Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Aleksander Bocheński był racjonalistą do bólu. Zwracając uwagę na wydarzenia polityczne, zawsze zadawał sobie trzy pytania. Dlaczego tak się stało? Co było wadliwe w danym sposobie postępowania? Co trzeba zrobić, by w przyszłości uniknąć podobnych sytuacji? Im prostsze wytłumaczenie danego zjawiska znajdował, tym bardziej uważał je za wiarygodne. Tak było od najwcześniejszych lat jego działalności publicznej. Aleksander Adolf Maria Bocheński herbu Rawicz urodził się w 1904 r., miał trójkę rodzeństwa: siostrę Olgę i dwóch braci – Józefa Marię, w późniejszych latach dominikanina i profesora filozofii oraz Adolfa Marię. To z tym drugim w latach 1927–1928 wydawał „Głos Zachowawczy” – pismo konserwatywne, piłsudczykowskie, antysowieckie. W 1932 r. przyjął zaproszenie Jerzego Giedroycia do współpracy z „Buntem Młodych”, przemianowanym w 1937 na „Politykę”. Aleksander Bocheński był współtwórcą koncepcji ideowych tego środowiska, a zwłaszcza rzecznikiem zespołu redakcyjnego w kwestii ukraińskiej.
Właśnie perspektywa ukraińska była wstępem do rozważań politycznych Bocheńskiego. Problemy z Ukrainą nie były dla niego przedmiotem analizy z perspektywy nienawiści czy sympatii – skupiał się na tym, co pożytecznego mogłoby dla obu narodów z takowego pojednania wyniknąć. W ten sposób, odzierając wydarzenia polityczne z całej otoczki wyjątkowości wykazywał, że dla wydarzenia politycznego ważne są jego skutki, nie intencje. Połączył to z przekonaniem Józefa Szujskiego o tym, że polityka w danym momencie jest wypadkową powielania wzorców z przeszłości oraz zafałszowania wyobraźni. Efektem tego przekonania są także wydane już w PRL „Dzieje głupoty w Polsce”, w których przełamuje pewne konwenanse narodowe. Skutecznie punktując niektóre wyobrażenia współczesnych mu historyków, na kwestię np. oceny Stanisława Augusta Poniatowskiego, pokazuje, że podstawą polityki jest plan, a nie swoboda działania. Bez planu nie można kreować żadnej konkretnej polityki, ponieważ nie ustalamy kierunku działania państwa i w związku z tym dryfujemy, poszukując jakiejś drogi.
Zdaniem Bocheńskiego, Polacy rozpatrują politykę nie jako dziedzinę, która decyduje o zewnętrznym zabezpieczeniu własnych interesów, lecz jako pewien etos działania, polegający na „ciągłym machaniu szabelką”
Zdaniem Bocheńskiego, Polacy rozpatrują politykę nie jako dziedzinę, która decyduje o zewnętrznym zabezpieczeniu własnych interesów, lecz jako pewien etos działania, polegający na „ciągłym machaniu szabelką”. Innymi słowy, racja stanu nie została właściwie zdefiniowana na przestrzeni dziejów. Zamiast realizować bieżące interesy polityczne, szlachta polska rozpatrywała wszystkie problemy w kategoriach honoru, który był podstawą każdej powziętej decyzji politycznej. Powoduje to także problem związany z wyrobieniem autorytetu wobec władzy publicznej, który nieustannie zostawał podkopywany przez arystokrację, a potem także resztę społeczeństwa. Brak silnej władzy pociągał za sobą także paraliż decyzyjny, który uniemożliwiał podejmowanie jakichkolwiek rozstrzygnięć.
Po II wojnie światowej to podejście wyrażało się w bardzo kontrowersyjny sposób. W kwietniu 1945 r. Bocheński doprowadził do spotkania przedstawicieli środowisk katolickich z Jerzym Borejszą. Rozmowy miały na celu zorganizowanie grupy „prawicowej” opozycji, stojącej na gruncie przymierza polsko-radzieckiego. Pracował nad wskrzeszeniem tradycji ugody, gdyż przewidywał wybuch kolejnej wojny światowej. Stawiał przy tym na sojusz z Rosją, wskazując na paralelizm między zaistniałą sytuacją geopolityczną a tą z lat 1905–1914 i 1914–1917. Widać wyraźnie, że Bocheński przeszedł na pozycje znane już w naszej historii, kierując się w polityce realizmem na modłę Aleksandra Wielopolskiego. Przesunięcie akcentów nastąpiło w sferze praktyki politycznej. Do tej pory szeroko rozumiany realizm był obecny w koncepcjach dotyczących polityki zagranicznej, teraz zaś stał się on podstawowym punktem odniesienia dla działania politycznego w ogóle. Bocheński uznał stan władzy radzieckiej w Polsce za faktyczny i uważał, że konieczne jest złagodzenie swoich przekonań ustrojowych na tyle, by wpisać się w główny nurt polityczny. Za tym postanowieniem stało przekonanie, że tylko w taki sposób można zmieniać rzeczywistość – kontestując ją nie jako całość, lecz pewne jej elementy. Ta taktyka zakładała, że ewoluowanie systemu jest możliwe, a obecność w nim umożliwia wpływanie na rzeczywistość polityczną. Bocheński zadawał sobie trzy pytania: Czy dany program ma sens? Czy może być realizowany w danych warunkach? Czy znajdę osoby podobnie myślące?
Wszystkie swoje decyzje polityczne starał się podporządkowywać aktualnym tendencjom partyjnym, przez co stopniowo przestawał być wiarygodny nawet we własnym środowisku
Na takiej zasadzie Bocheński idealnie wpisał się w kontekst PRL – polityka stała się dla niego nie ideologiczno-demagogiczną platformą, lecz walką o twarde interesy Polski, głównie gospodarcze. Zdając sobie sprawę z realiów PRL, Bocheński do swojej polityki nie próbował przekonywać mas społecznych. Wiedział, że to nie przyniesie żadnego efektu, ponieważ polityka w owym czasie nie opierała się na legitymizacji w wyborach. Ponadto aparat decyzyjny został przesunięty do gremiów partyjnych, co wymuszało konieczność spoufalania się z wysoko postawionymi dygnitarzami. Widać tu zasadniczo inny sposób działania aniżeli jego dawnych kolegów z PAX-u czy środowiska „Znaku”, którzy próbowali budować poparcie społeczne poprzez tworzenie organizacji katolików świeckich. Bocheński był przykładem klasycznego polityka gabinetowego. Zdawał sobie sprawę z tego, że warunkiem koniecznym do mówienia o zmianie akcentów w polityce była konieczność uznania tego, co już się wydarzyło, za pewną wartość dodaną, która pozwoli w przyszłości wystartować z lepszego pułapu. Troska o poczucie jedności w narodzie i poszanowanie instytucji państwa powodowała, że swoim działaniem Bocheński próbował utożsamić sukcesy władzy komunistycznej z sukcesami narodu polskiego. Niezależnie od tego, autor „Niezwykłych dziejów przemysłu polskiego” doceniał część przemian, jakie zaszły po 1945 roku, za wartościowe jako takie. Uważał także postęp za kategorię uniwersalną. Niezależnie od tego, w jakich warunkach otoczenia funkcjonujemy, posunięcie do przodu pewnych gałęzi życia społecznego czy gospodarczego jest celem samym w sobie. Ponadto przedstawiając program reform oraz przyszłego działania zawsze charakteryzował się daleko posuniętym minimalizmem. Połączenie tych dwóch kwestii wieńczy nam jego realizm, który wynikał z tworzenia rzeczywistości w danych warunkach, bez możliwości wpływu na całkowitą zmianę sytuacji.
Bocheński, jako realista, nie był serwilistą. Był także zwolennikiem koncepcji, które nie były zgodne z torem ideowym Polski Ludowej. Będąc posłem w latach 1947–1952 wielokrotnie odnosił się do idei porozumienia z Czechosłowacją, przy czym celowo powoływał się w swoich mowach na Romana Dmowskiego. Oskarżano go publicznie o przywracanie „pamięci o faszyzmie w Polsce”. W jego obronie stanął wówczas Stanisław Grabski, o którym mówił, że jest „niezależnym posłem w zależnym od Stalina Sejmie”. Także później, w swoich tekstach publicystycznych odwoływał się do zachodnich koncepcji historiozofii i myśli politycznej. Wielokrotnie cytował Arnolda Toynbee’go czy też Jacquesa Pirenne’a, co wykorzystywały propagandówki, mówiąc o nim jako o „piewcy zachodnio-amerykańskiego imperializmu”. Jako autor książek popularyzujących historię polskiej gospodarki dokonywał też swoistego sabotażu ideowego, ukazując czytelnikom sukcesy polskich kapitalistów.
Troska o poczucie jedności w narodzie i poszanowanie instytucji państwa powodowała, że swoim działaniem Bocheński próbował utożsamić sukcesy władzy komunistycznej z sukcesami narodu polskiego
Jednak jako polityk poniósł całkowitą porażkę. Nie stworzył własnego obozu, starał się działać w pojedynkę, przedkładał możliwość stworzenia szerszej siły politycznej nad doraźne sukcesy wynikające z jego działalności. Ta samotność i przekonanie o braku możliwości realizacji jego wizji polityki spowodowały, że stopniowo tracił na znaczeniu. Jednocześnie obecność jego osoby w przestrzeni publicznej pozwalała komunistom na legitymizację w oczach społeczeństwa, ponieważ stwarzano pozory pluralizmu. Doprowadziło to do jego izolacji, przez co stawał się tym bardziej lojalny wobec władzy, im mniej był obecny w przestrzeni społecznej. Taki sposób działania spowodował także sytuację, w jakiej znajdujemy się dzisiaj – braku jakichkolwiek testamentów politycznych czy wytycznych przekazywanych przez kolejne pokolenia spadkobierców jego myśli. Powszechnie znane jest poparcie Bocheńskiego dla inicjatywy wprowadzenia stanu wojennego. Często jest mu to wypominane przez antykomunistów, którzy w ten sposób starają się delegitymizować jego postawę i wymazać ją z przeszłości.
Analizując zatem i oceniając postać Bocheńskiego nie należy przyjmować metod zero-jedynkowych. Sfera polityki i myśli była u niego wyraźnie oddzielona. Wiedział, że w konkretnych warunkach miejsca i czasu inaczej postępować nie można. Przyjmował postawę wyczekującą na dalszy rozwój wypadków, jego działanie było tylko i wyłącznie próbą przeczekania złego okresu i wprowadzenia Polski w lepsze czasy. Niemniej jednak po 1989 r. jego działalność stopniowo zanikała, także z uwagi na podeszły wiek.
Podsumowując można stwierdzić, że jako polityk Bocheński nie ugrał zbyt wiele. Wszystkie swoje decyzje polityczne starał się podporządkowywać aktualnym tendencjom partyjnym, przez co stopniowo przestawał być wiarygodny nawet we własnym środowisku. Niemniej jednak jego twórczość i działalność otworzyły debatę o realizmie politycznym, pociągając za sobą przykłady króla Stanisława Augusta, Wielopolskiego, Stanisława Cata-Mackiewicza. I zachęcały do zastanowienia nie tylko w swojej epoce, ale także dziś. Pytanie tylko, czy nowa i poprawna u swych podstaw myśl potrafi być skutecznym sposobem realizacji postulatów w momencie, gdy nie pociągniemy za sobą większości?
Książka „Dzieje głupoty w Polsce” Aleksandra Bocheńskiego dostępna jest w w sklepie „Nowej Konfederacji”.
Kup książkę
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Dziś część starych tekstów „Frondy” źle się zestarzała. Jednak szkoda, że żyjemy w czasach, w których takie świeże, intelektualnie prowokujące pismo zdaje się nie do pomyślenia
Horubała dokonuje polskiego rachunku sumienia. Wypada on fatalnie. Elity po transformacji ustrojowej nie umiały stworzyć dobrze działającego państwa, ale też upadały przez przyziemne słabości: chciwość, pijaństwo, pożądanie
Kiedy wielkie instytucje rywalizują z małymi organizacjami o ograniczone fundusze, pytanie brzmi: czy polski model finansowania publicznych działań nie jest na granicy absurdu?
Polski dorobek medalowy wynika z ponadprzeciętnego wysiłku jednostek, a nie z systemowych działań i ogólnej koncepcji rozwoju sportu – bo jej nie ma. Olimpiada w Polsce nie musi być złym pomysłem, pod warunkiem, że stworzymy taką koncepcję
Prezes Mikosz nie życzy sobie, by znaczki Poczty Polskiej projektowały jakieś korkucie. I nie zawaha się w tym celu sięgnąć po flipnięte w lustrze grafiki stockowe
Laureat literackiego Nobla stara się odmalować poruszającą do głębi wizję. Udaje mu się to, mimo że używa kolorów uważanych dziś za niemodne lub wręcz zapomnianych. I ani myśli flirtować z ideologiami.
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie