Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Nie od dziś wiadomo, że zmienia się struktura demograficzna polskiego społeczeństwa. Dlatego wielu ekonomistów powtarza, że w niedalekiej przyszłości zawali się system emerytalny oparty na międzypokoleniowej solidarności. W myśl tego proroctwa pokolenie osób w wieku produkcyjnym nie będzie w stanie utrzymać swoich starzejących się rodziców i dziadków. Kłamstwo powtórzone tysiąc razy nie staje się jednak prawdą. Za sprawą postępu technologicznego i rosnącej efektywności pracy stale wzrasta również PKB na głowę mieszkańca. Pomimo coraz wyższego wskaźnika obciążenia demograficznego – rosnącej liczby osób niezdolnych do pracy ze względu na wiek w stosunku do liczby pracujących – tort do podziału na jednych i drugich jest coraz większy. Dlatego nie jest prawdą, że ze względu na proces starzenia się społeczeństwa nie stać nas na godziwe emerytury. Wyzwaniem, przed którym stoimy, jest sprawiedliwy podział stale rosnącego tortu, wzdłuż linii zarówno poziomej – pomiędzy osobami pracującymi, jak i pionowej – pomiędzy pokoleniami.
Propozycja redaktora „Nowej Konfederacji” nie sprzyja zasypywaniu nierówności ekonomicznych. Przede wszystkim dotknie wykwalifikowanych przedstawicieli klasy ludowej oraz niższego i średniego segmentu klasy średniej
Nieudaną próbą odpowiedzi na kryzys demograficzny była reforma emerytalna z 1999 roku. Rząd PO–PSL ograniczył znaczenie OFE, nie zrezygnował jednak z neoliberalnych założeń reformy. W myśl zasady, że „każdy jest kowalem własnego losu”, płatnicy składek emerytalnych odkładają je na swoich indywidualnych kontach w ZUS (oczywiście jedynie wirtualnie, ponieważ te pieniądze wydawane są na bieżące świadczenia). W momencie przejścia ubezpieczonego na emeryturę jej wysokość wyliczana jest na podstawie prostego wzoru. Sumę odłożonych przez emeryta składek, zwaloryzowaną o wskaźnik inflacji, dzieli się przez dalszą przewidywaną długość życia. W ten sposób każdy wyjmie z systemu tyle, ile do niego włożył. Przed reformą z 1999 roku obowiązywał tzw. system zdefiniowanego świadczenia. Równanie, za pomocą którego wyliczano wysokość emerytury, było bardziej skomplikowane, ale służyło redystrybucji środków. Uwzględniało nie tylko zarobki i staż pracy, ale również jednakową dla wszystkich kwotę bazową, co pozwalało spłaszczać różnice w wysokości emerytur. Osoby, które pracowały dłużej lub zarabiały więcej, dostawały wprawdzie wyższe świadczenia, ale odłożony przez nie kapitał był dzielony również na innych.
Pozorna solidarność
Stefan Sękowski proponuje rozwiązanie z pozoru jeszcze bardziej solidarystyczne – emeryturę obywatelską, wypłacaną każdemu po przekroczeniu określonej granicy wieku. Ma rację, że wokół postulatu emerytury obywatelskiej można budować ponadpartyjne porozumienie. Dyskretny urok uniwersalnego świadczenia kusi również wielu przedstawicieli lewicy. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Niewysoka, jednakowa dla wszystkich emerytura, uzupełniona zachętą do indywidualnej oszczędności i obudowana postulatem podatku liniowego, ma niewiele wspólnego z solidaryzmem. Nieprzypadkowo w szerokiej koalicji popierającej emeryturę obywatelską, widzi Sękowski miejsce dla Centrum im. Adama Smitha i Stowarzyszenia KoLiber.
Z pewnością państwo musi zapewnić minimalną emeryturę każdemu, kto nie nabył praw emerytalnych lub odłożył jedynie na niskie świadczenie. Należy też zachować system ubezpieczeniowy, wprowadzając jednak daleko posunięte zmiany przywracające jego solidarystyczny charakter
To prawda, że dzięki zasiłkowi przyznawanemu ze względu na wiek mogliby wyjść z nędzy ci, którzy z powodu krótkiego stażu pracy lub „śmieciowego” zatrudnienia nie nabyli praw emerytalnych lub odłożyli na głodowe świadczenia. Dotyczy to przede wszystkim kobiet. Jednak propozycja redaktora „Nowej Konfederacji” nie sprzyja zasypywaniu nierówności ekonomicznych. Przede wszystkim dotknie wykwalifikowanych przedstawicieli klasy ludowej oraz niższego i średniego segmentu klasy średniej. Myślę o osobach, które odkładają dziś na nieco wyższe niż głodowe emerytury, ale ich niskie dochody nie pozwalają na oszczędności. W praktyce reforma zaproponowana przez Sękowskiego sprawiłaby, że znaczna część z nich nie zepnie na starość domowego budżetu. Natomiast w żadnej mierze nie zmusiłaby ona do solidarności osób zamożnych, które i tak zabezpieczą się na starość poza systemem państwowym.
Marzenie Balcerowicza
Proponowana przez Sękowskiego reforma podatkowa jest jak wyjęta ze snu Leszka Balcerowicza. Liniowy podatek PIT ograniczy wpływy do budżetu z dochodów bogatszych obywateli, a jednolity (i być może wyższy) VAT w większym stopniu dotknie uboższych. To oni konsumują na bieżąco większą część swoich zarobków, a pieniądze wydają przede wszystkim na produkty objęte dziś preferencyjną stawką podatku od towarów i usług. Dlatego reforma emerytalna i podatkowa w wydaniu Sękowskiego sprzyja redystrybucji, jest to jednak redystrybucja specyficznie rozumiana – od osób stosunkowo ubogich do jeszcze uboższych, z pominięciem tych, którym wiedzie się najlepiej.
Projektując reformę emerytalną, w pierwszej kolejności należy zastanowić się, jak zwiększyć budżet Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Dzisiejsze wydatki emerytalne, podzielone po równo na wszystkich obywateli, którzy ukończyli 65. rok życia, pozwoliłaby na uniwersalne świadczenie w wysokości 1435 złotych miesięcznie. To i tak więcej, niż chciałby Andrzej Mikosz, na którego raport powołuje się Sękowski, i więcej niż wynosi minimum socjalne. Żadną miarą nie wystarczy jednak na dostatnie życie na starość, które z każdym przeżytym rokiem staje się coraz droższe ze względu na pogarszający się stan zdrowia.
Na ratunek – progresja
Co zatem proponuję? Z pewnością państwo musi zapewnić minimalną emeryturę każdemu, kto nie nabył praw emerytalnych lub odłożył jedynie na niskie świadczenie. Należy też zachować system ubezpieczeniowy, wprowadzając jednak daleko posunięte zmiany przywracające jego solidarystyczny charakter. Składki emerytalne powinny być progresywne i wieloprogowe dla wszystkich płatników, niezależnie od formy zatrudnienia. Taka progresja powinna objąć także tych, którzy dziś płacą składkę zryczałtowaną – osoby prowadzące działalność gospodarczą. Odciąży to pracowników zmuszonych przez pracodawców do „samozatrudnienia” oraz przedsiębiorców zarządzających niskodochodowymi firmami, a zmusi do większej solidarności bogatych biznesmenów, płacących nieproporcjonalnie niskie do swoich dochodów składki. Jednocześnie należy wrócić do bardziej sprawiedliwego, ułatwiającego wewnątrzpokoleniową redystrybucję, systemu zdefiniowanego świadczenia.
Funkcjonujemy w systemie społeczno-ekonomicznym, który jednym umożliwia gromadzenie astronomicznych fortun, innym odłożenie bezpiecznego kapitału na przyszłość, a większości ledwie pozwala dotrwać „do pierwszego”
To prawda, że ze względu na zmiany demograficzne tradycyjny system ubezpieczeń emerytalnych już nie wystarczy. Dlatego, żeby zachować międzypokoleniową solidarność, FUS musi być stale subsydiowany przez budżet państwa. Coraz większy tort należy dzielić inaczej. W tym miejscu zasygnalizuję jedynie najbardziej oczywiste kierunki. Z jednej strony, niezbędna jest realna progresja podatków dochodowych oraz wprowadzenie barier utrudniających jej obchodzenie, a z drugiej – opodatkowanie kapitału. W bliższej perspektywie oznacza to wprowadzenie podatku katastralnego (wspomina o nim również Sękowski) i podatku spadkowego. W dalszej być może również „podatku od robotów”, nakładanego na firmy automatyzujące usługi i produkcję, co pozwoli zasypać powstającą w ten sposób lukę podatkową.
Myli się Stefan Sękowski, kiedy pisze, że społeczeństwa nie stać na godziwe emerytury. Wiara w indywidualną przezorność obywateli jest bardziej iluzoryczna niż wiara w sprawiedliwy i redystrybucyjny system podatkowy. Dochody większości Polaków nie pozwalają nawet sfinansować niespodziewanego wydatku w wysokości tysiąca złotych. Tym bardziej nie pozwolą odłożyć oszczędności na starość. Nie wynika to, jak sądzi Sękowski, z polskiej niechęci do oszczędzania, tylko ekonomicznej i życiowej konieczności. Jednocześnie spora grupa obywateli zarabia zdecydowanie więcej od przeciętnego Polaka – chodzi o właścicieli średnich i dużych firm, kadrę menadżerską czy dobrze sytuowanych przedstawicieli wolnych zawodów, a mniejsza grupa milionerów i miliarderów dysponuje wręcz ogromnymi majątkami. Funkcjonujemy w systemie społeczno-ekonomicznym, który jednym umożliwia gromadzenie astronomicznych fortun, innym odłożenie bezpiecznego kapitału na przyszłość, a większości ledwie pozwala dotrwać „do pierwszego”. To kwestia systemowa i nie da się jej rozwiązać przez zachętę do indywidualnej przezorności. Proteza w postaci niskiego zasiłku wypłacanego obywatelom ze względu na wiek nie rozwiąże problemu tej niesprawiedliwości.
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie