Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Jest rok 1347. Europa, stojąca przed ciągłym zagrożeniem epidemią, ponownie wpada w czarną otchłań dżumy. Choroba powodowana przez bakterię Yersinia pestis, dociera na Sycylię jedwabnym szlakiem z Chin na pokładzie dwunastu galer genueńskich. Cała wyspa szybko zostaje zarażona. Galery płyną jednak dalej, od Genui i Wenecji, przez Pizę aż do Marsylii. Brzmi znajomo?
Z pierwotnego ogniska w Europie, czyli z Włoch, epidemia szybko przenosi się do największych miast zachodu, obejmując Francję, Hiszpanię, Portugalię, Wielką Brytanię, Niemcy i wreszcie docierając na północ Europy, dziesiątkuje Szwecję i Norwegię. Epidemii unikają ziemie rządzone przez króla Polski, Kazimierza Wielkiego (który udzielił w Polsce schronienia Żydom, obwinianym za epidemię w krajach zachodnich), północne Czechy oraz kilka mniejszych izolowanych krajów.
Choroba jest bezwzględna i niemożliwa do kontrolowania. Przenosi się na ludzi przez wszechobecne pchły, pijące krew zakażonych szczurów i gryzące ludzi (z czym jednak nikt choroby nie kojarzy). Postać płucna dżumy, przenosząca się drogą kropelkową, zabija zarażonego w ciągu dwóch dni. W postaci posocznicowej dochodzi do sepsy, której objawem jest martwica tkanek. Najczęściej kojarzymy jednak dżumę z formą dymieniczną, w której dochodzi do zainfekowania węzłów chłonnych, z czasem czerniejących i obficie broczących ropą. Nieleczona dżuma dymieniczna prowadzi w 50-80 proc. do śmierci, posocznicowa i płucna – w 100 proc.
W odpowiedzi na epidemie rodzi się więc nowoczesna medycyna, nadal ślepa i bezbronna w walce z mikrobami, ale coraz efektywniej sprawująca władzę nad obywatelami. Szczytem jej rozkwitu będzie ruch higieniczny, poprzedzający wynalazki szczepień i antybiotyków
Epidemia czarnej śmierci w XIV w. zabiła 30 procent populacji Europy – 20 do 50 milionów ludzi. Jej wynikiem były jednak ważne zmiany w systemie społeczno-kulturowym.
Wielka epidemia dżumy spowodowała, że świat europejski zaczął interesować się zdrowiem na szeroką skalę. Najszerzej idee zdrowia publicznego wprowadzały Włochy i państwa Europy Zachodniej. W 1348 roku, a więc w czasie trwania wielkiej zarazy, w Wenecji i Florencji powstały specjalne komisje, koordynujące działania przeciwmorowe. Później w XV wieku, ukonstytuowały się Rady Zdrowia, najpierw w Mediolanie, później we Florencji, by na przełomie XV i XVI w. zaistnieć w wielu miastach Hiszpanii, Francji i Anglii. W Polsce centralna instytucja do walki z zagrożeniem epidemicznym – Rada Nieustająca – powstaje dopiero w XVIII w. Do tego czasu ochrona ludności przed epidemiami pozostaje w gestii lokalnych samorządów.
W ten sposób w szerokim dyskursie pojawia się zupełnie nowe zagadnienie zdrowia publicznego, ważnego nie tylko dla jednostek, ale dla całej populacji. Powstają nowe instytucje nadzorujące zdrowie obywateli. Z czasem pojawia się też zupełnie nowy typ władzy. Jak zauważa francuski filozof Michel Foucault, jest to władza dyscyplinarna, podporządkowująca sobie ciało człowieka. Jako konsekwencja rozwoju społecznego wyłoni się też w końcu biowładza, sprawowana nad populacją.
W odpowiedzi na epidemie rodzi się więc nowoczesna medycyna, nadal ślepa i bezbronna w walce z mikrobami, ale coraz efektywniej sprawująca władzę nad obywatelami. Szczytem jej rozkwitu będzie ruch higieniczny, poprzedzający wynalazki szczepień i antybiotyków. To dzięki niemu miasta wyposażane są w kanalizację, biedota otrzymuje toalety (np. polskie sławojki). W Polsce z inicjatywy lekarza Józefa Polaka powstaje Warszawskie Towarzystwo Higieniczne. Oczyszcza się wody, likwiduje rynsztoki. Promuje się ruch i diety.
Wydaje się więc, że po setkach lat utraty kontroli nad zdrowiem, piłeczka jest znów po naszej stronie. „Naszych” zasila w końcu najsilniejsza dotąd wymyślona broń z chorobami: powszechne szczepienia i antybiotyki, za którymi stoi dostrzeżenie mikrobów i ich wpływu na zdrowie.
Szpitale, jeszcze w XVIII i XIX wieku kojarzone głównie z przechowalniami biedoty i umieralniami, dzięki odkryciu mikrobów i antyseptyce stają się instytucjami leczenia, ostoją czystości i porządku. Dzięki szerokiemu upowszechnieniu szczepień, z populacji znika wiele śmiertelnych dotąd chorób. W tym polio, na które pierwszą szczepionkę wynalazł polski lekarz Hilary Koprowski (konsekwentnie pominięty w najnowszej książce Jennifer Wright „Co nas nie zabije”).
W wojnie z chorobami jesteśmy dopiero na poziomie rzutu kamieniem w dzikie zwierzę. W 2015 roku w następstwie nowotworów zmarło w Polsce ponad 100 tys. osób. To ponad 270 osób dziennie
Następuje ogromna zmiana w obrazie choroby. Przodującą dotąd umieralność noworodków i rodzących kobiet zastępują choroby układu krążenia i nowotwory. Mikroby ustępują miejsca chorobom cywilizacyjnym. Wydaje się, że tym razem wygraliśmy (z pewnymi przerwami na HIV, epidemię grypy, ospy itp.). Przynajmniej na terenie szeroko pojętego Zachodu. Bo cholera i malaria, a nawet trąd i dżuma nadal będą zabijać miliony mieszkańców biednych rejonów świata. Razem z ebolą, odrą i głodem. Jednak nie z powodu braku leków, a m.in. z powodu biedy i w efekcie braku działających systemów ochrony zdrowia.
Ale czy na pewno wygraliśmy? Pierwszy kwartał 2020 roku przyniósł nam zupełnie nową epidemię wirusa SARS-CoV-2. Pierwszą na tą skalę od wielu lat, przynajmniej jeśli chodzi o efekt społeczny. Jej prawdziwego efektu w populacji chorych nie poznamy jeszcze przez wiele miesięcy. Gdy piszę ten tekst, ludzkość jest raczej na początku wielkiej bitwy niż na końcu. Medycyna, poza działaniem objawowym, jest na razie bezradna.
Codzienna wojna z niewidocznym wrogiem toczy się, i wiele wskazuje na to, że przewagę w niej mają sprzymierzone siły świata mikrobów. Powstanie antybiotyków i antyseptyki doprowadziło do uodpornienia się wielu bakterii, które, dostosowując się do naszych wynalazków, prędzej czy później – jeśli nie dojdzie do nowych, przełomowych odkryć w dziedzinie medycyny – dadzą o sobie znać na masową skalę. To samo może dotyczyć wirusów. Już dziś widać słabość, wynikającą z długiego procesu tworzenia nowej szczepionki. Czy najnowsza pandemia doprowadzi do istotnego przełomu w myśleniu o zdrowie publicznym, dzięki któremu w większym stopniu będzie się kładło nacisk na prewencyjne działania? Czy spowoduje wzrost nakładów na medycynę? To się dopiero okaże. Jeśli kryzys gospodarczy będzie głęboki, raczej nie ma co liczyć na cudowne ozdrowienie także polskiej medycyny i zasilenie jej wystarczającymi środkami. A nie mówimy tylko o wirusach czy bakteriach.
Patrząc bowiem jeszcze szerzej, w wojnie z chorobami jesteśmy dopiero na poziomie rzutu kamieniem w dzikie zwierzę. W 2015 roku w następstwie nowotworów zmarło w Polsce ponad 100 tys. osób. To ponad 270 osób dziennie. I oczywiście na walkę z rakiem przeznacza się co roku ogromne kwoty. Trwają nieustanne badania nowych leków – zwykle komercyjne. Jednak skala wydatków na „epidemię” nowotworów jest nieporównanie mniejsza niż aktualna akcja przeciwko wirusowi. I jak wiele wskazuje, z SARS-CoV-2 w końcu sobie poradzimy. A czy wyciągniemy z tego wnioski, jak nasi przodkowie po epidemiach dżumy i będziemy w stanie wykonać kolejny krok?
Autor korzystał z następujących źródeł:
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Sześciu liderów odegrało kluczową rolę w kształtowaniu nowego porządku, gdy dziedziczna arystokracja ustępowała miejsca przywództwu opartemu na zasługach. To opowieść o przełomowych decyzjach, politycznych starciach i transformacjach, które ukształtowały współczesny świat
Dobry lider to ten, kto łączy wizję z działaniem, a pewność z elastycznością. Jak radzi sobie z ryzykiem, presją i niepewnością? Sprawdź, co decyduje o skuteczności przywództwa!
Dziedzicząc świat, w którym dawne pewniki zostały unieważnione przez wojnę, na nowo zdefiniowali oni narodowe cele, otworzyli nowe perspektywy i przyczynili się do nadania nowej struktury światu doznającemu przekształceń
Niech małe narody nie popadają w rozpacz, jakby nie było dla nich żadnej nadziei, lecz niech równocześnie z rozwagą zastanowią się, na czym opiera się ich bezpieczeństwo!
Czy narody i państwa są śmiertelne jak ludzie? Wiemy, że mogą umrzeć – ale czy muszą umrzeć? Czy narody mają jakąś określoną siłę życiową i wyznaczoną długość życia, po której upływie zostają wymazane z powierzchni Ziemi, a ich państwa wraz z nimi?
Walka o to, kto ma być na wystawie głównej i w jakim charakterze jest sporem o symbole. Odgórny nakaz nie rozwiąże problemu. Jeżeli dojdzie do kompromisu, to żadna ze stron nie będzie w pełni usatysfakcjonowana, czekając okazji do przeciągnięcia sznura
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie