Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

300 tysięcy Churchilla

W filmie „Dunkierka” Christophera Nolana żołnierze rozpaczliwie walczą o życie, utracili zdolność empatii. Bohaterstwem wykazują się cywile.
Wesprzyj NK

 

W historii kinematografii powstało wiele filmów wojennych, które z reguły miały pełnić funkcję propagandową. Przodowali w tym Amerykanie i Rosjanie. Ci ostatni, mierząc się z traumą w produkcjach o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, nie tylko przekonywali biedujących mieszkańców ZSRR, że warto było walczyć, ale przede wszystkim napawali ich poczuciem siły. Dodatkowo wzmacniało to w narodzie świadomość, że jak mało który swoje wycierpiał. Natomiast taktyka Hollywood miała na celu wzmocnienie patriotyzmu obywateli USA, zbudowania poczucia dumy oraz wielkiego szacunku dla spraw państwa i wojska. Mimo że takie filmy o wojnie często dobitnie przedstawiają jej grozę, to w konsekwencji ich wymowa daleka jest od pacyfistycznej.

Ciekawym tematem jest w tym kontekście operacja w Dunkierce. Choć nazywano ją „zwycięstwem w porażce”, to trudno, by podjęcie tego tematu w filmie stało się przyczynkiem do przedstawienia bohaterstwa i przekonania widzów, że na polu bitwy można dokonać czynów chwalebnych. Wcześniej – w 1958 r. – powstał tylko jeden film w pełni obrazujący ewakuację ponad 300 tysięcy brytyjskich (a także francuskich i belgijskich) żołnierzy z wybrzeża Francji. Poza tym, kilka razy w historii kina wydarzenia spod Dunkierki były tylko elementem innych opowieści filmowych. Pod koniec maja 1940 roku przez ponad tydzień żołnierze oczekiwali na przyjście pomocy z Wysp Brytyjskich. Czekali otoczeni przez Niemców, pod ostrzałem Luftwaffe i w niepewności – statki brytyjskiej floty specjalnie się nie spieszyły. Rząd z nowo obranym szefem – Winstonem Churchillem – wolał zachować siły na decydującą bitwę, której rychło się spodziewano – na bitwę o Anglię. Władze obawiały się zatopienia transportowców i niszczycieli, które przybyłyby po żołnierzy, dlatego zdecydowały się dodatkowo zarekwirować i wysłać do wybrzeża Francji łodzie cywilne.

Sieczka żelaza i płonącej ropy

O tym traktuje też nowy film Christophera Nolana pod oszczędnym tytułem „Dunkierka”. Jeśli z zachwytem oglądaliśmy „Mrocznego Rycerza” czy „Incepcję”, będziemy oczekiwać od jego nowego dzieła dobrego kina akcji, przyprawionego ciekawą filozofią. Ci, którzy spodziewają się po „Dunkierce” show, z pewnością się nie zawiodą. Nazwisko reżysera zobowiązuje. A czy film poruszy w nas strunę, która nie pozwoli o nim zapomnieć na wiele dni?

Film dobitnie pokazuje, że zwykły szeregowiec jest po prostu mięsem armatnim. Na plaży Dunkierki tłoczyły się miliony kilogramów takiego mięsa

Wojna jest w nim przedstawiona jako sieczka żelaza, płonącej ropy i zimnych morskich fal, w której rozpaczliwie walczą o życie młodzi żołnierze, co chwilę wracając do znienawidzonego miejsca, wyrzucani przez fale, po kolejnych nieudanych próbach ewakuacji. Nie ma w nich ludzkich odruchów ani bohaterskiej postawy. Utracili już zdolność empatii, nie wykazują się szlachetnymi czynami. Każdy myśli tylko o sobie, odpycha innego, gdy ten staje mu na drodze. Widz nie ma tu czasu na odpoczynek, podobnie jak żołnierze w trakcie akcji ewakuacyjnej, którzy trwali w ciągłym napięciu przez kilka dni. Uczucie wręcz histerycznego strachu przed śmiercią i zwierzęcej potrzeby przeżycia towarzyszy widzom przez cały seans. Film dobitnie pokazuje, że zwykły szeregowiec jest po prostu mięsem armatnim. Na plaży Dunkierki tłoczyły się miliony kilogramów takiego mięsa.

Jednak obraz ten opowiada nie tylko o walce o przetrwanie zwykłych szeregowców. Reżyser prezentuje trzy punkty widzenia – z lądu, morza i powietrza. Pierwszoplanowym bohaterem jest wprawdzie młody żołnierz piechoty, ale obserwujemy także pilota w brytyjskim myśliwcu, starającego się osłaniać plażę przed lotniczym ostrzałem niemieckim. Na morzu natomiast starszy mężczyzna wraz synem i pomocnikiem płynie cywilnym jachtem w stronę francuskiej plaży, by uratować z niej żołnierzy. Taki sposób opowiadania pozwolił na ciekawe roszady w chronologii fabuły.

Zwyczajni bohaterowie

Szybko przekonujemy się, że Nolan postawił na docenienie brytyjskich cywilów. Pokazał ich determinację w niesieniu pomocy swoim żołnierzom, którzy znaleźli się w pułapce. Cywile bynajmniej nie mają do żołnierzy pretensji za przegraną i przymus wycofania się, choć przecież oznacza to, że wojsko nie zdołało uchronić mieszkańców wysp przed niebezpieczeństwem. Paradoksalnie, cywile wykazują się większą odwagą niż żołnierze, którzy po przeżytej traumie myślą jedynie o ucieczce. Wyłowiony pilot dostaje prawie histerii na wieść, że łódź, do której właśnie wsiadł, płynie do znienawidzonej przezeń plaży Dunkierki. Natomiast stojący za sterem mężczyzna postrzega pomoc żołnierzom jako swoją powinność, mimo iż złożył już ofiarę w tej wojnie – jego starszy syn zginął w jej pierwszych dniach.

Chłopak z jachtu nie ginie w boju, a jednak tytuł lokalnej gazety, który donosi o jego śmierci, brzmi: „Bohater spod Dunkierki”

Film podkreśla bohaterstwo, które nie przynależy żołnierzom. Chłopak z jachtu nie ginie w boju, a jednak tytuł lokalnej gazety, który donosi o jego śmierci, brzmi: „Bohater spod Dunkierki”. O taki artykuł wystarał się syn właściciela jachtu, słysząc ostatnie słowa chłopca, który pochodząc z biednej rodziny i nie mając wielkich ambicji, marzył, by kiedyś napisano o nim w lokalnej gazecie, i by przeczytali o nim jego nauczyciele. Zaangażowanie cywilów nie wiąże się z wielkim triumfalizmem, a jednak bywa kluczowe.

Łatwo jest witać zwycięzców. Ale czy ktoś będzie wiwatował na cześć przegranych? Powracający żołnierze są pewni, że spotkają się z potępieniem. Jest jednak odwrotnie. Są witani radośnie, nikt nie ma do nich żalu. Cywile wspierają żołnierzy i darzą ich szacunkiem. To pokazuje, że silne społeczeństwo może być jednością. Przecież niedługo wszyscy będą musieli stanąć do walki w obronie Wysp.

Troska o każdy detal

Tych efektów nie dałoby się osiągnąć bez środków filmowego wyrazu, którymi twórcy posługują się w mistrzowski sposób. Z pewnością swoje zasługi ma tu muzyka Hansa Zimmera, która towarzyszy nam od pierwszych sekund, nieustająco budując napięcie. Wykorzystuje on w kompozycji rytmy i dźwięki z wojennego świata. Niektóre partie skrzypiec brzmią jak silniki nadlatujących bombowców, a ciągłe tykanie zegara nadaje niespokojny rytm.

Wspaniałe wrażenie realizmu spowodowane jest małą liczbą komputerowych efektów specjalnych. Mimo że reżyser znany jest z filmów science fiction, które nie mogą obejść się bez efektów, jest zwolennikiem używania ich jak najrzadziej (podobno sam na co dzień nie używa telefonu komórkowego ani poczty elektronicznej!). Wszystkie sceny były kręcone na prawdziwych historycznych statkach, w prawdziwych samolotach i na autentycznej plaży Dunkierki. Zapewne historycy i miłośnicy sprzętu bojowego będą odsądzać reżysera od czci i wiary za to, że brytyjskiego niszczyciela zagrał statek francuski z lat 50., a Messerschmitt miał żółty dziób, choć w ten sposób ubarwione niemieckie myśliwce nie latały nad Dunkierką. Te historyczne niezgodności nie wynikają bynajmniej z niewiedzy twórców. Trzeba pamiętać, że film rządzi się swoimi prawami. Świadomie użyto jaskrawych barw na poszyciu samolotu, by widz łatwo je odróżnił od Spitfire’ów, tym bardziej, że maszyny te poruszają się bardzo szybko i w poszczególnych ujęciach występują w ułamkach sekund. Wydano kilka milionów dolarów na kupno francuskiego niszczyciela specjalnie na potrzeby filmu. Odrestaurowano go i użyto do zdjęć. Najwyraźniej nie było możliwości kupienia brytyjskiego statku z czasów II wojny światowej. Twórcy uznali, że dla przeciętnego widza nie będzie to miało znaczenia. Wydaje się to niewiarygodne, ale do tego stopnia starano się o jak największą ilość realistycznych zdjęć, że potężną kamerę na taśmę o szerokości 65 mm przymocowano do boku Spitfire’a. Wiele ujęć lotniczej bitwy nakręcono autentycznie w powietrzu. By to się udało, trzeba było skonstruować specjalne obiektywy.

Wydaje się to niewiarygodne, ale do tego stopnia starano się o jak największą ilość realistycznych zdjęć, że potężną kamerę na taśmę o szerokości 65 mm przymocowano do boku Spitfire’a

Realizacja niektórych scen była karkołomna. Dlatego warto docenić pracę autora zdjęć Hoytego van Hoytemy, który pracował już z Nolanem przy jego ostatnim filmie „Interstellar”, a wcześniej realizował zdjęcia do „Spectre”, ostatniego filmu z serii o Jamesie Bondzie. Urodzony w Szwecji, tam van Hoytema rozpoczynał swoją karierę operatorską. Trampoliną do Hollywood stał się dla niego szwedzki horror „Pozwól mi wejść”, który zdobył ogromną popularność w świecie. Jako Polacy możemy być dumni, bo ten szwedzki operator jest absolwentem łódzkiej szkoły filmowej, słynnego w świecie wydziału operatorskiego. To u nas nauczył się swojego fachu. Od lat polska szkoła kształci wspaniałych operatorów filmowych, docenianych w świecie i pracujących potem przy największych produkcjach. Kariera van Hoytemy jest tego dowodem. Wraz z reżyserem zdecydowali się zrealizować film w technologii IMAX. „Dunkierka” stała się filmem o najwyższej rozdzielczości w historii kinematografii. Uzyskano to, paradoksalnie, wcale nie dzięki nowoczesnym kamerom cyfrowym, a wysoko rozwiniętej taśmie filmowej: cyfryzacja kina nie zwyciężyła więc całkiem starej, dobrej taśmy. Jak już wspomniałam, do kręcenia użyto materiału światłoczułego o szerokości 65 mm, a nie – jak dawniej – 35 mm, przy ustawieniu kadru wzdłuż, a nie w poprzek taśmy, jak robiło się zazwyczaj. Tym sposobem otrzymuje się najwyższą możliwą rozdzielczość. Wzdłuż dłuższej krawędzi kadru zmieści się o wiele więcej analogowych „pikseli” niż na matrycy popularnych dzisiaj kamer cyfrowych. Dlatego „Dunkierkę” tym bardziej warto oglądać na wielkim ekranie.

Ta fascynująca wojna

Mimo oszałamiającego widowiska, jakie fundują nam twórcy, film nie działa na emocje aż tak mocno. Może dlatego, że ostatecznie nie przywiązujemy się do żadnego z bohaterów. A jednak znalazło się w tym obrazie miejsce na wzruszenie. Poruszyć sentymentalną strunę może moment przybycia do wybrzeża cywilnych łodzi. Silnie odczuwa się wtedy, że świat cywilny to symbol normalnego życia. Przybył tu, by wyrwać chłopców z absurdu. Gorzkie natomiast są jedne z ostatnich słów dowódcy, który jest świadom, że udana ewakuacja nie oznacza wcale dla żołnierzy końca wojny. Wrócą do domu, by móc potem walczyć w jego obronie. „Churchill dostał swoje 300 tysięcy” – padają z ust oficera słowa, studzące nasze zadowolenie z udanego końca akcji.

Paradoks filmów wojennych polega na tym, że jednocześnie odstraszają od wojny i pozwalają się nią fascynować. Tak właśnie działa „Dunkierka”

Paradoks filmów wojennych polega na tym, że jednocześnie odstraszają od wojny i pozwalają się nią fascynować. Tak właśnie działa „Dunkierka”. Nikt z nas nie chciałby się znaleźć w położeniu żołnierzy z francuskiej plaży, choć z pozycji kinowego fotela, oszołomieni, z pewną przyjemnością obserwujemy ich losy w samym środku wojennego widowiska.

Wesprzyj NK
reżyser filmowy, absolwentka Szkoły Filmowej w Łodzi i New York Film Academy w Nowym Jorku. Autorka kilkunastu krótkometrażowych filmów fabularnych, animowanych i dokumentalnych, zdobywczyni kilku nagród filmowych. Interesuje się historią XIX wieku oraz malarstwem i ubiorem tej epoki. Zaangażowana w działania warszawskiego oddziału Klubu Jagiellońskiego. Publikuje na portalu Jagiellonski24.pl.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo