądząc po wstrząsach wtórnych po II w.św – potrwa do ca 2060], aktywnie i świadomymi działaniami awansować w ramach Konfederacji Wielu Narodów Europy Centralnej [żadnego scentralizowania – system dobrowolny i sieciowy] – być może ze Skandynawami i Bałkanami i z maksymalnym zasięgiem na wschodzie po upadku imperium Kremla. To jest wielka strategia Polski na dwa pokolenia. Każda inna strategia w mojej ocenie to na końcu „tak czy tak” likwidacja Polski – a skrajnie także Polaków. Bo gra silnych graczy będzie coraz bardziej bezpardonowa – dla nas idzie o WSZYSTKO – z jednej strony na szali jest wielki awans w świecie Polski i całej synergicznej sieciowej koalicji Centralnej Europy – z drugiej stawką gry jest fizyczne PRZETRWANIE. Musimy zacisnąć zęby, przyłożyć się do odrobienia wszystkich zadań od podstaw – konsekwentnie, z maksymalną determinacją i do końca. Koniec modelu konsumpcyjnego – trzeba inwestować z wielkimi wyrzeczeniami w przyszłość – dla siebie, dla naszych dzieci i wnuków. Uświadomienie powszechne realiów i drogi do wygrania stawki „wszystko albo nic” to najważniejsze zadanie tej dekady. Nie muszę mówić, że wymaga to niespotykanej reorganizacji systemu funkcjonowania państwa i społeczeństwa i gospodarki [nie mówiąc o WP] – na wszystkich poziomach – poczynając od naszych pojęć i świadomości SWOT i celów. Musimy skończyć z tym całym post-sowieckim [a właściwie nawet post-carskim] feudalizmem paternalistycznych układów – i dokonać w ciągu kilkunastu lat naprawdę wielkich zmian prawdziwej [a nie deklaratywno-medialnej] modernizacji w każdej domenie. Co wymaga ze względu na podniesienie poprzeczki wymagań MERYTORYCZNYCH – nowej kadry polityków – i nowej kadry managerów. Trzeba ich WYCHOWAĆ i WYKSZTAŁCIĆ – choćby przez oddolny ruch masowy oparty o ukierunkowany świadomy crowdfunding.
Zgodny chór chińskich ekspertów i strategów nt głoszonej publicznie rzekomej marginalności i „nieważności” wojny w Ukrainie ma [prócz odwrócenia uwagi od niebezpieczeństwa powstania supermocarstwa Lizbona-Władywostok] także za zadanie zdjąć z Pekinu z jednej strony ciężar opowiedzenia się Chin po stronie Rosji – i wsparcia Rosji – o co Kreml zabiega, ale z drugiej strony, ma zminimalizować straty wyraźnego wzrostu statusu USA – i to przede wszystkim wzrostu wiarygodności USA jako sojusznika koalicji państw Indopacyfiku powstrzymującej Chiny. Nie mówiąc o tym, że wzrost znaczenia USA w Europie, wzmocnienie NATO – to dla Chin klęska polityki wyłuskiwania Europy z obozu atlantyckiego dotychczasową ekonomiczno-handlowo-polityczną marchewką – czego szczytem było CAI podpisane „rzutem na taśmę” prezydencji Niemiec w UE w grudniu 2020. I więcej – jeżeli USA w końcu zdecydują się na Wschodniej Flance NATO na zdecydowane odparcie naporu Rosji od UE i wymuszenie przekierowania uwagi Kremla na obronę Syberii [czyli Kreml będzie działał jako „chciał-nie chciał” REALNY sojusznik USA przeciw Chinom z MUSU – bo wtedy Kreml nie będzie miał innego wyjścia] – wtedy Chiny mogą znaleźć się w bardzo niekorzystnej sytuacji. To jeden z powodów zasadniczych, dla których Pekin moim zdaniem zdecyduje się na taktyczna deeskalację/sojusz z USA dla uzyskania trwałej marginalizacji Rosji – by dopilnować „zwiędnięcia” sił strategicznych Rosji i przejścia układu sił strategicznych supermocarstw jądrowych z G3 do G2. Owo zwiędnięcie sił strategicznych Rosji nastąpi właśnie w latach 30tych w ramach rewolucji RMA. Wtedy obecne systemy antrakietowe – zbyt kosztowne i przez to ekonomicznie nieopłacalne dla zbyt „rozlazłych” terytorialnie supermocarstw- zostaną zastąpione skierowanymi broniami energetycznymi wielkiej mocy [lasery o mocy stałej w megawatach i impulsowej w petawatach – oraz emitery energetycznych wiązek np. mikrofalowych] – i wtedy OBECNA TYMCZASOWA asymetryczna przewaga ataku rakiet i hipersoników strategicznych zostanie odwrócona na rzecz obrony – gdzie USA i Chiny stać na opracowanie i wdrożenie masowe takich systemów – a Rosja finansowo i technologicznie jest już niezdolna do tego skoku generacyjnego – jakościowego i ilościowego. I żaden hipersonik ani podobna HiperWunderWaffe Putina nie przegoni wiązki lasera czy emitera wielkiej mocy…wpiętych w globalne systemy sieciocentryczne [real-time] C5ISR/EW – oparte o klastry zrównoleglonych komputerów kubitowych opartych o AI z łącznością natychmiastową opartą na splątaniu kwantowym – co również jest nieosiągalne dla Rosji zarówno technologicznie jak i finansowo… Gdy kremlowski atomowo-rakietowo-hipersoniczny młot strategiczny „nagle” i „niespodziewanie” spróchnieje ca 2035 – niedługo potem będzie koniec imperium Kremla – na pewno w Azji.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Wojna na Ukrainie może zakończyć się jedynie na jeden z dwóch sposobów: albo Ukraińcy stracą wolę oporu z powodu ogromnych strat i wewnętrznego kryzysu politycznego, albo problemy ekonomiczno-demograficzne pogrążą Rosję
Czy szczyt BRICS w Kazaniu był tryumfem Rosji? Kto zginął w ataku w Turcji? Czy Gruzja odejdzie od autorytaryzmu?
Izrael osiągnął już zwycięstwo taktyczne oraz operacyjne nad Hamasem. Obecna faza wojny skupia się na niwelowaniu strategiczno-wojskowych możliwości organizacji. Aby to osiągnąć, konieczne jest zlikwidowanie rozległych tuneli pod Gazą
W obliczu rosyjskiej ofensywy i wielkich strat, Ukraina staje przed wyzwaniem: walczyć dalej czy szukać pokoju? Zachód sugeruje kompromisy, które mogą zmienić losy wojny
Od użycia broni jądrowej przeciw Polsce do wasalizacji Moskwy przez Pekin. Scenariusze są różne – na każdy z nich Warszawa musi się przygotować
Modele SI mają większą łatwość w eskalowaniu wojny kinetycznej do poziomu wojny nuklearnej niż ludzie. Jednak są też najważniejszą szansą rozwojową, także dla Polski
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie