Jeśli chcesz przeczytać ponownie ten artykuł lub brak Ci teraz czasu aby przeczytać całość, możesz dodać go do swojej listy artykułów. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Szkoła poza kadencyjnością, nauczyciele z podmiotowością

Upodmiotowienie nauczycieli ma szansę sprawić, że rodzice bardziej zaangażowani w edukację dziecka i o większych oczekiwaniach nie wyjdą z systemu publicznego.

Szkoła targana ciągłymi zmianami staje się ,,przechowalnią” – jej podstawową funkcją jest organizacja czasu dzieci przez istotną dla rodziców część dnia. Uczestnikiem systemu, który potencjalnie może oddolnie zmieniać szkołę na lepsze, są nauczyciele. Na ich wzmocnieniu powinniśmy się skoncentrować. Upodmiotowienie nauczycieli ma szansę sprawić, że rodzice bardziej zaangażowani w edukację dziecka i o większych oczekiwaniach nie wyjdą z systemu publicznego.

Dziesięć tez dotyczących wyzwań stojących przed polską szkołą blisko trzy lata temu sformułował szef Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego Marcin Kędzierski w tekście pt. Lekcja podmiotowości dla polskiej szkoły. Zamiast powielać te rozważania, postaram się wskazać, co musiałoby się wydarzyć, by jakakolwiek konsekwentna odpowiedź na pytanie: „jaki zestaw umiejętności i kompetencji powinien wynieść każdy uczeń po zakończeniu edukacji?”, mogła zostać opracowana i wdrażana. Postulując systemową zmianę, zastanowimy się, jak punktową poprawę wprowadzać w ramach dziś funkcjonującego systemu.

Uczestnikiem systemu, który potencjalnie może oddolnie zmieniać szkołę na lepsze, są oczywiście nauczyciele. Na ich wzmocnieniu powinniśmy się skoncentrować

Tym, co najbardziej szkodzi polskiej szkole, jest brak spójnej wizji i konsekwencji w jej realizacji. Sztandarowym przykładem chaosu, jaki wprowadza myślenie o edukacji w logice „kadencyjnej”, jest oczywiście reforma gimnazjalna. Przejście wszystkich etapów edukacji przez ucznia zajmuje dwanaście lat. Od najbardziej radykalnej reformy edukacyjnej III RP z 1999 r., dzielącej szkoły na podstawowe i gimnazja, minęło lat zaledwie dziewiętnaście. Trudno więc na poważnie oceniać sensowność tamtych zmian. Nie przeszkodziło to w decyzji, byśmy pożegnali się z gimnazjami.

Komisja Edukacji Narodowej z prawdziwego zdarzenia

Jeśli zgodzimy się, że polityka oświatowa ma charakter szczególnie istotny i wymagający długofalowej strategii – choćby z racji, że polityczne zmiany odbywają się na „żywym organizmie”, uczniach – konieczne wydaje się powołanie ciała, które będzie w stanie nie tylko tej odpowiedzi udzielić, ale też czuwać na spójnością reform i koniecznością ich przeprowadzania w sposób ewolucyjny, a nie rewolucyjny. Swoista „Komisja Edukacji Narodowej” musiałaby zostać wyłączona z partyjnego systemu łupów.

Podstawowym postulatem byłby zatem jej szeroki skład. Przedstawiciele rządu plus gwarancja miejsc dla opozycji to za mało, żeby podejmować dobre i trwałe decyzje. Najważniejszym uczestnikiem obrad wydają się sami pedagodzy. Warto szukać modelu, w którym lwią część Komisji stanowiliby właśnie nauczyciele, wybierani przez uczniów i rodziców spośród wyróżniających się, a zgłaszanych potencjalnie przez wszystkich graczy „oświatowego boiska”.

Trudno dziś wyobrazić sobie okoliczności polityczne, w których wizja powołania odpartyjnionego, ponadkadencyjnego i merytorycznego ciała zyskałaby poparcie parlamentarnej większości. Warto jednak pamiętać, że w ostatnich latach – abstrahując od naszych sympatii lub antypatii do konkretnych ruchów – zarówno w przypadku rodziców sześciolatków, jak i rodziców szóstoklasistów mieliśmy do czynienia z realną polityczną samoorganizacją. Niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości czekają nas kolejne podobne kryzysy. Wówczas pomysł wyrwania oświaty spod prymatu „polityki na cztery lata” może okazać się również wyborczo atrakcyjnym pomysłem.

Nauczyciel jako wentyl bezpieczeństwa

 Co robić, dopóki takie „okno możliwości” dla kompleksowej zmiany się nie otworzy? Uczestnikiem systemu, który potencjalnie może oddolnie zmieniać szkołę na lepsze, są oczywiście nauczyciele. Na ich wzmocnieniu powinniśmy się skoncentrować. To nauczyciele są wentylem bezpieczeństwa systemu, to oni teoretycznie mogliby „równać w górę”. Ich podejście – choćby otwartość na talenty uczniów czy empatia – ma szansę sprawić, że rodzice bardziej zaangażowani w edukację dziecka i o większych oczekiwaniach nie wyjdą z systemu publicznego. To jednak wymaga wielowymiarowego upodmiotowienia nauczycieli.

Namacalne dowody na powodzenie w pracy nauczyciel zyskuje niemal natychmiast, a przynajmniej przy okazji najbliższego sprawdzianu

Banałem jest stwierdzenie, że problemem polskiej szkoły jest niski prestiż zawodu nauczyciela. Rzadko w ślad za tą diagnozą idą recepty. Najłatwiejszą odpowiedzią jest oczywiście poprawa warunków finansowych. Poważniejszym wyzwaniem jest jednak zmiana ścieżki kształcenia i kariery nauczyciela. Zdobycie przygotowania pedagogicznego odbywa się dziś poprzez wybór specjalizacji nauczycielskich w ramach różnych wydziałów, gdzie poziom jest zróżnicowany. Specjalizacje te mają opinie „najbezpieczniejszej opcji” – tej dla osób niezdecydowanych czy wręcz niemających pomysłu na siebie. Konieczne wydaje się zatem podwyższenie prestiżu samych studiów pedagogicznych. We wspomnianym artykule szef naszego think-tanku postulował, by obowiązkowe dla każdego nauczyciela było co najmniej ukończenie dwuletnich studiów magisterskich. Budując elitarne studia dla osób zdecydowanych na karierę w zawodach związanych z edukacją wsparlibyśmy przygotowanie nauczycieli naprawdę oddanych pracy z najmłodszymi.

Nauczyciele w awangardzie podmiotowości

Jeszcze ważniejszym krokiem jest zmiana kulturowa, która sprzyjać będzie wzrostowi prestiżu zawodu. Potrzebujemy dostrzec, że mimo wszystkich wad „systemowych” zawód nauczyciela ze swojej natury jest profesją dającą wyjątkową sprawczość.

Raport Cała Polska tworzy idealne miejsce pracy dowodzi, że to właśnie poczucie sprawczości jest jedną z ważniejszych motywacji w pracy. Opublikowane niedawno badania pokazują, że Polska jest na czele niechlubnego rankingu państw, w których najwięcej pracowników ocenia swoją pracę jako „społecznie nieprzydatną”. W tym samym międzynarodowym rankingu na dwadzieścia zawodów, których wykonawcy najrzadziej narzekają na poczucie nieprzydatności własnej pracy dla otoczenia, zauważalna jest nadreprezentacja zawodów związanych z edukacją!

Namacalne dowody na powodzenie w pracy nauczyciel zyskuje niemal natychmiast, a przynajmniej przy okazji najbliższego sprawdzianu. Powinniśmy bez kompleksów umieć też mówić o tym, że zawód nauczyciela realizuje jedną z najistotniejszych misji społecznych i stanowi przykład zaangażowania oddziałującego na otoczenie na nieporównywalną z innymi profesjami skalę.

W świecie robotów i technologii rośnie wartość człowieka

Jak słusznie w swoim tekście zauważyli Anna Cieplak i Przemysław Sadura, mimo licznych wad nasz system edukacyjny z pewnością nie należy do najgorszych w Europie. Dlatego rozwiązaniem, którego potrzebujemy, nie jest standaryzacja i edukacyjna „urawniłowka” – tę z powodzeniem mogą stosować systemy pokonujące drogę z poziomu fatalnego do przyzwoitego. Myśląc na poważnie o skoku rozwojowym i awansie „z poziomu zadowalającego” na „bardzo dobry”, powinniśmy wybrać drogę indywidualności i interdyscyplinarności. W praktyce oznacza to znów danie dużej swobody nauczycielowi w interpretacji i dostosowaniu programu do potrzeb konkretnej klasy.

Potrzeba „uwierzenia w nauczycieli” jest wreszcie odpowiedzią na jedno z najgorętszych dziś wyzwań stojących przed szkołą – nowych technologii. Trudno znaleźć złoty środek między wykluczeniem jej ze szkół i rezygnacją z nauki, jak mądrze ją wykorzystywać, a zdominowaniem szkoły przez technologiczne nowinki.

Musimy reformować system tak, aby szkoła pozostawiała przestrzeń tym, którym „chce się trochę więcej”

Zbyt rzadko dostrzeganym aspektem technologicznej rewolucji jest jednak potrzeba wymyślenia na nowo relacji nauczyciel – uczeń. W świecie, w którym nauczyciel nie jest ostateczną instancją i jedynym źródłem informacji, jego rola istotnie się zmienia. Zamiast profesora wykładającego wiadomości ex cathedra potrzebujemy nauczyciela-przewodnika, który pokaże, jak łączyć ze sobą zdobyte za pomocą technologii informacje, zweryfikować ich prawdziwość oraz wyciągnąć wnioski. Rozwój technologiczny i widmo robotyzacji pracy zmieniają podstawową misję szkoły z przekazywania wiedzy na kształtowanie umiejętności miękkich, zdolności współpracy czy empatii.

Zmiana tablicy z kredą na tablicę multimedialną czy przejście z papierowych podręczników na e-booki jest jedynie zmianą formy, a nie treści zajęć. Trwające prace nad Ogólnopolską Siecią Edukacyjną są szansą na odejście od odtwórczego wykorzystywania nowych technologii. Istotą ich wykorzystywania w edukacji jest przejście z biernego odbioru na aktywne uczestnictwo. Inspiracją może tu być Estonia, gdzie nauczyciele wykorzystują technologie do tworzenia własnych materiałów edukacyjnych, dopasowując je do potrzeb klasy, a uczniowie uczestniczą w całym procesie od początku do końca.

 Podsumowując: musimy reformować system tak, aby szkoła pozostawiała przestrzeń tym, którym „chce się trochę więcej”. Dotyczy to uczniów, rodziców, organizacji obywatelskich. Jeżeli chcemy, by mądra edukacja stała się regułą, musimy dążyć do tego, by „chciało się więcej” najstabilniejszemu elementowi oświatowej układanki: nauczycielom.

redaktor klubjagiellonski.pl. Koordynator warszawskiego oddziału Klubu Jagiellońskiego. Wcześniej pracowała w Instytucie Badawczym NASK, gdzie zajmowała się m.in. projektami związanymi z wykorzystaniem nowych technologii w edukacji. Popołudniami uczy dzieci jak programować roboty.

Spięcie 2018/05

Zobacz więcej

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo