Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

„Talon na wódkę i balon” – hit polskiej polityki antyinflacyjnej

Rząd powinien już teraz podjąć realne działania inflacyjne – dalsze podwyżki stóp procentowych i restrykcyjną politykę podaży pieniądza. Zamiast tego, funduje nam… powrót do PRL
Wesprzyj NK

Dwucyfrowa inflacja?

Inflacja szaleje… i nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. W dość zgodnej opinii ekonomistów, analityków, ekspertów, szczytowe rozmiary ma osiągnąć w pierwszym kwartale przyszłego roku. Osobiście nie wykluczam możliwości, że zobaczymy wynik dwucyfrowy, choć to zależy od  kierunku aktualnej polityki monetarnej. A ta jest od przynajmniej roku zupełnie nieadekwatna wobec sytuacji. Należy przypomnieć, że faktyczna stopa inflacji już od stycznia tego roku przekroczyła tzw. cel antyinflacyjny (przypomnijmy – 2,5% +/- 1 pkt. proc.). Niestety, zbyt długo czekaliśmy na odpowiednią dla takich warunków reakcję Rady Polityki Pieniężnej. Wydaje się, że gołębie i jastrzębie w RPP zaspały, a jej przewodniczący jeszcze w połowie roku kłamliwie propagował polski cud gospodarczy i zapowiadał deflację. Decyzje o dwóch podwyżkach stopy procentowej z ostatniego miesiąca (łącznie o 1,15 pkt. proc.) są spóźnione i zbyt słabe, żeby poradzić sobie z tym rozpędzonym pancernym pociągiem, jakim jest inflacja w aktualnej fazie jej wzrostu. Znacząco spóźnione hamowanie będzie więc trudniejsze i bardziej ryzykowne. Widmo dawnej niewidzianej stagflacji staje się całkiem realistycznym scenariuszem.

Komentarze i usprawiedliwienia tej sytuacji, padające z ust szefa NBP i premiera, sugerujące, że inflacja jest niegroźna, ma charakter przejściowy, i została wywołana (sic!) przez manipulacje cenowe i szantaż gazowy Rosji oraz politykę klimatyczną UE, nic nie wyjaśniają, tylko kompromitują ich autorów. Nawet jeśli praprzyczyną galopującej dzisiaj inflacji jest sytuacja na rynkach surowców energetycznych, to nie może ujść naszej uwadze problem rosnącej inflacji bazowej (czyli wskaźnika cen bez uwzględnienia energii i żywności). Inflacja bazowa wynosi aktualnie ok. 4,5% i to ten indeks ilustruje faktyczny spadek siły nabywczej polskiego złotego. Oznacza to, że inflacja powyżej 4-5 proc., generowana jest niezależnymi czynnikami z zagranicy i wynika ze wzrostu cen surowców i zaburzeń w łańcuchach dostaw w sektorach przemysłowych. Ale ok. 5 pkt. proc. – to czynniki krajowe, które powinny pozostawać pod troskliwą kontrolą NBP. Problemem jest trend szybko rosnących płac (średnio ok. 10% w tym roku), przy wolniej rosnącej wydajności pracy. Oznacza to trwałe zagrożenie inflacją bazową na poziomie ok. 5%. Niestety bank centralny zdaje się nie zauważać tego wyzwania.

Komentarze i usprawiedliwienia, padające z ust szefa NBP i premiera, sugerujące, że inflacja jest niegroźna, ma charakter przejściowy, i została wywołana (sic!) przez manipulacje cenowe i szantaż gazowy Rosji oraz politykę klimatyczną UE, nic nie wyjaśniają, tylko kompromitują ich autorów

Tymczasem przysypiającu bank centralny i Rada Polityki Pieniężnej stoją dzisiaj w obliczu konieczności podjęcia silnego kontrataku. I nie chodzi o emisję kolejnego kolekcjonerskiego, patriotycznego banknotu o wątpliwej estetyce i wartości. Chodzi o dalsze podwyżki stóp procentowych i restrykcyjną politykę podaży pieniądza. To dzisiaj działania konieczne, choć niechciane – działania, które przynoszą masę niekorzyści dla gospodarki i społeczeństwa. Droższe i trudniej dostępne kredyty to kara za błędy i grzechy polityki monetarnej i fiskalnej ostatnich dwóch lat. To kara, którą jednak ponoszą obywatele, a nie sprawcy! Nie ma bowiem przesady w powiedzeniu, że inflacja to swoisty podatek. W istocie, ofiarami inflacji są obywatele i firmy czyli podatnicy, beneficjentem pozostaje rząd, który dzięki wysokiej inflacji generuje wyższe nominalnie dochody fiskalne. A jest na co zbierać, wszak rząd dzisiaj musi sfinansować tarczę antyinflacyjną, czyli zapłacić za piwo, którego nawarzył.

Kartki na inflację

Starsi wiekiem czytelnicy z pewnością pamiętają niesławny system reglamentacji towarów takich jak cukier, mięso, alkohol, papierosy, a nawet obuwie. Kto chciał zakupić te dobra, musiał posiadać odpowiednie bony, zwane „kartkami”. Niektórzy wspominają je nawet z sentymentem, wszak „kartki” były w latach 80. bardzo cenną walutą i nieocenionym środkiem wymiany towarowej. No i mamy to!!! – ku uciesze tęskniących za poprzednim systemem „kartki” wracają.

Tym razem będą to bony chroniące przed wpływem zaskakująco wysokiej inflacji. Rząd pracuje właśnie nad tzw. tarczą antyinflacyjną, która ma wspomóc gospodarstwa domowe o niskich dochodach. Ma to być pakiet pomocowo-regulacyjny, amortyzujący głównie szalejące ceny prądu, gazu i paliw. Stąd pojęcie „bon energetyczny”. Prawdopodobnie tarcza antyinflacyjna będzie obfitowała w dodatkowe narzędzia regulacyjne, ale filarem całego systemu ma być bon energetyczny, czyli taka „kartka na inflację”.

W istocie, koszty prądu, gazu i opału to dzisiaj główne czynniki inflacjogenne. O ile inflacja w Polsce według odczytu za październik wyniosła 6,8%, to ceny surowców energetycznych wzrosły o kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt procent (tak jak w przypadku LPG – wzrost ceny o ponad 50%). Ale to niejedyne podwyżki. Rosnące ceny energii i słabnący złoty przynoszą też wzrosty cen żywności, dóbr szybko rotujących i dóbr trwałego użytku (CPI wynosi tutaj kilkanaście procent). W katalogu CPI GUS na próżno szukać przykładów produktów czy usług taniejących.

Lepiej nie będzie! Nowe taryfy za energię elektryczną zostaną ujawnione dopiero w połowie grudnia, ale już dzisiaj wiemy, że energia zdrożeje przeciętnie o ok. 40% (dla gospodarstw domowych o 20%). Bon energetyczny ma złagodzić to obciążenie. Rządowe źródła podają, że dodatek energetyczny może przysługiwać nawet co piątej rodzinie i wyniesie przeciętnie ponad 500 zł rocznie. Niewiele zaryzykuję kalkulując koszt tej operacji na 1-1,5 mld zł. A to tylko jeden z elementów tarczy antyinflacyjnej jako interwencji naprawczej. To kosztowna interwencja, bo leczenie jest zawsze droższe od profilaktyki.

Tak oto, zamiast rozsądnych działań prewencyjnych, przeciwinflacyjnych, rząd funduje nam dzisiaj anegdotyczny „talon … na wódkę i balon”.

Wesprzyj NK
ekonomista, wykładowca akademicki i trener kadr menedżerskich; profesor i rektor Zachodniopomorskiej Szkoły Biznesu. Jest autorem ponad 230 publikacji naukowych, głównie z zakresu ekonomii, badań koniunkturalnych, zarzadzania w kryzysie i zarządzania strategicznego. Od lat prowadzi szeroką działalność propagatorską i publicystyczną

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo