Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Profesor politologii, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego
Wchodzimy w epokę kilkuletniej destabilizacji, z której wyłoni się nowa scena polityczna Polski.
Co się tak naprawdę zmieniło w polskiej polityce po odejściu Donalda Tuska?
Z PO na pewno została wyciągnięta istotna część fundamentu, na którym się ta partia opierała. Wielu obserwatorów wskazywało, że Tusk był najmocniejszym aktywem PO, do pewnego stopnia podzielam ten sąd. Myślę np., że w 2011 r., gdyby nie jego akcja z Tuskobusem, Platforma prawdopodobnie przegrałaby wybory. W przyszłym roku Tuskobusa już nie będzie. Jak duże partia będzie miała w związku z tym kłopoty, pokażą najbliższe miesiące. Unikałbym jednak kategorycznego stwierdzenia, że bez Tuska PO jest już na pewno bankrutem. Ponad 20-procentowe poparcie dla Platformy daje jej spore szanse na trwanie, a nawet więcej. Jeśli bowiem spojrzeć na sprawę szerzej, nie tylko personalnie, to należy odnotować, że mamy do czynienia z formacją, która rządzi Polską rekordowo długo, bo już od siedmiu lat, i do tego rządzi niemal samodzielnie, bo PSL zostało zmarginalizowane. To więc ugrupowanie niezwykle mocno zakorzenione w aparacie państwowym. Ogromna skala tego zrośnięcia zapewne dopiero się ujawni. Trzeba sobie też zdawać sprawę z tego, że PO swoją pozycję zawdzięcza w dużym stopniu sposobowi finansowania partii politycznych.
Czy o sile Platformy decyduje tylko jej finansowanie i sprawność aparatu, czy też pewne realne społeczne interesy, obawy i fobie. Czy za PO stoi swego rodzaju „koalicja strachu”?
Oczywiście hojne finansowanie z budżetu daje PO środki na utrzymanie aparatu, natomiast nie daje poparcia. To jednak nie strach przed PiS jest decydujący, tylko to, że PO udało się zagospodarować elektorat centrowy. Głosują na nią ludzie zadowoleni zarówno ze swojej sytuacji osobistej, jak i stanu państwa, unikający wszelkich radykalizmów, chcący spokoju. Słowem, ludzie, którym odpowiada filozofia ciepłej wody w kranie. Do nich dopiero jako druga grupa dochodzą ci, którzy może i chcieliby jakichś głębszych zmian, ale na pewno nie w wydaniu PiS, bo to ugrupowanie jest dla nich negatywnym punktem odniesienia. PO stanowi zaś wciąż główną zaporę przeciwko powrotowi Prawa i Sprawiedliwości do władzy. Nie widzą też żadnej innej porównywalnej siły ani w SLD, ani tym bardziej w Palikocie. PSL obecnie jest zaś tylko przybudówką PO, więc nie mają alternatywy.
No tak, ale PO trudno przebić, jeśli chodzi o retorykę „ciepłej wody”. Natomiast jak mówi Rafał Matyja, problemem PiS jest to, że odeszło ono od postulatów odpowiedzialnej reformy państwa z lat 2003–2005 i obecnie jego „polityczną identyfikacją jest walka z establishmentem, a nie zamiar instytucjonalnego wzmocnienia państwa”.
Zgadzam się z Matyją. PiS kojarzy się głównie z rozliczeniami. Kiedy ktoś mówi, że głosuje na PiS, to często czyni tak ze złości na owych „złodziei i nieudaczników”. Natomiast trudno jest wskazać pozytywny program PiS poza jakimiś bardzo ogólnikowymi koncepcjami. W oczach wielu jego zwolenników sprowadzają się one do opinii, że jak „przyjdzie PiS, to zamknie złodziei i zdrajców, a potem będzie na pewno dobrze”. Otóż centrowy wyborca śmie wątpić w to, że faktycznie będzie wówczas lepiej, woli już ciepłą wodę w kranie w wydaniu Platformy. Choć zobaczymy, na ile Ewa Kopacz będzie w stanie ten mit podtrzymywać. To bowiem mit oczywisty. Tusk miał wyjątkowe szczęście, bo pomimo kryzysu ekonomicznego w Europie Polska była zasilana unijną kroplówką i pieniędzmi przysyłanymi przez 2 mln emigrantów. To się jednak stopniowo wyczerpuje, dają zaś o sobie znać rozmaite zaniechania i zastępowanie prawdziwej polityki doraźnym łataniem dziur.
PO może paradoksalnie wyjść z tego kryzysu wzmocniona
Klasycznym przykładem była tutaj tzw. reforma OFE. Kiedy zabrakło pomysłu na znalezienie pieniędzy w inny sposób oraz odwagi, by dokonać oszczędności, znacjonalizowano po prostu fundusze emerytalne i przedstawiano to jako rzekomy sukces. W rzeczywistości mamy zaś do czynienia z kolejną gigantyczną pożyczką wewnętrzną poprzez przerzucenie kosztów na już i tak przeciążony ZUS.
Jeśli chodzi o OFE, to są tacy, którzy akurat za to PO chwalą. To samo zrobiono np. na Węgrzech, a to z tej prostej przyczyny, że inwestycje OFE bardziej niż emerytom służyły instytucjom finansowym.
Ja mam na ten temat inne zdanie. Oczywiście w ustawie o OFE został przez rząd Buzka popełniony istotny błąd, a mianowicie pozwolono im zbyt łatwo zarabiać poprzez naliczanie wysokich marż, nawet jeśli miały słabe wyniki. Metodą naprawy tego błędu powinna być jednak regulacja, a nie faktyczna nacjonalizacja funduszów emerytalnych. Generalnie nie podzielam też pomysłów Orbána na gospodarkę ani nie uważam, że liberalna gospodarka się skończyła. Oczywiście można powiedzieć, że trafne były niektóre z jego decyzji dotyczące ograniczenia niesprawiedliwych przywilejów dla kapitału zagranicznego. Nie jest natomiast trafne doprowadzenie do sytuacji, w której państwo przejmuje więcej zobowiązań, niż musi. Z uwagi na katastrofę demograficzną w Polsce i tak nie unikniemy w przyszłości zwiększenia obciążeń budżetowych na rzecz rosnącej rzeszy emerytów. Ale właśnie dlatego nasze państwo nie powinno brać na siebie wszystkiego, a tak będzie po ostatecznej likwidacji OFE, co nastąpi w ciągu dwóch, trzech lat.
Wróćmy do polskiej sceny politycznej. Mamy oto dryfujący rząd i zagubioną opozycję. A to już zwiastuje znacznie szerszy kryzys. Czy winna jest jakaś głębsza systemowa niewydolność polskiej polityki? Gdzie popełniono błąd i jak go można naprawić?
Rozkład systemu będzie postępował bez względu na to, czy w najbliższych wyborach parlamentarnych będziemy mieli do czynienia z koalicją kordonową wszystkich przeciwko PiS, czy też z PiS samodzielnie rządzącym. Koalicja kordonowa będzie słabsza od tej dzisiejszej i raczej nie przetrwa czterech lat, z kolei rząd PiS przy obecnym prezydencie będzie zablokowany jego wetem wobec wszystkich istotniejszych ustaw. Grzechem pierworodnym jest tutaj nasza dwugłowa egzekutywa. Dziś bowiem w Polsce nie wystarczy wygrać wyborów do Sejmu i mieć większość w parlamencie. Aby efektywnie rządzić, trzeba jeszcze mieć urząd prezydenta. Głowa państwa może dość swobodnie działania rządu blokować i to już zresztą przerabialiśmy za czasów rządów premiera Buzka i prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Tu oczywiście kłania się zmiana konstytucji, która miałaby na celu ruch albo w stronę systemu kanclerskiego z pierwszym obywatelem odgrywającym rolę jedynie reprezentacyjną, albo odwrotnie: w kierunku systemu prezydenckiego. Nie przesądzam, który system jest lepszy, każdy natomiast wydaje się korzystniejszy od tego, jaki mamy teraz.
Drugim powodem rozkładu systemu jest wadliwa ordynacja wyborcza do parlamentu oraz sposób finansowania partii. Jestem zwolennikiem dotacji dla ugrupowań z budżetu, ale nie tych działających obecnie. Większość środków, jakie formacje otrzymują, idzie bowiem na propagandę wyborczą, a nie na przygotowanie do przejęcia władzy. PiS jest tutaj wyrazistym przykładem tego, jak pieniądze podatników są marnowane. Partia Jarosława Kaczyńskiego do ponownego przejęcia rządów przygotowuje się wszak od lat siedmiu, no i niech mi pan powie, kto będzie w rządzie PiS szefem MSW i co dokładnie zamierza zrobić, a kto będzie kierował MSZ i w jakim kierunku, a kto będzie ministrem gospodarki i jakich dokładnie zmian zamierza dokonać? Nic nie wiemy. Nie ma gabinetu cieni. Wszystko zdaje się zależeć od woli prezesa i układu frakcji.
Zresztą PiS wcale nie musi rządzić. Gdybym miał dziś obstawiać wyniki wyborów, to oceniam, że przy swojej dotychczasowej taktyce to ugrupowanie może mieć maksimum 200 posłów. To zresztą będzie kolejną z przyczyn destabilizacji polskiej polityki. Po raz pierwszy w naszej historii może bowiem dojść od sytuacji, w której partia, która wygra wybory, nie będzie w rządzie. PSL, typowane przez niektórych jako koalicjant PiS, będzie się bowiem obawiał konsekwencji ewentualnego mariażu. Jest bardzo mało prawdopodobne, aby formacja zawodowych polityków tak głęboko zakorzenionych w aparacie państwowym jak PSL zdecydowała się na związek z radykalnie antyestablishmentowym koalicjantem.
Być może właśnie miłość do władzy i stanowisk skusi w końcu Waldemara Pawlaka?
Nie, Pawlak nie zgadza się z Piechocińskim prawie w niczym z wyjątkiem jednego: koalicja z PiS jest niemożliwa. Przecież w czasach, kiedy z koalicji z PiS został wyrzucony po raz pierwszy Andrzej Lepper, bracia Kaczyńscy zrobili to tylko dlatego, że wierzyli, iż na jego miejsce wejdzie Pawlak właśnie. Efekt był taki, że po trzech tygodniach trzeba było Leppera znowu w nocy robić wicepremierem. Jedynym potencjalnym koalicjantem PiS jest dziś Kongres Nowej Prawicy, ale nie sądzę, aby taki sojusz był trwały. Najpierw zresztą KNP musi przekroczyć próg wyborczy, co wcale nie jest przesądzone. Do PiS mogliby też ewentualnie dołączyć różni posłowie uciekinierowie z innych partii, ale szanse na to nie są duże. Przypomnijmy tu słynne kuszenie posłanki Beger, które nie udało się w czasach, gdy i prezydent, i premier byli z PiS. Inna sprawa, że rząd kordonowy także będzie nietrwały. Jednym zdaniem: wchodzimy w epokę kilkuletniej destabilizacji, z której wyłoni się nowa scena polityczna Polski.
Czyli mamy przed sobą perspektywę kolejnych dryfujących rządów. Czy nie ma od tej perspektywy ucieczki? Czyżby jedynym rozwiązaniem była jakaś oddolna rewolucja?
Rewolucja raczej nie wchodzi w grę, bo większość Polaków jej nie chce. Radykalne zmiany oczywiście zapowiada PiS, ale w jego kierownictwie nie widzę ludzi zdolnych do ich przeprowadzenia. Warto przypomnieć, że jedynym konkretem instytucjonalnym, jaki PiS przeprowadziło, gdy miało władzę w latach 2005–2007, była likwidacja WSI i powołanie CBA. To były dobre zmiany, ale czy reformy służb specjalnych, nawet najgłębsze, mają wpływ na życie większości Polaków?
Znacznie ważniejsze są np. samorządy, w których postępuje proces degeneracji. Za chwilę odbędą się do nich wybory. Wielu prezydentów miast będzie w ich wyniku rządzić czwartą, a nawet piątą kadencję z rzędu – czyli przez szesnaście albo dwadzieścia lat. To oczywiście sytuacja patologiczna. Czy PiS jasno mówi, że to zmieni? Trzeba tu wprowadzić kadencyjność. Ale na razie żadna z głównych partii nie potrafiła z co najmniej z rocznym wyprzedzeniem zacząć kampanii, by rzucić realne wyzwania np. Majchrowskiemu w Krakowie, Grobelnemu w Poznaniu czy też Ferencowi w Rzeszowie.
Bardzo ważne będą najbliższe wybory prezydenckie, ale nie ze względu na to, kto je wygra, bo prezydent Komorowski reelekcję właściwie ma już w kieszeni, ale ze względu na to, kto zajmie drugie, a nawet trzecie miejsce
Tylko że ludzie nie znoszą partii politycznych. Wolą już wiecznych prezydentów.
Przecież nie trzeba koniecznie wystawiać posłów czy nawet zawodowych polityków. Trzeba tylko znaleźć kompetentnego człowieka i z użyciem środków danego ugrupowania rozpocząć kampanię z odpowiednim wyprzedzeniem. Tymczasem PiS w Krakowie wybiera sobie kandydata z łapanki, i to dwa miesiące przed wyborami. W efekcie biedny Marek Lasota zostanie najpewniej zgnieciony przez polityczną machinę Jacka Majchrowskiego. Nie można też z góry zakładać, że ludzie nie chcą partyjnych kandydatów. Wystarczy przecież spojrzeć na Gdańsk czy Warszawę, w której wiceprzewodnicząca Platformy Obywatelskiej jest na dobrej drodze do tego, by zwyciężyć już w pierwszej turze. Ludzie na pewno są zaś zmęczeni aktualnymi gospodarzami miast. Dowodzą tego liczne, coraz częściej kompromitujące ich referenda. Cóż jednak z tego, skoro nawet dla nielubianych samorządowców miejskich brak dziś realnej alternatywy, i to zwłaszcza ze strony opozycji. Trzeba sobie powiedzieć twardo: PiS jest źle zarządzaną partią i będzie za to karane.
Podobnie jak z wyborami samorządowymi ma się bowiem sprawa z wyborem prezydenta całego kraju. PiS wciąż nie ma kandydata. A potrzebuje kogoś, który zająłby mocne drugie miejsce i przegrał z niezwykle popularnym Komorowskim dopiero w drugiej turze. Jeszcze rok temu dobrze dobrany kandydat PiS być może mógłby nawet nawiązać realną walkę. Dziś jest już na to za późno. Prof. Gliński był dobrym pomysłem, ale tylko na jeden raz. Po tym, jak nie udało się zrobić z niego premiera technicznego, został już zużyty, należało go oddelegować np. do europarlamentu i znaleźć jakiegoś nowego Glińskiego, by odpowiednio wcześnie zacząć walkę o Belweder. Teraz zaś może dojść do tego, że PiS nie tylko przegra wybory prezydenckie, ale i nie będzie w stanie uzyskać w nich drugiego miejsca dla swego kandydata.
Z czasem jednak jakieś zmiany zajść muszą. Z czym wiąże więc pan większe nadzieje: z powstaniem nowych ruchów politycznych, czy też z powolną zmianą pokoleniową wewnątrz istniejących formacji?
Trudne pytanie. Dobrze byłoby zobaczyć nowe ugrupowania. To jednak byłoby możliwe, tylko gdyby obniżyć próg finansowania partii politycznych z budżetu, tak aby dostawały je już te mające choćby jeden procent poparcia. Wtedy takie ugrupowania jak PR, SP czy wcześniej PJN miałyby szansę przetrwania i poszerzenia poparcia. Ponieważ jednak na razie nie widać chętnych do ich szerszego wspierania, to stawiam raczej na zmiany pokoleniowe w istniejących formacjach. Na to jednak trzeba będzie poczekać. To kryzys rodzi nowe przywództwo, a w żadnej większej partii poza PO na razie kryzysu nie ma.
Bardzo ważne będą w tym kontekście wybory prezydenckie, ale nie względu na to, kto je wygra, bo prezydent Komorowski reelekcję właściwie ma już w kieszeni, ale ze względu na to, kto zajmie drugie, a nawet trzecie miejsce. To właśnie wybory prezydenckie często dawały impuls do powstawania nowych ruchów politycznych czy też pewnych ważnych przetasowań w ruchach już istniejących. Gdyby nie sukces Andrzeja Olechowskiego, pewnie nie byłoby Platformy Obywatelskiej.
Scena polityczna, którą mamy, nie jest nam dana raz na zawsze. Tylko że teraz, przy obecnym systemie finansowania partii, uruchamianie nowego ruchu bez kilkudziesięciu milionów na Kajmanach, tak jak to miało – prawdopodobnie – miejsce w przypadku Palikota, jest szaleństwem. A nawet i to nie gwarantuje sukcesu, co pokazują losy Twojego Ruchu.
Skoro „kryzys rodzi przywództwo”, to może odejście Tuska PO wręcz wzmocni? Pozwoli partii na nowe otwarcie i wyłonienie nowego silnego przywódcy, którym pewnie nie będzie Ewa Kopacz, ale ktoś nowy?
Tak może właśnie być. Donald Tusk przy wszystkich swoich atutach sam się bowiem z wolna zużywał. Wielu zdawało sobie sprawę z tego, że pod jego przywództwem dalsza dominacja ugrupowania może być zagrożona. Kopacz wydaje się natomiast faktycznie za słaba. Tworząc rząd, zdecydowała się na karkołomne godzenie starych frakcji, a nie na nowe, mocne otwarcie. Jej gabinet będzie więc coraz głośniej trzeszczał w szwach. Schetyna może się zaś zużyć w walce z Kopacz o schedę po Tusku. Skorzysta z tego ktoś trzeci, kto będzie miał dość sprytu i determinacji, by władzę pochwycić. A następnie poprowadzić partię w wybranym przez siebie kierunku. PO może więc paradoksalnie wyjść z tego kryzysu wzmocniona.
Redaktor „Nowej Konfederacji”
„Po raz pierwszy w naszej historii może bowiem dojść od sytuacji, w której partia, która wygra wybory, nie będzie w rządzie.” — Dla historycznego porządku przypomnę, że w 1991 wybory wygrała UD i z początku nie było jej w rządzie.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Jeżeli teraz mamy problemy z łącznością i komunikacją, to aż strach pomyśleć, jak będzie w sytuacji realnego niebezpieczeństwa
Czy Indie zmieniają bieg światowej polityki? Jak wyglądają relacje międzynarodowe z perspektywy jednego z najważniejszych graczy w Azji?
Jaką rolę odgrywają Indie w dynamicznie zmieniającym się ładzie światowym? Dlaczego ich pozycja w geopolityce Azji jest kluczowa dla przyszłości globalnych relacji międzynarodowych? Odpowiedzi na te pytania znajdziesz w najnowszej książce Shivshankara Menona byłego Sekretarza Spraw Zagranicznych Indii.
„Ostatni Etap” to nie tylko analiza polityczna – to także historia współczesnej Polski i jej miejsca na mapie świata.
Poszukujemy osoby na stanowisko ASYSTENT ZESPOŁU w wymiarze 8 godzin dziennie. Oczekujemy znajomości pakietu Office, dobrych zdolności organizacyjnych, samodyscypliny i zaangażowania
Dołącz do nas w debacie dotyczącej przyszłości Unii Europejskiej i roli, jaką może odegrać Polska. Wspólnie zastanowimy się nad kluczowymi wyzwaniami i możliwościami, które stoją przed naszą wspólnotą w nadchodzącej kadencji.
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie