Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Sprawa agenturalnej przeszłości profesora pokazuje nieustającą aktualność problemu niedokonanej dekomunizacji i lustracji.
Gdy przed rokiem opublikowaliśmy pierwszy numer „Nowej Konfederacji”, opierając go na tezie prof. Witolda Kieżuna o neokolonizacji Polski, pewien starszy o pokolenie kolega po fachu wyraził swoje zdziwienie. „Przecież on płynął w głównym nurcie PRL. Gdy inni się narażali, i płacili za to przynajmniej karierami, on dobrze żył z ówczesną władzą” – mówił.
Problemy, nie osoby Odpowiedziałem, że wiem o tym. Taka kariera w NBP, PAN, ONZ wymagała przecież w tamtych latach jakiegoś pójścia na układ z władzą. Kieżun był ewidentnym członkiem PRL-owskiego establishmentu, nawet jeśli z poszczególnymi jego członkami i frakcjami wchodził niekiedy w spory, a nawet konflikty. Jednak w „NK” zajęliśmy się neokolonizacją nie ze względu na postać profesora, ale ze względu na wagę jego tezy.
Znane i uznane w skali planety kredo amerykańskich dziennikarzy, aby „zawsze skupiać się na problemie, nie na osobie”, wciąż się w Polsce nie przyjęło. Mimo dramatycznego niedoboru elit na każdym kroku króluje u nas fiksacja na punkcie personaliów i cech indywidualnych, z prymatem tego, kto mówi, nad tym, co mówi.
Nie inaczej było i jest z prof. Kieżunem. Przez dobre dwie dekady pies z kulawą nogą nie interesował się (w świecie mediów) jego dorobkiem naukowym ani nim samym. Dopiero w ostatnich kilku latach były powstaniec został wypromowany na prawicy na szeroko rozpoznawanego bohatera bez skazy. Wiem skądinąd o różnych pomysłach na polityczne skonsumowanie jego legendy, i być może jest to jakieś, częściowe przynajmniej, wyjaśnienie tej kreacji. Na pewno wpisała się ona też w zapotrzebowanie na autorytety, zwłaszcza na sędziwych łączników z prehistoryczną już niemal – ze względu na skalę XX-wiecznej dewastacji naszego kraju – Polską przedwojenną.
Były autorytet moralny
Z tego punktu widzenia to oczywiście wielka szkoda, że Kieżun był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Tamiza”. Opublikowane przez Sławomira Cenckiewicza i Piotra Woyciechowskiego dokumenty zdają się nie pozostawiać tu żadnych wątpliwości. I jest to niezależne od intencji autorów i redakcji „DRz”, cokolwiek by o nich mówić. Oraz niezależne od różnych słabości samego artykułu. Natomiast reakcja profesora, niezborna i emocjonalna, co do zasady to potwierdza: oto kolejny, który „nie donosił, a jak nawet donosił, to nie szkodził”, a tak w ogóle to ograł SB i trzymał oficera prowadzącego w garści. Już to przerabialiśmy.
Oczywiście, nie znosi to innych zasług profesora. Diabeł tkwi też w szczegółach, owe setki kart z teczki „Tamizy” ktoś powinien dokładnie przestudiować pod kątem poziomu szkodliwości donosów i skuteczności rzekomej gry Kieżuna z SB. Nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że pójście na agenturalną współpracę z tajną służbą satelickiego wobec Moskwy państewka jest wielkim złem.
Wśród przedstawicieli dominującej w III RP, a wyrosłej w PRL generacji jest jeszcze wielu nieujawnionych eksagentów
Wieloletnia agenturalność dyskwalifikuje Kieżuna – przynajmniej w moich oczach – jako autorytet moralny. I kładzie się cieniem na jego karierze w czasach PRL. Inaczej mówiąc: jako osobowy wzór do naśladowania wcześniejszy bohater wojenny Witold Kieżun kończy się dla mnie wraz z rozpoczęciem pisania donosów do SB.
Dorobek pozostaje
Jednocześnie jednak nic się nie zmienia w kwestii intelektualnego dorobku profesora. Tak jak można spotkać dobrych lekarzy będących złymi ludźmi, tak twórczość intelektualistów przekracza ich cechy osobiste, a niekiedy nawet ich życie. Niedawna teza Kieżuna o neokolonizacji Polski po 1989 r. – sądzę, że najważniejsza w całym jego dorobku – pozostaje o tyle fundamentalną, o ile wciąż nieprzyswojoną diagnozą polskiej rzeczywistości.
I tu warto podkreślić, że po trzech latach od ogłoszenia tej tezy „Nowa Konfederacja” nadal jest jedynym w Polsce środowiskiem, które potraktowało ją serio, poddając krytyce i pochwale, robiąc stałym elementem analiz bieżącej rzeczywistości. Podczas gdy rozporządzające wielokrotnie większymi zasobami ośrodki ograniczały się do ogrania jej jako ciekawostki, robiąc jedynie sporadyczne wywiady „neokolonizacyjne” z Kieżunem (potem także z przedstawicielami „NK”).
Nie chodzi mi oczywiście o to, że ktokolwiek ma obowiązek z diagnozą neokolonialną się zgadzać. Rzecz w tym, że to teza tak wywrotowa, burząca tak wiele nawyków myślowych i hierarchii wartości, iż zasługuje na to, aby potraktować ją poważnie. I albo włączyć ją do codziennego myślenia, albo spróbować obalić. Tymczasem kreacji prof. Kieżuna na autorytet nie towarzyszył – poza „NK” – żaden znaczniejszy, widoczny namysł nad neokolonizacją. Znów: po pierwsze osoba, furda problem.
Co więcej, teraz dopiero, już po ujawnieniu agenturalnej przeszłości profesora, czytam u niektórych prawicowych publicystów, że oni się z diagnozami Kieżuna nie zgadzają. Naprawdę trzeba było ujawnienia materiału o „Tamizie”, żeby dojrzeć do takiej deklaracji?
Kreacji prof. Kieżuna na autorytet nie towarzyszył – poza „Nową Konfederacją” – żaden znaczniejszy, widoczny namysł nad jego tezą o neokolonizacji Polski
W „NK” po wewnątrzredakcyjnej dyskusji na ten temat byliśmy zgodni o tyle, że w sprawie neokolonizacji nic się dla nas po publikacji „Do Rzeczy” nie zmienia. I będziemy ten temat nadal drążyć, bo dwa poświęcone mu rozdziały z „Patologii transformacji” Kieżuna są co do istoty przełomowe, ale też dalece niewystarczające i pełne teoretycznych słabości. Tak więc „trzeba orać”.
Nie tylko Kieżun
Wracając natomiast do polskiej i prawicowej fiksacji na punkcie osób zamiast problemów i biografii zamiast tez, w sprawie prof. Kieżuna ma ona jeszcze dwa ważne wymiary. Po pierwsze, gdy to „nasz” okazał się agentem, część do tej pory jednoznacznie prolustracyjnych osób zaczęła powtarzać w obronie „Tamizy” argumenty rodem z „Gazety Wyborczej”. Zabrakło tylko epitetu „podłości”, fraz o „esbeckim szambie” i „wielokrotnie kserowanych świstkach”. Jakże smutny przykład moralności Kalego.
Drugi i ważniejszy aspekt jest natomiast taki, że sprawa prof. Kieżuna pokazuje nieustającą aktualność problemu niedokonanej dekomunizacji i lustracji. Gdyby nie to, mielibyśmy zapewne kwestię „Tamizy” dawno przedyskutowaną.
Co jednak istotniejsze, warto wciąż powtarzać, że polską przestrzeń publiczną ćwierć wieku temu zdominowało i wciąż w niej dominuje – nie przez wzgląd na kwalifikacje, ale na siłę zawłaszczenia – pokolenie dzisiejszych 60-latków. I stawiam dolary przeciw orzechom, że wśród przedstawicieli tej wyrosłej w PRL generacji jest jeszcze wielu nieujawnionych eksagentów. Każdy z nich – by pominąć tu wymiar moralny i skupić się na praktycznym – podatny na szantaż kogoś, kto akurat o „wielokrotnie kserowanym świstku” wie i ma pomysł, jak go wykorzystać. Z możliwymi marnymi skutkami dla nas wszystkich, gdy chodzi np. o dziennikarzy, i zgoła tragicznymi, gdy chodzi o polityków.
Tymczasem prawica głównego nurtu zachowuje się w sprawie prof. Kieżuna tak, jakby patrzyła na drzewo i nie widziała lasu. A generalnie, tak ochoczo walcząca między sobą o sprawy trzeciorzędne formacja zdaje się w pełni aprobować lub przynajmniej milcząco akceptować politycznie zaordynowane porzucenie agendy antykomunistycznej po 2007 r. Dopiero co był to rdzeń jej tożsamości i główny postulat polityczny. Teraz – sprawa marginalna, ponoć nieaktualna.
Konieczny ból
Czyżby? Patrząc choćby na problemy z lojalnością niektórych ukraińskich dowódców po rosyjskiej napaści, a teraz także na sprawę prof. Kieżuna, mam przeciwne zdanie. I twierdzę, że to kwestia elementarnej trzeźwości w ocenie i poczucia dobra wspólnego. „Długi cień PRL” ciągle nas spowija i będzie spowijał jeszcze przez wiele lat. Tylko prawda dekomunizacji i lustracji może nas od niego wyzwolić. To bolesna, ale wciąż konieczna operacja. I żeby nie było: piszę to jako trzydziestoletni antykomunista, który ma ojca z przeszłością w PRL-owskim wojsku (z epizodem w WSW) i w PZPR.
Tak, tak Polaczki, zaraz jeszcze wypiszecie bzdury, ze moze i święty Jan Paweł II wspolpracowal z SB. Tak durny jest nasz naród, ze łatwo oczernia bohaterów, niebawem to juz nikt nam nie pozostanie, bo wszyscy współpracowali-prawda jest taka, ze dopóki nie robili krzywdy innym to mogliby współpracować i z samym diabłem. Nie nam to oceniać, szkoda ze na NK ukazaliscie taki beznadziejny artykuł, jeszcze autor na koncu przyznaje sie kogo jest synem. Wstyd i hańba tyle o tym materiale, piszcie i oczerniajcie Kiszczaka, Jaruzelskiego ale nie Kiezunia, Woloszanskiego i wielu innych o których słyszałem podobnie…zajmijcie sie lepiej pisaniem o tym co bedzie a historie zostawcie w spokoju, bo jesli chcecie wiedzieć to każdemu łatwo doczepić ze był taki i owaki, tylko co nas to obchodzi to jego indywidualna sprawa, dopóki nie zrobił nikomu krzywdy swoim postępowaniem dla mnie ma usprawiedliwienie.
1. Nie wszyscy współpracowali. 2. To co autor napisał o swoim ojcu, nie dotyczy jego osobiście. 3. Komentarz Tomi, swoim poziomem przypomina „nawalanki” kiboli na onecie. Może tam by Pan się przeniósł.
1. Zgadzam się z tym, więc po co rozszarpywać niepotrzebne dyskusje o tym co było, lepiej zająć się obecnymi czasami i przyszłością – po Twojej odpowiedzi, sądzę, że jest Pan w podeszłym wieku i nie potrafi już Pan myśleć o przyszłości – JA reprezentuje młode pokolenie, widzę tę werwę, wizję i pomysły wśród ludzi młodych, których blokują takie niepotrzebne sprawy o tym czy ktoś współpracował czy nie
2. Dotyczy go osobiście, gdyż zapewne jeśli umiesz czytać i wyciągać wnioski, dorastał on w rodzinie, gdzie ojciec był wojskowym a czym było WSW i PZPR poczytaj na Wikipedii. Zatem mogę się przyczepić, dlaczego ktoś taki wypisuje bzdury o Panu Kieżuniu?
3. Mój komentarz dokładnie opisuje moje odczucia, a swoją pseudointeligencją możesz świecić przykładem na innych portalach.
Pozdrawiam Panie Wojciechu
Tomi
„I tu warto podkreślić, że po trzech latach od ogłoszenia tej tezy „Nowa Konfederacja” nadal jest jedynym w Polsce środowiskiem, które potraktowało ją serio, poddając krytyce i pochwale, robiąc stałym elementem analiz bieżącej rzeczywistości” – myślę, że warto tutaj włączyć także Nowe Peryferie, a i na łamach „Nowego Obywatela” dość regularnie pojawiały się podobne tezy, nawet jeśli nie zawsze odnoszone bezpośrednio do prof. Kieżuna, słowa „neokolonizacja” etc.
Po lekturze „doniesień” profesora z pierwszych 133 stron z opublikowanych 472 stron, stwierdzam, że oskarżanie go o cokolwiek byłoby krzywdzące. Ewidentnie grał z SB w umiejętną grę i wątpię aby kogoś naprawdę pogrążył.
Jeśli donosi to na narkomanów ze szkoły swojego syna (m.in. szkolnego dealera) lub na niechlujność sekretarki (zresztą agentki SB). Profesorowie współpracujący z Bieruniem, jeśli wcześniej mogli myśleć antykomunistycznie, to poszli po rozum do głowy. Ci z profesorów, którzy uciekli za granicę i widział się z nimi będąc na konferencjach np. w USA i Kanadzie, teraz cierpią prześladowania Zachodu i oceniani są jako potencjalni agenci komunistyczni… Jak pracownicy PAN oceniają akty prawne KC PZPR? Wszystkim się podoba, widzą świetlaną przyszłość. Jak oceniają bunty społeczne na problemy z mięsem? „w ostatnim tygodniu zmieniła się na korzyść atmosfera (…) przestała bulwersować ludzi”. Z czego są niezadowoleni pracownicy naukowi? Z niskich zarobków! BBC żąda wywiadu? Bieruń udziela i ocenia, że wydźwięk jest b. pozytywny dla Władzy. Reforma administracji? „opinia środowiska naukowego jest pozytywna”. Władza widzi, że reforma idzie źle, pyta co myślą w PAN – „sama reforma cenna ale przeprowadzona w sposób nerwowy”.
Facet świetnie lawirował. Well done.
Sprostowanie – oczywiście chodziło mi o Kieżunia – nie Bierunia ! Omyłka pisarska.
Będąc w lekkim szoku po przeczytaniu tej wiadomości na łamach „nowej konfederacji” ( prasę czytam sporadycznie ), a bardzo cenię prof. Kieżuna, postanowiłem przyjrzeć się sprawie bliżej. Po piewsze lustratorzy chyba nie bardzo zdają sobie sprawy z tego co zrobili. Sprawa współpracy Kieżuna z SB jest bardzo skomplikowana, rzeczywiście prof. Cenckiewicz o tym wspomina, a także, iż nie było jego intencją wdeptywanie w ziemię. Niestety, ale masy preferują proste, ostre sądy kategoryczne (typu bohater czy zdrajca),nie zwykły bawić się w niuanse. Tak więc doprowadzono do zniszczenia bardzo cennego mitu jakże potrzebnemu odradzającemu się duchowi narodu.
Taka jest moja opinia po zapoznaniu się z argumentami i kontrargumentami:
– Panowie lustratorzy opierają się wyłącznie na źródłach pisanych z punktu widzenia Służby Bezpieczeństwa – zwracają większą uwagę na akty symboliczne i deklaratywne niż na realne działania – scholastyczne podejście do dokumentów SB. Funkcjonariusze SB wg. nich to pruska armia, a przesłuchiwani zawsze mówią co myślą, jakby byli przywiązani do wariografu.
To, co mnie zdziwiło to infantylim niektórych zarzutów, np:
Cytat prof. Cenckiewicza z konferencji -„…to ja się głównie pochylałem nad dorobkiem naukowym prof. Kieżuna w okresie zwłaszcza Polski Ludowej, to mnie bardzo interesowało. Zważywszy ,że profesor uchodzi za super-specjalistę i wielkiego ekonomistę i zachęcam Państwa bardzo do tego żebyści czytali jego książki z okresu PRL-u. Tylko ostrzegam, że może to być dla Państwa równie duży dysonans jak lektura naszego tekstu. To sa po prostu bardzo często rozważania, próba pogodzenia koncepcji marksistowskich z koncepcjami indywidualnymi, czy zapożyczonymi z literatury anglosaskiej” – na litość boską, czy ktoś, kto chciał przeforsować jakąś koncepcję ekonomiczną/administracyjną w tamtych czasach powinienbył ją forować jako „wynikającą z marksizmu-leninizmu”, czy „zapożyczoną z kapitalistycznego zachodu” ?
Zupełnie poważne potraktowanie takiego 'donosu’ jak: „Przypuszczam – kontynuował w doniesieniu – że grubiaństwo Chrzanowskiego w stosunku do mnie ma związek z tym, że w ubiegłym roku na imieniny przekazałem Chrzanowskiemu w prezencie napisaną przeze mnie książkę, w której ostro skrytykowałem kler katolicki za jego wsteczne tendencje”. „Zbliżenie moje z nim w celu rozeznania go dla SB staje się problematyczne, niemniej nadal będę miał to na uwadze przy każdej okazji”.
Podkreślanie „lojalnej wobec gerenała postawy” w liście do Kiszczaka o przedłużenie ważności paszportu.
Zadziwiająca jest skrajność artykułu w „Do Rzeczy”, przedstawia prof. Kieżuna jako cynicznego potwora, bezwzględnie lojalnego wobec SB, który donosił nawet za granicą, „miał oczy dookoła głowy”. Nie biorą pod uwagę możliwości jakiejkolwiek gry, czy przekazywania fałszywych/bezużytecznych informacji, ani dodawania „od siebie” przez funkcjonariusza prowadzącego. Być może prawda lezy po środku, zapewne Kieżun próbował wpływać na SB dla osiągnięcia własnych celów. Ale artykuł jest skrajnie tendencyjny, niektóre zarzuty pisane patykiem po piasku, pozostałych interpretacji autorów nie jestem w stanie zweryfikować. Sprawę można było opisać bardziej rzetelnie i roztropnie, nie niszcząc przy okazji człowieka.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Program konferencji obejmował siedem paneli dyskusyjnych, koncentrujących się na priorytetach polskiej prezydencji w UE w kontekście Zielonego Ordokonserwatyzmu.
Jeżeli teraz mamy problemy z łącznością i komunikacją, to aż strach pomyśleć, jak będzie w sytuacji realnego niebezpieczeństwa
Czy Indie zmieniają bieg światowej polityki? Jak wyglądają relacje międzynarodowe z perspektywy jednego z najważniejszych graczy w Azji?
Jaką rolę odgrywają Indie w dynamicznie zmieniającym się ładzie światowym? Dlaczego ich pozycja w geopolityce Azji jest kluczowa dla przyszłości globalnych relacji międzynarodowych? Odpowiedzi na te pytania znajdziesz w najnowszej książce Shivshankara Menona byłego Sekretarza Spraw Zagranicznych Indii.
„Ostatni Etap” to nie tylko analiza polityczna – to także historia współczesnej Polski i jej miejsca na mapie świata.
Poszukujemy osoby na stanowisko ASYSTENT ZESPOŁU w wymiarze 8 godzin dziennie. Oczekujemy znajomości pakietu Office, dobrych zdolności organizacyjnych, samodyscypliny i zaangażowania
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie