Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Rozpoczął się bój o światowy prymat. Stany rozwodzą się z Chinami

Związek między Chinami a USA silny i długotrwały, więc jego zerwanie staje się bolesne – dla obu stron. Do tego Xi Jinping ma dziś duże kłopoty
Wesprzyj NK

„Znajdźcie mi chociaż jednego polityka na globie, który zająłby fotel Xi Jinpinga. No, proszę znajdzie mi takiego!” – grzmiał z mównicy Joe Biden podczas wygłaszania w Kongresie ostatniego „Orędzia o stanie państwa” (State of the Union). Amerykański prezydent ma dużo racji. Jedynowładca Chin ma teraz naprawdę sporo kłopotów, tak na scenie wewnętrznej, jak zewnętrznej.

Na tej pierwszej coraz bardziej uwidaczniają się strukturalne, czyli długoterminowe i dalekosiężne problemy. Takie jak koniec dywidendy demograficznej, wynaturzenia na rynku deweloperskim, nierówności dochodowe czy zagrożenia ekologiczne i klimatyczne, by wymienić tylko te najważniejsze.

Państwo Środka po raz pierwszy w dziejach powszechnych utraciło status najludniejszego kraju na globie na rzecz Indii

Chiny kurczą się i starzeją

Chiny właśnie podały, że po raz pierwszy od wielkiego głodu po niesławnym „wielkim skoku”, czyli od początku lat 60. minionego stulecia ich ludność się skurczyła. Państwo Środka po raz pierwszy w dziejach powszechnych utraciło status najludniejszego kraju na globie na rzecz Indii, co wydaje się tendencją już nieodwracalną. Albowiem młodzi Chińczycy, przyzwyczajeni do wymogów „polityki jednego dziecka” (1979-2015), teraz wcale nie chcą mieć dzieci, gdyż tanie Chiny się skończyły, a ceny apartamentów w centrum Szanghaju czy Pekinu potrafią przekroczyć nawet te z Nowego Jorku (i wynoszą nawet powyżej 100 tys. naszych złotych za m²).

W efekcie, jak podano oficjalnie, ludność ChRL w 2022 r. zmniejszyła się 4 mld 121 mln do 4 mld 112 mln, o 850 tys., co jest pierwszym tego typu przypadkiem od 1961 roku. Zdarzyło się więc to, przed czym przestrzegali chińscy specjaliści, Cai Fang, Lu Yunfeng i inni, już przed ponad dekadą. Skończyła się tzw. dywidenda demograficzna. Brakuje młodych, a przybywa starych. Ten proces staje się groźny, bowiem istniejące symulacje mówią o zmniejszeniu ludności Chin do końca obecnego stulecia nawet o połowę. Oczywiście, coś takiego jest mało wyobrażalne, ale sam fakt przygotowywania tego typu ekspertyz jest znaczący.

Narasta strategiczna rywalizacja

Tak jak demografia jest największym bólem głowy Xi Jinpinga, tak na scenie zewnętrznej jest nim nowa strategia USA wobec Państwa Środka. Joe Biden utrzymał, a nawet wzmocnił ostry kurs „strategicznej rywalizacji” z Chinami. Uderza w chińskie firmy, utrudnia im dostęp do amerykańskich półprzewodników i stale powtarza, także we wspomnianym orędziu, by kupować to, co amerykańskie i wytworzone w USA. Nie wycofał się z wszczętej przez Trumpa już w marcu 2018 r. wojny handlowej i celnej, tnie łańcuchy dostaw i sprowadza produkcję z powrotem do domu. Czy to początek amerykańskiego izolacjonizmu i deglobalizacji, które mogą nawet doprowadzić do rozwodu dwóch największych organizmów gospodarczych na globie, czyli głośnego decouplingu? – pytają niektórzy.

Młodzi Chińczycy, przyzwyczajeni do wymogów „polityki jednego dziecka” (1979-2015), teraz wcale nie chcą mieć dzieci, gdyż tanie Chiny się skończyły

Chyba jednak nie tak szybko. Owszem, mamy coraz więcej znamion procesu nazywanego czasem „zimną wojną 2.0”, ale widać też jasno, że owa zimna wojna istotnie różni się od poprzedniej. Między innymi tym, że w ramach rewolucji informatycznej znaleźliśmy się na innym etapie rozwoju, a jednym z największych – i stale rosnących na znaczeniu – frontów jest wojna o półprzewodniki, o ziemie rzadkie, w kosmosie czy rozwój sztucznej inteligencji.

Z ważnej pracy Chrisa Millera „Wojna o półprzewodniki” (Chip War), która została książką 2022 roku w USA w dziedzinie literatury faktu wynika, że trzeba sobie także radzić z faktem, iż w poprzednich dekadach w sferze wysokich technologii powstały na świecie naczynia połączone. Natomiast w relacjach gospodarczych i handlowych USA z Chinami panowała wręcz symbioza: Chińczycy tanio produkowali, a Amerykanie te tanie produkty chętnie u siebie konsumowali, a na dodatek przenosili produkcję do tańszych Chin.

Rozerwać te więzi nie będzie łatwo, o czym pisze Miller. Pod koniec swojej pracy koncentruje się na Tajwanie, jednym z największych producentów chipów na globie. Pisze: „Nawet Pentagon ze swym ponad 700-milarodwym budżetem nie jest wystarczająco silny, by wybudować fabryki półprzewodników najnowszej generacji wyłącznie na terenie USA”. Dlatego przestrzega, że utrata 37 proc. najnowocześniejszych chipów, bo tyle akurat produkuje Tajwan i jego największy konglomerat TSMC (Taiwan Semiconductor Company) w wyniku ewentualnego konfliktu o wyspę „byłoby bardziej kosztowne niż pandemia COVID i związane z nią katastrofalne dla gospodarki lockdowny”. Ten aspekt też trzeba brać pod uwagę, gdy mówi się – coraz częściej – o „nieuniknionej chińskiej inwazji na Tajwan”.

Ceny apartamentów w centrum Szanghaju czy Pekinu potrafią przekroczyć nawet te z Nowego Jorku (i wynoszą nawet powyżej 100 tys. naszych złotych za m²)

Tocząca się do dziś wojna handlowa i celna doprowadziła do niemalże wyzerowania nowych chińskich inwestycji na terenie Stanów Zjednoczonych, a amerykańskie w Chinach znacznie ograniczyła (tuż przed pandemią, w roku 2020 zamknęły się one sumą 124 mld dolarów) – a na równi ze skutkami pandemii COVID-19 przyczyniła się do wycofania stamtąd wiele firm, szczególnie mniejszych i średnich.

Bój establishmentów

Jednakże istniejące współzależności pozostały, czego najlepszym dowodem najnowsze dane o dwustronnym handlu. W roku 2022 w obrocie towarowym sięgnął on rekordowej sumy 690,6 mld dolarów. Przy czym wielkim problemem Amerykanów nadal pozostaje ogromny deficyt handlowy, który przekonał Donalda Trumpa do wszczęcia wojny handlowej. Co prawda zmalał on z rekordowych 418 mld dolarów w roku 2018, ale spadł niewiele i w roku ubiegłym wyniósł od 360 do 383 mld dolarów w zależności od źródła danych. To są nadal sumy ogromne, przekraczające połowę naszego rocznego polskiego PKB.

Dowodzą one, jak mocno powiązane ze sobą są te dwa organizmy. Aktualnie Chiny są trzecim partnerem handlowym USA, tuż po Kanadzie (14,9 proc.) i Meksyku (14,7 proc.) z 13 proc. udziałem w tym handlu. Jak widać, słowa i apele nie do końca porywają się ze sobą. W roku ubiegłym wzajemny handel nieznacznie wzrósł, o 2,4 mld dolarów, a nie zmalał. Nie dziwią więc słowa wykonawczej prezes Amerykańskiej Izby Handlu Suzanne P. Clark, apelującej o „wyważone podejście do Chin”. Amerykański biznes jeszcze mocno tam tkwi. Toteż szefowa amerykańskich finansów Janet Yellen też wyraziła wolę wyjazdu do Chin, nie bacząc na piętrzące się ostatnio trudności.

W relacjach gospodarczych i handlowych USA z Chinami panowała wręcz symbioza: Chińczycy tanio produkowali, a Amerykanie te tanie produkty chętnie u siebie konsumowali, a na dodatek przenosili produkcję do tańszych Chin

Inaczej to widzą ostatnio amerykańscy politycy i media, nie mówiąc już o przedstawicielach resortów siłowych, grających coraz mocniej kartami „nowej zimnej wojny”. To widać i czuć, tak w stosunku do – rosnącej w oczach jako poważne wyzwanie w dziedzinie bezpieczeństwa – kwestii Tajwanu, jak też, w nie mniejszym stopniu, w stosunku do samych Chin, malowanych już teraz jako strategiczny rywal, a nawet przeciwnik i wróg (po części w kontekście wojny ukraińskiej i nadal ścisłych powiązań Pekinu z Moskwą, czekającą teraz na wizytę Xi Jinpinga). Widać jak na dłoni, że w stosunku do Chin na terenie USA ścierają się ogromne interesy. Wpływy dotychczasowej tzw. kliki szanghajskiej, czyli silnego lobby biznesowego, opowiadającego się za dalszą współpracą z tradycyjnym kompleksem przemysłowo-militarnym, ostatnio wyraźnie rosną. Nie na tyle jednak, by szybko zerwać istniejące więzi.

Koniec odwilży

Czy Chiny wobec tego da się ograniczyć, izolować czy spowolnić ich wzrost? Tu też dla wszelkich jastrzębi może przyjść rozczarowanie. Chińską rozpędzoną lokomotywę niełatwo zatrzymać. Mimo znanych, ogromnych trudności związanych z Covidem i lockdownami, według oficjalnych danych w roku ubiegłym produkcja przemysłowa zwiększyła się o 3,6 proc, usługi – o 2,3 proc., inflację utrzymano w ryzach, a PKB wzrósł co prawda o 3 proc., a więc mniej od planowanych dawniej 5,5 proc., ale i tak nieco więcej, niż ostatnio przewidywano. Ten organizm jest nadal mocno naoliwiony, chociaż spowalnia i ze względu na wspomniane na wstępie wyzwana strukturalne o tak samo wysoki jak kiedyś wzrost nie będzie już ta łatwo.

Dane dotyczące aktualnego stanu chińskiej gospodarki, jak też powiązań biznesowo-handlowych z USA dość jednoznacznie dowodzą, że Chiny jako druga gospodarka na globie są niczym wielki bank: zbyt duże, by je z zewnątrz powalić, na dodatek bez ujemnych skutków dla siebie. Chiny mogą, w najgorszym dla siebie przypadku, obalić się same, obierając zły kurs polityczny lub niewłaściwą strategię rozwoju.

Wielkim problemem Amerykanów nadal pozostaje ogromny deficyt handlowy, który przekonał Donalda Trumpa do wszczęcia wojny handlowej

Co zrobią w najbliższym czasie, dowiemy się już wkrótce, w początkach marca, na dorocznej sesji Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, czyli parlamentu, gdy podany do publicznej wiadomości zostanie skład nowego gabinetu. Jak dotychczas, po XX zjeździe Komunistycznej Partii Chin z jesieni ub.r. wiemy jedynie tyle, że Xi Jinping jest jedynowładcą, dostał dłuższy mandat, a nowym premierem w miejsce ustępującego po 10 latach Li Keqianga będzie totumfacki Xi, Li Qiang. Kto jedna będzie odpowiadał za gospodarkę, handel, przemysł, transport, wysokie technologie itd. – dowiemy się dopiero teraz. Zobaczymy, ilu tam będzie technokratów, a ilu ludzi z politycznego czy też ideologicznego nadania, To wiele nam powie.

Dziś wiemy tyle, że na terenie ChRL obowiązuje nowa strategia rozwojowa, zwana „podwójną cyrkulacją” czy też „obiegiem”. Nawiązuje ona do starej tradycji u znanej w Chinach formuły, zgodnie z którą to, co rdzenne i rodzime, jest bazowe i wyjściowe, a to co zagraniczne, jedynie uzupełniające lub ewentualnie użyteczne. Z jednej strony pachnie to izolacjonizmem, ale z drugiej zdaje się wskazywać, iż jest to antidotum na padające coraz częściej w USA i na całym Zachodzie hasła „ograniczania chińskich wpływów”.

Nowe amerykańskie podejście do Chin jest objęte bipartisanship, a więc konsensusem obu wielkich partii, Demokratów i Republikanów. Dowodzi ono pełnego odejścia od dawnej strategii zaangażowania i zastąpienia jej strategiczną rywalizacją. Niedawny, głośny incydent z zestrzelonym przez amerykański myśliwiec chińskim balonem odsyła w annały także niedawną, krótkotrwałą odwilż po osobistych rozmowach Xi Jinpinga z Joe Bidenem na Bali i z Kamalą Harris w Bangkoku w listopadzie minionego roku. Szef amerykańskiej dyplomacji Antony Blinken do Pekinu jednak nie pojechał, by wdrażać wcześniejsze ustalenia, a jego wizyta została odłożona, nie wiadomo na jak długo.

Aktualnie Chiny są trzecim partnerem handlowym USA, tuż po Kanadzie (14,9 proc.) i Meksyku (14,7 proc.) z 13 proc. udziałem w tym handlu

Wynika z tego wszystkiego wniosek, że nie tylko pachnie „zimną wojną 2.0”, ale rozpoczął się także bój o światowy prymat i przywództwo, między dotychczasowym hegemonem, a mającym nie mniejsze ambicje pretendentem. Kolejne jego odsłony przed nami, to pewne. Niepewne jest tylko to, jak będą wyglądały i kiedy nastąpią.

Do amerykańsko-chińskiego rozwodu najwyraźniej dochodzi, co widać i czuć. Był to jednak związek silny i długotrwały, więc jego zerwanie staje się bolesne – dla obu stron. A gdyby strony całkowicie ze sobą zerwały i weszły w jeszcze większy konflikt, to nie łudźmy się, przegramy wszyscy, bo chodzi przecież o dwa największe organizmy gospodarcze, handlowe, a coraz bardziej taż technologiczne na globie. Skutki tego zderzenia mogą mieć więc jak najbardziej globalny wymiar.

Wesprzyj NK
politolog i sinolog, profesor. Dyrektor Centrum Europejskiego UW w latach 2016-2020. Był również ambasadorem Polski na Filipinach, w Tajlandii oraz w dawnej Birmie w latach 2003-2008. Zajmuje się stosunkami międzynarodowymi we współczesnym świecie. Specjalizuje się w tematyce Chin. Bogdan Góralczyk pracował jako profesor wizytujący na zagranicznych uniwersytetach, w tym na terenie Chin i Indii. Autor wielu pozycji poświęconych Państwu Środka, w tym książki "Wielki Renesans. Chińska transformacja i jej konsekwencje" oraz "Nowy Długi Marsz. Chiny w erze Xi Jinpinga"

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo